piątek, 28 stycznia 2011

Rozdział IX.

    Drzwi się otworzyły. Właśnie prześlizgiwała się po drewnianej podłodze i razem z Reidem śmiała do rozpuku z tegoż właśnie ślizgu. W drzwiach wejściowych stała reszta sfory. Patrzyli wpierw na nią, potem na chłopaka, a potem na nowo na wilka i wnętrze leśniczówki. Przyglądali się im tępo. Wilkołaczyca stopniowo się uspakajała, jednak chłopakowi kładącemu się ze śmiechu na kanapie niezbyt to wychodziło. Pierwszy odezwał się Dorian.
  - Co tu się działo?
    Wilczyca rozejrzała się dookoła. Cóż... Salono-kuchnia nie wyglądała zbyt dobrze. Krzesła, różne ozdoby i tym podobne leżały porozrzucane po podłodze. Poza tym roztrzaskały się ze dwa talerze i szklanka. Dywan wyglądał jakby był cienkim materiałem, który ktoś podwiną - bynajmniej jej się to tak skojarzyło, bo wyglądał jak rzucona na ziemię wstążka. Trochę sporo rzeczy się poprzewracało, podłoga zaliczyła parę rys pazurów, jak można się było tego spodziewać. Ogólnie wyszło z tego małe pobojowisko. W sumie nie jest tak źle... No, aż tak źle. Charlie podszedł do nieco wyszczerbionej wazy. Bynajmniej nie wyszczerbiła się sama. Chłopak zrobił taka żałosna minę, ze obudziło się w niej poczucie winy. Brunet przeklinał i to dosyć głośno - swoją droga nie tylko po angielsku...
  - Wy idioci! To waza z pierwszej połowy dziewiętnastego wieku! A wiedziałem, żeby tu jej nie stawiać! - był naprawdę wściekły, a to tylko kawałek z całej litanii. Wziął wazę i przytuliwszy ją do siebie udał się do piwnicy. Zauważyła, że głaszcze zabytek i szepcze do niego jakby uspakajał małe dziecko. - Już nie skrzywdzą cie te dzikusy. Obiecuje, nie po to tyle zbierałem. Taak. Spokojnie, już nic ci nie grozi. - wszyscy wgapiali się w plecy bruneta zszokowani, nim nie zniknął za drzwiami.
  - Doobra. Więc co tu się stało? - jako pierwszy otrząsnął się Seth.
  - Ee... Wypełnialiśmy sobie czas. - odparł powoli Reid.
  - Ta, to zauważyłem. A dokładniej?
  - No... - podrapał się po głowie. - Chyba nie wiem jak to wytłumaczyć.
  - Meg? - Seth przeszył ją wzrokiem. Wilk zaskamlał cicho. Alfa westchnął. - Wiedziałem, że to był zły pomysł, żebyście poszli razem.
  - Ej! - oburzył się Reid, który stał już obok białego wilka.
  - Co? Taka prawda. - znowu westchnął. - Posprzątajmy tu... Aha, Megan - podniosła niepewnie wzrok na szatyna. - pogadamy później, kiedy już się zmienisz. Mamy coś do obgadania.
    Gdy wchodził Matt rzuciła mu tak zimne spojrzenie, ze chyba piekło mogłoby zamarznąć. Spojrzał na dziewczynę skruszony i przeszedł dalej. Wszyscy sprzątali (za wyjątkiem Charlie'ego, który zaszył się gdzieś w piwnicy) powstały przez nią i Reida bałagan. Pomagała, ile mogła. Kiedy już zapanował porządek - nawet większy, niż zazwyczaj - zabrali się za robienie oraz konsumowanie kanapek. Zostały tylko te zrobione specjalnie dla Charlie'ego, który nie chciał przyjść po jedzenie. Na dworze było już naprawdę ciemno. Gdy leżała w zamyśleniu odezwał się doń nie kto inny, jak Seth.
  - Sprawdź, czy możesz się już zmienić. Za pierwszym razem może nie wyjść. - poradził na co odpowiedziała kiwnięciem głowy.
    Udawszy się do pokoju przymknęła drzwi - nie pytajcie jak ona to zrobiła. Spróbowała się przemienić. Nic się nie stało. Tym razem bardziej się do tego przyłożyła. Przemiana trwała dłużej niż zwykle, ale nie bolało bardzo. Otoczyła ja niebieską poświata i nagle stała się tą samą, raczej drobna dziewczyną. Bolało dopiero, gdy stała się już człowiekiem. Ubrawszy się w "ubranie awaryjne", które zostawiła tu w razie stracenia wcześniejszych poprzez przemianę. Wyszła z pokoju rozczesując palcami skołtunione włosy.
  - Widzę, że się udało. - stwierdził Seth z lekkim uśmiechem. Wszyscy chłopcy, a nawet Naomi oglądali jakiś mecz.
  - Tak... Wiesz, chyba muszę kogoś przeprosić... Zaraz wracam.
