czwartek, 23 grudnia 2010

Rozdział VI

    Kolejny dzień szkoły... Wynalazła jeszcze więcej nowych, bardzo interesujących ją pytań, ale musiała zaczekać. W szkole nie mogli jej na to odpowiedzieć, bo nie chcieli przecież, żeby ktoś ich usłyszał. A teraz zaczęły lgnąć do nich "panienki" i ze dwóch chłopaków do Naomi, których jednak szybko sprowadzała na ziemię. Tymczasem na pierwszej lekcji Sara opowiadała jej o wczorajszym, niby w skrócie, ale już doczekała się lunchu...
  - Ty to jesteś naprawdę mądra! I miałaś rację! Mike to dupek. A właśnie, byłaś tam wczoraj?
  - Ee... Ale gdzie, że w sensie? - jako biała wilczyca? Lepiej, żeby nie wiedziała. Dla własnego dobra.
  - No w lesie, przy nas!
  - Nie, siedziałam w domu.
  - Oo... To musiało mi się przywidzieć. No trudno. I posłuchaj, jak tak się do mnie przywalał to skoczył na niego nagle wilk! Ale był strasznie wielki i dziwny! Wiem, że miał całkiem białą sierść. No i jakiś taki dziwny był... Ale już mniejsza o to. No i jak zamknąłem oczy to to ciało znikło! Znaczy, bo wilk uciekł, a Mike upadł na ziemię. No i ja tak się temu przyglądałam i przysunęłam to zobaczyłam plamę krwi! To było straszne! A-a potem pojawił się Matt. Nawet nie patrzył na mnie dziwnie, chociaż musiałam wyglądać jak jakaś chora psychicznie. Podał mi rękę i odprowadził do domu. Dał mi też swoją bluzę jak zrobiło mi się zimno. Był taki słodki! Rozmawiał ze mną przez drogę i kazał się o nic nie martwić. Mówił, że widział, jak ten debil wychodzi z lasu. No i potem się pożegnaliśmy... Ale kurde, nawet nie znam jego nazwiska. Muszę z nim dzisiaj pogadać... O, jest! - odwróciła się w stronę stolika, gdzie zasiadło stado. Matt patrzył w tym kierunku z lekkim uśmiechem. Nie no, super. Swoją drogą to strasznie nieskładna ta opowieść Sary... Jak zwykle.
  - Ee, no widzisz... To chyba nie jest najlepszy moment.
  - Co? Ale czemu? - nachmurzyła się przyjaciółka rzucając jej przenikliwe spojrzenie.
  - No, bo... Ee... - myśl, myśl, no myśl! - Bo dopiero co przeżyłaś coś takiego, a już chcesz kogoś kolejnego? Zobacz, nikt się z nimi nie zadaje! - ha! Chodziło jej oczywiście o sforę, odnośnie tego ostatniego.
  - W sumie... To masz rację. Poza tym trzymają się w ścisłym kręgu... Ale już niedługo będę działać!
    Jęknęła w duchu. No, bo jak ma niby wyjaśnić przyjaciółce, żeby nie umawiała się z chłopakiem, bo jest wilkołakiem? Ale się zrymowało... Nie, skup się! Najlepiej już zacznij myśleć nad planem na przyszłość... Ludzie, no nie dość, że jest jakimś stworzeniem z legend to musi zajmować się jeszcze takimi rzeczami! Nie no, życie zaczyna poważnie przeginać. Wychodząc ze stołówki rzuciła Mattowi tylko jedno, znaczące spojrzenie pod tytułem: zostaw ją.
    Reszta lekcji minęła równie gładko. Nawet tak dużo nie myślała o powrocie do domu... Znaczy o ile w szkole można o tym nie myśleć. Cholera, chciało się z nią umówić dzisiaj z pięciu chłopaków, którzy wcześniej mieli problemy z zapamiętaniem jej imienia! Ku niezadowoleniu Sary odmówiła wszystkim. Gdy zniknęła za zakrętem w drodze powrotnej dołączyli do niej chłopcy. No cóż, teraz już raczej prawie nigdy nie będzie samotna, tak przeczuwała. Przywitali się i zaczęli opowiadać swoje wyrzuty.
  - Dlaczego się do nas wcale nie odzywasz, hę? - rzucił jak zwykle porywczy Reid. Nie był zbyt zadowolony.
  - Ee... W sumie to nie wiem. Poza tym radzicie sobie chyba dobrze i beze mnie.
  - No wiesz? Teraz jesteś jedną z nas?
  - A co z Sarą...? Wolałabym darować jej te... Ekhem, opowieści i tak dalej...
  - Aa to o to chodzi.
    Nastała cisza. Jak zwykle zauważyła, że Naomi gdzieś zniknęła. Nawet nie wiedziała kiedy to nastąpiło. No cóż, najwidoczniej nie przepadała za jej towarzystwem. Trudno - nie to nie, przecież prosić nie będzie. Przejechała po twarzach obecnych tu osób. Jeremy zajmował się jak zwykle jakimiś głupotami, Charlie miał kamienną twarz, Matt był smutny, a Seth bardzo zamyślony, reszta również mniej więcej myślała, dzieląc się swoimi komentarzami.
  - W sumie to masz rację. Lepiej jej w to nie wplątywać.
  - Mhm. - mruknęła pod nosem.
  - Dobra, to o której się spotykamy?
  - Hmm... Może o w pół do piątej? O ile macie czas.
  - Oo my zawsze mamy czas. - odpowiedział Seth szczerząc się w szerokim uśmiechu.
  - No to jesteśmy umówieni. Do zobaczenia. - rzuciła znikając za drzwiami wejściowymi do swego domu.
  - Już jesteś? - krzyknęła z kuchni Jenny.
  - No tak. Co na obiad?
  - Spaghetti.
  - Ty to wiesz co ja lubię... - stwierdziła całując matkę w policzek.
     Po zjedzeniu bardzo smacznego - bynajmniej dla niej - obiadu ruszyła na górę. Odrobiła lekcje i pobieżnie wszystko przejrzała. Nic ciekawego, większość potrafiła. Postanowiła, więc zobaczyć w co może się ubrać. Wybrała stare, ale bardzo wygodne rurki, luźną koszulkę i jakąś starą bluzę. Do tego dobrała najzwyklejsze w świecie adidasy. Chłopcy napomknęli coś, żeby ubrała się wygodnie. Związała włosy w luźną kitkę czy może raczej kucyk w jej przypadku i była gotowa do wyjścia. Poleżała jeszcze trochę po czym ruszyła na dół.
