tag:blogger.com,1999:blog-65865454709522702872024-03-27T18:20:03.568-07:00Gdy wzywa cię księżyc..."Kto przebywa z wilkami, nauczy się wyć."Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.comBlogger32125tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-20398274289669175352014-11-01T07:28:00.004-07:002014-11-01T07:28:49.489-07:00Epilog.<h3 style="text-align: center;">
<i>''Kto przebywa z wilkami, nauczy się wyć.''</i></h3>
<br />
<i> Nazywam się Megan Forest. Byliście świadkami mojego wstępu w dziwny, tajemniczy i często niebezpieczny świat. Ciężko mi powiedzieć, czy to był najciekawszy okres w moim życiu, jednak na pewno go rozpoczynał. To początek zmian, które nawet ciężko mi opisać.<br /> Zyskałam i odzyskałam rodzinę. Odzyskałam, bo moi rodzice się zeszli i choć wciąż nie jest tak jak dawniej, wszystko idzie ku lepszemu. Przynajmniej w to wierzę. Oczywiście, przez zyskaną rodzinę mam na myśli stado.<br /> Wataha cały czas się ze sobą zgrywa, a z czasem zyskuje nawet nowych członków. W końcu również znalazła swoje terytorium, niezbyt duże, lecz wystarczające; pośród lasów, które dają poczucie wolności. Sfora stała się więc prawdziwą watahą z własnym miejscem na ziemi. Choć w sercach członków wciąż kwitnie poczucie, że gdzie stado, tam znajduje się ich dom. Z każdym dniem zżywamy się coraz bardziej i choć wciąż nawiedzają nas problemy, wspólnie potrafimy je zażegnać.<br /> Jeżeli chodzi o Nicka, oczywiście wciąż obdarzam go zaszczytem przebywania w swym towarzystwie. Również wciąż pracujemy nad naszą więzią, która nie jest już tak czysta jak przed moją ucieczką. Jednak, zyskała na prawdziwości. Poznajemy siebie nawzajem, odkrywamy powoli nasze sekrety.<br /> No bo hej, wiedzieliście na przykład, że przybrani rodzice Nicholasa wiedzą o tym, że jest zmiennokształtny? Nick wybrał się w podróż, bo sam bał się tego, kim jest. Poza tym chciał zanleźć swoich biologicznych rodziców, co do tej pory nie przyniosło efektów.<br /> Earl, na ten przykład, była wpadką przygodnej nocy, o czym dowiedziała się dopiero niedawno. Początkowo dość mocno się tym przejęła, jednak Jeremy wybił jej te myśli prędko z głowy; tak, wciąż są razem i stają się coraz bardziej nieznośni.<br /> Nie będę rozwodzić się na temat każdego członka stada z osobna, poza tym, hej, to w końcu moja historia! Powiem tylko, że Sara oczywiście również przeniosła się za Mattem. Choć w głębi serca mam nadzieję, że zrobiła to trochę z mojego powodu. Dodatkowo, Seth zainteresował się pewną sprytną, żywiołową waderą o imieniu Lisa. Jest wspaniała, aż ciężko ją opisać, po prostu - wszyscy uwielbiają Lisę.<br /> Ale wróćmy do mojej skromnej osoby. Wciąż poszukuję siebie, często trochę po omacku, jednak bezustannie nad tym pracuję i wydaje mi się, że przynosi to jakieś efekty. Cóż, naprawdę mam taką nadzieję.<br /> Oczywiście, pozostało wiele niewiadomych. Na przykład, Charlie postanowił nie szukać swej przeszłości, choć czasami wygląda, jakby się nad tym zastanawiał. Wciąż nie wiadomo również, czy Nicholas starzeje się jak zwykły człowiek, ma wydłużone życie, czy też jest nieśmiertelny. Ten problem z kolei mi samej spędza sen z powiek. Kiedyś rozmawiałam o tym z Jeremym i okazało się, że również się tym martwi, względem Earl, oczywiście.<br /> Są rzeczy, które może pokazać tylko czas. Czas ma we władaniu wszystkich, nawet nieśmiertelnych. Nie ogranicza długości ich życia, ale niezaprzeczalnie zmienia, ma na nich wpływ. Jak na każdego z nas. Trzeba się z tym liczyć.<br /> Och, ale to nie jest takie ważne. Ważniejsze, że wciąż jesteśmy razem i pomimo lepszych i gorszych okresów potrafimy dać sobie radę. Wspólnie. I chociaż jutro potrafi przewrócić życie do góry nogami, wiem, że zawsze wyjdziemy z tego obronną ręką.<br /> Cieszę się, że byliście przy tym ze mną. I życzę Wam tyle samo szczęścia, ile mam ja.</i>Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com149tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-77506289815101700582014-10-31T13:34:00.001-07:002014-10-31T15:23:43.769-07:00Rozdział XXVII. Poza niewyraźnym mamrotaniem, połączonym z ohydnymi dźwiękami mlaśnięć rozmiękłych ust, zdołała usłyszeć tupot łap i warczenie. Chwilę przed tym, jak martwa dziewczyna została z niej zrzucona siłą rozpędu pastelowej błyskawicy. Wilkołaki były bardzo silne. Istniały jednak stworzenia zdecydowanie od nich silniejsze. Jednym z nich był właśnie ten stwór.<br />
Przekazała swoje myśli wilczą mową; była zdecydowanie krótsza od tej ludzkiej. Reid początkowo jej nie posłuchał, jednak na kilka stanowczych warknięć w końcu odskoczył od stwora. Wilkołak często dawał się ponieść i choć długo targały nim emocje, szybko odzyskiwał zdrowy rozsądek. I na szczęście tym razem potrafił go użyć.<br />
Jasny wilk stał między Megan, a martwą dziewczyną. Był gotowy do kolejnego skoku. Stwór podniósł się niezgrabnie, spoglądając na nich pustym wzrokiem, po czym zaczął krzyczeć. Był to naprawdę okropny dźwięk. We wrzasku przechodzącym w pisk słychać było udrękę, wściekłość i miliony innych uczuć, których dziewczyna nie mogła zidentyfikować przez zbyt głośny dźwięk. Zakryła dłońmi uszy; Reid swoje skulił już dawno.<br />
Po tym potwór wywrócił się, pełznąc w kierunku brzegu jeziora. Wilk chciał zaatakować, jednak szatynka powstrzymała go stanowczym ruchem. Patrzyli, jak stworzenie wczołguje się w ciemne, wodne odmęty, zostawiając po sobie naruszoną taflę wody i trupi odór.<br />
Stali tak chwilę, wpatrując się w jezioro, jednak nic się nie wydarzyło. Na tę chwilę, stwór odszedł. Megan przykucnęła, gładząc wilka po sierści na głowie i karku. Wilkołak zerknął na jej uśmiechniętą twarz, parsknął i odszedł. Był zirytowany i naburmuszony. Nie zdziwiło jej to.<br />
- I tak dziękuję, Reid. Jak zawsze niezawodny.<br />
Mimo iż poszedł przodem, dziewczyna w drodze do leśniczówki ciągle widziała majaczącego parę metrów od niej wilka. Chłopak miał zadatki na niezłego bohatera, gdy miał taki kaprys. Wyszczerzyła się zadowolona na tę myśl. Przed leśniczówką stało już całe stado.<br />
- Co to było, do cholery?! Co wyście tam znaleźli? - zapytał wyraźnie zbity z tropu Matt.<br />
- Już mówiłem. Topielica - burknął pod nosem Charlie.<br />
- To było przerażające. Ten wrzask, znaczy się - zauważył Dorian. - Aż sierść na karku się jeży.<br />
- Naprawdę, musicie dyskutować akurat tutaj? Wejdźmy w końcu do środka - rzekł zrezygnowany Seth. Właśnie mogła stracić życie, ale ich widok zawsze strasznie poprawiał jej nastrój. W sumie mimo wszystko była jakaś wesoła. Pewnie dlatego, że przede wszystkim znajdowała się w domu.<br />
Opowiedziała wydarzenia znad jeziora przy akompaniamencie pomruków Reida. Oczywiście później zrobił awanturę, jednak tego chyba nie musi przytaczać. Każdy mniej więcej wie, jak to wygląda. Co najgorsze to on zawsze wychodzi na swego rodzaju wariata, kiedy po prostu się o wszystkich martwi. Ale mówi to wariatka, która poszła na spotkanie z Martwą Dziewczyną; nazwa się przyjęła, głównie za sprawą Reida.<br />
- Dobra, spokój. Ważne, że nikomu nic się nie stało - odezwał się Seth, widocznie zmęczony sytuacją.<br />
- Przynajmniej mamy informacje. To topielica. Topielice to ''słabsze'' wersje utopców, no i to tylko kobiety. Mimo tego, że nie są tak inteligentne jak utopce, są równie silne i strasznie zawzięte. Tylko, że to się do końca nie wpisuje tak, jak powinno w legendy. No i topielice nie występują w wodach zamieszkanych przez wodniki, chociaż ludzie często mylili wszelkie topielce z wodnikami. To demony opiekuńcze, czasami trochę złośliwe, ale jednak. Przynajmniej dalej pozostajemy w kręgu mitologii słowiańskiej... - Charlie zamyślił się. Mimo, że trwało to dość długo, nikt się nie odezwał. Brunet zdjął z szafki jedną ze starych, grubych ksiąg, przyniesioną z piwnicy. - Istnieją, bardziej legendy, niż podania, mówiące o kryształowych domach wodników na dnie jeziora. Właściwie najprawdopodobniej lodowych, ale mniejsza z tym. Wodniki mają tam więzić dusze utopionych ludzi. Legendy nigdy nie zostały potwierdzone, ale jeżeli nasz stary wodnik zwariował i zaczął topić ludzi...<br />
- Mógł przetrzymywać tam dusze tych dziewczyn - odezwała się Megan. - Ciężko było to zrozumieć, ale ona mówiła chyba ''pomóż mi''. Po prostu... Mam takie wrażenie.<br />
Tuż przed otworzeniem się drzwi usłyszała cichy szmer. Również zapach nie dał wcześniej znać o przybyciu gościa. Co jak co, ale szlachetne wilki są naprawdę imponujące.<br />
- Właściwie, przetrzymuje. I ciało jednej z nich. Dwa pozostałe właśnie wyławiają z jeziora - oświadczyła Zoe, wchodząc do leśniczówki. - Och, jeszcze jedno. Michael już poszedł. Jak zwykle, nawet się nie pożegnał. Ale lepiej zajmijcie się teraz tymi trupami.<br />
- Jak zwykle bezpośrednia - rzuciła Megan, uśmiechając się do brunetki, która wzruszyła ramionami.<br />
- Zoe, wiesz może, czy wodnik może kontrolować topielicę? - zapytał Dorian, wciąż marszcząc brwi. <i>Chyba tak mu już zostanie. Pierwszy raz widzę, by ktoś tyle dni marszczył brwi.</i><br />
- Nie mam pewności, ale jeżeli mieszka w jego zbiorniku, a tym bardziej zginęła z jego ręki, myślę, że jest to wielce prawdopodobne.<br />
- To by naprawdę wiele wyjaśniało. Co prawda wodniki tak nie robią, ale ten jest stary i szalony.<br />
- I... Zapewne samotny - stwierdziła w zamyśleniu Megan. Jej myśli były dziś strasznie chaotyczne. Jednakże, ponownie czuła jak ważne jest dla niej to stado. - Nikt już nie wierzy w stworzenia z legend. A wydaje mi się, że to naprawdę wiele zmienia.<br />
- Jestem gotowy zaryzykować z tą teorią, Seth. To najlepsze wytłumaczenie, na jakie trafiliśmy od samego początku tej sprawy - stwierdził Charlie, spoglądając na Alfę. - Wodnik powoli zaczynał szaleć, być może obudził się ze snu i w końcu zaczął mordować ludzi. Postanowił masowo kolekcjonować dusze. A że wodniki same w sobie nie są szczególnie pracowite, znalazł sobie służącą.<br />
- Dobrze, tylko pozostaje pytanie - co mamy z tym zrobić?<br />
- Nikt nie poluje na wilczym terytorium - warknął Reid, stojąc z boku ze skrzyżowanymi ramionami.<br />
- To oczywiste.<br />
- Nie powinniśmy zostawiać duszy tej dziewczyny pod jego kontrolą. I nie tylko tej, którą zamieniono w topielicę. To... Nie wypada - stwierdził Dorian, wyraźnie zmartwiony całą sytuacją.<br />
- W takim razie wystarczy jedynie zabić Wodnika, racja? Mogę to zrobić choćby w tej chwili - stwierdził Reid.<br />
- To nie takie proste. Jeżeli go zabijemy, to albo dziewczyna zostanie uwolniona, albo całkowicie przepadnie. Teraz jest zniewolona, ale prawdopodobnie jeszcze nie do końca zwariowała. Mimo wszystko to jedyny sposób, jaki przychodzi mi do głowy. - Charlie wciąż rozważał możliwe wyjścia, wpatrując się w drewnianą podłogę salonu. - Zakładając, że przyjmiemy ten plan, trzeba jeszcze jakoś go stamtąd wywabić.<br />
- Po mnie wyszła topielica. Ponadto raczej ciężko byłoby ją zatrzymać, jest naprawdę strasznie silna. I okropnie cuchnie, bądźcie na to przygotowani - powiedziała Megan, krzywiąc się. Zauważyła, że Reid również potarł nos.<br />
- Masz na to jakiś pomysł, Charlie? - Seth zerknął w stronę krzywiącego się bruneta.<br />
- Średnio. Mogę jedynie przypuszczać, że działa na nią jakiś rodzaj drewna bądź metalu, prawdopodobnie srebro. Jedyne podania to te z różańcem, niegdyś wszelkie topielce były bardzo popularne, na całym świecie, mimo wszystko jak zawsze jedyną bronią była wiara. Przypuszczam zresztą, że ciężko to ścierwo zabić, stąd tak niewiele podań. Nieważne. W każdym razie, wtedy różańce robiono z drewna, czasami dodawano krzyżyk z jakiegoś rodzaju metalu. Nie bardzo orientuję się w drewnie, natomiast na większość wodnych stworzeń działa srebro, zgadza się, Zoe?<br />
- Zgadza, z tego co wiem - odparła siedząca z boku wilczyca, przyglądając się uważnie swoim paznokciom.<br />
- To się robi zbyt skomplikowane - burknął pod nosem Jeremy.<br />
- W dodatku nic nie jest pewne.<br />
- To kwestia podejmowania ryzyka. Choć ryzyko trzeba kontrolować - rzekła Zoe, nie przerywając czyszczenia paznokci.<br />
- Więc je podejmijmy. Mam dość czekania. - Reid przestąpił z nogi na nogę, rozkrzyżowując ręce.<br />
- Lepsze ryzyko, niż siedzenie i dyskusje.<br />
- Nie chcę, żeby ktoś jeszcze ucierpiał.<br />
- Ja też nie.<br />
- A tym bardziej ja. Naprawdę współczuję tym dziewczynom...<br />
- Stado postanowiło, jeżeli jesteś w miarę pewny tej teorii, Charlie, to jutro wieczorem się z tym rozprawimy. - Seth zerknął na zebranych, ostatecznie pozostawiając swe spojrzenie na twarzy wysokiego bruneta.<br />
- Uważam, że srebro powinno zadziałać.<br />
- Ale dlaczego mamy czekać do jutra? Im szybciej się tym zajmiemy, tym lepiej - stwierdził blondyn, ponownie przestępując z nogi na nogę.<br />
- Tylko kontrolowane ryzyko jest w porządku. Poza tym wątpię, żeby topielica miała się dzisiaj zjawić. Jest tępa i zniewolona, ale również odczuwa strach, a wilkołakom jednak daleko do słodkich piesków. I my również musimy najpierw opracować jakiś plan.<br />
- To będzie dłuugi wieczór - westchnął Reid, opadając z sił.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
<br />
Gdy Megan wyszła z leśniczówki, była kompletnie wyczerpana. Szła sama, bo Zoe zwinęła się w trakcie ich planowania, obwieszczając przy okazji, że Micheal prawdopodobnie nie odwiedzi ich stada w najbliższym czasie.<br />
- Z natury mamy kiepskie maniery, on szczególnie, pewnie nawet przez myśl mu nawet nie przeszło, żeby się pożegnać. Dodatkowo średnio za sobą przepadamy, więc szybko ulatnia się po naszym ewentualnym spotkaniu.<br />
Zoe i Michael byli dziwnym rodzeństwem. Nie potrafiła zrozumieć ich relacji. Pewnie jednym z powodów było to, że Megan była jedynaczką. Właściwie, nie utrzymywali nawet większego kontaktu z resztą rodziny, więc siłą rzeczy nie za bardzo orientowała się w tego typu więzach.<br />
Niedługo przed wyjściem z lasu poczuła znajomy zapach i ujrzała równie znajomą sylwetkę, skrytą nieco w cieniu. Uśmiechnęła się lekko, podchodząc do chłopaka i po prostu się przytulając. Nicholas objął talię szatynki, kładąc brodę na jej głowie.<br />
- Mam pewną sprawę do załatwienia. Chociaż wolałbym teraz nie wyjeżdżać - mruknął, robiąc palcami małe, ale bardzo rozpraszające kółeczka po bokach dziewczyny.<br />
- Nie martw się, stado sobie poradzi. Już raz mnie uratowałeś, teraz pozwól wykazać się komuś innemu. - Mrugnęła do niego rozbawiona. - Co to za sprawy?<br />
- Rodzinne. Wolałbym zająć się osobiście ratowaniem. Oczywiście dlatego, że liczę później na wyrazy wdzięczności. - W oczach Nicka pojawił się szelmowski błysk. Cóż, może jednak nie pozwolę mu jechać...<br />
- Musimy w końcu porozmawiać o takich rzeczach, Nick. Ale to nie jest dobry czas. Obiecuję, że nie będę nikomu przesadnie wdzięczna. Długo cię nie będzie?<br />
- Kilka dni, jak najkrócej, mam nadzieję. Co to w ogóle jest?<br />
- Oszalały wodnik zniewalający dusze nastolatek i topielica. Nic niezwykłego.<br />
- Daj znać od razu, jak się z tym uporacie. Tylko nie zapomnij.<br />
- Nie zapomnę.<br />
Żegnali się niezbyt długo, jednak Megan od razu poczuła brak zmiennokształtnego. Odprowadziła Nicholasa tęsknym wzrokiem. Wciąż nie wszystko było między nimi w porządku, starali się ze sobą rozmawiać i nad tym pracować. Nicholasowi bardzo ciężko przychodziło otwieranie się na innych, nie napierała więc przesadnie. Poza tym, mieli czas.<br />
<br />
<br />
Późnym wieczorem, właściwie koło północy, Megan ponownie przechadzała się brzegiem jeziora. Nie byli pewni, czy topielica ponownie da się nabrać, jednak nie chcieli wysyłać do tego zadania Sary czy Earl; z nich wszystkich to Megan była najbardziej wytrzymała.<br />
Tym właśnie prostym sposobem dziewczyna paradowała - po raz drugi - w pożyczonych od Sary, lecz tym razem również od Earl ubraniach i dodatkowo krótkiej, rudej peruce. Tak, Megan również nie udało się dokładnie ustalić, po co jej przyjaciółce peruka. Grunt, że ostatecznie się przydała. O ile Martwa Dziewczyna znów ruszy na polowanie.<br />
A na to nie trzeba było zbyt długo czekać. Potwór wyjrzał z wody, chowając się między trzcinami - o czym Megan wiedziała dzięki czułemu słuchowi - po czym naprawdę cicho zaczaił za plecami nastolatki. Co oznaczało, że Martwa Dziewczyna jednak potrafiła się czegoś nauczyć. To sprawiało, że musieli działać bardzo szybko.<br />
Megan odwróciła się szybko, głośno krzycząc. Topielica zagulgotała, ponownie przygniatając ją do ziemi. Zgodnie z zaleceniami Charlie'ego trzymała się w miarę daleko od zebów stworzenia - wilkołacze palce zwykle nie odrastały.<br />
Po raz kolejny stworzenie zostało zrzucone z szatynki, lecz tym razem smuga nie miała pastelowej barwy, zaś była bunatna, praktycznie czarna. Zaledwie chwilę potem nad wodę przybyły pozostałe wilkołaki; niektóre w zwierzęcej formie, inne zaś jako ludzie ubrani w grube rękawice.<br />
Tak naprawdę, nawet przez taką izolację wilkołaki w pewien sposób czuły srebro łańcuchów, którymi próbowały owinąć topielicę. Czuła to w tej chwili na sobie, przez znajdujący się w kieszeni płaszcza, srebrny sztylet. Potwór wył i miotał się. Z czasem ruchy słabły, jednak udręczone dźwięki przybierąły na sile, co było naprawdę rozpraszające. I przede wszystkim niemiłosiernie raniło czułe wilcze uszy; nos już dawno przestał im działać.<br />
Czekali, nawet przez chwilę nie tracąc czujności. Megan zastanawiała się, czy srebro na pewno zadziała na wodnika. Udało się z topielicą. Nie było jednak gwarancji, że poszczęści im się przy wodniku, który prawdopodobnie był jeszcze silniejszy od topielicy.<br />
W pewnym momencie, dokładnie na środku jeziora, tafla wody zmarszczyła się. Mięśnie wszystkich wilków spięły się jeszcze bardziej. Powoli, gdzieś z głębin wyłaniało się dziwne stworzenie. Wpierw jedynie wychynęło z wody, zbliżając się ku nim niczym przyczajony krokodyl. Gdy niski potwór znalazł grunt pod nogami, majestatycznie ukazywał im pełnię swego wyglądu.<br />
Wodnik wyglądał jak połączenie żaby i starca, choć bliżej było mu do żabiej aparycji. Miał rzadką, długą brodę, która kojarzyła się Megan z mistrzami wschodnich sztuk walki. Jego ślizga skóra miała barwę mułu, a przynajmniej na to wyglądało przy wątłym świetle księżyca. Żabie oczy zwróciły się w ich kierunku. Tylko w nich dostrzegalny był obłęd. Szeroki, żaby pysk rozchylił się, ukazując różowy język.<br />
- Przeszkadzać. Zostawić moje sługi, zły wilk.<br />
- To nie jest twoja służąca. Jeżeli ją chcesz, sam musisz po nią przyjść - odpowiedział Seth, wciąż stojąc rozluźniony, mimo nieprzyjemnego, skrzekliwego głosu wodnika.<br />
- Źle. Sqarkkauuqs ma sługę. To ta. - Uniósł swoją chudą rękę; pomiędzy palcami miał błonę. - Wy ją oddać.<br />
- Przyjdź po nią i sam ją weź.<br />
Wodnik zauważalnie stał się jeszcze wścieklejszy. Machnął grubym ogonem, rozwinął płetwę na plecach i ruszył w ich kierunku. Gdy znalazł się na brzegu, nagle wykonał dwa wielkie susy na czterech kończynach i złapał Setha za brodę, kalecząc opalone policzki chłopaka. Wilki zaczęły warczeć, lecz na wyraźny sprzeciw Alfy pozostały na swoich miejscach.<br />
- Bezczelny wilk. Ja wziąć co moje. I ją też. - Spojrzał w kierunku Megan. Spięła się bardziej, zmieniając wyraz twarzy ze złości na strach.<br />
Zrozumiała coś. Wodnik najwidoczniej dalej nie zdawał sobie sprawy z tego, że Megan również jest wilkołakiem. Pachniała - względnie - jak człowiek, zauważyła również, że wodnik dziwnie mruży oczy, co mogło oznaczać, że nie widzi zbyt dobrze. W dodatku był obłąkany. Charlie także to zobaczył, więc przekazał to reszcie serią cichych warknięć.<br />
- Cicho być, zły wilk - żachnął się wodnik, słysząc dźwięki wydawame przez brunatnego wilkołaka. - Oddać mi dwie sługi, to przeżyją.<br />
- Dobrze, weź je - odparł sztywnym głosem Seth.<br />
Wodnik wyglądał na szczęśliwego. Był bardzo pewny siebie, co nie wróżyło najlepiej. Zostawił wilkołaka w spokoju, podchodząc do sztywno stojącej Megan. Wilgotne dłonie zacisnęły się na szyi dziewczyny. Reid warknął, kucając bliżej ziemi i obnażając kły.<br />
- Cicho. Puścić sługę, inaczej umrzeć.<br />
- Wypuście topielice - rozkazał gardłowo Alfa, spoglądając na wodnika prawie w pełni wilczym spojrzeniem.<br />
- Dobry wilk. Ty musieć iść ze Sqarkkauuqs do Aquutiank. Czyli musieć paść.<br />
Seth zaatakował wodnika, gdy tylko uścisk na szyi Megan się wzmocnił. Sqarkkauuqs zareagował natychmiastowo, odwracając się w stronę wilkołaka i przecinając mu pierś pazurami. Megan wyszarpnęła sztylet z kieszeni, wbijając jego ostrze w kark wodnika, po samą rękojeść. Rozpruła stworzenie na całej szerokości kręgosłupa.<br />
Wodnik skrzeczał, zwijając się z bólu. Skóra, której dotknęło srebro poczerniała i wyglądała na przypaloną. Megan puściła sztylet, sama ledwo powstrzymując skowyt - nie chciała rozpraszać sobą reszty. Seth wbił swój nóż prosto w czoło wodnika. Jego ciało drgnęło kilkukrotnie, po czym całkowicie znieruchomiało.<br />
Również topielica zaczęła się szarpać, jednak szybko znieruchomiała, wydając spomiędzy opuchniętych ust ostatnie, ciche westchnienie. Nie byli pewni, co stało się z duszami dziewczyn, jednak, jak powiedziała dziewczynie Zoe, powinny być wolne. Jeszcze chwilę każdy z wilkołaków wstrzymywał oddech. Megan przerwała ciszę niezbyt głośnym piskiem z głębi klatki piersiowej.<br />
Musiała mówić, że stado zareagowało tak, jakby była śmiertelnie ranna?<br />
<br />
<br />
- Szkoda, że już odchodzisz - powiedziała Megan, spoglądając na Zoe ze szczerym smutkiem.<br />
- Już czas. I tak długo tu zabawiłam, uwierz. Rozwiązaliście wczoraj sprawę z wodnikiem, całkiem sprawnie z tego co słyszałam.<br />
- To było sprawdzenie, prawda? Czy w ogóle jesteśmy stadem?<br />
- Nie zaprzeczę. Ale jesteście, nie potrzebujecie nadzoru. W dodatkowo bardzo uroczym stadem. Naprawdę, nigdy nie widziałam tak rozkosznych wilczków.<br />
- To chyba nie brzmi tak dobrze, jeżeli mowa o wilkołakach - stwierdziła rozbawiona Megan.<br />
- Może i nie. No, idę. Aron zapewne już przebiera nogami. - Teraz to Zoe była rozbawiona.<br />
- Na pewno tęskni. Zresztą, śmiem twierdzić, że ty również.<br />
- Dla mnie czas ma inną miarę. Choć nie zaprzeczę, lubię spędzać z nim czas. To jeden z niewielu wilków, którymi muszę zajmować się niczym zbłąkanymi szczeniętami.<br />
- Czasami jesteś naprawdę niemiła. Ale fakt, to dobry Alfa. - Telefon Megan zadrżał w kieszeni spodni. Zapewne Nick odpisał na SMS-a.<br />
- Nawet bardzo dobry. Bycie Przywódcą to naprawdę ciężka rola. Och, staję się sentymentalna. Na każdą z nas ktoś czeka. Dbaj o rękę. Blizny zostaną, ale dzięki tej maści nie będą aż tak widoczne.<br />
- Żegnaj, Zoe. Będę tęsknić.<br />
- Żegnaj, Megan. Jestem pewna, że jeszcze kiedyś się spotkamy.<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
______________________________</div>
<br />
<br />
<br />
<br />
Właśnie tak, moi drodzy. To ostatni rozdział na tym blogu, pozostał jeszcze Epilog, który mam nadzieję wstawić jutro. Dokładnie cztery lata temu został dodany wstęp, który później zamienił się w Prolog; jej, jak ten czas leci! Naprawdę Wam dziękuję, że ze mną byliście. To kończy pewien malutki etap w moim życiu. Dziękuję za wytrwałość i przede wszystkim przepraszam za wszystko. Za tak długi okres czekania. Za często słabą jakość rozdziałów, by nie rzec całej historii. Uprzedzam - rozdziału powyżej nie czytałam. Przepraszam, po prostu mam za sobą drugi tydzień, gdzie nie mam nawet jednego wolnego dnia w szkole, a czeka mnie jeszcze trzeci pod rząd. Może go poprawię, może nie; naprawdę ciężko mi powiedzieć. W każdym razie, mam nadzieję, że spędziliście tu miły czas. ;P<br />
Po prostu dziękuję.Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-76375402049576013342014-04-12T16:07:00.001-07:002014-04-12T16:08:58.990-07:00Rozdział XXVI.<i>Oczami Reida.</i><br />
<br />
- Mógłbyś nam pomóc. Pozwalamy ci przebywać na naszym terytorium, co więcej mieszkasz w naszym domu i ogólnie się u nas żywisz. Giną ludzie, do cholery! Okaż trochę empatii.<br />
- Reid, spokój - mruknął Seth.<br />
- Jak mam być spokojny w takiej sytuacji. Może i jesteście szlachetnymi, ale nie upoważnia was to do skazywania zbłąkanych nastolatków na śmierć!<br />
Reid czuł niepohamowaną wściekłość. Jak ci cholerni arystokraci w ogóle mogli robić coś takiego. To jakaś głupia próba, czy jak? Czemu miała dowieść? Przecież wiadomo, że nie byli idealnym stadem. Ale sobie radzili. Fakt, po uporządkowaniu hierarchii czuł się w sforze lepiej, większość wskoczyła na właściwe sobie miejsce, to był plus przybycia Michaela. Co nie znaczyło, że nie mógłby się choć trochę im odwdzięczyć. Zresztą podobnie jak tamta wilczyca. Z drugiej strony, to chyba ona opiekowała się Meg...<br />
- To nie jest moja sprawa, tylko stada. Ja do niego nie należę. A jeżeli chodzi o ludzi, cóż... Nieszczególnie interesuje mnie ich życie. I tak umrą. - Wilk wypowiedział te słowa tak wypranym z emocji głosem, że sami historyczni tyrani mogliby się zawstydzić.<br />
- W takim razie sami do tego dojdziemy!<br />
Blondyn wypadł z leśniczówki, niemal zdzierając z siebie ubrania i przemieniając się w wilka. Może wiatr nie zwieje mu ciuchów. Zresztą, akurat teraz nie bardzo go to obchodziło. Musiał się wyładować, pobiegać, może zagryźć jakiegoś szaraka. Biało-pastelowa smuga przecinała las z niesamowitą prędkością, ciągle zmieniając kierunek; cóż, las nie był największy. Po drodze upolował samiczkę bażanta. Szybko się z nią rozprawił, dodatkowo była całkiem smaczna. Skończył szaleńczy bieg dopiero, gdy poczuł ból w łapach, a jego skóra stała się wilgotna od potu - czy czymkolwiek to było. Właściwie nie był pewien na jakiej zasadzie poci się pod postacią wilka.<br />
Szare przebłyski na sierści połyskiwały w szczątkowym świetle sierpu, gdy truchtał w kierunku jeziora. Musieli załatwić to coś. Nim zginie więcej ludzi, a Meg wpadnie na coś głupiego, a na pewno na coś głupiego wpadnie, czasami wydawała mu się mało inteligentna. A przynajmniej zbyt emocjonalna. Co znaczyło, że ON musiał zrobić coś z tą całą sytuacją. Problem w tym, że jeszcze nie do końca wykombinował co.<br />
Przytknął nos do ziemi i zaczął węszyć. Czuł zapach śmierci, ale i czegoś martwego. Ciała, ale z nutą magii. Och, tak ciężko opisać zapachy w słowach. Choć dla niego były one tak wyraziste, że miały swojego kolory. Ten był siny. Wyczuł również woń ludzi i, jak przypuszczał, martwych dziewczyn. Porówna je później z zapachem rzeczy, które pójdą wykraść; zapewne będzie w tym uczestniczył, jest dobry we włamach.<br />
Nie odważył się nawet zamoczyć łapy. Był sam i mimo, że był również wilkołakiem, to wolał nie ryzykować. Węszył jeszcze dłuższy czas, ale nie znalazł nic, co przyciągnęłoby jakoś szczególnie jego uwagę. Zrezygnowany wrócił do leśniczówki. Zastanawiał się nad całą tą sytuacją, ale powiedzmy sobie, nie był zbyt dobry w myśleniu. Przynajmniej nie o takich rzeczach. Od tego był u nich Charlie. Reid był od działania, impulsywnego warto dodać.<br />
Seth oznajmił zwięźle, że idą do domów zaginionych dziewczyn. W sumie nie musiał mówić nic więcej. Reid ubrał się jak typowy, młodociany czasem-przestępca; w czarną bluzkę, której rękawy, jak zresztą każdej innej, podciągnął do łokci, skórzaną kurtkę, ciemne spodnie, rękawiczki bez palców i czarną czapkę. Trochę jednolity ten strój. Zadowolony blondyn szedł z szerokim uśmiechem, by dokonać drobnego przestępstwa. Czuł się jak kiedyś, chociaż te czasy nie należały do najlepszych.<br />
Wślizgnął się do pokoju każdej z dziewczyn przez okno i wziął po jednej rzeczy. Zwinął koszulkę, czapkę z daszkiem, w której jedna z ofiar zapewne biegała i skarpetki. Wolałby wziąć coś innego, ale trochę spanikował słysząc kroki na schodach. W każdym bądź razie, on swoje zrobił. I mimo powodów, przez które musieli włamywać się do domów nieznajomych ludzi - było całkiem zabawnie. Właściwie było zabawnie od dnia, gdy dołączył do stada.<br />
Zawsze dziękował za to losowi. Gdyby wtedy nie został znaleziony, raczej nie oglądałby już świata. Nie śmiałby się ze stadem, nie biegał jako wilk w blasku księżyca po lesie, nie denerwował błahostkami. Nie włamałby się do domu porwanych dziewczyn, by zapobiec kolejnym zaginięciom. Tak naprawdę, Reid był osobą bardzo wrażliwą moralnie i społecznie. Można rzec, że ''cierpiał za miliony''. Zawsze zastanawiał się nad głodującymi, gdy wyrzucał jedzenie, choćby stare. Zawsze bardzo mocno przeżywał krzywdy wyrządzone ludziom, którzy nie potrafili sobie z tym poradzić. Tak naprawdę chciałby, by każdy znalazł takie swoje stado, które go pocieszy i podniesie na duchu, gdy będzie miał wszystkiego dość. Choć nie chciałby, żeby wszyscy byli wilkołakami. To byłby koszmar.<br />
Reid w głębi duszy zawsze cieszył się, kiedy ktoś nowy dołączał do stada. Wtedy zawsze było jakoś tak zabawniej. I nie wymieniłby swoich znajomych na nikogo innego, nawet biorąc pod uwagę to, jak często miał ich dość. Na sforę zauważalnie wpłynęło również dołączenie Megan. Wszyscy mieli się tym bardziej o kogo troszczyć, a co by nie mówić, to dość kłopotliwa kobieta. Ale za to jaka urocza. Była jak mały szczeniaczek.<br />
Tak naprawdę, blondyn dalej przeżywał śmierć Naomi. Właściwie, jak wszyscy, choć nikt o tym głośno nie mówił. Na zawsze zostanie w nich pewien rodzaj pustki, którego nie da się zapełnić. Byli rodziną. I to prawdziwą, nie taką od uśmiechniętych zdjęć. A w przypadku Reida - liczyły się tu również więzy krwi, a nikogo z osób żyjących z tą samą krwią nie uważał za rodzinę. Po prostu nie zasługiwali na to miano, każdy, kogo poznał. Ale teraz to nie było właściwie ważne.<br />
Na drugi dzień pozwolili sobie na wagary, zresztą nie bardzo się tym przejmując, choć Megan musiała nieźle wykręcać się przed rodzicami. Całe stado wraz z bliźniakami spotkało się ponownie w leśniczówce. Reid przyznał, że zapachy znad jeziora pokrywają się z ubraniami; potwierdził to również Charlie, który rano udał się na małe rozeznanie. Zarządzili burzę mózgów, której przyglądały się w milczeniu dwa szlachetne wilki.<br />
Reid czuł, że musi coś zrobić. Jak czegoś nie zrobi, zaraz ktoś wyskoczy z jakimś głupim pomysłem. I właściwie chyba wiedział kto. Dlatego musiał wyskoczyć jako pierwszy z innym głupim pomysłem. Nie mógł pozwolić, by komuś coś się stało. Po prostu nie mógł. Problemem był ten głupi pomysł, jakikolwiek. <i>No, dalej, myśl, chłopie...</i><br />
- To coś porywa tylko nastolatki, prawda? - zapytała Megan, która do tej pory nie odzywała się za wiele.<br />
- Tylko kobiety. Myślę, że nastolatki to jednak zbieg okoliczności, po prostu są idiotkami, które kręcą się przy jeziorze w nocy. Madison kąpała się z jeszcze trzema osobami, ale to właśnie ona zginęła. Podobno w pewnym momencie po prostu zniknęła. Reszta, tak mi się wydaje, nie wchodziła do wody. Jedna z nich poszła pobiegać, druga pospacerować. Tak przynajmniej twierdzą raporty policyjne - odpowiedział Charlie. To zadziwiające, jak wiele mówił gdy byli w trakcie rozwiązywania jakiejś sprawy. Bo, co by nie mówić, zwykle nie należał do osób gadatliwych.<br />
- Raporty policyjne? - zapytała Meg, unosząc brew. - Ale jak?<br />
- Powiedzmy, że mamy tu małego pseudo-hakera. - Charlie i Seth zerknęli na Doriana. Chłopak zrobił niewinną minę, trąc kark.<br />
- Tylko trochę się tym interesuję...<br />
- Cóż, chyba nie chcę wiedzieć. W każdym bądź razie giną kobiety. Mogę...<br />
- Nie. Nawet nie ma mowy! - Warknął Reid, rzucając jej groźne spojrzenie.<br />
- Nawet nie skończyłam.<br />
- Ty zawsze masz głupie pomysły!<br />
- Hej, nie mów tak! Poza tym, to jak na razie jedyny sensowny pomysł, więc siedź cicho, blondas.<br />
- Do diabła, nie! Nie mam zamiaru siedzieć cicho! - Blondyn zerwał się z miejsca. Z jego krtani dobywało się ledwo słyszalne warczenie.<br />
- Siadaj, Reid. - Seth westchnął, spoglądając na chłopaka i zirytowaną szatynkę. - Daj jej przynajmniej dokończyć.<br />
- Ani mi się śni!<br />
- Reid, siadaj. - <i>Cholerny głos Alfy. </i><br />
- No, więc...<br />
<br />
<i><br />Oczami Megan.</i><br />
<br />
- ..mogłabym po prostu pospacerować trochę nad brzegiem jeziora, około dziesiątej, jak tamte dziewczyny. Nie jestem pewna, czy zwabię to coś, ale zawsze można spróbować. Jestem wilkołakiem, powinnam sobie poradzić w razie czego.<br />
- Zakładając, że nie rozpozna w tobie wilkołaka, co bardzo wątpliwe, musiałabyś iść tam sama; sfora wzbudza zbyt wiele podejrzeń. A nawet wilkołak może mieć wątpliwości z tym czymś, co zabiło te dziewczyny - mruknął Charlie. Słyszała w jego głosie dezaprobatę i te trybiki, które przekręcają się pod jego czaszką.<br />
- Nie wspominając o tym, że to niebezpieczne. Wykluczone - dodał Seth, przyglądając się reakcji dziewczyny.<br />
Szatynka poczerwieniała z irytacji, mrużąc oczy. Reszta stada również nie wyrażała chęci co do jej planu, Reid za to wyglądał na niemożebnie usatysfakcjonowanego. Starsze wilki miał nieodgadnione, stateczne miny.<br />
- W takim razie, jak zamierzacie pozbyć się tego czegoś? Chcecie, żeby ktoś jeszcze zginął? - warknęła rozwścieczona.<br />
- Wątpię, żeby ktoś teraz zapuszczał się nad jezioro - odpowiedział rzeczowo Charlie.<br />
Toczyła z nimi długie rozmowy, argumentując swoją myśl. Wypłynęło jeszcze kilka pomysłów, ale tylko ten jej choć w niewielkim stopniu miał w ogóle rację bytu. Więc po długich godzinach negocjacji udało jej się przekonać chłopaków. Co było bardzo dziwne. Możliwe, że to przez jej zniknięcie, ale czy wtedy nie powinni bardziej się opierać? Och, nieważne. Najważniejsze, że dopięła swego. I była bardzo zadowolona.<br />
Reid za to wyszedł z domku, trzaskając drzwiami. Jak małe dziecko. Jego problem polegał na tym, że zawsze chciał nieść wszystkich na barkach, choć nigdy by się do tego nie przyznał. Przypuszczała jednak, że nie tylko ona w stadzie zdaje sobie z tego sprawę. Kolejnym problemem w ich watasze było to, że każdy z nich zasłanił by drugą osobę swoim ciałem. Ale ostatecznie na niebezpieczeństwo wystawiali się ci najbardziej kłótliwi.<br />
Wróciła na parę godzin do domu, jeszcze przed wyjściem biorąc prysznic i pożyczając ubrania matki. Miała nadzieję, że w ten sposób choć trochę pozbędzie się wilczego zapachu. Mimo wszystko jeżeli to stworzenie ma dość dobry węch, to nic jej nie pomoże. Po dziewiątej wyszła z domu, kierując się w kierunku jeziora.<br />
Okolica nad wodą była zdecydowanie zbyt cicha, nienaturalna. Nie była pewna jak to działa, ale przypuszczała, że w przypadku Wodnika nie działa to w ten sposób. Miał on być bowiem demonem opiekuńczym zamieszkiwanych wód. Spacerowała dość długo nad jeziorem, starając się nie wyglądać na zbyt zainteresowana niewzruszoną taflą wody. Była pewna, że to coś siedzi właśnie w wodzie. Przysiadała na pobliskim kamieniu, błądziła przy brzegu. W pewnym momencie chciała nawet wejść do wody lub przynajmniej zamoczyć w nim nogi, stado jednak bezwzględnie jej tego zabroniło, poza tym sama rozumiała, że nie dałaby rady temu stworzeniu w wodzie.<br />
Miała zamiar już odejść, zgadując, że stworzenie rozpoznało w niej coś nadnaturalnego. Robiąc jedną z ostatnich rund na brzegu usłyszała z głębi jeziora dziwny dźwięk, opór wody, coś, co dość ciężko było jej zidentyfikować. Po chwili, nagle nawet jak dla wilkołaka, na jej kostce zacisnęły się trupio-białe palce. Powstrzymała się przed agresywna reakcją, jaką chciał odpowiedzieć wilk, przyglądając wynurzającej się z wody głowie, pełnej rozczochranych włosów.<br />
Wystraszyła się. Widziała już w swoim życiu wampira, jednak ten potwór również był z zakresu nieumarłych, a jego powłoka to paskudne ciało utopionej dziewczyny. Poczuła silne szarpnięcie, które dość mocno nią zachwiało. Złapała dłoń nieumarłej, próbując wyciągnąć ją na brzeg. Udało jej się to w niewielkim stopniu; to coś było naprawdę silne. Stwór jednak wciąż trzymał ją za kostkę, po chwili przewracając i wczołgując na wilczycę. Powstrzymała warknięcie.<br />
- M...ż... ii...<br />
Napuchnięte, sine usta utrudniały potworowi mówienie. Megan nie była pewna, czy dobrze usłyszała. Dalej szamotała się pod ciałem stworzenia. Oczy tego czegoś, o rany, jej oczy były naprawdę przerażające, pełne udręki, bólu i wściekłości. Widziała w nich również swego rodzaju tępotę, której nie znajdzie się nawet wśród najmniej rozumnych ludzi. Kolejną przerażającą rzeczą było to, że nie mogła wydostać się spod uścisku utopionej dziewczyny.<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
______________________________</div>
<br />
<br />
<br />
<br />
No dobra, jest i rozdział. W KOŃCU. Przepraszam, że jest taki krótki - wydawał się dłuższy - i raczej nudny. Nie chciałam też zanudzać długimi opisami, ogólnie jakoś go nie czułam, choć możliwe, że ulegnie jeszcze zmianie. Proszę o korygowanie wszelkich błędów. Można też snuć plany spiskowe na temat dalszych wydarzeń. ;P Kolejny rozdział będzie ciekawszy, bo znajdzie się w nim jakaś akcja, a zarazem będzie ostatnim. Przepraszam, że po tak długim czekaniu dostajecie coś tak słabego. Naprawdę nie mam ostatnio czasu, a i wena nie za bardzo dopisuję. Właściwie tak nie mam czasu, że nawet nie wiem kiedy tę wenę mam.<br />
Mam nadzieję, że narracja oczami Reida się Wam podobała. Miałam pokazać bardziej życie od strony mieszkającego ze wszystkimi członka sfory, przybliżyć Wam bardziej postacie, ale na Blondasku się zakończyło i to też mizernie... Cóż, może jeszcze to nadrobię. W ogóle jakoś mało postaci w tym rozdziale. I jest całkiem słaby. Serio, wybaczcie. I mam propozycję; na koniec, już po epilogu, mogę zrobić krótki spis postaci, ich jakiś skrócony, dokładniejszy opis. Wytłumaczyć m.in. kwestię z Charlie'em z poprzedniego rozdziału, powiedzieć kim był, zanim stracił pamięć itd. To w sumie też pewnie nie będzie mega dokładne, no ale. Zawsze coś, jakieś uzupełnienie i kto chce, może to przeczytać, kto nie chce - hej, to nie jest obowiązkowe. Piszcie więc swoje zdanie w komentarzach. Swoją drogą, nawet nie wiedzie jak bardzo kochani i motywujący jesteście, dziękuję Wam ogromnie. ;P<br />
I naprawdę chciałabym poprawić ten rozdział, ale w razie czego napiszę o tym w komentarzach i w tej notce, na końcu, jak rozdział niżej.Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com55tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-3387816885075388362013-03-13T15:41:00.002-07:002013-03-14T09:54:35.108-07:00Rozdział XXV.<i> - Witaj ponownie, bracie.</i><br />
<br />
Megan wykonała ruch, podobny do zmarszczenia brwi. Bracie? Mogłaby uznać to za ot, takie tam określenie. Jednak pewna nuta w głosie Zoe nie dawała jej tak łatwo w to uwierzyć. Ta dwójka musiała bardzo dobrze się znać. Mimo wszystko w tonie głosu obydwojga można było wyczuć pewien dystans. Dziwna para. Brunetka przesunęła wzrokiem po zgromadzonych stworzeniach.<br />
- Och, nie patrzcie tak. Jest tak, jak słyszycie; Michael to mój brat. Rodzony. Bliźniak.<br />
- Dawno się nie widzieliśmy. - Mężczyzna całkowicie zignorował wypowiedź Zoe.<br />
- Tak, trochę. Ile to już, sto lat?<br />
- Dziewięćdziesiąt pięć. Dokładnie od stycznia.<br />
- Zawsze miałeś dobrą pamięć. - Uśmiechnęła się w dziwny sposób. - No dobrze, może pozwólmy wilkom obgadać pewne sprawy. Alfo, czy dostaję wstępnie pozwolenie na przebywanie na waszym terytorium? - Zwróciła się do wielkiego, czarnego basiora. Wydał z siebie potwierdzający pomruk. - Dobrze, dziękuję. Chodź, nie przeszkadzajmy w sprawach stada.<br />
<i>- Też już pójdę. Rozumiem, iż moje pozwolenie nie wygasło? - zapytał dingo serią warknięć. Trochę ciężko mu się w ten sposób rozmawiało.<br /> - Idź.<br /> - Idź już</i> - burknął w tym samym momencie Reid, wywracając oczami. Seth zgromił go wzrokiem. Wilk automatycznie odwrócił wzrok.<br />
<i> - Długo kazałaś na siebie czekać. Chodź.</i><br />
Posłusznie ruszyła z miejsca. Szła nieco za Alfą, lecz przed Drugim, znajdując się w bezpiecznej odległości. Była poza stadem. Co za dziwne uczucie. Przecież czuła się tu jak w domu, jak wśród rodziny. Cóż, ma za swoje. Na pysk wilczycy wpełzło coś w rodzaju bladego uśmiechu. O ile wilk może się uśmiechać.<br />
Gdy dotarli na miejsce, Jeremy przemienił się w człowieka i wszedł do domku. Wilkołaki nie są wstydliwe. Zdążyła się do tego przyzwyczaić. W końcu sama nie czuła potrzeby zasłaniania swego ciała; człowiek jak człowiek. Jednak chyba nikt nie chce paradować nago przed resztą świata. Czasami Meg zastanawiała się, czy są bardziej wilkami czy ludźmi. Dostawszy swoje ubrania powoli skierowała się w pobliskie zarośla. Zabawne, że wciąż trzymali tu jej ciuchy.<br />
- Nic się tu nie zmieniło - westchnęła cicho, wchodząc do leśniczówki przez wąskie przejście, które specjalnie dla niej utworzyły ciała wilkołaków. Sprawdzali się jak mur, to trzeba przyznać. Seth czekał już w środku, ubrany w podarte miejscami dżinsy i czarną koszulkę. - Za to ty, trochę.<br />
To stwierdzenie nie było bezpodstawne. Teraz miał twarz stonowaną, dokładnie obserwującą ''nowego'' wilkołaka. Przedzierała jednak przez nią lekka sympatia. Megan miała dziwne przeczucie, że powitałby tak każdego innego wilkołaka. Jego twarz i ciało również nieco zmężniały, aczkolwiek wciąż miał w sobie te słodkie, chłopięce rysy. Taka była już jego uroda. A kolor skóry ponownie przywiódł jej do głowy myśl o wakacjach.<br />
Za jej plecami przemknęła reszta wilkołaczego stada.<br />
- I nawzajem. Siadaj, Meg. Czas na przesłuchanie i kazanie, które będzie trwało przez najbliższych kilka tygodni albo i miesięcy.<br />
- Nie to, że mnie to dziwi...<br />
Chłopcy weszli do pokoju, rozlokowując się w wolnych miejscach, nie zapominając przy tym o hierarchii. Dopiero teraz Megan zauważyła, że uległa ona zmianie. Jak zwykle rychło w czas. Alfą nadal był Seth, jednak rolę drugiego objął Charlie. Jeremy niezmiennie trwał na swej trzeciej pozycji, zaś Matt, chyba nie do końca z tego powodu zadowolony, znajdował się na piątym miejscu, jednak bardzo blisko czwartego wilka, Reida. Była prawie pewna, że to wciąż się zmienia. Ostatni, niezmiennie, był Dorian. Jemu nie w głowie była walka o pozycję, chociaż nie był jakimś strasznym słabeuszem. Zadziwiające, jak dużo się tu pozmieniało. Była ciekawa, czy winę za to ponosi tymczasowy pobyt Michaela. A przynajmniej miał być on tymczasowy.<br />
- Jak mogłaś być taką idiotką, by po prostu od nas uciec? A twoi rodzice? A Sara? Jak myślisz o innych, to aż za dużo, jak nie to wcale. Tak się nie robi, Megan. - Szło to mniej więcej tak. Na początku. Została porządnie złajana i niczym małe dziecko pochylała głowę przed Sethem, słuchając długiego kazania. - Ale w sumie nie wyszło to na złe.<br />
Jej głowa podskoczyła jak na sprężynie. Brązowowłosy uśmiechał się przyjaźniej, reszta sfory również miała pokrzepiający wyraz twarzy. Właściwie co jej strzeliło do głowy, by stąd odejść? Nawet nie myślała o powrocie. Rany, przecież to jest jej dom. Jej prawdziwy dom.<br />
- Chodzi o to, że w końcu odnalazłaś siebie. My również nieco lepiej się poukładaliśmy i zgraliśmy. Teraz bardziej przypominamy stado; mieliśmy w pewnym sensie ten problem, co i ty. Czasami ciężko pozwolić poddać się instynktowi. Chociaż jeszcze nie wszystko jest do końca tak, jak powinno. - Seth zerkną wymownie na Charlie'ego, który udawał, że zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy.<br />
Rozumiała. Charlie był bardziej dominujący od Setha. On w ogóle był inny od reszty. Meg była pewna, że brunet miał w sobie coś ze szlachetnego. Nawet wiele. Mimo, że Seth był stosunkowo mocno dominującym wilkiem, biorąc pod uwagę ogół; Megan podejrzewała, że był przybliżony dominacją do Jacka. Jednak Charlie był jeszcze ponad tym. To tworzyło w stadzie duży bałagan. Mimo wszystko Charlie był jakiś inny od reszty wilków. I w jakiś dziwny sposób to rozumiała.<br />
- Dobra, nie będziemy cię męczyć. Pewnie jesteś zmęczona, więc później nam wszystko opowiesz i dostaniesz jeszcze większą burę. Masz do nas jakąś sprawę po tak długim czasie?<br />
- Tak. Mogę znowu dołączyć do stada? - zapytała przez ściśnięte gardło, podnosząc wzrok na Alfę. Posyłał jej w tym czasie wesoły uśmiech, który zdecydowanie nie należał do przywódcy.<br />
- A jak się czujesz, Meg?<br />
- Ja... Wciąż w nim jestem.<br />
- I zawsze będziesz. To twoje miejsce i rodzina. Nieważne co - dodał szatyn.<br />
Łzy w końcu wypłynęły z oczu dziewczyny. Szybko zakryła je dłonią, spuszczając głowę. W tym czasie wręcz rzuciły się do niej wszystkie wilkołaki, klepiąc po plecach, pocieszając i śmiejąc. Faktycznie, ta reakcja była dość dziwna. Jak zawsze usłużny i pomocny Charlie podał jej chusteczkę higieniczną. Znowu poczuła, że nie jest sama. W tamtym stadzie też to czuła, ale nie było to te ciepłe uczucie, które teraz gościło w jej sercu. To teraz było w całości szczere.<br />
Chłopcy odprowadzili ją do skraju lasu. Wtedy ich od siebie odgoniła. Szła w dżinsach, pożyczonych, za dużych trampkach i bluzce na krótki rękaw, co musiało wyglądać dość osobliwie w stosunkowo chłodny wieczór. Oczywiście, dostała propozycję użyczenia kurtki, ale wracając z męską kurtką na ramionach do domu, po killkumiesięcznej ucieczce, wyglądałaby chyba jeszcze gorzej.<br />
Nikt chyba nie chce słuchać tych wrzasków i lamentów, gdy rodzice w końcu ją zobaczyli. Całą trójkę zresztą dosięgły skrajne uczucia. Zadawano jej pytania, na które udzielała niejasnych odpowiedzi, przecież nie mogła powiedzieć prawdy. Cały ten rytuał trwał dłużej, niż Meg się tego spodziewała. Gdy tylko została na chwilę sama, zza rogu wychynął szary, zarośnięty pysk. Cień framugi skrywał za sobą spore, choć jeszcze wyraźnie młode ciało psa. Vitra.<br />
Suka warczała na nią, wychodząc zza framugi i próbując zdominować wzrokiem. Megan wykonała gest urażenia, by po chwili przeszyć psa wzrokiem. Nie chciała tego robić. Wiedziała jednak, że jest to nieuniknione. Suczka zaskomlała i skuliła się, spuszczając wzrok. Meg wykonała względem niej zapraszający gest, na który - zachowując odpowiednią dawkę nieufności - suczka przystała. Nie wyglądała już tak słodko jak wtedy, teraz weszła w ten ''pokraczny'' wiek, gdy ludzie na ulicy pytają się ''a co to za stworzonko?''. Megan dopiero teraz poczuła, jak żałuje, że nie mogła oglądać tego, jak Vitra dorasta. A tak długo na to czekała...<br />
Nadszedł czas, by zmierzyć się z kolejną osobą. A było to nie mniej przerażające, niż spotkanie z rodzicami. A tego nawet nie można nazwać spotkaniem. I chyba do niego nie dojdzie, bo w końcu jest już druga w nocy; chociaż wieść na pewno już się rozeszła przez pewne kłapiące paszczą wilczki. A przynajmniej jednego. Wygrzebała z dna szuflady swój biedny, zapomniany telefon. W sumie, to za nim, tak samo jak za pokojem i w ogóle wszystkim tutaj, też się stęskniła. Szybko podłączyła do niego ładowarkę, czekając chwilę, aż bateria odpowie na napływ mocy. Gdy tylko było to możliwe, wybrała właściwy numer.<br />
- Ty głupia idiotko, co do mnie nie dzwonisz?! Dawno jesteś już w mieście?! - <i>Moje biedne uszy... </i>- Dlaczego żeś w ogóle zwiała, ja się pytam?! Egoistko, odpowiadaj mi, jak się ciebie o coś pytam!<br />
- Też miło mi cię słyszeć, Sara.<br />
Nie łatwo jest uspokoić Sarę, gdy się na ciebie zdenerwuje. Jeszcze gorzej, gdy dodatkowo wybucha płaczem; jak teraz. Ta rozmowa była długa i żmudna. O ile można nazwać to rozmową. Ale, och ludzie, jak ona za tym tęskniła! Ostatecznie też się popłakała. Jednak, jak widać, nie tylko pożegnania muszą być łzawe, powitania również. Albo to ona jest taką galaretą. A może jedno i drugie.<br />
<br />
<br />
Już kilka dni później ponownie chodziła do szkoły. Przez ten czas spotkała się tylko raz z Sarą, resztę czasu zaś zajęło jej doprowadzenie się do ładu. Zoe zagubiła się gdzieś w lesie, ale o ile nie planowała od razu znikać, zapewne niedługo da o sobie znać. Idąc w obstawie jak zwykle wiernych wilków i Sary, Megan czuła na swych plecach nieprzyjemne spojrzenia i parzące plotki. Obecnie śmiała się z jednego z żartów chłopaków, jednak myślami była nieco gdzie indziej.<br />
Nick się do niej nie odezwał. Od tamtego dnia nie widziała go ani razu. Wiedziała jednak, że musi znaleźć go dziś w szkole, o ile przebije się przez tłum ciekawskich, ''bliskich znajomych'', jak to się tytuowali i przez natarczywe brzemię plotek. Wolałaby to zrobić jeszcze przed angielskim, więc jak najszybciej odbiła od znajomych. Postanowiła jednak wpierw zajść do biblioteki, by wypożyczyć lekturę, którą teraz przerabiali; szkoda, że nawet nie miała kiedy jej przeczytać.<br />
Tutaj zawsze było mało osób. Cóż, biblioteka nie jest raczej miejscem zbyt okupowanym przez licealistów. Zniknęła między szafkami, przeglądając grzbiety książek i literowe oznaczenia półek. Nigdy nie wiedziała gdzie są lektury, a już na pewno nie po takiej przerwie. Dodatkowo nie chciała nikogo prosić o pomoc. Jeszcze czego. W skupieniu przeszukiwała grzbiety książek, wyjmując poszukiwane tytuły. Jedna z nich nieomal spadła jej na głowę, właśnie wyciągała rękę, by ją zatrzymać. Jednakże książka nie uderzyła jej ani w głowę, ani w dłoń.<br />
Teraz poczuła znajomy zapach. Zerknęła przez szpary między półkami z lekko zażenowanym uśmiechem. Po drugiej stronie stał Nick, przytrzymujący naruszoną książkę i dokładnie ją ustawiający. Dopiero po chwili jego szare oczy przeniosły się na twarz Megan.<br />
- Trochę jak pewna stara sytuacja. Tylko wtedy książka miała specjalnie wylądować na mojej twarzy, a teraz sama się nią zaatakowałam.<br />
- Tak. Jesteś strasznie niezdarna - przyznał z delikatnym uśmieszkiem.<br />
- Właściwie, to był pewien punkt przełomowy naszej znajomości. Pozwolimy historii zatoczyć koło?<br />
Odważne słowa, szczególnie jak na nią. Nicholas miał beznamiętną minę, nie to, żeby była to jakaś nowość. Przeszedł dookoła półek, czochrając ją po włosach. To, co od razu ją zaniepokoiło to ten wyraźnie kumplowski gest. Może nie liczyła od razu na namiętny pocałunek, ale mógł zrobić coś innego. Z drugiej jednak strony, jego dłonie biły taką samą czułością jak zawsze.<br />
- Musisz się bardziej postarać. Na razie bierz książki.<br />
Była bardzo szczęśliwa. Był oschły, ale niedługo mu przejdzie. Choć wilczyca czuła się urażona, że traktuje ją z takim dystansem. Jednak to Meg narobiła tyle kłopotów, więc teraz obydwie muszą cierpieć. Należy jej się. Przeszli do stołówki. Spora część osób na nich spojrzała, reszta była zajęta sobą. Nie zdążyła usiąść z tacą, gdy na jej szyi zawisła Earl.<br />
- Megan, jak mogłaś nas tak zostawić?! Tęskniłam! Nie rób tak więcej.<br />
To tylko początek jej wypowiedzi, ale właściwie tu zachowano cały jej sens. A wszystko zostało mocno okraszone łzami. Właściwie szatynka nawet nie przypuszczała, że Earl miałaby tak za nią tęsknić. To było... Dziwne. A raczej, wcześniej nie były ze sobą zbyt blisko. Przynajmniej w jej odczuciu.<br />
- Okej, okej, ale zgniatasz mi krtań. - Zaśmiała się, rozluźniając delikatnie jej uścisk. - Nie planuję dalszych ucieczek. O... Oł.<br />
Patrzyła zaskoczona na maślane oczy Jeremy'ego. Spoglądał w ich kierunku, lecz widział wyraźnie tylko Earl. Ciekawe, czy inne pary też mają takie miny. Bo to nie ulegało wątpliwości. Właściwie chyba nigdy się nie spotkali, znaczy za czasów, gdy jeszcze tu była. Blondynka domyśliła się co miała na myśli, zaśmiała się i podeszła do chłopaka, czochrając go pieszczotliwie.<br />
- Taak. Powiedzmy, że w sforze jest kolejna para.<br />
Jeremy chwycił dłoń dziewczyny, spoglądając na nią pożądliwym wzrokiem. On właściwie nigdy nie przejmował się innymi. Nawet Meg zrobiło się przez to nieco nieswojo, nie mówiąc już o zarumienionej twarzy Earl. Szatynka usiadła między Nickiem, a Sarą, wrzucając do ust frytkę.<br />
- Liczę, że go trochę ucywilizujesz - rzuciła figlarnie. Nie, nie przejął się rozmową na swój temat, jedynie zirytował, gdy blondynka nie pozwoliła na publiczne okazywanie uczuć. W bardzo intymny sposób.<br />
- Taak, właśnie nad tym pracujemy.<br />
Podczas jedzenia odzywało się właściwie tylko kilka osób; Reid, Earl i czasem Dorian. Było słychać również śmiech Sary i Meg, bo właściwie gdy stado zaczynało żartować, nie dało się nie śmiać. To bardzo dziwne. I zwróciła na to od razu uwagę. W końcu odezwał się Seth, który miał nad wyraz poważną minę. Szykowały się kłopoty.<br />
- Musimy o czymś pogadać. I to jak najszybciej. Charlie, mów.<br />
- Jak w większości wiecie - zaczął brunet jak zwykle burkliwym, lekko zachrypniętym głosem - kilka dni temu zaginęła dziewczyna z naszej szkoły. Tydzień temu również miało miejsce zaginięcie. A zaledwie dwa tygodnie temu jedna z drugoklasistek popełniła samobójstwo, podobno się utopiła, co wynika z listu pożegnalnego, jednak ciało nie zostało odnalezione. Tu zdecydowanie jest coś nie tak, więc należałoby to sprawdzić.<br />
- Nie mamy za zadanie ochrony ludzi, jednak mamy prawo bronić naszego terytorium. I tym się zajmiemy. Dzisiaj cała sfora - i tylko sfora, to nasza sprawa - spotyka się w leśniczówce o szóstej. Obecność obowiązkowa - dokończył zgrabnie Seth, spoglądając na każdego z osobna.<br />
Po powrocie do domu i podczas spaceru z Vitrą spotkała ją jeszcze jedna niespodzianka. Jeżeli można to tak nazwać. W końcu, po kilku dniach spotkała Zoe. Spomiędzy krzaków wyłoniła się czarna, zgrabna sylwetka. Wilczyca gładko ustawiła wilczarza jednym spojrzeniem złotych oczu, które później przeniosła na dziewczynę. Z jej krtani dobiegł cichy warkot.<br />
<i>- Potrzebuję jakichś ubrań. Muszę spotkać się ze stadem.</i><br />
- Dobrze, chodź ze mną, zaraz ci coś przyniosę.<br />
Po szybkim powrocie do domu wzięła komplet ubrań, które dała Zoe ukrytej w rzadkich krzakach. Gdyby sąsiedzi to zobaczyli, to... Nawet nie chciała o tym myśleć. Odwróciła się, by dać jej choć odrobinę prywatności.<br />
- Chodź. Mam dla was kilka ciekawych informacji.<br />
- To coś odnośnie tych zaginięć, prawda?<br />
- Tak myślałam, że już się za to bierzecie. Twój Alfa nie wygląda na ignoranta. - Cóż, Seth mógł to traktować wyraźnie jako komplement.<br />
- Tak, zdecydowanie nie jest ignorantem - odparła z uśmiechem.<br />
W leśniczówce znajdowali się wszyscy, mimo że nie było nawet szóstej. Co lepsze, było tam za dużo osób. Michael jak gdyby nigdy nic siedział na fotelu i przyglądał się uważnie wszystkim ze stada. Nie powinien wtrącać się w sprawy watahy. Chociaż, właściwie Zoe podobnie, a sama ją tu przyprowadziła. Zapewne obydwoje szlachetnych coś wiedziało. A i miała przeczucie, że nie wszystko im od razu powiedzą.<br />
- Jak widać jesteśmy... W nieco większym gronie - zauważył Seth, gdy wszyscy ulokowali się w salonie. - Co cię do nas sprowadza, Zoe?<br />
- Ciekawe informacje.<br />
- Mów dalej - zachęcił uprzejmie Seth.<br />
- Wiedzieliście, że w jeziorze w lesie gnieździ się wodnik? - Było to wyraźnie pytanie retoryczne, nawet Meg słyszała kiedyś napomknięcie o mieszkańcu jeziora. - Ponadto myślę, że to tam utopiła się dziewczyna, mimo że jej ciała nie znaleziono. Jeżeli dobrze się powęszy czuć, że woda śmierdzi trupem.<br />
- Wodnik nie zostawia ciał na dnie - zauważył Charlie. - Już o tym myślałem. Nic nie przyszło mi na myśl, nic, co by się nie kłóciło z mieszkającym w jeziorze wodnikiem.<br />
- Zgadza się. Tylko co, jeżeli coś się z tutejszym wodnikiem stało?<br />
Wszyscy wyglądali na zaintrygowanych. No, prawie - Charlie najwidoczniej też o tym myślał, choć nie doszedł do jakichś mocno uargumentowanych wniosków, ponieważ nie podzielił się tą myślą ze stadem. Sama raczej nie interesowała się tak bardzo mitologią, więc niewiele na te tematy wiedziała.<br />
- Rozumiem, że podejrzewasz to z własnego doświadczenia.<br />
- Były w historii takie przypadki... Michael też mógłby coś powiedzieć, ale zwykle to ja zajmowałam się brudną robotą. W każdym bądź razie, część z was nie rozumie nic z tego o czym mówimy... - Skrzywiła się, wodząc wzrokiem po twarzach wilków. Czuła, że wstrzymują warknięcie - zresztą tak jak ona. Wilki nie lubią być tak traktowane.<br />
- Wodniki wywodzą się z mitologii słowiańskiej. Są demonami opiekuńczymi jezior, stawów, rzek, a czasami nawet rowów czy studni. W każdym bądź razie dany zbiornik to ich królestwo, więc nie spodziewaj się tam innych stworzeń wodnych. Wodniki topią głównie zwierzęta i czasami ludzi, jeżeli szkodzą jego terytorium lub wykazują się ogromną nierozwagą, między innymi gdy pływają w nocy. Czasami jedynie podtapiają ludzi, to zależy chyba głównie od ich humoru. Łatwo się denerwują i lubią psikusy, lecz jeżeli ich nie niepokoisz nic ci nie grozi. Czasami wychodzą z wody, zwykle gdy w okolicy jest jakiś festiwal, bo bardzo lubią śpiew i taniec. Ogólnie przyjmują postać starców o rybich, zielonych oczach, długich włosach i z błoną między palcami. Są niskie, bo zwykle mają coś ponad pół metra wzrostu. Ubierają się na czerwono i tak dyskretnie, żeby wydawały się po prostu niskimi ludźmi. Tam, gdzie staje wodnik zostaje kałuża. Czasami zmienia się też w zwierzęta wodne. Kiedy siedzi w swoim lodowym, kryształowym czy szklanym pałacyku na dnie jeziora, gdzie trzyma dusze utopionych ludzi, zwykle jest czymś pomiędzy człowiekiem, a zwierzęciem. Dawniej ludzie składali im ofiary, by nie były tak agresywne. Ogólnie wodniki nie są jakoś szczególnie towarzyskie. Hm... To chyba tyle. - Charlie zdecydowanie mógł być profesorem, mówił zwięźle, zrozumiale i zawierał w tym to, co było najważniejsze. A nawet powinien się czymś takim zajmować.<br />
- Wodnik z tego jeziora jest bardzo stary, zaszył się na dnie i raczej nie wychyla się na powierzchnię. Wiem ze swoich źródeł, że nie pokazuje się od kilku ładnych lat, my też go nie widzieliśmy. Ostatnia ingerencja miała miejsce jakoś w latach '90 dwudziestego wieku, gdy uratował małego chłopca przed utonięciem, zaś ostatnią duszę, młodej dziewczyny, zabrał w latach '80. Dla starych stworzeń czas płynie inaczej. Zresztą przez tak długie życie często dziwaczeją - dodał od siebie Seth, specjalnie nie patrząc w kierunku dwóch szlachetnych.<br />
- Rzecz w tym, że dziwactwo nie oznacza seryjnych morderstw... Raczej - mruknęła Meg, marszcząc brwi.<br />
- Trafna uwaga. Jak na razie wiemy jedynie, że ofiary zginęły podczas wieczornego spaceru. Dzisiaj chcemy zrobić włam do ich domów po jakąś rzecz z ich zapachem i sprawdzić czy kręciły się w pobliżu jeziora. Ogólnie musimy się im bliżej przyjrzeć. Może ktoś je zna? Madison Starch, Samantha Wilson, Tina Forbs. Niestety mam zdjęcia tylko Tiny i Sam, Madison może będzie na nagrobku, więc... - Seth wzruszył ramionami, czekając na reakcję. Żadnej szczególnej jednak nie było. Każdy pokręcił głową, najwidoczniej nikt nie znał zaginionych dziewczyn. Cóż, wilkołaki raczej nie lubią mieć w głowie wielu ludzi.<br />
Chwilę jeszcze dyskutowali, lecz nie przyniosło to żadnych efektów. Ostatecznie stado - i dwóch nieproszonych gości - rozeszło się. Na odchodnym Zoe odwróciła się, mierząc Charliego uważnym wzrokiem.<br />
- Cieszę się, że jeszcze żyjesz, Charles. Czy raczej Charlie. Nowe życie ci służy.<br />
- Znasz... Znałaś mnie kiedyś? - zapytał brunet, marszcząc brwi. Dało się jednak wyczuć, że wilk jest minimalnie zdenerwowany, co naprawdę, było u niego rzadkością.<br />
- Tak. Ale lepiej nie wspominać tych czasów. Powiedzmy, że... Nie chcesz tego wiedzieć. Ciesz się z nowego życia i z tego, że nikt, być może również ja, nie musiał cię zabijać. Charlie. - Na ostatnie słowo położyła znaczny nacisk, po czym wyszła, zostawiając wszystkich w osłupieniu. Również Megan, choć ta wiedziała, że nawet nie warto pytać brunetki, co miała na myśli.<br />
Zoe poszła przenocować u Meg, która właśnie zastanawiała się, jak ma przedstawić wilkołaczycę rodzicom. Chłopcy ustalili bardzo szybko kto ma się włamać. Zrobi to Seth, Charlie i Reid. Byli ostrożni, przynajmniej dwóch pierwszych, a blondyn miał dodatkowo doświadczenie we włamaniach. Przeszłość zawsze się za nami ciągnie, Bez względu na to, ile czasu minie i jak bardzo się zmienimy.<br />
Megan powiedziała rodzicom, że poznała Zoe podczas swej... Wyprawy, co zresztą nie było kłamstwem. Bardzo jej wtedy pomogła, a że była akurat w okolicy postanowiła zaprosić ją na noc. Przecież nie może jej pozwolić spać w jakimś tanim motelu, sami rozumiecie te wytłumaczenia. Początkowo rodzice byli jej niechętni, ale Zoe należała do osób bardzo charyzmatycznych i gdy chciała, potrafiła błyskawicznie zjednać sobie ludzi.<br />
- Zoe... Wiesz co się tutaj dzieje, prawda? - zapytała Meg, wchodząc po kąpieli do pokoju.<br />
- Domyślam się, ale nie wiem jeszcze na pewno. To takie... Dziewięćdziesiąt osiem, może siedem procent. Ale warto zobaczyć pracę stada, nie uważasz?<br />
- Tak. Chyba tak. Lubisz sprawdzać ludzi, prawda?<br />