  - Tak, przydałoby się. Potem musimy pogadać... - chłopak był jakby spięty.
  - Jasne. - rzuciła krótko.
    Chwyciła talerz z kanapkami dla chłopaka i z lekkim wahaniem nacisnęła na klamkę drzwi prowadzących do piwnicy. Na dole panowała cisza. Gdy ujrzała chłopaka siedział pochylony nad jedną z jakichś starych książek. Waza stała tuż obok niego na spracowanym stoliku. Nie podniósł na nią wzroku, chociaż z pewnością wiedział o jej przybyciu. Przełknęła dosyć głośno ślinę. Zbyt głośno. To miejsce wydawało się tym razem takie mroczne i.. No cóż, straszne. Nie wiedziała jak ma się zachować. Wzięła głęboki wdech i postanowiła się odezwać.
  - Charlie...
  - Nie nauczyli Cię pukać? - rzucił ozięble.
  - Ja... Ja przepraszam. Przyniosłam ci kanapki. - postawiła talerz na małym, drewnianym stoliku. - Proszę, nie gniewaj się. To były wygłupy i to bardzo głupie... - gratulacje za złożenie zdania, Megan!
  - Jakoś zauważyłem. - podniósł na nią w końcu wzrok, marszcząc przy tym brwi.
  - Obiecuje, że ci ją odkupię.
  - Bardzo ciekawe jak. Wszystkie zostały już wykupione - trzy trafiły do muzeum, a dwie do prywatnych kolekcjonerów. Nie licząc mojej. Miałem ja odkąd straciłem pamięć, jedna z moich własnych, pierwszych rzeczy.
  - Charlie... - spojrzała na niego wzrokiem dosłownie zbitego psa. - Naprawdę przepraszam. Przecież wiesz, że też szanuję sztukę. To przypadkowo...
  - Dobra. Niech ci będzie. - mruknął pod nosem sięgając po kanapkę.
  - Czyli przejmujesz moje przeprosiny?
  - Mhm.
  - Dzięki! - rzuciła się mu uradowana na szyję i cmoknęła w policzek.
  - Megan, ja jem. - mruknął nieco niewyraźnie.
  - A, no tak. Sorki. I smacznego. A nie idziesz na górę? Seth chce o czymś ze mną pogadać... - właśnie, tylko o czym?
  - Zjem i przyjdę. - odpowiedział spokojnie brunet.
  - Ok, to nie przeszkadzam. - stwierdziła z uśmiechem, odwracając się w stronę schodów.
  - Megan... - powiedział z westchnieniem odkładając na chwile kanapkę.
  - Hm? - mruknęła, odwracając się do chłopaka.
  - Nie denerwuj się podczas tej rozmowy. Zaraz tam będę.
  - Och... No dobrze. - stwierdziła zmieszana wychodząc z piwnicy.
  - I jak? - powiedział ktoś z salonu. Było wiadome, ze i tak ich usłyszy.
  - Przyjął przeprosiny i zaraz tu przyjdzie. - oświadczyła oficjalnie, a w jej głosie słychać było ulgę.
  - Ok, zaczekamy. - odparł Seth.
    Dorian przesunął się, by zrobić dla niej miejsce. Posłał jej przy tym krzepiący uśmiech, którego szczerze mówiąc nie rozumiała. Zaraz potem dołączył do nich Charlie. Usiadł obok i przyjrzał się dokładnie jej twarzy, gdy nie patrzyła. Ale ona i tak wiedziała, że tak się stało. Przyciszyli telewizor, a wszystkie oczy zwróciły się w jej kierunku. Nienawidziła być w centrum uwagi. Czuła się wtedy bardzo skrępowana i w ogóle... Z reszta czy kogoś to dziwiło, jeżeli wzięło się po uwagę jej charakter? W końcu odezwał się Seth. Mówił bardzo spokojnie, roztropnie dobierając słowa. O co tu chodzi, do jasnej cholery?
  - Widzisz Megan... Znasz pojęcie o znalezieniu tej "jedynej osoby", prawda?
  - Tak, znam... Ale o co chodzi?
  - Bo widzisz, znaczna cześć istot nadnaturalnych czują to o wiele mocniej. Ludzie potrafią bez tego przeżyć, a z nami jest o wiele gorzej... Nie to, że się nie da, ale jest bardzo ciężko.
  - Seth, zaczynasz mnie przerażać. - wybełkotała, bawiąc się rękawem bluzki.
  - Rozumiem. - stwierdził z jakby gorzkim uśmiechem. - Więc ta miłość potrafi trwać w sumie przez wieki. Może być tych "miłości" więcej, ale dopiero po śmierci tej, która trwa obecnie. Bynajmniej nigdy się tak nie zdarzyło. Chce ci wytłumaczyć położenie tych osób - tylko mi nie przerywaj, ok? - kiwnęła na zgodę głowa. - Taka wieź połączyła najprawdopodobniej Matta i Sarę... Nie wiemy, czy na pewno, ale raczej właśnie tak się stało. Wilkołlaki czują to bardzo mocno - swoją droga wampiry również, ale u nas dochodzi do tego wilcza natura, a wilki znajdują sobie partnerów na całe życie. Ludzie zaś... Odczuwają to raczej jak zwykłe zakochanie. Tylko takie mocniejsze. No, sama wiesz o co chodzi. Dlatego twoja przyjaciółka i on tak do siebie lgnął. Bynajmniej Matt. Em... Meg, dobrze się czujesz? - zapytał zaniepokojony wpatrując się w jej bladą twarz.