  - Mamo, wychodzę!
  - Aa... Na siłownię. - wymyśliła na poczekaniu. Skąd jej się wzięła siłownia?
  - Dobra, kiedy wrócisz?
  - Nie wiem. To cześć! - to powiedziawszy wyszła szybko z domu. Już po chwili była w niedużej, starej leśniczówce.
  - Aom... Jet ktoś? - krzyknęła wchodząc do domku, gdy nikt nie odpowiedział na pukanie. Nie miała pojęcia, jak oni się tam wszyscy mieszczą.
  - Megan! O, cześć! Przygotowana na "zdobywanie wilczej wiedzy"? - spytał Seth z figlarnym uśmiechem wychodząc z wąskiego korytarzyka.
  -Emm... No chyba tak. - zawahała się widocznie, na co dopowiedział jej uśmiech.
  - No to chodź. Dzisiaj masz lekcje ze mną. - rzucił z uśmiechem zahaczając ją ręką o talię w celu poprowadzenia. Mu chyba uśmiech z twarzy nie schodził nawet w nocy.
     Szli przez dłuższy czas - las był całkiem spory - póki nie doszli do niedużej polanki. Była bardzo ładna. Otoczona zarówno drzewami jak i krzakami porośniętymi często kolorowym kwieciem. Rozejrzała się dookoła trochę jak zaczarowana. Tak się poczuła i chyba taka też była. No halo, wilkołak. Wtem natrafiła wzrokiem na uśmiechniętego od ucha do ucha Setha z rękami wetkniętymi w kieszenie. Zaczerwieniła się delikatnie.
  - Więc chyba zaczynamy. Po pierwsze trzeba zmienić się w wilka. Emm... Tylko wiesz, jeżeli chcesz jeszcze założyć to ubranie to radziłbym je zdjąć. - powiedział niewinnie i z nutą nieśmiałości, wskakując w jedne z pobliskich krzaków.
  - Och. - bąknęła kierując się w inne zarośla. Odwróciła się po chwili w kierunku towarzysza. - Tylko jak ja mam się zmienić w wilka?
  - Meg...an, jeszcze tego nie wiesz? Musisz chcieć i wierzyć. Ot, cała filozofia, chociaż ze zdenerwowania jest łatwiej, chociaż lepiej tego nie praktykuj.
  - Ech, znowu ta twoja wiara... Aha i jeszcze jedno - nie musisz do mnie mówić zawsze pełnym imieniem, może być samo Meg. - posłała wychylonemu z krzaków chłopakowi delikatny uśmiech i zniknęła między gałęziami dosyć gęstych roślin.
  - Zapamiętam. - rzucił i była pewna, że znowu się uśmiechnął.
     Rozebrana starała się skupić. Wiara i chęć. No przecież to nie jest takie trudne! Praktycznie zaraz po tych przemyśleniach otoczyła ją niebieskawa poświata. Tym razem nie bolało. Co prawda czuła mrowienie i zmienianie się kształtów, ale nie było to bolesne. Bardziej nieprzyjemne. Spojrzała na swoje łapy ciemnymi ślepiami i powoli wypełzła na polanę.
  No, nareszcie. - zamerdał ogonem siedzący na ziemi i oczekujący jej Seth.
  To... Eem... Co mamy dzisiaj robić?
  Podstawy. - wzruszył barka. - Przede wszystkim pouczymy się opanowania, przyzwyczajenia do nowych mocy i takie tam. Gotowa?
  No tak, chyba tak.
  Kurde, co ty taka niepewna?
  A ty co się całe życie szczerzysz? - chłopak, czy raczej wilk zachichotał gardłowo, chociaż w myślach śmiech brzmiał dosyć przyjemnie.
  No dobra, dobra. To zaczynamy. Jak już wiesz wyostrzyły ci się zmysły takie jak słuch, węch i wzrok. Dodatkowo możemy biegać super-szybko jako wilki i całkiem szybko jako ludzie. Kiedy biegamy to świat jest praktycznie jedną smugą. Znaczy, gdy się rozpędzimy. - dodał w gwoli ścisłości. - Poza tym jak szybkość równa się temu również np. refleks. Szybko możemy się odwrócić, złapać coś i takie tam... No, sama wiesz. I w końcu siła. Nie muszę chyba tego tłumaczyć? Jedynie zaciskając szczękę przy użyciu jakiejś połowy swojej siły możesz złamać rękę człowiekowi, który pił duużo mleka w dzieciństwie. Z resztą jako ludzie tak samo jesteśmy dosyć silni, ale oczywiście nie, aż tak.
  To tak jak wtedy na korytarzu? Tak?
  Dokładnie. Tylko, że wtedy byłaś jeszcze w stanie, hmm... Przemiany. Rozumiesz?
  Tak, tak rozumiem. - przytaknęła ruchem głowy.
  Co więcej... Pobiegamy może trochę później, bo bezsensowne byłoby męczenie organizmu teraz. To może coś o stadach. Żeby przynależeć do stada, musisz wypić krew Alfy. Wiem jak to brzmi. Po prostu inaczej nie będziesz miała tego kontaktu poprzez więź umysłów, że tak powiem. 
  Ale... Ja nie piłam twojej krwi. Prawda? - zapytała zdezorientowana.
  Nie, nie piłaś. Tak swoją drogą to ja jestem Alfą, o po prostu jestem, ale i tak musisz mnie słuchać. - tak jakby pokazał jej język. - Zostałaś przyjęta automatycznie do sfory. Najwidoczniej twój wilk tak chciał. To tak, jakby urodziło się w watasze nowe szczenię. Tylko, że watahy wilkołaków są zazwyczaj naprawdę duże. - posłała jej wilczy uśmiech, wystawiając lekko język i cicho dysząc. Zaśmiała się. Ten to zawsze zadowolony.
  A jak się odchodzi od stada? - wpadło jej do głowy.
  A co, już masz nas dość?
  Nie! - zaprzeczyła błyskawicznie. Gdyby była człowiekiem, pewnie puściłaby buraka. - Po prostu jestem ciekawa.
  Oj, już dobra. Nie denerwuj się tak. Przecież czytam w twoich myślach. - rzucił jej chytre spojrzenie. Właśnie, czemu on nie myślał o niczym szczególnym? - Lata praktyki. - zachichotał.
  Zero prywatności. - mruknęła w myślach,
  Niestety. U nas nie ma zbytnio ustalonej hierarchii, ale w większych stadach zawsze ją spotkasz. Wilczyce naprawdę muszą czasem walczyć o jakieś wyższe stanowisko, co takie łatwe nie jest, bo są zazwyczaj mniejsze i nieco słabsze od wilkołaków płci męskiej.