- Wręcz kocham.<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
Rozdział jest chyba dość krótki, przepraszam. Dokończyłam go przed chwilą. ;P I chyba zmienię w następnym rozdziale narrację, co Wy na to? Przynajmniej w połowie. Bo w sumie później Megan mi się ''przyda''. Ale to się jeszcze zobaczy. Swoją drogą to już ostatnia akcja w tym opowiadaniu, więc lepiej się nią nacieszcie. ;P Nie jest zbyt długa, pewnie rozwiąże się to w następnym rozdziale, ewentualnie jeszcze kolejnym. Nie ma sensu przeciągać czegoś na siłę. Jak zwykle przepraszam, że kazałam Wam aż tyle czekać. Pozdrawiam i życzę jeszcze troszkę cierpliwości. ;P<br />
<br />
UWAGA. Dopisałam jeszcze jedną scenę, o której zapomniałam. Myślę, że jest ona dość ciekawa, więc polecam doczytać, jeżeli ktoś czytał już wcześniej rozdział. Znajduje się ona przy wychodzeniu z leśniczówki, pod koniec rozdziału.Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com190tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-49270372107662912152012-09-29T16:19:00.000-07:002012-09-29T16:19:33.871-07:00Rozdział XXIV. Megan właśnie opierała się o drzewo, dysząc i przyglądając rozszerzonymi oczami tej niebezpiecznej scenie. Wilki zgromadziły się w luźnych pół okręgach dookoła przywódcy. Wyglądały niczym widzowie na starożytnej olimpiadzie, którzy tylko czekali na rozlew krwi. W samym środku stał wielki, brunatny basior. Był to jeden z pokaźniejszych wilków, jakie miała okazję widzieć. Naprawdę robił wrażenie. I był wściekły. Przyciskany przez łapę do ziemi był niemal śmiesznie mały w porównaniu z wilkiem pies. Rudy pies.<br />
<i>I mój kochany Dingo... </i>- dodała mimowolnie w myślach. Wilczyca zamruczała zadowolona, zniecierpliwiona i wściekła.<br />
Alfa powolnie odsunął łapę z gardła intruza. Ten zaś od razu podniósł się na cztery łapy, słyszalnie dysząc. Odetchnęła cicho. Na ciele psa widoczne były rany i krew, oddech był zdecydowanie nierówny. Powstrzymała się, by podbiec do dingo i chwycić go w ramiona. Aron rzucił jej spojrzenie, które zrozumiała mimo braku słów. To dziwne, jak wiele można zawrzeć w tylko jednym spojrzeniu. Pełna obaw, pobiegła w kierunku swojej torby z ubraniami. Mieli spotkać się w rezydencji. Miała się nie martwić. Jasne...<br />
Zarzuciła na siebie ubranie, od razu zrywając się do biegu w kierunku posiadłości Arona. Wpadła tam jeszcze bardziej zdyszana. Może i byłą wilkołakiem, dzięki czemu była bardzo wytrzymała i szybka, jednak płuca paliły ją niemiłosiernie, dodatkowo gardło wyschło Meg na wiór. To chyba z emocji. Pospieszyła w kierunku, gdzie czuła duże skupisko wilków. Weszła do tej samej sali, w której ''powitano'' i ją. Nie znalazła tam jednak Nicholasa, jednak wszystkie nieufne spojrzenia zostały skierowane wprost na nią. Kręciła się nerwowo, próbując coś wywęszyć. Czuła nutę jego zapachu, na pewno tu był, jednak biorąc pod uwagę ilość osób, raczej go nie znajdzie. Chyba, że zacznie się czołgać, wtedy... Być może.<br />
- Spokojnie - odezwał się doń Aron. Był brudny na twarzy, stał w wymiętych ubraniach. Nigdy nie widziała go tak... Dzikiego. Sama wyglądała pewnie jeszcze gorzej. - Nic mu nie jest. Dostał ubrania i poszedł się umyć. Niezbyt mu się to spodobało, ale wie, że nie ma zbytnio wyjścia.<br />
O taak, już Megan się domyślała, jaką minę zrobił Nick na tę propozycję. Nieco się uspokoiła, jednak właśnie w tej chwili nieco speszyły ją oczy wilkołaków, które sumienni wlepiały się w dziewczynę. Alfa odesłał tych nisko w hierarchii, zostało około pięciu wilków. Spojrzała nań z wdzięcznością.<br />
Opowiedziano jej wszystkie zdarzenia. Wilki, których było w lesie wyjątkowo dużo, udały się na polowanie. W tym Aron. Gdy tylko dingo wkroczył na terytorium wilkołaków, te rzuciły się w pogoń, bardziej bawiąc swoją przyszłą ofiarą. W jej umyśle wykwitł obraz rozszarpywania psa przez stadko wilków. Zadrżała. Akurat tak się niefortunnie złożyło, że Nicholas przeszkodził Aronowi w zabijaniu dorodnego jelenia. A raczej wypadł na polanę, na której Alfa zagryzał zwierzę. Emocje, które odczuwał dingo i stado oraz krew jelenia pobudziły wilkołaka, przez co stojący za blisko Nick został zaatakowany. Zaraz potem pojawiła się ona.<br />
Faktycznie, dopiero teraz ujrzała na twarzy i rękach Arona smugi krwi. Co prawda czuła ją już wcześniej, ale była tak zajęta Nickiem, że zupełnie nie zwróciła na to uwagi. Może i była nieco lepszym wilkołakiem, jednak nadal, naprawdę wiele brakowało jej do ideału. Potaknęła na kilka pytań wilkołaków odnośnie zmiennokształtnego, między innymi upewnienie się czy rzeczywiście się znają oraz skąd. Gdy padło pytanie o to, czy chce wiedzieć, w którym pokoju jest, dziewczyna nieśmiało przytaknęła. Po uzyskaniu odpowiedzi podziękowała żarliwie, powstrzymując się, by nie biec w kierunku wskazanego pokoju.<br />
Weszła do niego może nazbyt głośno. I tak by ją usłyszał. Dalej brał prysznic i chyba domyślił się, kto go odwiedził, bo zdecydowanie się nie spieszył. W końcu wyszedł z łazienki kompletnie ubrany. Na szyi chłopaka widniał siny ślad, na jego rękach niezbyt duże rany, na policzku wypatrzyła zaś zadrapanie. W powietrzu czuła jednak również zapach świeżej krwi, wymieszany z jego własnym. <i>Tak bardzo tęskniłam za tym zapachem,</i> pomyślała od razu. Nie zmienił się zbyt wiele od tamtego czasu. Może nieco bardziej zmężniał. Jednak jej uwagę przykuło przede wszystkim lodowate spojrzenie szarych oczu o niebieskich refleksach.<br />
- Cześć, Nick - wyszeptała przez zaciśnięte gardło. Czuła, jak jej oczy robią się coraz bardziej mokre.<br />
- Jesteś idiotką - warknął na powitanie, zakładając ręce na piersi. Zaraz jednak pożałował tego gestu, krzywiąc się niemal niezauważalnie i opuszczając ręce.<br />
- Wiem - stwierdziła z żałosnym uśmiechem. Musiała wyglądać naprawdę głupio. - Mogę cię opatrzyć?<br />
- Dlaczego odeszłaś? - Jak przy pierwszym spotkaniu, po prostu ją zbywał.<br />
- Musiałam. - Odwróciła wzrok. - Nie chciałam nikogo skrzywdzić.<br />
- Uciekłaś przed tym, jak sfora chciała ci pomóc - zawarczał zirytowany. Uniosła gwałtownie głowę.<br />
- Co?<br />
- To co słyszysz. Nie dasz sobie nigdy pomóc, tylko od razu uciekasz. Mieli cię, że tak powiem, ''naprawić''. Ale sądząc po zachowaniu i zmianie w tobie, już tego nie potrzebujesz.<br />
Serce wybiło inny rytm. Aż tak mocno się zmieniła? Czy przez tą ucieczkę narobiła sobie tak, że nie ma nawet czego szukać w Vallent? I przede wszystkim - czy ta zmiana miała wpłynąć na jej relacje z Nickiem? Nie chciała tego. Nie przeżyłaby tego. W końcu go zobaczyła, co zyskało swoją drogą bardzo gorliwe poparcie Wilczycy, a spotkania te miały ich od siebie coraz bardziej oddalać. Nie, nie myśl o takich rzeczach, skarciła się w myślach.<br />
- Powiesz mi potem. Proszę, pozwól opatrzyć swoje rany - poprosiła tak błagalnym głosem, że nawet nie podejrzewała siebie o taki ton. Ostatecznie chłopak usiadł na podłodze, opierając się o krzesło, odchylając głowę i przymykając oczy.<br />
- Rób, co masz robić - mruknął.<br />
- Koszulkę też zdejmij - powiedziała stanowczo.<br />
Psiocząc pod nosem, zdjął przez głowę granatowy T-shirt, ponownie opierając się o krzesło i zamykając oczy. Megan przygryzła wargi. Był owinięty bandażami, które - była tego niemal pewna - zakrywały całkiem głębokie rany. Delikatnie odwinęła bandaże. Nie myliła się. Zdjęła nieco rozmoknięty opatrunek, oczyszczając głęboką ranę na żebrach i po lewej stronie obojczyka. Ponownie zabandażowała opatrunki, robiąc to najdelikatniej, jak tylko potrafiła. Nick siedział nieruchomo, chociaż z pewnością go to bolało. Jedynie raz, przy oczyszczaniu rany na żebrach, lekko drgnął.<br />
Później zajęła się skaleczeniami. Oczyściła je wodą utlenioną i postanowiła potraktować spirytusem, by na rankach szybciej powstały strupy. Na koniec zostawiła zadrapanie na policzku, po którym mogłaby nawet zostać blizna. Wpadła już w rytm i oczyszczała rany machinalnie. Gdy spirytus dotknął rany na policzku, chłopak cicho syknął poprzez zaciśnięte zęby. Rozbawiło ją to.<br />
- Nie przejąłeś się niczym, a odpadłeś na ostatnim, niedużym zadrapaniu na policzku. - Uśmiechnęła się.<br />
- Piecze - burknął w odpowiedzi. O ile można było to uznać za odpowiedź.<br />
- Musi. Już kończę, za chwilę będziesz wolny.<br />
- Wracasz ze mną?<br />
Przez chwilę przestała zajmować się zadrapaniem na policzku chłopaka. Wolała przyjrzeć się jego twarzy. Miał ściśnięte usta, nieustępliwy wzrok. Gdyby ktoś spojrzał na tą minę pomyślałby, że to wcale nie było pytanie, a stwierdzenie. Jednak było pytaniem. Z pewnością nie zamierzał zaciągać jej do Vallent siłą. Dodatkowo, zdecydowanie taką nie dysponował. Ponownie zajęła się grzebaniem przy ranie.<br />
- Nie wiem. Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam - odparła, również zaciskając usta.<br />
Chciała wstać z podłogi obok niego, jednak Nicholas złapał ją za nadgarstek. I raczej nie miał zamiaru puścić. Na twarzy chłopaka wyraźnie malował się upór. Instynktownie nachyliła się ku niemu, wyszeptując; ''tęskniłam''. Megan nieśmiało musnęła usta bruneta. Po odwzajemnieniu pocałunku, jej ciało samo poczyniło kolejne kroki. Plecy dziewczyny wygięły się w łuk, przylegając - niezbyt ciasno z uwagi na rany - do torsu chłopaka. Palce Meg zniknęły w jeszcze wilgotnych włosach Nicka, którego zaś dłoń powędrowała do policzka szatynki.<br />
Właśnie w tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się. No tak - ściany nie przepuszczały dźwięku. Megan oderwała się w miarę szybko od bruneta, nie odsuwając jednak zbyt daleko. Obydwoje spoglądali na zaskoczoną twarz Jacka, którego mina po chwili zmieniła się na zdenerwowaną i jakby... Zniesmaczoną. Wyszedł szybko z pokoju, trzaskając drzwiami. Takie zachowanie zdecydowanie nie było do niego podobne. Dziewczyna niespiesznie zebrała waciki i wszelkie niezużyte opatrunki, które po chwili ułożyła w apteczce. Usta Nicholasa zacisnęły się w cienką linię, zaś twarz pozostała nieodgadniona.<br />
- Pójdę do niego. Ty wypoczywaj, póki masz czas. Niedługo wrócę - powiedziała spokojnie, przyglądając się chwilę stojącemu doń tyłem chłopakowi który właśnie zakładał koszulkę.<br />
- Nie musisz. Idź załatwiać swoje sprawy.<br />
- Nick... - westchnęła, jednak nie dane było jej dokończyć.<br />
- Idź już.<br />
To wszystko, co powiedział. Znała go na tyle, by wiedzieć, że dyskusja jest bezcelowa. Wyszła, używając w dużej mierze nosa i intuicji, by odnaleźć Johnathana. Również pytała mijane osoby o to, gdzie chłopak się udał. Wszyscy wiedzieli tylko, że wyszedł zdenerwowany z domu. Chwilę zajęło jej, by go odnaleźć, jednak w końcu dojrzała blondyna nad jeziorem. Siedział na kamieniu, puszczając z dużą siłą kaczki, odwrócony tyłem do ściany lasu, z którego wyłoniła się szatynka. Doskonale wiedział, że tu jest. Odczekała chwilę, po czym postanowiła się odezwać.<br />
- Dlaczego tak się zdenerwowałeś?<br />
- To twój kochaś? - odparował, całkowicie ignorując początek dialogu.<br />
- Pierwsza zadała pytanie - warknęła, zirytowana za nazwanie Nicholasa ''kochasiem''. - Nie powinno cię to interesować i denerwować. Mówiłam, że jesteś dla mnie tylko przyjacielem. Powinieneś czasem słuchać innych ludzi.<br />
- Nie rozumiem tylko - w czym on jest lepszy ode mnie? - Wstał z kamienia, stając przed Meg z rękoma w kieszeniach i utkwionym w jej oczach, twardym wzrokiem.<br />
- Nie pytaj mnie, tylko wilczycy. To ona wybrała go na swojego partnera. A ja bardzo chętnie to zaakceptowałam. To nie jest tak, że wybiera się, kogo kochamy.<br />
- Dziewczyno, to jest zmiennokształtny! To nie jest normalne, by wilk wybierał jakiegoś kundla na swojego partnera! Wilkołak powinien być z wilkołakiem i basta, takie związki nie mają sensu. Tak samo jak wilkołak z człowiekiem. To nie może się udać. My żyjemy wiecznie, a ludzie; nie. - Och, więc był zagorzałym przeciwnikiem związków innych, niż ''wilk+wilk''. Przy całej swej wypowiedzi gestykulował zamaszyście trzęsącymi się rękami.<br />
- Nie rozumiem, co w tym złego. Poza tym Jack, wybacz, ale najwidoczniej ten ''kundel'' ma w sobie coś, czego ty nie masz. Albo to ja jestem nienormalna. Najprawdopodobniej. Zawsze były ze mną jakieś problemy. Przestań więc wtykać nos w nie swoje sprawy, bo to nic nie da.<br />
Była wściekła. Tak samo jak on. A dwa wściekłe wilkołaki, to nie jest dobre połączenie. Bardzo szybko jednak przestała patrzeć mu w oczy, spuściła wzrok w sumie zaraz po napotkaniu jego spojrzenia. Cóż, była bardzo uległa i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie mając zamiaru bez sensu tu tkwić, udała się szybkim krokiem w kierunku posiadłości. Zapukała, by bez zaproszenia wparować do pokoju Nicholasa, który chyba właśnie przysypiał.<br />
- Porozmawiaj ze mną.<br />
- Nie mam ochoty - burknął, zakrywając głowę drugą poduszką.<br />
- Nick, nie zachowuj się jak dziecko! - fuknęła zirytowana.<br />
- Nie zachowuję się jak dziecko, nie bardziej niż ty. Nie interesuje mnie tłumaczenie. Jestem zmęczony, więc proszę, wyjdź.<br />
Wyszła. Nie było sensu się kłócić, był gorzej uparty od niej. To zadziwiające, jak łatwo było jej teraz stwierdzić niektóre rzeczy, jeżeli mowa o Nicku. Jednak nie wszystkie. On chyba na zawsze pozozstanie po części zagadką. Na chwilę obecną traktował ją jak dobrego znajomego, może nawet przyjaciela. Czuła jednak w jego - niby normalnym - głosie dystans. Duży i zimny dystans, który ich dzielił. Pogłębił się on jeszcze bardziej po incydencie z Jackiem, mimo, że głos bruneta był tak stanowczy. Świetnie potrafił grać.<br />
Zdążyła przejść kilka kroków korytarzem, gdy wpadła na Zoe. Krótkie ''chodź ze mną'' jak zwykle nie brzmiało jak zachęta, a jak rozkaz. Zawsze, gdy coś mówiła, była bardzo stanowcza. Brunetka miała już taki charakter i sposób bycia. W sumie nie dziwne, skoro była tak dominującą wilczycą. Po zamknięciu drzwi i zaparzeniu herbaty - Zoe nigdy się nie spieszyło - w końcu zaczęły rozmawiać.<br />
- Trójkąty miłosne zawsze są skomplikowane, więc lepiej ich unikać. Na pewno o tym wiesz. Po prostu sama podejmij decyzję - chociaż na pewno już to zrobiłaś - i wytłumacz to tym obrażonym dzieciakom. Nie wiem, co się stało między tobą i Jackiem, ale wiem, że był nieziemsko wściekły. Ty też. Uważaj na niego, Megan. Wbrew pozorom nie jest zawsze taki świetny, jak się wydaje. Przede wszystkim to porywczy chłopak, który dodatkowo jest wilkołakiem. A to zdecydowanie nie jest dobre połączenie. Od zawsze trzeba go było trzymać na smyczy. Nie będę się wtrącać do twoich spraw, przynajmniej nie tak, jak zwykle. To ma być raczej przestroga, bo wiem, że Jonathan tak łatwo się nie poddaje. Młody, głupi umysł, może podsuwać mu dziwne pomysły. Po prostu uważaj. Jak zawsze się rozgadałam. Przyszłam, by zapytać - co zamierzasz? Nie powiem, ta sprawa mnie nurtuje. - Zoe oparła o splecione dłonie podbródek, komunikując tym samym, że jest gotowa do słuchania. Meg westchnęła cicho.<br />
- Jeszcze nie wiem. To dosyć trudna sytuacja, ciężko mi podjąć decyzję. A jest ich kilka do podjęcia. Naprawdę, bardzo ciężko. Och, to takie frustrujące! W dodatku Nick... Po prostu nie wiem - westchnęła sfrustrowana, spuszczając wzrok.<br />
Pomimo swej chłodnej postury i dystansu, który wytwarzała Zoe, potrafiła zjednać sobie ludzi. Na różne sposoby. Bynajmniej dystans ten nie zniechęcał ludzi - czy im podobnych - do wyznań. Jak teraz, Meg potrafiła się całkowicie przed nią otworzyć. Jednak, gdy przyszła kwestia Nicholasa, nie bardzo mogła ubrać swe uczucia w słowa.<br />
- Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć. Rozumiem. Pytam z czystej ciekawości, jak zawsze, ale poza tym chętnie ci pomogę. Musisz wybaczyć ciekawość starym wilkom.<br />
Może to dziwne, ale Megan poczuła się znacznie lepiej po rozmowie z Zoe. Teoretycznie powinna ją zdenerwować ta ciekawość, jednak tak naprawdę przyniosła jej ulgę. Brunetka potrafiła dziwnie działać na ludzi, zresztą nie tylko na ludzi. Miała w sobie to coś, czego nikt nie potrafi określić. A ogromna ilość charyzmy tylko to wszystko wzmacniała.<br />
<br />
<br />
<br />
***<br />
<br />
<br />
Wieczorna rozmowa Arona i Nicka była prowadzona przy małym gronie towarzystwa. W pokoju obecny był Alfa i pierwsza trójka wilków w stadzie, Jack, Megan oraz oczywiście Nicholas. Rozmowa, jak na takie coś, nie trwała w sumie zbyt długo. Chłopak zachowywał się ostrożnie, jak zwykle ważył, jednak nie był typem, który zatracał swój charakter. Jego odpowiedzi mogły uchodzić przez osoby nadwrażliwe wręcz za zuchwałe. Jednak tak naprawdę to jedna odpowiedź zakończyła temat.<br />
- Dlaczego tak zależało ci, by odnaleźć Megan?<br />
- To moja partnerka. Zostanie tak już na zawsze. Nie pozwolę jej tak łatwo odejść, logiczne więc, że przebyłem tak długą drogę, by ją odnaleźć. Mimo wszystko. Nie tylko wilki chcą zatrzymać to, co należy do nich. - Wzrok chłopaka przeszył Meg do tego stopnia, że na chwilę przestała oddychać. <i>Mój. Mój i tylko mój, tak jak ja jego,</i> pomyślała wilczyca.<br />
Jonathana ta odpowiedź dość mocno zdenerwowała, a przynajmniej z tego, co widziała. Miała wrażenie, że w chłopaku się gotowało i zaraz wybuchnie. Aron już miał coś powiedzieć, gdy na ramieniu chłopaka spoczęła drobna dłoń. Zoe, do tej pory w milczeniu podpierająca ścianę, spojrzała na blondyna z lekkim, kpiarskim uśmieszkiem.<br />
- Nie ośmieszaj się, wilczku.<br />
Jak gdyby nigdy nic wyszła z sali, odprowadzana licznymi spojrzeniami. Ta kobieta była wprost niemożliwa. Chyba nikt do końca jej nie pozna. Jack wyszedł czerwony na twarzy innymi drzwiami, niż brunetka. Jego kroki były nerwowe, ruchy wyrażały wściekłość, miał zaciśnięte w pięści dłonie. Megan zaczynała się... O niego martwić. Jakby nie było, zbliżyli się do siebie przez ten czas.<br />
Ale nie tym powinna się teraz martwić. Całe towarzystwo się rozeszło. Nick nie zamienił z nią nawet jednego słowa. Wilczyca zawyła sfrustrowana w głębi jej piersi. Megan postanowiła jednak zignorować bół zranienia w piersi, machinalnie wykonała wszystkie wieczorne czynności, po czym położyła się do łóżka. Musiała wszystko sobie przemyśleć. Podjąć decyzję. Nie wiedziała nawet, ile czasu jej to zajęło. Mimo wszystko, znała odpowiedź.<br />
<br />
<br />
- Wracajmy do domu.<br />
Ton głos dziewczyny był stanowczy. Zawsze wiedziała, co chce zrobić, wreszcie potrafiła się na to odważyć. Dosyć ucieczki. Stała pośrodku pokoju Nicholasa, który przyglądał się jej z beznamiętną miną. Był pierwszą osobą, o której o tym powiedziała. Brak większej reakcji i ten chłód, który od niego emanował, bardzo zasmucił szatynkę. Na jej twarzy pojawił się blady uśmiech.<br />
- Proszę, wróć tam razem ze mną. Chcę wyruszyć jeszcze dziś. Czas sprostować pewne rzeczy. Czy, nawet po tym wszystkim, mogę liczyć na twoją pomoc?<br />
Patrzyła na niego z nadzieją. Miała wrażenie, że serce na chwilę jej stanęło. Zresztą, nie tylko ona to tak przeżywała. Wilk również przestępował niespokojnie z łapy na łapę. Zabawne, więc nawet one odczuwały czasami niepewność. Wilczyca wiedziała, jak ważna jest odpowiedź jej partnera. Co nie zmieniało faktu, że gdy będzie taka potrzeba, zaciągnie go ze sobą siłą.<br />
- Niech będzie. Ruszymy za godzinę.<br />
To tyle. Nie powiedział nic więcej. Ale to wystarczyło, by ją uszczęśliwić. Powstrzymała się od rzucenia i wyściskania chłopaka. Zamiast tego wyszła szybkim krokiem z jego pokoju, by udać się do siebie i przygotować wszystko do powrotu. Warknęła automatycznie zauważając na swoim łóżku Zoe.<br />
- Jesteś jak zwykle nieostrożna, powinnaś wyczuć mnie jeszcze przed wejściem - złajała ją czarnowłosa. Meg się skuliła. - Aż strach zostawić cię samą. Ale, nieważne. - Machnęła lekceważąco ręką. - Chyba podjęłaś już decyzję. Mogę ją poznać?<br />
- Wracam do Vallent. Muszę wytłumaczyć się rodzicom i sforze, co nie będzie łatwe, ale... Tam jest mój dom. Poza tym muszę stawić czoła temu, co narobiłam. - Mimo wszystko mówiła o tym wszystkim z uśmiechem. Nie mogła inaczej.<br />
- Tak, myślę, że to dobra decyzja.<br />
Wyszła. Najzwyczajniej w świecie sobie poszła. Czy ta kobieta nigdy nie może kończyć mówić tego, co zaczęła? Szatynka pokręciła głową, sprzątając pokój. Później zajęła się żegnaniem z wszystkimi. Dziękowała i przepraszała. Nigdzie jednak nie mogła znaleźć Jacka. Ze łzami w oczach żegnała się z kilkoma osobami, a w tym Edith i Aronem. Gdy usłyszała ''zawsze jesteś tu mile widziana'', co brzmiało jak w jakimś kiczowatym filmie, myślała, że naprawdę się rozpłacze. A zostało jej jeszcze pożegnanie z Zoe.<br />
- Dziękuję za wszystko, Zoe. Chyba nigdy nie uda mi się tobie odwdzięczyć. Będę bardzo tęsknić...<br />
- Och, chwila. Nie powiedziałam ci? Biegnę z wami. Mam ochotę na wycieczkę, a być może twojemu stadu również przyda się pomoc. No nie patrz tak na mnie i nawet nie próbuj beczeć. Ach, Aron - zwróciła się do Alfy, który wyglądał na nieco zaskoczonego, jednak nie aż tak, jak powinien. - zostawiłam ci listę rzeczy, którę chcę, byś do mnie wysłał. Adres podam ci telefonicznie. Nie opuszczaj gardy, dobra?<br />
- Jasne. Wrócisz, prawda? - Już w tej chwili Alfa brzmiał nieco tęsknie. Nie do końca dało się mu to zamaskować.<br />
- Może. Żegnaj Aronie, na pewno się jeszcze spotkamy. Z większością z was pewnie również. Już możecie się cieszyć. Nie stójmy tak, im szybciej wyruszymy, tym szybciej dobiegniemy. A ty, rudy dingo, nie krzyw się tak. To nieuprzejme.<br />
- Nieuprzejme jest wpraszanie się do czyjejś podróży. - Spojrzał na wilkołaczycę z ukosa.<br />
- Nigdy nie grzeszyłam manierami, wybacz. Chodźmy już, nim zrobi się ckliwie.<br />
Megan pokręciła głową. Po drodze do lasu, jeszcze w ludzkich formach zdecydowali, że całą drogę przemierzą na czterech łapach. Bez zatrzymywania się w hotelach i jedzenia w restauracjach. Powinno znaleźć się sporo miejsc, w których mogą się zatrzymać jako wilki, tak przynajmniej twierdziła Zoe. Dodatkowo, będzie wiedziała, gdzie znajdują się terytoria wilkołaków. To uniknie wszelkich konfliktów.<br />
Każdy z nich zaszył się w gąszczu krzaków, by zostawić tam ubrania i dokonać przemiany. Megan, już jako biały wilk, przeciągnęła się. Słychać było trzask stawów. Wyszła z krzaków, Zoe i Nick już na nią czekali. Łapy aż świerzbiły ją, by rozpocząć bieg. Bo z każdym susem będzie zbliżała się do domu i do stada.<br />
Biegli cały dzień. Ponownie nie liczyło się nic, prócz celu. Miała pustkę w głowie. Już zapomniała, jak dziwne jest to uczucie, ale tym razem miała również towarzystwo. Zmiennokształtni nie mieli tak dużej wytrzymałości jak wilkołaki, nadrabiały to jednak szybkością i zwinnością. Niestety, musieli przez to robić dość częste postoje. Domyślała się jednak, że jeżeli będą biec wciąż w linii prostej, wiedząc jakie miejsca omijać i nie odpoczywając zbyt wiele, dość szybko dobiegną do Vallent.<br />
Po kilku godzinach, na ich drodze stanął wilkołak. Znajomy. Był to biały wilk z odcieniami szarości na sierści. Omiótł wzrokiem całą trójkę, skradając się w kierunku dingo. Już wiedziała, czemu nie mogła znaleźć Jacka. Bo był już daleko od rezydencji. Wyszczerzyła kły, stając w obronie swojego warczącego partnera. Nick, oczywiście, ustał obok niej, co zdecydowanie się jej nie spodobało.<br />
<i>- Nie rób z siebie idioty i nie przynoś wstydu ojcu</i> - prychnęła w wilczej mowie czarna wilczyca.<br />
<i>- Zamknij się, Zoe. To nie jest twoja sprawa.</i><br />
Megan ugięła łapy, by przygotować się do skoku, jednak nie zdarzyła wiele zrobić. Zauważyła jedynie ciemną smugę, która przelatuje obok. Zoe już stała nad białym wilkiem, przyduszając go łapą. Nawet nie eksponowała w pełni swoich kłów, a oczy nie przebarwiły się na bursztynowo. Naprawdę, siła Szlachetnych była przerażająca. A obserwowanie małej, drobnej wilczycy, która powala ogromnego basiora, było dosyć dziwne.<br />
<i>- Zachowujesz się prostacko i chyba nie wiesz, co do kogo mówisz, szczeniaku. Wynoś się stąd, pókim dobra </i>- wypowiedź ta stanowiła serię warknięć. Na podkreślenie swych słów, wadera kłapnęła pyskiem niebezpiecznie blisko nosa Jacka. - <i>Wracaj do domu.</i><br />
Czarna wilczyca zeszła z białego basiora, wciąż trzymając się blisko ziemi i lekko odsłaniając kły. Nie miał większego wyboru. Wilk, bardzo niechętnie, wciąż się na nich oglądając, potruchtał w kierunku, z którego przybyli. Jack został złamany i upokorzony. Dla wilkołaka, szczególnie dość dominującego, to musiało być po prostu straszne. Aż mu współczuła. Chociaż nie, biorąc pod uwagę to, że chciał zaatakować jej partnera - sama chętnie go rozszarpie.<br />
<i> - Szczyl niczego się nie nauczy, jest zbyt rozpieszczony. Chodźmy.</i><br />
Do Missouri dotarli w pięć dni. W sumie nawet nie, zajęło im to jakieś cztery i pół dnia. Dobry wynik, nawet bardzo. Stąd już tylko kilka godzin do miasteczka. Od razu poczuła zapach vallentowskich lasów, tak dobrze jej znany, tak przyjemny. Pachniały jak... Dom. Zaczęła się zastanawiać, czy sfora wciąż tu jest. Gdyby jej nie było... Nawet nie chciała o tym myśleć.<br />
Nie musiała długo czekać na odpowiedź. Od razu poczuła, że jest na terytorium wilkołaków. Zawsze czuła to instynktownie, dodatkowo nos nie mógł jej zwodzić. Zwolnili, przechodząc do truchtu. Już po chwili zjawiła się cała sfora.<br />
Jej serce o mało co nie wyskoczyło z piersi. Byli tu. I to wszyscy. W tym również Michael; jak widać, dla niego ''chwilowe zatrzymanie'', znaczyło dość długi postój. Jako jedyny pozostał w ludzkiej formie. Wszyscy mieli stanowcze, nieco wrogie postawy. Na radosne merdanie ogonem do Meg pozwolił sobie Dorian i przez chwilę również Reid. Zaraz jednak spoważnieli, wpatrując się uważnie w czarną waderę. Micheal westchnął - co wprawiło ją w ogromny szok - po czym zdjął swoją koszulkę, podchodząc do Zoe i przekładając ją przez jej łeb.<br />
- Co ty tu w ogóle robisz? - zapytał, przyglądając się, jak wilczyca wraca do swej ludzkiej formy. - Witaj ponownie, Zollin.<br />
- Witaj ponownie, bracie.<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Hahaha, możecie być ze mnie dumni, przymusiłam się i napisałam ten rozdział. W końcu. Ogólnie wyszedł w miarę, dużo tutaj pierdół, które jednak musiałam umieścić. Szkoda też, że niezbyt miałam okazję rozpisać pewne sceny, ale rozdział i tak był już długi, więc musiałam sobie darować. Mam nadzieję, że jest w miarę. Nawet go wzrokiem nie przeleciałam, więc proszę o wypisywanie błędów; była w nim masa literówek i, o zgrozo, ortografów. I to takich głupich. W każdym bądź razie, podziwiam każdego, komu chciało się to czytać. ;P
Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com372tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-5258616668734614842012-05-12T10:53:00.001-07:002012-06-07T11:51:06.636-07:00Rozdział XXIII. Zoe wyciągnęła ją na zakupy, więc miała co założyć na spotkanie. Czy raczej ''randkę''. Nie chciała tego przyznać, ale sama się na nią zgodziła. Cóż za fatalny refleks... Megan bardzo lubiła Jacka, ceniła sobie jego pomoc w trudnych chwilach, jednak raczej nie czuła się na siłach na jakieś poważniejsze relacje. Gdy myślała ''miłość'' automatycznie myślała również ''Nick''. Wydawało się jej to nierozerwalnym układem. Jednak może się myliła i wszystko zmieni się, gdy zbliży się do kogoś innego? Sama uciekła. Jakby na to nie patrzeć.<br />
- Halo, Megan, jesteś gotowa? - usłyszała zza drzwi głos Jacka. Nawet nie pukał. Porwała do ręki małą, czarną torebkę i chwyciła za klamkę.<br />
- Tak, jasne. - Posłała blondynowi lekki uśmiech.<br />
- Jej, wyglądasz... Super - powiedział z uznaniem.<br />
Faktycznie, też była zadowolona ze swojego wyglądu. Miała na sobie różową bluzkę na ramiączka, na którą narzuciła czarny sweterek, szarą, materiałową spódniczkę i czarne balerinki. Wyprostowała również włosy. Ostatnio czyniła to coraz częściej. Ogólnie rzecz biorąc prezentowała się całkiem nieźle, przynajmniej nie powinni jej wytykać palcami przy przystojnym Jacku, ubranym w czarne, dżinsowe spodnie, koszulkę i marynarkę. Wyglądał jak przystojny chłopak z miasta - cóż, ona była z miasteczka, a to różnica - oczywiście najpopularniejszy w całej szkole.<br />
Tylko właściwie co miał na myśli, mówiąc ''super''? Przecież można to było zinterpretować na różne sposoby. Wolałaby jakieś bardziej jednoznaczne określenie. Pewnie narzekała, jednak w pewien sposób poczuła się dotknięta. Nie, to może złe słowo. Po prostu określenie to przynosiło więcej myśli i gdybań, czasami mógłby się bardziej sprecyzować. Poza tym brzmiało jak coś wypowiedziane przez wstydliwego gimnazjalistę na spotkaniu z dobrą koleżanką. Właśnie w ten sposób się poczuła. I chyba właśnie to jej tak nie pasowało.<br />
Jako pierwszą ''atrakcję'' zdecydowali się na kino. Po cichu liczyła, że zdecydują się na coś lekkiego, może jakąś komedię, ewentualnie horror. Coś, co z chęcią obejrzy. Jack robił jednak maślane oczka do plakatu o jakimś filmie science fiction. Występował tam romans o czym otwarcie pisali, może dlatego. Jeżeli chodzi o filmy o parach, doo wyboru mieli również ''Zmierzch'', a raczej którąś tam część i komedię romantyczną z Cameron Diaz. Pierwszy film zgodnie wyśmiali, na drugim zaś Jack stwierdził, że nie lubi komedii romantycznych, ale ewentualnie może być. Widać było jednak jak na dłoni tę minę cierpiętnika. Megan więc postanowiła sprawić mu przyjemność i wybrać film sf, mimo, że za gatunkiem tym nie przepadała.<br />
Film w gruncie rzeczy nie był zły. Ale również nie dobry. Tym bardziej, że nie lubiła tego typu historii. Dodatkowo Jack znajdował się niebezpiecznie blisko niej, co nieco płoszyło dziewczynę. Przy co nudniejszych scenach głaskał jej dłoń lub pochylał się spoglądając na usta szatynki. Wtedy Meg robiła zręczny unik, częstując go popcornem lub zagadując na jakiś temat. Coś za bardzo się spieszył, przynajmniej jej zdaniem. Mimo wszystko wyszła z sali kinowej z lekkim uśmiechem, nie chciała w końcu psuć ich spotkania.<br />
- Może coś zjemy? - zaproponował blondyn, na co chętnie przystała. - To na co masz ochotę?<br />
- Hmm... W sumie nie wiem. Nie znam miasta. Gdzie podają dobre jedzenie?<br />
- Co powiesz na chińszczyznę?<br />
- Chętnie - odparła z uśmiechem.<br />
Gdy szli w kierunku restauracji, chłopak splótł jej palce ze swoimi. Drgnęła, mając nadzieję, że niezauważalnie. Ręce Jacka były bardzo ciepłe, nieco szorstkie - zresztą jak jej własne. W końcu jako wilki poruszali się również na nich. Cały czas, mimowolnie, wszystko było porównywane do Nicholasa. Nie powinna tego robić, wiedziała o tym. Lecz jej głowa chyba nie do końca.<br />
Dłonie Jacka były równie duże, co Nicka, jednak znacznie gorętsze. Uścisk ten nie miał w sobie tej delikatności, z którą dotykał jej zmiennokształtny. To nic, że była od niego silniejsza, co czasami bardzo irytowało bruneta. Uśmiechnęła się pod nosem na tę myśl. Ręce blondyna były również mniej kościste. Jakby... Niespracowane. Po raz kolejny uprzytomniła sobie, jak niewiele wie o osobach, które są w jej otoczeniu. Tak starych znajomych, jak i tych nowych. Gdzieś z tyłu głowy kołatała się jej myśl: <i>Jak wiele bym dała, by znowu móc dotknąć dłoni Nicka...</i> Złajała się tak szybko, jak tylko potrafiła.<br />
Na miejscu zamówili cały zestaw sushi i ciepłych dań. Cóż, wilkołaki były w stanie dużo pochłonąć. Jack był jednak na tę okazję przygotowany. Sam zresztą znał apetyt wilków. Restauracja miała nie tylko piękny wystrój, ale także pyszne dania. Chyba pierwszy raz w życiu jadła tak dobrą, chińską kuchnię. Musiała przyznać, że chłopak ma gust. Po jakimś czasie wyszli z lokalu, nie bardzo wiedząc, gdzie się dalej wybrać. Meg zaproponowała po prostu spacer. Ręka Jacka ponownie powędrowała do drobnej, jednak nieco szorstkiej dłoni szatynki. Przechodząc przypadkowo przy kościele, zaczepili ich znajomy Jacka, dokładniej ludzie. Cóż, jak widać, nie tylko w Vallent niepełnoletnia młodzież lubiła pić piwo pod kościołem.<br />
- Hej, Jack! Co tam, stary? Przedstawisz nas swojej koleżance? - zapytał ciemnowłosy chłopak, najwyraźniej już po kilku piwach, na co wskazywały jego rozbiegane oczy, które starał się skupić na szatynce.<br />
- Siema, Everett. Cześć wam. To Megan, moja znajoma. Meg, to moi koledzy z klasy - Everett, Monica, Sylvia, Robert i Jason - przedstawił ich pokrótce, najwyraźniej nie mając zamiaru zbyt szybko się ruszyć. Megan wyczuła zapach zazdrości.<br />
- Miło mi was poznać. - Posłała zgromadzonym nieśmiały uśmiech.<br />
- Nam też, nam też. Przyłączycie się?<br />
- Masz ochotę? - zwrócił się doń Jack. - Jeśli nie chcesz, nie musimy...<br />
- Czemu nie. Na chwilę... - Nie chciała tu zostawać. Ale głupio było jej to oznajmić, a i Jack wydawał się mieć ochotę pogadać ze znajomymi.<br />
Zaraz zaproponowali im piwo, którego uprzejmie odmówiła. Blondyn zaś przyjął je z uśmiechem na twarzy. I tak był wilkiem. Nawet kilka piw nie powinno zrobić na nim większego wrażenia. Sprawnie popijał z puszki, rozmawiając i śmiejąc się ze znajomymi. Był bardzo kontaktowy. Megan porozmawiała chwilę z Sylvią, dosyć wesołą i miłą dziewczyną, która po chwili odeszła, by powspominać z kolegami z klasy jakieś stare wydarzenia. Właśnie wtedy obok niej opadła Monica. Była wysoka, piękna, biuściasta o czarnych włosach i brązowych oczach. Miała bardzo długie nogi, wyeksponowane przez szorty - na pewno było jej w nich zimno. Megan od razu pozazdrościła dziewczynie tak zgrabnych i długich nóg. Siedziały niewiele dalej, jednak osoby niezainteresowane ich rozmową raczej jej nie dosłyszą.<br />
- Hej. Wyszliście z Jackiem na randkę? - Nie bawiła się w podchody, waliła prosto z mostu. W jej głosie brzmiała ledwo dosłyszalna niechęć, którą całkiem zręcznie ukrywała. W Megan od razu obudził się wilk, który nie miał zamiaru dać się zdominować jakiejś ludzkiej dziewoi.<br />
- Tak, myślę, że tak. Czemu pytasz?<br />
- Och, tak tylko. Wiesz, on spotyka się bardzo często z różnymi dziewczynami. Większość jest naprawdę piękna i seksowna.<br />
- Z tobą również się spotykał? - zapytała uprzejmie, kładąc nacisk na czas przeszły i uśmiechając lekko. Proszę was, co za zagrywka.<br />
- Tak, już na pierwszej randce wylądowaliśmy w hotelu. Też tam zmierzacie?<br />
- Wybacz, chyba cię zawiodę...<br />
- Idziemy? - wtrącił się Jack z lekkim napięciem w głowie.<br />
- Czemu nie. Miło było mi was poznać - rzuciła Meg, posyłając młodzieży uśmiech i odchodząc z Jackiem, któremu musiała dorównać sprężystego kroku.<br />
- Monica chcę znowu ze mną chodzić, to dlatego cię podpuszczała.<br />
- Jakoś mnie to specjalnie nie interesuje. Twoja sprawa z kim się zadajesz.<br />
- Ale nie chcę, żebyś źle o mnie myślała.<br />
- Jedna rozmowa z jakąś dziewczyną, która woli marznąć, by tylko pokazać światu swoje nogi, nie zmieni tego, że jesteś moim przyjacielem.<br />
Chłopak w jednej chwili złapał ją za ramiona, całując prosto w usta. Był to mocny, ''konkretny'' pocałunek. Nawet nie wiedziała, jak zareagować. To stało się bardzo szybko. Czuła zapach i smak piwa, które dopiero co wypił chłopak, a także zapach wilkołaka. Nie był zbyt delikatny, chociaż nie można było tego nazwać czymś brutalnym. Gdy tylko zaczęła okazywać oznaki niezadowolenia, oderwał się od niej, spoglądając rozświetlonymi oczami na jej twarz.<br />
- Dalej jestem przyjacielem? - zapytał stanowczo<br />
- Tak. Przepraszam, ale na razie nikim więcej - odparła, strącając jego dłonie z ramion i ruszając przed siebie. Nie znała miasta, ale polegała na zapachu i intuicji. Po chwili chłopak był już przy niej. Ciekawe czy wiedział, jak bardzo wilk Meg chciał go ukatrupić.<br />
- Przepraszam. Kiedyś na pewno cię zdobędę. - To nie były szczere przeprosiny, obietnica jednak była wystarczająco dobitna.<br />
Bez słowa doszli do posiadłości Hendersonów. Już po chwili zniknęła w pokoju, a później w łazience. Wzięła szybki, gorący prysznic, by po chwili rozmyślać w łóżku. Nie podobało się jej to, co zaszło. Szanowała Jacka. Lubiła go. Ale nie kochała. Przynajmniej nie teraz, może kiedyś się to zmieni. Dodatkowo usta ją paliły, czuła się, jakby zdradziła swoją prawdziwą miłość. Chociażby dlatego, że zgodziła się na tą randkę. Głupie myśli. To było jednak najbardziej paskudne uczucie, jakie kiedykolwiek odczuwała.<br />
<br />
<br />
Następnego dnia Jack jej unikał. Rano dowiedziała się, że wyszedł bardzo wcześnie, by wybiegać się w lesie. Megan zdawała sobie sprawę z faktu, że Zoe wie o wszystkim, co wczoraj zaszło, jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. Pogoda była świetna dzisiejszego dnia, więc większość wilkołaków stwierdziła, że wybierze się wieczorem na łowy. Ona sama miała taki zamiar. Na chwilę obecną zadowoliła się jednak pyszną kuchnią Edith, a później dzielnie romansowała ze Stephenem Kingiem pożyczonym od Zoe.<br />
Gdy tylko się ściemniło, postanowiła przebrać się i udać do lasu. Spędziła cały dzień zamknięta w pokoju; Zoe odwołała dziś wszystkie zajęcia, mówiąc, że ma do załatwienia jakąś sprawę w sąsiednim mieście. Megan wyszła w dresie i z torbą na ramieniu. Po drodze do lasu, znajdującego się daleko na tyłach posiadłości, przyglądała się dwóm, wilczym łapkom wytatuowanym na nadgarstku. Wtedy tak bardzo pragnęła, by mieć ten tatuaż, teraz jednak był jej on z goła obojętny. Co nie znaczy, że żałowała tuszu wciśniętego pod skórę.<br />
Rozebrała się, chowając swoje ubrania do torby i upychając ją w jakichś krzakach. Wzięła głęboki oddech. Po chwili poczuła dreszcze, przyjemne mrowienie, a po otworzeniu oczu widziała świat w zupełnie innych barwach. W sumie była to głównie szarość. Otrzepała się, ruszając przed siebie. Była głodna i miała ochotę zapolować. <i>Co by tu... </i>Usłyszała kręcącego się niedaleko daniela. Ruszyła w jego kierunku truchtem. Był to dorodny, tłusty samiec. Aż dziwne, że tak długo się uchował. Przyczaiła się, szykując do skoku.<br />
Zwierze spłoszyło się, co zaowocowało gonitwą. Jednak była to całkiem przyjemna rzecz - pogoń za ofiarą. Mimo, że było to w gruncie rzeczy nie fair, mało które zwierze równało się szybkością z wilkołakiem. Wilczyca zajęła się konsumowaniem schwytanego daniela. Już prawie go skończyła, gdy poczuła i usłyszała poruszenie. Ktoś wdarł się na tereny ich stada. Oczami innych wilków zobaczyła, jak pędzą, by schwytać intruza. Jego obraz wywołał u niej szybsze bicie serca.<br />
Biała wilczyca z zakrwawionymi łapami i pyskiem, przedzierała się jak najszybciej potrafiła przez las. Słyszała warczenie oraz czuła chęć mordu wilków. Intruz, to intruz. Ich terytorium. Mogli się go pozbyć. Krzyczała, by zaczekali, jednak oni nie zwracali uwagi na jej głos. Megan wydawało się, że jej łapy niemal nie dotykają ziemi. Nic nie wskóram jako wilk, stwierdziła zrozpaczona. Po raz pierwszy w życiu zmieniała się w biegu. Swoją drogą, dosyć ciekawe doświadczenie. Słyszała szczekanie i warczenie wilków, sama zatrzymała się dopiero na drzewie, dysząc ciężko i rozszerzonymi oczami wpatrując w gromadkę wilkołaków.<br />
- Stój...cie. Czekajcie! - Bardziej niż krzyk, przypominało to skowyt. Wilki zwróciły się do niej głowami. Zresztą nie tylko oczy wilków powędrowały w jej kierunku. - To mój... Przyjaciel. Proszę, zostawcie... W spokoju - sapała, czując, jak jej gardło pali żywym ogniem.<br />
Jeszcze nigdy nie była tak wyczerpana. Zsunęła się pod pniu drzewa. Ale zdążyła. Przynajmniej na to wyglądało. Z gardeł większości wilków dalej wydobywało się ciche warczenie. Intruza przyciskała do ziemi wielka łapa Alfy, Arona, miażdżąc mu przy tym gardło. Megan miała nadzieję, że to podziała. Przed oczami dziewczyny igrały mroczki zmęczenia, spowodowane biegiem. Jednak mimo lekkiego zamroczenia cały czas dostrzegała ten piękny, rudy kolor.<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
Cóż... Jest rozdział. Wczoraj całkiem nieźle mi szedł, napisałam go w jeden wieczór. Jakoś wyszedł, chociaż nie miałam zbytnio ochoty go pisać. Jakoś brak koncepcji na randkę Megan z Jackiem. ;P<br />
Mam jednak nadzieję, że nie wyszedł jakiś straszny. Ten odpoczynek od opowiadania w gruncie rzeczy mi się przydał, chociaż mogłam pisać co innego, bo trochę wyszłam z wprawy...Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com231tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-77023954608055988022012-05-10T10:07:00.000-07:002012-05-10T10:07:00.927-07:00Ogłoszenie.Jakże mnie tu dawno nie było. Nie odzywam się, ni nic, więc chyba wypadałoby napisać cokolwiek. ;]<br />
Staram się unikać czegoś takiego jak ''ogłoszenia'' na blogu czy tym podobne, by go po prostu nie zaśmiecać, ale należą Wam się jakieś tam wieści.<br />
Otóż zupełny brak czasu, chęci i koncepcji na rozdział. Jeszcze klawisze ''shift'' przestały działać, no cudnie po prostu. Trochę problem ze znakami, bo trzeba je kopiować, ale nie jest źle. Teraz mam zamiar się zebrać, by coś po tych egzaminach wyskrobać, chociaż problemów również trochę mam... Ale bloga nie zamierzam porzucić czy nawet zawiesić. Dzielnie czeka, aż coś na niego wstawię. Sobie poczeka...<br />
Przepraszam. Również nienawidzę być trzymana w takiej niepewności. Mam ochotę się za to zaszlachtować.<br />
<br />
Co do krytyki, która ostatnio napłynęła na początkowych rozdziałach - miałam czas, więc je poprzeglądałam. Jestem otwarta na konstruktywną krytykę. Wiem, że w historii jest wiele nie dociągnięć, pierwsze rozdziały nie są na jakimś szczególnie wysokim poziomie, są błędy, o których nie mam pojęcia. Ale jest też coś, na co nie mam wpływu; dajmy na to styl pisarski. Sama nie do końca go lubię. Padły słowa, że opisy dnia są zapychaczami. Być może, trochę, bo na początku nie było za bardzo o czym pisać, nim Meg wstąpiła do sfory. Ale to również ma swój cel, poznajemy bohatera. Jednak opisy uczuć, miejsc, bohaterów są. Nie wiem, kto ich nie widzi, dbam o to, gdyż sama je lubię. Cóż, przynajmniej się staram. Jednak od zawsze opisuję wszystko dokładnie. My też zapychamy sobie w życiu czas różnymi zajęciami. Być może to jest powód, nie wiem. Czasami mnie samą to denerwuje, jednak nie potrafię się z tego ''wyleczyć''. Ja to podciągam pod styl pisarski, bo to tutaj moim zdaniem należy to umieścić.<br />
Bardzo lubię czytać pozytywne wieści na temat swojego opowiadania, bo kto nie lubi komplementów. A krytyka jest jeszcze ważniejsza. Jednak proszę Was, zwracajcie uwagę na to, że nie na wszystko mam wpływ. Jak również nie rozumiem osoby, która jedynie narzekała, wklejała ten sam komentarz pod dwa rozdziały, a staram się, by w każdym rozdziale działo się coś nowego. Co więcej, miałam wrażenie, że nie lubi w ogóle takiej tematyki. Proszę, z boku jest króciutki wstęp do historii, napisany zresztą nie bez parady.<br />
Przepraszam za to przynudzanie, ale tak mnie tknęło.<br />
I mam ogromną prośbę <span style="color: #cc0000;">NIE PISZCIE SWOICH WYPOWIEDZI NA POCZĄTKOWYCH ROZDZIAŁACH.</span><br />
Ja ich tam po prostu nie widzę.<br />
Dodatkowo nazwa bloga nie została od nikogo skopiowana. Chociaż nie, faktycznie - nazwana pierwszą książką cyklu o przygodach Mercedes Thompson autorstwa Patricii Briggs. rzeczywiście podkradłam tytuł. Jakoś nie miałam pomysłu, jakby tutaj nazwać blog, a chciałam go szybko założyć. Dodatkowo książki te odzwierciedlają prawie w stu procentach moje postrzeganie wilkołaków. ;)<br />
Rozpisałam się, jak zwykle. Może być trochę bez ładu i składu, ale za to prosto z serca.<br />
<br />
Z uniżonymi przeprosinami, Nightmare.Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-91576770277502426642012-01-08T07:23:00.000-08:002012-01-10T05:35:49.077-08:00Rozdział XXII. Megan właśnie tłumaczyła krok po kroku swoją przemianę. Wiedziała już, czemu była takim... Dziwnym wilkiem. Trochę ciężko było jej w to uwierzyć, ale rzeczywiście, miało to sens. Zoe twierdziła, że nadal nie pogodziła się ze swoją wilczą połową, przyjęła to po prostu zbyt gładko. Nie zaakceptowała do końca samej siebie. Ona po prostu... Przyjęła ten fakt do wiadomości, jednak zrobiła to, bo po prostu nie było innego wyjścia. Traktowała swoją naturę jako dwie odrębne istoty. To trochę tak jak obojętna ci lokatorka na stancji - musisz ją akceptować, jeżeli nie robi nic szczególnie rażącego, jednak jakoś nie napawa cię to wielką radością. Trochę ciężko było jej się z tym faktem oswoić. Zoe od razu to wyczuła, gdyż rzuciła tylko, że dziewczyna potrzebuje czasu i kilku ćwiczeń.<br />
- A teraz - zaczęła czarnowłosa, opuszczając ręce na blat stolika. - oświeć mnie proszę, dlaczego opuściłaś swoją małą mieścinę, biegnąc przez kraj.<br />
- Już mówiłam, że... - zaczęła, jednak nie dane było jej dokończyć.<br />
- Banialuki. - Zoe machnęła lekceważąco ręką. - Musisz być ze mną szczera. Jeżeli nie chcesz, nie musisz mówić nikomu innemu, jednak ja muszę to wiedzieć. Zapewne chodzi o jakąś drobnostkę... Młode wilki, a ty chyba nie jesteś wyjątkiem, zazwyczaj mają dosyć chwiejne nastroje i denerwują się nawet małymi wypadkami. Jeżeli mi o tym opowiesz, będę mogła ci zapewne pomóc. Jeśli nie, pewnie będę musiała cię zdominować... No cóż, lubię wszystko wiedzieć. Także polecam po dobroci. - Czarnowłosa rozparła się wygodnie na krześle, uważnie lustrując wzrokiem nastolatkę. Westchnęła cicho, po czym zaczęła streszczać pokrótce całe wydarzenie.<br />
Dziewczyna lubiła Zoe, jednak była ona czasami bardzo wnerwiająca. Nie miała pojęcia, jak Aron jeszcze z nią wytrzymuje. Zoe była chyba jednym z najbardziej dominujących wilków świata, jednak nie chciała być Alfą w tutejszej sforze, stąd został na tym stanowisku Aron. Liczył się jednak bardzo ze zdaniem czarnowłosej i był piekielnie opanowany nad każdym wybrykiem jej oraz wszystkich członków watahy. Co nie znaczy, że nie potrafił zaprowadzić porządku czy odpowiednio kogoś ukarać. Przynajmniej takie informacje uzyskała od Jacka i nie śmiała w to wątpić.<br />
- Feromony? Serio? Ta dzisiejsza młodzież - burknęła Zoe. Była rozbawiona i zdziwiona. W sumie, to Meg jej się wcale nie dziwiła. - Ale nie powinnaś się tym zamartwiać. Nie dziwne, każdy wilkołak, człowiek czy zwierze, byłoby w tej sytuacji pobudzone. A ty naprawdę zachowałaś zimną krew. Większa trzeźwość umysłu niż niektóre stulatki, naprawdę. Powinnaś do nich wrócić. Na pewno się martwią. Ale, najpierw musimy dokończyć szkolenie. To tyle na dzisiaj, lepiej odpocznij i sobie to przemyśl - dodała nadzwyczaj łagodnie Zoe, po czym wyszła z pokoju.<br />
Megan jeszcze przez chwilę siedziała odrętwiała. Nie miała zamiaru wracać. Tęskniła, ale zdecydowała, że nie wróci. Nie chciała nikogo zranić, nigdy więcej. A już tym bardziej osoby bliskiej swemu sercu. Zacisnęła pięści, gwałtownie wstając i wychodząc z pokoju. Musiała się uspokoić. Zapomnieć. A nie ma nic lepszego, niż jedzenie. No, może poza bieganiem po lesie, jednak nie chciała, by reszta stada znała wszystkie jej myśli. Poza tym nie każdy jeszcze ją zaakceptował. W kuchni zastała zajadającego lody Jacka.<br />
- O, cześć Meg! Co u ciebie? Jak treningi z Zoe? Nie zamęczyły cię jeszcze? - Jack natychmiast zalał ją lawiną pytań. Dziewczyna w tym czasie odgrzewała wczorajszy gulasz, który przyrządziła Edith. Wybrała się jednodniowo do rodziny - stąd jej brak w kuchni.<br />
- Hej. Nie jest tak źle, nie przesadzaj. Teorię, historię i co tam jeszcze mam wykutą świetnie, więc nawet nie musi mi o tym mówić. A ty nie masz jakichś twórczych zajęć?<br />
- Jak widać: nie za specjalnie. - Wzruszył ramionami, biorąc do ust kolejną łyżkę lodów.<br />
Megan dogadywała się z chłopakiem nadzwyczaj dobrze. Był wesoły, żywiołowy. Z zachowania przypominał trochę małego chłopca, chociaż wiedziała, że potrafi być również nader uparty i konsekwentny. O ile oczywiście mu się chciało. Jack był dla niej po prostu świetnym poprawiaczem humoru i zapychaczem czasu. Cieszyła się, że ktoś przyjął ją bez oporów, szczególnie jeśli mowa o rówieśnikach. W grupie młodzieży mało kto ją tolerował. Z jednej strony żałowała, że młode wilki nie dogadują się z nią tak jak chłopaki ze starej sfory, jednak z drugiej, dzięki temu łatwiej było o tym nie myśleć.<br />
- Idę dzisiaj zapolować, też się wybierasz? - Jej rozmyślania przerwał blondyn, chowając resztkę lodów do lodówki.<br />
- Hm? Och. Okej. O której?<br />
- Za godzinę? Znajdziemy się, bo nie wiem, czy się wyrobię. Pasuje?<br />
- Jasne. - Posłała mu lekki uśmiech, kończąc swoje jedzenie.<br />
Po wstawieniu naczyń do zmywarki, wybrała się do swojego pokoju. Zoe przytaszczyła jej telewizor, jako kompana do samotnych wieczorów - byle niezbyt głośnego. Meg włączyła jakiś kiczowaty teleturniej, starając się po raz kolejny zapomnieć. Nikt nie chciałby słuchać jej żali, więc chciała pozbyć się tych natrętnych myśli. To nie zawsze było takie proste. <br />
Przebrała się w dres, wzięła torbę i ruszyła niespiesznie w kierunku lasu. Wiedziała, że Jack łatwo ją znajdzie, mimo ogromnego obszaru, na jakim znajdowały się tereny stada. W końcu ma się ten węch i, chcąc czy nie, zdolności telepatyczne. Ogromna zaleta i wada. Rozebrała się, schowała ubrania, po czym zmieniła w wilka. Nigdzie się jej nie spieszyło. Jeszcze raz rozejrzała się dookoła, by zapamiętać, gdzie ukryła torbę z ubraniami. W sumie możliwe, że i tak jej nie zastanie - takie złośliwości miały ostatnimi czasy miejsce.<br />
Biała sierść mieniła się ciepło w letnim, późnym słońcu. Pamiętała, ile zajęło jej doczyszczenie ciała po ucieczce z Vallent. Nie była w domu już od prawie dwóch miesięcy... Za niespełna tydzień zacznie się szkoła. Nie chciała jednak do niej uczęszczać, miała zamiar ruszyć dalej. Chociaż coraz częstszą myślą, która tłukła się jej po głowie było: zostań. Szkoda, że nie miała nikogo, kogo mogłaby się w tej sprawie poradzić.<br />
<i>Rzeczywiście, smutne. </i>- W głowie wilczycy rozbrzmiało ironiczne parsknięcie Cassie.<br />
Cassie była wprost przepiękną, cycatą blondynką o niebieskich oczach. W wielu kwestiach nie była również zbyt wymagająca. Nie należała do osób, które jakoś szczególnie się szanują. Wprost kochała przygody na jedną noc. Wbrew pozorom, mimo grania seksownej idiotki, nie była głupia. Miała dosyć wredny charakter i wrodzoną chytrość. Była przez to bardzo niebezpieczna. Lubiła jedynie krótkotrwałą konkurencję, więc pojawienie się Megan, która została na dłużej w stadzie i była nową wilkołaczycą wystarczyło, by blondynka zapała do niej nienawiścią.<br />
Wilcza postać dziewczyny również przyciągała wzrok. Była niezbyt dużą wilczycą o sierści w różnych odcieniach szarości, przeplatanych gdzieniegdzie brązem. Jej szata była niczym misternie ułożone - warto zaznaczyć; przez mistrza - futro, za które zabija się każda kobieta. Nieważne, czy dziewczyna była w postaci człowieka, czy wilka, zawsze robiła oszałamiające wrażenie przez wygląd, gesty i ruch. Krótko mówiąc: Cassie to dosłownie tykająca seksbomba.<br />
<i>Cassie, daj jej spokój...<br />
Hej, Mack. Zamkniesz się w końcu? Nie wtrącaj się w sprawy starszych. I silniejszych </i>- warknęła dosadnie wilczyca, szybko zamykając chłopaka.<br />
Mack miał zaledwie piętnaście lat i to od miesiąca. Samą przemianę przeszedł jakieś siedem miesięcy temu. Nie należał również do zbyt dominujących wilków, przez co ciągle nim pomiatano. Był to niewysoki brunet z ujmującymi, ciemnymi oczami. Mimo lekkiego gnębienia ze strony niektórych wilkołaków, chłopak był radosny i bardzo przyjazny. Potrafił się dogadać prawie z każdym. Niestety, po części siłą usuwano go w cień.<br />
Również jako wilk wyglądał niezwykle pociesznie. Był podszyty białym futrem, na które nakładało się ciemno szara szata z białymi przebiciami. Nos, uszy i kark były ozdobione również brązem. Barwy rozłożyły się równomiernie, dokładnie odcinając od białej sierści, która znajdowała się na od połowy pyska, przez brzuch, aż po łapy. Również spód ogona miał biały, zakończony równie czystą końcówką. Wyglądało to nieco śmiesznie. Jego pysk był okrągły, przez co upodabniał się nieco do słodkiego pluszaka - w czym pomagał również puszysta sierść. Był średniej wielkości i w miarę zachował proporcje, mimo braku większej ilości szlachetnej krwi, na co wskazywał również poziom dominacji. Miał wyjątkowo małe łapki jak na wilkołaka, co było częstym obiektem żartów reszty sfory.<br />
<i>Hmm... Spike, Cecil. A co powiecie na to, by trochę się zabawić? Może jest więcej chętnych, co, chłopcy?</i> - odezwała się ponownie Cassie, rozglądając po gromadzie wilków.<br />
Megan usłyszała w głowie szaleńczy śmiech Spike'a. Spike to chory na nowotwór płuc i zapewne również niezbyt zdrowy na umyśle siedemnastolatek. Jest średniego wzrostu, bardzo wychudzony. Miał bardzo jasne włosy, coś jak naturalna platyna. Były nieco przydługie, jednak bardzo przerzedzone. W zielonych oczach jednoznacznie błyszczało szaleństwo. Mimo guza na płucach, palił jak smok. Pomijając inne używki. Gdyby nie fakt, że był wilkołakiem, pewnie już dawno gryzłby piach. Miał również nadszarpnięte ucho - nie miała pojęcia, dlaczego. I chyba nie chciała wiedzieć. Spike to osoba, którą należy omijać szerokim łukiem.<br />
Cecil zaś to gigant, złoto-czarny basior, który zastąpił jej pierwszego dnia drogę. Meg stwierdziła, że Aron i Zoe ściągają sobie wiele kłopotliwych wilków. Cecil, mimo słodkiego imienia, uwielbiał przemoc. Kochał ranić innych. Przy czym pomagało mu ogromne cielsko, tak z wysokości, jak i szerokości. Krótko mówiąc: dwumetrowy typ z mięśniem na mięśniu. Mimo wszystko, pod włosami w kolorze brudnego blondu nie krył się zbyt duży móżdżek. Jego malutkie, szczurze oczy miały błotnisty kolor. Jak na wilkołacze standardy był naprawdę odrażający, chociaż na ludzkie raczej przeciętny. Znalazłby zapewne swoich zwolenników. Polegał jedynie na sile fizycznej, więc nie mógł zajść za wysoko w hierarchii - do tego potrzebny jest również łeb na karku.<br />
Niektóre osoby przytaknęły, inne tylko burknęły coś pod nosem. Jakaś połowa wilków ruszyła biegiem wraz z trójką niewyżytych wilkołaków. Przewodniczyła im oczywiście wadera, która była zresztą najbardziej dominująca w obecnej grupie. Nie było przemienionych "zwolenników" Meg ani osób bardziej dominujących od Cassie. Mało pocieszające. Swoją drogą z trójką nie ruszyły za specjalnie tęgie umysły. Ot, znudzona młodzież, która ma ochotę kogoś podręczyć. Jakie to typowe...<br />
Nie zamierzała uciekać, jak również stać bezczynnie. Ruszyła przed siebie truchtem. Była głodna, a Jack miał się najprawdopodobniej spóźnić. W głębi serca miała nadzieję, że przyjdzie dostatecznie szybko. On miał jakąś tam władzę. Ona nie za specjalnie. Była w watasze na doczepkę, okres krótkotrwały. Nie znajdowała się najniżej w hierarchii, zdążyła coś tam ustalić. Nie walczyła jednak o jakąś szczególną pozycję. Była trochę jak wdrożony do stada szczeniak. Czy raczej świeżo przemieniony wilkołak.<br />
<i>Hej, Śnieżko, czemu od nas uciekasz? </i>- zachichotał Spike. Wilki były już bardzo blisko.<br />
<i>Nie macie nic lepszego do roboty?</i> - odezwała się po raz pierwszy, wzdychając cicho.<br />
<i>Hmm... Właściwie, to nie</i> - stwierdziła wilczyca, lądując tuż przy boku białej wadery. Wygięła się w sposób, który zawsze podnosił ciśnienie płci przeciwnej. - <i>No, chłopcy? Co z nią zrobimy?<br />
No, a tego. Może pościgamy? </i>- rzucił głupkowato Cecil. Jak mówiła, nie należał do osób zbyt inteligentnych. Reszta wilkołaków milczała, czekając na polecenia. Można się było tego spodziewać.<br />
<i>Muszę cię zmartwić, ale nie jestem na tyle przerażona, by przed wami uciekać. </i>- Nie zatrzymała się. Dalej truchtała przed siebie, a dookoła niej reszta wilków.<br />
<i>Zawsze intrygowało mnie połączenie bieli i czerwieni... </i>- zamruczał Spike, na nowo chichocząc.<br />
<i>Tylko nie przesadzajcie, bo będą się czepiać. Pierwszy ruch należy do mnie </i>- rzuciła Cassie, obnażając kły.<br />
Megan odpowiedziała tym samym. I tak nie miała szans. Nie zamierzała jednak stać i patrzeć, jak inni ją atakują. Reszta wilkołaków również ukazała swą broń. Nie ma to w końcu jak pocieszający błysk kłów, które zaraz rozerwą twoje ciało. Cassie ugięła bardziej łapy. Meg napięła mocniej mięśnie. Nagle wszyscy poczuli obecność kolejnej osoby, a przed oczami ukazała się biała, warcząca masa. Jack zmienił się w locie - to dlatego nie zdążyli uciec. Pomijając fakt, że nikt go nie wyczuł. Ona skupiła się jedynie na wrogich wilkach, ale oni... Przesada. Musiała nadal popracować nad swoimi zmysłami.<br />
<i>Cofnąć się! </i>- warknął rozwścieczony basior, jeżąc sierść.<br />
Cassie zaskamlała, odskakując do tyłu. Tchórz. I stwierdziła to tak tchórzliwa osoba, jak ona. Poczuła złość szarej wadery, która jednak szybko została zatajona. Cassie przyjęła bardziej rozluźnioną pozę, trzymając jednak łeb niżej od białego basiora - co wcale nie było takie proste. Reszta wilków momentalnie spotulniała, kuląc pod siebie ogony i kładąc uszy. Unikali wzroku przybyłego. Spike zaś położył się na ziemi - jako chory wilk był na łasce stada.<br />
<i>Jack, nie denerwuj się tak... -</i> zaczęła słodko wadera. Basior przeniósł na nią wściekły wzrok, wciąż warcząc.<br />
<i> Zamknij się! Nie mam zamiaru cię słuchać! Kiedy powiem "daj głos", masz to zrobić, ale nigdy z własnej woli! Jeżeli jeszcze raz przyłapię was na podobnej scenie, czy samym znęcaniu się nad jakimkolwiek wilkiem, a szczególnie Megan... Nawet nie chcecie wiedzieć. Nie wiem nawet, jak zatajacie instynkt "chroń samice". Jesteście żałośni, skoro zniżacie się do uprzykrzania innym życia. W dodatku pod wodzą kobiety. Jeszcze mogę zrozumieć Cecila - ma idiotyczne imię, musi sobie odbić na innych. Ale wy? No proszę was. Spike, tobie radzę bardziej uważać. Wynocha stąd. Won do domu, nic niewarte stworzenia!</i> - warknął władczo Jack, spoglądając po wszystkich uważnie. Wilki uciekły od razu z podkulonymi ogonami.<br />
Jej, chyba przejął trochę słownictwa od Zoe. Szybko ukryła tą myśl. Oddychał ciężko, nadal próbując się uspokoić. Wilkołaki przybrały już ludzką postać, pewnie by sobie ponarzekać. W lesie znajdowało się jeszcze kilka "obojętnych" osobników, które jednak podśmiewały się ukradkiem z Jacka. No cóż, zazwyczaj był radosny i pełen życia, a nie dzikiej furii. Trąciła go nosem w łopatkę.<br />
<i> Hej, wszystko w porządku?<br />
Zaczynają mnie naprawdę wkurzać. Trzymaj się przy mnie, Zoe lub jakimś normalnym wilku, najlepiej wyższym od Cassie. Idiotka.<br />
Byliście parą, prawda? </i>- Nie wiedziała, skąd jej się to wzięło. Ot, zaświtała pewna myśl, którą wypowiedziała. Jach spojrzał nań zdziwiony, po chwili odwracając wzrok. Przez głowę wilczycy zdążyło przelecieć kilka wspólnych chwil nastolatków, niektórych... Bardzo bliskich. - <i>Przepraszam. Tak mi się wyrwało, nie musisz odpowiadać.<br />
Kiedyś. Ale ona zawsze była taka sama, więc cieszę się, że to już przeszłość.<br />
Hm. Tak... To na co polujemy?<br />
Może dzik? Łoś?<br />
Z reguły wolę sarny.<br />
Może być. Ostatnio kręciło się tu całkiem ładne stadko. W sumie dobrze, że las jest ogrodzony, inaczej pewnie już dawno zniknęłaby stąd cała zwierzyna.</i><br />
<br />
<br />
Po udanym polowaniu, postanowiła wejść pod prysznic. Kiedyś podchodziła do polowań bardziej niechętnie, ale odkąd lepiej jej z własnym wilkiem, sprawiało to Meg znacznie większą przyjemność. W końcu, od czasu do czasu, nawet pomiędzy kolejnymi pełniami, warto dać ponieść się instynktom. Wyszła z łazienki, robiąc na głowie "turban" z ręcznika. Usłyszała ciche pukanie do drzwi.<br />
- Proszę. - Do pokoju wszedł - dziwnie niepewnie - Jack.<br />
- Cześć. Nie przeszkadzam?<br />
- Nie, jasne, że nie. Wchodź.<br />
- Ja w sumie tylko na chwilę. Megan, mam pytanie... Wyjdziemy gdzieś jutro razem? Do kina albo coś?<br />
- Co tak niepewnie? Jasne, chętnie gdzieś wyjdę.<br />
- Super! - ucieszył się blondyn, uśmiechając szeroko. - Jeszcze się zgadamy, co do godziny.<br />
- Taa... W końcu mieszkamy w tym samym domu.<br />
- Właśnie. To nie przeszkadzam, cześć!<br />
- Pa.<br />
Wycierała w spokoju włosy, gdy w końcu ją olśniło. <i>O nie. Nie, nie. Jaka ja głupia...</i> Miała nadzieję - zapewne złudną, ale zawsze - że chłopak nie uznał tego wyjścia jako randki. Nie chciała się z nikim spotykać. Kochała Nicholasa, mimo wszystko. Robienie nadziei innym nie było najlepsze. No nic. Jutro to jakoś wyprostuje.<br />
<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Huh, jestem z siebie dumna. Wreszcie udało mi się coś napisać. Za wszelkie błędy - przepraszam. Jestem ostatnio jakaś taka nieprzytomna. Będę wdzięczna, jeżeli ewentualne mi wytkniecie. ;)<br />