  - Tak... Znaczy nie! To nie jest fair! - wrzasnęła nieco płaczliwie.
    Wlepiła wzrok w swoje kolana. Nie! To są jakieś głupie żarty! Ja się na to nie zgadzam!! Poczuła jak ktoś obejmuje ją pomocnym ramieniem, a jeszcze inna osoba krzepiąco łapie jej prawą dłoń. Ze zdziwieniem zauważyła, ze jej rękę ściska ten kamienny Charlie, a pomocnym ramieniem objął ja siedzący po lewej Dorian. Była im za to bardzo wdzięczna, ale chyba niewiele jej to pomogło. Miejsca, które stykaŁy się z jej przyjaciółmi (wreszcie się do tego przyznała) nieco piekły po przemianie, ale nie zwracała na to większej uwagi. Bała się... Bała się przebywać w towarzystwie Sary, a miała dopuścić do niej wilkołaka jako partnera? O, sorry "chłopaka". Pff... Matt patrzył na nią tak... tak przepraszająco.
  - Wiem, ze ciężko jest ci to zaakceptować. - powiedział już nieco ciszej Seth.
  - Nie. - powiedziała słabo. - Ja nie mogę tego zaakceptować. Ciągle coś się dzieje, ja... Mam tego dość. - szepnęła zrezygnowana.
  - Megan... - zaczął Seth, ale przerwała mu Naomi.
  - Mówiłam, że jest za słaba. Ona nie nadaje się na wilkołaka. Za parę miesięcy, może rok jeśli dobrze pójdzie, siądzie jej psychika. A wiesz przecież, co dzieje się z upadłymi wilkami. Poza tym...
  - Naomi, skończ.
  - Mowie prawdę. Poza tym...
  - Naomi, kazałem ci skończyć! - warknął zirytowany Seth. Po części mówił to wszystko jako Alfa, ale widać, że w normalnym stadzie nie mógłby być Alfą. Może raczej nie teraz, bo w przyszłości - bardzo prawdopodobne, ze objąłby to stanowisko. Obecnie był jednak za młody, zbyt mało doświadczony. Zbyt bardzo targały nim emocje.
  - Wiecie... Może ja już pójdę. Chciałabym trochę pobyć sama. Wiecie, przemyśleć to. - bąkneła pod nosem.
  - Odprowadzić cię? - zapytał Dorian uprzejmie.
  - Nie, dzięki... Wiesz, sama się przejdę. - założyła płaszczyk i wyszła z leśniczówki. Musiała być blada jak ściana. Usłyszała z domku głos Naomi - czuły słuch to w końcu jeden z atutów wilkołaków.
  - Czasami mnie naprawdę dobijacie. Przecież, wiem dlaczego tak przy niej skaczecie. Lecicie na nią. Ja rozumiem te wilcze hormony i w ogóle... Ale opanujcie się trochę. Jeżeli będziecie traktować ją jak jajko, to możecie jeszcze szybciej rozstać się ze swoją miłością. Byłam w dosyć dużej watasze przed dołączeniem do was, widziałam wilka, który miał dziewięć lat... Był zmieniony. Wcześniej przebywał w malutkiej sforze, gdzie każdy się o niego troszczył. Zgłupiał. Wilki z Las Vegas się nim zajęły... Widziałam jeszcze dwie podobne sytuacje, wiec wiem co mówię. Zastanówcie się nad tym. - usłyszała trzaśniecie drzwi w małej leśniczówce.
    Odeszła zrezygnowana. Miała w głowie pełno myśli, które się tam już nie mieściły. Nie miała już na to siły. Wszystko coraz bardziej się komplikowało. W ciągu kilku tygodni przeszła przemianę w wilkołaka, kiedy już biegała na czterech łapach w jej głowie siedziało siedem osób, a w jej najlepszej przyjaciółce, która znała od dziecka, zakochał się wilkołak z jej sfory! Paranoja. Jednym słowem. Usłyszała, ze ktoś za nią biegnie. Kiedy tylko wciągnęła głęboko powietrze wiedziała już, kto za nią podąża. I wcale jej się to nie podobało.
  - Megan! - krzyknął Matt łapiąc ją za rękę. - Proszę, zaczekaj.
  - Czego chcesz? - syknęła jadowicie.
  - Ja... Przepraszam. Nie chciałem zakochiwać się w Sarze. To nie jest moja wina... Ale naprawdę ją kocham. Szczerze i najmocniej jak dotychczas, chociaż już coś podobnego przeżyłem. Naprawdę ją kocham.