  Jaka dyskryminacja! - prychnęła pogardliwie.
  Ale za to samice są bardzo bronione. Żaden basior, nawet ten, który może danej osoby nienawidzić, nie da skrzywdzić łatwo wilczycy. Jako, że mamy dwie wadery w naszej malutkiej sforze to niemal niemożliwe. Normalnie nie powinniśmy mieć żadnej, ale to jednak dobrze.
  Taa... - i znowu za dużo myślała!
  Naomi nie jest zła. Uparta, czasem wredna, ale umie walczyć o swoje. To bardzo dobrze. Jej wilk jest naprawdę silny, silniejszy niż niejednego samca. - odpowiedział basior i była pewna, że jest z nią szczery. 
  Wezmę to pod uwagę, a teraz mów coś tam jeszcze o tym całym "wilczym świecie".
  No dobra. No to mam do cienie pytanie: jesteś mocno drażliwa?
  Yy... No chyba raczej tak. A co?
  Znowu to chyba! - skrzywił się niezadowolony. - Łatwiej mi będzie cię sprowokować. Staraj się nie dać ponieść emocjom.
     Patrzyła na chodzącego dookoła niej wilka. Nie dać się ponieść emocjom? Proszę was! Przecież całe życie jakoś tam przeżyła! Fakt, może i była nerwowa, ale... Jej myśli przerwał wstrzymywany wcześniej chichot. No tak. Nie jestem w głowie sama.
  Ano nie jesteś. - rzucił figlarnie Seth.
     Po chwili zaczął lekko podgryzać jej ogon, trącać pyskiem w bok  ocierać się i tak dalej. Na początku nie zwracała na to uwagi, ale po dłuższym czasie stało się to trochę uciążliwe. W pewnym momencie nie wytrzymała. Rzuciła się na nauczyciela, przygniatając basiora do ziemi. Wilczy instynkt. Zaraz jednak to ona znalazła się na ziemi. Zdezorientowana spojrzała już bardziej ludzki, na podchodzącego spokojnie w jej kierunku wilka.
  Tak jak mówiłem. - rzucił beznamiętnym głosem.
  Ugh. - wolno zaczęła podnosić się na nogi czy też raczej łapy.
  Wiesz, pomógłbym ci, ale niestety łapą nie dam chyba rady. - stwierdził próbując widocznie rozładować jakoś atmosferę. Otrzepała się i spojrzała nieco spode łba na towarzysza.
  Ile ci to zajęło? - spytała nagle.
  Nadal się uczę...
  Ale jesteś spokojny.
  Warunkowo. - mruknął odwracając się gdzieś w bok.
  To... - zaczęła, by przerwać wciąż narastającą ciszę. Czarny basior na nowo odwrócił się w jej stronę. - Uczymy się dalej?
  No jasne. - odparł, posyłając jej lekki uśmiech. Znaczy wiedziała, że próbował, ale wilk nie mógł posłać do końca prawdziwego uśmiechu.
     Zaczepiał ją w podobny sposób co wcześniej, a gdy tylko bardziej się denerwowała od razu sprowadzał waderę do parteru. Był przecież znacznie silniejszy, chociaż fakt faktem - mimo tego, że czasem patrzyła na wszystko tępo, rozkojarzona to była od wilczura szybsza. Niewiele, ale jednak. Po długich ćwiczeniach towarzysz posłał jej niemalże promienny uśmiech.
  No, to teraz sobie pobiegamy. Po przerwie, oczywiście.
  Ech... Musimy dzisiaj biegać? - zapytała już stosunkowo zmęczona.
  Zobaczysz, jeszcze mi podziękujesz. To jest po prostu świetne! Chyba nawet najlepsze w tym wszystkim. W sensie wilkołactwie.
     Meg w odpowiedzi westchnęła i ułożyła się na ziemi. Seth usiadł obok niej. Rozmawiali, zdradził jej, że dzisiaj dowie się też pewnie podstaw o wilkołakach.W sensie historia rasy i tak dalej. Spojrzała na niego przekręcając na bok łeb, co musiało wyglądać dosyć komicznie.
  A z kim będę tym razem miała?
  Z Charlie'em. - gdy to usłyszała nachmurzyła się niego. Seth domyślił się tej reakcji, więc zaczął wyjaśniać. - Spokojnie. Charlie tylko wydaje się takim mrukiem, który nic nie mówi. Znaczy do gadatliwych to on nie należy, ale jest naprawdę w porządku. Nadal ubolewa nad stratą pamięci i w ogóle, chociaż się do tego nie przyznaje. Z resztą sama się przekonasz. Tylko broń Boże nie myśl o tym, gdy jest zmieniony w wilka. - zastrzegł na wstępie.
  Spokojnie, rozumiem. Mam tego typu rzeczy nawet dosyć opanowane...
  No dobra, to lecimy.
     Przygotowali się do startu. Seth miał w oczach figlarne ogniki co nie zapowiadało się zbyt dobrze. Szczerze powiedziawszy to nie chciało jej się biec. Najchętniej wróciłaby do domu i wzięła długą, relaksującą kąpiel. Oczywiście nie chciała dawać również Sethowi satysfakcji, więc zamierzała biec ile sił jej pozostało w łapach, a dużo tego nie było.
  Biegniemy do końca lasu i spowrotem wracamy tutaj. To nie jest zbyt daleko biorąc pod uwagę nasze tempo. I uważaj. Trzy... Czte... Ry!
     Nie zauważyła nawet kiedy wystartował, ale nadążała za nim wzrokiem. Ruszyła najszybciej jak mogła, a las wokół niej po prostu się rozmył. Nie zajęło jej długo dogonienie basiora, ba prześcignięcie! Zawróciła. Do zwycięstwa dzieliło ją zaledwie parę metrów, gdy ni stąd ni zowąd czarny wilczur przegonił ją poprzez skoki ogromnymi susami. Tak wiele brakowało...! Ustała zawiedziona wpatrując się w chłopaka tak jakby z wyrzutem.
  Ej, to nie było fair!
  No jak to nie?
  Bo większy jesteś!
  A ty szybsza.

  Ale... Zazraz, zaraz. Serio?
  No tak. 
  Nie spodziewałam się tego.
  Ktoś się ściga?! - na polanę wbiegł ledwo wyrabiając się na zakręcie, rozglądający się na wszystkie strony Jeremy.