W ferie, czyli następny wolny termin, pewnie za specjalnie też nic nie napiszę, gdyż, iż, ponieważ będę poza domem. Ale akurat z tego się cieszę niezmiernie. Tak... Pewnie ponownie trzeba będzie poczekać na rozdział od wyrodnej autorki. O ile ktoś to jeszcze czyta. Mam nadzieję, że nieco rozjaśniłam problemy Megan z porywczym wilkiem, który w niej tkwi oraz jako tako przedstawiłam kilka osób z nowego stada. Ach, właśnie pod spodem znajdziecie zdjęcia wilczych form Macka i Cassie. A raczej zdjęcia, na których się wzorowałam. Dorzucam do tego również Jacka. Napisy mogą szpecić, ale to swojego rodzaju zabezpieczenie... Nienawidzę kopiowania. Zdjęcia nie są oczywiście moje, ale nie znam ich autorów - zaginęli gdzieś w odmętach czasu. Zapisuję co ciekawsze i ładniejsze zdjęcia, by móc użyć ich do opisu w swoich historiach. To wszystko. Po prostu zwróćcie uwagę na maści, bo opisy... Cóż, niezbyt mi się udały.<br />
Miał być nawet specjal świąteczny, ale za późno się obudziłam, poza tym bonus pod bonusem...? No i nie można przesadzać. Tak... Miłego czytania.<br />
Mack: http://i41.tinypic.com/2a857ya.jpg<br />
Cassie: http://i41.tinypic.com/178y1e.jpg<br />
Jack: http://i43.tinypic.com/k4xgrk.jpgNightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com26tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-46351569076413295652011-10-31T08:15:00.000-07:002011-10-31T08:16:14.426-07:00Bonus - Halloween. - Meegaan! - zawołała z góry Sara. <i>Ał, moje uszy!</i><br />
- No co? O co znowu chodzi? - Weszła do pokoju, odstawiając dwie szklanki wypełnione herbatą na biurko.<br />
Obrazek, który zastała wyglądał następująco: Sara przytulała się do podłogi, dodatkowo przykrywając głowę poduszką. Westchnęła cicho. Jak widać, jej przyjaciółka postanowiła dać upust frustracji zamykając się w sobie. Tylko dlaczego Meg wcale to nie zdziwiło? Podeszła, kucając przy - jak widać - zrozpaczonej dziewczynie. Tykała ją palcem w ramię. Patrzyła na przyjaciółkę dłuższą chwilę, aż w końcu ta się złamała.<br />
- Nie wiem za co się przebrać na bal! - załkała żałośnie, nie zmieniając pozycji.<br />
Cóż... Co roku w ich szkole organizuje się bal kostiumowy z okazji wigilii Wszystkich Świętych, szerzej znanej jako Halloween. Bal jak każdy inny, tyle tylko, że dodatkową atrakcją jest przebranie. Jak wszelkich większych imprez nie lubiła, tak akurat ta uroczystość szkolna w miarę przypadła jej do gustu. Wszystko było w miarę klimatyczne, a uczniowie dekorujący salę naprawdę się starali. Ponadto wybierano wtedy - w sumie jak zawsze - Królową i Króla balu. Zazwyczaj zostawała nimi jedna para, Darcia Terron i Brad Mackley, więc nie spodziewała się większych zmian w tym zakresie. Bardziej myślała o spędzeniu wieczoru z Nickiem.<br />
- I tylko tyle? Żartujesz? Jest milion kostiumów! Łatwo coś znajdziesz, nawet w tak krótkim czasie. Oczywiście obudziłaś się w poniedziałek wieczorem, wiedząc, że bal jest w piątek. Pogratulować Sara.<br />
- Ale ja chcę coś seksownego i pięknego zarazem! I muszę dopasować do swojego przebrania Matta! - Szatynka parsknęła śmiechem, po czym odpowiedziała wyraźnie rozbawiona:<br />
- Sara, a czy Matt nie powinien sam zdecydować w co chce się ubrać?<br />
- Przestań. - Machnęła zirytowana ręką, siadając na podłodze. - Wiesz, że faceci nie przejmują się takimi rzeczami. Matt mówi, że przyjmie wszystko co mu dam do założenia. - Już Megan widziała ten ostrożny, ale kochający wzrok niebieskookiego. Sara momentalnie zbystrzała, uśmiechając się pod nosem. Oj, nie było dobrze. - A może zrobię mu na złość?<br />
- Wiesz... Tylko nie rób niczego, czego byś później żałowała. Proszę - dodała niemal błagalnie szatynka, opadając na łóżko. Na ekranie jej laptopa wyświetlały się najróżniejsze strony z kostiumami. Megan tylko pokręciła głową.<br />
- A ty, Meg? Za co się przebierasz? - Sara przysiadła obok przyjaciółki, zaglądając jej bez skrępowania przez ramię.<br />
- Jeszcze nie wiem. Wiesz, zawsze zostaje mi własne futro - rzuciła z krzywym uśmiechem. Sara zaklaskała w dłonie.<br />
- Wiesz, mogłabym cię prowadzić na smyczy. A Matt trzymałby Nicholasa. Albo na odwrót! Biały wilk i pies dingo... Super połączenie!<br />
- Prawda? - Zachichotała cicho. - Ale wiesz, Nick prędzej odgryzłby wam ręce, niż pozwolił przypiąć sobie smycz, ba, założyć obrażę. Ja zresztą pewnie też.<br />
- Nawet taką obrożę z diamentami? - dopytywała rozbawiona Sara.<br />
- Zlałaby się z sierścią. No chyba, że załatwisz mi jakieś rubiny... Chociaż szmaragdy czy szafiry też mogą być - stwierdziła bardzo poważnym głosem. Po chwili obydwie wybuchnęły śmiechem.<br />
<br />
<br />
Maszerowała właśnie w wilczej skórze w kierunku lasu. Dookoła niej szła sfora w luźnym, jednak wyraźnie zarysowującym hierarchię, szyku. Mieli przejść się na dokładniejsze zwiady, gdyż na ostatnim, nocnym spacerze Charlie wyczuł coś niepokojącego. Cóż, nawet jej to nie zdziwiło. Przeszli więc do wolnego truchtu, uważnie niuchając w powietrzu. W większej odległości od leśniczówki, której żaden prędko zauważony i w miarę sprytny stwór nie chciałby z bliska oglądać, zaczęli analizować również ziemię.<br />
Żaden z nich nie znalazł jednak niczego zbyt obiecującego. Każdy wiedział, że coś jest nie tak, jednak nikt nie zdawał sobie sprawy, o co dokładnie może chodzić. Im jednak posuwali się bardziej do przodu, tym czuli to przedziwne uczucie bardziej. W końcu stanęli nad brzegiem jeziora. Czarny basior odwrócił się w ich stronę niezbyt zadowolony. Stojąc na wprost całego stada, nakazał wycofanie bardziej w głąb lasu. Cóż, było dosyć zimno, lecz niektórzy bardzo lubią spacery nad jeziorem, a stadko nienaturalnie dużych wilków dosyć przyciągało wzrok.<br />
<i>Na pewno to jakieś wodne stworzenie. Mało pocieszające... Jakby nie było, jesteśmy lepsi na ziemi, ale zawsze mogło być gorzej, bo już latać na przykład to na pewno nie potrafimy.<br />
No wiesz Seth, możemy postarać się o to, żebyś polatał</i> - rzucił niby nieśmiało Reid. Zawtórowały mu parsknięcia śmiechem.<br />
<i>Wybacz, Reid. To ty najmniej ważysz, jeśli pominąć damę </i>- zripostował gładko Alfa. -<i> Ale wracając do tematu. Mamy... Problem. Niewątpliwie mamy jakiś cholerny problem, co ostatnio zdarza nam się w miarę często. Może to po prostu uroki dłuższego osiadania w jednym miejscu... No, nieważne. Na razie za wiele nie zrobimy, ale miejcie oczy i uszy szeroko łapiące. Nic tu na razie po nas, a za dwa dni bal. Idziemy szykować kostiumy. Tak, ciebie Charlie również tam zaciągniemy. Jeremy też idzie, ale jemu wystarczy podstawić pod nos kawałek ciasta.<br />
Co? </i>- rzucił zdezorientowany, szary wilk. Wszyscy się zaśmieli.<br />
<i> Nic. Chodź, dobierzemy ci jakieś przebranie.</i> - Megan mrugnęła do rozkojarzonego basiora, ruszając z miejsca.<br />
Ona już wybrała kostium, co skrzętnie ukrywała przed ciekawskimi umysłami chłopaków ze sfory. Nie było to nic wymyślnego, jednak jej wystarczało. Sara nie podzieliła się z nią planami co do dopasowanego stroju własnego i Matta. Zobaczymy, co wymyśliła. Zapewne wzbudzała większą ciekawość, niż to było warte. Zmieniwszy formę w leśniczówce, ulotniła się do domu. Chłopcy zajęli się w tym czasie robieniem swoich stroi. W drodze powrotnej rozmawiała przez telefon z Nicholasem, który wybrał się na samotne zakupy. Marudził jej do słuchawki, że żaden kostium do niego nie pasuje i nie chce bawić się w takie rzeczy. Pocieszywszy nieco chłopaka, już po rozłączeniu się, spojrzała w lekko zasnute chmurami niebo. Akurat w Zaduszki wypadała pełnia. Zaśmiała się do siebie, zauważając, że ich największym zmartwieniem w tej chwili był wybór stroju na szkolny bal. Poczuła się znowu jak normalna nastolatka.<br />
<br />
<br />
Piątek. Już dzisiaj wieczorem miał być szkolny bal z okazji Halloween, a tymczasem... Wszystko zaczyna się jakoś nie tak. Aktywność dziwnego stworzenia - a może stworzeń? - jakby wzrosła. W okolicy znaleziono również topielca, wyłowionego z jeziora w lesie. To nie wróżyło za dobrze. Miejscowi mówili również, że słyszeli cichy płacz, zawodzenie przy jednym z wieczornych spacerów, jednak sfora nie mogła za specjalnie zawierzyć tym plotkom. Megan też nie.<br />
Gdy tylko weszła do szkoły, uderzyło ją wszechobecne podniecenie, ale i nuta strachu. Czy zwykłego niepokoju. W każdym bądź razie, ludzie nieco bali się wychodzić z domów. I w sumie mieli w tym przypadku zapewne rację. Nie warto kusić losu, prawda? Drugą rzeczą, jaką wychwyciła, był Mike (tak, ten bałwan, który chciał kiedyś skrzywdzić Sarę), który opowiadał o widmowej twarzy za oknem, która opłakiwała rzekomo jego los. No cóż... W końcu przy okazji jej pierwszej przemiany też dostała kilka ciekawych mian, prawda? Szkoda było go nawet słuchać.<br />
Prawdziwie ciekawa rzecz wydarzyła się jednak podczas przerwy na lunch. Dorian streszczał właśnie, że do jego klasy doszła nowa dziewczyna. Nie byłoby w tym za pewne nic szczególnego, nawet, jak na niefortunny okres czasowy - notabene, sfora mniej więcej w tym samym czasie dołączyła do jej szkoły. Minął już rok... Wracając do tematu. Dorian zarzekał się, że nowa dziewczyna nie jest normalna. Nawet nie musieli jej za specjalnie wyglądać, bo całkiem łatwo rzucała się w oczy. Nick trącił ją dyskretnie w ramię, pokazując ową "dziwną" dziewczynę.<br />
Była to długonoga, młoda... Kobieta. Inaczej nie dało się jej nazwać. Miała ziemistą cerę. Jej długie, czarne włosy sięgały połowy ud. Dosłownie! Rzadko widziało się osoby o tak długich włosach, a tym bardziej nastolatki. Były idealnie proste i rozpuszczone. Była posiadaczką raczej delikatnych rys twarz, z których jednak nie dało się wywnioskować pochodzenia. Jej oczy miały nieco ukośny kształt i wydawały się jakby muliste. Miała figurę, dla której każdy projektant chciałby szyć ubrania. Co ciekawe, końce jej zielonych rękawów sweterka i nogawek spodni, które również miały dziwnie bagienny kolor, były nieco mokre. Ciemne, odrzucające oczy zwróciły się w ich kierunku. Nawet z tej odległości czuła bijącą od dziewczyny magię.<br />
- To jest to - szepnął Seth. Wszyscy mieli te same słowa na myśli. - Teraz tylko zostaje odkryć, czym jest. Nie mamy zbyt wiele czasu. Skoro się nam ujawniła... Rzuca wyzwanie lub pokazuje, że już niemal wygrała. Mało pocieszające - burknął Alfa, nie odrywając wzorku od stworzenia. Czarnowłosa w końcu ustąpiła, zaczepiona przez jakiegoś chłopaka.<br />
Jak widać, ludziom nie przeszkadzał dziwny wzrok dziewczyny i pełzająca dookoła niej, zimna magia. Dodatkowo wyglądało na to, że rzucała na nich urok. Robiło się coraz gorzej. Musieli się pospieszyć. Seth nakazał zebranie informacji na temat wszelkich wodnych stworzeń, jednak dzisiaj nakazał im się dobrze bawić i czekać na rozwój spraw. Nie mieli raczej innego wyjścia.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">***</div><br />
<br />
Plan był taki, że Megan idzie pod dom Sary, skąd wychodzą razem z Mattem i już całą trójką kierują się w stronę szkoły, w której czekają chłopacy. Nicholas miał się pokazać na balu z małym opóźnieniem, więc taki układ jak najbardziej jej odpowiadał. Rodzice oczywiście nie odpuściliby sesji zdjęciowej w kostiumie, już czając się w ciemniejszym kącie i wychodząc z niego tylko po to, by dać gromadce dzieci słodycze. Oni również się przebrali - za małżeństwo-zombie. Musiała przyznać, że wyszło im to całkiem dobrze. Dodatkowo mama miała na sobie stare ubranie pielęgniarki, odpowiednio postrzępione, zaś jej ojciec fartuch lekarza. Z tego co wiedziała, później wybierali się do szpitala, gdzie również urządzano małą, straszną akcję - dla większości pacjentów to zwykła atrakcja, a dla tych wytrwalszych przygotowano kilka klasycznych horrorów.<br />
Ostatni raz przejrzała się w lustrze, poprawiając wielki, czarny kapelusz. Wybrała strój czarownicy, czyli nic szczególnie błyskotliwego. Efekt końcowy przypadł jej jednak do gustu. Na nogach miała czarno-czerwone rajstopy w pajęczynę. Stopy dziewczyny zdobiły zabudowane, matowo czarne buty na obcasie, przyozdobione małymi nietoperzami własnej roboty i czerwoną podeszwą, zapewne by stworzyć marną podróbkę szpilek Chrisa Lomboutin'a. Jej ciało przykrywała sięgająca połowy uda, postrzępiona na końcach sukienka, również w kolorze matowej czerni. Na wierzch zarzuciła długi do połowy łydek a'la sweterek z cienkiego materiału. Całości dopełniał mocny makijaż, sporo odpowiedniej biżuterii i, oczywiście, duży kapelusz.<br />
- No, zapozuj nam tu ładnie! - pisnęła Jenny, klaszcząc w dłonie jak małe dziecko. Megan mimowolnie się uśmiechnęła.<br />
Po jakiejś (zdecydowanie zbyt dużej) ilości zdjęć, udało jej się wyjść z domu. Odmówiła propozycji dotyczącej podwiezienia ją przez tatę. Wolała się przejść, wdychając przy tym rześkie powietrze. Po ulicy kręciło się dużo osób, jak to w Halloween. Głównie dzieciaki zbierające słodycze i ich opiekunowie. Uśmiechnęła się pod nosem, na myśl o tym, jak sama niegdyś chodziła po domach ukazując sąsiadom swój szczerbaty uśmiech. Pamiętała również większość stroi. Raz była typowym kowbojem, innym razem Indianką, Smerfem, a w jej pierwsze święta rodzice przebrali ją za... Białego króliczka. To musiało świetnie wyglądać.<br />
Później myśli przesłoniła jej mniej przyjemna sprawa. I zapewne znacznie bardziej ważna niż jej biały ogonek, gdy miała cztery latka. Pixie, bo tak owe dziwne dziewczę się zwało, ciągle nie dawała jej spokoju. Miało się zdarzyć coś, co mogło mieć fatalne skutki w przyszłości. Dodatkowo nie wiedziała niczego, co mogłoby naprowadzić ją na jakiś trop, dotyczący tożsamości nowej uczennicy. Nawet istniały w mitologii celtyckiej stworzenia o nazwie "Pixie", lecz w żaden sposób nie pasowały do wyglądu dziewczyny. Nie były chyba nawet związane z wodą, a czarnowłosa zdecydowanie lubowała się we wszelkiej wodzie. Zadzwoniła do drzwi, cicho wzdychając. Nie powinna zaprzątać sobie tym głowy.<br />
- Megan! Dobrze, że już jesteś, Sara i Matt zaraz zejdą. Wejdź! - przywitała ją na progu mama Sary, niemalże siłą wpychając do środka. - Chcesz cukierka?<br />
- Dziękuję, proszę pani. - Wyłowiła z misy karmelka. Nie mogła go sobie odmówić. Posłała wesołej kobiecie uśmiech, witając się również z panem domu. - Em... Jak dawno Sara mówiła, że zaraz przyjdzie? - zapytała ostrożnie, jednak w tej samej chwili trzasnęły drzwi.<br />
- Lecę po aparat! - pisnęła mama Sary, biegnąc do salonu. Tak, ona i Jenny dobrze się znały.<br />
Na schodach pojawiła się wpierw dziewczyna. Miała na sobie długą, czarną suknię z czerwonymi dodatkami, takimi jak dopięte do sukni róże. Włosy spięła tylko do połowy. Jej skóra była zdecydowanie zbyt blada, co dodatkowo podkreślał mocny makijaż. W ustach błyszczały sztuczne kły, które Meg zauważyła, gdy Sara zawzięcie grzebała w małej kopertówce.<br />
Tuż za nastolatką posuwał się Matt. Nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. Jego również potraktowała pudrem, ale chyba zaoponował przeciwko makijażowi - Megan znała Sarę na tyle dobrze, że wiedziała, iż ta próbowała nałożyć go wilkołakowi. Miał na sobie czarny a'la garnitur i pelerynę, która wewnątrz była krwistoczerwona. Włosy zostały ulizane do tyłu. Miętosił w ręce sztuczne kły, patrząc pod nogi. Wyglądało to tak komicznie, że Megan musiała powstrzymywać się, by nie prychnąć śmiechem.<br />
Zapozowali do zdjęć wpierw we dwójkę, potem całą trójką. Tak, została do tego zmuszona. Mimo wszystko znacznie poprawił się jej humor, więc na zdjęciach wszyscy wyszli autentycznie szczęśliwi. No, może Matt miał zażenowany uśmiech, ale tutaj, to mu się akurat nie dziwiła. Poprawiła pasek od torebki-woreczka w czasie, gdy wyjście zagrodziły im przebrane za potwory dzieci. Pożegnawszy się, wyszli z domu, dzięki czemu szatynka od razu przystąpiła do ataku.<br />
- Wampir? Nieźle, Sara. Nie spodziewałam się, muszę przyznać. Chociaż wyglądacie dosyć milusińsko. Szczególnie ty, Matt. Czy możesz zaprezentować mi kły? - Chłopak spojrzał na nią spod byka. - Oj, no nie złość się. Jesteś Vladem? - droczyła się, dając jednak znak przyjaciółce, by przytuliła niepocieszonego wilka. Od razu się rozpromienił.<br />
Sfora czekała już na miejscu. Oni również rzucali Sarze i Mattowi niewybredne komentarze (czego główną przyczyną były zapewne plastikowe kły), jednak docinki wkrótce im się znudziły. Poza tym Sara również rzuciła kilka ciętych ripost. Meg uśmiechnęła się pod nosem, spoglądając w niebo. Było szczelnie zakryte chmurami, jednak ona wiedziała, że tuż nad nimi kryje się prawie pełny księżyc. Na plecach poczuła pierwszy dreszcz podniecenia, a w środku niecierpliwe kręcenie się wilczycy. Poprawiła kapelusz, przyglądając się uważnie każdemu chłopakowi z osobna.<br />
Seth wyraźnie postawił na klasykę. Przebrał się za Mike'a Myers'a, co zauważyła głównie dzięki trzymanej w ręce masce i sztucznemu nożowi. Seria "Halloween", no cóż, nie należała do strasznych. Ten jednak bohater wzbudzał w niej niemiłe uczucie niepokoju, chociaż zdarzało się to zazwyczaj, gdy oglądała przypadkiem jego zdjęcia. A miało to miejsce kilka dni temu, gdy szukała odpowiedniego kostiumu. Po prostu ten ciemny strój w połączeniu z trupio bladą maską z lekka ją przerażał. Swoją drogą pomysł fajny, a zarazem oryginalny na tle innych uczniów.<br />
Kolejnym przebierańcem z kultowych horrorów był Charlie, który wcielił się w rolę Freddie'ego Krugera. Paznokcie - które bardziej wyglądały na pazury - łatwo się zdejmowały, gdyż zostały zrobione w formie rękawiczek. Cóż, nie to, że Charlie miał zamiar wiele dzisiaj tańczyć. Blizny co prawda nie były idealne, jednak w środku panował klimatyczny półmrok, który doda całemu strojowi większego efektu. Dodatkowo okrywał twarz typowym dla Eddie'ego kapeluszem.<br />
Jeremy wybrał postać wręcz stworzoną dla siebie. A mianowicie... Frankensteina. Zamalował skórę na zielono, przywdział podniszczone ubranie, dokleił sobie śruby na szyi. Ach i oczywiście szwy. Coś czuła, że korzystał z czyjejś pomocy, gdyż sam... Cóż... Może i świetnie walczył, ale dbałość o takie bzdety była u niego wprost zerowa.<br />
Dorian postanowił przebrać się za... Wilkołaka. Powiedział później ze śmiechem, że po co ma wymyślać jakiś strój, skoro sam był wilkołakiem. Do jego policzków i dłoni przyczepione były kępki futra. Na uszach znajdowały się zaś spiczaste nakładki. By wszystko było jeszcze bardziej komiczne, na czubku jego nosa znajdował się czarny punkt. Postawił bardziej na śmieszność stroju, co świetnie mu wyszło.<br />
Ostatnim z całej grupki był Reid, który przyniósł każdemu po kubku z pączem (który swoją drogą nie pachniał zbyt zachęcająco). Ubrany był w czarne ciuchy, z których najbardziej rzucał się w oczy długi płaszcz i ciężkie buty. Spośród zawadiacko rozczochranych włosów wystawały dwa rogi. Zauważyła również trójkątną bródkę, którą zapuścił widocznie specjalnie na rzecz kostiumu. Oczy miał zarysowane czarną kredką, dookoła której dodatkowo nałożył czarcio-czerwony makijaż. Cóż, wprost idealnie prezentował się jako diabeł.<br />
Wpierw całą grupą wybrali się na wróżby. Trochę im się przy tym zeszło. Zawsze bawiły ją uczniowskie przepowiednie typu zostaniesz zakonnicą, starą panną albo bogaczką. Żadna z tych opcji raczej nie będzie miała miejsca. Z drugiej strony, wilkołaki są nieśmiertelne... Po tym, jak powróżyli sobie przy każdym stoisku skierowali się na salę gimnastyczną, tudzież balową. Chłopcy od razu dopadli bufetu. Spojrzały na siebie z Sarą porozumiewawczo, po czym wzruszyły ramionami i przyłączyły się do wyszukiwania co lepszych kąsków.<br />
Zatańczyła kilka tańcy ze szkolnymi znajomymi - sfora postanowiła poszukać sobie partnerek lub dziewczyn, którym obiecali taniec. Cóż, szybko się zebrali, jakby nie było... Ale chyba niewiele interesował ich fakt, że na szkolne bale zazwyczaj przychodzi się z osobą towarzyszącą. W tłumie wypatrzyła Earl, przebraną za Kobietę Kota. Cóż, można się było tego spodziewać. Blondynka pomachała do niej, na co odpowiedziała uśmiechem. Odeszła na bok, by czegoś się napić. Przyglądając się uważnie tańczącym nastolatkom, poczuła przy uchu czyjąś twarz i usłyszała szept:<br />
- Mogę prosić o taniec? - Znała ten głos bardzo dobrze. Przeszedł ją dreszcz, po chwili zaś odwrócił się ku przybyszowi szczęśliwa i zaciekawiona.<br />
Nicholas miał na sobie ciemne ubrania, również pelerynę i rozłożysty kapelusz. Nie przejmował się większymi dodatkami. Jego atrybutem był przypasany do pasa, sztuczny miecz. Pod szyją zauważyła zlewającą się z resztą chustkę. Strój był prosty, a zarazem wyróżniał się z tłumu. Chwyciła za odziane w rękawiczki dłonie i mimo szpilek, zadarła głowę nieco do góry. Złączyli swe usta w przyjemnym pocałunku.<br />
- No wiesz, moja droga? Całować się z Łowcą? Jesteś bardzo nieostrożna - zamruczał, pochylając się nad jej uchem. Zachichotała cicho, niezbyt chętnie odsuwając chłopaka od siebie. Jakby nie było, nauczyciele nadal patrolowali salę.<br />
- Lubię od czasu do czasu trochę ryzyka. Ale, wielki pogromco, obiecałeś mi taniec. Więc ja się pytam - na co czekasz?<br />
Znaleźli dla siebie skrawek wolnego miejsca do tańca. Czuła się cudownie, gdy tak tańczyli przy wolnej piosence, nie zdając sobie nawet sprawy, że całkowicie się odcięli. Nick nie lubił tłoku, ale zdawało się, że reszta nastolatków wcale mu nie przeszkadza. Przyszedł tu tak naprawdę dla niej. Cóż, stwierdziła, że czasami musi ruszyć się z domu. Przetańczyli kilka piosenek, gdy poczuła lekkie pukanie w ramię.<br />
- Odbijany? - Mrugnął do dziewczyny uśmiechnięty Seth.<br />
Megan posłała Nicholasowi nieco przepraszający uśmiech, po czym poszła w tan z przyjacielem. Seth tańczył zadziwiająco dobrze. Tak samo jak Dorian i nieco bardziej żywiołowy Reid. Zaliczyła nawet potańcówkę z Mattem, który już bardziej się rozluźnił. Jeremy chwilami był nieco nieobecny podczas licznych pląsów, ale przynajmniej mogła się pośmiać z jego zdezorientowanych min. Ostatecznie, zatańczyła również z... Charlie'm. Co najlepsze, wyszło mu to zadziwiająco dobrze. Przez chwilę miała wrażenie, że tańczy z arystokratą. W sumie, to nawet mogło być możliwe. Niewiele jednak z tego tańca zapamiętała, bo fakt lekkiego uśmiechu na wargach bruneta całkowicie ją zszokował.<br />
Po obtańczeniu całej watahy wyszukała Nicka, który od razu pociągnął ją za rękę w kierunku wyjścia. Zaproponował spacer, na co z chęcią przystała. Powietrze było chłodne, jednak jej ciepłota ciała świetnie sprawdzała się jako kilka swetrów. Szli odzywając się tylko co jakiś czas, rozkoszując własnym towarzystwem. Zabawa miała trwać jeszcze dosyć długo, więc postanowili wybrać się na spacer. Swoją drogą, przydałby się mały zwiad. Pixie, obecnie zapewne uwodząca w swej zielonej sukni kolejnych chłopców, była zdecydowanie dziwna i zapewne coś knuła. Nie było tego jednak znać po jej beztroskich pląsach na sali gimnastycznej. Poza tym, Megan miała przemożną chęć na spacer nad jeziorem.<br />
Będąc już niedaleko zbiornika wodnego, sprzeczając się właśnie ze sobą, usłyszeli cichy płacz. Nicholas uciszył ją gestem - jak zwykle usłyszał szloch jako pierwszy. Dziewczyna zdjęła dla wygody buty na obcasie, nie przejmując się leśną ściółką i zimnym powietrzem. Cicho niczym koty (co było w ich przypadku dosyć zabawnym określeniem) przedostali się stosunkowo niedaleko jeziora. Ujrzeli tam opartą o jeden z większych kamieni, młodą dziewczynę w białej koszuli, dookoła której leżały drobne, idealnie okrągłe bursztyny. Miała jasne, bardzo długie włosy, które poza dłońmi, również skrywały jej twarz. Była na bosaka. I zdecydowanie nie była człowiekiem. W jej śpiewie, którym można było nazwać ciche łkanie, było zarówno coś pięknego, jak i dręczącego ludzką duszę. Płacz jasnowłosej wprawiał w ogromny smutek.<br />
Podeszli do około dwudziestoletniej dziewczyny bezszelestnie. Megan zatrzymała bruneta, pokazując, że to ona podejdzie do nieznajomej. Szare tęczówki chłopaka uważnie przyglądały się całej tej sytuacji z wyraźnym niezadowoleniem. Szatynka jednak nic sobie z tego nie zrobiła. Zdjęła kapelusz czarownicy, odkładając go delikatnie na ziemię i ukucnęła przed dziewczyną. Jej nogi gotowe były w każdej chwili na skok.<br />
- Hej - przywitała się cicho, wywołując tym strach dziewczyny.<br />
Zabrała dłonie z zapłakanej twarzy, przyglądając się Megan z przerażeniem. Była piękna. A może bardziej pasowało do tego określenie śliczna? Miała delikatne rysy twarzy, mały, zadarty nosek. Jej tęczówki były w kolorze bladego błękitu. Od postaci bił smutek, a w tej chwili również strach. Dodatkowo w dziewczynie było coś przerażającego, czego nie dało się określić. Z jej dłoni zsunęły się na ziemię kolejne bursztyny. Dziwne, bo wcześniej płakała w te same, delikatne dłonie. Zaczęła powoli... Znikać.<br />
- Poczekaj, spokojnie! - zawołała wystraszona Megan, powstrzymując się od złapania dziewczyny za rękę. - Nic ci nie zrobię, przysięgam! Jestem Megan, a ten za mną to Nicholas, mój partner. Jak się nazywasz? - Starała się za wszelką cenę powstrzymać jasnowłosą przed zniknięciem. I chyba jej się udało, bo na nowo pozostała zmaterializowana.<br />
- Alicja - szepnęła dziewczyna, spuszczając wzrok.<br />
- Alicjo, jak się tu znalazłaś? Czemu płaczesz? - zapytała łagodnie Meg. - Jest ci zimno?<br />
- Nie wiem. Płaczę, bo moja rodzina dzisiaj zginie. To takie, takie smutne... W dodatku ostatnio się mnie wystraszył. To smutne. Bardzo, bardzo smutne - mówiła cicho, z wyraźnym przejęciem. Po jej policzkach znowu spłynęły łzy, które w locie zamieniły się w bursztyny. - Nie jest mi zimno. Znaczy odczuwam zimno, ale nie przeszkadza mi ono. To dziwne, prawda?<br />
- Alicjo, tylko się nie wystrasz... Jesteś może... Duchem? - Megan bała się zadać to pytanie, jednak ciekawość zwyciężyła.<br />
- Nie - wtrącił Nick. - Ona nie jest do końca duchem. To Banshee, zgadza się? - W odpowiedzi pokiwała głową.<br />
- Szarooki mówi prawdę. Przybyłam tu, bo moja rodzina niedługo umrze. To takie, takie strasznie smutne... - Zaszlochała ponownie, spuszczając wzrok.<br />
- Nick, czym jest dokładnie Banshee? - zapytała zaciekawiona, a zarazem zmartwiona Meg.<br />
- To dusza, która zwiastuje śmierć osoby z danej rodziny. Wywodzi się głównie z Irlandii, Szkocji... Ale myślę, że i tu można by znaleźć kilka osób z przypisanymi Banshee. Jej łzy zmieniają się w bursztyny. To tak pokrótce.<br />
- Och. Hmm... A czy ta osoba zginie śmiercią naturalną? Jak ona umrze? - drążyła, starając się mówić w miarę delikatnie.<br />
- Nie. Nie. Ona go zabije. Zaleje płuca wodą. Umrze w tak młodym wieku! - załkała Banshee, ponownie zalewając się łzami.<br />
- Alicjo, a wiesz może, jak nazywa się osoba, którą czeka śmierć? - Nagle olśniona szatynka spojrzała na zjawę z nadzieją. Powiedziała im tak dużo, więc może wyzna i to?<br />
- On już zaraz umrze. Przyjdzie tutaj. O, już idzie! Tam! - szepnęła, wskazując w kierunku, z którego dochodziły szmery kroków i rozmowy. Nie zwróciłą na nie jednak większej uwagi, bo mało kto przychodził tu w nocy po ostatnim wypadku.<br />
- Spokojnie, Alicjo. Nie musisz się bać. Obronimy cię - szpenęła opiekuńczo Megan, odwracając się w kierunku drzew.<br />
Po kilku minutach spomiędzy drzew wyszła Pixie w towarzystwie... Mike'a. To jakiś żart? Rok temu prawie go zabiła, a teraz ma uratować mu życie... O ironio losu. Pixie syknęła, podchodząc jednak odważnie przed siebie. Zza swoich pleców Meg słyszała łkanie Banshee. Mike za to widocznie ożywił się na widok kolejnej, pięknej dziewczyny. Faceci... Czy raczej Neandertalczyk.<br />
- Ty! - warknęła, świdrując wzrokiem jasnowłosą. - Nie powinno cię tu być! Banshee znika, gdy ktoś ją nachodzi! Co TY tu robisz?! - wrzasnęła rozjuszona, ukazując zęby, które zmieniły się w kły - jeden przy drugim, bardzo ostre.<br />
- Nie krzycz na nią, wodna sikso! - fuknęła Megan. Wow, skąd w niej tyle odwagi?<br />
- Wilkołak. I zmiennokształtny. Przeciwko mnie? - parsknęła wyraźnie rozbawiona.<br />
- Jak widać - rzucił Nick, wychodząc do przodu.<br />
- Mike, uciekaj do szkoły - nakazała surowo szatynka.<br />
- Co? I o czym wy w ogóle gadacie? Nie widzicie, że dziewczynę zabawiałem, czy jak?<br />
- Won stąd! - Jej głos w tym momencie bardziej przypominał warkot i to chyba dzięki temu Mike tak szybko zwiał do lasu, mamrocząc wiązankę przekleństw.<br />
- No dobrze. To od czego zaczniemy? Rozumiem, że nie dasz mi dojść do dziewczyny, póki nie pokonam ciebie. Jakie to słodkie! - Klasnęła w dłonie, unosząc oczy ku niebu. Pokazała na nich palcami. - Jesteście parą, prawda? No tak, widziałam te mizianie się, przytulanki... Urocze. Do tego stopnia, że się zniesmaczyłam. Och, nieważne. I tak jesteś smaczniejszym kąskiem. - Zmrużyła oczy, spoglądając na bruneta. Meg zawarczała ostrzegawczo. Słyszała, że ktoś biegnie w ich kierunku. I to nie byli ludzie.<br />
- Właściwie... Zapomniałaś, że wilki polują w stadach. - Szatynka posłała jej piękny uśmiech. W oczach Pixie błysnęło zdziwienie. Więc naprawdę o tym zapomniała? Ciekawe.<br />
- A my stoimy przy jeziorze. To mój żywioł, więc... Żegnaj!<br />
Dziewczyna zaczęła szaleńczy bieg gdzieś w bok. Kierowała się ewidentnie w stronę jeziora, które znajdowało się tuż za stromą skarpą, u podnóża której płakała Banshee. Na jej drodze stanęły dwa wilki, kłapiące ostrzegawczo zębami. Z lasu wybiegły kolejne basiory, otaczając kołem zszokowaną dziewczynę. Nie spodziewała się tego. Wilkołaki czekały tylko na Megan. Nie wiedziała skąd, ale była tego pewna. Zwróciła się do bruneta.<br />
- Nicholas, zostań z nią.<br />
- Nie - przerwał Nick, marszcząc brwi.<br />
- To sprawa wilkołaków. Nasze terytorium. I to my musimy o nie walczyć - odpowiedziała krótko, podchodząc do otaczających czarnowłosą wilków.<br />
- Wy... - syknęła Pixie. Odpowiedział jej śmiech.<br />
- Zdziwiona? Niedobrze. Chyba byłaś jednak zbyt pewna swojego zwycięstwa, prawda? - Mrugnęła doń rozbawiona. Cóż, miała ochotę na przemowę, a i tego chyba oczekiwała od niej sfora. - Pixie - chociaż wątpię, byś tak miała na imię - czego ty się spodziewałaś, wkraczając na terytorium wilkołaków? Że pozwolimy ci mordować bezkarnie ludzi? Gdybyś jeszcze pozostała w ukryciu... Straciliśmy jedno życie. Nie potrzeba nam więcej śmierci. Teraz dla równowagi... Zginiesz ty. Wiem, że wypędzanie jest bezcelowe. A przy okazji - potwory, które mordują, nie mają prawa bytu. - Pokręciła głową. Po chwili usłyszała nieco napięty śmiech dziewczyny.<br />
- Nawet nie wiecie czym jestem. Jak zamierzacie mnie zabić? - parsknęła pogardliwie.<br />
- Ogień akurat działa na każdego. - Usłyszeli czyjś głos i grzechotanie zapałek. - Nawet na Nixy - dodał spokojnie Nicholas, stając przy przebranej za czarownicę szatynce. Twarz Pixie ściągnęła się. Już nie udawała odwagi.<br />
- Nie chciałabym tego robić... Ale wiem, co jest dobre, a co złe. I zdaję sobie sprawę, kto ma szansę na zmianę na lepsze, a kto już taki pozostanie - szepnęła Megan, lekko drżącą dłonią biorąc od Nicka zapałki.<br />
W tej samej chwili wilki rzuciły się na czarnowłosą dziewczynę, rozrywając łapczywie jej ciało. Krzyczała tylko na początku. To było lepsze wyjście, niż spalenie jej żywcem. Zauważyła, że Pixie właśnie zmieniała swój kształt na bardziej przerażający. Nicholas wyjął z kieszeni małą buteleczkę, która po otwarciu pachniała jak benzyna. A może to było coś innego? W każdym bądź razie, na pewno ciecz była substancją łatwopalną. Brunet bez słowa polał zmasakrowane truchło Nixy, zaś Megan rzuciła na nie zapaloną zapałkę. Buchnął jasny ogień, który jakby stopił ciało niegdyś pięknej dziewczyny. Już po chwili została z niej jedynie maziowata substancja.<br />
Oni ją zabili. Zagryźli i podpalili. Sami zachowali się jak potwory, które chciała za wszelką cenę zwalczać. Wampiry, zombie, Nixy... Wszystkie stworzenia, które tak bezkarnie zabijały ludzi. I robiły to z przyjemnością. No, może zombie miały sieczkę zamiast mózgu, ale to się teraz nie liczyło. Ona... Zabiła po raz kolejny inną, żywą istotę. Nie mrówkę. Nie muchę. Nie komara. Tylko... Prawie człowieka. Wzdrygnęła się, czując na swoim nadgarstku uścisk zimnej dłoni.<br />
- Dziękuję - szepnęła nieśmiało Banshee. - To dla mnie wiele znaczyło. Wiem, że i tak będę musiała po niego przyjść. Ale już w odpowiednim czasie. Do widzenia. - To powiedziawszy, wycofała się jak rozpływając w powietrzu. Dopiero teraz zobaczyła, że dookoła nich znajdowała się niewielka pokrywa mgły.<br />
- Nie ma za co, Alicjo. Może jeszcze kiedyś się spotkamy - odparła równie cicho w przestrzeń, uśmiechając się blado do miejsca, gdzie przed chwilą stała jasnowłosa. W jej oczach wezbrały łzy. Ktoś przytulił ją do piersi.<br />
- Dobrze się spisałaś. Teraz po prostu zapomnij, dobrze? Gdyby nie ty, zabiłaby jeszcze mnóstwo ludzi. Wiesz o tym - pocieszał ją prędko Nicholas, dobrze wiedząc, jak się teraz czuje. Wiedział to z między innymi z doświadczenia. Zawsze przeżywała zabicie kogoś w ten sam sposób.<br />
- Wiem - szepnęła, ocierając kilka pojedynczych łez. Posłała mu lekki uśmiech. - Dziękuję. - Odgarnął z jej czoła zbłąkane kosmyki. Po chwili z krzaków wybiegli chłopacy. Niektórzy w drodze jeszcze poprawiali swoje kostiumy. Zmyli z rąk i twarzy krew Pixie i dopiero wtedy podeszli do pary.<br />
- Wszystko dobrze, Meg? Przepraszam, że to znowu musiałaś być ty...<br />
- Nic nie szkodzi - przerwała, zdobywając się na kolejny, lekki uśmiech. - Co z Mike'em?<br />
- Nim się nie przejmuj i tak nikt mu nie uwierzy. Po prostu o tym nie myśl, dobra? Zresztą, nie będziesz miała nawet okazji, by się tym zamartwiać, bo do końca wieczoru będziemy męczyć cię na balu. Chodźcie, bo zaraz zjawi się tu i Earl. Jak zwykle spóźniona - stwierdził z uśmiechem Seth, ruszając w kierunku szkoły. Dorian podał jej kapelusz czarownicy.<br />
Faktycznie, nie pozwolili jej na rozmyślania. Co chwila ktoś chciał z nią tańczyć, oczywiście, Nicholas nie pozwolił, by ktoś zajął u niej kolejkę więcej razy, niż on. Dodatkowo nie chciała, by się nudził - w końcu odmawiał każdej dziewczynie tańca. Głuptas. Nadszedł czas na ogłoszenie wyników co do Króla i Królowej balu, czyli najlepiej przebranych osób. No tak...<br />
- Królową zostaje... Darcie'a Terron, wielkie brawa! - ogłosił przebrany za pirata dyrektor. Otworzył drugą kopertę. - Królem, a zarazem partnerem naszej Królowej jest... Nicholas Green!<br />
Wszyscy byli zaskoczeni. Darcie'a wyglądała jednak na dosyć szczęśliwą. Nick powlókł się chmurnie w kierunku podium. Musieli odtańczyć "pierwszy taniec". Brad wyglądał na mocno zdenerwowanego i zdziwionego. Nic jednak nie równało się z przeszywającym wzrokiem Megan, który niemal wypalał dziurę w ciele i zbyt obcisłym kostiumie syreny, który miała na sobie blond włosa cheerleaderka. Była strasznie zazdrosna, chociaż nikomu by się do tego nie przyznała. <i>Czy oni w ogóle znają określenie słowa "partner"?! </i>Darcie'a kleiła się do bruneta, który jednak chciał łapać wzrok tylko jednej dziewczyny.<br />
Mimo wszystko, musiała przyznać się przed sobą - bo nikogo innego nie zamierzała oświecać - że była piekielnie zazdrosna. Mimo, że nie miała ku temu powodu. Gdy tylko Nicholas mógł odkleić się od blondynki, właśnie to zrobił - mimo jej licznych protestów. Wyglądało to dosyć zabawnie. Resztę wieczoru, którego już wiele nie zostało, głównie przetańczyli. Jako nie-tak-mocno-męczący-się wilkołak nie wyobrażała sobie, jak padnięci muszą być ludzie. Chyba, że - jak większość - zakropili bal alkoholem. A może wtedy tym bardziej powinni opadać z sił?<br />
W trakcie piosenki zamykającej bal z okazji Halloween ponownie, razem z Nickiem, odcięli się od otaczającego ich świata. W tle leciała jakaś wolna piosenka. Głowa Megan opierała się o ramię zmiennokształtnego. Oczywiście ta błogość nie mogła trwać zbyt długo. Szatynka uniosła głowę, spoglądając na partnera niezdrowo zaciekawiona.<br />
- Nick, mam do ciebie pytanie. Tylko jedno. Skąd ty, u licha, miałeś w kieszeni buteleczkę z benzyną? I skąd wiedziałaś, że to Nixa?<br />
- Cóż, przecież jestem nieustraszonym Łowcą Potworów, prawda? Muszę mieć swoje asy w rękawie. Szkoda tylko, że to nie ja byłem dzisiaj pogromcą.<br />
- Och, no przecież musiałam ci się jakoś przypodobać, prawda? - rzuciła filuternie, przysuwając się jeszcze bliżej chłopaka. Brunet nachylił się nad uchem Meg.<br />
- Wiesz, że uwielbiam, gdy jesteś zazdrosna?<br />
- Coo? - burknęła, mimo wszystko lekko się rumieniąc. Usłyszała jego cichy śmiech.<br />
- Och, przestań. Fajnie dla odmiany zamienić się rolami, nie sądzisz?<br />
- Mniejsza o to - ucięła, wyciągając szyję po pocałunek.<br />
Nie dbali o otoczenie. Gdy zmierzali w ich kierunku nauczyciele, Nick zdjął kapelusz, zasłaniając nim ich twarze. Trwali tak. I trwali... I mogliby trwać jeszcze przez długi, dłuugi czas.<br />
<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Ta-dam! Wiem, że mogłoby być lepiej, ale musiałam w bonusie zmieścić trochę akcji. Zwykły rozdział w ogóle mi nie idzie, więc... Chociaż strasznego Halloween Wam życzę. ;)<br />
Wiecie, że ten blog ma już pełny rok? Tak, tak. I nadal żyje - chociaż swojego rodzaju zawieszką. Może w koońcu coś tam dodam. Mam nadzieję, że prezent jako tako się podoba. Wiem, że mógłby być lepszy, no ale... Już mówiłam. Bez większej weny i wymyślony w pięć minut.<br />
Jakieś szczególne plany na dzisiaj? W moim przypadku wcześniej konie, korepetycje z matematyki (w ogóle WTF?!) i "Kruk". <3 Kocham ten film! I naprawdę polecam. Będzie klimaciik. ;><br />
Pozdrawiam serdecznie.Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-34558682770833920962011-09-04T06:22:00.000-07:002011-09-04T06:38:15.337-07:00Rozdział XXI. Biegła tak długo, póki całkiem nie opadła z sił. Stało się to rutyną śnieżnej wilczycy, która kompletnie wyłączyła umysł na coś więcej, aniżeli wymijanie drzew. Instynktownie starała się trzymać jak najdalej od miast, ewentualnie używać polnych dróg, chociaż niektóre z nocnych wędrówek przecinały autostrady. Pod osłoną nocy mogła sobie pozwolić na nikłą widoczność. Raz nawet prawie spowodowała wypadek jakiegoś pędzącego wiejską drogą idioty.<br />
Doskonale wiedziała, że nikt jej nie goni. Podpowiadał jej to instynkt. Sfora po prostu postanowiła zostawić ją w spokoju. Zarówno ją to dotknęło i zabolało, a także maksymalnie uspokoiło. Była sama. Cisza, podszepnął jej osamotniony, do połowy wyłączony umysł. Cisza. To jedno słowo tłukło się bezgłośnym echem w czaszce wilka, doprowadzając ją prawie do szaleństwa. Z dnia na dzień coraz mniej czuła się Megan Forest, spokojną szatynką o ciemnych oczach, którą obecnie okrywała śnieżnobiała, wilcza skóra.<br />
Coraz częściej jej drogę przecinały terytoria wilkołaczych watah, jednak szybko z nich umykała i szczęśliwym trafem nie natknęła się na żadnego z członków. Musiała również bardzo starannie dobierać miejsca polowań, gdyż wątpiła, by wilki pozwoliły jej odejść bezkarnie z ich terenów łowieckich. Jako bardziej-wilk-niż-człowiek nie czuła do siebie wstrętu za zabijanie zwierząt i pożeranie ich. A przynajmniej nie w tej chwili. Wyrzuty sumienia nadchodziły dopiero przed snem, gdy pomimo zmęczenia biegiem jej umysł stawał się bardziej ludzki, a serce rozdzierał niebywały ból tęsknoty. Ciężkie powieki nie chciały okryć jej świadomości płachtą snu. Dusza i umysł kazały jej cierpieć za swoje postępowanie.<br />
Na nowo biegła. I znowu trafiła na terytorium wilków. Duża wataha, podsunęła jej podświadomość. Bardziej pogoniła do biegu zmęczone łapy, mając w głowie jedynie ucieczkę przed pobratymcami. Była intruzem. Dodatkowo instynkt podpowiadał jej, że tuż przed zmierzchem nie tylko ona wybrała się na podróż w postaci wilka. Mało pocieszające, biorąc pod uwagę jej ostatnie szczęście. Usłyszała wycie jakieś kilkaset metrów od siebie. Mimo kompletnego braku sił jeszcze przyśpieszyła.<br />
Już po chwili słyszała warkoty, łamane gałązki i czuła chęć pogoni. To nie należało do niej. Dyszała z przemęczenia i strachu. Jeszcze trochę i wybiegnie poza tereny stada. Nagle znikąd wylądował na czterech łapach ogromny basior, tuż przed nią. Odskoczyła warcząc w tył. Przed oczami robiło jej się czerwono. Dookoła zbierały się coraz to nowsze wilki, a w tym jeden śmiejący się niczym hiena. Na pierwszy rzut oka widziała, że jest chory - miał rzadką, wychodzącą sierść w różnych tonach szarości, szalone oczy i poszarpane ucho. Zbliżał się do niej ogromny wilczur, ten sam, który nagle pojawił się przed oczami. Miał złoto-czarną sierść, był minimalnie podobny do wilczej formy Naomi. Minimalnie, jednak wystarczyło to na przywołanie przykrego wspomnienia. Biała wadera warczała i miotała się, otoczona ze wszystkich stron przez młode (tego była pewna) wilki. Zwierze w niej kazało się bronić.<br />
- Rozsuńcie się, zidiociałe wilczki! - zagrzmiał jakiś żeński głos. Stworzenia od razu się rozstąpiły, wyraźnie pokorniejąc.<br />
Przez kręg przedarła się kobieta, miała na oko dwadzieścia kilka lat, pewnie mniej niż trzydzieści. Pozornie. Tuż obok niej kroczył wielki, biały wilkołak, który jednak posiadał kilka szarych przebarwień. Wydawał się głupio podekscytowany - również był młody. Kobieta miała kruczoczarne, sięgające szyi włosy. Wyraźnie szlachetne rysy przybrały srogi wyraz, wydatne usta zostały ściągnięte w cienką linię. Piwne oczy z bursztynowymi refleksami i ciemniejszymi obwódkami całe zabłysły... Bursztynem. A przynajmniej tak jej się wydawało. Na szyi i w jej zagłębieniu znajdowały się dwa, dziwnie kontrastujące pieprzyki. Skóra nieznajomej jakby wyblakła. Wydawało się, że wcześniej miała jakiś ciepły, śniady odcień. Z postaci czarnowłosej zionęła władza, dominacja - mimo, że sama była średniego wzrostu, lecz stosunkowo filigranowa. Nie wyglądała na wilkołaka, ale z pewnością nie była człowiekiem. Jej wejście przywiodło Megan na myśl burzę z piorunami.<br />
Kobieta miała raczej dziwny strój. Miała na sobie granatową, przeplataną złotem spódnicę przed kolano, której materiał wyglądał trochę groteskowo, jakby nierówno się na siebie nakładał. Spod niej wyrastały czarne leginsy, przytłumione przez ciężkie, zniszczone glany, które również były niegdyś czarne. Dodatkowo nieznajoma dopasowała do tego jeszcze ciemniejszą, również granatową bokserkę, zaś na wierzch zarzuciła czarny, sięgający połowy uda sweterek. Wszystko było chaotyczne i jakby kompletnie do siebie pasujące, a mimo wszystko dziwacznie ze sobą współgrało. Dodatkowo miało się wrażenie, że strój odzwierciedla część charakteru nieznajomej. Jedynie część, gdyż samo ubranie było w pewien sposób tajemnicze, tak samo jak mierząca wilkołaki ostrym spojrzeniem czarnowłosa.<br />
- Naprawdę się wam nudzi. A mówiłam, żeby Aron dał wam jakieś sensowne zajęcie to "nie, niech sobie na razie odpoczną". Jasne. Żebyście się nie przemęczyli, imbecyle - warknęła wyraźnie zirytowana, po czym przeniosła wzrok na wciąż warczącą Megan. - A ty się uspokój. Kiełki nie robią na mnie wrażenia, uwierz, widziałam je w życiu już wiele razy. Jack, a ty się nie szczerz jak ten przygłupi szczur do sera. Wyprowadź tą zgraję gdzieś dalej. Irytują mnie.<br />
Tak jak władcza nieznajoma powiedziała, tak się stało. Wilkołaki popędziły przed siebie bez zbędnego ociągania, odprowadzane wzrokiem kobiety. Westchnęła ciężko, kręcąc głową. Na nowo uniosła wzrok na wilczycę. Była już znacznie spokojniejsza.<br />
- Banda ćwoków - mruknęła pod nosem, jednak na jej ustach zawitał lekki uśmiech, co przeczyło tonowi głosu. - Wybacz mi za tę zgraję. Po prostu nie mam na nich słów, zero dobrych manier. Ta dzisiejsza młodzież. Jestem Zoe Stewart i, hm... Mieszkam niedaleko. Na razie tyle ci wystarczy. Chodź ze mną. Przyda ci się pomoc - stwierdziła bez ogródek, odwracając się jak gdyby nigdy nic plecami do wilkołaczycy.<br />
Stwór stał osłupiały. Właśnie ktoś odsłonił przed nią plecy, podszedł do niej z jakimś dziwnym spokojem. To nie było normalne. I albo Zoe była na tyle silna, że nie musiała bać się nieco dzikiego wilkołaka, albo była naprawdę głupia. Brunetka odwróciła się doń, marszcząc niezadowolona brwi.<br />
- No i co nie idziesz? Ja ci nic nie zrobię. Chodź, bo się zniecierpliwię ja i nie tylko. Jesteś oczekiwana. - Machnęła ręką, nie zaszczycając więcej wadery spojrzeniem.<br />
Wilczyca pokornie truchtała nieco za kobietą, która miała nadzwyczaj szybki krok. Ponad to zachowywała przy tym niebywałą wręcz grację. W głowie Megan trwała niespokojna walka. Wolałaby uciec, ale i tak by ją pewnie dorwali. Poza tym czuła, że Zoe należy się bać. Po prostu to wiedziała i nie chciałaby jej denerwować. Pozostało jej stawić się - jak przypuszczała - przed sądem Alfy tego stada i pokornie czekać na wyrok. Niezbyt pocieszające. Niestety, ostatnio coraz częściej brodziła w niepewnym bagnie. Najwidoczniej tak miało być.<br />
Stanęli przed ogromnym budynkiem, który przywodził jej na myśl Biały Dom. Ściany willi odpowiadały kolorem jej sierści, były dodatkowo podświetlane z kilku stron. Budynek w rzeczywistości był duży, ale nie tak ogromny, jak mogłoby się wydawać. Miał ogromną ilość okien zabudowanych w jasne drewno i, jak przypuszczała, pokoi. Otaczało go podwórze z równo przystrzyżoną, soczyście zieloną trawą. Nad kwiatami i krzewami musiały czuwać rzesze ogrodników. Lub jeden wilkołak z pasją, pomyślała intuicyjnie. Wielkie, ciężkie drzwi wykonane z tego samego drewna, co framugi okien były zdobione lekkimi pajęczynami złotych symboli. Zoe otworzyła je bez mrugnięcia, gestem nakazując podążać Meg za sobą. Wilk zrobił to bez wahania, mimo przytłaczających jego odwagę bogactw.<br />
Przechodząc do jednego z ogromnych pomieszczeń, zauważyła grupkę młodzieży. Spoglądali na nią ze złośliwymi uśmiechami, a czasami również rozdrażnieniem. Byli tam tylko chłopcy. Jeden z nich wyglądał na chorego - od razu rozpoznała w nim wilka z nadszarpanym uchem. Mimo wcześniejszej, bojowej postawy teraz wilczyca podkuliła pod siebie nieco ogon, odwróciła wzrok i lekko położyła po sobie uszy. Cała hardość opuściła ją tuż po przekroczeniu progu tego domu, jeżeli można było nazwać tym bogatą willę. Zoe otworzyła kolejne z ciężkich wrót.<br />
- Nowobogacki! Przyprowadziłam ci tę świeżą ptaszynę. Tylko nie pożryj jej na raz - rzuciła głośno czarnowłosa, obserwując z zadowoleniem chłodny wzrok mężczyzny.<br />
Siedział na bogato wyglądającym krześle. Nie należał do osób zbyt wysokich, ot, był raczej średniego wzrostu. Jego włosy były równo przystrzyżone, przybierające barwę kory drzewa dębowego. Jego twarz była surowa, służbowa, jednak mimo władczego wyrazu wydawała się stosunkowo szczera i... Miła. Niebieskie oczy spiorunowały wpierw Zoe, by potem przenieść się na zdezorientowaną wilczycę.<br />
- Jestem Aron Henderson, tutejszy Alfa. Nie musisz się niczego bać. Jedynie chciałbym się dowiedzieć, dlaczego nie powiadomiłaś mnie o przebywaniu na naszym terytorium. - Położył duży nacisk na słowo "naszym", by wyraźnie je sobie zakodowała. Właśnie kręciła się niespokojnie, kuliła i gorączkowo zastanawiała, jak odpowiedzieć, gdy wtrąciła się Zoe:<br />
- To bez sensu. Dziewczyna musi się zmienić, nie stresuj jej.<br />
- Racja. W takim razie zmień się, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać - mruknął, wstając z krzesła i wykonując ponaglający ruch ręką. Zdezorientowana Meg już przypominała sobie, jak ma się przemienić, gdy ktoś położył jej dłoń na karku. Warknęła cicho.<br />
- Uspokój się. Nie tutaj, no chyba, że lubisz goliznę. Chodź, dam ci coś do ubrania. I nie próbuj uciekać.<br />
Czarnowłosa nie czekała na odpowiedź, ruszyła przodem nie oglądając się nawet za siebie. Wilczyca uniosła zdziwiona uszy, jednak posłusznie podreptała (po raz kolejny) za kobietą. Zoe ją zadziwiała. Była władcza, czuło się od niej respekt i musiała mieć to już wrodzone. Może właśnie dlatego zachowywała się tak lekko. Co jednak nie usprawiedliwiało jej przed obcym wilkołakiem, swoją drogą już nieco zdziczałym - o czym z pewnością wiedziała. Została poprowadzona do jednej z sypialni, urządzonej prosto, lecz stylowo. Przynajmniej tutaj nie przytłaczało jej tak bogactwo budynku, mimo, iż i tak było je w tym pomieszczeniu nadal znać.<br />
- Proszę. Możesz się spokojnie zmienić, dostaniesz czyste ubrania i łazienkę do dyspozycji. Nie spiesz się i nie próbuj uciec. Swoją drogą przyda ci się prysznic. Bez urazy, ale nie pachniesz zbyt świeżo. - Kobieta zmarszczyła nos, wykładając na wierzch jakieś ubrania. Na nowo spojrzała na wilczycę. - Gdybyś czegoś potrzebowała, mów śmiało. Będę na dole, gdzie i tak musisz się wstawić. Nie krępuj się - wszystko co jest nasze, jest i twoje. Jak sądzę... Przemiana może cię nieco zaboleć. - Zoe na nowo zniknęła za drzwiami pokoju.<br />
Wadera chwilę stała, wpatrując się tępo w drzwi, po czym przystąpiła do przemiany. Tak jak ostrzegła ją czarnowłosa - proces ten był bolesny i stosunkowo długi, choć w mniejszym stopniu, niż podczas pierwszej przemiany czy nawet pełni. Zdecydowanie przesadziła z przechadzkami w wilczej skórze. Starała się nie wydawać żadnych dźwięków, chociaż zapewne jej odczucia i ciężkie dyszenie i tak doszły do uszu bliżej znajdujących się wilków. Nie dała jednak grupce młodzieży tej satysfakcji i nie krzyknęła. Chwilę siedziała na ziemi, starając się wyrównać oddech, po czym ociężale wstała, wspomagając się łóżkiem. Kości, stawy, skóra - dosłownie wszystko doskwierało bólem i swędzeniem. Było jej niedobrze, jednak powstrzymała wymioty. Zebrała uszykowane przez Zoe ubrania i ruszyła do łazienki.<br />
Wzięła długi, gorący prysznic w czasie którego zaatakowały ją myśli o przeszłości i teraźniejszości. Nie należało to do zbyt przyjemnych. W postaci wilka łatwiej o niczym nie myśleć i to chyba właśnie dlatego wytrzymała tak długo bez zmieniania się w człowieka. Westchnęła, spoglądając w tym samym czasie w lustro. Omal nie krzyknęła na widok skołtunionych włosów (zastanawiała się również, jak udało się jej je umyć). Rozczesywanie nie okazało się jednak syzyfową pracą, chociaż trwało dłuższy czas i nie było zbyt przyjemne. Była niewiarygodnie zmęczona i głodna, jednak zamiast w kierunku łóżka, poczłapała, jak obiecała, na dół, ubrana w luźne, dresowe spodnie i jeszcze szerszą koszulkę.<br />
Cieszyła się, że nie trafiła na nikogo po drodze, a nawet zapamiętała gdzie umiejscowiony był ogromny pokój. Weszła do niego nieśmiało, rozglądając się na boki. Na jednym z wielkich, ozdobnych foteli niedbale siedziała Zoe, czytając jakąś książkę. Swoją drogą Meg dopiero teraz zdała sobie sprawę, że były tu regały zapełnione książkami, a także kominek i ogromny stół z wieloma krzesłami. Obok siedział Aron, Alfa tej sfory, przewracając jakieś papiery na małej ławie, która znajdowała się tuż przy ludwikach. Gdy wchodziła podnieśli wzrok. Mężczyzna wyprostował się, gestem zapraszając ją na fotel obok, zaś Zoe powróciła znudzona do czytania książki. Szatynka usiadła na wskazane miejsce.<br />
- Może przejdźmy do rzeczy. Wiesz już, kim jestem, ale nie mogę powiedzieć tego ze swojej strony - zaczął formalnie Aron, spoglądając na nastolatkę z lekkim zaciekawieniem. Wzięła głęboki oddech, wbijając wzrok w swoje dłonie, zaciśnięte na kolanach.<br />
- Jestem Megan Forest. I... Właściwie nie wiem co więcej o sobie powiedzieć - westchnęła cicho, pocierając kark.<br />
- Pochodzisz z jakiegoś konkretnego stada? - podsunął uczynnie miejscowy Alfa.<br />
- Nie, to taka... Jakby wędrowna grupka. Akurat zatrzymali się w moim mieście, gdy nadeszła przemiana. Są głównie w moim wieku. Swoją drogą w pobliżu chyba nie ma zbyt wielu stad. Pochodzą z małego miasteczka w Missouri - dodała w gwoli ścisłości, niepewnie podnosząc wzrok.<br />
- Hmm... To sporo wyjaśnia - mruknął pod nosem mężczyzna, po czym podjął na nowo. - Skoro byłaś w sforze i to stosunkowo oddalonej od Dakoty Południowej, to właściwie czemu się tutaj znalazłaś? I twoja trasa przecinała nasze terytorium?<br />
Dakota Południowa! Stan oddalony o co najmniej jedną taką powierzchnię. Nigdy nie powiedziałaby, że jest w stanie tyle przebiec. Chociaż nie była pewna, ile tak właściwie była w trasie. Przełknęła, gdy przed oczami przewinęły się jej twarzy wszystkich, znajomych osób. Sfory, rodziny, Sary, nawet pysk Vitry i... Nicholas. Tak bardzo za nim tęskniła, tak samo jak i niespokojna wilczyca w niej. To właśnie ta druga połowa była odważna, gotowa do ataku, zaś sama Megan... Ona była wyrzutami sumienia i zastraszonym psem. Zebrała się na odpowiedź.<br />
- Ja... Odeszłam od sfory. Doszło do pewnego zdarzenia i... Wolałabym o tym nie mówić. Chciałam po prostu znaleźć się jak najdalej od starej watahy, biegłam przed siebie i naprawdę nie miałam zamiaru zatrzymać się czy polować na waszym terytorium, chciałam tylko przejść, ale... Trafiłam na właścicieli - wyjaśniła gorączkowo dziewczyna, chcąc podnieść się z fotela. - Dziękuję bardzo za gościnność, nie orientuję się za dobrze w naruszaniu przestrzeni watah, ale... Czy mogłabym ruszyć dalej? - spytała z nadzieją. Po chwili poczuła na swoich ramionach delikatne, acz stanowcze dłonie.<br />
- Nie. Nie panujesz do końca nad swoim wilkiem, ale o tym jutro. Stwarzasz zagrożenie dla tajemnicy, jaką jest istnienie wilkołaków. Zostaniesz z nami, póki nie zjednasz sobie swej drugiej natury. Później decyzja o dalszych losach należy do ciebie. Zostajesz ze stadem i nawet nie ma na ten temat dyskusji. A teraz znikaj w pokoju, przyniosę ci tam jedzenie - rzekła stanowczo Zoe, chwytając z oparcia małej kanapy sweterek i znikając za ciężkimi drzwiami.<br />
- Zoe ma rację. Jesteśmy zmuszeni do zatrzymania cię tutaj, choćby i siłą. Co do dzisiejszej sytuacji... Nie martw się o tamte wilczki. Nie zrobią ci nic złego. Poza tym Zoe chyba postanowiła sprawować nad tobą pieczę, a uwierz, przy niej tym, bardziej nic ci nie grozi. Za trzy dni pełnia... Wtedy przyjmiemy cię do stada. To pomoże ci się szybciej oswoić ze swoim wilkiem i wyrwać stąd. Chyba, że uprzesz się, by nie dołączyć, ale wtedy tylko przedłużysz swój pobyt tutaj - powiedział Alfa, wstając i kierując się ku drugim drzwiom. - Aha... Dobranoc i witam na swoim terenie. - Posłał jej nieco drapieżny uśmiech, zamykając ciężkie wrota.<br />
Chwilę siedziała na miejscu, wpatrując się tępo przed siebie, po czym prędko wstała i ruszyła do swojego lokum. W środku już czekała na nią Zoe, wraz z tacą wypełnioną po brzegi jedzeniem. W Meg od razu narósł głód. Kobieta przekazała jej bez słowa jedzenie. Tak jak dziewczyna przypuszczała - czarnowłosa była od niej wyższa, a jednak sprawiała wrażenie filigranowej. Nie, źle; ona była filigranowa. Na swój sposób. Gdy nieco zjadła, postanowiła zadać nurtujące ją pytanie.<br />
- Jesteś wilkołakiem, prawda?<br />
- Oczywiście, przecież nie wróżką - prychnęła, strzepując z czarnych leginsów jakiś włos.<br />
- Wróżki istnieją. - Bardziej stwierdziła, niż zapytała Megan. Lekcje Charlie'ego na coś się przydały. Znowu poczuła w środku ból tęsknoty.<br />
- Oczywiście. Wróżki, czarownice i inne wiedźmy. Jest ich zresztą całkiem sporo. - Machnęła niedbale ręką, kierując spojrzenie piwnych oczu na szatynkę. - Wiem, że nie wyglądam jak wilkołak. A to dlatego, że... Hmm... Jak wy to nazywacie... Jestem szlachetnej krwi i swoje już przeżyłam. I to właśnie ja zajmę się twoim... Szkoleniem? Takowe już za pewne przeszłaś. - Kolejne ukłucie bólu. - Mimo wszystko przyda ci się jeszcze dokształcenie. Pewnie twoja stara sfora chciała ściągnąć skądś pomoc, albo jakoś samodzielnie dograć twoje dwie połówki, ale, tak jak mówiłam, o tym dopiero jutro. A, właśnie. Jutrzejszego dnia wybierzemy się również na zakupy. Jestem jedyną kobietą w watasze, teraz doszłaś również ty. A moje ubranai nie będą za pewne na ciebie pasować, hmm... No cóż. Będę się zwijać. - Klepnęła dłońmi o uda. - Życzę miłej nocy, a co do tacy, przynieś ją jutro rano, jak wstaniesz. Musisz być diabelnie zmęczona.<br />
- Dobranoc - szepnęła jedynie, nim kobieta zniknęła za drzwiami.<br />
Tak, byłą zmęczona. I nawet myśli o przeszłości nie zakłóciły jej snu. Morfeusz zadbał o wypoczynek, chociaż w jej głowie panowała w nocy zatrważająca pustka. To było dosyć... Przerażające. Wstała po pierwszej, co nieco ją zdziwiło - lubiła spać, ale z drugiej strony nie położyła się wcale tak późno. Postanowiła się jednak nad tym nie zastanawiać. Wzięła szybki prysznic, jednak zatrzymała się przed lustrem. Chciała coś w sobie zmienić, odciąć się od przeszłości. Zacząć od nowa. Jednak również zachować to, kim była. Postanowiła po prostu oddzielić wspomnienia murem, na czas pobytu w stadzie i najprawdopodobniej kontynuowanie wędrówki w nieznane. Krwawiące serce, które zapewne nigdy się nie zasklepi, nie jest dobrym kompanem do zaczynania nowego życia.<br />
Zeszła ostrożnie na dół, trzymając w jednej ręce tacę i rozglądając się w poszukiwaniu kuchni. Znalazła ją po węchu. Strapiona schyliła głowę, kierując się w stronę zlewu. Zaraz przy kuchni utrzymanej w stalowej szarości, znajdował się wielki stół, przy którym to siedział Aron i jakiś młody wilk. Alfa odstawił filiżankę z kawą i odłożył gazetę, wodząc za nowo przybyłą wzrokiem, zaś młody wilkołak przestał grzebać w swojej jajecznicy i również spojrzał na Meg, wyraźnie podekscytowany.<br />
Przy kuchni zaś krzątała się starsza, jednak smukła kobieta. Należała do zdecydowanie wysokich. Miała radosny wyraz twarzy o promiennym odcieniu. Była zdecydowanie nieludzka, mimo wszelkiego podobieństwa do człowieka. Jej włosy miały seledynowy kolor, były zaczesane do tyłu i sięgały za ramiona. Na zadartym nosku i kościstych policzkach widniało kilka piegów. Jej oczy, tak samo jak włosy, były zielone, jednak znacznie bardziej żywe i ciemniejsze. Odsłonięte uszy były nieco spiczaste. Ubrana była w sięgającą przed kolana, jasną sukienkę, ozdobioną kwiatami oraz fartuszek. Była zdecydowanie przyjazna i sam jej widok potrafił poprawić humor.<br />
- Och, zostaw to kochana, zaraz się tym zajmę. Co chcesz na śniadanie?<br />
- Ja mogę sobie sama... - zaczęła, jednak nie było dane jej dokończyć.<br />
- Żadne sama! Może byś jajecznica z kurkami? Na pewno będzie ci smakować. Siadaj, no siadaj. - Ruchem dłoni wygnała ją do nie do końca oddzielonego, pomieszczenia obok.<br />
- To nasza kucharka i gospodyni, Edith - rzekł rozbawiony Aron, powracając do czytania. - Jest połączeniem skrzata i białej czarownicy. Nie kłóć się z nią, bo i tak nie wygrasz. Nie jest też dobra w powitaniach - Edith, to Megan, wiesz która.<br />
- Jasne, jasne. Smacznego! - Przed nosem zaskoczonej szatynki pojawił się nagle talerz z jajecznicą, a także świeże bułki. Wszystko połyskiwało lekko i do razu czuć było do tego magię - cóż, kobieta nie ruszyła się z kuchni.<br />
- Em... Dziękuję - banęła speszona dziewczyna, wlepiając wzrok w swój talerz. Usłyszała obok parsknięcie śmiechem.<br />
- Coś ty taka nieśmiała? - zagadną młody wilk, wyraźnie rozbawiony. Po chwili wyciągnął ku niej rękę. - Jestem Johnathan, ale wszyscy mówią mi Jack. Ty jesteś Megan. Wszyscy już o tobie wiedzą. Poza tym, nie jesteś już tak bojowa jak wczoraj. - Mrugnął doń rozbawiony. Uścisnęła nieco niepewnie jego dłoń.<br />
- To ten prawie-biały wilk, z którym wczoraj spacerowałam. Jest również synem naszego drogiego Alfy, Arona. Nie dziwię ci się, że się nim nie pochwaliłeś - mruknęła wpadająca nagle do pomieszczenia Zoe. Dopiero teraz zerknęła na Meg. - Szykuj się, niedługo wychodzimy. Już uszykowałam dla ciebie jakieś lepsze ciuchy, niż stary dres i koszulka głosząca twą miłość do ciasteczek.<br />
Faktycznie, na koszulce był napis "I *serce* Cookies". Rozejrzała się, chcąc ogarnąć wszystkich wzrokiem. Jack na nowo zajął się jedzeniem swojego śniadania, a Zoe i Aron rozmawiali o jakichś drobnych sprawach sfory. Przyjrzała się chwilę chłopakowi. Był mniej więcej w jej wieku. Miał niesforną czuprynę blond włosów, które były w strasznym nieładzie. Spod owych kosmyków wyzierały inteligentne, niebieskie oczy rozrabiaki. Przywodził jej na myśl małego chłopca, choć przez dosyć wysoki wzrost i umięśnioną budowę ciała zdecydowanie go nie przypominał. Był zdecydowanie dominujący, chociaż na chwilę obecną nie sprawdziłby się jako Alfa, tego była pewna.<br />
Po śniadaniu zniknęła na chwilę w pokoju, by przebrać się w pożyczone od Zoe ubrania, na które składały się leginsy, grafitowa tunika i czarne trampki. O wyznaczonej godzinie pojawiła się na dole, gdzie już czekała czarnowłosa. Razem ruszyły na zakupy. Zoe zdecydowanie miała wiele lat na karku, nie przepadała za tłokiem, ale potrafiła zawalczyć o ładne ubrania. Megan w tym czasie powtarzała sobie w myślach, że zaczyna po raz kolejny nowe życie.<br />
<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Ha! I jest nowy rozdział. Nareszcie, chociaż kolejny coś tak czuję będzie za baardzoo dłuugii czaas. No chyba, że złapie mnie wena.<br />