  - Gdybyś ja kochał, to nie dopuściłbyś do waszego spotkania. A jeżeli już, to zostawiłbyś ją póki czas. Teraz zostaw mnie. Chcę sama pospacerować.
  - Taa. Uważałem Cię za kogoś delikatnego i czułego, a okazuje się, ze świetnie ranisz. - rzucił sucho.
  - Matt... Taka prawda. Co mam niby zrobić? Nie chce, żeby coś stało się Sarze. - czemu ona zawsze musi czuć się czemuś winna?
  - Ale ja to rozumiem. Słyszałaś co mówiła Naomi po twoim wyjściu, prawda? - kiwnęła potakująco głowa. Ona też chciała zmienić temat. - To dlatego, ze wilczyce są dosyć rzadkie. Dziwne, że w ogóle mamy jakąś w stadzie - a tymczasem mamy dwie! Chociaż Naomi jest uważana bardziej jako za normalnego członka stada. Mimo wszystko i tak każdy z nas nie dałby jej skrzywdzić, instynktownie. A kiedy dołączyłaś ty... My zaczęliśmy trochę wariować.
  - Może przejdź do sedna, dobrze? - była ciekawa, ale jego towarzystwo jej nie pasowało.
  - Uspokój się i słuchaj. - rzucił lodowato. Pierwszy raz słyszała, by Matt mówił jako dominujący wilk. Natychmiast ucichła. - Po prostu buzują nam hormony. Czujemy do Ciebie pociąg. Znaczy na mnie działa to najmniej, bo kocham w końcu Sarę. Jeremy i Charlie tez nie są, aż tak podatni. Wiesz, Jeremy ma swój świat, a Charlie... Jest chyba dosyć stary, szczerze powiedziawszy. I poważny. Przez jego charakter nie działa to tak mocno, jak na innych. Gorzej z Sethem, Dorianem i Reidem.
  - W sensie, że... Oni się we mnie zadurzyli? - wydusiła, patrząc na niego ogłupiała. Litości!
  - Zauroczyli, tak chyba lepiej. Tym bardziej, że nie jesteś z nikim w oficjalnym związku.
  - Wiesz co? Mam już tego dość... A właśnie, Naomi też na was tak działa?
  - Już mówiłem - nie do końca. Naomi jest traktowana bardziej jako... Jako samiec. Działa na nas tylko malutka cząstka tego dziwacznego połączenia. Po części to jej zachowanie i wygląd, ale nie wiemy również dlaczego tak jest. Chociaż tak jak mówiłem: każdy z nas będzie bronić jej własnym ciałem.
  - To jest naprawdę ponad moje siły. Dzięki, że mi to wytłumaczyłeś, ale miedzy nami nadal nie jest do końca ok. Nie wiem, może to się zmieni, ale na razie mój umysł tego nie pojmuje.
  - Rozumiem. No to do zobaczenia. - doszli pod jej dom, więc zaczęła otwierać furtkę. Zatrzymała się jednak na chwilę.
  - Matt... - powiedziała cicho.
  - Słucham?
  - Zamierzasz jej powiedzieć?
  - Z czasem pewnie tak... A jak mi pomożesz, to też się nie obrażę. W końcu znasz ją lepiej. - posłał Meg ten swój firmowy uśmiech.
  - Racja. Nie podlega wątpliwości, że trzeba powiedzieć z kim się wiąże... To dobranoc. - i zaraz jej nie było.
    Krótka rozmowa z matka, przekąska w kuchni i wieczorna toaleta. Tym razem brała jednak gorąca, rozluźniająca kąpiel w wielkiej wannie. Zastanawiała się nad tym, czego dzisiaj się dowiedziała. Zaraz jej myśli przeszły jednak na zupełnie inny tor... Ten jedyny... Ciekawe jaki miałby być. Wysoki, przystojny... Śliczne oczy. To z wyglądu. A charakter? Chyba sprzeczny. Trochę podobnie jak ja. - z tym podobnymi myślami ułożyła się w łóżku, tym razem w ciszy. Nie włączała muzyki, wolała pomyśleć. Tym bardziej, że były to myśli raczej przyjemne. Nie zdało się to jednak na zbyt wiele, bo zaraz ulotniła się w objęcia Piaskowego Dziadka.


                                         ______________________________


Ten rozdział niezbyt mi się podoba. Za wszelkie błędy przepraszam, starałam się to pozmieniać, ale może nieraz zabraknąć polskich znaków lub zdania będą nieco nieskładne... Cóż, przesłałam rozdziały z IPoda, a tak nie zawsze się to poprawiało. Mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział ujdzie. Do tego jestem wymęczona, nie czuję się najlepiej, a wczoraj miałam w szkolę choinkę, na którą musiałam przebrać się za emo, do tego od wczorajszego wieczoru jestem strasznie wkurzona (to chyba najlepsze określenie, by nie użyć wulgaryzmu), chociaż już mi nieco lepiej. Cóż, już nie gadam, a pozdrawiam. (;

niedziela, 23 stycznia 2011

Rozdział VIII.