  Już nie. - odparł krótko Seth.
  Kurde, stary. Czemu nic nam nie powiedziałeś?
  Prywatny wyścig. - rzucił przekornie czarny wilk.
  Ee... Też bym się pościgał. - rzucił niezadowolony Reid, który właśnie zmierzał w ich kierunku.
  Tak patrzę, że chyba wy wszyscy uwielbiacie się ścigać. - rzuciła Meg.
  Ogólnie biegać. I co, podobało się?
  No jasne! To było świetne! Możemy jeszcze raz? - i właśnie w tym momencie brzuch Megan głośno zaburczał. Śmiejący się, krztuszący i chichoczący towarzysze byli nagle w komplecie. - Złośliwość organizmu. - mruknęła naburmuszona.
  Wiesz Meg, chyba jednak wszyscy udamy się do kuchni. Wilkołaki... Jedzą dosyć dużo. Nawet wilczyce.
     Wszyscy rozpierzchli się w swoje strony. W tym Megan i Seth - każdy w swoje krzaki. Dopiero teraz zauważyła, jaka była brudna na całym ciele. No tak. Gdy wyszła ponownie na polankę to zuważyła, że Seth też do czystych nie należy. Widząc jej minę zachichotał cicho.
  - Przyzwyczaisz się.
  - No nie wiem.
  - Nie mów, że mamy prawdziwą babę w sforze. - on ją prowokował!
  - Nie, nie macie. - odparła hardo i ruszyła w kierunku leśniczówki.
     Gdy weszła do małego, drewnianego domku właśnie każdy z roześmianych chłopców robił sobie kanapkę. A właściwie to stosy kanapek. Widząc to mimowolnie się uśmiechnęła, ale wpierw ruszyła do łazienki. Przemyła twarz i dokładnie umyła ręce. Nie, teraz nie były już takie delikatne i niespracowane. Zdecydowanie takie nie były. Wychodząc z łazienki minęła się właśnie z Sethem, który jak zwykle się uśmiechał. Co on miał z tym uśmiechem? Szczęka go nie boli?
     Przystanęła na chwilę z boku, po pierwsze: niepewna, a po drugie: zaciekawiona. Jej towarzysze robili kanapki naprawdę bardzo szybko, szybciej niż najlepszy szef kuchni. A to, że wysypywały się aż z talerzy to już co innego. Bez słowa minęła ją Naomi i ruszyła w kierunku lodówki. Zaraz przyłączył się do robienia kanapek wiecznie uśmiechnięty chłopak imieniem Seth. On też robił to w zawrotnym tempie.
  - Wow, chyba często je robicie. - odezwała się po długim czasie wgapiania jak ostatnia idiotka w ich ręce.
  - Zazwyczaj tak, bo nikomu się nie chce gotować. - sama już nie wiedziała kto to powiedział.
     Po otrzymaniu zaproszenia, na które też tak trochę czekała, dołączyła do pozostałych robiąc kanapki. Jej się tam nigdzie nie spieszyło. Została tylko ona, kończąc i kanapki i głęboko nad czymś dumający Jeremy. Wpatrywał się w każdy swój ruch bardzo uważnie, jakby chcąc odkryć jakąś wielką tajemnicę.
  - Emm... Wszystko ok?
  - Noo. Właśnie się zastanawiałem, kto wynalazł kanapki. No, bo patrz, no ktoś musiał. A to taka dosyć fajna rzecz, bym powiedział.
  - Ahaa... - mruknęła i przeszła ze szklanką z sokiem oraz talerzem z kilka kanapkami do małego saloniku. Większość już zjadła, ewentualnie kończyła swoje kanapki. Szukała wzrokiem miejsca.
  - No dobra, siadaj. Bo chyba z kolan to nie skorzystasz? - powiedział Dorian, uśmiechając się dosłownie przemile. Miał bardzo ładny uśmiech, chociaż nie aż tak promienny jak Dziecko Szczęścia Seth.
     Podziękowała mu serdecznie i usiadła na zwolnione miejsce. Chyba jeszcze nigdy jak teraz nie smakowały jej kanapki. To chyba przez ten bieg. - przebiegło jej przez głowę. Ha, ha przebiegło! Oj, źle ze mną, mam kiepskie poczucie humoru... Nie zastanawiała się już nad tym. Skończyła swoje kanapki po czym umyła po sobie sumiennie naczynia. Po tej prostej czynności czekała ją lekcja z Charlie'em. Matt pokierował ją słownie do piwnicy (ten domek nawet górę miał!) gdzie czekał już jej "nauczyciel".
  - Em... To co będziemy robić? - zapytała już będąc na dole.
  - Dowiesz się czegoś z historii. Podstawy i nie tylko o naszej rasie. - odparł bezbarwnie brunet.
  - O, fajnie. - stwierdziła podekscytowana. chłopak spojrzał na nią dziwnie, jakby trochę zdziwiony, ale bez słowa wskazał na krzesło stojące przy niewielkim, drewnianym stoliku.
     W piwnicy nie było zimno, ale też nie ciepło. Tak neutralnie. Czuć było taki typowy dla starych rzeczy zapach i choć to mogło wydawać się dziwne, było to bardzo przyjemne. Szare ściany z dużych kamieni u dołu "podtrzymywane" były drewnem. Trochę jak gorset podtrzymujący biust - grunt to ciekawe porównanie... Bardzo podobało jej się to miejsce. Pełno było tam regałów z książkami i tym podobnych. Znalazły się ze trzy obrazy. Miejsce spokojne, tajemnicze i tak odcięte od otaczającego je świata... Po prostu cudownie. Charlie siedział na krześle obok, aż w końcu rzucił jakąś książkę na stół.
  - Ciężko jest stwierdzić skąd pochodzimy. Z resztą tak jak u człowieka: Adam i Ewa? Ewolucja? A kto ich tam wie. No, ale z takimi dziwadłami, bądźmy szczerzy jest zazwyczaj trudniej w tych sprwach. Sama rozumiesz. - mruknął na końcu.
  - No tak, łapię. o to rzeczywiście trochę dziwne. Takie... Inne.
  - Mhm. - przytaknął chłopak. - Okazuje się, że jesteśmy rasą dosyć starą. Szczególnie w czasach wikingów był ogromny wylew niepoprawnych ugryzień przez wilkołaki, powstawały z tego tak zwane "Dzieci Księżyca". Chyba już wiesz, co się dzieje z przemienionym człowiekiem?
  - Tak, wiem.