Jeżeli macie pytania - śmiało je zadawajcie. Jest tu trochę niedomówień, np.: ten wielki pokój, czy jak to nazwać, służy do obrad stada i przyjmowania ważnych gości. Aron (imię z premedytacją napisane przez jedno "a" ;) ) siedział na tym trono-krześle by pokazać swoją rangę, ponad to wyobrażałam sobie, że było ono na podwyższeniu. Po prostu takie pokazanie co bardziej kłopotliwym nieznajomym lub "watahowym" wilkom jego przewagi.<br />
Może i głupoty, ale zawsze to jakieś ciekawostki. I jak przeżywacie ten paskudny czas, zwany... O zgrozo... SZKOŁĄ?!<br />
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wierne trwanie przy tak niewdzięcznym autorze, jakim jestem JA. ;)Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-64280329324440982332011-06-19T05:35:00.000-07:002011-06-20T13:08:16.858-07:00Rozdział XX. Megan siedziała ze skrzyżowanymi nogami na łóżku z laptopem na kolanach. Tuż obok znajdowała się gryząca zaciekle jedną z "nitkowych" zabawek Vitra. Szara sierść wykręcała się w śmieszne loczki, również na niedużym łebku, przez co suczka wyglądała trochę, jakby miała rogi. No cóż, chyba nikt temu nie zaprzeczy, bo mentalnie - zdecydowanie je posiadała. Szatynka siedziała ze skupioną miną, przygryzając jeden z paznokci. Była pochłonięta czytaniem jakiegoś artykułu oraz odświeżaniem wiadomości o wilczarzach irlandzkich. Poczuła jak obok niej zaczyna wibrować telefon.<br />
- Słucham? - rzuciła do słuchawki, nadal wpatrując się w ekran laptopa.<br />
- Witaj, Megan - powitał ją dobrze znany głos.<br />
- Nicholasie, cóż sprowadza cię do rozmowy ze mną? - zapytała figlarnie dziewczyna, kompletnie tracąc zainteresowanie czytanym wcześniej artykułem.<br />
- Nic specjalnego. Masz może ochotę na wyjście wieczorem? <br />
Odkąd w mieście pojawiła się nowa zmiennokształtna, Earl, Nick poświęcał dużo czasu na treningi z nią. W końcu znalazł pobratymcę, nic dziwnego. Mimo wszystko czuła w sercu żal za to, że przez dwa dni spotykali się jedynie w biegu, a wcześniej też nie było żadnych bliższych kontaktów. Na co buntowało się zarówno serce nastolatki, jak i tkwiąca w niej wilczyca. Była akurat sobota i nie miała żadnych specjalnych planów, a nawet gdyby takowe posiadała, zrezygnowałaby z nich. Uśmiechając się jeszcze szerzej, pogładziła sierść leżącego obok szczeniaka, który nawet wciągu tego tygodnia znacząco zmienił swój rozmiar.<br />
- Oczywiście. Co proponujesz?<br />
- Wymyśli się coś. Będę o szóstej.<br />
- Ok, czekam. To do zobaczenia.<br />
- Tak, do zobaczenia.<br />
Odłożyła telefon z lekkim westchnieniem. Nie lubiła spędzać dłuższego czasu bez Nicholasa. Poprawka: ona w ogóle nie lubiła spędzać bez niego czasu. Był jej drugą połówką, czy komuś się to podoba, czy nie, a on spędzał czas z dopiero ostatnio poznaną (nie licząc znajomości "z twarzy") dziewczyną. I to z tego samego gatunku co i on! Wilki były terytorialne, a wilkołaki jeszcze bardziej. Trzymała to w ryzach jej ludzka natura, bardzo łagodna, ale drapieżnik w środku zaczął się z wolna buntować. Tak naprawdę nie była zazdrosna. No, może odrobinę, ale to naturalne. Mimo wszystko ufała Nickowi bezgranicznie. No, bo komu innemu mogłaby tak zaufać, oprócz sfory, która i tak wyciąga informacje z jej głowy?<br />
Powiodła wzrokiem za okno. Jutro wypadała pełnia i mimo tego, że znała już ból jej towarzyszący, czuła również wewnętrzną radość. Również dzisiejszego dnia była bardzo pobudzona. A co dopiero jutro... Dobrze, że pełnia wypadała akurat w sobotę. Nie chciałaby raczej kogoś przez przypadek skrzywdzić, chociaż czasami martwiła się, czy nie uszkodzi w jakiś sposób Vitry. Była jeszcze za młoda na dominację, ale co będzie potem... Nieważne. Podrażniła nieco suczkę, po czym niechętnie zamknęła laptopa i zwlekła się z wygodnego łóżka.<br />
Nie miała ochoty się przebierać, nie wyglądała dzisiaj aż tak tragicznie, chociaż oprócz spaceru z Vitrą nie ruszyła nigdzie dalej tyłka. Zaliczyły dłuższy spacer, na co składał się park i oczywiście leśniczówka. Reid uwielbiał jej małą towarzyszkę, przepadał wprost za drażnieniem szczeniaka. Z resztą inni również bardzo ją polubili. No, może poza Michaelem, który nadal był niesamowicie niedostępny. Szlachetny wciąż ją przerażał i chyba o tym wiedział, bo w końcu nos wilkołaka nie tak łatwo oszukać, mimo, że stado czuło jedynie jej niepokój. Ale Michael był przecież szlachetnej krwi, więc miał większe pole do popisu. Postanowił jednak ignorować jej wszelką ostrożność w stosunku do jego osoby, pozostając nieprzyjemnie chłodny.<br />
Po uczesaniu się, poprawieniu makijażu i zebraniu najpotrzebniejszych rzeczy, nalała do jednej z miseczek Vitry wodę, zaś do drugiej odrobinę suchej karmy. Zgrabne pazurki zastukały o panele, gdy szczeniak zeskoczył z łóżka. Zeszła na dół oświadczając rodzicom, że wychodzi i by zajęli się Vitrą. Ojciec coś odmruknął, pochłonięty oglądaniem filmu, jednak matka kazała jej się dobrze bawić i obiecała opiekę nad pupilem, chociaż obydwoje wyjeżdżali za dwie godziny na jakieś spotkanie, trwające zapewne do samego rana - czyli jak zwykle. Szatynka zniknęła za drzwiami na dwór, postanawiając właśnie tam poczekać na partnera. Usiadłszy na schodkach przymknęła powieki, wciągając głęboko powietrze i pogrążając się w myślach. Nie miała pojęcia ile tak siedziała, lecz po jakimś czasie poczuła lekki całus w policzek, na co błyskawicznie otworzyła oczy. Kucał przed nią uśmiechający się rozbrajająco Nick.<br />
- Ech, podejść wilkołaka... Kochanie, uważaj na siebie bardziej - powiedział to na poły żartobliwie, a na poły poważnie. Pomógł partnerce wstać.<br />
- Oj, nieważne. To gdzie idziemy?<br />
- Właśnie, że ważne, ale nie zaprzątajmy sobie tym głowy akurat dzisiaj. Co powiesz na pizzerię? Chyba muszę sprawić sobie auto... - ostatnie zdanie już wymruczał pod nosem, najwidoczniej niezadowolony, że ma tak mało pola do popisu.<br />
- Przestań! Dla mnie największą radością jest czas spędzony z tobą - szepnęła, stając na palcach i składając na ustach chłopaka przeciągły pocałunek. Gdy się od siebie odsunęli, oczy Nicholasa błyszczały filuternie.<br />
- Wiesz, chyba powinniśmy się pośpieszyć, nim twoi rodzice się rozmyślą co do twojego wyjścia.<br />
Zmiennokształtny zdążył już poznać rodziców Megan. Jenny go uwielbiała, chociaż czasami mrukliwa natura chłopaka bardzo ją irytowała, tak samo jak niejasna przeszłość. Nich nie był typem, który dużo o sobie mówi. Ojciec Megan natomiast nastawiony był anty do wszystkich chłopaków spotykających się z jego córką, jak to ojciec. W innym przypadku może by go nawet polubił, jednak widząc, że związek jest bardziej poważny, trzymał bruneta na dystans. Często również narzekał na niego pod nosem, co spotykało się piorunującym wzrokiem zarówno matki, jak i córki - szkoda, że on sobie nic z tego nie robił.<br />
Szybko chwyciła rękę chłopaka, uśmiechając się doń głupkowato. No co? Chciała być jak najbliżej Nicka, a że specjalnie na nic więcej nie mogli sobie pozwolić... Lepsze to niż nic. Nagle zapragnęła być w możliwie najbliższy sposób przy partnerze. Obiło jej się o uszy, że w okolicach pełni popęd seksualny zwiększa się u ludzi, a co dopiero u wilkołaków? Przeszedł ją gorący dreszcz, przez co na jasne policzki wystąpił krwisty rumieniec. Chłopak zerknął na nią pytająco, lecz tylko pokręciła na boki głową. Chciała tego i czuła, że jest gotowa, jednak była to rzecz bardzo intymna, przez co nie potrafiłaby jej rozpocząć. I to chyba nawet dobrze.<br />
Doszli do pizzerii, zajęli najdalszy, wolny stolik i cicho rozmawiali. Niedługo potem przed ich nosem pojawiła się sporych rozmiarów pizza. Zack, mimo tego, że był i dzisiaj w pracy, nie uprzykrzał im już życia. Pogodził się chyba z decyzją Meg, co nie zmienia faktu, że parę razy rzucał im kąśliwe uwagi - przede wszystkim Nicholasowi. Brunet odpowiadał jednak niewzruszony, zawsze z ironicznym uśmieszkiem i bardzo często bawiąc się czymś w rękach. Któregoś dnia jednak nie miał aż tak dobrego humoru, więc na bardzo wojownicze zaczepki Zacka wywrócił oczami i zapytał: "Naprawdę chcesz bitki? Skoro tak to proszę bardzo, nie lubię przemocy, ale jeśli cię to uszczęśliwi... Czekam.". Niestety, a raczej stety nikt się nie doczekał. Blondyn zamknął jadaczkę i od tej pory już nigdy ich nie obsługiwał. Dzięki Bogu nigdy nie napluł Nicholasowi do napoju, bo gdyby ten coś wyczuł... Mógłby się naprawdę zdenerwować. Zachował chociaż jakiś poziom.<br />
Po skonsumowaniu pizzy postanowili przejść się po parku. Miała ochotę wtulić się w ramię chłopaka, jednak się powstrzymała - splecione palce muszą wystarczyć. Obydwoje, a już szczególnie Nick, niezbyt obnosili się ze swoimi uczuciami. Nie kryli się, ale również nie ogłaszali wszem i wobec, iż są parą. Chociaż w takim małym miasteczku jak Vallent i tak każdy już o tym wiedział. W pewnym momencie zatrzymała się, by ustać na palcach (przeklęty wzrost) i musnąć wargi bruneta. Spojrzała mu w oczy, zostawiając rozchylone w lekkim uśmiechu usta w spokoju. Wpatrując się dalej w szare tęczówki, usłyszała ciche słowa.<br />
- Kocham cię - zamrugała dwukrotnie, zdziwiona takim wyznaniem. Zaraz jednak uśmiechnęła się szczęśliwa, wpatrując w poważną minę chłopaka.<br />
- Też cię kocham. Najbardziej na świecie. - jakby na potwierdzenie swych słów przypieczętowała je czułym pocałunkiem, który bardzo chętnie został odwzajemniony. Spojrzawszy w oczy partnera dostrzegła, że obydwoje cieszą się jak małe dzieci z czekolady. Ciasno oplotła pierś bruneta ramionami.<br />
Na nowo przez jej ciało przeszła fala gorąca, gdy Nick przesunął dłonią po jej plecach. Uniosła wygłodniały wzrok ku górze, przez co napotkała spojrzenie partnera. Wyczuł i dostrzegł to, co czaiło się w ciemnych oczach dziewczyny. Jej rysy musiały nieco stężeć, czułą również w sobie zalążek drapieżnika. Chłopak bez słowa musnął czoło szatynki, po czym ruszył przed siebie. Gdzie szli? Nie miała pojęcia. A może jednak podświadomie wiedziała... Doszli nieco za obręb miasta, do niskich, starych bloczków. Teraz zrozumiała. Szli do jego mieszkania. W Megan obudziła się fascynacja, gdyż nigdy wcześniej tutaj nie była, a raczej przy Nicholasie nie miała się czego bać. Zmiennokształtny otworzył drzwi od jednego z mieszkań pod numerem trzynaście, praktycznie na samej górze bloku. Szybkie spojrzenie i już wiedziała, że wynajmowana przez chłopaka kawalerka niczym szczególnym się nie wyróżniała - ot, najzwyklejsze w świecie mieszkanie z ograniczonymi do minimum sprzętami, na niektórych szafkach czy stoliku stała jakaś szklanka.<br />
Odwróciła się do towarzysza z radosnymi ognikami w oczach. Tak się cieszyła, że w końcu ją tu przyprowadził. Niejako obdarzył zaufaniem. Nadal uśmiechnięta ustała na palcach i cmoknęła wargi bruneta. Nie poprzestało jednak na tak krótkim pocałunku, bo muśnięcie przerodziło się w szalony taniec ust - z początku czuły, przechodzący stopniowo w coś bardziej namiętnego. Samoistnie jej dłoń wpełzła pod koszulkę Nicholasa, błądząc po gładkich plecach. Wylądowali na łóżku, po drodze zrzucając z siebie wierzchnie ubrania. Brunet oderwał się na chwilę od dziewczyny, szepcząc do ucha z nieco urywanym oddechem:<br />
- Na pewno?<br />
- Na pewno - odparła, dopadając ust partnera, po czym nie musiała już trzeźwo myśleć.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
***<br />
<br />
<br />
<br />
Megan obudził dźwięk opadającej wody w pokoju obok i miękka poduszka spoczywająca pod policzkiem. Otworzyła ostrożnie jedno oko, przeciągając się jak rozleniwiona kotka. <i>Co właściwie wczoraj się wydarzyło? Ach... To.</i> Na jej bladych policzkach wykwitł rumieniec. Przykryła się szczelnie kołdrą na dwuosobowym, mimo wszystko raczej wąskim, łóżku. Szum wody ucichło, po czym dało się słyszeć zamykanie kabiny prysznicowej. Przymknęła oczy, nie bardzo wiedząc, jak mogłaby się teraz zachować. To był jej pierwszy raz... I mimo lekkiego bólu niektórych mięśni czuła się wspaniale, najlepiej na świecie. Lepiej być nie mogło. Ani z nikim lepszym. Wpierw otworzyły się drzwi, a zaraz potem dało się słyszeć ciche kroki bosych stóp. Z nadal zamkniętymi oczami poczuła, jak ktoś składa na jej ustach pocałunek, co chętnie odwzajemniła.<br />
- Fajne powitanie. - odchrząknęła, gdyż jej głos był nieco zachrypnięty. Z jej ust nadal nie schodził uśmiech.<br />
- I nawzajem. Jak się czujesz? - zapytał troskliwie chłopak, gładząc lekko zaróżowiony policzek partnerki.<br />
Nick ubrany był w jasne, dżinsowe spodnie, które opadły mu niebezpiecznie na biodra. Zauważyła, że na jej kolanach leży wilgotny ręcznik. Z włosów chłopaka, wyjątkowo ułożonych jak na niego, spadały pojedyncze krople wody. Przyglądała się szczęśliwej twarzy partnera - uśmiechowi na ustach, figlarnym ognikom w źrenicach. Przypomniało jej się, jak chwilę przed... Tym wszystkim błysnęło w oczach chłopaka jakieś napięcie. Niezbyt mocne, ale jednak. Obecnie był kompletnie zrelaksowany. Przesunęła ręką po wciąż wilgotnym torsie i plecach chłopaka, przysuwając go bliżej do siebie.<br />
- Nigdy nie czułam się lepiej, jeśli taka odpowiedź cię zadowoli. - wymienili się uśmiechami.<br />
- Pewnie jesteś głodna.<br />
- Jak wilk! - potwierdziła z rozbrajającą miną.<br />
- Więc... Ja zajmę się śniadaniem, a ty się przez ten czas ubierz. Łazienka do twojej dyspozycji.<br />
- A czy to nie ja powinnam zrobić ci śniadanie za to, że zgodziłeś się mnie przenocować? - spytała, unosząc jedną brew ku górze.<br />
- Nie ma nawet mowy! Jesteś gościem. Uszykowałem ci ręcznik, leży na umywalce. - jeszcze raz pocałował Meg, po czym jego osoba zniknęła w kuchni, po drodze rzucił jej jednak białą, luźną (i zdecydowanie męską) koszulkę z nadrukiem.<br />
Z westchnieniem uniosła się z łóżka. Okryta kołdrą powlokła się do łazienki. Była wilkołakiem i golizna nie powinna jej przeszkadzać, jednak czuła się niezręcznie naga i w nowym miejscu. Na krześle zauważyła uszykowaną resztę swojej garderoby - za wyjątkiem bluzki. Zgarnąwszy wszystko do łazienki, weszła pod prysznic. Dłuższą chwilę stała pod ciemnym strumieniem wody, jednak po chwili zrezygnowała z długiego prysznica, mając przed sobą perspektywę znacznie przyjemniejszego dotyku dłoni Nicholasa. Przeszedł ją lekki dreszcz, a na twarz wpełzł uśmiech. Wytarła się szybko, ubrała i rozplątała potargane włosy palcami oraz znalezionym w łazience grzebieniem. Wychodząc z łazienki poczuła zapach jajecznicy z bekonem i tostów, a także słyszała bulgotanie gotującej się wody.<br />
Weszła do kuchni widząc odwróconego doń tyłem, doprawiającego jedzenie Nicholasa. Miał już na sobie koszulkę w kolorze błękitu i wcześniejsze dżinsy. Włosy nadal pozostały nieco wilgotne i w nieładzie. Megan uśmiechnęła się szeroko. Kochała go dosłownie za wszystko - dystans do świata, uporządkowanie, a zarazem straszne roztrzepanie, jeżeli chodzi o jego osobę. Był uszczypliwy, ale i czuły. Ponury, ale również często roześmiany. Miał w sobie multum sprzeczności. Objęła go i oparła głowę na łopatkach, ale gdy chciała pomóc została odprawiona z kwitkiem. Usiedli do stołu, obydwoje z napełnionymi talerzami. Obruszyła się widząc u siebie znacznie większą porcję.<br />
- Kochanie, robisz mi jakieś aluzje?<br />
- Wiesz, trzymanie w domu głodnego wilkołaka to naprawdę nie jest dobry pomysł. A to i tak za mało. Więc jedz i nie gadaj. - mrugnął doń rozbawiony.<br />
- Pewnie. Świetnie. A w ogóle, to... Która godzina? - zmarszczyła brwi.<br />
- W pół do dwunastej.<br />
- W pół do dwunastej?! Za najwyżej pół godziny moi rodzice będą z powrotem w domu! Muszę lecieć! - krzyknęła spanikowana, zrywając się z krzesła. Cmoknęła bruneta szybko w policzek. - Spotkamy się jakoś później, pa!<br />
Biegła przez miasto jak oszalała. Musiała jeszcze trochę zrobić w domu. Nie zwracała nawet uwagi na oglądających się za nią ludzi, chociaż musiała wyglądać naprawdę ciekawie. Wpadła do mieszkania, wypuściła Vitrę, która oczywiście musiała najpierw obwąchać trawę. Sprzątnęła "niespodzianki" pozostawione przez szczeniaka i zniknęła w pokoju, wyszukując jakieś ubranie do przebrania. Zdążyła w ostatniej chwili. Wszystko, łącznie z morderczym biegiem zajęło jej piętnaście minut. Ukazała się na dole, powstrzymując urywany oddech, gdy szczęknął klucz w frontowych drzwiach.<br />
- Cześć kochanie! - przywitała się od progu Jenny.<br />
- Cześć mamo, cześć tato - oparła wzorowo szatynka. Rodzice wgramolili się do domu i od razu skierowali do sypialni.<br />
- Chyba ciężka noc - mruknęła pod nosem.<br />
Zjadła wielkie śniadanie, nadal idiotycznie radosna i z rumieńcami na twarzy, gdy przypominała sobie o wczorajszej nocy. Wszystko było takie niesamowite! Zapowiedziała rodzicom już kilka dni wcześniej, że dzisiejszego dnia ma nocować u Sary. W praktyce jednak miała biegać po lesie i wyć do okrągłej tarczy księżyca. Na samą myśl o tym przechodził ją przyjemny dreszcz. Mimo bólu towarzyszącemu tej przemianie byłą to jedna z najwspanialszych rzeczy w życiu wilkołaka. Niebezpieczna, bo wtedy to wilk przejmował głównie kontrolę, ale za to pozwalająca się wyhasać dzikiej połowie.<br />
<br />
<br />
Słońce niebawem miało schować się za horyzontem. Przedzierała się szybko przez dobrze znaną, leśną ścieżkę, która prowadziła do domu chłopaków. Jeszcze przed wejściem frontowymi drzwiami czuła zapach podekscytowania, lekkiej nerwowości i dosłownie szczenięcej radości. Weszła bez pukania, obdarzając każdego uśmiechem na powitanie. Seth zaznaczył, iż Michael już wybył z leśniczówki. Powitała tą informację z ulgą - nadal się go bała.<br />
Niedługo potem wyszli, ubrani tylko w minimalne, luźne stroje. Chłopcy poradzili jej, by wzięła obszerny, długi T-shiert w którym właśnie maszerowała. Szkoda, że bez bielizny... Uważając, by nic z jej wdzięków nie wymknęło się spod materiału, wyszła na dwór. Taak, ona naprawdę była zbyt wstydliwa jak na wilkołaka. Chłopcy mieli na sobie luźne, krótkie spodenki lub bokserki. Reid śmiał się z niej, by nie przestraszyła się ewentualnie hasającego z gołym tyłkiem Michaela (tak na marginesie, nawet on nie potrafił nazwać do "Mike"). Odpowiedziała mu nieodgadnionym spojrzeniem z minął typowego idioty. Ruszyli każdy w swoim kierunku, twierdząc, że przemiana podczas pełni jest lepsza w samotności. Rzucili dodatkowo, że każdy wilkołak na świecei musi przez to przechodzi, właśnie w tej chwili. To zdecydowanie złagodziło jej strach.<br />
Siedziała na trawie i patrzyła się w niebo. Czuła, że z każdą sekundą zbliża się jej przemiana. Co jakiś czas po plecach przebiegał dreszcz. <i>To coś takiego, jak skurcze przedporodowe,</i> pomyślała rozbawiona. Gdy księżyc zawędrował już prawie na swoje miejsce, zgięła się w pół, czując ogromny ból, który towarzyszył przesuwającym się żebrom. Zgodnie z zaleceniami szybko w połowie zdjęła, a w połowie zdarła z siebie koszulkę. Kości zmieniały swój kształt, a mięśnie położenie. Jej skóra porastała mieniącą się srebrem w blasku księżyca sierścią. Z jej gardła wydobywały się stłumione jęki, łkanie i zbolałe piszczenie. Kilka minut potem, gdy okrągła tarcza znalazła się na swym właściwym miejscu, powstała ostrożnie na czterech łapach. Po jej plecach przeszedł przyjemny dreszcz, dzięki czemu szybko zapomniała o bólu. Uniosła mimowolnie pysk ku górze i zawyła przejmująco, ogłaszając koniec swej przemiany i uwielbienie dla księżyca. W tle dało się słyszeć głosy kilku basiorów, co zlało się w piękny, nocny śpiew drapieżników.<br />
Dobrze wiedziała, gdzie powinna szukać reszty stada. Podpowiadał jej to instynkt. Słyszała kilka wyć psów w mieście, które chciały dołączyć swoje głosy do wilków. Nie zwróciła na to jednak uwagi, chociaż w głębi duszy zastanawiała się, czy Vitra również wspomogła ich swoim głosem. Wbiegła na polanę, razem z kilkoma innymi wilkami. Każdy wyglądał jak uradowany, niecierpliwy szczeniak. Nawet Charlie. Nie było wśród nich rudego wilczura, czyli Michaela. Zerknęła na czarnego basiora stojącego przed członkami sfory. To miało być jakieś spotkanie?<br />
<i>Nie</i> - odpowiedział jej łagodnie Dorian. - <i>Wilki są po prostu stworzeniami stadnymi.</i><br />
<i> Aha, właśnie. Mam pytanie. </i>- Megan zwróciła się w kierunku zielonookiego, a potem powiodła wzrokiem po reszcie zgromadzonych. - <i>Jak to się stało, że nadal walczyliście z wampirem w czasie pełni? No, bo podobno ból jest taki sam jak przy wcześniejszej przemianie, która jest niezbyt wskazana. Gryzie mnie to, wybaczcie.</i><br />
<i> Nic nie szkodzi. Alfa ma w sobie takie coś, że może kumulować moc innych członków stada. Rzecz całkiem przydatna. Reszta więc cierpiała katusze, kiedy ja czułem po prostu nieprzyjemny ból i mrowienie. </i>- przez pysk mówiącego Setha przebiegł grymas.<br />
<i> Och... Aha. A... Tak właściwie co robią wilkołaki w pełni?</i> - spytała głupkowato biała wilczyca, oczywiście nadal w myślach.<br />
<i> Daj się ponieść! Zapoluj, pobiegaj</i> - rzucił entuzjastycznie Reid.<br />
<i>Pozwól wyszaleć się wilkowi </i>- dodał łagodnie Charlie. No, trochę ją to zdziwiło, ale nikt nie skomentował tej myśli. Tak samo jak smutnego faktu, że już nigdy nie spotkają się w czasie pełni z Naomi.<br />
Postanowili wybrać się każdy osobno na polowanie. Nie trudno złapać było jakieś małe stworzonko typu zając, czy nawet niewyrośnięta sarna. Później postanowili wybrać się wspólnie na łosie do pobliskich lasów, kilka kilometrów od Vallent. Biała wilczyca samotnie przeszła przez las, trzymając nos blisko przy ziemi. Wyczuła trop szaraka. Przyśpieszyła do truchtu, otaczając kołem miejsce, gdzie znajdował się zając. W odpowiedniej chwili rozpoczęła pogoń za zaskoczonym szarakiem. Wynik był raczej oczywisty. Zatopiła kły w karku zwierzaka, mrucząc przy tym cicho. Następnie przystąpiła do skrupulatnego oskubywania martwego zająca. Nawet nie panowała nad tym, co robi, chociaż później pewnie będzie czuła do siebie wstręt. Zapolowała jeszcze na kolejnego szaraka i, szczęśliwym trafem, bażanta.<br />
Nadal była głodna. Razem z całą watahą wyruszyła w celu zaatakowania stadka łosi. Po dwa, trzy, chociaż czasami i zaledwie jeden wilk, atakowali biednych roślinożerców. Jak to basiory, wadera zawsze dostawała od nich co lepsze kąski. Chwilę leżeli z wypchanymi brzuchami, oblizując zakrwawione łapy. Sierść na nich i tak pozostała w kolorze stęchłego różu. Następnie oglądała wyścig brunatnego wilka, Charlie'ego i mniejszego, Reida. Podobno ścigali się w każdą pełnię. Obecnie w większości byłą wilkiem, lecz gdzieś pod tym siedział rozumny człowiek. Tak samo miała reszta sfory, chociaż oni jakby bardziej bezwiednie oddawali się rozkoszom kontroli drapieżnika. Potem wszyscy dołączyli się do biegów przez las.<br />
Podczas kończenia wylizywania krwi z resztek ciała przepiórki nie była człowiekiem. Słysząc szmer łamanych gałęzi miała czerwono przed oczami, a z wilczego pyska wyrwał się cichy warkot. Ruszyła w tamtym kierunku truchtem. Brzuch wilkołaka był bezdenny, a znajomy zapach jakoś dziwnie do siebie kusił. Dodatkowo czuła... Feromony. Skradając się między drzewami dostrzegła sylwetkę jakiejś dziewczyny, która dziarsko wkraczała między leśną roślinność, mimo towarzyszących temu narzekań. Wilczyca napięła mięśnie. Chciała zapolować na coś większego, a feromony, którymi otuliła się dziewczyna działały na nią niczym czerwona płachta na byka. Tylko ona mogła wpaść na taki pomysł. Rzuciła się na postać, rozpościerając szeroko łapy i prezentując ostre kły. Z gardła wilka dobywał się głuchy warkot.<br />
Coś uderzyło ja w bok. Upadła na ziemię, zaraz szybko się podnosząc i otrzepując. Przed nią stał szary wilk. <i>Matt.</i> Całą czerwień sprzed oczu znikła, skuliła się i odsłoniła gardło uznając dominację Drugiego w stadzie. Doszło do niej, co tak właściwie zrobiła. Spojrzała z przerażeniem w kierunku swej niedoszłej ofiary. Sara nie doznała wyraźnego uszczerbku na zdrowiu, została zaledwie draśnięta, co poskutkowało podarciem jej ulubionej bluzki. Megan czuła, ze później koleżanka będzie się na nią wydzierać. Również nastolatka patrzyła na nią zdziwiona, pobladła ze strachu. Wilczyca szybko uciekła między drzewa. Resztę pełni spędziła biegnąc przez las i nie pozwalając nikomu do siebie podejść. <i>Mogłam ją zabić. Prawie zabiłam. To nie jest dobre. To cholernie złe.</i><br />
<br />
<br />
Następny dzień spędziła głównie skulona w łóżku. Czuła się strasznie, przez wydarzenia wczorajszego dnia. Jak mogła zaatakować Sarę? Gdyby nie Matt, jej przyjaciółka już by nie żyła. Z resztą, ona sama pewnie też... Chociaż może to byłoby i dobre. Dziewczyna nie miała jej tego za złe, a chłopcy ze sfory cały czas pocieszali ją i mówili, że mogłoby to przytrafić się każdemu, nawet Mattowi, gdyby nie fakt, iż Sara to jego partnerka. Przynajmniej miała pozbyć się szybko feromonów - tak, tylko ona mogła wpaść na pomysł, by używać feromonów, w celu jeszcze większej atrakcyjności dla swojego chłopaka, wilkołaka. Mimo wszystko szatynka czuła się strasznie. To ona ją zaatakowała. Nie Seth, nie Dorian, nie Reid. Megan. Jej najlepsza przyjaciółka.<br />
Miała wrażenie, że jest jakimś niezrównoważonym psychicznie wilkołakiem. I tak właśnie chyba było. Pewnie to właśnie to ukrywali przed nią chłopcy i o to nawrzeszczała na nich Naomi. Po raz kolejny czarnowłosa dziewczyna chciała dobrze, ale nikt jej nie słuchał... W każdym bądź razie Megan czuła i wiedziała, że nie ma prawa bytu. Nie mogła istnieć. Powinna zostać zniszczona, dla dobra ogółu, otoczenia. Już podjęła decyzję. Znalazła w pokoju rzemyk, zawinęła w rulon jakąś koszulkę i spodenki. Napisała dla rodziców list pożegnalny. Po czym długo opuszczała wyraźnie zaniepokojoną stanem właścicielki Vitrę. Ze łzami w oczach wybiegła z domu.<br />
Podczas przemiany nadal czuła lekkie pobudzenie spowodowane wczorajszą pełnią i polowaniem. Było późne popołudnie, więc jeszcze trochę zostało jej do wieczoru. W lesie szybko zrzuciła z siebie ubranie, ciasno przywiązała do nogi, tuż nad kostką rzemyk z rulonem ubrań i zaczęła wolno biec. Pożegnanie z tym wszystkim było cięższe, niż początkowo zakładała. Na obrzeżach vallentowskich lasów uniosła łeb i głośno zawyła. Był to dźwięk pełen bólu, wyraźnie pożegnalny. Poczuła jeszcze kilku członków stada i ich głosy, by została tam, gdzie jest. Rozpoczęła morderczy bieg. Nie wiedziała dokąd zmierza. Po prostu biegła przed siebie. To był jedyny pomysł, na jaki wpadła.<br />
<i>Wybaczcie kochani. Odchodzę.</i><br />
Po wyszeptaniu tych słów do goniących ją basiorów, w umyśle wadery nastała przejmująca cisza.<br />
<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Wreszcie zebrałam się na nowy rozdział. Ogromnie długo to trwało, wybaczcie mi proszę... Jestem leniem. Miałam jeszcze wplątać w to opowiadanie zazdrość Meg o Earl, ale jakoś tak nie wyszło. Bez rozpisywania się - pozdrawiam i przepraszam.<br />
Zakończenie poprawiłam, bo było tak okropne, że nie wiem.Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com22tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-63929049898565184212011-05-16T08:29:00.000-07:002011-05-16T08:30:40.209-07:00Rozdział XIX. Słyszała, jak niebezpieczne, lamparcie pazury wbijają się w gałąź. Podświadomie wiedziała, że zwierzak chce na nią skoczyć i zaatakować. Jak zadziała jej instynkt? Czy uskoczy przed rozszarpaniem skóry, albo co gorsza, na przykład wydrapaniem oczu? Przecież nie działa do końca tak, jak każdy inny wilkołak. Jest... Inna. Wszystkie te przemyślenia trwały mniej niż sekundę. Znacznie mniej, niż sekundę. Dopiero po chwili dobiegł do niej cichy szelest liści. Dokładnie w chwili, gdy zmienny powinien na nią skoczyć, na polankę ktoś wyszedł. Człowiek. A raczej nie do końca. Megan zdała sobie sprawę, że przez tą krótką chwilę wstrzymywała oddech. Zwróciła spojrzenie na stojącego Nicka, łapiąc jeszcze zdumione spojrzenie lamparta.<br />
- Zmień się i ubierz, przyniosłem twoje rzeczy. Ja z nią zostanę. Mogłabyś załatwić jakieś ubranie? - spytał rzeczowo chłopak, chociaż ton miał jakby nieosobowy. Nie patrzył na nią. Wpatrywał się w lamparta kurczowo uczepionego grubej gałęzi.<br />
Kiwnęła głową, ostatecznie wydając z siebie potwierdzający pomruk, by nie musiał spuszczać wzroku z nowego zmiennokształtnego. Najpierw pognała do leśniczówki, wyciągając przy tym długie łapy tak, jak tylko mogła. Czuła dreszczyk emocji.<i> Spotkaliśmy drugiego zmiennokształtnego! Nicholas nie jest już sam! Ale... Czy nie powinnam się właśnie tym martwić? Przecież...</i> Jej rozmyślania skończyły się tym, że wpadła na drewniane drzwi domku. Pokręciła wielkim łbem, a jej przeszkoda natychmiast stanęła otworem. Dorian przyglądał się jej zdziwiony i nieco zaniepokojony. W sumie wcale się mu nie dziwiła, bo przecież chyba mało który wilk przybiega nagle z lasu i wpada na drzwi. A może nie była jedyna? Och, nadzieja matką głupich...<br />
- Co jest, Meg? Coś się stało? - zapytał zniecierpliwiony czarnowłosy.<br />
Wparowała przez drzwi, rozpychając się w framudze. Nie miała czasu na wyjaśnienia! Wbiegła do pokoju, gdzie normalnie znajdowały się jej zapasowe ubrania. Pomagając sobie nosem, zębami oraz łapami otworzyła szafkę. Chwyciła w szczękę koszulkę z jakimiś dresowymi spodniami. Wybiegając z pokoju, zauważyła pytające spojrzenie Setha. Z resztą wszyscy się w nią wpatrywali, włącznie z Michaelem. <i>Ups. </i>Wydając z gardła niewyraźny pomruk, spojrzała znacząco na Alfę. Na pewno nic nie zrozumieją z tego bełkotu, ale może jako tako wywnioskują coś ze spojrzenia. Nie zawiodła się, bo już po chwili usłyszała od marszczącego brwi chłopaka:<br />
- Mamy zostać? - rozpromieniona pokiwała ochoczo głową, po czym wybiegła pospiesznie na dwór.<br />
Niemalże cwałując między drzewami, chciała na nowo znaleźć się w tamtym miejscu. Tyle się ostatnio działo! I pomyśleć, że w życiu normalnego człowieka największe przeżycia to podwyżka czy tam awans, zdanie matury, albo randka z wymarzonym chłopakiem. Aczkolwiek nie mogła zaprzeczyć, że to ostatnie również wywoływało u niej masę emocji. Poczuła przyjemny dreszcz w okolicach kręgosłupa, gdy o tym myślała. Wbiegając na polanę musiała mocno wbić pazury w ziemię, by się zatrzymać. Nicholas najwidoczniej debatował z lamparcicą, dopóki się tutaj nie pojawiła. Kot zaraz syknął na jej widok i napiął, nieco już rozluźnione, mięśnie. Brunet, nie odwracając się plecami, podszedł do partnerki i odebrał od niej ubranie, muskając przy okazji pysk wilczycy. Nawet tak drobny gest wywołał u niej wiele radości.<br />
- Zmień się i do nas dołącz - rzucił łagodnie, na nowo podchodząc do zmiennej, która przycupnęła między nagimi gałęziami.<br />
Posłusznie odwróciła się i zniknęła z nosem przy ziemi. Bardzo łatwo było znaleźć jej swoje rzeczy, które leżały w sumie zaraz przy polance, na której Nick pełnił rolę dyplomaty. Zmieniła się i ubrała błyskawicznie. To wszystko było takie niecodzienne! Płaszczyk postanowiła jednak zostawić nowej zmiennej - wilkołak nie może zamarznąć, ale zmiennokształtny to już nieco inna bajka. Lampart, chociaż nadal było czuć jego strach, pot i niezdecydowanie, chyba zaczął się przełamywać. Widząc wchodzącą na polanę szatynkę wydał z siebie zdziwiony, bliżej nieokreślony odgłos. Podeszła do Nicholasa, uśmiechając się przy tym do nowej krzepiąco. Chłopak zerknął szybko na partnerkę, by zaraz powrócić do "licytowania się" z wielką kocicą. Spojrzał na nią raczej bezosobowo, ale wargi uniósł w delikatnym uśmiechu.<br />
- To co? Schodzisz i się zmieniasz, czy zostajesz na drzewie? - w odpowiedzi lamparcica zwlokła się ostrożnie z drzewa. Chyba nie miała jednak wyjścia. Megan zwróciła się do bruneta.<br />
- Słuchaj, chyba będzie lepiej, jeśli odejdziesz dalej?<br />
- Co? Ale dlaczego? Przecież nie zostawię cię samej. - chłopak zmarszczył brwi. Odpowiedziała mu pięknym, uradowanym uśmiechem. Troszczył się o nią - i weź tu takiego nie kochaj.<br />
- Dam sobie radę. A jakbyś nie zauważył, po przemianach zazwyczaj jest się nagim. Wiesz, ona chyba nie czułaby się zbyt komfortowo...<br />
- No tak - mruknął. - Niech będzie, ale uważaj na siebie. Będę tuż obok i podam instrukcję, jeżeli będzie trzeba. - pocałował ją szybko w czoło, po czym niezwłocznie się oddalił. Przynajmniej wiedział, czego jej trzeba. Odwróciła się szybko, chociaż ostrożnie do nieznajomej.<br />
- Ok, jesteśmy same. Nie wiem jak u was, ale u mnie działa to w ten sposób, że muszę się rozluźnić, wyciszyć i chcieć być człowiekiem. I w to uwierzyć - dodała szybko, przypominając sobie swoją pierwszą przemianę. - Za pierwszym razem nie musi ci się udać, to nic takiego. Nie denerwuj się, mamy czas.<br />
Zmiennokształtna postanowiła jej chyba posłuchać, gdyż przymknęła powieki, próbując się rozluźnić. Cały czas jednak nasłuchiwała. Po dłuższej chwili zamiast lamparta, przed szatynką klęczała chuda, krótkowłosa blondynka. Meg rozszerzyła oczy ze zdziwieniem. <i>Earl?!</i> Może nie znała jej dobrze, ale rozpoznać jeszcze potrafiła. Szybko zarzuciła płaszczyk na ramiona dziewczyny i podała ubranie. może nie było to zbyt rozsądne, bo niebiesko-zielone oczy odprowadzały ją ostrożnie, a ściągnięta twarz nie wyrażała większych emocji. Odwróciła się tyłem, by blondynka mogła się ubrać. W sumie nie powinna tego robić, ale nie widziała innego wyjścia. Ona również nie chciałaby być oglądana nago. Usłyszała za sobą ciche kroki, więc zwróciła się do zmiennej przodem.<br />
- Jesteś Megan, tak? I chyba wiesz o co w tym wszystkim chodzi. Więc może, kurwa, mi to ktoś wytłumaczy?! - początek wypowiedzi rozpoczął się całkiem spokojnie, by zakończyć drżeniem ze zdenerwowania.<br />
- Tak... Nicholas powie ci więcej - mruknęła, a zaraz potem na polance pojawił się Nick. Przyjrzała się uważnie "nowej".<br />
Jej jasne, sięgające połowy szyi włosy były roztrzepane i tworzyły jakby krzywą aureolę nad jej głową. Chociaż starała się panować nad łamaniem się głosu i drżeniem ciała, nie wychodziło jej to do końca. No cóż, przecież nie miała do czynienia z ludźmi, to na pewno bardziej w tym przeszkadzało. Zielono-niebieskie oczy wyrażały zarówno strach, jak i niepewność. Szok i logikę. Kryło się w nich wiele, często, mieszanych uczuć. Dziewczyna była o kilka centymetrów wyższa od Megan i znacznie chudsza - chociaż i szatynka nie należała z pewnością do grubych, ostatnio dawał się jej również we znaki wilkołaczy metabolizm. Jasne usta dziewczyny były ściągnięte w prostą linię. Miała wrażenie, jakby blondynka była już na granicy płaczu, który nieubłaganie wciskał się jej do oczu.<br />
- Otóż... Jak się nazywasz?<br />
- Earl. - skrzywiła się zniecierpliwiona blondynka.<br />
- Taak. Earl. Od teraz jesteś zmiennokształtną.<br />
- Ee... A to znaczy?<br />
- Możesz się zmieniać w lamparta. Albo, kto wie i inne zwierzęta. Chociaż przeszłaś przemianę dosyć późno, więc poddałbym to wątpliwościom. Ale o tym później. Jak chyba zdążyłaś zauważyć, twoja przemiana to lampart. Ja zmieniam się w psa dingo. A Megan to wilkołak - chyba nie muszę tego tłumaczyć. To...<br />
- Taki wielki, zmutowany wilk - wtrąciła szatynka, uśmiechając się przy tym krzepiąco.<br />
- Tak, mniej więcej. No i... Witaj w nowym wcieleniu. - brunet wzruszył lekko ramionami, spoglądając na blondynkę wyczekująco. Po dłuższym czasie Earl postanowiła się odezwać.<br />
- Ale... Skąd się to do diabła wzięło?! - syknęła cicho i nie wiadomo czy do kogoś, czy do samej siebie.<br />
- To geny. W twojej krwi musiała płynąć choć kropla posoki zmiennokształtnych. Ale jak przypuszczam, jest tych genów znacznie więcej - w końcu musiały się jakoś wybić... - Megan czuła, że chłopak bardzo powstrzymywał się przed mamrotaniem.<br />
- Dziwne to wszystko... Chociaż... - dalszą część swojej wypowiedzi szeptała niedosłyszalnie dla ludzkiego ucha. - W sumie... W końcu nie jestem ich...<br />
- Och, Earl - wtrąciła się szatynka.<br />
- Ym?<br />
- Widzisz... Wśród wilkołaków i wszelkich psowatych bardzo trudno o coś takiego, jak dyskrecja. Lepiej, żebyś to wiedziała - stwierdziła z bladym uśmiechem.<br />
- O. Ee... Fajnie wiedzieć. A tak w ogóle to nie zimno ci? - blondynka zmierzyła wzrokiem jej cienki sweterek i dżinsowe rurki, sama jeszcze szczelniej okrywając się podarowanym płaszczykiem.<br />
- Nie. Znaczy może trochę, ale mi nic szczególnego nie powinno się stać. Widzisz... Wilki nie zamarzają.<br />
- Aha... - bąknęła Earl, spuszczając wzrok na swoje pożyczone, stare tenisówki. Nastała chwila ciszy, po czym, jak można się było tego spodziewać, popłynęła seria pytań, na które cierpliwie odpowiadał Nick. - Ej, a musimy się zmieniać jakoś... Regularnie?<br />
- Z tego co słyszałem, raczej nie, ale pewnie będziesz czuła taką wewnętrzną potrzebę. Ja nigdy nie miałem tak, by zbyt długo się nie zmieniać.<br />
- Aha. A od kiedy jesteś... Zmiennokształtnym?<br />
- Od urodzenia potrafię się zmieniać. Lepiej takt o nazywać, bo zmiennym jesteś od zawsze.<br />
- Czemu ja tak nie potrafiłam?<br />
- Tak jak mówiłem, masz rozcieńczoną krew.<br />
- A twoi rodzice potrafią się zmieniać?<br />
- Nie mam rodziców.<br />
- Przykro mi... To jak dorastałeś?<br />
- To raczej nie powinno cię interesować.<br />
Tak mniej więcej przebiegała cała ta rozmowa. Earl okazała się bardzo silną i całkiem zabawną osóbką, oczywiście gdy już trochę się rozluźniła. Podziękowała za pożyczenie ubrania oraz obiecała je zwrócić. Już na drugi dzień miała rozpocząć treningi z Nickiem. Chłopak był wyraźnie podekscytowany poznaniem drugiego zmiennokształtnego i wcale mu się nie dziwiła. Niestety jego samotnicza natura pozostała niezmienna - nie lubił kontaktów z innymi stworzeniami i tyle. Chyba jednak nic tego nie zmieni. <i>No, ale ważne, że lubi mnie, </i>stwierdziła bezczelnie w myślach. Pożegnali się, gdyż brunet stwierdził, że nieco się to wszystko zmieniło. Rozumiała go doskonale. Poza tym i tak musiała zdać raport sforze.<br />
Idąc przez las, usłyszała ciche uderzenia łap o ziemię i szmer ściółki. Było to zapewne jakieś zwierze, ale z racji, że i tak zbliżało się w jej kierunku, postanowiła poczekać, by je zobaczyć - cóż, ludzka ciekawość. Chwilę potem na dróżkę wyszedł wielki, rudy basior. Zwrócił w jej kierunku łeb, obdarzając jak zwykle chłodnym, pochmurnym spojrzeniem, po czym ruszył niespiesznie przed siebie.<i> Michael.</i> Dopiero po kilku sekundach od zniknięcia wilka, zdała sobie sprawę, że stoi w miejscu. Pospiesznie ruszyła w kierunku leśniczówki. Wiedziała dobrze, że Michael ją przeraża, chociaż nie chciała się do tego tak naprawdę przyznać. Było w nim coś... Przerażającego. Gdy doszła do drewnianej chatki, od razu zaczęła opowiadać o ostatnich zdarzeniach.<br />
<br />
<br />
***<br />
<br />
<br />
- Niedziela - mruknęła sama do siebie, gdy już odzyskała świadomość. Przeciągnęła się leniwie na łóżku.<br />
Dzisiejszego dnia jakoś nic jej się nie stało. Powłócząc nogami skierowała się do łazienki, by zrobić poranne, podstawowe czynności. Po długim prysznicu wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze. <i>Raany, jakie mam worki pod oczami! </i>Pociągnęła powiekę do dołu w bliżej nieokreślonej czynności, chociaż jeżeli miało to czemuś już służyć, to pewnie obejrzeniu zaczerwienienia wewnętrznej stronie powiek. Wczoraj jak zwykle się zaczytała, co zaowocowało dosyć późnym zakończeniem męczącego i ekscytującego dnia. Chwyciła jakieś ubranie, by już za chwilę pojawić się w kuchni z głośnym:<br />
- Głodna jestem...<br />
- Ty cały czas jesteś głodna! Dziecko kochane, a może ty masz tasiemca? - zlękła się Jenny, odwracając przerażona od lodówki.<br />
- Nie, no coś ty. Po prostu mam apetyt... - mruknęła pod nosem szatynka, siadając przy stole.<br />
Porozmawiały jeszcze trochę, nim przed Megan staną parujący talerz pełen jedzenia. Jak zwykle zaczęła łapczywie pochłaniać pokarm. Dopiero po chwili zauważyła dziwne spojrzenie siedzącej obok niej matki. Na pytanie "no co?" odparła jedynie "nie wiem, dziwna jesteś", po czym kobieta wstała od stołu i wzięła się za zmywanie. Takie słowa od własnej matki... No cóż, ale przecież nie była normalna. Byłą wilkołakiem i było jej z tym bardzo dobrze, naprawdę. Gdy odstawiła szklankę do zlewozmywaka, usłyszała kroki na przed domem, a zaraz potem zamykanie frontowych drzwi. Poczuła futro. I to psie. Zaciekawiona poszła w tamtym kierunku i aż pisnęła.<br />
W korytarzu stał jej ojciec z małym szczeniakiem na rękach. Od razu rozpoznała owo szczenie - był to wilczarz irlandzki. Taki, o którym zawsze marzyła. Największa rasa psa. Trochę wielkości... Wilkołaka. Uśmiechnęła się głupio na samo to porównanie. Sierść szczenięcia była nieco dłuższa i w różnych odcieniach szarości, miejscami nieco brązowawa. Wokół zgrabnej szyi pieska zawiązana była różowa, jasna kokarda. Ciemne oczy skierowały się na nią. Widać było w nich senność, ale i ogromną żywiołowość. Długi ogonek zaczął chodzić równo na boki, a z małego pyszczka wydobył się piskliwy szczek.<br />
- No... Chyba już cię lubi - powiedział zadowolony z siebie mężczyzna, puszczając szczeniaka na ziemię.<br />
- To... On... Jest dla mnie? - wydukała, głaszcząc szczeniaka.<br />
- Tak, oczywiście. Tu masz rodowód. - położył na szafkę plik kartek.<br />
- Co... O! Ty już kupiłeś? - spytała wychodząca z kuchni Jenny.<br />
- A co miałem czekać? Miał być pies, to jest pies.<br />
- A właśnie... Do jakiej wielkości rośnie taki pies? - zwróciła się do córki. - Bo twój ojciec nie chciał się tym ze mną podzielić. - rzuciła mężczyźnie oskarżycielskie spojrzenie.<br />
- No... Kiedy ustanie na dwóch łapach, będzie większy od ciebie - mruknęła szatynka, przytulając do siebie - jak sprawdziła - suczkę. Ona jej już z pewnością nie odda!<br />
- Wy oszaleliście?! Takiego giganta w domu trzymać?! - zawołała zdziwiona kobieta.<br />
- Oj, no maamoo... Nie przesadzaj - rzuciła dziewczyna, bawiąc się z żywiołowym chartem.<br />
- Ja na was nie mam siły... Ale to ty się będziesz nim zajmować! - ofuknęła matka, po czym zniknęła w kuchni.<br />
Okazało się, iż szczeniaczek ma rodowodowe imię Brenda, jednak postanowiła je zmienić na nieco abstrakcyjne Vitra. No co? Ma się tą wyobraźnię. Zajmując się psiakiem, zapominała nawet na dłuższy czas o głodzie. Po kilku godzinach postanowiła wyruszyć do chłopaków, coby pochwalić się swym nowym pupilkiem. Wzięła kupioną przez ojca smycz i obrożę, po czym szybko wyszła z domu. Szczeniak oczywiście się ciągał, ale z pewnością przyda mu się trochę ruchu. W końcu to chart i to nie byle jaki, bo irlandzki - a wilczarez jednak trochę tego ruchu potrzebują, no wiadomo. Wkroczyła do leśniczówki bez pukania, razem z pieskiem na rękach i "bananem" na twarzy.<br />
- Hej! Muszę się wam pochwalić swoim nowym pupilkiem - zawołała zadowolona z siebie. Zaraz zleciała się sfora z wszelkimi uśmiechami i co tam jeszcze. Znali historię Deno, więc ich radość była tym większa.<br />
- O, Megan, widzę, że spuściłaś już Nicholasa ze smyczy - rzucił uszczypliwie Reid, który trzymał się dziwnie daleko od Vitry.<br />
- Nie, tak łatwo to on się mnie nie pozbędzie. - uśmiechnęła się krzywo. A właśnie, gdzie on jest? Zauważyła przemykającego do któregoś z pokoi Michaela. Na nowo spojrzała w kierunku mikrego blondyna. - A tak w ogóle to ty się boisz tej małej?<br />
- Niee, dlaczego?<br />
- Tak się z daleka trzymasz...<br />
- Bo nie lubię psów - fuknął dziwnie dumny z siebie Reid. Jednak już po chwili chłopak tarzał się ze szczenięciem po ziemi i krzyczał, by nie lizać go po twarzy.<br />
- Tak, nie lubisz psów - rzuciła rozbawiona szatynka.<br />
Wszyscy entuzjastycznie przyjęli Vitrę, a i planowali bieganie z nią, gdy już trochę podrośnie. Wracając do domu zadzwoniła do Nicholasa. Chciała się z nim spotkać, lecz odpowiedział, że musi poćwiczyć trochę z Earl. Zapowiedział, że w najbliższych dniach nie będzie miał zbyt wiele czasu, ale postara się wpaść wieczorem. No nic, pozostała jej nadzieja. Megan czuła piekącą zazdrość i lekki smutek. W końcu zostawił ją dla innej dziewczyny! Nie, nie. Zaczynała sama sobie wymyślać głupoty. Byli sobie przeznaczeni i nic tego nie zmieni. Miała przynajmniej taką nadzieję. Tymczasem zgarnęła Vitrę na ręce, by szara suczka mogła wtulić się i usnąć w ramionach właścicielki.<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
No, nareszcie udało mi się wkleić ten rozdział. Mi osobiście niezbyt się podoba, no ale... Polecam zobaczyć sobie zdjęcie wilczarza irlandzkiego w google - historia tej rasy wprost mnie urzekła. ;) No, a także jest największy, a ja kocham wielkie zwierzaki jakoś szczególnie. Do końca maja będę miała problemy z dodawaniem rozdziałów, potem może jakoś się to wyrówna czy coś. Także przepraszam. Czuję się, jakbym Was krótko mówiąc "olewała"... Ale uwierzcie, że w prowadzeniu bloga tylko to się dla mnie liczy. Ach, no i świadomość własnych błędów, ale czytelnicy są pierwszorzędni, bo bez Was, nie byłoby tu nic. Pozdrawiam, przepraszam i dziękuję, że wiernie trwacie wraz ze mną przy tym blogu. (;Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com270tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-32233030557615416962011-04-28T09:10:00.000-07:002011-04-29T06:00:46.801-07:00Rozdział XVIII. Odwróciła wzrok nieco zawstydzona, by nie oglądać świecącego nagością Setha. Po chwili rudy basior również zmienił formę. Nie odważyła się znowu podnieść wzroku przed siebie, chociaż reszta ze sfory się tym zbytnio nie przejmowała. No tak, jest jedynym wilkołakiem, który nie lubi nagości. Ale może właściwiej byłoby wrócić do rzeczywistości. Wyglądało na to, że Seth i nieznajomi się znają. Po tonie głosu Alfy była skora wręcz uważać, że znają się całkiem nieźle. <i>Zaraz, zaraz... Pamiętam jakiegoś Michaela... Ale... Kim on był? </i>Nim zdążyła się nad tym głębiej zastanowić, odpowiedział jej jakby znudzony Charlie.<br />
<i>Stary towarzysz Setha. Mówiliśmy ci o nim kiedyś</i> - mruknął w myślach brunatny wilczur, nie spuszczając jednak wzroku z mężczyzny. Nikt się nie odzywał, a całą sytuacja trwała zaledwie kilka sekund.<br />
- Nowa wilczyca? A gdzie Naomi? - zignorował pytanie Setha o swoją tożsamość, wbijając wzrok w białą waderę. Każdy towarzysz sfory poczuł zimne ukłucie w sercu.<br />
- Naomi... Miała ostatnio mały wypadek - odparł Alfa bezosobowym głosem.<br />
- Ach, tak - rzucił krótko przybysz, Michael, na to wychodziło. Atmosfera była dziwnie napięta.<br />
- Wiesz, może porozmawiajmy nieco... Normalniej? Zapraszam w imieniu całej sfory do leśniczówki - rzucił Seth, uśmiechając się tym razem lekko. To była zdecydowanie jego cecha rozpoznawcza - nie schodzący z twarzy uśmiech. Jeśli trzeba, owszem, potrafił być poważny, jednak nie trwało to zazwyczaj zbyt długo.<br />
- Oczywiście. Zaraz tam będę.<br />
Obydwoje zmienili się spowrotem w wilki. Michael miał do nich niebawem dojść, jednak na razie poszedł coś załatwić. I tak trafi, bo przecież od czego to ma nos. Pobiegli całą sforą do niewielkiego, drewnianego domku. Przemieniła się jak zwykle w łazience, szybko zarzuciła na siebie ubrania i wyszła z pomieszczenia. Ich gość jeszcze nie dotarł. Słyszała, jak Matt rozmawia przez telefon z Sarą - ona chyba jeszcze nie wie, że wśród wilkołaków nie ma czegoś takiego jak prywatność - oraz ogólną krzątaninę reszty sfory. Ktoś oglądał telewizję i był to, jak obstawiała, Reid. Usiadła na kanapie, obok której stał fotel, a na nim leżał rozwalony blondyn. Nie można było tego inaczej nazwać. Czyli dobrze zgadła, że to Reid ogląda telewizję, a dokładniej mecz koszykówki. Poza tym chyba pokłócił się z grzebieniem, gdyż jego włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle.<br />
- Sara chce się dowiedzieć czegoś więcej likantropii... - rzucił nieco zmęczonym głosem Matt, opadając na pobliski fotel i zakrywając jedną ręką komórkę. <i>No tak, nie mogła pytać, kiedy był na to czas. </i>- Megan, możesz do niej wpaść na trochę? Ja pewnie nie będę miał jak się ruszyć...<br />
- No dobrze. Będę o... Około drugiej - odparła, co od razu przekazał rozmówczyni uśmiechnięty Matt. <i>Czego się nie robi dla przyjaciół, prawda?</i><br />
- Michael idzie. Reid, wyłącz to. Jestem ciekaw, co go tutaj sprowadza... - stwierdził Seth, lekko marszcząc brwi. Zaraz jednak otworzył drzwi i powitał przybysza z szerokim uśmiechem. - Michael! Wchodź, dawno się nie widzieliśmy. To Michael, mój dawny... Towarzysz stada. Niektórzy z was z resztą powinni go jeszcze pamiętać.<br />
Wszyscy przywitali się uprzejmie, przedstawiając, a niektórzy dorzucając również "kopę lat" i temu podobne teksty. Megan przyjrzała się Szlachetnemu ukradkowo. Był minimalnie wyższy od Setha, jednak niższy od Jeremy'ego. Jego oczy były koloru gorzkiej czekolady, co zdążyła zobaczyć już wcześniej. Wyjątkowo schludnie przycięte, raczej krótkie włosy w brunatnej barwie z, jeżeli jej oczy nie myliły, rudymi kosmykami, były dokładnie ułożone. Co, uwierzcie, jak na wilkołaka było rzeczą bardzo dziwną. Zbudowany raczej ładnie, jednak... Jakby za mało muskularny jak na lykana. Zaświtało jej w umyśle, iż chyba szlachetni tak mają. Och, powinna przyłożyć do tego większą wagę, ale ten natłok informacji w jednej chwili jednak nie służył. Poza tym nigdy nie sądziła, że spotka w swoim życiu przedstawiciela Szlachetnej Krwi, a przynajmniej nie tak szybko. Cóż, ogólnie mężczyzna był raczej wysoki, proporcjonalnie zbudowany, zdecydowanie przystojny i o ciemnej karnacji. Od razu wiedziała, że jest on obcokrajowcem.<br />
Ogółem z czasem atmosfera nieco się rozluźniła. Okazało się, że Michael po prostu wybrał się na wycieczkę po świecie i akurat tędy przechodził. Się złożyło... Opowiadali sobie w skrócie, co wydarzyło się przez te wszystkie lata, Seth przybliżył ten tragiczny wątek śmierci Naomi, na co przybysz złożył im kondolencje. Miała jednak dziwne przeczucie, że to wszystko było grą. Tak, jakby całe życie tego - jak przypuszczała - wilkołaczego weterana nie miało już większego sensu. Słyszała, że wielowiekowe stworzenia wariowały na starość, jednak on nie wyglądał na żadnego pomyleńca. Ich rozmowy, czyli najczęściej Seth lub kilku innych członków sfory, wyglądały mniej więcej tak:<br />
- Jak długo już podróżujesz? - spytał uprzejmie Seth, jak zwykle uśmiechnięty. Ona się nie odzywała, jeżeli nie liczyć kilku grzecznościowych słów..<br />
- Cztery miesiące.<br />
- O, to już jakiś czas. Jakie miejsca odwiedziłeś?<br />
- Jak na razie prawie cała Ameryka Północna i mała część Południowej.<br />
- Zaraz, a nie byłeś już kiedyś na takiej... "Wycieczce"? - zielonooki zmarszczył brwi.<br />
- Tak, byłem. Ale to już kilka lat temu. Chciałem sobie trochę przypomnieć.<br />
Odpowiedzi mężczyzny były takie mechaniczne, bezosobowe. Chyba właśnie to ją w Michaelu przerażało. Racja, można było przez tyle lat zobojętnieć, ale... To było bardzo nienaturalne. Tak jak stwierdziła już wcześniej, nie zachowywał się jak szaleniec, ale... Jakby... Nie miał po prostu sensu życia. <i>To takie smutne... </i>Ona znalazła swój bardzo szybko. Miała Nicka, swego psa dingo. A właśnie, skoro o tym mowa, mieli się spotkać, a jeszcze Sara... Rzuciła szybkie spojrzenie na zegarek. <i>Piętnaście po pierwszej!</i><br />
- Wybaczcie, ale muszę się już zbierać. Bardzo miło było mi pana poznać, naprawdę. Do widzenia!<br />
Pożegnawszy się z każdym wyszła szybko z leśniczówki. Musiała zjeść, ogarnąć się i zdążyć na spotkanie w ciągu niespełna godziny. Świetnie... Chyba skorzysta nieco z wilkołaczych mocy. Skoro już ma tą szybkość i siłę, to warto jej użyć, czyż nie? Po drodze wsłuchiwała się w dźwięki lasu. Wykryła w nim sporą grupkę młodzieży, chyba szykowali jakieś spotkanie przy ognisku. No tak, oni zrobili je ostatnio, to i reszta musiała zlecieć. Pokręciła rozbawiona głową. Ludzie byli jednak prości. Nawet tutaj słyszała co głośniejsze krzyki od swojej lewej strony, czyli przeciwnej do jeziora. <i>Hmm, czyżby w tym roku modne były ogniska u podnóża ich rodzimych, vallentowskich "gór"? </i>Uśmiechnęła się nieco zjadliwie. Oj, jakiś dziwny miała dziś humor. Trudno, może z nią wytrzymają.<br />
W domu, tak jak zwykle, najpierw wrzuciła w siebie pierwszy lepszy talerz z lodówki, nawet go porządnie nie odgrzewając w mikrofali. Wzięła prysznic w rekordowym jak na nią czasie, bo nieco ponad dziesięciu minut, wybierała na szybko ubranie, po czym zbiegła szybko na dół. Jeszcze w drodze poczuła wibracje telefonu w kieszeni, więc musiała uspokajać Sarę zapewniając ją przy okazji, że "zaraz będzie". I w sumie nie kłamała. Ciemna blondynka otworzyła przed nią drzwi. Chyba wcześniej siedziała w oknie. Przywitała i od razu pożegnała się z rodzicami przyjaciółki, którzy, jak się okazało, wybierali się właśnie na zakupy. Matka nastolatki była bardzo zadowolona, że jej córka ma jakieś towarzystwo. Jak zwykle z resztą. Weszły na górę, Sara zamknęła za sobą dokładnie drzwi po czym usiadła na przeciw szatynki.<br />
- No, mów mi o wszystkim! - zażądała podekscytowana.<br />
- Ale... O czym dokładnie?<br />
- No... - rozejrzała się po pokoju, jakby upewniając, że nikogo w nim nie ma. Jasne, na pewno ktoś chował się w kącie. - Wszystko o wilkołakach! - rzuciła konspiracyjnym szeptem.<br />
- To w sumie nic takiego... Zadawaj pytania, a ja będę odpowiadać, ok?<br />
- No dobra. Już wiem, że nie potrzebny wam księżyc do przemiany, ale czy musicie zmieniać się gdy jest w pełni?<br />
- Tak, musimy. I trzeba przyznać, że jest to proces dość bolesny, tak samo jak pierwsze przemiana.<br />
- Macie więcej jakichś... Supermocy?<br />
- Jesteśmy bardzo silni, szybcy i mamy wyostrzone zmysły - szczególnie słuch, węch i wzrok.<br />
- O... A taka przemiana w wilka to boli?<br />
- Taka normalna nie, a jest wręcz nawet przyjemna. Za to w czasie pełni księzyca czy ta pierwsza, tak jak już mówiłam, nie należny do zbyt przyjemnych.<br />
- A jecie króliczki?! - pisnęła w którymś momencie.<br />
- Nie mówię nie, polowaniu... I jak już to zające. A polujemy z tego co wiem zazwyczaj w czasie pełni, a tak to nie jest chyba żaden wymóg...<br />
I tak dalej, i tak dalej. Sara przesłuchiwała ją przeszło godzinę, a zapewne zadręczałaby ją pytaniami do samego rana, gdyby nie to, że Meg musiała już uciekać na inne spotkanie. Pospieszyła do domu, by móc się przebrać i - coś nowego! - zjeść. Dłuższy czas wybierała ubrania, lecz w końcu dobrała coś, co jej przypasowało. Niedługo potem usłyszała dzwonek do drzwi. Uradowana zbiegła na dół z torbą na ramieniu. Za drzwiami już czekał uśmiechnięty brunet, którego pocałowała na przywitanie. Zamknęła dom, gdyż jej rodzice chyba wybyli do miasta. Mają karteczkę, więc nie powinni dobijać się więcej do jej telefonu (dzwonili już raz, gdy była u Sary). Ruszyli w kierunku lasu. Tak, zgadza się - jak zwykle mieli trochę pobiegać. Cóż, przynajmniej im las służył do tych celów. Oczywiście przez całą drogę rozmawiali. Powiedziała lokalizację grupki wyrostków, coby trzymać się od tamtych terenów z daleka dla dobra własnego i imprezowiczów.<br />
- Wiesz... Ten Michael jest jakiś dziwny. Strasznie... Smutny. A przynajmniej ja mam takie wrażenie. Jakby... No nie wiem, nie miał sensu w życiu. Nieco sztuczny.<br />
- Może właśnie nie ma sensu w życiu? - mruknął Nick, zerkając na swoją rozmówczynie. Mimowolnie uniósł kąciki ust ku górze.<br />
- Nie wiem. Czuję się przy nim przez to nieswojo... Ale w sumie to nie mój problem. Żyje tyle lat, więc może sobie znaleźć partnerkę, nie wtrącam się. Albo hobby. Tak, wszystko da się rozplanować, jeżeli się tylko chce - stwierdziła dziewczyna, kończąc tym swój krótki wywód.<br />
Niedługo potem już wychodziła spomiędzy zarośli, skrzętnie omijając sumaka jadowitego - ostatnio Reid, można by rzec, poparzył sobie o niego tyłek. Nadal jest obiektem drwin w sforze. No cóż, większość, gdy się o tym dowiedziała, dosłownie tarzała się po leśnej ściółce ze śmiechu. Widząc rudego dingo jej wilcze serce zakołatało mocniej w piersi. Przechyliła łeb nieco na bok, unosząc ku górze fafle, co miało oznaczać uśmiech. Nieco wilczy i nieporadny, ale jednak uśmiech. Pies ruszył faliście ogonem, zmrużył delikatnie powieki i cicho, niemal niezauważalnie zamruczał. Biała wadera zachichotała dziwacznie. Nicholas wskazał pyskiem w prawo, spoglądając po chwili pytająco na towarzyszkę. kiwnęła na zgodę, więc za chwilę obydwoje wystartowali, wzniecając w powietrze tuman sosnowych igieł.<br />
Megan nie była najlepsza w wilczej mowie, ba, prawie jej nie znała, więc postanowili porozumiewać się w ten sposób. Nich obiecał ją nauczyć tego zwierzęcego języka i kilka nowych słów załapała, jednak seria pomruków nadal była dla niej czymś ciężkim do zrozumienia. Zawsze wiedziała, że coś jest z nią nie tak. Zdążyła zauważyć, że każdy jest jakby... Bardziej dziki, zarówno w swej ludzkiej, jak i zwierzęcej postaci. Są bardziej zwierzęcy. Tyczy się to zarówno sfory, jak i Nicholasa, co wcale jej nie pociesza. Musi poruszyć ten temat. Oni również są bardzo niespokojni, kiedy o to chodzi, gdy zdarza się jej o tym napomknąć. Bardzo jej się to nie podobało. Skoro byłą w jakiś sposób ułomna w swej drugiej naturze, to chciałaby o tym wiedzieć. Co, jeśli...<br />
Nagle dingo biegnący obok niej staną. Ona również się zatrzymała, choć z nieco większym opóźnieniem, pozostawiając przy tym głębokie bruzdy w ziemi. Nich zaczął "niuchać" w powietrzu, dokładnie je sprawdzając. Poczęła robić to samo co jej partner. Czarny, wilczy nos z łatwością wyłapał nową, chociaż słabą woń. Była ona znana - rześka i nieco szczypiąca w nos, choć przy okazji delikatna. Coś jak lekkie perfumy na wieczór. Damska i... Kocia. Spojrzała zdziwiona w kierunku dingo, który marszczył brwi i patrzył przed siebie. Rudy pies ruszył wolnym truchtem, trzymając nos tuż przy ziemi. Wadera również ruszyła z miejsca, schylając łeb na wysokość tułowia. To samo tyczyło się ogona, który jednak u psa jej towarzyszącego był uniesiony wysoko do góry, tworząc przy tym zgrabną kitę.<br />
Niedługo potem stanęli w dosyć dużej odległości, bo kilku metrów od rozłożystego, dużego drzewa. Przy swej nieuwadze wilczyca nadepnęła na gałązkę, która złamała się pod ciężarem jej białej łapy. Na drzewie coś przekręciło błyskawicznie głowę. Tym "czymś" był w każdej chwili gotowy do skoku lampart pokaźnych rozmiarów. Nikt nie musiał jej mówić tego, że jest to kolejny zmienny w miasteczku. Kot wydał z siebie ostrzegawczy syk. Wyraziste plamki na futrze pokazywały grę potężnych mięśni, ruszających się pod skórą futrzaka. Kły lamparta były zakrzywione i niezaprzeczalnie zabójcze, chociaż nijak się miały do tych wilkołaczych. Końcówka kociego ogona niebezpiecznie kiwała się na boki. Stworzenie było niezaprzeczalnie wystraszone, aura i charakterystyczny zapach jego, a raczej jej emocji uderzyłby chyba nawet w zwykłego człowieka. Nadal uważnie nasłuchując, zwróciła baczne spojrzenie na towarzysza.<br />
- Zostań tu, nie mogę się z nią porozumieć w tej postaci - zamruczał dingo używając jak najprostszych słów do przekazu wiadomości, przy czym uważnie przyglądając się lampartowi. Wielki kot wciąż cicho posykiwał w ich kierunku.<br />
- Ale ze mną rozmawiasz - wydukała nie do końca pewna, czy pomruk wyszedł tak, jak chciała.<br />
- Ale jesteśmy z tej samej rodziny. Pies i wilk mają dużo wspólnego, kot już niezbyt. Czekaj na mnie. I jeżeli zajdzie taka potrzeba, uciekaj.<br />
Rudy jeszcze chwilę stał, obserwując zarówno waderę, jak i lamparcicę. Nie chciał jej zostawiać. Jak miło... Ale niestety, obowiązek zmiennokształtnego wzywał. Tak nawiasem mówiąc, to Nick wreszcie spotka kogoś swojego rodzaju. Nie będzie przez to może, aż tak samotny. Odprowadziwszy dingo wzrokiem, póki nie zniknął w pobliskich zaroślach, odwróciła się powoli w kierunku rozłożystego drzewa. Została sama z nowym - jak wydedukowała po zapachu - zmiennokształtnym, który miał postać wielkiego kota i niejasne zamiary. Super. Vallent naprawdę musi mieć w sobie coś, co przyciąga wszelkie stworzenia paranormalne. Spojrzała w zielone, dziwnie znajome ślepia kota. Nie było to zbyt mądrym posunięciem z jej strony.<br />
<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
No tak, nie dość, że dużo zwlekam z rozdziałem, to gdy go w końcu dodaję, jest taki krótki. <face palm> Ale teraz na poważnie. Przepraszam Was kochani bardzo, za tę zwłokę, ale dopiero ostatnio coś tam wybazgrałam. Mam nadzieję, że wydarzenia jako tako tą długość wyretuszują, bo nie miała już co do rozdziału dodać, a pisać o, za przeproszenie, dupie Maryni wolałam już sobie darować. Dialogi to również moja słaba strona, tak w życiu, jak i w pisaniu, więc... Dodaję dzisiaj, by chociaż tym jednym dniem Wam to wynagrodzić (ależ ja dobrotliwa...). Dodatkowo dodałam Prolog - krótki, bo krótki, ale jest. Wiem, że nic specjalnego, ale ja się w tym niestety zbytnio nie specjalizuję. ;P Możliwe, że ulegnie on jeszcze zmianie, ale wtedy powiadomię o tym pod rozdziałem.<br />