    Niewiele myśląc zrzuciła z siebie płaszczyk, spodnie i koszulkę po czym zmieniła się w wilka. Potrwało to dłużej niżby chciała, ale z czasem nie zawsze da się wygrać. Właśnie. Ruszyła biegiem w kierunku głosów. Ciesz się, że masz przyjaciółkę wilkołaczycę o dobrym słuchu. - wpadło jej nieco egoistycznie do głowy, kiedy dobiegała do małego zaułka między jakimiś nieprzyjemnymi budynkami z cegły i kamieni. Warcząc wyskoczyła, by zmierzyć się z przeciwnikiem. Zamarła. Sara stała pod ścianą trzęsąc się i szlochając, ale to nie ona przyciągnęła uwagę Megan.
    Głowę zwrócił w jej kierunku mężczyzna w wieku jakichś ponad dwudziestu pięciu lat. Był dosyć pociągający i przystojny, chociaż niezbyt umięśniony. Był zarazem pociągający jak i odrzucający. Na jego głowie osadzone były włosy w kolorze bardzo ciemnego błota. Twarz ozdobiona jednodniowym zarostem i... Wielkimi, białymi, ostrymi jak brzytwa kłami. Wadera potrząsnęła głową, po czym zaczęła na nowo głośno warczeć. Zbliżała się do przeciwnika wolno, chciała o po części wypłoszyć. Nie byłą pewna co ma w tej chwili zrobić. Mężczyzna odwrócił się do niej niezauważalnie. Nie spodziewała się tego, zdecydowanie.
  - Widzę, że w tej mieścinie czeka mnie jednak sporo zabawy. - stwierdził wskakując na kamienny budynek i znikając w mroku nocy. Powiodła zdziwionym wzrokiem za mężczyzną, ale zaraz zwróciła go na dziewczynę przyciśniętą do muru.
  - Czym... - zająknęła się cicho.
    Nim niedoszła ofiara zdążyła coś więcej powiedzieć, wilczyca już zerwała się do ucieczki. Chwyciła rozrzucone po ziemi ubrania, które o dziwo nadal tam były. Przecież leżał na samym środku chodnika! No tak - to Vallent. Ludzie zazwyczaj nie wychylają nawet nosa za drzwi, najwyżej przyklejają się do szyby. Zmiana nie zajęła jej już zbyt długo. Chwyciła torbę i biegłą w kierunku domu. Nie miała zamiaru spotykać tego mężczyzny, a Sarą najwidoczniej nie miał zamiaru się zajmować. Wyjęła telefon z kieszeni spodni i odnalazła numer Alfy.
  - Seth?
  - Tak Megan? Coś się stało? - chyba miał zamiar za chwilę położyć się spać czy coś, ale głos miał stosunkowo trzeźwy. No tak, wilkołaki potrzebują więcej snu.
  - Wiesz, bo może panikuję, ale Sarę chyba napadł... - zebrała się w sobie i głośno zaczerpnęła powietrza. Słyszała natarczywe pytania Matta po drugiej stronie. - Wampir.
  - Jesteś pewna?
  - Chyba... Drapieżny, pociągający, a zarazem odrzucający... Kły... Chciałam wam tylko o tym powiedzieć. Jak najszybciej.
  - Dzięki. Lepiej wróć prosto do domu. Ktoś od nas pójdzie po Sarę, powiedz tylko gdzie jesteś. Aha i nie zapraszaj go do domu. Choćby nie wiem co. A teraz podaj adres, żeby móc znaleźć Sarę. - podała mu nazwę ulicy i usłyszała tylko trzask drzwi w tle.
  - Dzięki i przepraszam za tą porę.
  - Nie ma sprawy. Dobranoc.
  - Dobranoc.
    Teraz pewnie wszyscy siedzą i wypytują się o szczegóły, chociaż i tak wszystko dobrze słyszeli. Brak prywatności u wilkołaków był dosyć irytujący. Doszła do domu jak najszybciej się dało. Jenny tylko upomniała córkę, by bardziej zwracała uwagę na zegarek i sama się położyła. Ona była już przyzwyczajona do długich pobytów u Sary. W człapała się na górę, ale postanowiła jeszcze zajść do matki przed snem.
  - Mamo...
  - Tak skarbie?
  - Nie zapraszaj nikogo bezpośrednio do domu, dobrze?
  - Ale o co chodzi?
  - Po prostu mnie podsłuchaj. I... Staraj się wracać przed zmrokiem. Aha, weź to. - podała jej ładny, srebrny krzyżyk ze sporej szkatułki.
  - No dobrze, niech ci będzie. Ale zaczynasz zachowywać się ostatnio bardziej jak matka niż córka. - stwierdziła niezadowolona Jen.