  - Więc tak jak mówiłem, wtedy był ich ogromny wysyp. Ale wikingowie nie zawiedli i poradzili sobie z tymi dzikusami - no bądźmy szczerzy. Nasi rodacy istnieli jeszcze znacznie wcześniej, oczywiście. Nie wiemy dokładnie od kiedy. Takie raczej czasy niepamiętne. - wzruszył lekko ramionami. - Cóż... Może tak przejdźmy do tego dosyć ważnego odcinka czasu. Oglądałaś "Underworld"? Kate Beckinsale grała główną rolę... Ale szczególnie chodzi mi o tą trzecią część, "Bunt Lykanów" bodajże się zwała.
  - Tak, oczywiście, że oglądałam. Poza tym Kate jest moją ulubioną aktorką... Ale kontynuuj. - rzuciła nieśmiało, widząc kamienną minę towarzysza.
  - Tak... Więc w tej ostatniej części są pokazane bliżej losy wilkołaków jak i z resztą wampirów. Wilki są tam ukazane jako niewolnicy wampirów, ich obrońcy za dnia. A potem był oczywiście ten cały bunt. Widzisz... Tak naprawdę było bardzo podobnie. My naprawdę byliśmy kiedyś podlegli wampirom. Z resztą było bardzo podobnie jak w tym filmie - całą historię pokazał reżyserowi pewien wampir. My broniliśmy ich za dnia, a do tego dochodzili wszelkiego rodzaju Dzicy. Zarówno chodzi mi o ugryzionych jak i opuszczonych. - mruknął pod nosem, wlepiając wzrok w blat stołu. Milczał przez chwilę po czym na nowo podjął historię. Bo widzisz... Wilkołaki bardzo rozwinęły się od tamtego czasu. Większość miała bardzo duże problemy z powrotem do swej ludzkiej postaci, samokontrola czy nawet racjonalnym myśleniem. O ile nasze mózgi delikatnie się zwiększyły czy też zostały takie same o tyle tamtych stworzeń się kurczyły. Tylko wilki Szlachetnej Krwi były jako tako ucywilizowane jak na tamtejsze standardy. Z resztą, arystokracja w końcu. - prychnął cicho. - W każdym bądź razie, wybuchła rewolucja. Przez wiele, wiele lat trwały wojny, aż obydwie rasy stwierdziły,  że trzeba lepiej chronić swoich sekretów. Stało się to stosunkowo niedawno, wraz z rozwojem technologii. Obecnie panuje względny pokój. Wszystko ma oczywiście swoje zasady. Musimy ich przestrzegać, bo przez własną głupotę możemy stracić życie i pozbawić go wielu innych wilków, gdyby doszło z tego powodu do wojny. Słuchasz mnie?
  - Tak, tak. - zapewniła szybko, po krótkiej ciszy. - Ciekawe. A jakie są... Zasady zgody?
  - Nic szczególnego, ale musisz je poznać oraz oczywiście ich przestrzegać. Tutaj masz o tym książkę. - wziął do ręki cienką, starą książeczkę i położył ją na stoliku. - Myślę, że na dzisiaj ci to wystarczy. Jak chcesz to możesz też poczytać. Musisz sobie trochę tego jednak przyswoić, ale już niebawem, wyrwana z nawet najgłębszego snu wszystko czysto wyśpiewasz. Na następnym... Spotkaniu powiem ci coś więcej o korzeniach wilkołaków. Ale nie napalaj się tak, nic nie jest praktycznie potwierdzone. - rzucił widząc jej entuzjastyczną minę. - Jak chcesz więcej poczytać o sporze z wampirami to tu masz książę. Jeżeli chcesz możesz ją pożyczyć, bylebyś oddała. Z resztą, upomnę się na pewno. - uśmiechnął się niemal złośliwie. Nie spodziewała się tego, ale przynajmniej zobaczyła jego pierwsze uczucia nie kryte pod kamienną maską nie do zdarcia.
  - Dziękuję. - powiedziała do odchodzącego chłopaka. W odpowiedzi odwrócił się do niej delikatnie i kiwnął lekko głową.
     Była już trochę zmęczona. Nawet nie trochę. Postanowiła przeczytać wampirzo-wilcze prawa i zgarnąć grubą księgę do domu. Tak też z resztą w niedalekiej przyszłości zrobiła, odprowadzana do domu przez Doriana - on jedyny odrobił już zadanie domowe. nie wytrzymała widząc wilkołaki, które w większości z tępym wyrazem twarzy siedzieli w salonie odrabiając lekcje. Zagłębiła się w chłodnej lekturze podobnej do skróconej, dziwacznej Konstytucji.


                                             PRAWA WAMPIRÓW I WILKOŁAKÓW

1. Przebywający dłużej lub przejazdem wampir/wilkołak musi powiadomić o tym rządzących danym terenem i prosić o zgodę, by przebywać na terytorium danej rasy.
2. Wilkołak/wampir nie może zaatakować drugiej rasy bez wyraźnego powodu i z udostępnioną zgodą na przebywanie na tamtejszym terenie.
3. Żadna z ras nie może działaś na niekorzyść rasy przeciwnej.
4. Każda z ras decyduje o swoich sekretach, przeciwna rasa nie może ujawnić dokłądnych danych o konkretnym stworzeniu danej rasy.
5. Każdy wampir/wilkołak musi znać stałe terytoria rasy przeciwnej lub przeprowadzić szybki zwiad. Nie dotyczy Nieuświadomionych.



                                         ______________________________


Uch, przepisywałam ten rozdział trzy dni... -'
Wiem, że te prawa są niezbyt, ale nie przyszło mi nic innego do głowy. ;P  Muszę trochę rozbudować wątki Megan-sfora, bo większość kręci się tylko i wyłącznie wokół niej, a to mi się nie podoba. Mniejsza już o to. Z racji, ze są święta chce wam coś tam pożyczyć.
Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia, Wesołych itd. No wiecie, tego co zawsze. Nie jestem dobra w składaniu życzeń, więc po prostu spełnienia marzeń, zdrowia i wilka pod choinkę. x*
Ja chętnie bym takiego dostała! xD

niedziela, 12 grudnia 2010

Rozdział V

    Stara leśniczówka znajdowała się nawet nie tak daleko od niej. Wystarczyło iść w lewo - przeciwny kierunek niż do centrum - a potem przez las po tej samej ulicy, co mieszkała i ona. Niedługo potem widać było już leśniczówkę. Pamiętała, jak zwiedzali ją, gdy była w przedszkolu. A potem stary pan McLaven zmarł i nie obrano nikogo innego na to stanowisko. Doszła tam szybko, jednak sztywnym krokiem. Była cała poddenerwowana. Po otworzeniu drzwi i zaproszeniu przez jednego z chłopców - chyba Matta - weszła od razu pytając:
  - Dobra, o co tu chodzi?