Meandella - grafika to jedna z moich słabych stron. Są nią w opowiadaniu dialogi, a w blogowaniu właśnie owa grafika. To było, uwierz, najlepsze, co wykombinowałam. I pewnie tak już zostanie, gdyż papranie się w kolorach i tak dalej to jednak nie na moje nerwy... Ale dziękuję za uwagę. ;)<br />
Pozdrawiam gorąco!Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-20240466685357880942011-04-10T11:35:00.000-07:002011-04-10T11:35:38.638-07:00Rozdział XVII. - No weź, nie mogę się przez ciebie skupić! - fuknęła szatynka, chociaż wcale nie była zła. Bo któż mógłby się w takiej sytuacji złościć?<br />
- Jaka szkoda... - zamruczał brunet, nie przestając bawić się palcami jej lewej ręki.<br />
- Jesteś okropny.<br />
- A ty okrutna.<br />
- No wiem. - wyszczerzyła się doń szeroko.<br />
Właśnie siedzieli w pokoju Megan, która próbowała się uczyć. Niestety Nicholas skutecznie jej to utrudniał. Byli ze sobą miesiąc i jak na razie wszystko wspaniale się układało. Jenny była w siódmym niebie, że jej córka ma chłopaka i to nie byle jakiego. Stwierdziła nawet, że gdyby była w jej wieku od razu by się za niego "brała" - szkoda tylko, że owy chłopak wszystko słyszał i wykorzystywał to teraz przeciw Meg. Stado zaakceptowało ten fakt, chociaż na początku wilcze połowy nie były tym zachwycone. Obecnie wszyscy są jednak w dobrych stosunkach. Megan i Nick raczej się nie kłócili, a przynajmniej o nic poważnego. Jutrzejszego dnia, czyli w piątek, Matt miał powiedzieć Sarze czym jest. To było w sumie średnio zadowalające, ale lepiej, żeby dziewczyna wiedziała z kim ma do czynienia, prawda?<br />
Westchnęła cicho, odsuwając od siebie książki. Raczej niczego się teraz nie nauczy. Poza tym myślami błądziła zupełnie gdzie indziej. Myślała o wszelkim wilkołactwie i innych nieludziach, którzy z pewnością stąpają po ziemi. Po raz pierwszy od czasu pogrzebu, pomyślała o Naomi. O jej dziwnych zachowaniach, często nieprzyjemnych reakcjach na osobę Meg... Była dzisiaj w nieco melancholijnym nastroju, więc od rozmyślań nie oderwało ją nawet uczucie, jak Nick przyciąga szatynkę do siebie i zaczyna lekko całować po szyi. Ostatnimi czasy takie drobne pieszczoty były u nich normą, gdy przebywali samo - czyli najczęściej. Chociaż rozproszona, poczuła jak ta prawdziwa myśl uderza w nią z nagłą siłą. Patrzyła chwilę przed siebie z szeroko otwartymi oczami. Zdziwiła się. Tak długo zajęło jej dojście do tak prostego wniosku, na który praktycznie dostała odpowiedź. Postanowiła podzielić się tą myślą ze swym siedzącym za jej plecami partnerem.<br />
- Wiesz... Właśnie coś do mnie dotarło.<br />
- Hmm - wymruczał brunet, nadal muskając ustami jej bladą szuję.<br />
- Możesz na chwilę przestać? Chciałabym ci coś powiedzieć, ale nie mogę się skupić. - chłopak wydał z siebie pomruk protestu, ale posłusznie, chociaż niespiesznie, odsunął się od szyi dziewczyny, kładąc dla odmiany głowę na jej ramieniu.<br />
- No już dobrze, mów - mruknął cicho.<br />
- Dziękuję. Właśnie pomyślałam o Naomi... I doszłam do wniosku, że chciała mnie chronić. - jej gardło nieco się skurczyło, gdy o tym mówiła. Nicholas zmarszczył brwi.<br />
- Myślałem, że za sobą nie przepadałyście.<br />
- Bo tak było. Względnie. Tak naprawdę, ona... Mi pomagała. Pobudzała... Sama już nie wiem, jak mam to opisać. Wiem na pewno, że coś jest ze mną pod wilkołaczym względem nie tak. I jako jedyna, trochę przesadnie, traktowała mnie jak to ujęła tak, żebym nie zwariowała - a przynajmniej łatwo było wyczytać to z jej słów. <br />
- Znowu zaczynasz. Jesteś normalnym wilkołakiem i koniec tego głupiego tematu. - tylko dlaczego wyczuła odrobinę nieszczerości w jego głosie...? Westchnęła cicho, opierając się o wyprostowanego obecnie chłopaka. Pocałował ją w policzek i bardziej przytulił, co wywołało lekki uśmiech na ustach szatynki. Po jakimś czasie jednak dziewczyna na nowo się odezwała.<br />
- No dobra, koniec tego dobrego. Jutro sprawdzian z biologii, a chociaż jest ona prosta, nie przeszkadza to w nauce - zadecydowała, uwalniając się z uścisku bruneta i chwytając książki.<br />
- I weź tu się człowieku czuj męski, kiedy twoja dziewczyna jest od ciebie silniejsza - wymamrotał pod nosem niezadowolony Nick, opierając się o ścianę z nieco naburmuszoną miną.<br />
- Głupku, ostatecznie to ty mnie uratowałeś nie dalej niż jakiś miesiąc temu. Siła fizyczna nie ma nic do tego.<br />
- Może dla ciebie - rzucił głosem małego, urażonego chłopca. Dziewczyna roześmiała się i pocałowała chłopaka w usta.<br />
<br />
<br />
<br />
***<br />
<br />
<br />
Piątek. Dla Megan praktycznie dzień, który rozpoczynał weekend. Pod koniec tego tygodnia była jednak zdenerwowana. Miało odbyć się ognisko, tylko dla sfory, Nicholasa, jako jej partnera i... Sary. Tak, tego to właśnie wieczoru nastąpić miało wtajemniczenie jej najlepszej przyjaciółki, Sary. Ciekawe, jak zareaguje... Przynajmniej będą kiełbaski i ziemniaki z ogniska. Ciekawe, ile będzie potrzeba jedzenia dla sześciu wilkołaków... No cóż, jest w każdym bądź razie pewne, że to porządnie nadszarpie kieszeń każdego z nich.<br />
Siedziała na lekcjach pilnie notując, zapamiętując i starając się nie myśleć co będzie wieczorem. Co ma być to będzie i nie należy się tym martwić zawczasu. Lunch był jak zwykle całkiem przyjemny i... Głośny. Obecnie chyba nawet sportowcy czy inne szkolne diwy spoglądały z zazdrością na ich stolik, przy którym każdy dobrze się bawił. No cóż, słychać ich było w końcu na całą stołówkę, więc nie dziwiła jej reakcja uczniów. Siedziała tuż przy Nicholasie, czując dotyk jego nogi na swojej - taki mały kontakt, a tyle radości! W sumie nie powinien on przebywać przy ich stoliku, wilki są terytorialne, dingo z resztą też, ale cała sfora oszukała nieco swe dzikie połowy. Jak widać, wszystko się da, jak się chce. Gdy szli żywym krokiem na francuski, Nick przyglądał się jej uważnie po czym cicho zapytał:<br />
- Martwisz się dzisiejszym wieczorem, prawda?<br />
- Aż tak to po mnie widać? - zerknęła na towarzysza, cicho wzdychając. - Po prostu... Się boję.<br />
- Ale czego? I nie, nie widać, ale chyba jako twój partner powinienem takie rzeczy wiedzieć, prawda? - uśmiechnął się lekko i objął ją w pasie ramieniem. Przystała na to z bladym uśmiechem, po chwili ciszy na nowo zabierając głos.<br />
- Tego wszystkiego. No wiesz, nie wiem jak ty, ale ja raczej nie byłabym zbyt zadowolona, gdyby moja przyjaciółka, chłopak i znajomi porastali futrem.<br />
- Przesadzasz. Zobaczysz, że zniesie to lepiej, niż ci się wydaje. - mrugnął doń, nadal lekko się uśmiechając. Teraz odpowiedziała mu tym samym.<br />
Miała taką nadzieję. Modliła się, by Sara przyjęła to wszystko właściwie. A przez właściwie rozumiała dobrze, czyli bez załamania nerwowego albo czego tam jeszcze. Francuski zleciał jej szybko, chociaż z tego wcale się nie cieszyła. Lubiła przebywać z Nickiem i to jak najwięcej, także nikogo nie powinno to dziwić. Podreptała na następną lekcję. Zastanawiała się, ile jedzenia muszą kupić na ognisko, ile trzeba naznosić drewna, bo oczywiście to ją wyznaczono na wszelką organizatorkę. Akurat z tym drugim nie powinno być problemu. Trzeba jakoś wykorzystać wilkołaki, prawda? Zrobili już zrzutkę pieniędzy, więc zostało jej tylko objeździć sklepy. Weźmie ze sobą ze dwóch chłopaków, bo z pewnością nie ma zamiaru tego wszystkiego sama nosić.<br />
Po drobnym wysiłku fizycznym na w-f'ie, wróciła do domu. Nie była zmęczona wcale, tak, jakby nic na nim nie robiła, chociaż biegały. Ale w końcu to jest wytrzymałość wilkołaka, prawda? Jak zwykle zrobiła sobie górę kanapek, które skonsumowała przed telewizorem. Już dawno przyzwyczaiła się do spożywanego przez siebie pokarmu, chociaż Jenny nadal nie mogła zrozumieć, jak jej córka może tyle jeść i nie tyć. Nawet nie brała się za lekcje, a od razu zadzwoniła do leśniczówki. Do sklepu miał pojechać z nią Dorian i Jeremy, a reszcie za jakieś półtorej godziny kazała już rozpocząć poszukiwanie drewna. Nie byli tym zachwyceni, ale przecież pani organizatorce się nie odmawia, prawda? Chłopcy odjechali pod jej dom jeep'em Alfy. Chciałaby zobaczyć, jak Seth daje im kluczyki do auta... Po przywitaniu się, wygoniła Doriana z miejsca pasażera, po czym rozsiadła się tam wygodnie.<br />
- Tobie nie można nic powierzać do nadzorowania, bo robisz się straszna - stwierdził siedzący z tyłu brunet głosem na poły poważnym, a na poły żartobliwym.<br />
- Bo wszystko musi być perfecto! I tyle. Takie jest moje zdanie.<br />
- I tak uważam, że jesteś straszna. A zarazem ładna, co jest jeszcze bardziej przerażające. - Dorian udawał, że się wzdrygnął.<br />
- Dziękuję. - posłała doń niewinny, piękny uśmieszek.<br />
- No dobra, to gdzie jedziemy? - przerwał im siedzący za kierownicą blondyn. Miała wątpliwości, czy to Jeremy powinien prowadzić, ale wychodziło na to, że tylko on miał prawo jazdy. Boże, miej nas w opiece...<br />
- Może najepierw kupmy kiełbaski? Potem trzeba kupić jeszcze ziemniaki, rozpałka z resztą też się przyda. I napoje. Czyli... Chyba supermarket. - wzruszyła ramionami.<br />
Zaparkowali więc przed supermarketem i zaczęli oczyszczać pułki. Kupili dwie wielkie torby kiełbasek, trzy ketchupy i musztardy, pięć bochenków chleba, cztery paczki pianek, pięć kilo ziemniaków, po dwa opakowania plastikowych kubeczków oraz reszty asortymentu (wiadomo, nie są zbyt trwałe), siedem zróżnicowanych napoi, trzy sześciopaki piwa, dwie rozpałki w płynie i co jeszcze im się nawinęło, czyli chipsy, jakieś słodycze etc. Może i było całkiem sporo rzeczy do kupienia, ale ogólnie rzecz biorąc zejdą one pewnie dosyć szybko. Seth wyłożył najwięcej pieniędzy, więc to pewnie za jego zdrowie przede wszystkim wypiją. A przynajmniej tak przypuszczała, znając już poczynania ludzi na imprezach. Żebyście widzieli miny ludzi, a przede wszystkim kasjerki... Tym razem postanowiła jednak nie przejmować się nadludzkimi siłami wilkołaków.<br />
- Ee... To będzie to wszystko? - wydukała czarnoskóra, grubsza kobieta w okularach, która siedziała za kasą.<br />
- Tak, wszystko. Jeremy! Chodź tu, będziesz pakował wszystko razem z Dorianem - zawołała jak zwykle nieco zdezorientowanego blondyna, który niespiesznie do nich podszedł. Ludzie ogólnie rzecz biorąc dziwnie na ich trójkę patrzyli, po tym krzyku tym bardziej. Zapłaciła z uprzejmym uśmiechem, na co od razu zatrzymała ją kasjerka.<br />
- Może zawołać kogoś do pomocy?<br />
- Nie, nie trzeba. My... Dużo chodzimy na siłownię - odparła z figlarnym uśmiechem, na co Dorian wyszczerzył się głupkowato<br />
- Ale nie ma problemu...<br />
- Naprawdę nie trzeba, dziękuję. Jeremy, ty bierzesz sześciopaki... - i zaczęła rozdzielać kto co niesie. Okazało się, że nie mogli się zabrać za jednym razem, więc poszli na dwie tury. I... Tak, nawet dla wilkołaków było to dosyć ciężkie.<br />
Chwilowo zmęczeni, ale zadowoleni, bo już obkupieni, wracali do domu śpiewając z Dorianem na całe gardło znane piosenki z radia. Jeremy zjeżył się i zaczął mamrotać coś pod nosem, ale kot by się nim przejmował? Z tym miłym akcentem powróciła do domu, by się przebrać i ogólnie uszykować. Założyła szare rurki, obszerny, czarny T-shirt z jakimiś nadrukami, grubą bluzę i oczywiście czarny płaszczyk. Też sobie wybrali czas na ognisko, prawda? Do tego wszystkiego granatowe, przyozdobione czerwonymi wisienkami i żółtymi sznurówkami z równie żółtą podeszwą. Cóż, ciężko jest je w sumie opisać. Wyszła szybko z domu, rzucając jedynie, że idzie "na to ognisko" i wróci późno, żeby na nią nie czekali.<br />
Zamiast do leśniczówki, wstawiła się od razu na miejsce ogniska. Była to wszystkim dobrze znana przestrzeń zarówno przy ścianie lasu, jak i kilka metrów od jeziora. Każdy to miejsce znał i to właśnie tutaj najczęściej organizowane były wszelkie ogniska czy imprezy. Chłopcy przywitali ją radośnie. Właśnie układali drewno w równą piramidkę. Ognisko miało być naprawdę wielkie. Niedługo potem pojawił się Nick, a jeszcze za jakiś czas Matt i Sara. Meg od razu straciła tą żywiołowość i głupi uśmiech z twarzy. Naprawdę bała się, co dziewczyna powie na te wszystkie rewelacje. Nicholas objął ją w pasie i uśmiechnął się w taki sposób, że od razu poprawił jej się humor. Wszyscy rozsiedli się na przywleczonych wiele lat wcześniej pniach. Spojrzała na Matta wyczekująco. Osobiście uważała, że należy zrobić to jak najszybciej.<br />
- Wiesz Saro... My wszyscy musimy ci coś powiedzieć - odezwał się niezbyt chętnie i nieco z przestrachem Matt. Dziewczyna spojrzała po poważnych, ale nadal przyjaznych minach wszystkich z konsternacją.<br />
- Tak? O co chodzi?<br />
- Bo widzisz... My... Nie jesteśmy ludźmi - wydusił w końcu szatyn. Przytulona do chłopaka Sara chwilę milczała, po czym roześmiała się głośno.<br />
- Wam się naprawdę nudzi. Prawie się nabrałam...<br />
- Saro - odezwała się nieco słabo Megan. - To prawda. - przyjaciółka spojrzała nań oczami wielkimi niczym spodki. Cmoknęła w policzek Nick'a, szepcząc mu do ucha. - Trzymaj ją jakby co. - po czym dodała głośno. - Chodźcie, pokażemy jej.<br />
Cała sfora udała się w zarośla, by tam móc spokojnie się przebrać i przemienić. Jak zwykle, to jej zajęło to najwięcej czasu. Wyszli mniej więcej równocześnie. Każdy z nich czuł bijące od dziewczyny niedowierzenie, a później nawet strach. Megan zauważyła, jak Nick dyskretnie podkrada się za ciemną blondynkę. Jej przyjaciółka jakby się zawiesiła. Wydała z siebie stłumiony jęk i poruszyła niespokojnie, przez co Nicholas usiadł tuż przy niej, mówiąc cicho uspakajające słowa. A mówił to z takim przekonaniem, że nawet sama Meg się uspokoiła. Nagle dziewczyna wskazała palcem na białego wilka, który zdziwiony zastrzygł uszami.<br />
- To... Moja Biały Wilk... I... Megan?! - o ile to było możliwe, jej oczy jeszcze szerzej się otworzyły. Wilczyca wywaliła na bok różowy język, patrząc na Sarę z rozbawieniem. - Czemu mi wcześniej nie powiedziałaś?! - każdy z wilków skrzywił się z powodu głośnych słów niebieskookiej, jak to zrobił Nick, albo pisnął, jak to zrobiła Megan.<br />
- Emm... Saro, możesz mówić nieco ciszej? Mamy znacznie lepszy i dosyć wrażliwy słuch...<br />
- Zaraz, zaraz - mamy? Ty też jesteś wilkiem? - spojrzała na niego z dziwną miną. <i>Jednak była mądrzejsza niż myślałam.</i> Za tę myśl usłyszała wściekły warkot Matta.<br />
<i>No co? Ja stwierdzam fakt</i> - odparła luźno. - <i>Poza tym nie warcz, bo się przestraszy.</i><br />
- Nie, ja nie jestem wilkołakiem. Jestem... Zmiennokształtnym. Zmieniam się w psa dingo.<br />
- Och... Ale ja chyba jestem człowiekiem? - dziewczyna zrobiła tak głupią minę, że każdy roześmiał się tak, jak mógł.<br />
- Nie, raczej nie.<br />
- O. To dobrze. Hmm... To już wiem, że ty jesteś Megan. - wskazała na białą wilczycę. - Ee... Ty jesteś Reid, poznaję po oczach - stwierdziła, pokazując na wilczura z kolorowymi oczami. Potem spojrzała na szarego wilka, którym był zastępca Alfy. - Matt...? To... Ty? - wilczur podczołgał się do dziewczyny cicho piszcząc i machając ogonem. - Znowu poznałam po oczach. - uśmiechnęła się uradowana. - Niestety reszty już nie wiem... Musicie mnie olśnić.<br />
- Seth, Dorian, Jeremy i Charlie. - Nich wskazał kolejno basiory, które na potwierdzenie jego słów machały ogonami lub unosiły fafle w uśmiechu. No, może poza Charlie'em, ale u niego wystarczył wymowny wzrok.<br />
Wszyscy odwrócili się, by na nowo zniknąć w krzakach i wrócić do ludzkiej postaci. No, prawie wszyscy, gdyż Matt podbiegł do dziewczyny i polizał ją wielkim językiem po twarzy, na co odpowiedziała chichotem. Megan patrzyła na ten obrazek z leciutkim uśmiechem. Potem niespiesznie zmyła się do owych zarośli. Przemieniła się, ubrała i przeczesała ręką włosy, które i tak zdążyły już się spuszyć i rozczochrać. No cóż, taki los wilczyc... Wtuliła się w ramię Nick'a z błogim uśmiechem, przymykając lekko oczy. Zabawne, że tak łatwo poszło.<br />
- Widzisz? Nie było tak źle - wyszeptał jej nad uchem uśmiechnięty Nicholas. On po prostu czyta mi w myślach!<br />
- No w sumie... - spojrzała nań z uśmiechem.<br />
- To co? Zaczynamy melanżyk! - krzyknął uradowany Reid, rozdając każdemu po piwie.<br />
Piekli kiełbaski, pili i śmieli się w głos. Zachowywali się jak najzwyklejsi w świecie nastolatkowie. Okazało się również, że ktoś przyniósł trzy butelki czegoś mocniejszego. Zeszły oczywiście bardzo szybko, wypite szczególnie przez chłopaków. To znacznie poprawiło im humory. Alkohol powinien szybko wyparować, czego dowiedziała się od jedynie trzeźwego Matta. Charlie stał się wyjątkowo rozgadany, a Jeremy... Filozoficzny. To była wprost straszna zmiana, naprawdę. Ponad to Reid chciał sprawdzić czy potrafi latać, więc ostatecznie skoczył na twarz z pobliskiego drzewa. Dobrze, że złamany nos szybko mu się zrośnie i to Nick mu go nastawił.<br />
Zadzwoniła do rodziców, by powiedzieć, że nie wróci jednak na noc. Zlecieli do leśniczówki, gdy Sara zaczęła trząść się na poważnie z zimna. Nicholas niestety wrócił do swojego mieszkanie, twierdząc iż "inny drapieżnik w norze wilka to nic dobrego". Szkoda, że się z nim zgadzała... Miała spać w łóżku Jeremy'ego, gdyż ten przemienił się w wilka i jakoś nie zapowiadało się na szybki powrót do wcześniejszej postaci. Może nie zje jej za to, że śpi w jego łóżku? Postanowiła wziąć prysznic. Zebrała swoje rzeczy, weszła do łazienki i długo spryskiwała ciepłymi stróżkami wody. Nagle usłyszała, że ktoś wchodzi do łazienki (zamek był oczywiście popsuty). Zdziwiona wyjrzała zza zasłony prysznica i ujrzała Jeremy'ego w wilczej postaci, który... Pił właśnie wodę z toalety. Dosłownie załamała ręce.<br />
- Jeremy... Serio? Nie przesadzasz?<br />
Wilk spojrzał na nią znudzonym, nieco nieprzytomnym wzrokiem po czym niespiesznie wyszedł z łazienki. Dokończyła prędko prysznic, po czym udała się jeszcze do kuchni. Nos już zrósł się w większości Reid'owi i wyglądał tak, jakby nigdy nie był złamany. Ma chłopak szczęście... Po zjedzonej kolacji, pożyczyła wszystkim miłej nocy i udała się do wyznaczonego dlań pokoju. Zastała tam rozwalonego na pościeli wilka. Oj, nie miała zamiaru odpuścić! Był to oczywiście ten sam basior, który złożył jej przemiłą wizytę w łazience. Na przyszłość trzeba zapamiętać, żeby nie podawać Jeremy'emu alkoholu. No, Reid lepiej niech również nie pije. Ustała przed łóżkiem, krzyżując ręce na piersi.<br />
- Sorry stary, ale ja mam tutaj dzisiaj spać. Dziewczynom się ustępuje, wiesz? Poza tym ty masz futro, więc spadaj na podłogę - wygłosiła swą mowę, lekko przytupując nogą.<br />
Basior spojrzał na szatynkę takim jak wcześniej, tylko dodatkowo zaspanym wzrokiem po czym ostentacyjnie rozciągnął się na łóżku i z niego zeskoczył. Ułożył się tuż przy nogach. Zdziwiło ją to, że tak szybko się zgodził. Ogółem nie przepadała za alkoholem, a raczej "urżniętymi" ludźmi (lub nie), więc dzisiaj do miłych nie należała. Ułożyła się wygodnie, zamknęła wymęczona oczy i... Usłyszała głośne chrapanie. Rzuciła szybkie spojrzenie na podłogę. Nie no, nie dość, że śpi mi pod nogami, to jeszcze chrapie! Fuknęła coś pod nosem, wgapiając się w sufit. Ostatecznie jednak i tak zasnęła zmożona długim, ciężkim dniem.<br />
<br />
<br />
Obudziła się i mocno wyciągnęła na łóżku. Nieco szumiało jej w głowie, ale ogólnie samopoczucie było w jak najlepszym porządku. Nie musiała już niczego udawać przed Sarą, spędziła wspaniały wieczór w większości z Nicholasem... No cóż, ona widziała same pozytywy. Spojrzała w dół i cicho pisnęła. Jeremy wrócił do swej ludzkiej postaci, a owszem, ale chyba przez sen, gdyż nadal był nagi. I to nie koniec... Zrzuciła nań kołdrę, szybko wybiegając z pokoju. Nie, nie. Taki widok raczej się jej nie marzył, naprawdę. W leśniczówce był już spory ruch, a przy kuchennym stole zastała Alfę stada, Reid'a, Matta i Sarę, którzy konsumowali śniadanie, oczywiście rozmawiając. Przywitała się z nimi, wyciągając z lodówki coś dla siebie.<br />
- I jak tam noc? - zapytał Matt uprzejmie.<br />
- Noc nawet dobrze, tylko Jeremy chrapie. Aczkolwiek poranek... Brr. - przeszedł ją zimny dreszcz. - A u was?<br />
- Jak najlepiej! - zawołała uradowana Sara.<br />
- Ej, bo się zacznę bać... Cholera, a ja całe życie pilnowałam twojego dziewictwa. - pokręciła żartobliwie głową, po czym znowu nadgryzła jabłko i wsypała płatki do jednej z czystych miseczek.<br />
- No wiesz... - naburmuszyła się dziewczyna. Matt się speszył, mimo, że wiedział, iż wilkołaczyca żartuje.<br />
- Dobra, dobra. Wiesz Reid, dziwne, że twój nos został nienaruszony - stwierdziła, maszcząc przy tym swój własny.<br />
- Taak, też się zdziwiłem. Za to ten lot z drzewa i jego mina po wstaniu - bezcenne - rzucił poważnie Seth, na co wszyscy zareagowali głosnym śmiechem.<br />
- Oj, no weźcie! - fuknął blondas, na co znowu odezwała się Meg.<br />
- Spokojnie, może kiedyś nauczysz się latać.<br />
- Co jest ludzie? - wybełkotał wchodzący do pokoju Jeremy, pocierając twarz. Ubrany był w same bokserki. Megan spojrzała nań wrogo.<br />
- Ty wiesz co? Ja mam nadzieję, że te zmazy nocne* to nie były na mój temat.<br />
- Chciałabyś - odparł poważnie chłopak, po czym zaczął grzebać w lodówce.<br />
- Wiecie co... Nie chce znać szczegółów... - mruknął Seth, na co wyrwał się szybko Reid.<br />
- A ja i owszem!<br />
- Oj, zamknij się blondas - rzuciła szatynka, dając koledze pstryczka w nos.<br />
Poranek był raczej przyjemny, jak widać. Zaszła szybko do domu, bo ogólnie pokazać się rodzicom oraz przebrać. Znowu coś zjadła, po czym wybiegła szybko na zewnątrz. Mieli całą sforą pobiegac po lesie, a że tego typu eskapady każdy lubił, to powszechnie wiadomo. Już niebawem, bo raptem za tydzień miała być pełnia. Wspaniałe przygotowanie przed tym pięknym okresem. Tak jak kiedyś, przeszedł ją po kręgosłupie przyjemny dreszcz. Wilkołaki już na tydzień przed ukazaniem się na niebie okrągłej tarczy stają się niespokojne. Jej pierwsza pełnia była niestety zakłócona, ale może tym razem wszystko pójdzie tak, jak powinno. Bała się jedynie tego bólu...<br />
Do leśniczówki dotarła szybko. Po harcach zamierzała spotkać się oczywiście z nikim innym, jak Nicholasem. Domagała się tego zarówno ona, jak i brat, a może siostra, wilk. Przemienili się jak zwykle jeszcze w leśniczówce. Raczej nikt ich nie okradnie, jeśli zostawią drzwi otwarte. Swoją drogą i tak to wyczują, także niczym nie ryzykowali. Zaczęli biegać po lesie, ścigać się, rozmawiać, śmiać i dosłownie bawić. Niczym robiłby to mały szczeniak ze swym równieśnikiem. Nawet nie macie pojęcia, ile coś takiego dostarcza radości! Właśnie całą grupą się ścigali, była gdzieś trzecia, gdy cała grupa wyczuła nowego drapieżnika. Wszyscy gwałtownie zahamowali.<br />
<i>Wilkołak </i>- rzucił krótko Reid, chociaż każdy już to zauważył.<br />
<i>Tak, ale... Ten zapach jest jakiś... Znajomy. Chodźcie </i>- zarządził Seth, truchtając w odpowiednim kierunku.<br />
Już niedługo potem cała wataha widziała przybysza. Był to rdzawy wilk, rozszarpujący królika. Megan skrzywiła się na ten widok. Sama zapewne również będzie polować, ale w czasie pełni. A przynajmniej tak jej się wydawało. Rudy basior był jednak nieco inny niż zwykłe wilkołaki, chociaż z pewnością nim był. Był jedynie trochę większy od zwykłego wilka, był jakby bardziej proporcjonalnie zbudowany.<i> Czyżby Szlachetny? -</i> przeleciało jej przez myśl, na co usłyszała potwierdzający pomruk. Wszyscy stali w miejscu. Jej obserwacje zajęły jakieś trzy sekundy. Rudy po tym czasie niespiesznie podniósł łeb, patrząc na wszystkich bursztynowymi oczami, które po chwili zmieniły kolor na gorzką czekoladę. Seth, stojący na czele grupy, przemienił się w człowieka i w końcu cicho odezwał, głosem z mieszaniną radości, nadziei i wahania:<br />
- Michael?<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
* - taak, to wszystko wina biologii. Na ostatniej lekcji nauczycielka kazała mi o tym powiedzieć (i jak ja miałam to niby opisać?), a tutaj nie mogłam się powstrzymać, by tego nie napisać... Coś ostatnio głupie słówka się mnie łapią.<br />
<br />
<br />
No, nareszcie napisałam ten rozdział. Pisałam, pisałam i dopisać nie mogłam... Końcówka nie wszyła trochę tak jak chciałam, ale jakoś nie miałam pomysłu,jak to lepiej zrobić. Drodzy Czytelnicy, mam do Was prośbę - każdy, kto czyta tego bloga, niech zostawi komentarz. Jestem ciekawa, ile osób to czyta. ;) Można zostawić komentarz jako "Anonimowy" i wtedy tylko spisać kod z obrazka. Pozdrawiam wszystkich gorąco.Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-71509393027174032212011-04-04T11:58:00.000-07:002011-04-04T12:35:56.551-07:00Rozdział XVI. Przez cały dzień była zniecierpliwiona. Nie mówiąc już o tym, że nie mogła zasnąć, ciągle rozmyślając o jutrzejszym dniu. <i>Dlaczego czas tak wolno leci?!</i> Westchnęła zniecierpliwiona, chwytając w prawą rękę torbę. Nadal była niezmiernie uradowana, także rodzice, gdy tak na nią parzyli, mieli strasznie głupie miny. Nic jednak nie powiedzieli - aż dziw, prawda? Swoją drogą w jej rodzinie było lepiej niż kiedykolwiek. Rodzice świetnie się dogadywali, sporo gdzieś wychodzili, dawali córce jeszcze więcej swobody, a jej ojciec nawet starał się ograniczyć palenie. Niesamowite, prawda? Był bardzo ciepły i całkiem słoneczny dzień, więc spacerem ruszyła w kierunku szkoły, nucąc coś cicho pod nosem.<br />
Zachowała trzeźwe myślenie ze względu na, oczywiście, owe zniecierpliwienie. Na lekcjach co chwila zerkała na zegarek, aż w końcu nawet Sara rzuciła jej jakąś uwagę. Zignorowała ją jednak lekkim machnięciem ręki. Czas rzecz jasna jej się dłużył, więc gdy dobiła do lunchu, była niezmiernie szczęśliwa - wiadomo, już półmetek, a do tego za godzinę ma z NIM lekcje. Boże, niczym głupiutka nastolatka... Z tacą zawaloną ohydnym, stołówkowym jedzeniem (które niestety musiała dzielnie konsumować) przysiadła się do stolika sfory, która śmiała się głośno i rozmawiała w większości gestykulując. Sara dreptała koło niej, już po chwili skradając miejsce obok Matta. <i>Taa, bo jej go ukradnę, już lecę.</i> Usiadła obok Doriana i dołączyła do rozmowy, już po chwili doszli również Jeremy i Seth.<br />
Na lunchu była dosyć niespokojna, co nie uszło uwadze chłopaków. Rzucali jakieś kąśliwe uwagi, ale widząc, że dziewczyna zaczyna być mocno poirytowana dali sobie spokój. Najbardziej bała się jednak lekcji, która miała odbyć się po długiej przerwie. Może nie tyle bała, co niepokoiła. Będzie zapewne dosyć dziwnie... Jednak jak się okazało, gdy już znalazła się w klasie i wygodnie usadowiła na swoim miejscu, Nicholas nie był jak zwykle zbyt rozmowny. Przywitali się, a owszem, jednak więcej nie rozmawiali. Przez całą lekcję panowała przy ich stoliku ta zwyczajna cisza, chociaż Megan chętnie zerkała z ukosa na towarzysza, który przez większość lekcji siedział wyparty na krześle i bawił się długopisem. Dzwonek, ogłaszający koniec zajęć. Jak zwykle w ślimaczym tempie pakowała książki, więc logiczne było, iż jej sąsiad wychodził pierwszy. Jakież było zdziwienie dziewczyny, gdy usłyszała nad swoją ciemną czupryną cichy głos zmiennokształtnego.<br />
- To do zobaczenia wieczorem. - gdy podniosła głowę łatwo zauważyła figlarny uśmieszek na ustach wychodzącego Nick'a.<br />
I jak tutaj człowiek ma się skupić na lekcjach? Powrót do domu bardzo ją uradował, bo przybliżał do wyznaczonej godziny. Jeju, ona naprawdę z wiekiem dosłownie idiociała... Zjadła uszykowany przez Jenny obiad, po czym od razu udała się na górę. <i>Tylko w co ja się ubiorę...? </i>Zaśmiała się sama z siebie, kręcąc na boki głową. Zabawne, nigdy się tak nie przejmowała czy to spotkaniem z kimś, czy też randką. A teraz zachowywała się tak... Dziwnie. Typowo. Sama już nie potrafiła tego nazwać, ale można było jej to wybaczyć, miała w końcu mętlik w głowie przez cały, Boży dzień.<br />
Wzięła szybki prysznic, oglądając się jeszcze dokładnie w lustrze. Jak można się było tego spodziewać - miała problem w co się ubrać. Ostatecznie jednak zdecydowała się na szare rurki, białą tunikę z nadrukiem, która całkiem ładnie opinała jej ciało oraz w sweterek sięgający połowy ud w szare i fioletowe pasy. <i>Hmm, nawet nie było tak źle, chociaż czy to tak pasuje na randkę...?</i> Przebrała się. Tak, no oczywiście. Założyła czarną, jakby warstwową spódniczkę w drobne kwiatki, pod nią rajstopy w granatowo-czarną zebrę i szarą bojówkę w również "zebrowy" wzór, który jednak posiadał znacznie drobniejsze paseczki. Tak, teraz znacznie lepiej. Włosy zostawiła rozpuszczone, zrobiła jedynie lekki makijaż. Oczywiście ponownie miała ochotę się przebrać, ale usłyszała dzwonek do drzwi. Chwyciła czarny sweterek, torebkę w tym samym kolorze i - niespodzianka! - czarne baleriny. Tak, można się było tego domyślić.<br />
- Mamo, ja wychodzę!<br />
- A z kim to?! - <i>no tak, nie mogła się obyć.</i><br />
- Ee, a z takim tam kolegą - odpowiedziała, po czym szybko wybiegła z domu. Nie no, nie potrzeba jej większych scen. Ale wracając do rzeczywistości; wpadła na coś, a raczej na kogoś w drzwiach. Była to oczywiście osoba, na którą tak długo czekała. Nick przywitał ją pięknym uśmiechem, stojąc w nonszalanckiej pozie z rękami schowanymi w kieszenie spodni. Dziewczyna zaczerwieniła się lekko i niepewnie odwzajemniła uśmiech. Jakoś nie miała siły, by się odezwać, więc brunet sam przejął pałeczkę.<br />
- Niestety zazwyczaj nie zostaję zbyt długo w jednym miejscu, a podróżuję z reguły na czterech łapach, więc nie posiadam samochodu czy innego pojazdu. Musimy zadowolić się piechotą, chociaż może to nieco dziwnie wyglądać.<br />
- Och, nic nie szkodzi. Nawet lepiej, jest dzisiaj dosyć ciepło i w ogóle... - potarła lewy łokieć, spuszczając wzrok.<br />
- To chodźmy, tak jak było już planowane, do kina. - znowu posłał jej swój zniewalający uśmiech, wyjmując ręce z kieszeni i obejmując Megan w talii, by ta ruszyła się sprzed domu. Szkoda, że tak szybko wziął rękę...<br />
Nigdzie się nie spieszyli, mieli jeszcze pół godziny do seansu. W sumie Nicholas jeżeli tylko chciał, to potrafił być jako tako rozmowny. Nie przesadnie, ale nie chce od razu cudów, prawda? Zarówno dziewczyna jak i wilk w niej byli bardzo zadowoleni, że nareszcie mogą nieco po przebywać ze swym "partnerem". I to bardziej we dwoje. Doszli pod kino, sprawdzając wywieszone plakaty i ogólny repertuar. Zauważyła grupkę ludzi ze swojej szkoły - dziewczyny rzucały kąśliwe komentarze (kto by się tego spodziewał, prawda?), a chłopcy podśmiewali się, chociaż czuć było również ich niezadowolenie. No tak, niektórzy z nich również zapraszali ją na randkę, oczywiście już po przemianie. Odwróciła się do towarzysza.<br />
- Wiesz, jakoś nie mam ochoty na film. Może się przejdziemy? - zaproponowała delikatnie, nie chcąc narzucać zbyt mocno swojego zdania.<br />
- Jasne. - wzruszył lekko ramionami. - Park?<br />
- Niech będzie - zgodziła się od razu, rzucając jeszcze jedno zmieszane spojrzenie w kierunku znajomych ze szkoły. Brunet na nowo musiał objąć ją lekko ramieniem, by oprzytomniała. Aczkolwiek wcale się nie skarżyła, zdecydowanie.<br />
Idąc po słabo oświetlonym parku rozmawiali się, śmieli i ogólnie lepiej poznawali. Okazało się, że Nicholas również bardzo lubi literaturę, a czasami nawet czyta coś z poezji, gdy akurat taki nastrój go nawiedzi. Czy tylko jej wydawał się on idealny? Był zarówno delikatny, jak i twardy, jeżeli było trzeba. Nie używał zazwyczaj zbędnych słów, ale zdecydowanie miał poczucie humoru, chyba nawet większe od niej samej. W tej chwili i tak wydawało jej się, że za dużo mówi. Kobiety są strasznie niezdecydowane, no, może tylko w innych sferach... Obecnie miała raczej ochotę zająć jego usta czymś innym. Nick chyba czuł (raczej na pewno) jej przyspieszone bicie serca i koziołki hormonów, gdy tylko przypadkowo musnął ją w dłoń, bo po jakimś czasie złapał dziewczynę za rękę. Czuła to przyjemne ciepło, które od niego buchało. Nie zastanawiała się zbyt wiele i oparła głowę o ramię towarzysza, przymykając lekko powieki.<br />
Ich spacer nie mógł trwać wiecznie, to po pierwsze. Ważniejsze było jednak to, że zgłodniała. Tak, tak, dokładnie. Jejku, jak to głupio brzmi... Nakarmienie wilkołaka nie było raczej łatwe, jeżeli chodzi oczywiście o to pełne nakarmienie, ale potrzeba jej było przynajmniej zjedzenie czegoś, co nie spowoduje burczenia w brzuchu. Głodny wilkołak, to zły wilkołak, a przy Nick'u czuła się jeszcze bardziej niekontrolowana. Chłopak w porę zaproponował podróż do pobliskiej pizzerii. Tak na marginesie, musiała przyznać, że ma świetne wyczucie czasu. Oczywiście się zgodziła, chociaż czuła się przez to nieco głupio, jednak obdarzona rozbawionym uśmiechem bruneta zapomniała o całym świecie. Weszli do pizzerii, zajmując jeden z odosobnionych stolików przy oknie. Wśród wszelkich zapachów jedzenia i ludzi - był piątek wieczorem, więc trochę ich tu było - poczuła jeszcze jedną, znajomą woń. <i>Cholera...</i><br />
- Witam w Pizzerii Cantacky, co podać? - wygłosił standardową formułkę Zack. Czuła na sobie jego nieco smutny wzrok i zauważyła lodowate spojrzenie zwrócone w kierunku Nicholasa. Było jej przez to bardzo nieswojo i zauważalnie napięła mięśnie ramion.<br />
- Emm... Poproszę dużą pizzę hawajską i dwie cole? - wypowiedziała szybko, rzucając pytające spojrzenie towarzyszowi, który tylko kiwnął głową.<br />
- Już się robi, a... Nie wolisz normalnie sprite'a? - zapytał blondyn, zadowolony, że zna upodobania dziewczyny co do napoi.<br />
- Nie, dzisiaj nie mam na niego ochoty. Dzięki. - posłała mu lekki uśmiech.<br />
Chłopak oddalił się niespiesznie w kierunku kuchni, by podać zamówienie. Dopiero po jakichś dwóch minutach rozluźniła mięśnie ramion. Przez ten czas przy stoliku panowała cisza, nie wiedziała zbytnio jak ma się zachować. <i>Czy akurat dzisiaj Zack musiał pracować? Jaki normalny nastolatek pracuje w piątek w pizzerii? </i>Nieśmiało podniosła wzrok na swego towarzysza. Na twarzy Nick'a gościł rozbawiony uśmiech, a w oczach błyskały miliony figlarnych ogników. <i>Ale przepraszam bardzo, jak ja mam to niby interpretować?! </i>Znowu się zdenerwowała, ale on tylko pokręcił głową i zaśmiał się cicho.<br />
- Nie wiedziałem, że będzie tu aż tak ciekawie - rzucił nadal się uśmiechając.<br />
- Tak, bardzo - wymamrotała, wpatrując się w blat stołu. <br />
Sama nie wiedziała, czemu miałaby się tak dziwnie czuć. Po prostu chciała wypaść przed Nicholasem jak najlepiej, a nie czuć się niezręcznie, bo akurat trafili na zakochanego w niej chłopaka. Zack był całkiem fajny, miło się z nim gadało, ale nie był nawet jej przyjacielem. Ba, żaden z niego szczególnie bliski znajomy. Zachowywał się jednak nieco tak, jakby miał pełne prawo odstraszać jej adoratorów i tak dalej. Jeju, to chyba gorzej jak wilki. Nie umówiłaby się z nim chociażby dlatego, by nie robić mu nadziei. Nick był jej życiowym partnerem, była tego pewna. Zaakceptował go jej wilk, który gorliwie domagał się obecności brunet dwadzieścia cztery godziny na dobę i był ideałem Meg, którego gotowa była szukać całe życie. Nie, wilczyca nie odpuszcza łatwo, a kiedy ona się uprze, potrafi być bardzo irytująca. Przed jej nos postawiono pięknie pachnącą pizzę.<br />
- Smacznego - mruknął niezadowolony kelner. Odpowiedzieli mu uprzejme "dziękuję", po czym zaczęli jeść.<br />
Jak wyszło? Zjedli po połowie pizzy, bo nie chciała przyjąć ani jednego kawałka przeznaczonego chłopakowi. Jako tako "podjadła", więc nie musiała się zbytnio martwić swym brzuchem. Wiadomo, że chciała zapłacić, ale nim cokolwiek zrobiła Nicholas już włożył pieniądze do rachunku. Obrzuciła bruneta niezadowolonym spojrzeniem, jednak on na nadąsany grymas dziewczyny odpowiedział tak uroczym uśmiechem, jakby robił to sam anioł. No, taki ciemnowłosy o szarych oczach, który zmienia się przy okazji w psa dingo i potrafi dosłownie pozbawić dziewczynę głowy. Poszła do łazienki, a chłopak stwierdził, że poczeka na nią na dworze. Stojąc przed lustrem cicho westchnęła.<br />
Wyszedłszy z lokalu doznała autentycznego szoku. Bardzo pozytywnego, co po wytknięciu jej braku czasu przez Zack'a i odpowiedzeniu, że nic do niego nie czuje nie było takie łatwe. Przynajmniej nie zajął jej dużo czasu. Otóż przed pizzerią czekał na nią Nicholas, a owszem, który w ręku trzymał mały bukiecik jakby czerwono-różowych różyczek. Nie były to zwykłe róże - miały piękną barwę i raczej nie były kupne, bo wyglądały jak takie malutkie, polne. Czyli te najpiękniejsze oraz najbardziej pachnące. Na miękkich nogach podeszła do lekko uśmiechniętego chłopaka, który właśnie patrzył jak szatynka doń podchodzi.<br />
- Przejdźmy kawałek, bo pod tą pizzerią musimy wyglądać idiotycznie. Poza tym twój kolega ma na nas niezły widok, a publika nie jest tu raczej potrzebna. - odwróciła się szybko. Faktycznie, Zack stał w oknie, przez co zacisnęła usta w wąską linię. <br />
Wcześniej było jej go szkoda, ale teraz autentycznie ją irytował. Mógł sobie już to wszystko wybić z głowy, skoro znał prawdę. Nie chciała mu jej mówić, ale tak będzie lepiej. A tak na marginesie - ciekawe jak zareagowałby na wiadomość o jej drugiej naturze, prawda? Ale nie miała zamiaru tego sprawdzać. Poza tym obecnie głowę zaprzątało jej co innego. Na nowo wrócili do parku, który znajdował się praktycznie tuż obok pizzerii. Obecnie nie było tu nikogo, chociaż czuła nadal świeży zapach alkoholu, więc jednak ktoś przed chwilą tędy przechodził. Cóż, a było to co najmniej sześć osób. Zwrócili się do siebie twarzami, przy czym ta szatynki wyrażała nieśmiałość.<br />
- Nasze pierwsze, hmm... Zbliżenie nie należało chyba do zbyt romantycznych. A tego raczej bym nie chciał. Może to również dosyć oficjalne, ale zawsze lepsze niż wysłany SMS. - wyczekiwała ciągu dalszego z zapartym tchem i mocno bijącym sercem. Usta chyba również miała uchylone, oczy raczej duże, więc musiała wyglądać niczym jakiś, krótko mówiąc, ułom* - no świetnie. Wtedy jednak nad tym nie panowała i nie było po prostu zdolna do jakiegokolwiek ruchu. - Megan, zostaniesz moją partnerką?<br />
Było to jakby bardzo uroczyste, chociaż jeszcze nie zobowiązywało do życia u boku tej osoby. Ona i tak miała taki zamiar, ale nie wiadomo jak Nick. Zgrabnie zastąpił banalne "dziewczyną" na słowo "partnerką" co bardziej pasowało zarówno do całokształtu, jak i ich samych. Nastała chwila ciszy, gdyż nie bardzo mogła wydobyć z siebie jakiś dźwięk. Brunet czekał cierpliwie z wyciągniętym w stronę towarzyszki, ślicznym bukietem różyczek. Wpatrywała się w Nicholasa niemalże tempo, dokładnie w te jego szare tęczówki ozdobione przebłyskami błękitu. Powoli wracała do niej świadomość. Wyszeptała krótkie "Tak", jakby chodziło tutaj o co najmniej zaręczyny i wzięła delikatnie bukiecik. Przyciągnęła go do nosa, wciągając głęboko powietrze.<br />
- Jej... Nie... Spodziewałam się - wykrztusiła w końcu, podnosząc nieśmiały wzrok na stojącego przed nią chłopaka.<br />
- Dlaczego? - zapytał z uśmiechem, nachylając się niebezpiecznie blisko niej.<br />
- Po prostu - stwierdziła cicho z lekkim uśmiechem, wpatrując się w oczy zmiennokształtnego.<br />
Wytrzymała cały wieczór, ale nie miała siły tłumić już emocji. Jak można się było tego spodziewać, zarzuciła ręce na szyję chłopaka i stając na palcach, musnęła jego usta. Było to czułe, jakby wstępnie pytające muśnięcie. Nick objął dziewczynę przysuwając blisko do siebie i składając na ustach Megan równie czuły pocałunek. Zabawne, ile emocji można przekazać osobie poprzez jedno muśnięcie warg. Oczywiście na zwykłych muśnięciach nie poprzestało. Całowali się coraz dłużej i coraz bardziej namiętnie, co nie przeszkadzało żadnej ze stron. Wilk w niej wył uszczęśliwiony i czuła, jakby dingo będący częścią Nicholasa również wydawał zadowolony pomruk. W tej chwili była całkowicie pewna, że są tymi odpowiednimi częściami układanki. Oderwali się od siebie, zziajani jakby właśnie przebiegli maraton, ale w środku niewiarygodnie szczęśliwi. Gdy ich oddechy już się uspokoiły, Nick jako pierwszy zabrał głos.<br />
- Chyba powinniśmy wracać do domu. Nie zrobiłbym dobrego wrażenia na twoich rodzicach, gdybyś wróciła jeszcze później ze spotkania z "takim tam kolegą". - posłał jej figlarny uśmiech.<br />
- Słyszałeś?<br />
- Jestem w połowie psem. Słyszę całkiem sporo rzeczy.<br />
- No tak... A która godzina? - zapytała instynktownie zerkając na swoją lewa rękę.<br />
- W pół do jedenastej.<br />
- Serio?! - wybałuszyła na chłopaka oczy. Nie wiedziała, że już tyle ze sobą przebywają. <i>Jak ten czas szybko leci... </i>Zauważyła rozbawiony uśmiech swego towarzysza.<br />
- Serio. No chodź już. - ujął jej dłoń w swoje ciepłe palce, przez co przeszedł ją przyjemny dreszcz. Przez drogę powrotną znowu rozmawiali, a ona w żadnym razie nie czuła się spięta ani nie musiała się przed niczym powstrzymywać.<br />
- Jesteśmy - stwierdził Nick, dziwnie nieemocjonalnym głosem.<br />
- Spotkamy się jutro? - zapytała z nadzieją w głosie dziewczyna, patrząc towarzyszowi głęboko w oczy. Zaśmiał się cicho.<br />
- Jeszcze nie masz mnie dość?<br />
- Wyjątkowo ani trochę! - wyszczerzyła się w głupawym uśmiechu. - To spotkamy, masz czas?<br />
- Bardzo często mam sporo czasu, więc... Czemu nie. - wzruszył lekko ramionami, po chwili odwracając się do dziewczyny z krzywym uśmiechem i figlarnymi - a może nawet filuternymi? - ognikami tańczącymi w szarych oczach. - Uważasz przemianę za coś... Intymnego?<br />
- Ee... Raczej nie - zawahała się, zerkając z zaintrygowaniem na Nick'a. - A czemu pytasz?<br />
- Zobaczysz jutro. Tylko ubierz się wygodnie - odparował z tajemniczym uśmiechem.<br />
- O której?<br />
- Pasuje ci druga?<br />
- Jasne. To... Jesteśmy umówieni. - nadal czuła się dziwnie z wiadomością, że są parą. Strasznie szybko to poszło... Chociaż w sumie nie było na co czekać. To w końcu było nieuniknione, jeśli wszystko miało być tak, jak powinno.<br />
- Tak. Raczej tak.<br />
- To... To do jutra - pożegnała się cicho i już miała odejść, ale przecież nie mogło się to skończyć tak zwyczajnie. Nim zdążyła do końca puścić rękę Nick'a ten na nowo ją do siebie przyciągnął i bez pytania złożył na malinowych ustach dziewczyny przeciągły pocałunek. Oczywiście go odwzajemniła. Pożegnanie było dosyć długie i raczej przyjemne, jednak musiało kiedyś niestety dobiec końca. Nicholas nachylił się nad uchem szatynki.<br />
- Wiesz... Chyba powinnaś już iść.<br />
- Tak, mama może nawet stoi w oknie. - zaśmiała się krótko, jednak nadal obejmowała szyję bruneta. Dopiero po chwili, ociągając się odeszła, machając na pożegnanie bukiecikiem i szeroko się uśmiechając. Nick zaczekał, póki dziewczyna nie wejdzie do domu. Przed zamknięciem usłyszała jeszcze cichutkie "Dobranoc, wilczyco" jednak nie była do końca pewna, czy to nie umysł spłatał jej figla.<br />
Oznajmiła wszem i wobec swój powrót, chociaż wcale by się nie zdziwiła, gdyby zastała Jenny czytającą książkę do góry nogami i naburmuszonego Marka wpatrzonego w ekran telewizora. Wolała sobie to darować. Wzięła szybki prysznic, zmyła swój lekki, dopracowany makijaż i przebrała się w piżamy. Jutro również czekał ją piękny dzień, już teraz odczuwała zniecierpliwienie. Zapowiadały się chyba najlepsze dni w jej życiu, bo dzień dzisiejszy można było do tego terminu spokojnie zaliczyć. Jeszcze przed snem zeszła by zjeść kolację, jak można się było tego spodziewać. No cóż, była w końcu wilkołakiem i trochę jeść musiała. Miała zamiar zrobić sobie górę tostów i czmychnąć z nimi na górę. Niestety, jej plan nie przebiegł do końca tak, jak chciała.<br />
- Z kim się dzisiaj spotkałaś? - wzdrygnęła się słysząc głos Jenny, która wparowała właśnie do kuchni pod pretekstem nalania soku.<br />
- Aa z kolegą.<br />
- Tyle to ja wiem. A dokładniej? Ktoś kogo znam?<br />
- Raczej nie. Znaczy, tak w sumie... To tak, znasz go.<br />
- Więc? -<i> nie ma to jak spowiadanie się z randki przed matką.</i><br />
- Nicholas, ten, co nie tak dawno mnie odwiedził.<br />
- Jak na nazwisko? Ile ma lat? To ten, co sobie coś połamał? - <i>no i się zaczęło...</i><br />
- Nicholas Green, przyjechał do Vallent raczej niedawno. Ma osiemnaście lat, chodzimy razem na francuski, a tak w sumie to siedzimy nawet w ławce. Tak, to ten, który miał pęknięcia w żebrach. Już? - wyrzuciła z siebie poirytowana, dając tym matce dobitnie do zrozumienia, że nie ma zamiaru mówić nic więcej.<br />
- Wiesz... W sumie to muszę przyznać, że jest przystojny. Masz gust! - ucieszyła się klaszcząc dwa razy w ręce i ściskając córkę. Czy tylko jej się wydaje, że żyje w świecie, łagodnie to ujmując, bardzo dziwnym?<br />
- Taak. Dobranoc - wymamrotała, biorąc talerz z tostami i herbatę, po czym ulotniła się na górę.<br />
To naprawdę było dziwne, trzeba przyznać. Ale w sumie... To Jenny. Mogła się spodziewać tego typu reakcji. Pochłonęła tosty, wypiła herbatę po czym z zadowoleniem ułożyła się na łóżku. Kto mówił, że przed snem nie powinno się jeść, od razu widać, że nie poznał wilkołaka. Jadła tuż przed snem, a jak budziła się rano była głodna jak... Wilk. A do tego nie tyła ni grama. Fajnie ma, prawda? No, nie licząc tego, że głodna mogła bez większych zahamowań zjeść towarzyszącego jej człowieka. Ale kto by się tym przejmował? Śniły jej się najróżniejsze spotkania z Nicholasem, więc na sny narzekać nie mogła, bo cały czas nieświadomie się uśmiechała. Mogła z nim być. Z jej Nick'iem. Ze swoim rudym dingo.<br />
<br />
<br />
Oczywiście obudziła się wcześnie. Zawsze tak jest jak człowiek na coś czeka. To głupie, bo przecież wtedy czeka się jeszcze dłużej... No cóż, chyba nikt nigdy nie zbada do końca ludzkiej psychiki. Mając nadmiar czasu postanowiła się porządnie najeść, odrobić lekcje (oczywiście nie mogła się skupić, ale coś tam nabazgrała) i posprzątać w pokoju. Jenny jechała o pierwszej do pracy, więc nie musiała się martwić o jej spotkanie z Nicholasem. Już się tego bała...<br />
Dzisiaj się nie przestrajała, a ubrała jak na zwykłą lekcję. Pewnie będzie jej trochę dziwnie, ale wypadłaby na głupią, wystrojona w obcisły top, korale i całą resztę. Znowu przygotowała sobie jedzenie, by nie powtarzać wczorajszych niezręczności. Ostatnie poprawki i... Usłyszała dzwonek do drzwi. Prawie zleciała ze schodów, gdy z nich zbiegała. Chwyciwszy za klamkę zobaczyła stojącego na werandzie Nick'a. Opierał się o framugę nonszalancko (zawsze tak ma?) i jak zwykle pięknie uśmiechał. Odwzajemniła uśmiech, złapała torbę i zamknęła za sobą drzwi. Mark miał dzisiaj wizytę u dentysty - cóż za zbieg okoliczności, prawda? <br />
- I jak mija dzień? - zapytała tym razem jak pierwsza, chociaż dalej czuła się niby swobodnie, a niby skrępowanie.<br />
- A dobrze, rzekłbym nawet, że bardzo. A Tobie? - przeniósł te zazwyczaj zimne, stalowe oczy na towarzyszkę. Tym razem jednak ich spojrzenie nie przyprawiało o gęsią skórkę, raczej przyjemnie grzało skórę, zaś lekki uśmiech dopełniał całego obrazu.<br />
- Nie jest źle - wzruszyła lekko ramionami.<br />
- A jak wczorajszy wieczór? - przeniosła na niego uważne spojrzenie.<br />
- Jak dla mnie był cudowny i to do końca - odparła szczerze, przenosząc wzrok przed siebie.<br />
- Miło wiedzieć. - naprawdę, wysilił się z odpowiedzią. A już spodziewała się jakichś wyznań... Również wbił wzrok w jakiś punkt przed sobą i przez większość czasu szli już w milczeniu.<br />
Mogła przebywać z Nicholasem cały czas. Bez przerwy. I właśnie tego pragnęła - zostać z nim... Na zawsze. Nieco straszna jest wizja bycia komuś przeznaczonym, to trzeba przyznać. Jednak była zadowolona, że to właśnie niego dał jej los. Jej ideał, może z kilkoma wadami, ale jednak prawie ideał. Uśmiechnęła się lekko sama do siebie, spoglądając na leśną ściółkę, którą właśnie spacerowali. Doszli nad brzeg jeziora, które znał chyba każdy. Jej kojarzyło się to jednak z pierwszą przemianą, miejscem Reida na jednej ze skarp i ewentualnymi imprezami młodzieży w ciepłe dni. Zerknęła na Nick'a, który również się jej przyglądał.<br />
- Pobiegamy? - zapytał z figlarnym uśmieszkiem, który błądził po jego twarzy.<br />
- Chętnie. Już dawno się nie zmieniałam, hmm... Pozwól. - rzuciła znaczące spojrzenie w kierunku pobliskich krzaków.<br />
- Oczywiście.<br />
Rozeszli się w swoje krzaki, bo mimo, że była wilczycą i podobno nie powinno jej to przeszkadzać (ale przeszkadzało) i Nick widział ją już nago, to wolała nie paradować przed nim bez ubrania. Niespiesznie zdjęła z siebie ubrania, schowała je do torby, którą od razu schowała pod jednym z korzeni pobliskiego drzewa i przemieniła się. Jak miło znaleźć się czasem w ciele swej dzikiej części... Rozciągnęła się zadowolona, czemu towarzyszył dobrze słyszalny trzask kilku kości. Wyszła spomiędzy najróżniejszych krzewów i od razu wychwyciła rudego psa siedzącego spokojnie na ziemi. Uniosła do góry fafle, co miało być uśmiechem. Dingo wstał i podszedł bliżej białej wilczycy.<br />
- Wiesz, chyba powinniśmy się stąd zbierać. Ludzie zazwyczaj lubią spacery w ciepłe dni - wymruczał używając tej wilczej, a może wilczo-psiej mowy, którą znała nieco słabo. Ale biegając raczej nie będą zbyt wiele rozmawiać. Prawda...?<br />
Kiwnęła jedynie głową, ruszając wolnym truchtem przed siebie. Była od niego znacznie większa (w tym wcieleniu, oczywiście) przez co i krok miała trochę większy. Dingo jednak dzielnie dotrzymywał jej tempa, jakby nie zwracał na to uwagi. Po jakimś czasie, już w głębi lasu spojrzał na towarzyszkę jakby pytając "Biegniemy?" na co odpowiedziała wystartowaniem z miejsca. Rudy pokręcił jedynie głową i zaraz przegonił wilka, który to widocznie się zdziwił. Ale, no przecież - zmiennokształtni byli podobno szybsi od wilkołaków. Nie poddawała się jednak, czerpiąc ogromną radość z biegu i rywalizacji, nie mówiąc już, że także z towarzystwa. Nagle poczuła, że ktoś się przemienia. A tak chciała tego uniknąć...<br />
<i> Cześć Megan! </i>- zawołał w jej myślach uradowany Reid. - <i>Co tam tak sama biegasz? </i>- chyba nie myśleliście, że przyzna się kto jej towarzyszy, prawda? Już umie nieco w swojej głowie ukryć.<br />
<i>Miałam na to akurat ochotę.<br />
Kłamczucha! </i>- wypomniał urażony wilk. -<i> Zaraz cię znajdę, to pogadamy.<br />
Nie! Nie mam dziś ochoty na towarzystwo </i>- rzuciła, krzywiąc się niezadowolona. <i>Tylko jego tu jeszcze brakowało.<br />
Ej, słyszałem! No dobra, nie to nie. Łaski bez. Nara. </i>- i znikł z jej głowy. <i>Przynajmniej...</i><br />
Okazało się, że pochłonięta rozmową zwolniła, co uczynił również Nick. Najwidoczniej domyślił się, jakie spotkało ją dodatkowe towarzystwo. Posłała mu uśmiech, wywalając przy tym na bok różowy język, po czym kontynuowali bieg. Po jakimś już czasie postanowili... Bawić się w berka. No, może nie dokładnie. Raczej ścigać siebie nawzajem. Była to swoją drogą całkiem niezła zabawa, trzeba było przyznać. Szkoda tylko, że to zawsze ona, nawet ścigana, czuła się jak łowca...<br />
Przynajmniej dzięki temu dostała kilka buziaków w nos i <i>vice versa.</i> Zmienni męczyli się szybciej i nieco wolniej odzyskiwali ponownie siły, jednak byli równie długodystansowi jak wilkołaki. Wracali więc lekko zziajani po może nieco dziecinnych harcach do miejsca, gdzie zostawili swoje rzeczy. Pech chciał, że znalazła się tam para przytulonych do siebie spacerowiczów, więc musieli przemycić swoje rzeczy gdzieś dalej i dopiero tam zmienić swoją postać, by móc na spokojnie się ubrać. Nawet, jeśli dojrzeli ich przebiegających drogę, to raczej nie rozpoznali w tych zwierzętach zmutowanego wilka i sporych rozmiarów dingo - w końcu nie biegli normalnie, a nienormalnie, czyli w tempie łaka i zmiennego.<br />
Wracali do domu bardzo zadowoleni, przytuleni przy okazji do siebie. A dokładniej to Meg opierała się o swego partnera. Nadal nieco brudni, bo nie wszystko dało wyczyścić się do czysta - taki bieg robi jednak swoje. Nie odzywali się do siebie zbyt wiele, ale nie musieli nawet tego robić. Napawali się swoją obecnością. Nie chciała go opuszczać, gdy doszli już pod jej dom, jednak było to oczywiście konieczne. Na pożegnanie pocałowali się przeciągle, a zarazem czule. No, bo innego pożegnania sobie nawet nie wyobrażała. Nieco zasmucona wróciła do domu, machając jeszcze do bruneta, gdy stała w drzwiach. Przydałoby się wziąć prysznic.<br />
<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
* - przepraszam, ale nic innego mi tutaj nie pasowało. Taki jakiś humorek... Ogólnie nie mam z pewnością nic do ludzi chorych, tacy są nawet często bardziej warci sympatii niż... Oj, można by wymieniać. Nie wiem, czy ktoś zwróciłby tak normalnie na to uwagę, ale wolę zastrzec już na początku wszelkie nieporozumienia. ;)<br />
<br />
<br />
Jeszcze raz bardzo przepraszam, że rozdział dodałam tak późno, ale niestety w od czwartku zbrakło mi nieco internetu. Następny rozdział dodam pewnie w sobotę, aczkolwiek nic nie mogę obiecać. Ale co do powyższego rozdziału: cóż, romantykiem to ja zbytnim nie jestem... Ale może coś z tego wyszło. Rozdział taki raczej spokojny, ogólnie jeszcze ze dwie czy trzy notki będą takim jakby pomostem do drugiej części (mówiłam wcześniej, że tak to podzieliłam w swej dziwacznej łepetynie, prawda?), ale postaram się również, by i w nich coś się działo. W sumie nie będę się rozpisywać, bo nie mam już na jaki temat. Dobrze, że ten marzec minął, bo szkoła jest po prostu zabójcą... Wszystkiego! D: No już dobrze, uspokajam się. Także pozdrawiam i jeszcze raz serdecznie przepraszam.Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-64369274237693692962011-03-16T08:43:00.000-07:002011-03-16T12:17:08.335-07:00Rozdział XV. Otworzyła oczy, przed którymi nadal majaczyły niewyraźne kształty. Wszystko ją bolało, każdy, najmniejszy nawet ruch sprawiał jej ból. Na swoim ciele, jak się okazało nagim, czuła nieprzyjemny chłód. Krzywiąc się niemiłosiernie usiadła pod ścianą i zwinęła w kłębek. Ręce i nogi oprawione były w kajdany z tak grubymi łańcuchami, że oczy niemal wyszły jej z orbit. Praktycznie na całym ciele dziewczyny można było znaleźć ślady zakrzepłej krwi. <i>Gdzie ja do cholery jestem? To jakiś żart, głupi sen? I... Co się wczoraj wydarzyło?</i> Szukała odpowiedzi na zadane pytania w myślach pytania, chociaż oczywistym było, że raczej owych odpowiedzi na nie nie znajdzie. Nie dość, że była naga, siedziała w podmokłej piwnicy z jedynie małym, brudnym okienkiem, przyczepiona do kamiennej ściany niemożliwie mocarnymi łańcuchami, to jeszcze pod kajdanami niemiłosiernie swędziała ją skóra. Tak na marginesie - kto normalny przejmuje się swędzeniem skóry w takiej sytuacji...?<br />
Nagle obdrapane drzwi po jej lewej stronie otworzyły się. Jeszcze bardziej podciągnęła do siebie nogi, czekając z zapartym tchem na osobę, która miała pojawić się w drzwiach. Jej widok bynajmniej jej nie uradował. Otóż w drzwiach stał uśmiechający się obleśnie morderca, którego sfora ściga już jakiś czas. Wampir wszedł do środka niespiesznie, omijając jedynie delikatny prześwit promieni słonecznych, które wpadały przez sczerniałe, piwniczne okienko. Przyglądała się mu uważnie - nie kryła swego przerażenia. Ciężko stwierdzić, co sadyście może przyjść do głowy... Blady mężczyzna ustał przed nią z rękoma schowanymi w kieszenie czarnych spodni.<br />
- I jak tam, wilczyco? Widzę, że się obudziłaś. No nareszcie! A myślałem, że zanudzę się na śmierć...<br />
- To miał być żart, tak? Bo nie wiem czy mam się śmiać czy współczuć - wychrypiała kwaśno. <i>Nie, nie! Zamknij się i nie pogrążaj!</i><br />
- Odzyskałaś ducha walki? A to bardzo dobrze, wiesz? Będzie lepsza zabawa. - uśmiechnął się do Megan specjalnie ukazując swe długie kły. Zaraz jednak je schował i podszedł doń bliżej. - Łapka wyzdrowiała? Najprawdopodobniej pęknięta, ale nie wiem jak działa leczenie u wilkołaków w czasie pełni... - rzeczywiście, dopiero teraz poczuła, że z jej lewą ręką coś jest nie tak. Taa, nie ma to jak spostrzegawczość. - To jak? Jaki sposób na zabawę wybierze nasza biała wilczyca? - czuła jego obleśny, śmierdzący krwią oddech na swojej twarzy. Zawarczała, mechanicznie się zmieniając. - To już coś! - wykrzyknął uradowany wampir.<br />
Straciła na parę sekund kontrolę nad wilkiem, lecz już po chwili odzyskała swój umysł jako Megan-człowiek. Nadal stała jednak na szeroko rozstawionych łapach, warcząc gardłowo i wlepiając w mężczyznę morderczy wzrok. Wampir chwycił stojące w pokoju krzesło i rzucił nim o ścianę, roztrzaskując je przy okazji na mniejsze części. Cały czas śmiał się szaleńczo. Bawiło go to. Te obnażone kły, chęć wykończenia go w sposób długi i bolesny. Nie potrafiła tego zrozumieć, ale ona przecież nie była potworem. A nawet jeśli, nic nie równało się do osobnika, który uwięził ją w kamiennej piwnicy.<br />
Wampir bawił się z nią bardzo długi czas. A to podkładał pod nos rękę, którą błyskawicznie zabierał, a to podchodził blisko niej, by zaraz umknąć gdzieś w kąt, powodując u wilka ból spętanych kajdanami łap. Łańcuchy były dosyć grube i zdażało im się hałasować. Raz pokazał jej nawet kluczyk od owych kajdan, który jednak zaraz odłożył w najdalszym kącie, na niewielkiej półeczce - w każdym bądź razie to przyszło jej na myśl. Ranił ją płcej lub głębiej co sprawiało jedynie ból. Rany szybko się goiły. Ogarniała ją coraz większa wściekłość, była głodna, nieco obolała, rozdrażniona i spętana niemiłosiernie grubymi (a co za tym idzie i ciężkimi) więzami. Była zaszczuta. Nie mówiąc już o tym, że powoli opadała z sił.<br />
Nagle stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Małe, ciemne okienko roztrzaskało się w drobny mak. Wampir zasyczał, odskakując bardziej w kierunku drzwi. Do środka, przez niewielki otwór przecisnął się rudy pies dingo. Mężczyzna na ten widok roześmiał się głośno, mówiąc jeszcze coś, czego nie słuchała. Nie mogła w całe to zajście uwierzyć. Przyglądała się zgrabnemu tańcu - unikania ciosów przez dingo, nieudanych prób pochwycenia wampira. Nocna mara przez cały czas śmiała się w ten sposób, że włosy jeżyły się automatycznie na głowie.<br />
Musiała coś zrobić i to szybko. Rozejrzała się gorączkowo dookoła. <i>Krzesło, drewno, tak! </i>Zmieniła postać, chwytając do ręki dwie części od roztrzaskanego krzesła. Chwiała się na nogach, jednak nie miała zamiaru ustąpić. Musiała wydostać się z tych kajdan. Jedyne co przyszło jej na myśl, to wybicie kciuka. Nie namyślała się nad tym długo i naparła wpierw na jedną, później na drugą dłoń. Podziałało. Wampirowi udało się pochwycić zmiennokształtnego oraz rzucić nim o ścianę. Bardzo mocno, tak swoją drogą. Dingo sapnął cicho i stracił przytomność. Wampir podchodził do niego nadal coś gadając, śmiejąc się i tak na przemian. Nie miała pojęcia jak to jej się udało, ale nie zwrócił na nią uwagi. Podeszła doń od tyłu i szybkim ruchem wbiła kawałek drewna w plecy mężczyzny. Wampir sykną, po czym obrócił się do niej z rozbawioną miną.<br />
- Naprawdę uważałaś, że trafisz w serce? Strata twojej szansy, koch...<br />
- Nie mów do mnie "kochana", świrze! - po czym uderzyła mężczyznę centralnie w szczękę z ręki złożonej w pięść. Zaraz potem wsadziła drugą nogę od krzesła między żebra wampira, ledwo przebijając się do serca. Spojrzał na nią z obnarzonymi kłami i szczerym zdziwieniem w oczach.<br />
- Jak...? - wychrypiał, całe jego ciało jakoby pulsowało.<br />
- Nigdy nie lekceważ przeciwnika - rzuciła cicho, a już po chwili stała dookoła czegoś, czym był wampir.<br />
Jeremy miał rację, nazywając to "papką". Wampir musiał być dosyć stary, gdyż zostały po nim również jakby zaschnięte kości. Nie przyglądała się jednak temu odrażającemu widokowi (w normalnych okolicznościach pewnie by wymiotowała bądź zemdlała). Podeszła do leżącemu pod ścianą psa. Dingo miał urywany, rzęrzący oddech. Usiadła, biorąc go delikatnie na kolana. Cicho sapnął, lecz nie zaprotestował. Gładziła palcami delikatnie rude futro na głowie zwierzaka.<br />
- Tylko mi tu nie padaj, dobra? Dobrze się czujesz? Znaczy, jak na rzut o ścianę? I nawet nie waż się stracić przytomność. Pokaż mi chociaż, że mnie słyszysz.<br />
Nicholas otworzył jedno szare oko, patrząc nań rozbawiony. Dodatkowo pomachał lekko ogonem, jakby chcąc pokazać, że nie ma nic przeciwko. No tak, który chłopak nie cieszyłby się, gdyby naga dziewczyna przyciskała go do piersi, prawda? Dopiero teraz przypomniała sobie na nowo o swej goliźnie. Nie zwracała na nią jednak uwagi. Teraz liczyło się to, że potwór nareszcie nie żyje. Vallent nic już nie zagrażało, a przynajmniej - do czasu. Jednak na czas obecny ma swoich obrońców. Nie nasiedziała tak zbyt długo, gdyż już za jakiś czas do piwnicy wpadła cała sfora.<br />
- Dorian, przynieś jej coś do ubrania! Megan, nic ci nie jest? - zapytał Seth, przyglądając się całemu miejscu.<br />
- Mi nic, ale Nicholasowi przydałby się chyba lekarz - stwierdziła, przenosząc wzrok na dingo, którego nadal trzymała na kolanach.<br />
- Charlie się nim zajmie, ma... Tak jakby wprawę. O, masz koszulkę. - odebrał męski T-shirt z zębów Doriana, podając go jej od razu.<br />