  - No wiesz, to nic osobistego. - wyszczerzyła się złośliwie. - Dobranoc.
  - Dobranoc.
    Już spokojnie wzięła szybki prysznic po czym ułożyła się wygodnie na łóżku. Nie zapowiadało się to dla niej zbyt dobrze. Nie chciała jednak o tym rozmyślać. Napisała Sarze SMS-a czy wróciła do domu. Opowiedziała, że tak i musi jej coś opowiedzieć. W dodatku spotkała Matta. Oznaczało to, że wszystko z nią w porządku. Nim ciężkie powieki opadły do snu przypomniała sobie cytat jednej ze starych ksiąg Charlie'ego. Brzmiał on: "Im wampir milszy, tym niebezpieczniejszy. Wampiry są to stworzenia z gruntu złe - nie należy im ufać.".

    Rozespana wstała z łóżka jeszcze przed budzikiem. Nie mogła zasnąć, spoczywała w letargu zaledwie dwie godziny. Niby nic takiego się nie wydarzyło, ale jednak... Nareszcie piątek. Ten utęskniony jak cholera dzień. Miała dzisiaj osiem lekcji... Ale jeżeli zerwie się z dodatkowego francuskiego, to nic się nie stanie, prawda? W końcu półtorej godziny więcej odpoczynku w domu. Wzięła relaksujący prysznic po czym wzięła się za suszenie długich włosów. Sięgały już prawie do pasa. Mimo wszystko jakoś nie miała ochoty wybierać się do fryzjera. Chociaż fakt, były bardzo uciążliwe, a do tego teraz o wiele szybciej jej odrastały. Wyszła z łazienki już nieco bardziej rozbudzona niż zwykle. Zauważyła, że na jej telefonie jest zaległy SMS. Nadawcą był Seth.
  "W szkole musimy pogadać o wczorajszym. To ważne"
    Przeczytawszy wiadomość prychnęła. Oczywiście, że to ważne. Dobrze o tym wiedziała. Inaczej z resztą nie napisałby tak wcześnie. Ubrała się w jasne rurki, żółtą koszulkę z jakimś nadrukiem i czarny sweterek, w którym podwinęła do łokci rękawy. Całkiem podobał jej się ten strój. Włosy wyprostowała, mając na to jeszcze sporo czasu. Spięła wsuwkami chwilami bardzo irytującą czuprynę na czubku głowy. I była gotowa. Mimo wszystko po jakichś trzech godzinach, jeśli dobrze pójdzie włosy zaczną lekko się zawijać.
    Chociaż niechętnie, zjadła jednego tosta dla uszczęśliwienia Jenny i wypiła szklankę świeżo wyciskanego soku pomarańczowego. Najlepsze, co może być. Pożegnawszy się z matką chwyciła torbę i co? Zapewne spóźniłaby się, gdyby nie jej wilcza cecha, która objawiała się po części nawet w ludzkiej postaci - szybkość. Zauważyła, że jej mieśnie stały się nieco bardziej wyraziste odkąd biegała na czterech śnieżnych łapach. Miała tylko nadzieję, że nie będzie wyglądała jak kulturysta. Jakoś nie wyobrażała sobie siebie z wielkimi barami. W każdym bądź razie szybciej niż przeciętny człowiek, ale nie tak, że świat dookoła się rozmazywał. Raczej w tempie mistrza świata. Tak, to chyba dobre określenie. Wpadła do szkoły dwie minuty przed dzwonkiem.Taa, ja wstałam wcześniej. Westchnęła z ulgą i udała się po klasę, a mijając stado umówiła się na następną przerwę.
    Lekcja minęła gładko. Tym razem nie była taka senna jak zwykle, chociaż zerwała większość wczorajszej nocy. Sara ciągle trajkotała, że musi jej coś opowiedzieć. No, łatwe do zgadnięcia. Szczególnie jak było się tego światkiem. Umówiły się na lunch. Gdy tylko zabrzmiał dzwonek zniknęła z klasy. Może wyszła nieco zbyt szybko... A, mniejsza już o to. Na korytarzu zaraz pojawiła się sfora. Przeszli jak najbardziej na bok, by nikt ich nie usłyszał. I tak pewnie uznaliby ich za czubków. Streściła im pokrótce swoją historię. Tym razem również Naomi stała z nimi, słuchając uważnie. Wydawała się... Zadowolona. Przystąpiła do dokładnego opisu głównego bohatera całej akcji.
  - Był taki... Dziwny. Potem lepiej przypomniałam sobie jego wygląd. Był blady, ale czy jakoś strasznie to nie odpowiem - dochodziło mało światła i był ubrany w ciemne kolory. Włosy miał zdecydowanie ciemne, coś pod brąz. Oczy... - zamyśliła się na chwilę. - Dosłownie iskrzyły się w cieniu. Zoobiły sie tak bardzo jasne i... Miały szkarłatne obwódki. Całe przekrwione. A potem jakby znormalniały, stały się bodajże brązowe. Aha i mimo, że były przy tym ataku takie jasne to źrenice tak jakby pobłyskiwały taką czerwienią... Nie wiem jak to opisać. Nie umiem lepiej. Aha i powiedział coś w stylu, że będzie miał sporo zabwy.