  - Spokojnie. Rozbierz się, usiądź. No chyba, że się gdzieś spieszysz. - odpowiedział Seth. Zrobiła tak jak powiedział i czekała na swoją odpowiedź.
    Postawiono przed nią szklankę z colą. Przyjrzała się twarzom tu obecnych osób. Większość była raczej zadowolona, tylko dziewczyna oparta o blat wydawała się być jakaś naburmuszona. No cóż, ona nie podejmowała przecież decyzji. Wszyscy usiedli na dwóch kanapach - w tym na tej, na której siedziała. Obok niej usiadł Seth i jak mniemała Reid. Trzech spoczęło na dużej kanapie, jakiś poważny brunet oparł się o kominek, a dziewczyna nie zmieniła swojego miejsca.
  - No dobra. To coc chcesz wiedzieć?
  - Wszystko, to chyba logiczne, prawda? - zmarszczyła brwi.
  - Ale co chcesz wiedzieć dzisiaj. "Wszystkiego" jest bardzo dużo. No, to może zacznijmy tak - jak już mówiłem jestem Seth Carter, ten idiota to Reid Smith.
  - Potrafimy się przedstawić! - przerwał obruszywszy się Reid.
  - Ty niewiele potrafisz. - odparował ze złośliwym uśmieszkiem. - Ok. Przedstawcie się. - oparł się wygodnie o kanapę, przyglądając każdemu uważnie.
  - No to ja jestem Reid. To wiedziałaś już chyba i wcześniej. - wyszczerzył się w uśmiechu. - I to mnie widziałaś przy cmentarzu, razem z nim. - wskazał podbródkiem na opartego o kominek bruneta. - Poniosło go wtedy.
  - Charlie Martin. - bąknął pod nosem.
  - A ja Matt Blake. Miło mi. - uśmiechnął się do dziewczyny tak jakoś niewinnie chłopak, który wcześniej zaprosił ją do środka.
  - Jestem Dorian Black. - przedstawił się siedzący obok Matta chłopak.
  - Jeremy Hart. - powiedział drugi chłopak z kanapy.
  - A ty się nie przedstawisz? - spytał dobitnie Seth dziewczyny o partej o blat, przerywając chwilę milczenia.
  - Mhm. Naomi Long.
  - Miło mi. Ja jestem Meg...
  - Wiemy, wiemy. Megan Forest. - przerwał jej Reid.
  - Myślę, że Megan potrafi się przedstawić. - powiedział nieco ironicznie Seth.
    Jeszcze raz przebiegła po twarzach wszystkich. Seth miał okrągłą i nieco dziecinną, ale przyjemną twarz. Jego włosy w kolorze jasnego brązu były w całkowitym nieładzie, co ładnie współgrało z zielonymi tęczówkami oczu. Jego skóra mimowolnie kojarzyła się z latem - był tak jakby ciągle opalony. Matt był typowym chłopakiem chłopakiem z sąsiedztwa. Również był szatynem, a natura obdarzyła go pięknymi, lazurowymi oczami. Charlie był wysokim (w sumie to wszyscy byli raczej wysocy) i nadzwyczaj poważnym brunetem o brązowych, niemal czarnych oczach. Chyba sierść jedynie jego oddawała kolor włosów w całej tej zgrai. Dorian natomiast obdarzony był czarną czupryną i niebieskimi, dosyć jasnymi oczami. Jeremy, oj Jeremy... Był jakiś ciągle zdezorientowany. Miał włosy w kolorze brudnego blondu i orzechowe oczy. Reid? Blondyn o brązowym i niebieskim oku. Tyle zauważyła na szybko. No i może to, że wszyscy byli raczej przystojni.
    Została jeszcze Naomi, która najwidoczniej nie pałała do niej przyjaźnią ani chęcią znajomości. Miała azjatycką urodę, ale kojarzyło jej się to również z rdzennymi mieszkańcami Ameryki. Okrągłą twarz okalały proste, czarne włosy. Była od niej nieco wyższa i miała ciemne, praktycznie czarne oczy.* Poza tym mimo bezdyskusyjnie kobiecych kształtów była bardziej jak chłopak. Ale to już zależało raczej od niej samej. Z resztą też wolała ubrania tego typu, ale jednak Jenny załamałaby się, gdyby gdzieś tak wychodziła. Albo nawet siedziała w domu.
  - Tak więc zacznijmy od tego, że jesteś wilkołakiem.
  - Żartujesz sobie? - prawie zakrztusiła się colą.
  - Zazwyczaj tak, ale nie teraz. Słuchaj dalej. Jesteś wilkołakiem i na pewno potrzebujesz przeszkolenia. Ktoś z twojej rodziny musiał być jakoś powiązany z lykantropią. Mogli to być dziadkowie, pradziadkowie, rodzice... Ale mniejsza o to. Przede wszystkim musisz bardzo panować nad swoimi emocjami. Inaczej możesz zmienić się w wilka, a lepiej jest się nie ujawniać. Z resztą nie możemy pokazać się światu, więc dla własnego dobra musisz nad sobą panować. Przez taki wybuch możesz kogoś zranić. My się tego oczywiście nauczymy. Co więcej...
  - Skąd mnie niby znacie? Może to nieco naiwne pytanie, ale...
  - Po pierwsze - spotkanie przy cmentarzu. Nikt nie wyczuł nikogo, kto mógłby nam zagrozić. A po drugie pamiętasz tego dzieciaka ze szkoły? Tego, którego złapałaś za nadgarstek?
  - No tak. Ale co to ma wspólnego?
  - To jest jedna z wilczych cech. Znaczy może nie tyle co większa zwinność, refleks i tym podobne. Chwyciłaś go bardzo szybko i raczej silnie, bo to chyba nie było na umyślnie.
  - No... No nie. A skoro przy szybkości jesteśmy. Jak to jest z bieganiem? Bo kiedy biegłam przez ;as to było to chyba bardzo szybko z tego co widziałam i w ogóle...