Ubrała się szybko, pokazując miejsce gdzie spoczywa kluczyk od kajdan. Odpięła nogi, masując je delikatnie. Zauważyła, że pozostały jej czerwone ślady. Seth powiedział głośno, że pewnie miały w sobie coś ze srebra. Jeremy i Reid postanowili spalić dla pewności to, co zostało z wampira. Poza tym miało dostarczyć im to zabawy, którą odebrała im Meg zabijając wampira. Nadal nie mogła w to uwierzyć. Ona, sama... Cóż, gdyby nie Nick nie udałoby jej się to z pewnością, ale to już zawsze coś. Charlie wpierw zajął się poobijanym i nieco połamanym dingo, a potem obejrzał jej powybijane kciuki i pęknięcie w lewej ręce. Polecił jej jeszcze parę razy zmienić postać, ale kiedy rzuciła tekst "chyba sobie żartujesz?" i lodowate spojrzenie wymruczał, że nastawi je jej tradycyjnie.<br />
Zwinęli się z tego miejsca jak dało się najszybciej. Charlie jeszcze męczył Nicka przy którym chciała zostać, ale ponury brunet wygnał ją stamtąd natychmiastowo. Także maszerowała przez las z grupką chłopaków, poplamiona krwią, rozczochrana w męskiej koszulce, która sięgała jej do połowy uda. Zabrakło jej zapasowych ubrań, bo te ostatnie przecież podarła. Tak w sumie to same się podarły, przecież to nie jej wina, że była pełnia, a nie mogła być wtedy wilkiem, prawda? Och, mniejsza o to. Niektórzy chłopcy byli zamyśleni, inni rozluźnieni, a jeszcze kolejni wykończeni. W każdym bądź razie wszyscy milczeli, nawet Reid.<br />
Pożyczyła od chłopaków - po uprzednim wyszorowaniu się pod prysznicem - jakąś bluzę i dresowe spodnie, które i tak z niej spadały. Ach, jeszcze oczywiście buty. Nienawidziła chodzić bez skarpetek... Zjadła tak wielką ilość jedzenia, że nawet oni byli pod wrażeniem. Sami zjedliby pewnie jeszcze więcej po jej przeżyciach, no, ale to jadła Megan co było ogromną różnicą. Po wyczyszczeniu lodówki wilków (nad czym Reid bardzo ubolewał) zebrała się do domu. Na szczęści robiło się już ciemno, więc nikt nie musiał jej oglądać. Myślała o wielu sprawach, brnąc dzielnie przez śnieg. Teraz czuła się całkowicie bezpiecznie. Przynajmniej na jakiś czas.<br />
<br />
<br />
<br />
***<br />
<br />
<br />
Siedziała na swoim łóżku czytając książkę. Od zabicia naszego cudownego krwiopijcy minęło kilka dni, a co za tym idzie - parę zmian. Pęknięta kość już dawno jej się zrosła, kciuki również były w porządku. Wróciła do swojego naturalnego koloru włosów - dosyć ciemnego brązu. Na razie farba, ale z racji, że włosy szybko jej rosną, nie jest tak źle. Rodzice zabrali ją na zrobienie obiecanego, urodzinowego tatuażu. Teraz nie bała się już niczego, naprawdę, chociaż nie takie stworzenia zapewne jeszcze zobaczy. Jak myślicie, co sobie wytatuowała? Otóż na lewym nadgarstku pojawiły się dwie małe, psie (ona i tak mówiła, że wilcze) łapki. Miały czarne obramówki, zaś w środku były w odcieniu spokojnego fioletu. Kolczyk w brodzie postanowiła sobie odpuścić - jak wyglądałaby jako wilk? Przesada.<br />
Usłyszała dzwonek do drzwi, jednak nie zwróciła na to większej uwagi. Na nowo zagłębiła się w czytanej powieści. Po niedługim czasie usłyszała jednak pukanie do drzwi. Zdziwiona zaprosiła nieoczekiwanego gościa. Jakież było jej zdziwienie, gdy w drzwiach staną ni mniej, ni więcej, a Nick. Spojrzała nań zdziwiona. Spodziewałaby się tu chyba każdego, ale nie jego. Lewa ręka była zabandażowana i z tego co wiedziała - skręcona w nadgarstku.<br />
- Można? - zapytał chłopak, gładząc rozczochrane włosy.<br />
- No... Tak. Siadaj - dodała, odkładając na bok książkę. Gdy jej gość posłusznie usiadł na łóżku, postanowiła na nowo się odezwać. - Wiesz... Jakoś się tu ciebie nie spodziewałam. A właśnie, jak zdrowie? Zrosło ci się wszystko?<br />
- Taak, też nie sądziłem, że kiedyś złożę ci domową wizytę. Ale jak widać - jestem. Co do leczenia... Cóż, wilkiem nie jestem, więc żebra nadal są połamane, a nadgarstek jakoś się tam goi... W sumie jeszcze trochę sobie poobwiązywany pochodzę - mruknął w odpowiedzi, chociaż przy wspomnieniu o wilkach uśmiechnął się nieco złośliwie.<br />
- Aha - bąknęła bardzo inteligentnie. Czuła się... Skrępowana? <br />
- W ogóle ciekawa zmiana. Całkiem ci tak dobrze, do twarzy czy coś - mruknął, mając na myśli kolor włosów dziewczyny.<br />
- Och. Tak. Postanowiłam wrócić do starego koloru. - posłała mu lekki uśmiech - A tak w ogóle, to... Dziękuję. Wcześniej jakoś nie było okazji... No, sam wiesz...<br />
- Tak dziękujesz mi za uratowanie życia? - prychnął teatralnie. Nie była pewna, co nią w końcu pokierowało, ale było to dość silne.<br />
- Nie, bo to dopiero początek. Teraz ci podziękuję.<br />
Usiadła okrakiem na kolanach chłopaka, założyła mu na szyję ręce, po czym delikatnie musnęła jego usta. Nick odwzajemnił pocałunek i tuż potem zatracili się w chwili. Poczuła, jak jej wilk akceptuje wybór swej drugiej połówki. Wcześniej jakby nie brał pod uwagę takiego rozwiązania, jednak teraz po prostu przytaknął i na nowo się ukrył. Zaraz skupiła się na pocałunkach. Było w nich mnóstwo emocji, niektórych nie potrafiła nawet rozróżnić i oddzielić. Pocałunki przeradzały się w coraz mocniejsze, drapieżniejsze. Powoli zaczęli kłaść sie na łóżku Megan, gdy w pewnym momencie brunet oderwał się od dziewczyny, cicho sycząc przez zęby. Złapał się za żebra po prawej stronie.<br />
- Gójcie się! - warknęła na bolące miejsce, wyraźnie niezadowolona. Nicholas w odpowiedzi jedynie się zaśmiał. Jak zwykle dała ponieść się emocjom... Ech, co z nią jest?<br />
- A to ciekawe, rozkazywać kościom, by się zrosły - mrugnął doń z figlarnym uśmiechem malującym się na ustach.<br />
- Och, nieważne. Boli cię jeszcze? - spytała z troską, schodząc z kolan chłopaka.<br />
- Już nie. No, praktycznie nie. <br />
- Przepraszam... - rzuciła cicho, czerwieniąc się na twarzy.<br />
- Ale ja nie potrzebuję przeprosin. Mi tam się podobało - stwierdził zaczepnie.<br />
- Chwilami po prostu mnie dobijasz - westchnęła jedynie dziewczyna.<br />
Rozmawiali całkiem długo, co jest trochę dziwne - w końcu Nick do rozmownych to zbytnio nie należy. Dowiedzieli się trochę o sobie, pośmieli i takie tam. No, zwykła rozmowa znajomych. Dobrych znajomych. Przyjaciół...? Nie no, bez przesady. Gdy Nicholas stwierdził, że przydałoby się już wyjść, Megan grzecznie odprowadziła go do drzwi (nie chciał, żeby go odprowadzała dalej - faceci). Mimo wszystko to zrobiła, lecz niestety tylko wzrokiem. Obserwowała oddalającą się sylwetkę chłopaka, wlepiała wzrok w jego plecy póki nie skręcił w któraś z uliczek. Oznajmiwszy, że idzie się położyć wyłapała wzrok Jenny. <i>O niee, będzie mnie teraz wypytywać!</i> - zajęczała w duchu, jednak nie powiedziała matce niczego.<br />
Wzięła dla odmiany długą, relaksującą kąpiel. Chciała jeszcze trochę odpocząć, acz czuła się lepiej niż kiedykolwiek. Chodziła jako tako wyspana, bo chłopacy na jakiś czas znieśli nocne obchody. No tak - na jakiś czas. Na samą myśl robiło jej się nieprzyjemnie. Ale teraz miała lepsze rzeczy do przemyślenia. Czuła się głupio z powodu tego pocałunku. Ale nie jej wina, że jest w połowie zwierzęciem, prawda? A to było z tegoż właśnie powodu. Taak. Mimo wszystko nie żałowała. Miała ochotę zawalczyć, tylko jak właściwie z nimi było? No, bo to było dosyć dziwne... Zabawne, że dopiero teraz przyznała się sama przed sobą, że Nick jej się podoba. Jak można być, aż tak zaborczym?<br />
<br />
<br />
Słodkie lenistwo nie trwało zbyt długo. Na lunchu Seth oznajmił jej, że jutro zaczynają patrole, a jeszcze dzisiaj będzie miała lekcję. Matt zbierał się, by oznajmić Sarze z czym się spotyka (szybki swoją drogą jest chłopak, nie? Już nawet prezenty drogie od niego dostaje... Wie jak się jej przypodobać, zdecydowanie), także musi jeszcze podszlifować nieco swą samokontrolę. Super... O niczym innym nie marzy.<br />
Ostatnimi czasy nie było w szkole Nicholasa, więc nie mogła z nim o niczym pogadać. Nawet myślała kiedyś, żeby wytropić jego mieszkanie, ale stwierdziła, że to byłaby już przesada. Aż tak nachalna to ona nie jest. Żyła w ciągłym poddenerwowaniu, niepewności. Ta sytuacja była głupia, dziwaczna. Już nawet wilk mruczał w niej niezadowolony, że tak długo nie widzi swego niby-partnera. Nareszcie jednak, po tych kilku dniach męki brunet postanowił zawitać do szkoły. Swoją drogą musiała nieźle mu o sobie przypomnieć...<br />
Wchodziła uśmiechnięta do klasy, bo odprowadzana przez Doriana, który opowiadał dosyć komiczną historię, lecz ostatecznie ustała sparaliżowana w drzwiach sali z uchylonymi ustami. W ławce siedział rozluźniony Nick, który bawił się w tej chwili długopisem. Zaraz jednak spojrzał w jej kierunku, a słysząc narzekania jakiegoś chłopaka za plecami, dziewczyna szybko się otrząsnęła i sztywno weszła do klasy. Jej wilcza połowa zaszczekała radośnie w środku. Rzuciła doń cichutkie "cześć", po czym się rozpakowała. Chwilę zbierała się do rozmowy. Jakoś tak... Dziwnie.<br />
- Wiesz... Chyba musimy porozmawiać - szepnęła niemal niedosłyszalnie, wlepiając spojrzenie w blat stolika. Poczuła na sobie jego pytający wzrok. - No wiesz. O tym, co zdarzyło się ostatnio...<br />
- Aa - udał oświeconego, lecz zaraz uśmiechnął się figlarnie. - O to chodzi. Możesz mówić, chętnie o tym porozmawiam.<br />
- A to nie chłopak powinien o takich rzeczach mówić? - fuknęła lekko poirytowana.<br />
- Oj, no nie złość się już... Lepiej mów, bo zaraz... O, no i już.<br />
Do klasy weszła nauczycielka, co równało się końcowi rozmowy. Nie no, proszę was. Przecież nie da tak łatwo za wygraną. Wydarła z zeszytu kawałek kartki, chwilę zastanawiając się co ma napisać. <strike><i>No to jak, powiesz, o co chodzi?</i></strike> - wybazgrała na kartce, jednak po krótkim zastanowieniu skreśliła zdanie. Znowu będzie się wykręcał, a ona chce konkretów. Swoją drogą ładnie dzisiaj wyglądał. Jego włosy jak zwykle były w lekkim nieładzie, spod granatowego, cienkiego swetra wystawał biały kołnierzyk bluzki polo. Do tego nieco wysłużone jeansy... <i>Cholera, o czym ja myślę!</i> Potrząsnęła lekko głową, przez co jej sąsiad uniósł pytająco brew. Zaczerwieniona w końcu napisała pierwszą, lepszą wiadomość. Nawet nie zwracała uwagi na klasę, nauczycielkę - teraz miała misję, no nie?<br />
J<i>ak teraz będzie? No wiesz, tak... Z nami? </i>- Nick nie miał takich problemów z pisaniem, acz każdą odpowiedź poprzedzało krótkie rozmyślanie.<br />
<i>To znaczy, jak to z nami?</i> - spojrzała na niego morderczo, na co on tylko pięknie się uśmiechnął. <i>Jeju, on ma taki boski uśmiech!</i> Nagryzmoliła nową odpowiedź.<br />
<i>Nie baw się ze mną, Nick. Przecież wiesz doskonale o co mi chodzi. </i>- chłopak wywrócił oczami.<br />
<i> Aleś Ty ostatnio nerwowa. I znowu się spoufalasz. A może tak Nikuś, albo Nicky?<br />
Lepiej odpowiedz na moje pytanie, bo inaczej pokażę Ci nerwową!<br />
A co, chciałabyś, by było z tego coś więcej? </i>- zapytał chytrze, a ona stała się całkowicie nerwowa. Swoją drogą to cud, że nauczycielka jeszcze nie zwróciła im uwagi. I dziękowała Bogu, że Nick pisze jak człowiek, bo nie miała ochoty na szyfry.<br />
<i>Może... Czyżby zainteresowany?<br />
W tej chwili zaintrygowany.<br />
Och, jakże mi miło, że wzbudziłam twe zainteresowanie, niech tam. A jakaś jaśniejsza odpowiedź?<br />
Kino jutro o 19? </i>- no teraz, to ją zatkało. Udawała, że chwilę się namyśla, chowając zaróżowione policzki za ciemnymi włosami. Nick zaproponował jej spotkanie!<br />
<i>To ma być randka?<br />
Hmm... Chyba tak. Więc?<br />
Ok, niech będzie.</i><br />
Była zszokowana. On umówił się z nią na randkę. Boże, no bez takich! A jeszcze niedawno nawet go nie lubiła! Niestety nie rozmawiali już do końca lekcji, acz ona co jakiś czas (krótszy, czas) spoglądała na sąsiada z ławki kątem oka. Wyszedł dosyć szybko, ale na pożegnanie obdarował ją nieco rozbawionym, lekko krzywym uśmiechem i słowami "to do jutra". Ten wyraz twarzy wpił się w jej umysł naprawdę bardzo mocno, było z nim mu tak jakby "do twarzy". Ależ to dziwnie brzmi... Cała w skowronkach wróciła do domu, a na lekcji bezpiecznie trzymała swe myśli w najdalszych zakamarkach umysłu. Ale nawet ta mała lekcyjka, której wcześniej tak nie chciała, teraz nadal pozwoliła trzymać na jej ustach radosny uśmiech. Widzieli to i inni ludzie, ale tylko machali ręką.<br />
<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
Opowiadanie jest w mojej głowie tak jakby podzielone na dwie części, a właśnie jedna z nich dobiegła końca. :) Teraz będzie kilka rozdziałów, które je jakby "łączą". Ale najpierw muszą zostać napisane... No tak, może uda mi się w przyszły piątek/sobotę coś wstawić, aczkolwiek nic nie obiecuję. Jak nie za tydzień, to mam nadzieję, że za dwa. Ostatnio mam strasznie dużo zajęć w szkole - Wy też? Dobrze, że chociaż te "problemy rodzinne" mi się jako tako skończyły... No, ale nie nudzę. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do komentowania, wypisujcie mi błędy. ;)Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-44781377990192178812011-03-04T07:12:00.000-08:002011-03-04T07:14:04.657-08:00Rozdział XIV. Stali na cmentarzu, wpatrując się uparcie w nagrobek. Msza już się odbyła, a oni nie chcieli nikogo poza swoją sforą. Nikt nie mógł ich zrozumieć. Oficjalna wersja brzmiała, że Naomi wpadła pod koła pijanego bądź naćpanego kierowcy, który zwiał z miejsca wypadku. Ludzie to łyknęli i to nadzwyczaj szybko. No tak, przecież jej nawet nie znali... Każdy złożył na grobie dziewczyny kwiaty: chryzantemy, jakieś białe, bliżej nieokreślone dlań kwiaty, a nawet róże i słoneczniki. Wszystkie, z którymi kojarzyła się im władcza wadera.<br />
Reid czuł się już znacznie lepiej, chociaż trawiła go ogromna nienawiść do ich obecnego wroga oraz tęsknota za siostrą. Wszyscy mieli żałobę - przynajmniej, póki nie skończą się im czarne ubrania, będą wyglądali... No cóż, jak prawdziwi żałobnicy. Jednak ową żałobę nosi się w sercu, a śmierć Naomi na zawsze wypaliła na nich to drobne piętno. Członek stada, praktycznie rodzina. Najbliższa, tuż po partnerze z wilczej miłości, osoba. Chyba nawet bliższa od normalnej rodziny, gdyż to po swym wilczym towarzyszu, na samo wspomnienie, stają w oczach łzy. Na zawsze czuje się w sercu tę przejmującą pustkę...<br />
Spędzili wspólnie cały dzień, opowiadając kilka historyjek z Naomi w roli głównej. Każdy za nią szczerze tęsknił, a takie wspominanie nie zawsze przynosiło ze sobą więcej bólu niż radości. Wystarczyło ciepło myśleć o osobie, która odeszła i żegnać ją z uśmiechniętym portretem w myślach. Potem jak zwykle ruszyli tropić. Zażądała wręcz od rodziców, by zostali u rodziny, a wataha miała jak na razie nie chodzić do szkoły. W sumie był piątek, więc zbyt wiele lekcji to oni nie stracili, ale człowiek mógł spokojnie pomyśleć. Znajdowanie nowych tropów strasznie się ślimaczyło, co nie podobało się zdecydowanie nikomu. Mimo wszystko na parę wskazówek wpadli, a to już dobry znak. Poszła tradycyjnie do łazienki zmienić się w wilka.<br />
Dzisiejszej nocy miała być pełnia. Wiedziała to od chłopaków, a także czuła całym ciałem. Na samą myśl o okrągłej kuli przechodził ją przyjemny dreszcz. Podobno to wspaniałe przeżycie, a biorąc pod uwagę również to, iż miała to być jej pierwsza pełnia - również ogromnie emocjonujące. Wyszła z łazienki, porzucając swoje rozmyślania. Nim dobrze znaleźli się w lesie, cała sfora zaczęła bezszelestnie truchtać. Aha, tak na marginesie - ona była najgłośniejsza, no ale... W końcu to Megan, prawda? Zaczęli przeszukiwać teren. Słońce chyliło się już ku zachodowi, więc wzrok wilkołaków był chwilowo przytępiony. Dobrze, że jedynie chwilowo.<br />
<br />
<br />
<br />
***<br />
<br />
<br />
Wszyscy szli w równych rzędach z nosem przy ziemi, aż w pewnym momencie Jeremy w postaci wielkiego, szarego basiora gwałtownie poderwał głowę do góry. Wszyscy patrzyli na niego uważnie, wiedząc z głowy wilka, że szepnął mu coś instynkt. Jeremy rozglądał się na boki, co chwila wciągając powietrze. Od razu było widać, że czegoś szuka. Chyba nawet najbardziej niedomyślna osoba by to zauważyła. Każdy po kolei zaczął robić to samo, a mianowicie: tropić.<br />
<i> Czujecie?</i> - zapytał w myślach Dorian<br />
<i> Tak, on tu gdzieś jest </i>- zgodził się cicho Seth.<br />
<i> Trzeba dorwać drania! Rozszarpię go na strzępy i dla pewności wbiję kołek w serce, jeśli będzie trzeba!</i> - warknął w myślach Reid, typowo na niego nabuzowany. Zmroził Meg wzrokiem za tę myśl, a ona posłusznie spuściła głowę.<i> Dominacja to jednak silna rzecz...</i><br />
Seth ustalił, że muszą trzymać się razem i w tym dniu nie dać ponieść się pełni. Nie wiedział zbytnio co zrobić z Megan, ale ostatecznie została, a przy ewentualnej bitwie ma się trzymać z daleka - oczywiście. Gdyby nie niefortunny czas pewnie nie byłoby aż takiego (bo znając życie i tak by takowy był) problemu, bo coś tam umiała, ale w zestawieniu z pełnią nie wróżyło to niczego dobrego. Ustalili, że atakować mają głównie Seth, który jako Alfa winien wszystkich poprowadzić, Jeremy i Charlie. Reid w odpowiedniej chwili może zaatakować szyję wampira, a Dorian robić to, czego w danej chwili potrzeba - przeszkadzać, podgryzać, trzymać w żelaznym uścisku szczęk. A Megan, tak jak wszyscy się jednogłośnie zgodzili, ma stać z boku i się temu wszystkiemu przyglądać, ewentualnie, jeśli jej przemiana na to pozwoli, strzelać z kuszy, którą miała łaskawie otrzymać.<br />
Ubrała się dosyć zwiewnie i luźno, by po przemianie móc łatwo z siebie zedrzeć strzępy ciuchów, które krępują znacznie ruchy. Do leśniczówki poszedł z nią Charlie, a reszta uważała na jakikolwiek szczegół. Megan czuła, że to dzisiaj dojdzie do starcia, chociaż nie mogła być tego w stu procentach pewna. Brunatny basior przyniósł jej w zębach załadowaną kuszę i zwięźle wytłumaczył o co w tym chodzi - oczywiście, używając wilczej mowy. Sama nie potrafiłaby niczego w niej powiedzieć, a rozumiała ją również tak tyle o ile, jednak cieszyła się, że tym razem jej to nie zawiodło. Tylko... Czy nie powinna znać tego wilczego języka tak po prostu? Jak... Wilk? Gdy wracała z wielkim basiorem u boku ten w pewnym momencie nadstawił uszu i znacznie przyspieszył.<br />
- <i>Zaczęło się</i> - warknął krótko, po czym jeszcze bardziej przyspieszył. Zaraz potem biegli w odpowiednim kierunku.<br />
Gdy wpadli na polanę brunatny basior od razu dołączył do zgranego szyku. Była to ta sama polana, na której znaleźli Naomi... Uderzyło ją, że Charlie jest nieco mniejszy, bardziej "wilczy" od reszty członków watahy. Szybko nasunęło jej się, że musi mieć coś więcej ze szlachetnego. Tylko dlaczego wcześniej tego nie zauważyła? Przecież poruszał się z większą gracją niż inni, był naprawdę szybki i silny. <i>Och, no o czym ja myślę!</i> Pokręciła na boki głową, przyglądając się walce.<br />
Wampir został otoczony i schwycony za ręce i nogi, chociaż bardzo dzielnie się bronił. Kiedy uwolnił pogryzione ręce, od razu ściągnął z karku Reida, który zaledwie drasnął jego szyje. Wszystko wyglądało nie do końca jak walka; było płynne, szybkie i... Dziwne. Wilkołaki działały w ściśle określonym szyku. Była pewna, że Seth wydaje wszystkim polecenia - swoją drogą całkiem trafne. Uniosła kuszę na wysokość ramion, przybrała odpowiednią postawę i wystrzeliła. Udało jej się trafić ponad łopatkę bladego mężczyzny. Wampir wydał z siebie zdziwiony syk, po czym błyskawicznie odwrócił w jej stronę. Nie napatrzył się nań jednak zbyt długo, bo zaraz zaatakowały go rozwścieczone wilki.<br />
Celowała właśnie w głowę potwora, czekała by się odwrócił i by móc strzelić mu prosto między oczy. Nagle to poczuła. Upuszczając kuszę wystrzeliła niechcący jedną ze strzał, która wbiła się tuż przy łapie któregoś ze zdziwionych wilków. Nie patrzyła już jednak na potyczki basiorów i nocnej zmory. Teraz łapała się za głowę, a jej ubranie rozrywało na ciele. Zmieniała się. Księżyc miał już na nią swój wpływ, było koło północy czyli w gruncie rzeczy - już czas. Na nowo przeżywała tą agonię jak przy pierwszej przemianie. Okropny ból, chrupanie kości i rozrywające się na ciele ubrania. Uszy wędrowały na czubek głowy, wyrastał ogon, a ręce zmieniały się w łapy. Zrywała z siebie niepotrzebne ubranie, używając do tego zębów i pazurów. Zarówno ciałem jak i umysłem była już wilkiem.<br />
Czuła tę moc, która płynęła w jej żyłach. Przez całe ciało przechodziły lekkie, przyjemne dreszcze. Nie zwracała uwagi na drobny ból w kościach i mięśniach, który zawsze odczuwało się po przemianie. Podświadomie była pewna tego, że wilk jest nocnym stworzeniem, co się równa temu, że ona również. A jeszcze zwracając uwagę na zależność wilkołaków na fazy księżyca, szczególnie na pełnię, łatwo dojść do takich wniosków. Wyciągnęła się. Słychać było kilka strzyknięć w jej ciele. Potrząsnęła głową. Chwilę napawała się tym wszystkim, by zaraz lepiej użyć swych wyostrzonych zmysłów. Usłyszała odgłosy walki, więc odwróciła w tamtą stronę biały łeb. Ciemne ślepia obserwowały kilka sekund śmiertelny taniec. Wciągnęła głęboko powietrze, a jej oczy zajaśniały nowym, drapieżnym blaskiem.<br />
Słodka radość przemiany zmieniła się w dziką rządzę. A raczej nie tyle zmieniła, co radość zeszła na drugi plan. Warczała i podchodziła na ugiętych łapach ku walczącym. Teraz była wilkiem. Nocnym łowcą. Księżyc dawał jej siłę, a rześkie, nocne powietrze pobudzało. Fafle wygięły się w drapieżny uśmiech, odsłaniając białe, zabójcze zęby. Wołali coś do niej. Seth rozkazywał, by się odsunęła i by wróciła Megan. Człowiek, a nie zwierze. Ale ona nie słuchała, odcięła się od nich. Wilk wziął w niej górę i wiedział kogo ma atakować. Wiedziała lepiej, niż kiedykolwiek. Do tego odczuwała w związku z tym szaloną radość. Skoczyła do góry, otwierając silne szczęki.<br />
Zaraz jednak spadła na dół nie dosięgając niczego, czego mogłaby się chwycić. Zaskamlała w locie, czując w pysku smak własnej krwi. To jeszcze bardziej ją pobudziło. Poderwała się z ziemi, otrzepała i ponownie rzuciła na wroga. Tym razem skutecznie. Zatopiła kły w karku mężczyzny, rozrywając mu przy tym szyję. Poczuła na języku zimną ciecz, która pachniała dosłownie jak martwa. Cuchnęła, co nie pomagało, gdyż posoka wampira zalała jej nozdrza. Na białe futro arktycznego wilka tryskała wręcz bordowa krew. Kły coraz mocniej rozszarpywały ciało wroga, który będzie potrzebował pewnie dłuższej chwili na regeneracje.<br />
Mężczyzna brutalnie ściągnął ją ze swych pleców, przesuwając przed swoją twarz. Ta, nadal warcząc i szczerząc kły, przejechała mu długimi pazurami po twarzy, na której zostały krwawe bruzdy. Uszkodziła mu również prawe oko. Wampir przyparł ją do ziemi, uderzając z całej siły w brzuch. Gdyby była świadoma, pewnie żywiłaby teraz ogromną nadzieję, że żaden z organów wewnętrznych nie został naruszony. Piszcząc odczołgała się pod drzewa. Gdyby była sama, nie przeżyłaby tej walki. Teraz był świetny moment, by ją wykończyć. Kątem oka zauważyła, że wilkołaki nadal atakują zaciekle wroga. Nie zapowiadało się, by wilkołaczyca szybko miała odzyskać jaźń człowieka.<br />
Po kilku minutach, może pięciu, może piętnastu podniosła się ociężale na cztery łapy. Nie zachwiała się jednak, wbijając pazury w pokrytą niezbyt grubym śniegiem ziemię. Na nowo rzuciła się do ataku. Wielkie, potężne łapy uderzały o skrzypiący śnieg, zostawiając w nim pokaźne ślady. Zauważyła, że po pazurach na twarzy mężczyzny zostały jedynie delikatne, czerwone linie, po których za kolejnych kilka minut - a może nawet sekund - zapewne nie zostanie ani śladu. Poczułaby znacznie większą satysfakcję, gdyby został chociaż jakiś trwały ślad, ale kto przejmuje się na dłuższą metę taki rzeczami w czasie walki?<br />
Tym razem zębami chwyciła za wewnętrzną stronę uda wampira, odrywając całą jej część. Blady mężczyzna wrzasnął okrutnie, budząc zapewne połowę Vallent. Przy najbliższej okazji zdzielił białą wilczycę pięścią w sam środek głowy. Przed oczami wadery zamajaczyły mroczki, które zlewały się w coraz ciemniejszy, czy raczej czarny, obraz, który całkowicie zasłaniał jej widok na świat. Po chwili poczuła, że znajduje się w górze, a także silny nacisk powietrza na jej długim futrze. Potem była już tylko niczym niezmącona ciemność.<br />
<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Wiem, że rozdział jest króciutki, ale chyba dosyć obrazowy. No i w reszcie coś więcej się dzieję. Nie mogłam się powstrzymać, by nie napisać "potem była już tylko ciemność" - to taka jakby niepisana zasada w opowiadaniach i książkach. ;D Ogólnie to następna norka będzie zapewne w piątek i już jej długość na pewno zwiększę - to jest taki jednorazowy wyskok. Próbowałam coś jeszcze dopisać, ale po co plątać nadmiar niepotrzebnych informacji, jeżeli obejdzie się i bez nich? Także jestem ciekawa Waszych wypowiedzi. Czasami miałam problem z dobraniem zdań do tutejszych opisów, lecz mam nadzieję, że jakoś z tego wybrnęłam. Pozdrawiam serdecznie. ;)<br />
<br />
PS. Przepraszam, że nie powiadamiam niektórych, ale czasami całkowicie wylatuje mi to z głowy. Posty pojawiają się średnio co tydzień, a myślę, że jeżeli kogoś to interesuje, to tu zajrzy.Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-71704225527555102392011-02-25T13:17:00.000-08:002011-02-25T13:17:58.950-08:00Rozdział XIII. Wstała strasznie zmęczona. Sen miała niespokojny przez cała noc, a rano powitały ją sińce pod oczami. Niczym u... Wampira. <i>Brr.</i> To powiedzenie ma teraz całkiem nowe znaczenie. Przed lustrem zamaskowała jako tako owe sińce, ludzie pewnie nie zwrócą na to uwagi. Przywdziała zwykłe, szare rurki, czarną bluzkę i jasno-szara, rozpinana bluzę z dosyć grubego materiału. Powłócząc nogami doszła do budynku, często tak znienawidzonego przez młodzież. Powitała ją jak zwykle Sara, z którą poszła na pierwszą lekcję.<br />
Budziła się przez praktycznie trzy godziny. Na lunchu było z nią już znacznie lepiej. Nawet Sara zauważyła, że jej przyjaciółka jest przemęczona. Zjadła nieco mniej niż normalnie i obecnie grzebała widelcem w sałatce. Śnięta przyglądałam się zawartości plastikowej miski, podczas gdy inni śmieli się i dyskutowali. Nawet Naomi się odzywała! Swoją droga potrafiła być miła, jeżeli chciała.<br />
- Meg, na pewno chcesz iść również dzisiaj na tropieniem? -zapytał Seth na tyle cicho, by Sara tego nie dosłyszała.<br />
- Co? A, tak. Jasne. Miałam po prostu słabą noc... - mruknęła pod nosem.<br />
- Wiesz, jak coś to możesz dzisiaj odpocząć... - nalegał chłopak.<br />
- Nie, nie. Spokojnie, nie zasłabnę. - uśmiechnęła się doń lekko. Dopiero teraz zauważyła, że Sara wpatruje się w nich podejrzliwie. Meg wzniosła oczy ku niebu.<br />
- Nie przesadzaj. - wywróciła oczami.<br />
- Ale o co chodzi? - zapytał jak zwykle ogłupiały Reid. Reszta się skapnęła, ale on był zbyt oporny na jakiekolwiek myślenie.<br />
- Boże, używasz ty czasem mózgu? - żachnęła się Naomi.<br />
- Tylko w ostateczności! - odpowiedział niemalże dumnie blondas. Wszyscy obecni przy stoliku dosłownie załamali ręce. - No co? Nie można się przemęczać.<br />
- Zgadza się. Twój umysł mógłby tego nie wytrzymać. - mruknął Charlie, który wcześniej przyglądał się całej tej sytuacji z dystansem.<br />
- E, Ponurak! Ty się lepiej nie wypowiadaj! - odpyskował na nowo blondyn.<br />
- Lepszy ponurak niż idiota - stwierdził brunet z krzywym uśmiechem, zerkając na chłopaka z ukosa.<br />
- Dobra, uspokójcie się. Zaraz dzwonek, wiecie? - przerwała Megan wpatrując się w tym czasie w zegar o białym obramowaniu.<br />
- A, no. Co macie? - na nowo podjął Reid.<br />
Zebrali się dosyć szybko i ruszyli na lekcje. Szczerze mówiąc Megan nie czuła się przez ten czas najlepiej. Siedziała na lekcji przymulona, po czym jak na złość rozbolała ją głowa. Westchnęła. Nie chciała tego robić, ale ludzie bardzo lubią krzyczeć co wcale jej nie pomagało. Poprosiła o możliwość wyjścia do pielęgniarki. Nauczyciel zmierzył ją dokładnym wzrokiem po czym skinął głową, że się zgadza. Naprawdę musiała wyglądać nie najlepiej. Idąc do pielęgniarki wpadła na kogoś - a jakże.<br />
- Jak wilkołak może na kogoś wpaść? - zaczął uszczypliwie Nicholas. <i>Jeszcze trochę i zrobię mu krzywdę, obiecuję...</i><br />
- Wiesz, nie czuję się najlepiej i właśnie zmierzam do pielęgniarki, więc pozwól, że... - wyminęła go i przeszła dalej.<br />
- Ty naprawdę jesteś dziwna. Jak wilkołak może zachorować? - prychnął chłopak.<br />
- Jestem przemęczona, Nick. Tylko przemęczona - odparła lekko zirytowana po czym odwróciła się na piecie i ruszyła do owej pielęgniarki. Ciekawe po co szwęda się Nick... Weszła cicho do gabinetu, uprzednio pukając.<br />
- Dzień dobry.<br />
- Dzień dobry Megan, co cię do mnie sprowadza? - zapytała uśmiechnięta starsza pani w stroju pielęgniarki. W pomieszczeniu znajdowała się również dyrektorka, pijąca popołudniowa kawę. Z resztą, ona ciągle ją piła.<br />
- Chciałabym się zwolnić, proszę pani. Jestem ostatnio strasznie przemęczona i chyba dalsze siedzenie na lekcjach zbytnio mi ani nie pomoże, ani nic z tych rzeczy. Nie potrafię się skupić - odpowiedziała szczerze.<br />
- A masz dzisiaj jakieś sprawdziany? - tym razem odezwała się dyrektorka. Potrząsnęła przecząco głowa.<br />
- Dobrze, więc posiedź do końca godziny, a potem idź do domu. Zwolnię cię.<br />
- Bardzo dziękuję, do widzenia. - poszło nawet szybko, pomyślała wychodząc z gabinetu.<br />
Wróciła na lekcje i usiadła na wcześniejszym miejscu. Nawet ominie ją lekcja na której siedzi z Nickiem (wspominała o tym? Nie? To teraz już wiecie) plus W-F, który również mają razem. Tylko czemu zrobiło jej się tak smutnawo...? Cholera, za dużo o nim myśli. Inne dziewczyny ciągle się do niego kleją. <i>A jakby je tak...</i> Potrząsnęła na boki głowa, by odgonić te myśli.<i> Ludzie - za tego idiotę Nicholasa?!</i> Reid spojrzał na nią pytająco z innej ławki. Posłała mu jedynie blady uśmiech. Po skończonej lekcji złapała i tak czekającego na nią blondyna.<br />
- Zwalniam się teraz, ale przyjdę na patrol. Może być trochę wcześniej? Muszę się w końcu wyspać. - skrzywiła się niezadowolona.<br />
- Ale wcale nie musisz... - zaczął Reid, na co od razu mu przerwała.<br />
- Ale chce. To przekażesz to Sethowi? Będę wdzięczna.<br />
- Jasne. To na razie. - przytuliła go lekko na pożegnanie. Ostatnio coraz częściej u nich takie gesty. Cholera, wilkołaki, które się do siebie tulą... To tylko u nich.<br />
Szybko zarzuciła na siebie ubranie i wyszła ze szkoły. Zaczął padać pierwszy, lekki śnieg. Nie ma to jak szczęście. Swoją droga to się trochę spóźnił... Ruszyła w kierunku domu. Jenny powinna być jeszcze w szpitalu, wiec nie ma problemu. Potem i tak powie, że się zwolniła, ale nie będzie w takim stanie. No cóż, o lustro zahaczyła...<br />
Pierwsze co zrobiła po przyjściu do domu to uszykowanie sobie jedzenia. Wzięła talerz z górą tostów i usiadła z nim przed telewizorem. Nie minęło piętnaście minut, a tostów zabrakło. Wyłączyła telewizor. Przywykła do dźwięku samochodów i już ją w nocy nie budziły. Zasnęła zwinięta w kłębek na kanapie. Nie śniło jej się absolutnie nic, a nawet patrząc na zegarek nie wiedziała ile tak właściwie spała. Miała jedynie pewność, że ojciec wróci niedługo z pracy.<br />
Tak, zgadza się. Rodzice pogodzili się i stwierdzili, że sprzedadzą tamte mieszkanie. Ale jeśli znowu się rozstaną - chociaż wolałaby tego uniknąć - to po pierwsze pęknie jej serce, a po drugie ojciec zostanie bez dachu nad głową. Ale ona już tam nie wnika. Mieszkają wspólnie, jak rodzina już jakiś czas, ale były mąż Jenny ma to do siebie, że niby jest, ale jakby go nie było. Tylko filmy ma teraz z kim oglądać, chociaż obecnie rzadko bywa w domu. No cóż, takim urokiem jest córka-wilkołak. Trzeba z tym żyć.<br />
Zwlekła się niechętnie z kanapy po kilku minutach. Na nowo zjadła czy raczej pożarła pół pudełka "ptasiego mleczka" i powędrowała na górę. Zdążyła usiąść bezradnie na łóżku i zastanawiać się co ma robić, kiedy odezwał się jej telefon. Otworzyła kopertę z tekstem: "Za pół godziny patrol, Seth". No i ma zajęcie. Odświeżyła się, przebrała w coś bardziej praktycznego do rozbierania (Boże, jak to brzmi...) i ruszyła ku drzwiom. Po drodze zostawiła karteczkę na lodówce o treści: "Jestem u kolegów. Przepraszm, że tak nagle. Megan." Taa... Ciekawe czy jej ojciec chociaż to przeczyta. Wyszła z domu.<br />
W starej leśniczówce jak zwykle światła były zaświecone w każdym pokoju, chociaż wilkołaki na dobrą sprawę tego nie potrzebują. Doskonale widza w ciemnościach. A tak w ogóle, to ciekawe, jak tą leśniczówkę dostali... Nie spieszyła się z dojściem do drzwi. Każdy wiedział o jej przybyciu, a Megan mogła zaciągnąć się dokładnie powietrzem. Czuć było rzecz jasna wilkołaki, las oraz ogólnie noc. Jakieś drobniejsze zwierzęta czaiły się w zaroślach, wydając ciche odgłosy ucieczki po wykryciu drapieżnika poza norą, tym razem drewnianym domkiem. Weszła do środka.<br />
- ... mów nam od razu, jak coś znajdziesz. I nie oddalaj się zbytnio - tłumaczył Seth wyraźnie znudzonej Naomi. Dziewczyna stała z założonymi rękami.<br />
- Jasne. Już skończyłeś? Więc pozwól, że sobie wyjdę...<br />
- Łap. - chłopak rzucił jej zawiązany na czarnym rzemyku, bursztynowy krzyżyk. Brunetka złapała go i przeszła obok Megan przy okazji rzucając blondynce przeciągłe spojrzenie. Nie była dla niej przychylna, ale mniej cierpka niż zwykle.<br />
- Megan! Cześć! - zawołał uradowany Reid. Kurde, ten to się ze wszystkiego cieszy.<br />
- Cześć. To co, idziemy? - spytała uśmiechnięta.<br />
- A nie wolałabyś... - zaczął Seth, jednak mu przerwała.<br />
- Nie. Wypoczęłam dzisiaj, zregenerowałam siły, nie wiem, co tak mnie osłabiło. To idziecie czy nie?<br />
- Idziemy, idziemy. Romeo, ty też? - rzucił Reid do Matta.<br />
- Nie, zostanę i będę się szykować. Ale wam życzę udanych poszukiwań - odpowiedział z uśmiechem Matt. No tak, miał dzisiaj randkę z Sarą...<br />
- Dobra. Więc ja zajmuję łazienkę. - i już jej nie było. Wyszła z niedużego pomieszczenia jako wielka, biała wilczyca. Reszta również już czekała.<br />
Wyszli dogryzając sobie jak to w ich zwariowanej grupce bywa. Przeleciała wzrokiem po wilkach Chyba jedynie głupi pomyliłby je ze zwykłymi stworzeniami o wdzięcznej, łacińskiej nazwie <i>canis lupus.</i> Maszerowali raźno na poszukiwania kolejnych tropów. I każdy przy niej oczywiście skakał, pytając czy się dobrze czuje i takie tam. Obrzuciła wszystkich mrożącym spojrzeniem.<br />
<i>Jak nie przestaniecie przy mnie skakać to zobaczycie gniew wilczycy </i>- warknęła zdenerwowana. Spotkało się to w większości ze śmiechem aniżeli strachem. No cóż... Przynajmniej Naomi milczała. W sumie ona chyba nigdy się nie odzywała.<br />
Doszli do jakiegoś terenu nad jeziorem. Seth wyznaczył obszar do przeszukania, po czym jak zwykle ustawili się w rządku, by przeczesać dokładnie leśną ściółkę. Poszukiwania były tym bardziej trudne, bo była zima, a co za tym idzie - padał śnieg. Mógł przez to zamaskować wiele tropów oraz zniszczyć te, które w jakiś sposób nie zostały zatarte. Z drugiej strony mogą zostać ślady na śniegu... Taa, chyba to już zbyt naiwne myślenie. Westchnęła i skupiła się na dalszym węszeniu. Szczerze powiedziawszy całkiem przypadło jej to do gustu, chociaż szkoda, że musiała się tak nad tym skupiać. Innym przychodziło to dużo łatwiej. Czy jej się zdawało, czy Seth drgnął, gdy o tym pomyślała?<br />
<i> Czekajcie, coś chyba mam </i>- mruknął Charlie, ryjąc nosem w ziemi. Odgarnął łapą kilka starych liści. Wyłapała z jego umysłu zapach, a także malutkie, czerwone plamki na liściach. <i>Krew...<br />
To... To wampira? </i>- spytała niepewnie Megan.<br />
<i> Nie, człowieka. Pewnie kogoś dorwał...<br />
I psa </i>- dorzucił Charlie.<br />
<i> Psa? -</i> spytał zdziwiony Seth. Zaciągnął się tuż przy zakrwawionych liściach. - <i>Fakt... Jest pies. Pewnie ktoś wybył na spacer... Czekajcie, kto ostatnio zniknął?<br />
Niejaka Doris Longoria. Włoszka czy co tam... </i>- mruknął brunatny wilk.<br />
<i> Doris? Miejska krawcowa, ma Shih Tzu </i>- podsunęła Megan, wyobrażając sobie wspomnianą kobietę.<br />
<i> A raczej miała. Wątpię, żeby przeżył </i>- stwierdził beztrosko Reid. Zawarczała nań cicho.<i> - No co? Taka prawda. Raczej wątpię, żeby zostawił cokolwiek przy życiu...<br />
A gdzie zostawia ciała?</i> - wpadło jej niespodziewanie na myśl. To było okropne.<br />
<i>Nie wiem, może nawet w lesie. Chce, żeby zwierzęta je dokończyły... Szukajcie dalej. Może jeszcze na coś trafimy.</i><br />
Po dalszych, nieudolnych poszukiwaniach odpuścili. Oczywiście niczego nie znaleźli. Już w ludzkiej formie, została odprowadzona pod same drzwi - przy okazji zwróciła Charlie'emu pożyczoną kiedyś książkę. Taak, zapomniała o niej. Wieczór minął jej... Jak minął, czyli w sumie na niczym specjalnym. Jedzenie, oglądanie telewizji, jedzenie, czytanie książek, jedzenie, uczenie się i jedzenie. Dobrze po dziesiątej zadzwoniła do niej Sara, opowiadając o horrorze w kinie, kiedy to tuliła się do Matta (bynajmniej nie ze strachu) oraz romantycznej kolacji. A dokładniej zaproszeniu do kawiarni, ale mniejsza o to. Klepała tak dłuższy czas, aż ta święta kobieta, jej matka, powiedziała, żeby jeszcze zajęła się lekcjami. Dzięki Bogu, bo już rozbolało ją ucho.<br />
Przy okazji usłyszała, że przyszła Jenny. Kiedy kobieta się kładła, zapukała cicho do jej sypialni. Meg wygrzebała w niedużej szkatułce srebrny krzyżyk. Musiała jakoś chronić najbliższych, to chyba logiczne. Założyła go matce na szyję, ukradkiem wąchając. Tak, miał w sobie sporo srebra. I o to chodzi. Tak swoją drogą kochała wprost swe nowe zdolności - znacznie łatwiej z nimi żyć. Już wcześniej opracowała małą formułkę.<br />
- Kochanie, nie rozumiem... Po co mi to? - spytała zdezorientowana Jenny, przyglądając się niedużej zawieszce.<br />
- Żeby cię chronił.<br />
- Ale.. Chyba nie wiem, do czego zmierzasz.<br />
- Po prostu... Nie zdejmuj go. Zaufaj mi. I nie zapraszaj nikogo tak otwarcie do domu. Wiem, że brzmi to idiotycznie, ale... Po prostu mnie wysłuchaj. I nie wracaj zbyt późno z pracy, jeśli jest to możliwe.<br />
- No... No dobrze, jeśli dzięki temu nie będziesz się martwić... - zgodziła się z lekkim wahaniem Jenny. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi.<br />
- Dzięki, mamo. Wiem, jak to brzmi, ale... Po prostu dziękuję. <br />
- Nie ma sprawy. A teraz pozwól, że...<br />
- Jasne, śpij. Dobranoc. - kobieta spojrzała znacząco na łóżko.<br />
- Dobranoc.<br />
Wróciła do swojego pokoju, by niedługo potem legnąć na łóżku. Dla osoby postronnej pewnie zachowywałaby się dziwnie, jednak ona doskonale wiedziała, co robi. Chroni swoich bliskich. Chroni jak tylko może. Oby i oni się trochę postarali, bo ona już o tego wampira zadba. Nawet nie znają jego imienia, nazwiska... Z resztą, zło nie ma nazwy. A nawet jeśli, to zgubiła się ona pośród tysiąca innych przydomków. Już niedługo, temu bezimiennemu złu, które tak ją przeraża, osobiście rozpruje gardło.<br />
<br />
<br />
***<br />
<br />
<br />
Następny dzień okazał się wyjątkowo mokry. I błotnisty. Nawet idąc ulicą raz po raz wchodziła w niezbyt czyste kałuże, a do tego nie miała kaptura, pod którym mogłaby skryć głowę, gdy niespodziewanie się rozpadało.<i> Świetnie.</i> Doszła do szkoły cała przemoczona. Nie ma to jak deszcz ze śniegiem w listopadzie, kiedy to przy okazji topnieje wcześniejszy śnieg.<i> Taak, super.</i> Siedziała na lekcjach niezbyt zadowolona, ale przynajmniej przytomna. Przy okazji Sara opowiadała o randce.<i> Co jeszcze...?</i><br />
Lunch minął jak zwykle przyjemnie, nawet ona nieco się rozluźniła. Chociaż śmieli się także z niej, jaka to jest niezapobiegliwa, ale zaraz Naomi zaczęła jeździć po Reidzie, więc mieli lepszy obiekt drwin. Chyba jednak polubi Naomi, mimo, że jest nieco wredna. Z naciskiem na "nieco", ale w sumie kiedy wczuła się w jej wcześniejszą sytuację, to wcale jej to nie dziwiło. Jedyna wilczyca w sforze, a w dodatku przy młodych wilczkach... Nie, nie, nic przyjemnego. Na francuskim siedziała z Nicholasem (czy zawsze to ona musi mieć wolne miejsce w ławce?!), także wchodząc do klasy wzięła głęboki oddech i podeszła do ławki, gdzie już siedział brunet. Obecnie się rozpakowywał.<br />
- Cześć - wymamrotała, siląc się na uprzejmość. W odpowiedzi tylko coś odburknął.<br />
Ha! Czyli jednak miała mieć spokój. Najwidoczniej dzisiaj Nick nie miał dobrego humoru, więc się zbytnio nie odzywał. I bardzo dobrze. Od razu wiedziała, że to jest jakiś mruk. W ogóle dowiedziała się od Setha, że spotkał naszego dingo w lesie i mimo ogólnej niechęci pozwolił mu zostać. No tak, bo w końcu drugi drapieżnik i takie tam... Mniejsza o to. Jakoś w połowie lekcji, gdy ona zaciekle notowała to, co mówi nauczycielka, chłopak pochylił się ku niej.<br />
- Jak idą poszukiwania wampira? - mruknął na tyle cicho, by tylko ona to słyszała.<br />
- Skąd wiesz? - dopytała zdziwiona, odkładając długopis i spoglądając na chłopaka uważnie.<br />
- Aż tak źle to ze mną nie jest. Widziałem go raz w mieście, tylko przez chwilę, więc wszystko sobie poukładałem - znowu mruknął. Ale złożył całe zdanie - robi chłopak postępy, nie ma co. Swoją drogą to aż dziw, że w ogóle pierwszy się do niej odezwał.<br />
- Nie wiesz może, gdzie osiadł czy coś? - zapytała z nadzieją.<br />
- Nie mam pojęcia, zacierał po sobie zapach, poza tym tylko mi mignął - mruknął pod nosem. Po chwili dodał z satysfakcją. - Czyli zgadłem, że o to chodzi.<br />
- Wiesz, to nie jest raczej twoja sprawa, ale tak, zgadłeś - stwierdziła, powracając do notowania.<br />
- Racja, ale jakby co to służę pomocą. - spojrzała na niego nieco zdziwiona. Chłopak w tym czasie wyparł się na krześle i niby to słuchał nauczycielki.<br />
- Dobrze, zapamiętam... - szepnęła. Nauczycielka zwróciła jej uwagę, wiec zaraz speszona powróciła do pisania.<br />
Na w-f'ie mieli gimnastykę, co jak zawsze, bardzo jej odpowiadało. Sara za to przez cały czas wzdychała za kotarą, gdy nadbiegał Matt. <i>Jej, chyba naprawdę się zakochała...</i> Z politowaniem poklepała ją po plecach, by po chwili rozejrzeć się, kto tak właściwie gra. Oczywiście wiadomo, kogo szukała - chłopców ze sfory. Grał jak już wiadomo Matt, Seth i Dorian. Cóż, brakowało dwóch, a byłby komplet. Zauważyła również Nicholasa, ale to tak swoją drogą. Posłała chłopakom uśmiech, bo właśnie wszyscy na nią spojrzeli, po czym ulotniła się na swoją część. Swoją drogą powrót do domu do najprzyjemniejszych nie należał...<br />
Mokra, ale zadowolona, że w końcu posiedzi na kanapie, wróciła do domu. Seth odwołał dzisiaj tropienie. Przecież w taką pogodę to już na pewno niczego nie znajdą. Przynajmniej zaczęło bardziej śnieżyć, aniżeli padał deszcz. To zawsze jakiś plus. Zjadła po czym... No tak, zdrzemnęła się. Ogólnie dzień ten minął jej już stosunkowo szybko. Odrobiła lekcje, pouczyła się, trochę nawet poszperała w internecie o wampirach, a z racji, że dzień był coraz to krótszy, po prostu położyła się spać.<br />
<br />
<br />
Kolejny, nudny dzień... Szkoła, szukanie tropów i ot, koniec zabawy. Właśnie siedziała w swoim pokoju pisząc wypracowanie z angielskiego przy szeroko otwartym oknie. Jej rodzice wybrali się na klika dni do rodziny, także pozostała w domu sama. Nagle to poczuła. Rozdzierający ból w piersi, poczucie narastającej pustki. Odejście. Śmierć... Nawet nie myślała, prowadził ją wilk. Gdy odpychała się łapami od framugi otwartego okna spowił ją niebieski blask, który zmienił ciało dziewczyny w porośniętego białym futrem wilka. Biegła ile sił w łapach, nie liczyło się nic: tajemnica, wampir grasujący po mieście, ewentualny spacerowicz. Musiała tam być. Wspomóc watahę. <i>Kto...?</i><br />
Wpadła na malutką polanę. Inni już tam byli. Przepchała się między wilkami. <i>Kto? Kto?!</i> Na ziemi, pośród cienkiej warstwy śniegu leżała na boku Naomi. Oddech miała urywany, a w powietrzu unosił się zapach krwi. Z oczu dziewczyny skapnęła niekontrolowana łza bólu. Gardło Naomi było rozszarpane, a bok całkowicie zniszczony, najprawdopodobniej przez srebrny nóż. Nie mógł się zagoić. Nie było ratunku. Ona... Odchodziła. <i>Śpij...</i> - dobiegło ją ciche mruczenie Setha w wilczej mowie. Z nieba zaczęły spadać białe, puszyste płatki śniegu. Czuła, jak płomyk duszy czarnowłosej gaśnie. Ulatnia się i... Znika, gdy dziewczyna tylko zamknęła oczy. Cała wataha poczuła okropną pustkę w środku.<br />
Wilki uniosły w górę głowy, by zawyć rozpaczliwie. Piękny śpiew niósł ze sobą ogromną dozę bólu, ale także uhonorowanie członka stada, który odszedł. Po porośniętym białą sierścią policzku Megan spływały diamentowe łzy. <i>Jak mogło do tego dojść? Dlaczego? </i>Pytania kotłowały jej się w głowie, gdy wilk wyciszył się, dając dojść człowiekowi do głosu. Wilk chciał pobyć sam, skulony, by opłakać swego pobratymcę. Wyli bardzo długo, po czym spuścili głowy, załzawionymi oczami wpatrując się w ciało dziewczyny.<br />
<i> Nie! To nie jest możliwe!</i> - wrzasnął po jakimś czasie Reid, szaleńczo szlochając i krzycząc coraz to nowsze wypowiedzi. - <i>Ona tu jest! To tylko jakiś chory sen! Chce się obudzić! Chce się obudzić, jasne?! -</i> krążył po polanie, wydeptując w ziemi kółka.<i> </i>- <i>Przecież to nie jest możliwe, by jej tu nie było! Ten chory skurwiel mi za to zapłaci. Tak, nie uda mu się zwiać! Nie tym razem! A ona wtedy wróci, śmiejąc się ze mnie... Tak, na pewno tak będzie. Wróci i...<br />
Reid... </i>- rzucił miękko Seth.<br />
<i>Przyjdzie potem i będzie ze mnie szydzić, tak jak zwykle! To są po prostu żarty. Nie wierzę w to... To nie jest prawda. To je...<br />
Reid! </i>- jasny wilk spojrzał na Alfę. -<i> Ona... Odeszła...<br />
Ty też bierzesz w tym przedstawieniu udział?!</i> - wywarczał wściekły.<br />
<i>Nie. Ona odeszła. Pomścimy ją, obiecuję. </i>- nadal przemawiał łagodnie, chociaż sam odczuwał gorycz i wściekłość. Ogromną chęć zemsty. - <i>Uspokój się. Zemścimy się. Tak, zem...<br />
Zamknij się! </i>- zawarczał szaleńczo, szczerząc ku czarnemu basiorowi kły. - <i>Wszyscy się zamknijcie! Zostawcie mnie!!!</i><br />
Wilczur rzucił się do ucieczki, przemieniając po drodze w blond chłopaka. Wszyscy odprowadzali go wzrokiem, szczerze współczując. Sami czuli się podobnie, tylko trzymali swoje emocje w ryzach. Nawet gdy blada sylwetka chłopaka zniknęła w głębi lasu, wszyscy jeszcze przez chwilę patrzyli w ślad za nim. <i>Biedny... Tylko dlaczego tak się przejął? Przecież kłócili się, chociaż z pewnością kryła się za tym sympatia. Ale... Żeby aż tak?</i> Parą raczej nie byli, tego była pewna. Tylko...<br />
<i>Naomi to starsza siostra Reida.</i><br />
Spojrzała zszokowana na Setha, który właśnie ją oświecił. Ten wpatrywał się w niepełny księżyc, którego nie przesłaniała dzisiaj nawet jedna chmurka. Było tam widać nawet gwiazdy. Meg szybko przeleciała w myślach większość zachowań tych dwojga. Tak... Zgadzało się. Kłócili się nawet w sposób, który powinien dać jej do myślenia. Chwilami była naprawdę ślepa... Reszta stada wcale się nie odzywała. Poukładała sobie wszystko w głowie i zdobyła na pytanie.<br />
<i>Nie są do siebie podobni... I... Dlaczego nic o tym nie wiedziałam?<br />
Mają wspólnego ojca. W sumie nigdy nie rozpowiadali swojego pokrewieństwa, więc mogłaś nie wiedzieć. Więzi krwi u wilków są bardzo mocne. Na razie jednak martwił bym się o Reida... Gdzie on mógł pobiec? Nie świta mi nic charakterystycznego z jego osobą... Poza tym naprawdę z nim źle. Musi chyba ochłonąć...<br />
Wiem gdzie jest</i> - powiedziała wadera, doznając nagłego olśnienia. -<i> Pójdę do niego. <br />
Nie wiem, czy to dobry pomysł... </i>- skrzywił się Seth.<br />
<i>Samicy nie skrzywdzi -</i> rzuciła hardo, po czym dodała. - <i>Poza tym nie należy się rozdzielać. Inaczej powybija nas jak muchy,</i> - usłyszała naokoło siebie wściekły warkot. -<i> także lepiej po niego pójdę. Najpierw zajrzę do leśniczówki, a wy... Wy... Nie wiem, nieważne.</i> - westchnęła cicho, po czym puściła się biegiem ku drewnianemu domkowi.<br />
Ubrana w zapasowe ciuchy, które jak zwykle spoczywały bezpiecznie w leśniczówce, obmyła nieco ubłocone ręce i nogi. Nie miała czasu rozczulać się nad całą resztą. Chwyciła jakieś ubranie chłopaka, po czym szybko ruszyła w tylko sobie znanym kierunku. Tak, ona doskonale wiedziała, gdzie ma iść. Wyszła na skarpę cicho, patrząc na żałośnie zgarbionego, siedzącego doń tyłem chłopaka. Położyła ubrania Reida nieco bliżej niego. Odsunęła się i usiadła na ziemi, odchylając głowę i zamykając oczy.<br />
- Już wszystko wiem. Przyniosłam ci ubranie, żebyś nie siedział tu tak bez niczego - szeptała spokojnie, chociaż głos delikatnie jej drżał. Człowiek by tego nie wyczuł, jednak wilk - zdecydowanie tak. - Proszę ubierz się w to. Nie wybierałam niczego szczególnego, wzięłam pierwsze lepsze ciuchy...<br />
Za jakiś czas otworzyła oczy, by spojrzeć na ubranego już chłopaka. Znowu usiadł na samym brzegu skarpy, zwieszając nogi i garbiąc się straszliwie. Podeszła do niego powoli, chociaż przypuszczała, że i tak nic takiego nie zrobi. Nie zaprotestuje. Usiadła obok, patrząc chwilę na ukrytą w dłoniach twarz Reida. Przygarnęła go do siebie, przytulając i lekko kołysząc. Chłopak również ją obiął, po czym zaczął szlochać. Trwali tak dłuższy czas. On, ukrywając twarz w jej włosach, ona, głaszcząc głowę chłopaka i lekko nim kołysząc.<br />
- Nic już nie będzie takie samo... - szepnął cicho.<br />
- Nie, nie będzie. Ale ona nie chciałaby, żebyś rozpaczał. Raczej wolałaby, byśmy go dorwali. I żebyś nie popełnił jej błędu... - odpowiedziała i mimo tego, że Reid to niepokorna dusza, była pewna, iż nie popełni błędu siostry. On wygra.<br />
<br />
<br />
***<br />
<br />
<br />
Spała smacznie w łóżku, był gdzieś środek nocy. Usłyszała dziwaczny chrobot. Jej rodzice zostali u rodzin, gdyż nie pozwoliła im przyjechać, a imieniny wujka były w tym roku dosyć huczne, więc pewnie nadal się bawią. Na nowo usłyszała ów dziwaczny, niezbyt przyjemny dla ucha dźwięk. Otworzyła niechętnie oczy. Leżała na boku, więc spokojnie mogła patrzeć w okno. Nic.<i> Może... </i>- nim zdążyła dokończyć swą myśl, na nowo usłyszała ten niepokojący dźwięk. Dochodził chyba znad jej głowy. Przewróciła się na wznak i momentalnie zamarła. Nie zasłoniła rolet...<br />
Tuż nad jej głową, w oknie dachowym, stał on. Wampir jeździł kłami po szybie, wytwarzając dziwaczny dźwięk. Wyszczerzył się w obleśnym uśmiechu, po czym... Zniknął. Wystraszona, patrzyła się na bruzdy powstałe na szkle. Będzie musiała wymienić to okno. Tak, zdecydowanie. I przydałoby się powiadomić chłopaków, ale chyba teraz nie ma to większego sensu. Ale on już wie, gdzie ona mieszka. Trzeba jak najszybciej zażegnać to okropne stworzenie. Zło na nowo wyłoniło się ze swojej kryjówki. Grasuje po jej kochanym, małym miasteczku i zabiera kolejne dusze. Jest bezkarne. Przybrało okropną, silną postać: wampira. Wampira, którego trzeba zlikwidować. Jak najszybciej. Ciągle o tym myślała. Nie zasnęła, póki blade promyki zimowego słońca nie zaczęły razić jej w oczy.Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-85683922832946128812011-02-19T06:12:00.000-08:002011-02-19T06:12:52.773-08:00Rozdział XII. Na odpoczynek została jej jeszcze niedziela. Tym razem postanowiła się wysilić i ruszyć do kościoła. Tym bardziej, że już niedługo walczyć miała z wampirem - z pewnością przyda jej się chociaż drobne odnowienie wiary. Ubrała się w grafitowe rurki, zielona koszulkę z niebieskim napisem i czarną bluzę. Nie wysiliła się, bo było to ubranie wzięte jako pierwsze z brzega. Zjadła szybkie śniadanie i poszła niespiesznie do kościoła. Po kościele postanowiła pospacerować jeszcze po parku. Jakoś tak nie spieszyło jej się z powrotem do domu, by odrabiać lekcje i zgłębiać tajniki wiedzy. Miała poczytać o zmiennokształtnych, ale jakoś tak... Na spotkanie ze swoją wspaniałą grupką teą nie miała ochoty. Znowu wymyśliliby jej jakiś trening, a znając życie i tak niewiele będzie robić w walce z tym wampirem. Ale na pewno nie będzie stać i patrzeć na to wszystko z boku, o nie! Nawet nie ma mowy, że tak łatwo odpuści! Poczuła w powietrzu delikatną, znajomą woń. Odwróciła się w lewą i... No zgadnijcie, kogo zobaczyła! Ruszyła w tamtym kierunku dosyć szybkim krokiem, by czasem przechodzień jej nie uciekł.<br />
- Witaj Megan, czemu zawdzięczam to spotkanie? - spytał Nicholas ze złośliwym uśmiechem. Taa, są już ze sobą po imieniu. Super.<br />
- Chcę się dowiedzieć więcej o rasie - odparła bez ogródek. Chłopak jednak postanowił się z nią podroczyć - jakby miała na to humor.<br />
- Jakiej rasie? - zapytał niby uprzejmym głosem.<br />
- Zmiennokształtnych? - rzuciła ironicznie.<br />
- Ach, no oczywiście.<br />
- Słuchaj. - zatrzymała się gwałtowanie. - Ty mnie nie lubisz, ja nie lubię ciebie. No, jakoś do mnie nie przemawiasz swoimi złośliwościami. Ale chce się dowiedzieć prawdziwych rzeczy o zmiennokształtnych.<br />
- A nie masz, nie wiem, jakichś lepszych zajęć? A tak swoją droga to też do wilków ciepłem nie pałam - rzucił zgryźliwie, wyginając usta w grymasie.<br />
- Super, ale nie interesuje mnie to. - <i>oo, od kiedy to ja taka niemiła? </i>- Opowiesz mi coś?<br />
- A poprosisz ładnie? - spytał ironicznie.<br />
- Niech ci będzie... - warknęła z narastającą irytacją. - Nicholasie Green, bardzo proszę cię o opowiedzenie mi czegoś więcej o swej rasie. Może być? Chyba nie chcesz tu mieć rozwścieczonego wilkołaka, który rozpruje ci gardło, hm?<br />
- Dobrze, podobała mi się twoja prośba. Więc usiądźmy. - wskazał na pobliską ławkę. - i pytaj o co chcesz. - nim zdążyła zapytać, obydwoje usłyszeli słowa przesiąknięte na wskroś zazdrością. <i>Oj, chyba ktoś mnie nie lubi.</i><br />
- Patrz, a ta suka znowu zajmuje się nowym przystojniakiem! - były to słowa tlenionej blondynka imieniem Paris. - Jakby jej tamci chłopcy nie wystarczali. Co ona ma, czego my nie mamy? - mówiła do drugiej, podobnie jak ona pompowanej blondyny. Ta nazywała się chyba Jennifer. Boże, skąd ja znam ich imiona?! Przechodzę pranie mózgu...<br />
- Właśnie nie wiem. Najwidoczniej chłopcy lubią takie pustaki jak ona. - zrobiła teatralny ruch ręka. Megan nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem.<br />
- Nawet nie wiedzą ile mają prawdy odnośnie tej suki. - stwierdziła już względnie uspokojona. Nick również miał głupkowatym wyraz twarzy. Pozostawił to bez większych komentarzy, mrucząc tylko pod nosem:<br />
- Przynajmniej dowiedziałem się że jestem przystojniakiem od plastików... - wymamrotał zrezygnowany, chyba nie miała to być wiadomość dla jej uszu. - No dobra, mniejsza już o to. Co chcesz wiedzieć?<br />
- Wszystko. Skąd się wywodzicie? Jak przebiega przemiana?<br />
- Wywodzimy się chyba jakoś od Indian, ale cóż... Geny się nieco rozproszyły. A co do przemiany... Po prostu mam dreszcze i jestem psem dingo.<br />
- Lub innym, psopodobnym stworzeniem - podsunęła blondynka.<br />
- Zgadza się.<br />
- Więc Nick... Emm... Mogę ci tak mówić?<br />
- A nie spoufalasz się zbytnio? - uśmiechnął się do niej z wyraźna ironia.<br />
- Czyli, że mogę. Kim byli twoi rodzice? Znaczy... Po kim to masz?<br />
- Nie znam swoich rodziców - odparł krótko.<br />
- Och... Przykro mi. Ja mam chyba wilcze geny jakoś po pradziadka od strony matki, chyba. - klepała chwilę, bo poczuła się głupio przez swoją gafę. Nie mówiła przecież żadnych ważnych informacji, ale... Tak w sumie to on również ich nie mówił. Był ostrożny, trawił każde słowo nim je wypowiedział. Że też dopiero teraz to zauważyła...<br />
- Trochę... Odległe, że tak powiem. Ktoś jeszcze był wilkołakiem?<br />
- Później już nie, a też nie mam pewności co do tego pradziadka. - skrzywiła się lekko. - Hej, a właśnie. Dlaczego jesteś do mnie taki uprzedzony?<br />
- To chyba pytanie osobiste? Ale mówiłem już: nie przepadam za wilkołakami. To tyle.<br />
- Uprzedzony jesteś - mruknęła pod nosem, przekonana o swojej racji. - Swoją droga to właśnie przez takie traktowanie popsułeś mi wczorajsze urodziny, o! - no co? Lubiła się chwalić...<br />
- I ja mam w to uwierzyć? Że moje zachowanie popsuło ci urodziny? - był taki ironiczny... <i>Aż idzie rozszarpać!</i><br />
- Dobra, dowiedziałam się o swoich urodzinach dopiero w domu... - burknęła niezadowolona. <i>I po co ja to mówiłam?</i><br />
- Że jak?<br />
- Zapomniałam o nich. - wzruszyła niewinnie ramionami. Chłopak prychnął.<br />
- Jak można zapomnieć o swoich urodzinach?<br />
- No normalnie! Nigdy ci się nie zdarzyło? - fuknęła ponuro.<br />
- Już dobra, nie warcz. Spóźnione wszystkiego najlepszego, czy co tam. Ale i tak nie lubię wilkołaków. - uśmiechnął się złośliwie.<br />
- Ja chyba również nie polubię zmiennokształtnych - żachnęła się. - Dajesz zły przykład gatunku! Ej, a właśnie - dużo was jest? Noo, zmiennokształtnych?<br />
- Osobiście spotkałem kiedyś jednego, ale nie zamieniłem z nim nawet słowa. Jego przemianą był orzeł. Przemienił się i odleciał gdy tylko zniknął z oczu ludziom. Nie chciał widocznie mojego towarzystwa.<br />
- Nie dziwie mu się - bąknęła pod nosem Meg.<br />
- Dziękuję za dopowiedzenie - rzucił złośliwie. Nastała chwila ciszy.<br />
Przez ten czas podeszły do nich dwie dziewczyny. Jedna miała jasno-brązowy kolor włosów i była raczej z osób niskich. Przypominała trochę Sarę. Druga była blondynka o włosach sięgających połowy szyi, ładnych, zielono-niebieskich oczach i drapieżnym uśmiechu. Dosłownie. Ją rozpoznała, nazywała się bodajże Earl. Gorzej z ciemną blondynką... Powiodła brązowymi oczami po pytających twarzach Megan i Nicka. Chyba zirytowało ą, ze nic do tej pory nie powiedzieli. Przywołała na twarz sztuczny uśmiech - gdyby wiedziała, że chce oszukać wilkołaka... Nie, nie wyszło jej to. Nawet na średnio spostrzegawczej osoby, nie dałaby rady. Poza tym Meg zawsze była dobra w wykrywaniu kłamstwa. Nienawidziła kłamstwa, tak swoją drogą. To one w większości psują ten świat.<br />
- No co jest Megan, nie poznajesz mnie? - zapytała w końcu poważnie podirytowana.<br />
- Yy... Obawiam się, że nie. Ty jesteś... Earl, dobrze mówię? - spytała blondynki.<br />
- Tak, zgadza się. A ona to Emma. - wskazała na koleżankę.<br />
- Aa... To mi świta. Mamy razem w-f? -<i> i to ty uganiałaś się za Dorianem jakiś czas temu?</i><br />
- Tak. Nie przedstawisz nam swojego kolegi? - spytała przesłodzonym głosem. Więc o to chodziło!<br />
- Jestem Nicholas Green. Miło mi poznać - rzucił chłopak przywołując na twarz uśmiech.<br />
- Mi... To znaczy, nam, też! - zawołała uradowana Emma.<br />
- Ee... To ja was może zostawię... - stwierdziła Megan wstając. - Mam parę spraw do załatwienia. - zobaczyła niezadowolone spojrzenie chłopaka. O nie, to on musi myśleć i się z tego wyplątać, jeśli chce. Nie ona.<br />
- Właściwie to... - zaczął Nicholas, ale mu przerwano.<br />
- Będziesz chodził do naszej szkoły?<br />
- Raczej. Właśnie...<br />
- No to się jeszcze spotkamy! - stwierdziła zadowolona Emma.<br />
Rozbawiona Megan zniknęła za zakrętem i już nie wsłuchiwała się w rozmowę. Nie czuła wyrzutów sumienia, że zostawiła chłopaka. <i>Wredny jest! Należy mu się.</i> Po tym stwierdzeniu, zadowolona weszła do Scarlett's. Po zamówieniu shake'a truskawkowego postanowiła uporządkować zdobyte dziś wiadomości. Nie było jej to jednak dane, bo odezwała się mała komórka w jej kieszeni. Wyjęła gadżet i z westchnieniem spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił kto? No jasne, że Sara! Odebrała przystawiając słuchawkę do ucha.<br />
- Hm? Tak?<br />
- Co nie odbierałaś wczoraj!<br />
- Zapomniałam telefonu - odparła krótko.<br />
- No to wszystkiego najlepszego... - przyjaciółka zaczęła składać jej życzenia. Po kilku minutach skończyła, pytając. - To gdzie jesteś? Co robisz?<br />
- Jestem w Scarlett's i właśnie będę piła shake'a - odparła, dziękując przy odbieraniu napoju skinieniem głowy.<br />
- Oo. Mam wpaść?<br />
- Wiesz... Możesz...<br />
- No tak, dzisiaj masz swoje dni na bycie samotna. Znaczy, "ciche dni". Jasne. Spotkamy się jutro?<br />
- Jutro poniedziałek, więc na pewno - mruknęła pijąc z papierowego kubka.<br />
- A no tak. To do zobaczenia!<br />
- Pa - bąknęła chowając telefon do kieszeni.<br />
Może i nie powinna się tak czuć, ale... Szkoda jej było Nicholasa. Był całkiem odcięty od sobie podobnych. Ona miała sforę, znaleźli ją zaraz po przemianie, a on... Właśnie, ciekawe jak się przemienił. Może by się dowiedziała gdyby nie tamte dziewuszyska. Coś niepokojąco trzasnęło.<i> Ups.</i> Spojrzała na trzymamy kubek. Dziękowała Bogu, że jednak nie pękł. No, ale to nie fair! Ona się dowiadywała tutaj, wiedzę zdobywała, a te sobie przylazły na jakiś podryw... O ironio losu. Żeby on jeszcze tego chciał. Dopiła shake'a zadowolona, że był chłodny. Chociaż na zewnątrz było zimno, to nie interesowało jej to zbytnio. Jako wilkołak zazwyczaj było jej dosyć, no... Ciepło, prawda? Swoją drogą wilkołak nie może zamarznąć, nawet, gdyby odczuwał ogromny chłód. Trochę dziwacznie, ale przynajmniej nie miała takiego odskoku temperatury jak wampiry, które były chłodniejsze od ludzi o kilka stopni, albo lepiej. W ogóle ciekawe co robią chłopaki...<br />