  - Myślę, że to był wampir... - powiedział po dłuższym czasie Seth.
    Chociaż tego nie wiedziała, mimowolnie czekała na jego odpowiedź. Tak jak z resztą inni członkowie stada. Przeczuwała, że spotkał już kiedyś wampira. Sama nie wiedziała skąd - po prostu wiedziała. Kiedy szła w kierunku klasy dołączył do niej Matt. - no tak, miał z nią teraz lekcje. On i Forian. A co gorsza również Sara. No super...
  - Hej, Meg. Em... Nie nie stało się Sarze? No wiesz, wampiry nie są najprzyjemniejsze.
  - Posłuchaj Matt. - rzuciła gwałtownie się zatrzymując. Dorian rzucił jej porozumiewawcze, a zarazem pokrzepiające spojrzenie po czym poszedł pod klasę. Po drodze zaczepiły go jakieś dziewczyny, z którymi chętnie rozmawiał. - Nie chce wciągać w to Sary. - powiedziała w reszcie. - Lepiej tego nie robić. Po pierwsze ma dosyć kłapczącą gębę, łatwo może coś wychlapać, a po drugie może jej się coś stać. Ludzie nie powinni o takich rzeczach wiedzieć. W ogóle jest tysiące różnych powodów! Także proszę cię - odpieprz się od niej za przeproszeniem. - w jej głosie słychać było coś żałosnego oraz wściekłego.
    Praktycznie warczała. W sumie to warczała coraz głośniej gardłowym głosem. Matt skulił się nieco, chociaż był raczej na wysokiej pozycji w stadzie. Spojrzała na nią przepraszająco, tak ulegle. Czuła, że zaraz chyba wybuchnie. Dorian zauważył to, więc po przeproszeniu dziewczyn podszedł do dwójki szybkim krokiem.
  - Meg, spokojnie. Nic się nie stało. Ten gość po mojej prawej stronie jest po prostu zbyt opiekuńczy. Chodź, usiądź. Weź kilka głębokich wdechów i wydechów. - chłopak chciał załagodzić sytuacje, nawet mu to w sumie wyszło. Miał coś takiego w sobie... Ale, jednak nie.
    Posadzona nieco przy użyciu siły zaczęła się uspokajać. Rozluźniła spięte w twarde liny mięśnie i wzięła kilka głębokich oddechów. Musiało to wyglądać dosyć dziwnie, ale prawdopodobnie wielki, dziwaczny wilk na środku korytarza byłby jeszcze dziwniejszy. I niebezpieczny, bo zdenerwowany. Na końcu rozluźniła szczękę i palce. Z zaciskania uporczywie pięści pobielały jej kłykcie, a w skórze porobiły się od paznokci małe ranki. Westchnęła. Dobrze, że chociaż Sara się gdzieś zapodziała. Dorian właśnie kazał Mattowi oddalić się gestem.
  - Zostań. - mruknęła do szatyna. - Dzięki, Dorian. Biały wilk wywołałby pewnie ciekawy popłoch na korytarzu.
  - Nie wątpię. Zawsze do usług. - uśmiechnął się dosłownie uroczo.
    We trójkę poszli do klasy. Zauważyła, że oprócz grupki dziewczyn, która otoczyła wcześniej Doriana - były swoją drogą w większości cheerleaderkami - nikt ich nie widział. Pewnie uznają ją po prostu za chorą psychicznie. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę jej dziwactwa, których było całkiem sporo. Sara dziwnie na nią spojrzała, gdy weszła do klasy w towarzystwie Matta i Doriana. Jednak była obok... Ciekawe, czy widziała? Kiedy Megan zauważyła malujący się na twarzy Matta uśmiech zawarczała tak cicho, by usłyszały ją jedynie wilkołaki.
    Usiadła w ławce przy przyjaciółce i wyjęła książki. Sara podpytywała się jej o co z tym chodziło, ale odparła jej, że lepiej by było, gdyby tego nie wiedziała. Czuła jej zazdrość. Dosłownie nosem oraz całym ciałem - to od niej po prostu biło. Starała się przez całą lekcje jak najbardziej uspokoić, wyciszyć. Wcale nie podobało jej się zainteresowanie sobą Sary i Matta. Czego on od niej chciał? Ją mogła zrozumieć: Matt był przystojny, dobrze zbudowany, posiadał ten zwierzęcy magnetyzm (w dosłownym znaczeniu), ale co wilkołak mógł widzieć w takiej dziewczynie jak Sara? Nie miała kompletnie pojęcia. Może chciał ją podenerwować czy coś... Westchnęła ciężko.