  - Biegamy bardzo szybko. Szczególnie, gdy całkiem oddamy się naszym instynktom. Tak samo jest z węchem i słuchem. Z resztą o dziwo również wzrok się nam poprawia. - to dlatego nie muszę mieć już okularów... - No i zmieniamy się w wilki. Im krew szlachetniejsza i bardziej pełna - tym bardziej przypominamy wilka. U nas jest deformacja typu ludzko-psie łapy, krótszy pysk i takie tam. Bardzo niewiele zostało już wilków szlachetnej krwi czy z bardzo małym procentem rozrzedzenia. Ale teraz nie musimy się tym zajmować.
  - No właśnie! Ty to tylko gadasz! - wtrącił jak widać znudzony Reid.
  - Dobrze, że nie musiałem cię do tego przygotowywać. - westchnął Seth kręcąc zrezygnowany głową. - Nie wiem co mam ci więcej powiedzieć. Jak masz jakieś pytania to mów śmiało. Jutro spotkamy się o... O której możesz?
  - Praktycznie o żadnej. W ogóle nie mieści mi się to w głowie...
  - Ale musisz przyjść, jeżeli nie chcesz nikogo skrzywdzić.
  - Hymn. - przed oczami stanęła jej scena z footballistą i Sarą. - A co zrobiliście z Mike'm? - w tym samym czasie zauważyła, że Naomi całkowicie ulotniła się z saloniku.
  - Ten czubek z lasu?
  - Tak, dokładnie.
  - Po prostu wymazaliśmy mu trochę pamięć. No wiesz, zioła, prochy, trochę magii i masz neizłą tabletkę gwałtu. Na szczęście, jesteś jeszcze za młoda na zmianę innych w wilkołaki.
  - A to tak też można? Coś jak u wampirów?
  - Taak. Tylko, że u nas rzadziej kończy się to sukcesem, a wilkołaki to wielcy, umięśnieni ludzie z wilczym pyskiem, uszami, dziwnymi szponami i sierścią. Byłem tego kiedyś świadkiem, niezbyt zachwycający widok, bo są to po prostu dzikie bestie.Trzeba je tępić, chociaż my się tym akurat nie zajmujemy. - odparł spokojnie Seth.
  - A kto się tym zajmuje?
  - Kiedyś ci opowiem. A tymczasem chyba musimy tylko odprowadzić cię do domu.
  - Ee... Sama sobie poradzę.
  - Przy okazji lepiej będziemy mogli poznać nowego członka watahy. No, może nie pójdzie z nami Naomi, ale ona już ma taki charakter po prostu, więc się nią nie przejmuj.
    Ten pomysł był naprawdę bardzo trafny. Lepiej poznała chłopaków, wymienili się numerami telefonów i pośmiali. Gdy chłopcy sprzeczali się jakiś czas między sobą, podłapała ten moment. Matt został z nią nieco z tyłu, jednak nie było mu dane zacząć jako pierwszy. Meg odezwała się, gdy tylko uznała to za odpowiednie.
  - Jak czuła się Sara? No wiesz, to jest w końcu moja stara i raczej dobra przyjaciółka.
  - Nawet całkiem nieźle. Najpierw była w szoku, ale potem zaczęliśmy rozmawiać i się jakoś uspokoiła. Jakby co to znalazłem ją w lesie, kiedy siedziała skulona i trzęsła się, więc odprowadziłem ją do domu. - wzruszyła ramionami. Wiedziała, że coś może nie tyle ukrywa co pomija, ale nie wchodziła w szczegóły.
  - Dzięki wielkie. Jutro trzeba będzie z nią pogadać... Ale pewnie tu już po niej spłynęło. Może i nie powinnam tak mówić, ale jest stosunkowo płytką praz niezadręczającą się osobą.
  - A. - mruknął chłopak pod nosem zamyślając się na chwilę. - Hmm... A tak właściwie to wiesz może skąd masz ten wilkołaczy gen?
  - Nie, nie mam pojęcia. Ale teraz na pewno będę drążyła w swojej rodzinie i próbowała się do tego dokopać. A skąd ty masz swój... Gen? - chłopak zaśmiał się krótko.
  - Właściwie to nazwałbym to raczej darem lub przekleństwem. Bo jest zarówno tym i tym. Mam go po ojcu. Ogólnie kobiety-wilki zdarzają się raczej rzadko. Możesz więc czuć się wyróżniona. - posłął jej przyjazny uśmiech.
  - Ej, idziecie? - zapytał ktoś z towarzystwa, ale wszyscy byli odwróceni. Okazało się, ze oddalili się od nich o kilka metrów.
    Dołączyli do grupy i na nowo zaczęli się nawzajem śmiać. Opowiadali sobie również głupkowate historie, zarówno z dzieciństwa jak i ogółem. Tak w ogóle to szli okrężną drogą. Zrobili sobie po prostu późno-"wieczorny" spacer przez park. Zbyt wiele to się dzisiaj nie dowiedziała, ale przecież jeszcze zdąży. Wpadła jednak na dosyć ciekawe acz przyziemne pytanie, jeżeli weźmie się to wszystko pod uwagę.
    - A tak właściwie to jak to jest, że wszyscy jesteście tak jakby... Wszędzie razem, tak w stadzie? No bo jest rodzina, przyjaciele, dziewczyna i tak dalej... Każdy musi się rozstać ze swoim życiem?
  - Bo widzisz... - zaczął dosyć ostrożnie Seth. - My jesteśmy tak jakby takim stadem wilków, które straciły lub nie chciały swojego życia. Takie wyrzutki, pozostałości. Zazwyczaj watahy tworzą się okolicami, chociaż oczywiście zdarzają się też wilki będące całkiem samotne, na odludziu. Wtedy zazwyczaj dziczeją. Może ta więź między umysłami, gdy jesteśmy wilkami - wyprzedam twoje pytanie: i tylko kiedy jesteśmy wilkami - jest czasem męcząca, ale jednak potrzebna. Poza tym gdyby żyć nie wiedząc nawet, czym się tak naprawdę jest, to... No cóż, nie jest przyjemne. Zdarzają się też wili, które kiedyś należały do watah, ale teraz są samotnikami. Są to jednak bardzo rzadkie przypadki, a szczególnie, gdy są to wilki zrównoważone psychicznie. Ale wracając do naszego stada...
  - Czekaj. Bo ja słyszałam myśli Reida i Charlie'go wtedy przy cmentarzu. Jak to możliwe?
  - Najwidoczniej nie byłaś jeszcze pogodzona ze swoim wilkiem. A teraz lepiej posłuchaj, bo nikt raczej nie będzie miał ochoty tego powtarzać.