Wyrzuciła kubeczek, pożegnała się ze znajomym sprzedawcą i ruszyła przed siebie, wciskają drobne dłonie w kieszenie płaszczyku. Może i drobne, ale za to o ładnej sile, ot co! Postanowiła przejść się na grób dziadków. Dawno tam nie była... Swojego czasu zaglądała tam codziennie. Ale rzeczywistość nie pozwała na "marnowanie" cennego czasu. Poza tym dziadkowie nakazali jej, by żyła dalej uśmiechnięta, a zamiast na stypę chcieli, żeby dziewczyna udała się na zabawę. Po części to spełniła - spotkała się na mieście z Sarą i jej znajomymi, zamiast siedzieć i słuchać kondolejncji osób, których w większości nawet nie znała. Teraz chodziła oczywiście uśmiechnięta. Przecież nie mogłaby się nie uśmiechać przez całe życie. Odmówiła modlitwę, sprzątnęła z grobów i zapaliła wypalone znicze. Zawsze miała w kieszeni zapałki czy też zapalniczkę. Nie to, żeby paliła papierosy czy coś - słaby wzrok przed pierwszą przemianą w wilka jej wystarczył. Palący ojciec również.<br />
Spędziła na cmentarzu ponad pół godziny, ale z braku zajęć musiała się stamtąd ulotnić. Sara trafnie nazywała to "ciche dni", ponieważ nie była wtedy zbyt dobra w kontaktowaniu z ludźmi. Najczęściej spędzała ten czas na zabawie zośką z zielonym napisem "Schiza Killer" autorstwa jej ciotecznego brata oraz na zabawie z Deno. Biedny psiak... Przydałby jej się towarzysz. I to nie taki, który siedzi w jej głowie, gdy biega na czterech łapach. Może naprawdę powinnam sobie znaleźć chłopaka? Zaraz odgoniła tę myśl z krzywym uśmiechem. <i>Haha, już to widzę - "przepraszam skarbie, ale chyba się dzisiaj zdenerwuję i zamienię w wilka". Pff.</i> Poza tym na co jej chłopak? Ma jedną przyjaciółkę i naprawdę jej starczy. Niby jest towarzyska, ale lubuje się w tylko małym gronie osób. No, nie licząc sfory. Stado przede wszystkim, prawda? Ciągle jej to na początku wpajali. Ale ona to wiedziała. Czuła to swoją wilczą połówką. Taka była prawda, że tych siedem osób było najważniejsze.<br />
Zahaczyła o miasto i kupiła dużego kebaba mix'a na wynos. Opychając się mięsem, sałatą i frytkami oglądała "Labirynt Fauna". Na jej humor film jak znalazł. Potem przeniosła się na górę. Wzięła biało-niebieską zośkę z zielonym napisem, usadowiła się wygodnie na łóżku i przerzucała ja z ręki do ręki. Potrafiła się tak bawić godzinami. Nazywała to bilansem. Bo tak właśnie było, myślała o wszystkim, najczęściej problemach. Pozwalało jej to patrzeć na chłodno i znaleźć z tego jakieś wyjście. Najczęściej to odpowiednie. Dzisiaj była to jednak zwykła melancholia. Może to dziwne, ale lubiła to uczucie... Siedziała tak ponad godzinę. Potem włączyła muzykę, by zajrzeć na trochę do książek.<br />
Niedługi czas później postanowiła wziąć prysznic. Ułożyła sobie piżamę na łóżku, zebrała potrzebne rzeczy i weszła do pomieszczenia. Zbawieniem jest własna łazienka! No, a szczególnie dla nastolatki. Wzięła bardzo długi prysznic. Nie miała w ogóle ochoty wychodzić z kabiny, ale nie mogła przesiedzieć tam nie wiadomo ile. Owinięta ręcznikiem spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Od czasu przemiany znacznie się zmieniła - zarówno fizycznie jak i psychicznie. No, psychika chyba nieco mniej. Fizycznie zauważyła, że nabiera coraz więcej mięśni. Wcale jej się to nie podobało. No, bo ile można? Ale taka już chyba cecha wilkołaków. Nie była przerażająco umięśniona i chociaż Naomi miała nieco więcej muskułów, to nie wyglądała z tym źle. Chłopcy byli umięśnieni, ale dla nich to raczej dobrze. <br />
Skończyła dziwaczne przemyślenia. No jak ona mogła się zmienić? Pasownie do wilkołaka, nie? Rozczesała długie włosy po czym zajęła się wszystkim potrzebnymi zajęciami higienicznymi. Trzymając ręcznik otworzyła drzwi od łazienki i prawie upuściła owy materiał. Dosłownie wyleciał jej prawie z rąk. Na łóżku, koło biurka, na puszystym dywanie i tak dalej ulokowali się jej kochani przyjaciele. Czerwona na twarzy wróciła do łazienki. Nie ma to jak szóstka szczerzących się chłopaków w twoim pokoju, gdy wychodzisz z łazienki. Cudnie! Zorientowała się, że nią ma piżam. Wychynęła jeszcze na chwile, by wziąć z łóżka uszykowane ubranie. Podał je jej rozbawionym Seth.<br />
- Zawsze wpadacie do kogoś bez zapowiedzi? I jak tu wleźliście?<br />
- Oknem. Zostawiłaś otwarte. A wiesz, zasadniczo to mieszkamy wszyscy razem - prócz Ciebie.<br />
- Mama chyba by zawała dostała. Ej, ale mój pokój jest na piętrze! - nie ma to jak króciutkie szorty i bluzka na ramiączka przy takich gościach. Super! Ma się to jak wyczucie, naprawdę.<br />
- Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś, że rozmawiasz z wilkołakami? - nadal mówił tylko Seth. Wyszła zrezygnowana z łazienki.<br />
- Oo tak wyglądasz ładnie, wiesz Megan? - odezwał się Reid, za co prawie oberwał poduszką.<br />
- Taa... Dzięki. Gdzie zgubiliście Naomi? I oczywiście po co tu jesteście, się pytam?<br />
- Przyszliśmy zapytać, czy też idziesz potropić. Naomi sama woli niuchać. Sezon łowiecki na wampiry został oficjalnie otwarty.<br />
- No i jeszcze czemu nas dzisiaj nie odwiedziłaś? - dorzucił nie kto inny, jak Reid.<br />
- A muszę odwiedzać was codziennie? - rzuciła z przekąsem, acz była rzeczywiście ciekawa.<br />
- No wiesz, to już takie przyzwyczajenie - stwierdził blondyn.<br />
- To jak, idziesz?<br />
- No... A niech tam. Najwyżej znowu się umyję. A puszczacie tak po prostu Naomi? Tak sama?<br />
- Nie mamy innego wyjścia - stwierdził Seth, wzruszając bezradnie ramionami. - No wiesz, Naomi może naprawdę zagryźć.<br />
- Wcale bym się nie zdziwiła - stwierdziła nieco figlarnie Megan. - Ok, a poczekacie na mnie chwilę? Muszę wysuszyć włosy. Chyba, że spotkamy się potem.<br />
- Możemy poczekać. - spojrzał po wszystkich.<br />
Uwinęła się raczej szybko. W jakieś dziesięć minut wysuszyła włosy, ubrała się i była już gotowa. Wszyscy wyszli - znowu przez okno, żeby nie było, że sąsiadka sprowadza sobie chłopaków do domu. Ale czy Jenny by się zezłościła...? Gdyby miała gwarancję, że byli "grzeczni" to raczej nie. Postanowili zostawić swoje rzeczy w leśniczówce. Zmieniwszy się w wilka odczekała chwilę, po czym wyszła z łazienki. Wszyscy już byli w swojej wilczej postaci. Idąc przez las tłumaczyli jak ma węszyć. Zaczęła "niuchać" z nosem przy ziemi. Byli ustawieni w równe szeregi.<br />
Nigdy nie przywiązywała większej uwagi do zapachów, chyba, że chciała coś wyczuć. A tak naprawdę to chyba najważniejsza wilcza cecha. Na równi ze słuchem, a to że są bardziej atrakcyjnie, silniejsi i szybszy tym bardziej pomaga. Ale ona jeszcze nie miała swojej pierwszej pełni... Wracając do zapachów. Dowiedziała się, że wampiry mają sporo sposobów na zatarcie swoich śladów - począwszy od własnych, a na czystej magii kończąc. Zaszli dosyć daleko, ale nie wyczuła niczego specjalnego: zapach piżma i lasu, który posiadały wilkołaki, kilka ludzkich tropów, leśne zwierzęta i przyjemnie uszczypliwy zapach zmiennokształtnego, który już zakodowała sobie w swej bazie zapachów umieszczonej w głowie.<br />
<i>Ty, zabujałaś się? </i>- rzucił Reid podekscytowany, ale i smutnawo. No tak, zapomniała o tamtym...<br />
<i>Jasne, w tobie. Reid, no proszę cię. Przez tyle lat miałam raptem dwóch chłopaków, z którymi nie byłam zbyt długo. Miłostki to chyba nie dla mnie. A czemu tak uważasz?</i> - zaciekawiła się zerkając w jego stronę.<br />
<i>Oj, tak się pytam...</i> - bąknął pod nosem. - <i>A to dlatego, że mi się ten zapach niezbyt podoba, o!<br />
Nie znasz się.<br />
Ja się nie znam? Ja?! Jaasne.<br />
Trochę skupienia, proszę. Znalazł ktoś coś? </i>- spytał Seth stając w miejscu. Każdy stwierdził, że nie wyczuł niczego specjalnego. Czarny wilk nie był z tego powodu zbyt zadowolony. - <i>Dobra. Przeszukajmy jeszcze jeden obszar i wracamy do domu.<br />
...pod prysznic. </i>- mruknęła Megan. Odpowiedział jej chichot kilku osób.<br />
Przeszukiwali kolejny obszar. Stwierdziła, że niczego dziś chyba nie znajdą, ale trzeba być dobrej myśli. I znowu to samo... Ogólnie cudowny zapach lasu. Spojrzała na księżyc. Za parę dni, może tydzień miała nadejściu pełnia. Jej pierwsza pełnia. Szczerze powiedziawszy... Bała się tego trochę. To było takie... Dziwaczne. I co niby powie Jenny? Pocieszyło ją kilka pomruków wilków. W jej głowie mimowolnie siedziała również Naomi, ale nie odezwała się. <i>Cóż, przynajmniej nie jestem sama.</i> Po tej decyzji szukała dalej w ogromnym skupieniu. Dochodzili już prawie do końca wyznaczonego obszaru, gdy nagle Reid stojący po jej lewej stronie ustał i podekscytowany zawołał w myślach.<br />
<i> Ej, wiem! Pobawimy się w berka! - o losie!<br />
Reid, boli cię coś?<br />
To w chowanego? </i>- nie odpuszczał.<br />
<i>Wiesz... Może innym razem. Naprawdę, jak ty coś powiesz... </i>- westchnęła biała wilczyca, spuszczając łeb. Dorian zrobił dosłowne "face palm", kładąc łapę na oczy.<br />
<i>No coo. Przynajmniej się staram!<br />
Doceniamy to, ale... Nie, jednak nie. </i>- odparł najuprzejmiej jak mógł Seth.<br />
<i>Sztywniacy</i> - mruknął pod nosem zawiedziony wilkołak i wrócił do szukania tropów.<br />
Gdy doszli do końca wyznaczonego terenu, Seth oznajmił, że mogą się rozejść. Zakomunikował również, że jutro po szkole też będą tropić. Bardziej chodziło o to, by powiadomić o tym Megan, ponieważ z reszta w końcu mieszkał. Wróciła do leśniczówki po swoje rzeczy. Zmieniła się, ubrała, a potem wywędrowała z łazienki. Pożegnawszy się z chłopakami, którzy jak zwykle chcieli ją odprowadzić - czemu odmówiła - pożyczyli sobie nawzajem dobrej nocy. Dostała również jak zwykle ostrzeżenie "uważaj na siebie". W drzwiach minęła się z Naomi.<br />
Szła z rękoma schowanymi w kieszenie czarnego płaszczyka. Jak zwykle rozkoszowała się nocą. Był czas, kiedy czuła się obserwowana. Domyślała się, że on gdzieś tam jest. Wampir. Prawdziwie przerażający, a nie romantyk z filmów dla młodszej publiki. Przestała się jednak stroszyć, gotowa do ataku, gdy tylko na nowo odzyskała poczucie bezpieczeństwa. Weszła do domu, mając szczerą nadzieje, że nieproszony w mieście gość nie obserwował jej przy tym.<br />
<br />
<br />
Wstała wcześniej, więc przegrzebała nieco swoje ubrania. Ostatecznie jej wybór padł na niebieską, luźna bluzkę na ramiączka, niebiesko-granatowa spódniczkę z brązowymi przebłyskami (ogólnie taka bardziej w zimnych kolorach) i czarne rajstopy. Na nogi wcisnęła brązowe balerinki, a dodatkowo na ramiona granatowy sweterek. Włosy rozpuściła, zaczesując przedziałek na bok. Ogólnie była raczej zadowolona ze swojego wyglądu.<br />
I nie tylko ona. Również w szkole Sara oraz przyjaciele ze sfory docenili jej wygląd. Ponadto Sara oświadczyła jej, że idzie jutro na randkę z Mattem. Starała się o tym nie myśleć. Przecież nie mogła już im zabronić, skoro wiedziała, że to raczej nie przejdzie. Lekcje mijały jej nad wyraz dobrze. W czasie lunchu zarówno stado jak i ona z Sara siedzieli razem, śmiejąc się do rozpuku. Nie było na stołówce pewnej osoby, która, no cóż, interesowała, a może intrygowała ją. Po lunchu Megan razem z Sarą udały się do biblioteki, wyporzczyć lektury.<br />
- Jedna dla mnie, a druga dla nie - oznajmiła Meg, podając od razu numerki kart.<br />
- Jeeju, znowu musimy przerabiać "Romeo i Julie". Ile jeszcze razy? - jęczała niezadowolona Sara.<br />
- No wiesz, to jednak był wielki pisarz...<br />
W czasie, kiedy rozmawiały na temat lektur stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Za biurkiem siedziała blondynka o lekko złotych włosach i niebieskich oczach. Nazywała się Molly czy jakoś tak. Miała okropnie skwaszoną, chciwą minę, co skutecznie obrzydzało jej, no, ładną twarz. Niebieskooka cisnęła w Megan książką. Dziewczyna odwracała się akurat przodem, więc nawet ze swymi wilczymi zdolnościami nie miałaby możliwości złapania rozpędzonej książki. Nie dostała jednak w twarz. Ktoś złapał książkę, a wilkołaczycę owiał nieco szczypiący zapach.<br />
- Wow, cóż za agresja! Niezły rzut, przyłożyłaś się. Oto i twoja książka. - Nick podał nadal zszokowanej dziewczynie książkę, która bąknęła coś tylko pod nosem. Na jego ustach malował się ironiczny uśmiech. Zwrócił się do blondynki za biurkiem. - A tak, jestem...<br />
- Nicholas Green - pisnęła słodko, mrugając przy tym zalotnie.<br />
- Hm, tak... Zgadza się.<br />
- Ja jestem Molly - <i>ha, zgadłam.</i> - Osbourn. Strasznie miło mi cię poznać.<br />
- Dobrze, ale wiesz... Ja już sobie pójdę - rzucił i nim ktokolwiek zdążył zareagować, wyszedł z biblioteki.<br />
Meg z przyjaciółką zrobiły to samo. Dziewczyna była nieco zirytowana tonem i uśmiechem chłopaka. Denerwował ją swoimi złośliwościami. Sara coś trajkotała o wydarzeniu z przed chwili, ale dziewczynę niezbyt to interesowało. Podążała pod klasę na kolejną lekcję. Na najbliższej przerwie postanowiła znaleźć Nicholasa. Ot, parę złośliwości, pytań i jeżeli sobie zasłużył to może podziękowanie. Przesiedziała lekcję niewiele z niej wynosząc. Trochę powęszyła, a z racji, że szkoła do dużych nie należała, nie miała problemu ze znalezieniem chłopaka nawet w tłumie. Może jego zapach był delikatny, ale znacznie się wyróżniał, a ona dobrze trafiła na korytarz.<br />
- Jak to jest możliwe, że byłeś w pobliżu i zdarzyłeś złapać tą książkę? - zapytała bez ogródek.<br />
- A może tak dzień dobry? - miał wyraźnie dobry humor. - Po prostu przechodziłem, a poza tym intuicja. Najlepiej się nią kierować. A tak swoją droga, "Romeo i Julia"...? Chyba to do ciebie nie pasuje.<br />
- To lektura, ale dla Twojej wiadomości całkiem ja lubię - odparła bezczelnie - jak na nią, oczywiście.<br />
- No wiesz? Nie dziękujesz i jeszcze tak się do mnie odzywasz... - udał urażonego.<i> Cholera, jak małe dziecko...</i><br />
- No już dobrze, tylko skończ z tymi złośliwościami. Mam ich naprawdę dość. Dziękuję za uratowanie mojej twarz, przed oberwaniem książką. Może być? Nie umiem układać życzeń czy tam dziękować - mruknęła.<br />
- Niech tam. - machnął ręka.<br />
- Masz dzisiaj świetny humor. Jaki jest tego powód? Jeżeli można wiedzieć? - zapytała przyglądając mu się uważnie.<br />
- No wiesz, mam swoje fanki, a cała szkoła żyje moim przybyciem. Miło, nie? - odpowiedź do szczerych raczej nie należała. Nie chce mówi, to nie. Łaski bez.<br />
- Super. Ej, a zastanawiam się tak... Jak to jest u was z "super cechami"? No, bo wiesz, my się szybko leczymy, mamy wyostrzone zmysły... A wy?<br />
- Hmm... Przede wszystkim to chyba szybkość. I zwinność. Bynajmniej ja jestem nieco szybszy od wilkołaków, ale to bardzo niewiele. A poza tym w ludzkiej postaci to słuch i węch, ale nie jest on wiele lepszy od ludzkiego. Może też mamy nieco... Twardsze niż inni ludzie kości i ogólnie ciało, ale z tego co wiem, wilkołaki tak samo. I to chyba mniej więcej na tyle. Dużo masz jeszcze tych pytań?<br />
- Od groma. Ale tymczasem idę na lekcje, tak samo jak i chyba ty. - akurat zadzwonił dzwonek. - Do zobaczenia wredoto.<br />
- Nawzajem - odpowiedział chłopak złośliwie. O, już przeszli do przezywania się, tak swoją drogą. No dobra, ona nie umie przezywać. Rozeszli się pod swoje klasy.<br />
Reszta lekcji minęła całkiem gładko. Sara ciągle o czymś nawijała (jak zwykle), nauczyciele nudzili... Ot, normalny dzień szkoły. No, może oprócz tego, że dostała z matematyki dwójkę ze sprawdzianu. Ee nie była dobra z przedmiotów ścisłych. Niby czysta logika, ok, ale nauczycielka wymyślała niestworzone przykłady. Mniejsza o to. Umówiła się ze sfora na piętnastą przy jeziorku - dokładnie tam, gdzie znaleźli ja po przemianie. Wróciwszy do domu oczywiście wpierw się najadła, potem zajęła lekcjami i uszykowała do wyjścia.<br />
Nie trwało to wszystko zbyt długo. Znalazła się nad jeziorem jeszcze przed czasem. W spokoju zdjęła ubrania, schowała je do plecaka po czym przybrała postać wilka. Plecak ukryła jak zwykle w krzakach. Czekając na chłopaków (Naomi pewnie znowu będzie działać na własna rękę) wpatrywała się uparcie w dno jeziora przy jego brzegu, jakby próbowała coś tak dostrzec.<br />
<i>Włączaj instynkt!</i> - zganił ją Reid, który właśnie na niej leżał. Tak to jest, jak się człowiek - wilk - zamyśli.<br />
<i>Mhm, zapomniałam się trochę. Cześć wam wszystkim.<br />
Cholera, Meg, wiesz przecież, że nie możesz się aż tak zamyślać! </i>- wszyscy się z nim zgadzali... No super.<br />
<i>No wiem. Przepraszam. To co dzisiaj tropimy?</i> - spytała otrzepując się z brudu, jednak odrobina rozmrożonego śniegu z ziemią zostawiła jej ciemne ślady na futrze. - <i>No i widzisz co zrobiłeś?</i> - spytała Reida z wyrzutem.<br />
<i>Przesadzasz! Dziewczynka ubrudziła sobie futerko? </i>- zakpił patrząc nań wyzywająco.<br />
<i>E, blondas! Nie wiesz, że dla kobiet futra są bardzo ważne? Lepiej mówcie co robimy. Jaki kawałek dzisiaj przeszukujemy?</i><br />
Seth wytłumaczył dokładnie o jaki obszar chodzi. Węszyli w wielkim skupieniu, tylko Reid czasami mówił jakieś głupoty. Ona wolała dobrze skanować wszelkie zapachy. Czasami myślała, że z nią naprawdę jest coś nie tak. Zauważyła to. Każdy zachowywał się w swojej wilczej postaci zupełnie inaczej. Nawet Charlie nie chodził taki ponury acz powagą towarzyszyła mu zawsze. Może jest jakimś... Nieudanym wilkołakiem? No, bo jak inaczej...<br />
<i>Nie mogę słuchać tych głupot </i>- warknął zirytowany Seth. No tak, połączone umysły. <i>Super. - Dlaczego tak uważasz? Na chwilę obecną nie możemy załatwić ci dużego stada, no chyba, że pójedziesz do jakiejś większej watahy. Więc przestań myśleć o takich głupotach. </i>- nie mówił do końca szczerze, nawet tak marnego wilkołaka tak ona nie udało mu się oszukać. - <i>Megan! Lepiej zajmij się szukaniem tropów, ok?<br />
Dobra... </i>- bąknęła przykładając nos do ziemi.<br />
Obyło się już bez rozmów, a ona węszyła w skupieniu. Nie wyniuchali nawet najmniejszego śladu wampira. Kompletnie nic. Z reszta tak samo jak Naomi, która nadal nieustępliwie przeczesywała własny teren. Wróciła do domu, wzięła szybki prysznic i położył się wpatrując w sufit, a dokładniej okno, bo takowe posiadała - jej pokój znajdował się na poddaszu. Westchnęła cicho. Z nią było coś nie tak. I nawet sfora o tym wiedziała. Dlaczego skoro tak nie chcieli nawet o tym rozmawiać? Musi poczekać do pierwszej pełni. Jeżeli nic jej nie zakłóci, a ona nadal będzie taka sama, to podejmie bardziej radykalne kroki. A o co chodziło z dużą wataha? Nie miała już czasu się nad tym zastanawiać, ponieważ odpłynęła w sen. Przez noc mimo wszystko niezbyt wypoczęła.<br />
<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Ech, rozdział znowu mało wnosi do historii... Czy, dokładniej: mało w nim akcji, bo wnosić to jednak trochę wnosi. Ale za to mogę zakomunikować, że następny rozdział będzie bardzo... Smutny. Nie do końca udało mi się opisać w nim różne sytuacje tak, jak chciałam, ale nie jest źle. Może dodam go trochę szybciej, ale nie jestem co do tego pewna, bo muszę mieć kilka rozdziałów w zanadrzu. Pozdrawiam. ;)<br />
<br />
PS. Jakie możecie polecić mi książki? Bo coś nie mogę niczego ciekawego znaleźć, najlepiej, żeby były to ebooki. Jeżeli ktoś posiada ebooka "Srebrna Kula" S. King'a, to byłabym wdzięczna za jakieś przesłanie czy coś. Ostatnio mam ogólnie fazę na wilkołaki. ;PNightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-7918964667574579612011-02-14T02:33:00.000-08:002011-02-14T02:33:09.642-08:00Rozdział XI, cz. II. <i> Na przeciw niej stał pies dingo. </i><br />
<br />
Zdziwiła się ogromnie, chyba nawet było to po niej widać. Gdyby nie jej węch, pewnie pomyślałaby, że jest to po prostu jakiś duży pies. No, bo skąd tu dingo? Przecież to nie Australia, tylko Stany Zjednoczone. Och, mniejsza o to! Teraz nic już nie powinno jej dziwić. Sama w końcu była obecnie wilkiem. Stworzenie było nieznacznie większe od zwykłego dingo (kiedyś się nimi interesowała), ale pewnie można, by wziąć go za wyrośniętego samca. Zmierzchało, więc jej wzrok nie przeszedł jeszcze na zbyt nocny tryb - to trochę ułomne w ich wypadku, dobrze widzą zawsze, w dzień i w nocy, ale o zmierzchu dopada wilkołaki kurza ślepota. <i>Może powinnam jeść więcej marchewek?</i><br />
Przybysz w każdym bądź razie był rudy, swoją drogą o bardzo ładnym odcieniu. Nieco jaśniejsze, a wręcz białe plamy zbierały się w okolicach pyska, łap, podbrzusza i na końcówce ogona, co dawało słodki efekt domowego pieska. Oj, on zdecydowanie nim nie był. Duże uszy nasłuchiwały i to chyba nie tylko jej ruchów. Łapy miał podobnie jak wilkołaki w swej dzikiej postaci nieco zbyt długie, jak na normalnego przedstawiciela "swojej" rasy. Na końcu zatrzymała się na oczach. Piękne, duże, szare...<br />
<i> Megan, czekaj. Już biegniemy. - a ci tu skąd, tak w ogóle?!<br />
Nie! Wystraszycie go. Jakby co nasłuchujcie </i>- rzuciła stanowczo, patrząc na swoje czoło. Znaczy w górę, tam, gdzie normalny człowiek je posiada.<br />
<i>Dobra, ale lepiej się skup. </i>- zgodził się niechętnie Seth, chociaż nie powinien tego robić. Nawet ona to wiedziała. - <i>Uważaj na siebie i pamiętaj o kontakcie wzrokowym.<br />
Pozwalasz jej?! </i>- wrzasnął Reid, słyszała również protesty innych wilków, ale nie zwracała już na to uwagi.<br />
Stała tak nie zrywając kontaktu wzrokowego.<i> Te walki wzrokowe są takie głupie...</i> Ale pamiętała, że z każdym drapieżnikiem należy walczyć na spojrzenia. Po jakimś czasie zauważyła, że pies z nią na owe spojrzenia nie walczy. Ona sama również nie wpatrywała się w niego natarczywie. Robił to dla zasady, tak samo jak ona. Zamachała faliście na boki swoim białym, puszystym ogonem. Cieszyła się... Może to głupie, ale naprawdę się cieszyła. Nie wiedziała czym on jest. Nie mógł być wilkołakiem, ponieważ zamieniał się w psa dingo i inaczej pachniał. Rzuciła mu spojrzenie pod tytułem "Czekaj" po czym odbiegła w krzaki, gdzie schowała swoją torbę. Chyba chciał coś wiedzieć, ale nia miał okazji. Ubrała się jak najszybciej mogła. To było takie ekscytujące! Takie... Nowe. Między drzewami wybiegła dosyć urodziwa blondynka (no, bo była) i ustała na przeciw psa dingo. Był gotowy do ucieczki w każdej chwili. Zdziwiła się, że nie zastała tu wilków ze sfory. Pies patrzył na nią uważnym wzrokiem.<br />
- Może pójdziesz i zmienisz się w człowieka? Będziemy mogli porozmawiać. Nie mam zamiaru cię atakować. To mnie nie bawi. Więc... - usiadła na ziemi z uśmiechem, podpierając się rękoma z tyłu. - Czekam. - wzruszyła ramionami. Pies wydał z siebie szczekająco-mruczący dźwięk, najwyraźniej chcąc coś powiedzieć. Nie wiedziała jednak o co w tym chodziło. Za chwilę smutno się wytłumaczyła. - Wybacz, nie wiem co mówisz.<br />
Pies stał jeszcze chwilę, marszcząc w skupieniu brwi. Chyba się zdziwił. Zaraz jednak, nie odwracając się do dziewczyny tyłem, odszedł. Najwidoczniej miał już styczność z wilkami. Nie czekała zbyt długo. Wstała i otrzepała swoje siedzenie, gdy tylko zauważyła wychodzącego zza drzew chłopaka. Miał ciemne, brązowe włosy w lekkim nieładzie. Były może nieco przydługie. Chłopak miał jakiś metr osiemdziesiąt pięć, czyli taki wzrost idealny - no, bo nie ma to jak dokładność.. Jakieś osiemnaście, siedemnaście lat na karku. No i oczy... Szare z delikatnymi, niebieskimi przebłyskami w tęczówkach. Raczej przystojna twarz nie wyrażała żadnych emocji, co zbiło Meg nieco z tropu. To było trochę... Nienaturalne. Ubrany był w najzwyklejsze w świecie jeansy, bluzę i kurtkę. Ot, taki zwykły strój. Zatrzymał się w podobnym dystansie co wcześniej. Nie spuszczał dziewczyny z oczu i wyraźnie nasłuchiwał.<br />
- Jestem Megan Forest. Należę do tutejszego wilkołaczego stada i miło mi Cię zobaczyć. - przywitała się z przyjaznym uśmiechem oraz nieco zbyt miłym głosem.<br />
- Nicholas Green. Nie wiedziałem, że jest tu stado wilkołaków. - zmarszczył lekko brwi.<br />
- Jesteśmy małym stadkiem. - odparła wzruszając lekko ramionami. - Przepraszam, że pytam, ale... Czym jesteś?<br />
- Jesteś nowa. - stwierdził z przekonaniem i niezbyt przyjemnym uśmiechem na ustach. Zignorował na początku jej pytanie, lecz po dłuższej przerwie, nieco niechętnie udzielił dziewczynie odpowiedzi. - Jestem zmiennokształtnym.<br />
- O... Zmieniasz się tylko w psa dingo? - zainteresowała się wyraźnie, zbywając potwierdzanie swej nowej przynależności do sfory.<br />
- Wiesz, wolałbym uzyskać zgodę stada na przebywanie na ich terytorium i zwinąć się do domu. - znowu zbył jej pytanie. Irytujące... Ale i tak się dowiem, prędzej czy później.<br />
- Och. Jasne. Chodź, może ktoś jest w domku. - mruknęła prowadząc chłopaka w kierunku leśniczówki. Grała w otwarte karty i było jej dosyć przykro za oziębłe traktowanie chłopaka. Ale czego się niby spodziewała? Nikt nie lubi zdradzać swoich tajemnic. Nim zdążyli dojść do drewnianego domku, zaa drzwi leśniczówki wychyliła się Naomi.<br />
- Kto to? - spytała bez ogródek, marszcząc brwi.<br />
- Nicholas Green, chcę uzyskać zgodę na przebywanie tutaj. - odparł bezbarwnie chłopak.<br />
- Zmiennokształtny? - uniosła jedną brew ku górze. <i>A ta skąd to wie?!</i> - Seth nigdy nie ma nic przeciwko temu. Możesz tu przebywać, przynajmniej póki Alfa nie powie inaczej. Megan, odprowadź go. Stado szuka śladów, więc może potraktować go jak intruza.<br />
- A ty czemu z nimi nie poszłaś? - spytała zaciekawiona.<br />
- Bo już szukałam. Nic nie znajdą. A tymczasem przepraszam, ale oglądam jakiś tam film. - i zniknęła za drzwiami posyłając jej tajemniczy uśmiech. Nie no, czegoś takiego to ona się zdecydowanie nie spodziewała. Już mniejszym szokiem było spotkanie z dingo w Stanach.<br />
- Mogę wiedzieć, kogo tropicie? - zapytał chłopak nadal mniej więcej wypranym z uczuć głosem, gdy szli w kierunku jego mieszkania.<br />
- Nie ciebie, a reszty nie musisz wiedzieć. - skoro on miły nie jest to i ona nie musi, prawda?<br />
- Sam mogę dojść. - mruknął.<br />
- Naomi jest ode mnie wyżej w stadzie i ma chyba racje. Więc odprowadzę cię pod same drzwi - rzuciła z zaciętą miną. Dopiero po chwili dopadła ją myśl: może chcą po prostu wiedzieć gdzie mieszka, tak w razie czego?<br />
- Świetnie. - mruknał pod nosem. Boże, co za mruk! Szli jakiś czas w milczeniu, ale ciekawość wzięła w niej górę.<br />
- To możesz zmieniać się i w inne stworzenia, czy nie? - spytała starając się ukryć niezgrabnie swoją ciekawość.<br />
- Aż tak cię to ciekawi? - kiwnęła poważnie głową. Skrzywił się. - Niech ci będzie. Mogę zmieniać się w inne psowate stworzenia, ale muszę mieć na to jakiś przykład. Chociażby zdjęcie.<br />
- O. Fajnie, a możesz zmieniać się w wilka? - spytała zaintrygowana.<br />
- To chyba domena wilkołaków, prawda? Więc nie mam zamiaru próbować. - uśmiechnął się złośliwie.<br />
- A swoją droga, to... Idziesz do szkoły? - tak, dopiero teraz o tym pomyślała.<br />
- Myślałem o udawaniu nauki w domu, ale chyba jednak tam pójdę. Wiesz, warto coś w życiu wiedzieć. Poza tym mam zamiar zostać tu nieco dłużej.<br />
- No fakt - przytaknęła, spuszczając wzrok na swoje nogi. Chyba chłopak dopiero teraz kapnał się, że mówi za dużo o swoim życiu prywatnym, bo miał zamiar jeszcze coś powiedzieć, ale zamilkł.<br />
Zadawała jeszcze kilka pytań dotyczących zmiennokształtnych, chociaż nie zawsze dostawała na nie odpowiedź. Po jakimś czasie po prostu zamilkła. Nicholas był strasznie złośliwy i oziębły. To ją zdecydowanie odrzucało. Odprowadziła go, aż do miasta. Jakby co, łatwo będzie go wytropić - tłumy to tu nie chodzą. Pożegnała się zdawkowanie i ruszyła w kierunku własnego domu. Zdecydowanie musiała dowiedzieć się czegoś więcej o zmiennokształtnych. Weszła do domu i zamarła. Jej rodzice patrzyli na siebie tak samo jak kiedyś - z miłością. Stała tak z otwartymi ustami, a łzy pociekły jej z oczu. Czy to możliwe? Możliwe, żeby na nowo się zeszli? Matka coś do niej powiedziała, więc dziewczyna wytarła szybko łzy i postawiła torbę na bok. Jenny zaraz podeszła do niej i zaczęła składać życzenia. No co jest?<br />
- Kochanie, wszystkiego najlepszego! Mamy dla Ciebie prezent! - pisnęła uradowana.<br />
- O... Ale, ee... Czemu?<br />
- Dzisiaj Twoje urodziny, głuptasie! -<i> dwudziestu siódmy luty... Jak mogłam zapomnieć?</i><br />
- Wszystkiego najlepszego, córeczko - rzucił krótko jej ojciec i cmoknął dziewczynę w czoło.<br />
- A to prezent! - pisnęła matka.<br />
Wręczyła córce ogromną, zapakowaną paczkę. Po otworzeniu pudełka ukazała się jej niebieska oraz czarna sukienka. Oczywiście był to prezent od Jenny. Od Jamesa dostała połyskujący na srebrno zegarek. Rodzice trafili w jej gust, zdecydowanie. To były prezenty na jej siedemnaste urodziny. Już bała się tego, co miała w telefonie. W końcu go zapomniała, co właśnie jej się przypomniało. No cudnie. Ponadto dostała pozwolenie na mały tatuaż i kolczyk w wardze (swoją drogą chyba z niego zrezygnuje, bo jak wyglądałby wilk z kolczykiem w wardze, na proszę was), o które już od dawna męczyła rodziców. Rzuciła się zarówno swojemu tacie jak i mamie na szyję i serdecznie ich ucałowała, gorliwie dziękując. Gdy spytała nieśmiało czy planują się zejść, odpowiedzieli, że się nad tym zastanawiają. Na pewno chcą spróbować. Miała taką uradowaną minę! Te urodziny były zdecydowanie przyjemne, a wręcz najlepsze. Dwie niespodzianki, chociaż jedna średnio miła - Nick nie był zbyt przyjemny, a ona... No cóż, lubiła być w dobrych stosunkach z innymi. Ale nie to nie, prosić nie będzie. Zachowywał się trochę, jakby miał jakiś niedorozwój strun głosowych. Po odpowiedzi na wszystkie życzenia, wieczornej toalecie i całej reszcie - między innymi ogroomnej kolacji - ułożyła się w łóżku. Myślała o dzisiejszym dniu. I tajemniczym Nicholasie. Dlaczego? A kto to wie, przecież był nowy i miała ku temu prawo.<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
Dodany szybko, bo bardzo krótki. Ale spokojnie, drugi jest już za to długi! No, o ile oczy mnie bardziej niż zwykle nie zawodzą. I jak się podoba? Czekam na opinię. ;) I wszystkim, którzy lubią walentynki życzę najlepszego, tak na marginesie. Mnie to święto jest obojętne, aale... Pozdrawiam^^Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-74316074235364315012011-02-12T08:02:00.000-08:002011-02-12T09:05:14.875-08:00Rozdział XI, cz. I. - Jestem!<br />
- Siema!<br />
- Cześć.<br />
- Noo, nareszcie.<br />
- Miło cię widzieć!<br />
- No cześć, cześć. To po co ja wam? - nawet ona nie wiedzała kto co powiedział, ale mniejsza o to. Przywitali się i to wystarczy.<br />
- Jak mówiłem - na lekcję - powiedział Seth, oczywiście z uśmiechem.<br />
- Fajnie. To kto ją ze mną ma?<br />
- Jeremy.<br />
- Żartujesz? - wybałuszyła oczy na... Przyjaciela. <i>Tak, właśnie!</i><br />
- Nie - odpowiedział figlarnie. - On walczy najlepiej i miał najwięcej starć z wampirami. - rzuciła spojrzenie w kierunku blondyna, który był wielce zapatrzony we wzór firanki.<br />
- Muszę...? - zaczęła jojczącym głosem.<br />
- Będzie dobrze. Skupi się - zapewnił łagodnie szatyn.<br />
- Jakoś sobie tego nie wyobrażam - mruknęła w odpowiedzi pod nosem.<br />
- Jeremy, powróć do żywych. <br />
- Hmm? - blondyn podniósł ospale głowę, by spojrzeć na Alfę.<br />
- Masz lekcję z Megan, pamiętasz?<br />
- A taak. - wstał z kanapy drapiąc się po głowie, a także przy okazji przeciągając. - Chodź, chodź. - machnął ręka w kierunku drzwi. Zarzucił kurtkę na plecy, wziął jakiś worek i wyszli.<br />
- Tylko się skup! - krzyknął przez drzwi Seth.<br />
- Spoko, spoko szefie. Trenowałaś kiedyś jakieś karate czy coś? - tym razem zwrócił się do niej.<br />
- Nie, ale ponad trzy lata chodziłam na gimnastykę.<br />
- Im więcej umiesz, tym lepiej. Nawet gimnastyka może się przydać. Najpierw wolisz poćwiczyć jako człowiek czy wilk?<br />
- Chyba człowiek. Z reszta obojętnie. A co dokładniej będziemy robić? - spytała zaciekawiona.<br />
- Może... Kołki?<br />
- I to naprawdę działa? - zapytała sceptycznie. Ma komuś wetknąć osinowy kołek w klatkę piersiową?! No bez takich...<br />
- Jasne. Ogólnie drewno, ale z lipy, osiki, dębu i klonu najlepiej. Ponadto wampiry mają alergię na srebro. Słońce je zabija. Krzyże, woda święcona i tak dalej też działają, ale nie wiadomo dlaczego. I tylko, gdy twoja wiara jest prawdziwa, mogą ci pomóc. Chyba były kiedyś potępione czy coś takiego, stąd te różne strachy i w ogóle...<br />
- Ciekawe... - stwierdziła bardziej do siebie, aniżeli zwracając się do towarzysza.<br />
- Zgadza się. Ale mam nadzieję, że potraktujesz to poważnie. Wampiry są cholernie niebezpieczne.<br />
- Same kły i dzika twarz mi wystarczą - mruknęła pod nosem, czując, już na samo przypomnienie przeszedł ją zimny dreszcz.<br />
Doszli na jakąś polankę - jak zwykle z resztą - była raczej jedna z tych większych, a przynajmniej z tego co zaobserwowała. Chłopak rzucił worek na ziemię i wydobył z niego dwa drewniane kołki. Gdyby nie ten poprawiony refleks zapewne dostałaby całkiem mocno w brzuch. Obejrzała dokładnie swoją... Nazwijmy to broń. Kołek był bardzo lekki jak na drewno, ale nie rozpoznała jego rodzaju. Rozszerzany u góry i zwężany u dołu, ot zwyczajny kolek jakich wiele. Jeremy odezwał się wyrywając ją z głupiego rozmyślania. Kiedy chciał, to naprawdę potrafił być normalny, a nawet logicznie myślący.<br />
- Normalnie przydałby ci się do kołka młotek, ale z wilkołaczą siłą nie ma raczej problemu z przedostaniem się do serca wampira. Pierwsze zabicie pijawy zawsze jest trudne, ale z czasem idzie to coraz bardziej gładko. Najtrudniejsze jest po pierwsze trafienie w serce miedzy żebrami, a po drugie właśnie ogólne przebicie się przez... No, przez to wszystko. Uprzedzam, że z wampira zostaje papka po przebiciu kółkiem, bardzo stare wampiry czystej krwi podobno bardziej usychają... Ale nigdy nie miałem styczności ze starymi wampirami jeżeli o zabijanie chodzi. Z resztą wtedy już by mnie tu nie było. - nie wytrzymała i musiała głupio zachichotać. - Z czego się śmiejesz? - bynajmniej nie był urażony, a raczej zaciekawiony.<br />
- No bo wiesz... To wszystko tak głupkowato brzmi. Polowanie na wampiry, zabijanie ich... Tak samo jak zostanie wilkołakiem. - wzruszyła bezradnie ramionami. On odpowiedział szerokim, rozbawionym uśmiechem.<br />
- Oj, zdziwiłabyś się znając resztę po nadnaturalnych stworzeń.<br />
- Jeremy... - wpadło jej do głowy, jednak poczuła się nieco skrępowana. - Mogę o coś zapytać?<br />
- Jasne. Wal śmiało.<br />
- Ile ty masz właściwie... Lat? Jesteś chyba najstarszy z nas wszystkich, mam rację? I skoro tak, to... Czemu chodzisz do szkoły?<br />
- Tak, zgadza się. Obecnie mam jakieś... Dwadzieścia jeden lat? Nie wiem dokładnie. Zmieniłem się w wieku szesnastu lat, a jestem jednym z tych, którzy wolniej dorastają. A do szkoły chodzę, bo co mam niby w domu robić? - wyszczerzył się w głupkowatym uśmiechu.<br />
- Czyli jak to wolniej?<br />
- Chodzi o to, że na przykład rok wieku ciągnie mi się na dwa czy trzy lata czasu. Rozumiesz? Ale to zależy indywidualnie od wilkołaka. Jedne rosną szybko, drugie mają to spowolnione rośniecie, jak ja, a inne rosną normalnie, póki nie osiągnął wieku pełni sił, oczywiście.<br />
- Jej... To wilkołaki, aż tak się od siebie różnią? - czuła się z tą myślą dziwnie. <i>Zawsze jakieś różnice...</i> <i>Pewnie nawet rasiści się znajdą, bo przecież są lepsi.</i> Skrzywiła się w kwaśnym grymasie na tą myśl.<br />
- Nie, to tylko jeden z mniejszych wyjątków. W większości dokładnie trzymamy się wzorca naszej rasy. Ale dobra. Patrz na ten ruch.<br />
Jeremy pokazywał jej wiele ruchów, raczej dosyć prostych, gdyby w praktyce nie miała nimi zabić wampira. Wampiry są cholernie silne, cholernie szybkie i maja ze sobą sporo magii. Właśnie dlatego spotkany przez nią wampir mógł sobie jakby nigdy nic polecieć do góry. Ale to tylko jedna z ich sztuczek. Poza tym wampiry są po prostu złe - ale to już wiedziała. Wilkołaki trzymały się w grupie i tylko dlatego mogły zabić wampira. Mogły go zabić dzięki zgraniu, konkretnym planom. Szybkość miały mniej więcej taką samą, siła w walce wilkołaków oprócz szczek i łap praktycznie się nie liczyła... Więc szanse były nawet stosunkowo wyrównane, chociaż przeważała strona żywych trupów. Po kołkach, których lekcja trochę trwała przyszedł czas na zabawę ze srebrem.<br />
- Srebro może zająć wampira na chwilę, ale niezbyt długo. Wypala im ciało, jednak nie jest to nic długotrwałego. W pomieszczeniach przydatne jest rozdrobnione srebro w powietrzu, ale cóż... My też od niego słabniemy, a jeżeli dostaniemy taki srebrny pocisk, który gdzieś ugrzęźnie zazwyczaj umieramy. Należy bardzo uważać, jeżeli walczy się z wampirem. Przy bliskim zbliżeniu przydaje się płynne srebro w strzykawce, chociaż nie tak łatwo je dostać. Poza tym kulki też osłabiają, no wiadomo. Każde zetknięcie z raną, a u alergików nawet skórą, kończy się dla wąpierza* poparzeniem lub wyżarciem ciała. No i... To chyba byłoby na tyle o srebrze. Dobrze jest nim więzić ewentualnego wampira, ale trzymanie ich przy życiu dłużej niż to konieczne, dobrym pomysłem już nie jest. Masz na sobie srebrny krzyżyk, Boziulkę czy coś?<br />
- Tak. - wyjęła spod koszulki srebrny wisiorek z Matką Boską.<br />
- Dobrze. - kiwnął głowa z aprobatą. - A teraz wracając do walki... Właśnie symbole święte. Krzyże, woda swiecona i cała reszta, jak już mówiłem działają na wąpierze. Nie wiemy dlaczego, ale działają. Dlatego warto mieć przy sobie coś z tych rzeczy, szczególnie wodę święcona - no wiesz, łatwo jest wampira nią oblać i przez to poparzyć.<br />
- Hmm... A czosnek działa? - zapytała nieco niepewnie. No co, legendy, to legendy.<br />
- Tutaj chodzi o zapach. Czosnek pachnie dosyć intensywnie, ale równie dobrze może to być cebula. Skoro jesteśmy przy smakach i zapachach - kiedyś wtykano ludziom podejrzanym o śmierć z rąk wampira czosnek i dziką różę do ust. Coś z tymi dzikimi różami jest, ponieważ wampiry omijają je dosyć szerokim łukiem. Może po prostu ich jakoś nie trawią...? Nie mam pojęcia. W każdym bądź razie kilka płatków też możesz mieć ze sobą, nie zaszkodzi.<br />
- Jej, sporo tego.<br />
- Większość i tak znasz z filmów czy książek.<br />
- No w sumie... Jest coś jeszcze?<br />
- Oczywiście słońce je zabija. Poza tym ogień - chyba największy przyjaciel zabójcy wampirów. Ale nie zawsze można wampa oczywiście podpalić, to zależy. Wampiry szybko zajmują się ogniem, co jest sporym plusem, ale możliwe, ze zdrowy wampir na wolności oczywiście się ugasić. Aha, zawsze jeżeli coś z wampira zostaje to to spal. Nawet możesz spalić te paciaje od kołka dla pewności. Skurczybyki regenerują się i to bardzo szybko. Więc nie zdziw się jeśli po postu minutach odrośnie mu ręka, która przed chwilą odcięłaś. To to chyba na tyle. Teraz powalczymy trochę w formie wilka. Chcesz to idź w krzaki - mruknął i sam zaczął zdejmować kurtkę oraz dosyć przylegający do ciała T-shirt.<br />
Weszła w pobliska roślinność, by po chwili wyjść stamtąd jako śnieżnobiała wilczyca. Jeremy w postaci najzwyklejszego w świecie, szarego wilka już na nią czekał. No, może był trochę większy, więc poprawka - najzwyklejszego w świecie, szarego wilkołaka w postaci wilka. Swoją drogą był dosyć... Spory, nawet jak na samca wilkołaka. Och, nawet zdania nie umiem złożyć! Basior nie skomentował tej myśli. Pół jego pyska było białe, co wyglądało nieco śmiesznie. Tak jak często jest u kotów. Spojrzała na chłopaka pytająco. Uśmiechnął się do niej lekko, na tyle ile pozwalał psi pysk. Czy raczej wilczy pysk. Na jej przemyślenia cicho się zaśmiał - a jednak.<br />
<i>Chyba nie wiesz o swoich własnych rozmyślaniach</i> - rzuciła ironicznie w myślach.<br />
<i>Oj, znam je. O to się nie martw. Gotowa?<br />
A mam inne wyjście?<br />
W sumie to nie. </i>- wyszczerzył się w uśmiechu. - <i>No dobra. Z tego co widziałem po tym, ee... Mike'u, atakujesz zazwyczaj z tyłu. Atakujesz z pleców na szyję - </i>doprecyzował, przypominając sobie bezwładne ciało chłopaka, który stracił w tamtej chwili przytomność. <i>- To nawet dobrze, ale jeżeli wampir cię zerwie może niezłe pogruchotać ci kości.<br />
Przecież wtedy działałam pod wpływem impulsu...</i> - zaczęła, myśląc przy tym, że nie tylko ona dziwacznie składa zdania. Jeremy nie pozwolił dokończyć jej tej myśli.<br />
<i>I instynktu. Mimo wszystko takie główne cechy się widzi. Wiem, bo trochę już w swoim życiu przeszedłem. Widziałem wiele ataków i potrafię je rozpoznać. Ale do rzeczy. Jeżeli chcesz zaatakować szyję najlepiej zrobić to z boku. Skaczesz na cała rękę i chwytasz szyję. O ile ktoś jest zajęty, bo inaczej możesz dosyć mocno dostać w pysk.<br />
Aa dzięki. </i>- poczuła się strasznie głupio i taką też musiała mieć minę.<br />
<i>Megan, ale w ten wilczy! - zachichotał z rozbawieniem.<br />
Aha </i>- bąknęła zawstydzona.<br />
<i> Innym dobrym atakiem </i>- zaczął na nowo. - <i>jest wspólny chwyt za kończyny. Wtedy możesz wskoczyć mu na plecy i rozszarpać kark - nie gardło, bo wampir ma dosyć pokaźne kły, o czym się już chyba przekonałaś. Ale najlepiej jeśli będziesz łapała tylko za nogi czy ręce. Walcz według rozkazów. O ile w ogóle zostaniesz wystawiona do walki.<br />
Co to ma znaczyć? </i>- zmarszczyła brwi.<br />
<i> Możliwe, że będziesz tylko przyboczną pomocą. Ale to już nie my o tym decydujemy. Najważniejsze, żebyś słuchała rozkazów.<br />
Taa... Fajnie. </i>- mruknęła pod nosem.<br />
<i> Megan, my wszyscy ich słuchamy. A tymczasem poćwiczymy trochę obrony, bo ta dyskusja nic nam nie da. Ja będę Cię atakował, a ty po prostu odpieraj ataki.</i><br />
Jak powiedział, tak zrobił. Z czasem szło jej coraz lepiej, ale niewystarczająco. Najlepsze zdecydowanie miała uniki. Odskakiwanie i takie tam... Ale na wampira się to zbytnio nie zda. Nim ona zdąży dobrze wylądować truposz rozpruje jej gardło. Chyba, że zaatakuje go drugi wilkołak. Teraz zrozumiała, jak ważna jest współpraca w sforze. Bez niej nawet największa wataha może upaść. A oni... No cóż, byli stadem w luźnym tego słowa znaczeniu. Prawdziwe stada - te wilkołacze - miały jakieś dziesiątki członków, a nie siedem... Ale przynajmniej byli zgrani. Wyszła z krzaków ubrana i spojrzała w kierunku Jeremy'ego. Zgadza się, on też był już ubrany i na nią czekał.<br />
- Kiedy macie zamiar zaatakować tego wampira?<br />
- Hm? A. - chyba już zaczął się wyłączać. - Najpierw musimy go wytropić. Niech twoja blond czupryna się tym nie kłopota, powiadomimy cię.<br />
- Odezwał się brunet - żachnęła się złośliwie.<br />
- Jaka ty czepliwa. - westchnął cicho, kręcąc na boki głową.<br />
Nie odpowiedziała, bo czuła, że to już bez sensu. Gdy doszła do leśniczówki, co robili chłopcy? Oczywiście jedli. Ponad to Naomi weszła praktycznie zaraz po nich. Zrobili kanapki i, co jest logiczne, błyskawicznie je skonsumowali. No, a czego się spodziewaliście po męczącej lekcji fizycznej? To nie zwykły w-f, zdecydowanie. Sfora miała zająć się tropieniem jeszcze dzisiaj, ale ją oczywiście odesłano z kwitkiem. Stwierdziła, że trochę pobiega. Pożegnała się ze wszystkimi po czym wyszła na dwór. <br />
W spokoju rozebrała się w jakichś krzakach, schowała rzeczy do torby i pod postacią wilka poczęła biegać. Fakt - ona też to lubiła. Wtedy człowiek czuł się wolny, nie mający żadnych ograniczeń. Czy może raczej wilk tak się czuł. To jest zdecydowanie najlepsze w tym całym wilkołactwie, ta wolność. Oczywiście świetnie jej się biegało, jak zawsze. Chyba jeszcze nigdy tak długo tego nie robiła. Wracając szła i spotkała ją... Niespodzianka? Otóż, gdy wracała niespiesznym krokiem po swój plecak, ukryty pod jakimś krzakiem, wyczuła coś. Była to całkiem nową woń. Zwierzęca, a zarazem ludzka, jednak różniąca się od tego charakterystycznego zapachu wilkołaków. Rzuciła się biegiem w odpowiednim kierunku. Ustała dopiero na przeciw przybysza. Na przeciw niej stał pies dingo.<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
*Wąpierz - inaczej wampir, nazwa pochodzi z mitologii słowiańskiej (korzenie Jeremy'ego pochodzą właśnie stamtąd, stąd słownictwo). Jest to typowy opis wampirów, dokładnie taki, jaki sama Wam zademonstrowałam - takich... Prawdziwych.<br />
<br />
Wiem, że późno, ale jakoś tak nie miałam kiedy porobić jako takich poprawek. Ukazałoby się to wczoraj, ale nocowała u mnie siostra, która mieszka... No, dosyć daleko, więc widujemy się dwa razy w roku. Rozdział to nie rewelacja, ale mam nadzieję, że coś z tego będzie. Następna część ukaże się szybko, obiecuję, poza tym zaczęły mi się ferie! Taak, zacieszajmy się tym faktem razem. No... To pozdrawiam i wszystkim blogowiczom życzę weny. ;)Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-57760435497159100162011-02-01T10:28:00.000-08:002011-02-01T12:14:15.151-08:00Rozdział X. Drzemała przytulona do poduszki jeszcze dłuższy czas. Spało jej się średnio dobrze, ale była wymęczona - a lepsze to, niż nic. Najwidoczniej spędzenie praktycznie połowy dnia w wilczej postaci bardzo męczy. W sumie to na pewno, a nie "być może". W końcu się ocknęła, jednak żeby zejść z łóżka potrzebował jeszcze kilku minut. Wyciągnęła się jak kotka, co brzmiało nieco dziwnie, po czym ruszyła na dół. Co zastała? Ależ oczywiście Jenny, która już krzątała się w kuchni. Zwróciła twarz w kierunku zaspanej, drapiącej się po głowie blondynki.<br />
- Cześć skarbie - zagruchała na powitanie. - Jak się spało? Uznaję, że dobrze. W końcu trochę Cię wśród żywych nie było. -<i> tak samo jak Sara, nie daje człowiekowi dojść do słowa.</i><br />
- Ugh. Twardo, ale średnio dobrze. Co na śniadanie?<br />
- Omlet?<br />
- Taak. Najwyżej czymś dojem. - mruknęła pod nosem, ale najwidoczniej jej matka musiała to usłyszeć, bo od razu zacmokała z dezaprobatą.<br />
- Ty obżarciuchu! Od kiedy ty tyle jesz? Zobaczysz, utyjesz - stwierdziła kąśliwie, ale posłusznie zajęła się robieniem omleta.<br />
- Ee tam. Sara i tak przewiduje mi życie starej panny, więc ciało nie jest mi do niczego potrzebne.<br />
- Ej, ja chce jeszcze wnuki niańczyć!<br />
- Na mnie nie licz. - mrugnęła figlarnie.<br />
Zawsze jak rozmawiała ze swoją mama przez telefon to każdy obecny obok się z tego śmiał. Jenny od czasów niepamiętnych wpajała córce, że jest jej najlepszą przyjaciółką. I zawsze była, tuż po Sarze, oczywiście. Megan zawsze starczały one do szczęścia. Jen jednak była też jej rodzicielką i często bywała nadopiekuńcza. No cóż, taki los. Kobieta postawiła przed nią talerz z "zamawianym" śniadaniem. Zaraz omleta swoją droga już nie było, a dziewczyna wzięła się za robienie kanapek z nutellą. Jenny nie była z tego zbyt zadowolona, ale nie skomentował postępowania córki. Zamiast tego zaczęła rozmowę.<br />
- Wyjeżdżam na parę dni do Chicago, ciotka Mona nie czuje się najlepiej. - <i>skąd ja mam u diabła tyle ciotek?!</i> - Wrócę pewnie w piątek w nocy... Spokojnie, będę na Twoje urodziny. Masz coś zrobić w sobotę.<br />
- Maamoo... - zaczęła przeciągłym jękiem, jednak brutalnie jej przerwano.<br />
- No co? Masz teraz sporo znajomych, wiem o tym. Więc nie jęcz tylko ich zaproś.<br />
- Ta, super... Ciekawe czy przyjdą- mruknęła pod nosem.<br />
- A właśnie, kim są dokładniej ci chłopcy? - matka przysiadła się na krzesło obok, więc zapowiadało się na dłuższa rozmowę.<br />
- Koledzy ze szkoły.<br />
- Taa jasne. - wywrócila oczami. - A naprawdę?<br />
- Przyjaciele?<br />
- I nic więcej? No wiesz? Przyjeżdżają do miasta jacyś przystojniacy, zadajesz się z nimi i nic więcej. Chyba naprawdę nie doczekam się wnuków... - mruknęła z grymasem kobieta. Megan nie wytrzymała i prychnęła niepohamowanym śmiechem. - No co? Szczera jestem.<br />
- Tak, tak. - starała się uspokoić, ale jeszcze jej to zbytnio nie wychodziło. W końcu to przezwyciężyła. - No wiesz, nie powiem, że są brzydcy. Ale to moi koledzy. Tacy z mojej, ee... "paczki". Więc dziwnie byłoby się z kimś od nich związać.<br />
- Oj tam, gadasz. Wcale nie dziwnie. - upierała się przy swoim kobieta.<br />
- Uwierz - dziwnie. Przynajmniej jak dla mnie. - przyszło jej na myśl czytanie w myślach, przez co zrobiła dosyć dziwną minę.<br />
- Niech ci będzie. A ja tymczasem pozwól, że ulotnie się, by wyszykować i spakować.<br />
- Jedziesz dzisiaj?<br />
- Tak. - odparła krótko.<br />
- Mhm. To ja zmykam na górę i nie przeszkadzam - stwierdziła wkładając brudne naczynia do zmywarki.<br />
Zajęła się "poranną toaleta" i ubrała. Założyła luźne, szare rybaczki a'la bojówki i czarna bokserkę z cienkiego materiału. Co potem zrobiła? Oczywiście zajęła się odrabianiem lekcji! Tak, najlepsze zajęcie na nudę. Usłyszała słaby dźwięk dzwonka jej telefonu. Wydobywał się ze szkolnej torby. Ups, chyba o nim zapomniałam... Wyjęła z torby telefon i odebrała. Dzwoniła oczywiście Sara.<br />
- Słucham?<br />
- Gdzie ty byłaś?! Dzwoniłam do Ciebie chyba z milion razy! Czemu zniknęłaś ze szkoły?!<br />
- Taa to chyba ja powinnam być wściekła. - skrzywiła się niezadowolona, masując przy okazji obolałe od krzyków ucho. Nie to jednak było dla niej najgorsze.<br />
- O czym ty mówisz?<br />
- Nie posłuchałaś mnie - warknęła do słuchawki.<br />
- Odnośnie? - spytała dziewczyna, czekając na wyjaśnienia. <i>Ten głupi ton... Grr...</i><br />
- Odnośnie Matta?<br />
- Oj, Meg... - zaczęła jęczącym głosem, jednak rozmówczyni od razu jej przerwała.<br />
- Nieważne. Źle się poczułam - rzuciła lakonicznie.<br />
- Spotkamy się dzisiaj?<br />
- Niech ci będzie. Gdzie?<br />
- Może w pizzerii?<br />
- Niech będzie. Ale tylko we dwie.<br />
- Ok, to do zobaczenia o trzeciej.<br />
- Pa. - westchnęła.<br />
Chyba muszą o tym porozmawiać. Nawet nie chyba, a na pewno. <i>Żeby ta dziewczyna wiedziała w co się pakuje... </i>Na wyświetlaczu widniał napis, który mówił, że miała dwadzieścia osiem nieodebranych połączeń oraz pięć wiadomości. Wszystkie od Sary. Usiadła na łóżku i chwyciła jedną z czytanych książek. Ostatnio strasznie to zaniedbywała. Książka nosiła tytuł "To", a autorem był Stephen King. Tak, King był zdecydowanie mistrzem. Ale dopiero w jakiejś 3/4 książki zaczyna się prawdziwa akcja, acz wcześniejsze momenty są bardzo ważne. A kiedy akcja się już zaczyna jedna goni druga, przez co umysł nie nadąża. Właśnie dlatego te książki są takie wyjątkowe. Szczegóły w nich nie nudzą, a opisy są bardzo trafne. Po przeczytaniu "Miasteczka Salem" bała się spojrzeć w nocy w okno, by nie zobaczyć wiszącego w powietrzu Denny'ego Glicka. Zabawne, że naprawdę mogło tak być... Obecna książka również była świetna, często uważana za jedną z lepszych pisarza.<br />
Niestety musiała przerwać - chociaż niechętnie - czytanie księgi, by zacząć szykować się na spotkanie z przyjaciółką. Wciągnęła na nogi rurki z ciemnego dżinsu, czarna, luźną koszulkę i szara bluzę z kapturem. Ponadto założyła ciemno-niebieskie dunki ze wzorkiem w czerwone wisienki i żółtymi sznurówkami. Tak, tak uwielbiała je. Zarzuciła na wierzch swój kochany, czarny płaszczyk po czym wyszła z domu oznajmiając mamie, że wychodzi. Kobieta nakazała jej wziąć ze sobą klucze i życzyła miłej zabawy - cała Jenny.<br />
Szła niespiesznym krokiem, zastanawiając się nad przyszła rozmowę. <i>Ech... Czemu zawsze to mnie spotyka?</i> Doszła do pizzerii szybciej, aniżeli chciała. Okazało się jednak, że dziewczyny i tak tam jeszcze nie było. Rozebrała się z płaszczyka i bluzy, bo w końcu w pizzerii było jak zwykle gorąco. Przeglądała chwile menu, ale to raczej z nudów, niźli w celu wybrania zamówienia. One zawsze brały to samo. Po chwili podszedł do niej znajomy, uśmiechnięty kelner. Miał blond włosy przeprószone nieco brązem, a jego oczy były ciemno-niebieskie. Ubrany w fartuch pizzerii, jasne jeansy i białą koszulkę. Był od niej o rok młodszy, chociaż obecnie miał tyle samo lat co ona - ale już niedługo. Czuła, że jest bardzo uradowany. Tak, emocje mają zapach - mówiła już o tym?<br />
- Cześć Megan! - przywitał się radośnie.<br />
- Hej Zack. Co u Ciebie?<br />
- W sumie to nic ciekawego. A u Ciebie? - nie ma to jak ta ciekawa rozmowa, prawda?<br />
- Szkoda gadać. A ty coś taki rozradowany?<br />
- No wiesz, od dawna nie odwiedzała nas pewna ładna blondynka. - mówił prawdę.<br />
- Heh, miło mi bardzo, skoro tak. - stwierdziła lekko się czerwieniąc. Cóż, komplementy chłonęła jak gąbka i co poradzić.<br />
- Co zamawiasz?<br />
- To co zawsze: pizzę hawajską, Sprite'a i cole.<br />
- Robi się.<br />
- Dzięki. - posłała mu przyjazny uśmiech. Nie było jej nic do radości, chociaż dzień zapowiadał się przyjemnie. Westchnęła. Do pizzerii weszła właśnie Sara.<br />
- CZEŚĆ MEGAN! - wydarła się oczywiście na cały lokal. Podeszła do zaczerwienionej ze wstydu dziewczyny.<br />
- Głośniej się nie dało, prawda?<br />
- Oj tam, szczegółów się czepiasz. - prychnęła w chwili, gdy Zack przyniósł ich picie.<br />
- Zaraz będzie pizza. Macie numerek i wiesz Sar... Następnym razem nie krzycz na całą pizzerie. - uśmiechnął się do niej na powitanie, jednak zaraz powrócił wzrokiem do Meg.<br />
- Hej Zack! Co u Ciebie? Meg, kochana wiesz, że kocham cole. - zagruchała przyjaciółka, od razu łapiąc za szklankę.<br />
- Po staremu. Przepraszam, ale muszę iść obsłużyć resztę. Może potem pogadamy. - odszedł od ich stolika rzucając Megan jeszcze jedno, przyjazne spojrzenie.<br />
- No to miłej pracy. Jak zwykle pożera Cię wzrokiem. - te słowa były przeznaczone już tylko dla Siedzącej naprzeciw Sary blondynki.<br />
- Super. Uwielbiam być naga. - wywróciła oczami. - Wiesz... Chciałam pogadać o Macie. - zaczęła bawić się szklanką.<br />
- O czym dokładniej? Kolejny zakaz zbliżania się? Wiesz, że i tak nie posłucham.<br />
- Nie. Po prostu... Uważaj na niego i siebie. Nigdy nie zrobiłby ci krzywdy, nie umyślnie, ale ewentualny wypadek nie byłby raczej najprzyjemniejszy...<br />
- O. Aha. - mruknęła zamyślona i zbita z tropu. Zaraz jednak się rozpogodziła. - Ale nie martw się o mnie. Mój Anioł Stróż w postaci Białego Wilka chyba nadal nade mną czuwa.<br />
- Oczywiście, że tak - odpowiedziała z bladym uśmiechem.<br />
- Numer 13!<br />
- To nasz. Pójdę po nią. - rzuciła Megan wstając z miejsca. Zack podał jej pizzę z szerokim uśmiechem. Odpowiedziała tym samym. - Dzięki.<br />
- Amm... Meg. - powiedział niepewnie, drapiąc się po karku, najwidoczniej skrępowany.<br />
- Tak?<br />
- Nie chciałabyś... Kiedyś ze mną gdzieś wyjść? - nie ma to jak fart. <i>Ty jesteś moim kolegą, nawet nie przyjacielem, a nie kimś do zakochania! Przepraszam, Zack.</i><br />
- Wiesz... Chętnie, ale ostatnio mam strasznie mało czasu wolnego. Więc sam rozumiesz... Ale nie smuć się tak! Jak będę miała trochę wolnego czasu to chętnie gdzieś wyskoczę.<br />
- Jasne. Smacznego.<br />
Nie był zbyt zadowolony. Gdy już siedziała przy stoliku, skubała jeden z kawałków pizzy z poczuciem winy. Ale powiedziała prawdę. Mało miała ostatnio wolnego. Cały czas Sara paplała jak najęta o jakichś głupotach. Coraz mniej jej ostatnio słuchała. Kiedy powiedziała, że Jenny niemalże nakazała jej zrobić "imprezę urodzinową" w najbliższa sobotę dziewczyna, aż zapiszczała. Od razu zaczęła mówić co tam zrobią, jak wystroją dom i jakie zaproszenia wydrukują. Oraz kogo zaproszą. Tutaj nie było zbytnio pola do popisu - nie zrobiła swoich szesnastych urodzin, bo nie miała kogo zaprosić. Była tam tylko znudzona Sara i rodzina. W tym roku doszło pewnych siedem osób, ale nie wiadomo, czy przyjdą wszyscy lub czy w ogóle ktoś przyjdzie. Sara mówiła jeszcze własnych znajomych, których Meg znała z widzenia. W końcu ciemna blondynka zapytała czy dobrze się czuje.<br />
- Tak. Znaczy nie. Znaczy... Nie wiem. Mam dzisiaj nie najlepszy dzień.<br />
- Oo, przestań. A wiesz, że idziemy dzisiaj na zakupy?<br />
- Serio? - spytał żałośnie.<br />
- Tak. Więc sprężaj się i lecimy.<br />
Jadła pizzę w tempie wolnym, ale niewzbudzającym podejrzeń. Nienawidziła zakupów... Sara zaciągnęła ją do autobusu, by dojechały do najbliższej galerii. Nie była strasznie duża, ale też nie mała.<i> Taa... Nie ma to jak większe miasta. Po prostu super. Te zatłoczone uliczki i w ogóle.</i> W galerii, jak to zwykle bywa, Sara zaczęła miotać się jak głupia od sklepu do sklepu. Chciała kupić jak najwięcej w tym niedużym przedziale jakichś trzech godzin. Megan osobiście przeglądała wszystko od niechcenia. Ona nie myszkowała. Jeżeli miało jej się coś spodobać to od razu to zauważy.<br />
Ogólnie była nawet zadowolona z zakupów. Kupiła sobie parę poszerzanych, nieco bufiastych rurek z cienkiego, jasno-niebieskiego materiału, który udawał niby-dżinsowy, a także dwie koszulki i fioletowo-czarna arafatkę. Chustka nie miała tego zwykłego, kraciastego wzoru, o nie. Ale chyba nie da się tego dobrze opisać. Sara za to miała kilka toreb, a potem jęczała jak to skończyła jej się kasa i znów nic sobie przez jakiś czas nie kupi. Zapowiedziała również, że wybiorą się jeszcze przed jej urodzinami na zakupy. Bo w końcu solenizantka jakoś wyglądać musi - jaasne. I tak nie ma czasu. Obecnie siedziały w kawiarni i oczywiście, jak zwykle rozmawiały, popijając przy tym gorąca czekoladę z bitą oraz zajadając się rurkami również z bitą śmietaną. Tak, tak, lubiły bitą śmietanę. To taka tradycja. Cóż, Sara nawet robiła mniej maślanych oczek do kelnera, niż zwykle - chyba naprawdę zależało jej na Macie.<br />
- Szczerze? Jestem zadowolona z zakupów. - odezwała się, by przerwać jakoś kontakt wzrokowy przyjaciółki z kelnerem.<br />
- A co ty kupiła? Dwie rzeczy? Pff... Patrz na mnie, to się nazywają zakupy.<br />
- Taa... Chyba raczej bankructwo. Poza tym kupiłam cztery rzeczy, czyli jak na mnie to dużo.<br />
- Ej, a mówiłam ci już, że umówiłam się z Mattem? - wypaliła, odwracając się w końcu do przyjaciółki.<br />
- Kiedy? - spytała ukrywając żałosna minę pod maska obojętności. Średnio jej to wyszło, ale na Sarę wystarczająco.<br />
- We wtorek. Fajnie, nie?<br />
- Ehm. No chyba. Ale Saro... Mam dla Ciebie złota regułkę, której masz przestrzegać. Nie denerwuj go. Jeżeli każe przestać Ci coś robić, to go posłuchaj. Jeżeli... Zmieni się fizycznie, nie biegnij. Niedługo pewnie się dowiesz, o co chodzi, więc nie pytaj. To samo tyczy się reszty chłopaków "z Grupy" i... Mnie.<br />
- Ciebie? - spytała zdezorientowana.<br />
- Nie pytaj. Może się dowiesz. Ale tymczasem... Po prostu się mnie słuchaj. Wiesz, że ja zazwyczaj - tak w sumie to zawsze - mam rację. Więc stosuj się do tego co powiedziałam. Inaczej będę tajna przyzwoitka na waszej randce.<br />
- O nie! Będę się stosować, obiecuję - przyrzekła z ręką na sercu. Meg posłała jej uśmiech. Jej nie trzeba zbyt długo przekonywać, wystarczy dobry argument.<br />
- Dobra. No to wracajmy.<br />
Wzięły swoje rzeczy, zapłaciły rachunek i czekały jeszcze piętnaście minut na przystanku. Przegapiły wcześniejszy autobus. Mimo wszystko bardzo przyjemnie im się rozmawiało. A Megan w końcu miała cały dzień dla siebie. Gdy wróciła matki już nie było. Zadzwoniła do niej, by spytać czy dojechała - czasami to ona była bardziej dojrzała. Opowiadała córce chwilę swoje dyrdymały, jak zwykła to nazywać Meg, przy czym zapewniała solennie, że już znajduje się u ciotki. Kazała ją od siebie pozdrowić. Co potem? Oczywiście łazienka, a o lodówkę również nie omieszkała zahaczyć. Jutro miała iść do ojca na noc. Może znowu jakieś filmy...? Nie powymyślała sobie jednak zbyt długo, bo już po chwili zasnęła snem sprawiedliwym.<br />
<br />
Rano wstała z łóżka już nawet wypoczęta. Co po zakupach z Sarą sen się przydaje. Zajęła się jak codziennie poranną toaletą. I śniadaniem. Ubrała zieloną bluzkę na ramiączka z dość głębokim dekoltem, szary, dłuższy sweterek i czarne rurki. Jak zwykle nie głowiła się zbytnio nad wyborem stroju. Włosy spięła na czubku głowy czarnymi wsuwkami. Oczywiście ktoś musiał zakłócić jej spokój ducha i przedrzeć ciszę przez dzwonek telefonu.<br />
- Słucham? - mruknęła przeskakując z kanału na kanał i opychając czekoladową babeczką z mlekiem.<br />
- Cześć, tu Seth. Niestety musisz do nas wpaść. - <i>wolne się skończyło,</i> pomyślała żałośnie. - Wampir w mieście to nie przelewki, a ty musisz nauczyć się walczyć. Także więc... O której?<br />
- Za godzinę?<br />
- Ok. To do zobaczenia.<br />
- No pa - rzuciła, wzdychając już po rozłączeniu się z... Przyjacielem? Ciężko było jej to mówić, ale tak. Spojrzała na nadgryzioną babeczkę. - Widzisz? Ja już praktycznie nie mam życia prywatnego. Ale ty też nie. - wpakowała ciastko do ust.<br />
<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
<br />
Kolejny rozdział, który... Tak sobie mi się podoba. Jest jednak dosyć przyjemny, moim zdaniem. Wstawiłam go, bo jest krótki, a drugi będę dzieliła na dwie części w celu dodania jakiegoś napięcia itd., więc też do najdłuższych należeć nie będzie, ale o tym się dopiero przekonacie. Za wszelkie błędy przepraszam, ale wczoraj zaliczyłam wizytę kontrolną u okulisty i ortodonty, a zęby oraz głowa nadal mnie bolą. Znajdowałam tutaj nawet błędy typu "sfeterk", także... Wypisujcie wszystko, co się Wam nawinie. Pozdrawiam gorąco. (;Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-24743919074435453462011-01-28T10:04:00.000-08:002011-04-08T07:45:02.041-07:00Rozdział IX. Drzwi się otworzyły. Właśnie prześlizgiwała się po drewnianej podłodze i razem z Reidem śmiała do rozpuku z tegoż właśnie ślizgu. W drzwiach wejściowych stała reszta sfory. Patrzyli wpierw na nią, potem na chłopaka, a potem na nowo na wilka i wnętrze leśniczówki. Przyglądali się im tępo. Wilkołaczyca stopniowo się uspakajała, jednak chłopakowi kładącemu się ze śmiechu na kanapie niezbyt to wychodziło. Pierwszy odezwał się Dorian.<br />
- Co tu się działo?<br />
Wilczyca rozejrzała się dookoła. Cóż... Salono-kuchnia nie wyglądała zbyt dobrze. Krzesła, różne ozdoby i tym podobne leżały porozrzucane po podłodze. Poza tym roztrzaskały się ze dwa talerze i szklanka. Dywan wyglądał jakby był cienkim materiałem, który ktoś podwiną - bynajmniej jej się to tak skojarzyło, bo wyglądał jak rzucona na ziemię wstążka. Trochę sporo rzeczy się poprzewracało, podłoga zaliczyła parę rys pazurów, jak można się było tego spodziewać. Ogólnie wyszło z tego małe pobojowisko. <i>W sumie nie jest tak źle... No, aż tak źle. </i>Charlie podszedł do nieco wyszczerbionej wazy. Bynajmniej nie wyszczerbiła się sama. Chłopak zrobił taka żałosna minę, ze obudziło się w niej poczucie winy. Brunet przeklinał i to dosyć głośno - swoją droga nie tylko po angielsku...<br />
- Wy idioci! To waza z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku! A wiedziałem, żeby tu jej nie stawiać! - był naprawdę wściekły, a to tylko kawałek z całej litanii. Wziął wazę i przytuliwszy ją do siebie udał się do piwnicy. Zauważyła, że głaszcze zabytek i szepcze do niego jakby uspakajał małe dziecko. - Już nie skrzywdzą cie te dzikusy. Obiecuje, nie po to tyle zbierałem. Taak. Spokojnie, już nic ci nie grozi. - wszyscy wgapiali się w plecy bruneta zszokowani, nim nie zniknął za drzwiami.<br />
- Doobra. Więc co tu się stało? - jako pierwszy otrząsnął się Seth.<br />
- Ee... Wypełnialiśmy sobie czas. - odparł powoli Reid.<br />
- Ta, to zauważyłem. A dokładniej?<br />
- No... - podrapał się po głowie. - Chyba nie wiem jak to wytłumaczyć.<br />
- Meg? - Seth przeszył ją wzrokiem. Wilk zaskamlał cicho. Alfa westchnął. - Wiedziałem, że to był zły pomysł, żebyście poszli razem.<br />
- Ej! - oburzył się Reid, który stał już obok białego wilka.<br />
- Co? Taka prawda. - znowu westchnął. - Posprzątajmy tu... Aha, Megan - podniosła niepewnie wzrok na szatyna. - pogadamy później, kiedy już się zmienisz. Mamy coś do obgadania.<br />
Gdy wchodził Matt rzuciła mu tak zimne spojrzenie, ze chyba piekło mogłoby zamarznąć. Spojrzał na dziewczynę skruszony i przeszedł dalej. Wszyscy sprzątali (za wyjątkiem Charlie'ego, który zaszył się gdzieś w piwnicy) powstały przez nią i Reida bałagan. Pomagała, ile mogła. Kiedy już zapanował porządek - nawet większy, niż zazwyczaj - zabrali się za robienie oraz konsumowanie kanapek. Zostały tylko te zrobione specjalnie dla Charlie'ego, który nie chciał przyjść po jedzenie. Na dworze było już naprawdę ciemno. Gdy leżała w zamyśleniu odezwał się doń nie kto inny, jak Seth.<br />
- Sprawdź, czy możesz się już zmienić. Za pierwszym razem może nie wyjść. - poradził na co odpowiedziała kiwnięciem głowy.<br />
Udawszy się do pokoju przymknęła drzwi - nie pytajcie jak ona to zrobiła. Spróbowała się przemienić. Nic się nie stało. Tym razem bardziej się do tego przyłożyła. Przemiana trwała dłużej niż zwykle, ale nie bolało bardzo. Otoczyła ja niebieską poświata i nagle stała się tą samą, raczej drobna dziewczyną. Bolało dopiero, gdy stała się już człowiekiem. Ubrawszy się w "ubranie awaryjne", które zostawiła tu w razie stracenia wcześniejszych poprzez przemianę. Wyszła z pokoju rozczesując palcami skołtunione włosy.<br />
- Widzę, że się udało. - stwierdził Seth z lekkim uśmiechem. Wszyscy chłopcy, a nawet Naomi oglądali jakiś mecz.<br />
- Tak... Wiesz, chyba muszę kogoś przeprosić... Zaraz wracam.<br />
- Tak, przydałoby się. Potem musimy pogadać... - chłopak był jakby spięty.<br />
- Jasne. - rzuciła krótko.<br />
Chwyciła talerz z kanapkami dla chłopaka i z lekkim wahaniem nacisnęła na klamkę drzwi prowadzących do piwnicy. Na dole panowała cisza. Gdy ujrzała chłopaka siedział pochylony nad jedną z jakichś starych książek. Waza stała tuż obok niego na spracowanym stoliku. Nie podniósł na nią wzroku, chociaż z pewnością wiedział o jej przybyciu. Przełknęła dosyć głośno ślinę. Zbyt głośno. To miejsce wydawało się tym razem takie mroczne i.. No cóż, straszne. Nie wiedziała jak ma się zachować. Wzięła głęboki wdech i postanowiła się odezwać.<br />
- Charlie...<br />
- Nie nauczyli Cię pukać? - rzucił ozięble.<br />
- Ja... Ja przepraszam. Przyniosłam ci kanapki. - postawiła talerz na małym, drewnianym stoliku. - Proszę, nie gniewaj się. To były wygłupy i to bardzo głupie... - <i>gratulacje za złożenie zdania, Megan!</i><br />
- Jakoś zauważyłem. - podniósł na nią w końcu wzrok, marszcząc przy tym brwi.<br />
- Obiecuje, że ci ją odkupię.<br />
- Bardzo ciekawe jak. Wszystkie zostały już wykupione - trzy trafiły do muzeum, a dwie do prywatnych kolekcjonerów. Nie licząc mojej. Miałem ja odkąd straciłem pamięć, jedna z moich własnych, pierwszych rzeczy.<br />
- Charlie... - spojrzała na niego wzrokiem dosłownie zbitego psa. - Naprawdę przepraszam. Przecież wiesz, że też szanuję sztukę. To przypadkowo...<br />
- Dobra. Niech ci będzie. - mruknął pod nosem sięgając po kanapkę.<br />
- Czyli przejmujesz moje przeprosiny?<br />
- Mhm.<br />
- Dzięki! - rzuciła się mu uradowana na szyję i cmoknęła w policzek.<br />
- Megan, ja jem. - mruknął nieco niewyraźnie.<br />
- A, no tak. Sorki. I smacznego. A nie idziesz na górę? Seth chce o czymś ze mną pogadać... - <i>właśnie, tylko o czym?</i><br />
- Zjem i przyjdę. - odpowiedział spokojnie brunet.<br />
- Ok, to nie przeszkadzam. - stwierdziła z uśmiechem, odwracając się w stronę schodów.<br />
- Megan... - powiedział z westchnieniem odkładając na chwile kanapkę.<br />
- Hm? - mruknęła, odwracając się do chłopaka.<br />
- Nie denerwuj się podczas tej rozmowy. Zaraz tam będę.<br />
- Och... No dobrze. - stwierdziła zmieszana wychodząc z piwnicy.<br />
- I jak? - powiedział ktoś z salonu. Było wiadome, ze i tak ich usłyszy.<br />
- Przyjął przeprosiny i zaraz tu przyjdzie. - oświadczyła oficjalnie, a w jej głosie słychać było ulgę.<br />
- Ok, zaczekamy. - odparł Seth.<br />
Dorian przesunął się, by zrobić dla niej miejsce. Posłał jej przy tym krzepiący uśmiech, którego szczerze mówiąc nie rozumiała. Zaraz potem dołączył do nich Charlie. Usiadł obok i przyjrzał się dokładnie jej twarzy, gdy nie patrzyła. Ale ona i tak wiedziała, że tak się stało. Przyciszyli telewizor, a wszystkie oczy zwróciły się w jej kierunku. Nienawidziła być w centrum uwagi. Czuła się wtedy bardzo skrępowana i w ogóle... Z reszta czy kogoś to dziwiło, jeżeli wzięło się po uwagę jej charakter? W końcu odezwał się Seth. Mówił bardzo spokojnie, roztropnie dobierając słowa. <i>O co tu chodzi, do jasnej cholery?</i><br />
- Widzisz Megan... Znasz pojęcie o znalezieniu tej "jedynej osoby", prawda?<br />
- Tak, znam... Ale o co chodzi?<br />
- Bo widzisz, znaczna cześć istot nadnaturalnych czują to o wiele mocniej. Ludzie potrafią bez tego przeżyć, a z nami jest o wiele gorzej... Nie to, że się nie da, ale jest bardzo ciężko.<br />
- Seth, zaczynasz mnie przerażać. - wybełkotała, bawiąc się rękawem bluzki.<br />
- Rozumiem. - stwierdził z jakby gorzkim uśmiechem. - Więc ta miłość potrafi trwać w sumie przez wieki. Może być tych "miłości" więcej, ale dopiero po śmierci tej, która trwa obecnie. Bynajmniej nigdy się tak nie zdarzyło. Chce ci wytłumaczyć położenie tych osób - tylko mi nie przerywaj, ok? - kiwnęła na zgodę głowa. - Taka wieź połączyła najprawdopodobniej Matta i Sarę... Nie wiemy, czy na pewno, ale raczej właśnie tak się stało. Wilkołlaki czują to bardzo mocno - swoją droga wampiry również, ale u nas dochodzi do tego wilcza natura, a wilki znajdują sobie partnerów na całe życie. Ludzie zaś... Odczuwają to raczej jak zwykłe zakochanie. Tylko takie mocniejsze. No, sama wiesz o co chodzi. Dlatego twoja przyjaciółka i on tak do siebie lgnął. Bynajmniej Matt. Em... Meg, dobrze się czujesz? - zapytał zaniepokojony wpatrując się w jej bladą twarz.<br />
- Tak... Znaczy nie! To nie jest fair! - wrzasnęła nieco płaczliwie.<br />
Wlepiła wzrok w swoje kolana. <i>Nie! To są jakieś głupie żarty! Ja się na to nie zgadzam!! </i>Poczuła jak ktoś obejmuje ją pomocnym ramieniem, a jeszcze inna osoba krzepiąco łapie jej prawą dłoń. Ze zdziwieniem zauważyła, ze jej rękę ściska ten kamienny Charlie, a pomocnym ramieniem objął ja siedzący po lewej Dorian. Była im za to bardzo wdzięczna, ale chyba niewiele jej to pomogło. Miejsca, które stykaŁy się z jej przyjaciółmi (wreszcie się do tego przyznała) nieco piekły po przemianie, ale nie zwracała na to większej uwagi. Bała się... Bała się przebywać w towarzystwie Sary, a miała dopuścić do niej wilkołaka jako partnera? <i>O, sorry "chłopaka". Pff... </i>Matt patrzył na nią tak... tak przepraszająco.<br />
- Wiem, ze ciężko jest ci to zaakceptować. - powiedział już nieco ciszej Seth.<br />
- Nie. - powiedziała słabo. - Ja nie mogę tego zaakceptować. Ciągle coś się dzieje, ja... Mam tego dość. - szepnęła zrezygnowana.<br />
- Megan... - zaczął Seth, ale przerwała mu Naomi.<br />
- Mówiłam, że jest za słaba. Ona nie nadaje się na wilkołaka. Za parę miesięcy, może rok jeśli dobrze pójdzie, siądzie jej psychika. A wiesz przecież, co dzieje się z upadłymi wilkami. Poza tym...<br />
- Naomi, skończ.<br />
- Mowie prawdę. Poza tym...<br />
- Naomi, kazałem ci skończyć! - warknął zirytowany Seth. Po części mówił to wszystko jako Alfa, ale widać, że w normalnym stadzie nie mógłby być Alfą. Może raczej nie teraz, bo w przyszłości - bardzo prawdopodobne, ze objąłby to stanowisko. Obecnie był jednak za młody, zbyt mało doświadczony. Zbyt bardzo targały nim emocje.<br />
- Wiecie... Może ja już pójdę. Chciałabym trochę pobyć sama. Wiecie, przemyśleć to. - bąkneła pod nosem.<br />
- Odprowadzić cię? - zapytał Dorian uprzejmie.<br />
- Nie, dzięki... Wiesz, sama się przejdę. - założyła płaszczyk i wyszła z leśniczówki. Musiała być blada jak ściana. Usłyszała z domku głos Naomi - czuły słuch to w końcu jeden z atutów wilkołaków.<br />
- Czasami mnie naprawdę dobijacie. Przecież, wiem dlaczego tak przy niej skaczecie. Lecicie na nią. Ja rozumiem te wilcze hormony i w ogóle... Ale opanujcie się trochę. Jeżeli będziecie traktować ją jak jajko, to możecie jeszcze szybciej rozstać się ze swoją miłością. Byłam w dosyć dużej watasze przed dołączeniem do was, widziałam wilka, który miał dziewięć lat... Był zmieniony. Wcześniej przebywał w malutkiej sforze, gdzie każdy się o niego troszczył. Zgłupiał. Wilki z Las Vegas się nim zajęły... Widziałam jeszcze dwie podobne sytuacje, wiec wiem co mówię. Zastanówcie się nad tym. - usłyszała trzaśniecie drzwi w małej leśniczówce.<br />
Odeszła zrezygnowana. Miała w głowie pełno myśli, które się tam już nie mieściły. Nie miała już na to siły. Wszystko coraz bardziej się komplikowało. W ciągu kilku tygodni przeszła przemianę w wilkołaka, kiedy już biegała na czterech łapach w jej głowie siedziało siedem osób, a w jej najlepszej przyjaciółce, która znała od dziecka, zakochał się wilkołak z jej sfory! <i>Paranoja. Jednym słowem.</i> Usłyszała, ze ktoś za nią biegnie. Kiedy tylko wciągnęła głęboko powietrze wiedziała już, kto za nią podąża. I wcale jej się to nie podobało.<br />
- Megan! - krzyknął Matt łapiąc ją za rękę. - Proszę, zaczekaj.<br />
- Czego chcesz? - syknęła jadowicie.<br />
- Ja... Przepraszam. Nie chciałem zakochiwać się w Sarze. To nie jest moja wina... Ale naprawdę ją kocham. Szczerze i najmocniej jak dotychczas, chociaż już coś podobnego przeżyłem. Naprawdę ją kocham.<br />
- Gdybyś ja kochał, to nie dopuściłbyś do waszego spotkania. A jeżeli już, to zostawiłbyś ją póki czas. Teraz zostaw mnie. Chcę sama pospacerować.<br />
- Taa. Uważałem Cię za kogoś delikatnego i czułego, a okazuje się, ze świetnie ranisz. - rzucił sucho.<br />
- Matt... Taka prawda. Co mam niby zrobić? Nie chce, żeby coś stało się Sarze. - czemu ona zawsze musi czuć się czemuś winna?<br />
- Ale ja to rozumiem. Słyszałaś co mówiła Naomi po twoim wyjściu, prawda? - kiwnęła potakująco głowa. Ona też chciała zmienić temat. - To dlatego, ze wilczyce są dosyć rzadkie. Dziwne, że w ogóle mamy jakąś w stadzie - a tymczasem mamy dwie! Chociaż Naomi jest uważana bardziej jako za normalnego członka stada. Mimo wszystko i tak każdy z nas nie dałby jej skrzywdzić, instynktownie. A kiedy dołączyłaś ty... My zaczęliśmy trochę wariować.<br />
- Może przejdź do sedna, dobrze? - była ciekawa, ale jego towarzystwo jej nie pasowało.<br />
- Uspokój się i słuchaj. - rzucił lodowato. Pierwszy raz słyszała, by Matt mówił jako dominujący wilk. Natychmiast ucichła. - Po prostu buzują nam hormony. Czujemy do Ciebie pociąg. Znaczy na mnie działa to najmniej, bo kocham w końcu Sarę. Jeremy i Charlie tez nie są, aż tak podatni. Wiesz, Jeremy ma swój świat, a Charlie... Jest chyba dosyć stary, szczerze powiedziawszy. I poważny. Przez jego charakter nie działa to tak mocno, jak na innych. Gorzej z Sethem, Dorianem i Reidem.<br />
- W sensie, że... Oni się we mnie zadurzyli? - wydusiła, patrząc na niego ogłupiała.<i> Litości!</i><br />
- Zauroczyli, tak chyba lepiej. Tym bardziej, że nie jesteś z nikim w oficjalnym związku.<br />
- Wiesz co? Mam już tego dość... A właśnie, Naomi też na was tak działa?<br />
- Już mówiłem - nie do końca. Naomi jest traktowana bardziej jako... Jako samiec. Działa na nas tylko malutka cząstka tego dziwacznego połączenia. Po części to jej zachowanie i wygląd, ale nie wiemy również dlaczego tak jest. Chociaż tak jak mówiłem: każdy z nas będzie bronić jej własnym ciałem.<br />
- To jest naprawdę ponad moje siły. Dzięki, że mi to wytłumaczyłeś, ale miedzy nami nadal nie jest do końca ok. Nie wiem, może to się zmieni, ale na razie mój umysł tego nie pojmuje.<br />
- Rozumiem. No to do zobaczenia. - doszli pod jej dom, więc zaczęła otwierać furtkę. Zatrzymała się jednak na chwilę.<br />
- Matt... - powiedziała cicho.<br />
- Słucham?<br />
- Zamierzasz jej powiedzieć?<br />
- Z czasem pewnie tak... A jak mi pomożesz, to też się nie obrażę. W końcu znasz ją lepiej. - posłał Meg ten swój firmowy uśmiech.<br />
- Racja. Nie podlega wątpliwości, że trzeba powiedzieć z kim się wiąże... To dobranoc. - i zaraz jej nie było.<br />
Krótka rozmowa z matka, przekąska w kuchni i wieczorna toaleta. Tym razem brała jednak gorąca, rozluźniająca kąpiel w wielkiej wannie. Zastanawiała się nad tym, czego dzisiaj się dowiedziała. Zaraz jej myśli przeszły jednak na zupełnie inny tor... <i>Ten jedyny... Ciekawe jaki miałby być. Wysoki, przystojny... Śliczne oczy. To z wyglądu. A charakter? Chyba sprzeczny. Trochę podobnie jak ja.</i> - z tym podobnymi myślami ułożyła się w łóżku, tym razem w ciszy. Nie włączała muzyki, wolała pomyśleć. Tym bardziej, że były to myśli raczej przyjemne. Nie zdało się to jednak na zbyt wiele, bo zaraz ulotniła się w objęcia Piaskowego Dziadka.<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
Ten rozdział niezbyt mi się podoba. Za wszelkie błędy przepraszam, starałam się to pozmieniać, ale może nieraz zabraknąć polskich znaków lub zdania będą nieco nieskładne... Cóż, przesłałam rozdziały z IPoda, a tak nie zawsze się to poprawiało. Mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział ujdzie. Do tego jestem wymęczona, nie czuję się najlepiej, a wczoraj miałam w szkolę choinkę, na którą musiałam przebrać się za emo, do tego od wczorajszego wieczoru jestem strasznie wkurzona (to chyba najlepsze określenie, by nie użyć wulgaryzmu), chociaż już mi nieco lepiej. Cóż, już nie gadam, a pozdrawiam. (;Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-41227217535616490532011-01-23T10:22:00.000-08:002011-01-23T12:11:10.736-08:00Rozdział VIII. Niewiele myśląc zrzuciła z siebie płaszczyk, spodnie i koszulkę po czym zmieniła się w wilka. Potrwało to dłużej niżby chciała, ale z czasem nie zawsze da się wygrać. Właśnie. Ruszyła biegiem w kierunku głosów. <i>Ciesz się, że masz przyjaciółkę wilkołaczycę o dobrym słuchu.</i> - wpadło jej nieco egoistycznie do głowy, kiedy dobiegała do małego zaułka między jakimiś nieprzyjemnymi budynkami z cegły i kamieni. Warcząc wyskoczyła, by zmierzyć się z przeciwnikiem. Zamarła. Sara stała pod ścianą trzęsąc się i szlochając, ale to nie ona przyciągnęła uwagę Megan.<br />
Głowę zwrócił w jej kierunku mężczyzna w wieku jakichś ponad dwudziestu pięciu lat. Był dosyć pociągający i przystojny, chociaż niezbyt umięśniony. Był zarazem pociągający jak i odrzucający. Na jego głowie osadzone były włosy w kolorze bardzo ciemnego błota. Twarz ozdobiona jednodniowym zarostem i... Wielkimi, białymi, ostrymi jak brzytwa kłami. Wadera potrząsnęła głową, po czym zaczęła na nowo głośno warczeć. Zbliżała się do przeciwnika wolno, chciała o po części wypłoszyć. Nie byłą pewna co ma w tej chwili zrobić. Mężczyzna odwrócił się do niej niezauważalnie. Nie spodziewała się tego, zdecydowanie.<br />
- Widzę, że w tej mieścinie czeka mnie jednak sporo zabawy. - stwierdził wskakując na kamienny budynek i znikając w mroku nocy. Powiodła zdziwionym wzrokiem za mężczyzną, ale zaraz zwróciła go na dziewczynę przyciśniętą do muru.<br />
- Czym... - zająknęła się cicho.<br />
Nim niedoszła ofiara zdążyła coś więcej powiedzieć, wilczyca już zerwała się do ucieczki. Chwyciła rozrzucone po ziemi ubrania, które o dziwo nadal tam były. Przecież leżał na samym środku chodnika! No tak - to Vallent. Ludzie zazwyczaj nie wychylają nawet nosa za drzwi, najwyżej przyklejają się do szyby. Zmiana nie zajęła jej już zbyt długo. Chwyciła torbę i biegłą w kierunku domu. Nie miała zamiaru spotykać tego mężczyzny, a Sarą najwidoczniej nie miał zamiaru się zajmować. Wyjęła telefon z kieszeni spodni i odnalazła numer Alfy.<br />
- Seth?<br />
- Tak Megan? Coś się stało? - chyba miał zamiar za chwilę położyć się spać czy coś, ale głos miał stosunkowo trzeźwy. No tak, wilkołaki potrzebują więcej snu.<br />
- Wiesz, bo może panikuję, ale Sarę chyba napadł... - zebrała się w sobie i głośno zaczerpnęła powietrza. Słyszała natarczywe pytania Matta po drugiej stronie. - Wampir.<br />
- Jesteś pewna?<br />
- Chyba... Drapieżny, pociągający, a zarazem odrzucający... Kły... Chciałam wam tylko o tym powiedzieć. Jak najszybciej.<br />
- Dzięki. Lepiej wróć prosto do domu. Ktoś od nas pójdzie po Sarę, powiedz tylko gdzie jesteś. Aha i nie zapraszaj go do domu. Choćby nie wiem co. A teraz podaj adres, żeby móc znaleźć Sarę. - podała mu nazwę ulicy i usłyszała tylko trzask drzwi w tle.<br />
- Dzięki i przepraszam za tą porę.<br />
- Nie ma sprawy. Dobranoc.<br />
- Dobranoc.<br />
Teraz pewnie wszyscy siedzą i wypytują się o szczegóły, chociaż i tak wszystko dobrze słyszeli. Brak prywatności u wilkołaków był dosyć irytujący. Doszła do domu jak najszybciej się dało. Jenny tylko upomniała córkę, by bardziej zwracała uwagę na zegarek i sama się położyła. Ona była już przyzwyczajona do długich pobytów u Sary. W człapała się na górę, ale postanowiła jeszcze zajść do matki przed snem.<br />
- Mamo...<br />
- Tak skarbie?<br />
- Nie zapraszaj nikogo bezpośrednio do domu, dobrze?<br />
- Ale o co chodzi?<br />
- Po prostu mnie podsłuchaj. I... Staraj się wracać przed zmrokiem. Aha, weź to. - podała jej ładny, srebrny krzyżyk ze sporej szkatułki.<br />
- No dobrze, niech ci będzie. Ale zaczynasz zachowywać się ostatnio bardziej jak matka niż córka. - stwierdziła niezadowolona Jen.<br />
- No wiesz, to nic osobistego. - wyszczerzyła się złośliwie. - Dobranoc.<br />
- Dobranoc.<br />
Już spokojnie wzięła szybki prysznic po czym ułożyła się wygodnie na łóżku. Nie zapowiadało się to dla niej zbyt dobrze. Nie chciała jednak o tym rozmyślać. Napisała Sarze SMS-a czy wróciła do domu. Opowiedziała, że tak i musi jej coś opowiedzieć. W dodatku spotkała Matta. Oznaczało to, że wszystko z nią w porządku. Nim ciężkie powieki opadły do snu przypomniała sobie cytat jednej ze starych ksiąg Charlie'ego. Brzmiał on: "Im wampir milszy, tym niebezpieczniejszy. Wampiry są to stworzenia z gruntu złe - nie należy im ufać.".<br />
<br />
Rozespana wstała z łóżka jeszcze przed budzikiem. Nie mogła zasnąć, spoczywała w letargu zaledwie dwie godziny. Niby nic takiego się nie wydarzyło, ale jednak... Nareszcie piątek. Ten utęskniony jak cholera dzień. Miała dzisiaj osiem lekcji... Ale jeżeli zerwie się z dodatkowego francuskiego, to nic się nie stanie, prawda? W końcu półtorej godziny więcej odpoczynku w domu. Wzięła relaksujący prysznic po czym wzięła się za suszenie długich włosów. Sięgały już prawie do pasa. Mimo wszystko jakoś nie miała ochoty wybierać się do fryzjera. Chociaż fakt, były bardzo uciążliwe, a do tego teraz o wiele szybciej jej odrastały. Wyszła z łazienki już nieco bardziej rozbudzona niż zwykle. Zauważyła, że na jej telefonie jest zaległy SMS. Nadawcą był Seth.<br />
<i>"W szkole musimy pogadać o wczorajszym. To ważne"</i><br />
Przeczytawszy wiadomość prychnęła. Oczywiście, że to ważne. Dobrze o tym wiedziała. Inaczej z resztą nie napisałby tak wcześnie. Ubrała się w jasne rurki, żółtą koszulkę z jakimś nadrukiem i czarny sweterek, w którym podwinęła do łokci rękawy. Całkiem podobał jej się ten strój. Włosy wyprostowała, mając na to jeszcze sporo czasu. Spięła wsuwkami chwilami bardzo irytującą czuprynę na czubku głowy. I była gotowa. Mimo wszystko po jakichś trzech godzinach, jeśli dobrze pójdzie włosy zaczną lekko się zawijać.<br />
Chociaż niechętnie, zjadła jednego tosta dla uszczęśliwienia Jenny i wypiła szklankę świeżo wyciskanego soku pomarańczowego. Najlepsze, co może być. Pożegnawszy się z matką chwyciła torbę i co? Zapewne spóźniłaby się, gdyby nie jej wilcza cecha, która objawiała się po części nawet w ludzkiej postaci - szybkość. Zauważyła, że jej mieśnie stały się nieco bardziej wyraziste odkąd biegała na czterech śnieżnych łapach. Miała tylko nadzieję, że nie będzie wyglądała jak kulturysta. Jakoś nie wyobrażała sobie siebie z wielkimi barami. W każdym bądź razie szybciej niż przeciętny człowiek, ale nie tak, że świat dookoła się rozmazywał. Raczej w tempie mistrza świata. Tak, to chyba dobre określenie. Wpadła do szkoły dwie minuty przed dzwonkiem.<i>Taa, ja wstałam wcześniej.</i> Westchnęła z ulgą i udała się po klasę, a mijając stado umówiła się na następną przerwę.<br />
Lekcja minęła gładko. Tym razem nie była taka senna jak zwykle, chociaż zerwała większość wczorajszej nocy. Sara ciągle trajkotała, że musi jej coś opowiedzieć. No, łatwe do zgadnięcia. Szczególnie jak było się tego światkiem. Umówiły się na lunch. Gdy tylko zabrzmiał dzwonek zniknęła z klasy. Może wyszła nieco zbyt szybko... A, mniejsza już o to. Na korytarzu zaraz pojawiła się sfora. Przeszli jak najbardziej na bok, by nikt ich nie usłyszał. I tak pewnie uznaliby ich za czubków. Streściła im pokrótce swoją historię. Tym razem również Naomi stała z nimi, słuchając uważnie. Wydawała się... Zadowolona. Przystąpiła do dokładnego opisu głównego bohatera całej akcji.<br />
- Był taki... Dziwny. Potem lepiej przypomniałam sobie jego wygląd. Był blady, ale czy jakoś strasznie to nie odpowiem - dochodziło mało światła i był ubrany w ciemne kolory. Włosy miał zdecydowanie ciemne, coś pod brąz. Oczy... - zamyśliła się na chwilę. - Dosłownie iskrzyły się w cieniu. Zoobiły sie tak bardzo jasne i... Miały szkarłatne obwódki. Całe przekrwione. A potem jakby znormalniały, stały się bodajże brązowe. Aha i mimo, że były przy tym ataku takie jasne to źrenice tak jakby pobłyskiwały taką czerwienią... Nie wiem jak to opisać. Nie umiem lepiej. Aha i powiedział coś w stylu, że będzie miał sporo zabwy.<br />
- Myślę, że to był wampir... - powiedział po dłuższym czasie Seth.<br />
Chociaż tego nie wiedziała, mimowolnie czekała na jego odpowiedź. Tak jak z resztą inni członkowie stada. Przeczuwała, że spotkał już kiedyś wampira. Sama nie wiedziała skąd - po prostu wiedziała. Kiedy szła w kierunku klasy dołączył do niej Matt. - no tak, miał z nią teraz lekcje. On i Forian. A co gorsza również Sara. No super...<br />
- Hej, Meg. Em... Nie nie stało się Sarze? No wiesz, wampiry nie są najprzyjemniejsze.<br />
- Posłuchaj Matt. - rzuciła gwałtownie się zatrzymując. Dorian rzucił jej porozumiewawcze, a zarazem pokrzepiające spojrzenie po czym poszedł pod klasę. Po drodze zaczepiły go jakieś dziewczyny, z którymi chętnie rozmawiał. - Nie chce wciągać w to Sary. - powiedziała w reszcie. - Lepiej tego nie robić. Po pierwsze ma dosyć kłapczącą gębę, łatwo może coś wychlapać, a po drugie może jej się coś stać. Ludzie nie powinni o takich rzeczach wiedzieć. W ogóle jest tysiące różnych powodów! Także proszę cię - odpieprz się od niej za przeproszeniem. - w jej głosie słychać było coś żałosnego oraz wściekłego.<br />
Praktycznie warczała. W sumie to warczała coraz głośniej gardłowym głosem. Matt skulił się nieco, chociaż był raczej na wysokiej pozycji w stadzie. Spojrzała na nią przepraszająco, tak ulegle. Czuła, że zaraz chyba wybuchnie. Dorian zauważył to, więc po przeproszeniu dziewczyn podszedł do dwójki szybkim krokiem.<br />
- Meg, spokojnie. Nic się nie stało. Ten gość po mojej prawej stronie jest po prostu zbyt opiekuńczy. Chodź, usiądź. Weź kilka głębokich wdechów i wydechów. - chłopak chciał załagodzić sytuacje, nawet mu to w sumie wyszło. Miał coś takiego w sobie... Ale, jednak nie.<br />
Posadzona nieco przy użyciu siły zaczęła się uspokajać. Rozluźniła spięte w twarde liny mięśnie i wzięła kilka głębokich oddechów. Musiało to wyglądać dosyć dziwnie, ale prawdopodobnie wielki, dziwaczny wilk na środku korytarza byłby jeszcze dziwniejszy. I niebezpieczny, bo zdenerwowany. Na końcu rozluźniła szczękę i palce. Z zaciskania uporczywie pięści pobielały jej kłykcie, a w skórze porobiły się od paznokci małe ranki. Westchnęła. Dobrze, że chociaż Sara się gdzieś zapodziała. Dorian właśnie kazał Mattowi oddalić się gestem.<br />
- Zostań. - mruknęła do szatyna. - Dzięki, Dorian. Biały wilk wywołałby pewnie ciekawy popłoch na korytarzu.<br />
- Nie wątpię. Zawsze do usług. - uśmiechnął się dosłownie uroczo.<br />
We trójkę poszli do klasy. Zauważyła, że oprócz grupki dziewczyn, która otoczyła wcześniej Doriana - były swoją drogą w większości cheerleaderkami - nikt ich nie widział. Pewnie uznają ją po prostu za chorą psychicznie. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę jej dziwactwa, których było całkiem sporo. Sara dziwnie na nią spojrzała, gdy weszła do klasy w towarzystwie Matta i Doriana. <i>Jednak była obok... Ciekawe, czy widziała?</i> Kiedy Megan zauważyła malujący się na twarzy Matta uśmiech zawarczała tak cicho, by usłyszały ją jedynie wilkołaki.<br />
Usiadła w ławce przy przyjaciółce i wyjęła książki. Sara podpytywała się jej o co z tym chodziło, ale odparła jej, że lepiej by było, gdyby tego nie wiedziała. Czuła jej zazdrość. Dosłownie nosem oraz całym ciałem - to od niej po prostu biło. Starała się przez całą lekcje jak najbardziej uspokoić, wyciszyć. Wcale nie podobało jej się zainteresowanie sobą Sary i Matta. Czego on od niej chciał? Ją mogła zrozumieć: Matt był przystojny, dobrze zbudowany, posiadał ten zwierzęcy magnetyzm (w dosłownym znaczeniu), ale co wilkołak mógł widzieć w takiej dziewczynie jak Sara? Nie miała kompletnie pojęcia. Może chciał ją podenerwować czy coś... Westchnęła ciężko.<br />
Lekcje, lekcje i kolejne lekcje... Nie ma to jak szkoła, nie? Lunch również do fajnych nie należał, bo Sara drążyła temat drugiej lekcji. Przypomniała jej o opowieści, którą już pewnie dawno przygotowała. Znowu szykowało się siedzenie z miną po tytułem "ja nic nie wiem, ale fakt, nieźle". Sara jednak zaczerwieniła się. Przez chwilę nie chciała powiedzieć o co chodzi, ale się złamała - jak zwykle - dzięki czemu zaczęła opowiadać o wczorajszym przeżyciu i własnych przemyśleniach.<br />
- Wiesz gdzie jest ta ślepa uliczka między budynkami, prawda? Spanikowałam i weszła w nią, gdy jakiś koleś się we mnie wlampiał i dotrzymywał kroku po drugiej stronie chodnika. Tak, jakby ktoś mi doradził tam wejść... Taki mały, szepczący głosik. Wiesz o czym mówię. No i tam wlazłam. Facet podszedł wolno w tym samym kierunku. I wiesz co zrobił? Wysunął kły! Jak jakiś wampir normalnie! I kiedy tak do mnie podchodził wyleciał biały wilk. Widziałam go już. Z pewnością. Nie wiem gdzie, ale wiem, że mi kiedyś pomógł. W każdym bądź razie wampir uciekł. Po prostu jakby skoczył w powietrze i znikł. Potem wilk uciekł. Obok przechodził Matt i odprowadził mnie do domu. I wiesz... - dodała ciszej, wyraźnie się rumieniąc. - Myślę, że ten wilk nade mną czuwa. Ratuje mnie. Może to głupie, ale tak uważam. Poza tym ten wilk był taki dziwny... Trochę jak te, o których kiedyś mówiłaś. Trzeba to zbadać, nie sądzisz?<br />
- Nie, nie sądzę, Saro. Słyszałam o jakichś wyciekach gazu w okolicy od dłuższego czasu, mama mi o nich mówiła... To pewnie przez to. - tak, nie wymyśliła niczego lepszego. Jak w jakiejś głupkowatej kreskówce. Kątem oka dostrzegła głupie miny sfory - jak zwykle podsłuchiwali.<br />
- Serio? - spytała zainteresowana Sara.<br />
- Tak, naprawdę. Wiesz jacy są ci "naukowcy". - cóż, Sara nigdy w nich nie wierzyła. <i>Tym lepiej dla mnie.</i><br />
- No racja. Ale nie jesteś ciekawa? Zawsze byłaś! - <i>ale w ramach norm, kochana. Poza tym się nie interesuj lepiej!</i><br />
- Nie widzę tu nic ciekawego. - no i uratował ją dzwonek na lekcje. - Spotkamy się później.<br />
- Ok, ale dzisiaj jadę do ciotki w odwiedziny.<br />
- Nie ma sprawy. Coś tam wymyślimy. - posłała jej miły uśmiech.<br />
- No dobra. Pa!<br />
Oczywiście nim zdążyła coś powiedzieć Sary już nie było. Z westchnieniem udała się na kolejną lekcję. <i>Ale zaraz... Fajnie, że mamy razem lekcje.</i> Wymamrotała coś niezrozumiałego po nosem. Dopiero potem zrozumiała, dlaczego Sara tak szybko uciekła. Zauważyła, że stoi na parkingu z Mattem. <i>Cholera jasna! Co za idioci! Przecież im mówiłam!</i> Zaczęła cicho warczeć. Wiedziała, że przemiana zbliża się nieuchronnie. Było już po dzwonku - swoją drogą to bardzo dobrze zważając na to, że zmieniała się w wilkołaka. O wiele groźniejszego niż zwykły, głodny na dokładkę wilk. Ktoś wziął ją pod ramię i wyciągnął na dwór. Matt patrzył w tamtą stronę blady. Ona już się przemieniała.<br />
Twarz zmieniała jej się w pysk. Traciła rysy. Ręce i nogi przybierały zupełnie inny kształt. Była wściekła. Nie wiedziała nawet kto ciągnie ją do lasu za szkoła. Przemiana była bardzo bolesna. Czuła jak w jej ciele wszystko się zmienia. Ktoś rzucił ją na ziemię, a reszta otoczyła kołem. Część ubrań zerwała, a reszta po prostu na niej pękała. Po przemianie nawet nie myślała. Warcząc zwróciła się do stojących w kole ludzi.<br />
Stali tam wszyscy członkowie watahy p za wyjątkiem Matta, oczywiście. Wszyscy znosili łatwo jej wzrok. Stopniowo zaczęła rozumieć, a zarazem przestawała warczeć. Była sama. Jedna na szóstkę wilkołaków, które ją okrążyły. Była w pułapce. Musiała się przezwyciężyć. Wymagało to od niej bardzo wiele, ale spuściła łeb i odwróciła spojrzenie ciemnych oczu. Coraz bardziej dochodziło do niej zrozumienie. Zrozumienie całej sytuacji. Poniosło ją. Przemieniła się. Dała zniewolić wilkowi. Spojrzał już w większości rozumnym wzrokiem na Setha i chicho zapiszczała.<br />
- Teraz będziesz wilkiem przez parę godzin. Pewnie do wieczora zdążysz wrócić do ludzkiej postaci. - nie przemawiał do niej Seth, lecz Alfa. Tym razem zwrócił się do reszty. - Ja nie mogę dzisiaj z nią zostać... Ktoś chętny? - każdy się wahał. <i>Ha, ha oni boją się wagarów!</i> Jedynie Naomi miała inny cel - nienawidziła jej. <i>Tylko... Czemu?</i><br />
- Ja pójdę. - odezwał się Reid. - Została mi dzisiaj godzina, bo Małpia Morda zachorowała. Nic straconego... - stwierdził rzucając wilczycy zawadiackie spojrzenie. <i>Oo nie.</i><br />
- Dobrze. Ona i tak nie ma w sobie wiele dominacji... - mruknął Seth, wyraźnie ugryzł się w język. Co on ukrywa? Przymknęła oczy w małe szparki. Po chwili dodał krótko: - Do klas. - przy czym wykonywał zabawne ruchy rękoma.<br />
Odprowadzili stado wzrokiem, póki wszyscy nie weszli do budynku. Reid poprosił, - a raczej nakazał. - żeby zaczekała, a on weźmie ich ubrania wierzchnie. Obecnie ona jednak była opatulona w białe futro, którego pozazdrościłaby jej nie jedna kobieta. Blondyn wrócił już po chwili, wcześniej wykłócając się trochę z woźną. Cały Reid. Wybuchowy, a tuż po niej najsłabsze ogniwo... Chociaż cholernie dominujące ogniwo. Po przemianie był niewiele większy od niej, nawet Dorian nieco przewyższał go w kłębie, a tym bardziej w klatce piersiowej. Szła obok niego posłusznie, kiedy klepał bez większego sensu. <i>Taa... Może ktoś pomyśli, że jestem mieszańcem wilczarza irlandzkiego z husky'm?</i><br />
- Ej, musimy nauczyć się jakoś porozumiewać. Co nie? Trzeba nauczyć cię ogólnie powarkiwań, dziwne, że sama z siebie tego nie potrafisz. - zaszczekała na tak, puszczając ostatnie zdanie niby mimo uszu. Tak naprawdę zastanawiała się nad jego znaczeniem. - Ale tak się nie da! Hej, a może będziesz skakała po literach i tworzyła słowa? - posłała mu wzrok pod tytułem "Are you fucking kidding me?"*. - Oj, nie narzekaj. <br />
Paplał jeszcze dłuższy czas. Czemu to miało służyć? Chyba się chłopakowi nudziło. Na końcu zdecydował, że on będzie zadawała pytania, a ona kiwała na tak lub nie. Też sobie wymyślił. Jednak dowiedziała się, że jago przemiana w wilka mogłaby źle na nią podziałać. A tego raczej nie miała ochoty sprawdzać. Dlatego też jakoś musieli sobie radzić. Reid zadawała milion pytań mających w zamiarze dowiedzieć się czegoś więcej o niej. Zaczęło się niewinnie, aż przechodził coraz głębiej.<br />
- Lubisz czytać książki, nie? - kiwnęła na tak. - Ee, nie rozumiem jak można to lubić. Przecież to jest nudne! - zawarczała ostrzegawczo. Mogła się z nim trochę pobawić. - Oj, dobra. Twoi rodzice się rozwiedli? - tak. - Trochę przykre. A bujasz się w kimś? - nie no, padła. Ten to ma wyczucie. Posłała mu lodowate spojrzenie. - No co, ciekaw jestem! To jesteś w kimś zakochana, czy nie? - nie. - A. Wiesz co, gdybyś wyglądała bardziej jak pies albo chociaż bardziej jak wilk, to poszlibyśmy do parku się pobawić. Wiesz, frisbee, sport i tak dalej.<br />
Nie no, proszę was. Bez takich. Nie mógł z nią iść ktoś inny? Ten człowiek ma naprawdę chore pomysły. Już Jeremy'ego, by chyba wolała ze swoimi co najmniej dziwnymi przemyśleniami. Ale niee<i>.</i> Nikt nie chce z nią iść. Oczywiście tylko Reid szuka jakichś nowych zdarzeń. Popchnęła chłopaka, aż upadł na pożółkłe, stare liście. Podniósł się szybko i otrzepał.<br />
- E, suczka - <i>przegiął! </i>- uważaj sobie. To nowa kurtka. Trochę za nią zabuliłem, wiesz?<br />
Na pohybel oparła się swoimi wielkimi łapami o jego klatkę piersiową, patrząc przez chwilę niemal uwodzicielsko. Polizała go przeciągle po praktycznie całej połówce twarzy. No cóż, język też miała spory. Zaraz potem opadła zgrabnie na ziemię, zostawiając na kurtce ciemne odciski łap. Nieważne, że kurtka była szaro-granatowa - ubłocone łapy świetnie dały sobie radę z zostawieniem śladów na ciemnym materiale. Reid jęknął.<br />
- Megan! Wielkie dzięki, wiesz? Nie ma to jak mieć nienaturalnie wielkie ślady łap na kurtce. Ale przynajmniej wiem, ze mnie lubisz.<br />
Patrzyła przez chwilę w szoku na blondyna. <i>Że...?</i> Parsknęła śmiechem - jako tako - rzucając się przy okazji na ziemię. Tarzała się chwilę nie mogąc powstrzymać. Już ona widzi swoje plecy po tym błocie. Ale jego wyraz twarzy, jak dziecko, które dostało lizaka - bezcenne. W końcu się opanowała. Otrzepawszy się ruszyła dalej przed siebie z głupawym wyrazem "twarzy". No co? Nie mogła się powstrzymać...<br />
- No wiesz? Ale wredna jesteś! Przecież wiem, że dziewczyny mnie kochają. - rzucił teatralnie poprawiając włosy.<br />
Zwierzyła go uważnym wzrokiem. Nie mogła powiedzieć, że był brzydki. Blondyn, całkiem ładna twarz i te oczy... Ale to był Reid. W środku wcale nie był taki niepozorny. Zamerdała wesoło ogonem wystawiając na wierzch różowy język. Otarła się o jego nogę niczym kot. Zamrugała filuternie, ale już po chwili zakrztusiła się śmiechem. Nie wytrzymała. Tym razem szczerze, spojrzała na chłopaka przepraszającym wzrokiem.<br />
- Już dobra, rozumiem. Ale nie znasz moich możliwości. Zobaczysz, prędzej czy później wylądujemy gdzieś na randce. - wyszczerzyła się w głupkowatym uśmiechu. Odpowiedziała pobłażliwym spojrzeniem i wzruszyła barkami. Szli tak dalej, zadając sobie przy tym pytania. A raczej on zadawał, ona odpowiadała. Nagle blondyn zatrzymał się i spojrzał na nią uważnie. Wyjątkowo był poważny.<br />
- Pokażę ci coś, jeśli obiecasz, że nikomu o tym nie powiesz. Obiecujesz? - przytaknęła w pełni szczera. - Chodź. - rzucił i skręcił gdzieś w las.<br />
Szli jakiś czas, póki las się nie skończył. Przynajmniej w tym miejscu, bo nadal byli otoczeni lasem w pewnym odstępie. Dokładniej miejsce to było po prostu skarpą otoczoną lasem. Pod nimi znajdowało się dosyć głębokie jezioro. Wiedziała gdzie są, ale nigdy nie była w dokładnie tym miejscu. Często robiono nad tym jeziorem imprezy czy inne tego typu rzeczy. Jezioro nosiło nazwę Jezioro Larsona. Dziwnie, ale nikt się nigdy nie czepiał. Miejsce było naprawdę ładne - porośnięta trawą skarpa, otoczona lasem, ale w taki sposób, że tworzyła półokrąg. Po dokładnych oględzinach spojrzała na towarzysza.<br />
- Tutaj przychodzę jak chcę w spokoju pomyśleć. No, sama wiesz. Ale chodźmy już Zgłodniałem. Nadal uważasz mnie za pustaka? - spojrzała na Reida i uśmiechnęła się na tyle, na ile pozwalał jej psi, czy raczej wilczy pysk. Wrócili do niedużego domku już w większej ciszy, ale blondyn nadal klepał co jakiś czas swoje.<br />
Znajdując się już w leśniczówce wytarł jej łapy -<i> tak, jakby dbali o czystość. Pff. </i>- i razem robili kanapki. Znaczy bardziej on robił, ona ewentualnie mu coś podkradała. A z resztą, nieważne. Na tyle ile mogła to pomagała. Blondyn zjadł swoje kanapki nim ona zdążyła dobrze się usadowić. Chyba tej umiejętności szybkiego jedzenia nigdy nie posiądzie. Patrzyła na twarz chłopaka uważnie. <i>Oho, ma jakiś popaprany pomysł.</i><br />
- Ej! Zjedz to, żebyś się zbytnio nie wkurzyła. Będę ci rzucać chipsy! -<i> ludzie, proszę was... </i>- O, o! O te! One takie okrągłe są... No wiesz, te orzechowe. Szybko kończ kanapkę.<br />
Zjadła kanapkę specjalnie wolno, by zdenerwować towarzysza. Ułożyła się potem przed telewizorem, zamykając oczy. Coś trafiło ją w głowę, tuż przy uchu. Otworzywszy z irytacją jedno oko zauważyła rzucającego w nią Reida. Krzyknął, by wstała i pokazała jak szybka jest. Kolejny chrupek, który leciał w jej stronę został skonsumowany. Obnażyła białe, wielkie kły dla upomnienia chłopaka. <i>On naprawdę chce mieć w domu rozwścieczoną wilczycę!</i> Skończyło się jednak na tym, że latała po całym salonie, połączonym praktycznie z kuchnią i łapała lecące w powietrzu chrupki. Nagle drzwi wejściowe się otworzyły.<br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
* - przedawkowałam komixxy w tamtym okresie i nie mogłam się powstrzymać... xD <br />
<br />
Tak, tak! Dałam radę! :P Co prawda nie przepisałam ćwiczenia, czy jak to nasza nauczycielka mówi "ćwiczeniówki" z fizyki, ale i tak mi się nie chciało... Nie lubię fizyki. Jakby interesowało mnie z jaką prędkością coś podnoszę, pff... No nic. Niedługo skończą się rozdziały pisane na IPodzie, cieszcie się, gdyż będą - mam nadzieję - nieco bardziej rozbudowane, ogólnie trochę lepsze. Swoją drogą kiedy macie ferie? Ja muszę się męczyć do ostatniego terminu... :{Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-6586545470952270287.post-59661488530180885932011-01-12T09:17:00.000-08:002012-08-17T02:40:30.439-07:00Rozdział VII Następne dni nie szły tak gładko. Nauczyciele irytowali, musiała się bardzo pilnować, by nie rozszarpać któremuś gardła. Ludzie patrzyli na nią jakoś tak dziwnie. Mike opowiadał swoim kumplom, jak to rzuciła się na niego puma - ta, jasne. Wilk jest straszny, wilk jest zły... Ale jak widać nie zrobiłby takiego wrażenia jak wielki kot. W ogóle skąd on sobie te pumę wymyślił? Idiota. Do tego rodzice: jej patki praktycznie nie było, a ojciec jak to ojciec - pieprzony pracoholik, który nie przejmuje się zbytnio niczym i nikim, tak naprawdę. Strasznie drażliwa się zrobiła. I jeszcze Sara... Ech, szkoda gadać. Męczyła ją cały czas, gdy tylko się spotkały. Tak jak na przykład teraz.<br />
- Hej Meg! - nie zwróciła na nią uwagi z zamierzeniem, oczywiście. - Megan! Zatrzymaj się albo zrobię coś wstydliwego i głupiego dla twojej osoby.<br />
- Tak, Saro? - rzuciła niechętnie z widocznym na twarzy grymasem.<br />
- Dlaczego mnie unikasz?!<br />
- Bo mnie męczysz. - wywarczała z irytacją przez zęby. Aż dziw, że nie było to takie prawdziwe, wilcze warczenie.<br />
- Wielkie dzięki, wiesz? Ale mnie się tak łatwo nie pozbędziesz. -<i> Ta, domyśliłam się.</i><br />
- Więc o co chodzi?- spytała, wzdychając zrezygnowana.<br />
- Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać? Przecież ja już wiem, że zadajesz się z tą nową grupą. Znaczy, może już nie nową, ale wiesz o co mi chodzi. Nawet nas sobie nie przedstawiłaś!<br />
- Wiesz... Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł, uwierz.<br />
- Ale dlaczego?<br />
- Po prostu mi zaufaj, dobrze?<br />
- Ale...<br />
- Zaufaj mi. - przerwała jej natychmiast.<br />
- Nienawidzę cię za tą siłę przekonywania, która na mnie działa, Meg. - westchnęła jakby znacznie osłabiona. - Spotkamy się dzisiaj?<br />
- Nie mogę...<br />
- Ostatnio nigdy nie masz czasu! Wiesz kiedy się ostatnio widziałyśmy poza szkołą? Dawno!<br />
- Saro, naprawdę nie mogę... Chyba, że wpadnę do ciebie wieczorem. Ale nie gwarantuję podobieństwa do żywej istoty.<br />
- Spoko. To o której?<br />
- Hmm... Siódma?<br />
- Aż tak późno...?<br />
- Niestety. Pasuje ci?<br />
- Niech będzie. To do zobaczenia! - rzuciła cmokając ją delikatnie w policzek. <br />
Westchnęła cicho po czym ruszyła w drogę powrotną do domu. Bardzo źle się czuła z tym, że tak oddala się od swojej najlepszej, a zarazem jedynej przyjaciółki. Co miała jednak zrobić? Powiedzieć jej, że zmienia się w wilka, a tak na marginesie "nowi" są tacy sami? Chciałaby być z nią w stu procentach szczera, ale nie mogła... Cóż zrobić? Chwile jej samotnych rozmyślań nie trwały zbyt długo.<br />
- Hej, Meg! - nie no, proszę was. Naprawdę muszę? - Nie zaczekasz?<br />
- Taa... Cześć wam. - bąknęła.<br />
No tak, jak zwykle musieli do niej dołączyć. Nie mogli raz sobie darować? Nieprawdę nie miała siły po prostu na nic, zły humor i tak dalej. Poczekała, aż znajomi do niej dołączą. Szli w jej kierunku wszyscy chłopcy ze sfory - no oczywiście, bo oczywiście nie przepadały za sobą z Naomi. Ona jej nie lubi - albo gorzej - więc nikt nie będzie za nikim chodził na klęczkach, prawda? Seth najwidoczniej zauważył jej niezadowolenie i zmarnowanie, więc zmarszczył lekko brwi oraz odezwał się jako pierwszy.<br />
- Chyba potrzebujesz odpoczynku.<br />
- No wow, co ty nie powiesz. - burknęła gniewnie.<br />
- W sumie nie jest źle z twoim wilkiem... Zrób sobie dzień czy dwa wolne.<br />
- Naprawdę? Dzięki... Po prostu już nie nadążam. Ale dzisiaj i tak do was wpadnę - ktoś obiad ugotować i pomóc w lekcjach musi.<br />
- Ej! Odczep się, na kanapkach też da się przeżyć! - zaoponował Reid.<br />
- Jaasne. Obiecałam, więc nie ma co gadać. I tak do was przyjdę. Wyjątkowo nawet mam już wypracowanie, więc chętnie wam pomogę. I nawet nie próbujcie, bo przecież i tak ze mną nie wygracie.<br />
- Fakt, opór jest u ciebie wiecznie obecny. - rzucił zgryźliwie Seth, ale już nikt nie narzekał.<br />
Jak zwykle została odprowadzona praktycznie pod drzwi. Uwaga, bo zaraz się przewali. W sumie oni i tak mieli po drodze, więc dla jej przyjaciół nie było to właściwie większą różnicą. No właśnie... Pytanie tylko: czy byli to jej prawdziwi przyjaciele? Może zajęli się nią z przymusu - w sumie to, to na pewno - oraz dla nowego jako takiego członka wzmacniającego ich watahę? Nie, raczej nie. Byli szczerzy, poza tym siedziała w ich głowach. Zaraz po umyciu rąk ruszyła do lodówki. Przyzwyczaiła się do tego, że jako wilkołak je tyle ile jadła w przeszłości jako człowiek, przez tydzień. No cóż...<br />
Zajęła się swoimi sprawami. Jenny nadal była w pracy, więc siedziała w domu sama. Jak z resztą zazwyczaj. Jednak nie czuła się już tak samotna. W końcu kiedy biegała na czterech łapach miała w głowie siedem różnych osób. Codziennie również miała ćwiczenia odnośnie swej wilczej natury. Seth stwierdził, że miała już całkiem nieźle opanowaną samokontrolę, przyłączył się do nich również Dorian. Była wybuchowa, to fakt, ale tylko kiedy ktoś ją bardzo zdenerwował. Nim zdążyła się obejrzeć już musiała wychodzić. Doszła na miejsce stosunkowo szybko.<br />
Nawet nie pukając weszła do środka. I tak pewnie wiedzieli, że przyszła. Słuch i węch swoje przecież robią. Okna z resztą też. Przywitała się ze wszystkimi wesoło. Humor jej się poprawił, a oni właśnie jedli kanapki. No normalne! Usiadła na kanapie i gawędząc poczekała, aż ktoś powie coś na temat dzisiejszego dnia. W końcu Seth odezwał się z ociąganiem.<br />
- Wiesz Megan, dzisiaj miałaś mieć lekcję o dominacji z Naomi...<br />
- Tak? To się nudzić nie będę... A wy przegłodniejecie. - Wraz z humorem, wróciła chęć na treningi.<br />
- Nie musisz mieć z nią tej lekcji, jeśli nie chcesz. Nikt nie będzie was kontrolować. Widzisz, to dosyć niebezpieczne zważywszy na to, że Naomi była do tej pory jedyną wilczycą w stadzie. Mógłbym to zrobić niby ja, ale zostałem wybrany Alfą. - podrapał się zastanawiając po głowie. - No i... To by nie było zbyt dobre. Reid może i zgrywa ważniaka, ale nie jest dość dominujący by przejąć tą pozycję. Tak samo z jego siłą. - blondyn rzucił mu groźne spojrzenie. - A z racji, że wilczycom ciężko zdobyć jakąś pozycję w hierarchii, nie należą zazwyczaj do zbyt przyjemnych, gdy się już wdrożą we wszystko związane ze stadem. Naomi ma w watasze swoją reputację, a druga samica jest jej potencjalnym przeciwnikiem. I... No, przyjemnie nie będzie. A jest to potrzebne, jeżeli spotkasz innego wilkołaka.<br />
- Spokojnie. Jakoś przeżyję tą lekcję. - chłopak spojrzał na nią wdzięcznie, ale również ostrzegawczo. - Gdzie znajduje się Naomi?<br />
- Pewnie wkurza się na jakiegoś chwasta. - mruknął od niechcenia Reid. - Zaprowadzę cię. Jak chcesz to możesz się już zmienić.<br />
Machnął w powietrzu leniwie ręką. W odpowiedzi kiwnęła głową i ruszyła do łazienki. Postanowiła tam się przemienić. Zdjęła ubranie, schowała je do plecaka i przybrała postać wilka. Cieszyła się, że nastąpiło to dosyć szybko. Już wyobrażała sobie przemianę pod wpływem pełni. Brr. Przeszedł ją zimny dreszcz. Oparła się wielkimi łapami o klamkę i chwyciwszy w zęby plecak wyszła z łazienki. Spojrzała po zebranych niezbyt wiedząc co ze zrobić ze swoim dobytkiem.<br />
- Daj to. - mrugnął do niej Matt z lekkim uśmiechem. Podała plecak bez większej zabawy - no, tylko jeden zwód. Wydała z siebie dźwięk, który miał być złośliwym chichotem.<br />
- Poradzi sobie. - stwierdził Matt, a Seth skinął z uśmiechem głową.<br />
- Już się tak nie zachwycajcie, chodź Megan. Czeka cię starcie z Naomi.<br />
Reid wstał, otworzył drzwi i poprowadził wilczycę w odpowiednim kierunku. Szła posłusznie przy nodze chłopaka, wsłuchując się w dźwięki nocy. Dzięki swej wilczej naturze, która złączyła się z nią zaledwie kilka dni temu jeszcze bardziej pokochała tę porę doby. Noc może była po części straszna, bo ciemna, niezbadana... Ale przynajmniej cicha. Poczuła zapach piżma, leśnych owoców, lawendy, no, ogólnie lasu i... Jak sądziła magii. Czyli w skrócie zwęszyła zapach wilkołaka, a dokładniej Naomi. Po chwili wyszli na kolejną polankę. Ta była natarczywie zamykana przez rosnące dookoła drzewa i krzewy. Po środku stał wyraźnie niezadowolony wilk.<br />
Naomi pod wilczą postacią była szara, ale bardzo ciemna na grzbiecie i pysku. Była od niej zdecydowanie większa. Z jej ciemnych oczu wyzierała wrogość. Zawarczała ostrzegawczo, gdy usłyszała myśli dziewczyny - jak sądziła. No tak, nie była w końcu sama w swojej głowie, na czas obecny. Reid również odpowiedział gardłowym warkotem, przez który przeszedł ją lekki dreszcz. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do tych wszystkich wilczych cech, chociaż podeszła do tego bardzo lekko.<br />
- Nie daj się zagiąć. - mruknął jej do ucha chłopak i poklepał krzepiąco po barku, nim odszedł.<br />
Ustała naprzeciwko Naomi i przyglądała jej się chwilę. Po pytaniu co będą robić, na które nie dostała odpowiedzi wpatrywały się w siebie długo i intensywnie. Nie lubiła, gdy ktoś się jej przyglądał. Spuściła niechętnie wzrok. Usłyszała w głowie tryumfalny śmiech, a zaraz potem wilczyca zaczęła z niej szydzić.<br />
<i>Jesteś delikatna jak dziecko z tego co widzę. A do tego strasznie ludzka. Nie potrafisz powalczyć o dominację nawet na głupie spojrzenia!</i><br />
<i>Cóż, wystawiłaś do walki osobę, która nic o tym nie wiedziała. Gratulacje. Widzę, że miałabym z tobą większych problemów. </i>- w sumie nie była tego pewna, ale aż tak łatwo się nie podda. Naomi nastroszyła się i zawarczała przeszywająco. Wilczyca przyjęła to ze stoickim spokojem. - <i>Więc teraz lepiej powiedz, co mam stąd wynieść.</i> - jej "nauczycielka" prychnęła z pogardą.<br />
<i>Na razie wystarczy, że zajmiemy się walką na spojrzenia - którą i tak przegrasz. Czyli, że nie musimy przechodzić dalej. Dla ciebie to raczej dobrze. Nie zmuszaj się do walki, bo wtedy jedynie prowokujesz przeciwnika.<br />
Naomi, odrzuć swoje złośliwości. Ja naprawdę chcę coś z tego wynieść. A więc powiedz mi o co w tym wszystkim chodzi.<br />
Taa... Chodzi o walkę dotyczącą miejsca w hierarchii. Walka na spojrzenia nie jest trudna i powiedzmy... Że jest najbezpieczniejsza. Tak walczysz nawet z ludźmi, chociaż o tym nie wiesz. Instynktownie wzrok opuści ten, kto czuje, że nie wygra. Potem to już tylko ewentualne walki typu "rękoczyny". Ale to się dzieje raczej tylko kiedy znajdą się dwa bardzo dominujące wilki, które ową dominacją są na podobnym poziomie. Ogólnie u nas przedstawia się to tak: Seth jest Alfą, Matt to jego Drugi, Jeremy Trzeci - jest bardzo dominujący, ale powiedzmy, że również... rozkojarzony. To on powinien być Drugi, albo i Alfą, gdyby posiadał jakieś logiczne myślenie nie od wielkiego dzwonu, a tak trzecia pozycja zaspokaja jego dominującego wilka - Reid chociaż przez swoją fizyczną powłokę dużo nie naskacze, ma bardzo silną dominację, której nie można lekceważyć. Na piątym miejscu znajduje się Charlie, któremu zbytnio na tym nie zależy. Inaczej mógłby dojść nieco dalej. Potem jestem niby ja, ale z Charlie'em jesteśmy praktycznie na tym samym poziomie, jeżeli piąty ma coś do roboty zazwyczaj ja się tym zajmuję. Dorian jest najmłodszy wiekowo, niedawno dobił szesnastu lat, a jego wilk jest raczej... Milusi.</i> - skrzywiła się w niesmaku. - <i>Tak już po prostu ma, no chyba, że wraz z jego wiekiem coś się zmieni. Także oczywiste jest, że ty znajdujesz się na ostatnim miejscu. I z tego co widzę już tak pozostanie.</i><br />
To musiała koniecznie zapamiętać - ogólnie działało to również na inne drapieżniki. A przez "TO" rozumie, że chodzi o dominację, walkę na spojrznia. Nie wiedziała w sumie jakie "inne" drapieżniki mogłyby na nią czyhać jeżeli o zmiennokształtnych chodzi, ale znając jej szczęście, niedługo się tego dowie. Pogadały jeszcze trochę, aż w końcu stoczyły kolejną walkę na spojrzenia. Żadna się nie ugięła - chociaż to Naomi prawdziwie walczyła, a Meg nie chciała dać sobą pomiatać, więc również trzymała wzrok. Obydwie właśnie szykowały się do skoku, kiedy przeszkodziła im przemiana niedaleko nich. Nadal jednak zaciekle warczały i kłapały na siebie szczękami. Na nowo miały rzucić się sobie do gardeł, gdy między nimi wpadł Seth i Jeremy w stosunkowo groźnych pozach.<br />
<i>Nie.</i> - rzucił dobitnie Seth.<br />
Nie spodziewała się tego. Odwróciła wzrok czując się winna. Spojrzała na Jeremy'ego, któremu przypadła akurat Naomi. Może nie przyjęła tak uległej pozy jak ona, ale zdecydowanie uniżyła się przed silniejszym i bardziej dominującym samcem. Mimo niedużej ilości członków w ich stadzie każdy znał dobrze swoje miejsce. Zerknęła na świdrującego ją natarczywie wilka. Zaskomlała zarówno smutno, jak i z irytacją.<br />
<i>Już wiem, nie patrz tak na mnie. </i>- żachnęła się nieco buńczucznie.<br />
Umilkła z narzekaniami natychmiast, gdy zrozumiała jak głupio postąpiła.Przecie nie rzuca się przywódcy w tak beznadziejnej sytuacji. Na nowo przeniosła wzrok na Jeremy'ego i Naomi. On stał już rozluźniony i spoglądający w górę. Jego myśli nie dało się po prostu rozpracować, były zbyt... Dziwne. Naomi stała prawie zgrzytając zębami ze złości. W końcu rysy Setha złagodniały, a mięśnie przestały być aż tak napięte.<br />
<i>Rozumiem, ze walczycie o dominację, ale bądźcie bardziej ostrożne. To nie należy do przyjemnych dla nikogo. Nie lubię pokazywać się Alfą, jasne? A teraz już lepiej chodźcie do leśniczówki.<br />
Ja zostaję. </i>- zaoponowała Naomi. - C<i>hcę pobiegać.<br />
Ta, jasne. Niech ci będzie. Chodźcie. </i>- mruknął i ruszył w odpowiednim kierunku.<br />
<i> Przepraszam.</i> - bąknęła cicho Megan. Seth odwrócił do niej błyskawicznie, jednak teraz wyglądał łagodnie.<br />
<i>Meg, ale to jest normalne. Skoro żadna z was nie spuściła wzroku to taka kolej rzeczy.<br />
Ale Seth, ja specjalnie nie spuściłam wzroku.- </i>przyznała z grymasem. Wiedziała, że Naomi ją słyszy, ale jakoś niezbyt ją to interesowało.<br />
<i>Przynajmniej wiemy, że masz sporo samozaparcia. A teraz koniec tematu, ok? Miałaś nam pomóc napisać wypracowanie z angielskiego. </i>- rzucił figlarnie. W jego myślach wyczuła jednak coś nieco niepokojącego.<br />
<i>Obiecałam i obietnicy dotrzymam! </i>- odparła hardo. Wiedziała, że nikt od niej tego nie wymagał, ale obietnic zawsze dotrzymywała. Poza tym chciała im pomóc.<br />
Gdy weszła do domku po prostu chwyciła w zęby plecak z miejsca wskazanego przez Matta. Przemieniła się w łazience i wślizgnęła pod prysznic polecany jej przez Setha. Naciągnęła na siebie ubrania i rozczesała dosyć skołtunione włosy. Gdy wyszła z łazienki każdy siedział już na swoim miejscu - nie wiedziała czemu siedzieli zawsze na tych samych miejscach, jeżeli o odrabianie lekcji chodzi. Pomogła im jak mogła, ale musiała spieszyć się do Sary. Jej też coś dzisiaj obiecała. Pożegnała się ze znajomymi i pośpiesznie wyszła z leśniczówki. Ktoś chciał ją odprowadzić, ale odmówiła i kazała siedzieć przy wypracowaniu. Po drodze związała włosy w kucyk uznawszy, że muszą być mimo wszystko w nie najlepszym stanie.<br />
Idąc napawała się nocą. Czy już wspominała, że ją kochała? Zastanawiała się nad wszystkimi wydarzeniami z tych zaledwie niespełna dwóch tygodni. Jak mogło się przez ten czas tyle wydarzyć? No jak? A zawsze prowadziła takie spokojne życie... Kilka imprez, nawet nie mniej niż przeciętny nastolatek, książki i parę przykrości na przełomie niewielkiej ilości lat. Odegnała od siebie błyskawicznie te myśli. Nim zdążyła się obejrzeć już stała pod domem Sary. Zadzwoniła do drzwi zabawnym - jej zdaniem - dzwonkiem. Natychmiast ktoś jej otworzył. Ktoś, czyli Sara.<br />
- Meg! Nareszcie jesteś. Spóźniałaś się. - powiedziała z wyrzutem.<br />
- Naprawdę? - spytała głupio, zerkając na zegarek. - Fakt. Dwadzieścia minut. Nie lubię się spóźniać. - wymamrotała niezadowolona. Sara zachichotała.<br />
- Oto i moja Megan w całej okazałości!<br />
- Jaka "twoja Megan"? Przecież jestem taka jak zawsze.<br />
- Nie powiedziałabym... Ale chodź na górę. - pociągnęła przyjaciółkę w kierunku schodów. Nie opierała się jej, jak można się tego domyślić.<br />
Sara pokój miała ładnie urządzony, ale wszechobecny chaos psuł efekt ładnych mebli i całej reszty. Ściany pokoju pomalowane były na lekki fiolet, a meble były w tymże samym kolorze tylko o wiele ciemniejszym odcieniu z drewnianymi dodatkami. W pokoju znajdowało się wielkie, narożne łóżko, jeszcze większa szafa, biurko z komputerem, szafka na szpargały i druga szafeczka ze sporym telewizorem. Tak z grubsza to wyglądało z tym, że wszędzie wisiały jakieś ciuchy, a po puszystym dywanie walały się książki i zeszyty.<br />
- Nie umiesz utrzymać porządku, prawda? - zagadnęła złośliwie Megan.<br />
- Nie, to zbyt męczące. - wyszczerzyła się w głupim uśmiechu przyjaciółka. Zwaliła na ziemię ubrania ze skrawka łóżka i poklepała pofałdowany materiał. - Siadaj, nie krępuj się. Musisz mi koniecznie opowiedzieć o tej "grupie". Chce już zacząć akcję Matt. - Meg jęknęła.<br />
- Wiesz, nie wydaje mi się to odpowiednie. Matt to miły chłopak, ale... Lepiej trzymaj się od niego z daleka. Od niego i całej reszty. Zaufaj mi. Wiem po sobie... - westchnęła cicho, gdy już wypowiedziała szeptem ostatnie zdanie.<br />
- Co? Biorą coś? Meg, narkotyzujesz się?!<br />
- Nie, nie! Nie oto chodzi. Ale... Po prostu mi zaufaj. Wiesz, że ja mam zawsze rację.<br />
- Ale o co chodzi, że wiesz po sobie? Chodziłaś z nim? - biedna, prosta Sara.<br />
- Nie, nie chodziłam z żadnym z nich. Chodzi o to, że... Nie potrafię tego wytłumaczyć. Przepraszam. - westchnęła zrezygnowana. - Nie mogę. Nie miej mi tego za złe, dobrze?<br />
- Megan...<br />
- Proszę. - przerwała jęk przyjaciółki.<br />
- Niech ci będzie. Zawsze stawiasz na swoim, wiesz?<br />
- Wiem. - posłała jej blady uśmiech.<br />
Gawędziły długi czas, aż odezwała się jej komórka. Dzwoniła Jenny przypominając o godzinie, która nastała. Było w pół do dwunastej. Jenny zawsze zbyt bardzo się o nią martwiła, chociaż również dawała "luzy". Dokończyły jeszcze zaczęty temat, a potem, chociaż niechętnie, zwlekły się łóżka na dół. Sara stwierdziła, że ją odprowadzi. Zgodziła się acz miała inne plany - no cóż.<br />
Przez całą drogę kiedy była odprowadzana, Sara klepała jej swoje dyrdymały. Ona patrzyła przez cały czas (no zgadnijcie, no zgadnijcie na co. Oczywiście) na księżyc. Tylko co któreś słowo potakiwała i tak dalej. Rozstały się tam gdzie zawsze, czyli przy blokach. Były w tym niedużym mieście tylko jedne, więc każdy wiedział gdzie się znajdują. Wracała do domu w ciszy. Nie uszła jednak siedmiu kroków, a usłyszała wrzask, ciche prośby i obrzydliwy śmiech. Kto prosił? Ano oczywiście, że Sara!<br />
Jedyna myśl jaka przyszła jej wtedy do głowy:<i> cholera.</i><br />
<br />
<br />
______________________________<br />
<br />
<br />
Taak, wiem. Ostatnio całkiem nie miałam czasu, po świętach zabrakło mi nieco internetu, sylwester był nawet udany, więc... Przepraszam, ale obiecuję się poprawić. Kombinowałam i może uda mi się przesłać na swojego maila wszystkie rozdziały, wtedy je poprawię i będę wstawiać bardziej systematycznie, a także pisać resztę na komputerze - co mam nadzieję uda się poprawić opowiadanie. Ostatnio stwierdziłam, że jest strasznie takie... Na odwal się jakby, chociaż tak nie jest, ale tak to wygląda. A Megan to taka ciota niemota... Niemal jak ja. A, właśnie - można dodawać spokojnie komentarze jako Anonim (dzięki wielkie JULY, czekam gorąco na rozdział! [dead-affection.blogspot.com <-- zdecydowanie polecam]). No to tak jak mówiłam, postaram się poprawiać bardziej rozdziały niż tylko tak w ciągu pisania i przede wszystkim dodawać szybciej coś nowego.<br />
Rozdział dedykuję JULY, której jeszcze raz dziękuję, bo kocham Jej opowiadanie - Lee, Willa, Luisa i całą resztę! Ona chyba niestety tego nie czyta, ale co mi tam? Poza tym również chcę zadedykować tenże rozdział (niestety musisz się podzielić ;P)<span class="bl_author"><a class="ge_a" href="http://hear-me-cry.blog.onet.pl/4,AU8232224,index.html"> xoxoxoxo <33, </a>którą jeszcze raz przepraszam. Pozdrawiam obydwie świetne blogerki gorąco. ;)</span><br />
<span class="bl_author"><br />
</span><br />
<span class="bl_author">PS. Link do blogu xo(...) w Jej nazwie, pod którą pisze na blogu. Nie lubię zmierzchu, ale to jedno z lepszych opowiadań o tej tematyce, zdecydowanie.</span>Nightmare.http://www.blogger.com/profile/11684588286790802712noreply@blogger.com11