    Seth opowiedział jej historię każdego z osobna. Miał dość swojej ogromnej rodziny. Gdzie by się nie ruszył - a biorąc pod uwagę to, że często chodziło do lasu przy willi (chociaż nazwał to normalnie "domem" to Reid wypalił, że chłopak był bogaty) - po czym zmieniał się w wilczura i biegał, nie było to zbyt przyjemne. Bardzo to lubił i nadal często robi. Wyszkolił go jego wuj, brat ojca. Ojciec coś tam w sobie miał, jednak nie mógł zmienić się w wilkołaka.
    Matt był zwykłym chłopakiem z małego miasteczka. W dniu jego trzynastych urodzin zjawił się ktoś z rodziny u niego w domu i zaczął delikatną rozmowę. Przemiana nastąpiła jednak między czternastym, a piętnastym rokiem życia. Prawie zabił swoją dziewczynę, więc zrozpaczony odszedł od stada, które było bardzo porozrzucane jeśli chodzi o jego członków. Wędrował, póki nie znalazł właśnie ich.
    Reid? Wychowany jedynie przez matkę i ojczyma. Dosyć ciężkie dzieciństwo na przedmieściach Nowego Jorku. Było tam raczej liczne stado, ale brakowało mu przestrzeni, a poza tym dobijało go ludzkie życie. Przez całe jego życie były tylko szlugi, narkotyki i alkohol co stawało się nudne, a do tego pieprzony ojczym, który zawsze wyładowywał się na nim i jego matce. Gdy chciał podciąć sobie żyły gdzieś na skraju niedużego, ogrodzonego lasu, zasadzonego tu przez jakąś szkołę, rany ciągle się zasklepiały. Znalazł jednak srebrny sztylet w kolekcji ojczyma. Zdążył wykonać jedynie delikatne nacięcia, po których zostały mu blizny, gdy go znaleźli. Leżał na ziemi wyglądając jak wariat ze stróżkami krwi płynącymi z ran pod nadgarstkiem. Mimo długich negocjacji przekabacili go na swoją stronę.
    Dorian to zwykły dzieciak z Los Angeles. Kiedyś bardzo lubiany i popularny w szkole, jednak po przemianie nieco podłamał się na psychice, ale dzięki pomocy stadu udało mu się ją odbudować na taką jak wcześniej. Jak to bywa w dużych miastach z dużymi szkołami - stracił praktycznie wszystko. I teraz dopiero wiedział jak go widzą inne. Bez wahania poszedł z tymi, którym chociaż coś zawdzięcza.
    Jeremy... Taki dosyć hmm... Opóźniony, ale przezabawny i uroczy blondyn, który mieszkał w Chicago. Jest najstarszy z nich wszystkich. Po prostu - lubi przygody, a uważał tamto życie za bardzo nudne. Tylko rutyna: szkoła, znajomi i siedzenie w domu z niby-kochającymi, ale faworyzującymi drugiego syna i córkę rodzicami. On był wpadką, a oni wyczekiwanymi dziećmi. W dodatku nie był z niczego żadnym mistrzem - był nijaki. Anie to dobre oceny, ani jakiś talent... Więc po prostu wędrował, aż w końcu poznał członków tej małej watahy, która mu się spodobała.
    Naomi to kolejny dzieciak pokrzywdzony przez los. Tylko, że ona mieszkała znowu na obrzeżach Las Vegas. Jej matka ją kochała, ale gdy miała dwanaście lat odkryła wspaniałe narkotyki, które miały uśmierzyć ból rzeczywistości. Nie dość, że miała naprawdę poważne długi u nieodpowiednich osób to wpadła w jeszcze większy hazard. Gdy pewnego dnia dorwali dłużniczkę oszpecili ją i okaleczyli. Potem przedawkowała narkotyki, a Naomi z mieszanką wściekłości i rozpaczy - do których się z resztą nie przyznała - zmieniła się po prostu w wilka i zaczęła biec. Biegła tak długo, aż łapy zaczęły jej krwawić. Niem zdążył dobrać się do niej pewien wampir odnalazł ją Reid i przywołała tropiące krwiopijce stado.
    Charlie... Bardzo ciekawy przypadek. Nie pamięta nic sprzed swojej przemiany, jedyne co wiedział to to, że ma na imię Charlie Martin i to tylko dzięki pękniętemu dowodowi osobistemu, który leżał pośród strzępów ubrania. Zmieniał się coraz częściej i dziczał. Zdziczał do tego stopnia, że nie dałoby się tego odwrócić. Pewne nieznajome wilki chciały go zabić, jednak Seth się nie zgodził. Po bardzo długim czasie Charlie został niemal cudem ucywilizowany.
    Dokładnie było tak z kolejnością: Seth spotkał Michaela - którego teraz w stadzie nie ma - potem był Matt, Reid, a niedługo po nim Jeremy. Naomi i tak jakby najmłodszy do tej pory Dorian doszli już po odejściu Michaela. Przy kolejnym spotkaniu z Michaelem doszedł Charlie. Znaczy obecnie teraz ona jest na końcu w stadzie, ale to już swoją drogą. Spuściła wzrok i wpatrywała się w swoje buty.
   - Wow, a ja myślałam, że mam ciężko ze "szczęśliwym" rozwodem. - mruknęła pod nosem. Podniosła głowę ku górze i spojrzała w bok. - Tutaj mieszkam. Więc... - podniosła, a potem opuściła rękę nieco bezwładnie przez co dosyć głośno klepnęła się w udo. - Więc chyba do jutra. Zadzwonię kiedy tylko będę mogła się tym zająć.
    Pożegnała się ze wszystkimi i weszła do domu. Bez większej zwłoki powędrowała na górę. Siadając na łóżku znowu pożałowała, że nie ma z nią już Deno. Zazwyczaj, gdy kiedy chciała nad czymś głęboko porozmyślać, siadała z nim na łóżku i bawiła się szorstką sierścią zwierzaka. On leżał wtedy spokojnie, a zajęcie rąk pomagało jej w rozmyślaniach. Na nowo napłynęły jej do oczu łzy. Zacisnęła powieki, by znów nie płakać nad ukochanym pupilem. Przebrała się w piżamy i wsunęła pod kołdrę. Rozmyślała bardzo długo, aż w końcu oczy same się zamknęły, a umysł odpłynął.


                                         ______________________________


*Tak jak mówiłam mogą pokazać się bonusy. Miałam drobny problem z opisaniem Naomi, więc wzorowałam się mniej więcej na tym zdjęciu. Było to pisane z pamięci, więc nie spodziewajcie się cudów. (;
http://i51.tinypic.com/2wr3h2v.jpg