    Lekcje, lekcje i kolejne lekcje... Nie ma to jak szkoła, nie? Lunch również do fajnych nie należał, bo Sara drążyła temat drugiej lekcji. Przypomniała jej o opowieści, którą już pewnie dawno przygotowała. Znowu szykowało się siedzenie z miną po tytułem "ja nic nie wiem, ale fakt, nieźle". Sara jednak zaczerwieniła się. Przez chwilę nie chciała powiedzieć o co chodzi, ale się złamała - jak zwykle - dzięki czemu zaczęła opowiadać o wczorajszym przeżyciu i własnych przemyśleniach.
  - Wiesz gdzie jest ta ślepa uliczka między budynkami, prawda? Spanikowałam i weszła w nią, gdy jakiś koleś się we mnie wlampiał i dotrzymywał kroku po drugiej stronie chodnika. Tak, jakby ktoś mi doradził tam wejść... Taki mały, szepczący głosik. Wiesz o czym mówię. No i tam wlazłam. Facet podszedł wolno w tym samym kierunku. I wiesz co zrobił? Wysunął kły! Jak jakiś wampir normalnie! I kiedy tak do mnie podchodził wyleciał biały wilk. Widziałam go już. Z pewnością. Nie wiem gdzie, ale wiem, że mi kiedyś pomógł. W każdym bądź razie wampir uciekł. Po prostu jakby skoczył w powietrze i znikł. Potem wilk uciekł. Obok przechodził Matt i odprowadził mnie do domu. I wiesz... - dodała ciszej, wyraźnie się rumieniąc. - Myślę, że ten wilk nade mną czuwa. Ratuje mnie. Może to głupie, ale tak uważam. Poza tym ten wilk był taki dziwny... Trochę jak te, o których kiedyś mówiłaś. Trzeba to zbadać, nie sądzisz?
  - Nie, nie sądzę, Saro. Słyszałam o jakichś wyciekach gazu w okolicy od dłuższego czasu, mama mi o nich mówiła... To pewnie przez to. - tak, nie wymyśliła niczego lepszego. Jak w jakiejś głupkowatej kreskówce. Kątem oka dostrzegła głupie miny sfory - jak zwykle podsłuchiwali.
  - Serio? - spytała zainteresowana Sara.
  - Tak, naprawdę. Wiesz jacy są ci "naukowcy". - cóż, Sara nigdy w nich nie wierzyła. Tym lepiej dla mnie.
  - No racja. Ale nie jesteś ciekawa? Zawsze byłaś! - ale w ramach norm, kochana. Poza tym się nie interesuj lepiej!
  - Nie widzę tu nic ciekawego. - no i uratował ją dzwonek na lekcje. - Spotkamy się później.
  - Ok, ale dzisiaj jadę do ciotki w odwiedziny.
  - Nie ma sprawy. Coś tam wymyślimy. - posłała jej miły uśmiech.
  - No dobra. Pa!
    Oczywiście nim zdążyła coś powiedzieć Sary już nie było. Z westchnieniem udała się na kolejną lekcję. Ale zaraz... Fajnie, że mamy razem lekcje. Wymamrotała coś niezrozumiałego po nosem. Dopiero potem zrozumiała, dlaczego Sara tak szybko uciekła. Zauważyła, że stoi na parkingu z Mattem. Cholera jasna! Co za idioci! Przecież im mówiłam! Zaczęła cicho warczeć. Wiedziała, że przemiana zbliża się nieuchronnie. Było już po dzwonku - swoją drogą to bardzo dobrze zważając na to, że zmieniała się w wilkołaka. O wiele groźniejszego niż zwykły, głodny na dokładkę wilk. Ktoś wziął ją pod ramię i wyciągnął na dwór. Matt patrzył w tamtą stronę blady. Ona już się przemieniała.
    Twarz zmieniała jej się w pysk. Traciła rysy. Ręce i nogi przybierały zupełnie inny kształt. Była wściekła. Nie wiedziała nawet kto ciągnie ją do lasu za szkoła. Przemiana była bardzo bolesna. Czuła jak w jej ciele wszystko się zmienia. Ktoś rzucił ją na ziemię, a reszta otoczyła kołem. Część ubrań zerwała, a reszta po prostu na niej pękała. Po przemianie nawet nie myślała. Warcząc zwróciła się do stojących w kole ludzi.
    Stali tam wszyscy członkowie watahy p za wyjątkiem Matta, oczywiście. Wszyscy znosili łatwo jej wzrok. Stopniowo zaczęła rozumieć, a zarazem przestawała warczeć. Była sama. Jedna na szóstkę wilkołaków, które ją okrążyły. Była w pułapce. Musiała się przezwyciężyć. Wymagało to od niej bardzo wiele, ale spuściła łeb i odwróciła spojrzenie ciemnych oczu. Coraz bardziej dochodziło do niej zrozumienie. Zrozumienie całej sytuacji. Poniosło ją. Przemieniła się. Dała zniewolić wilkowi. Spojrzał już w większości rozumnym wzrokiem na Setha i chicho zapiszczała.
  - Teraz będziesz wilkiem przez parę godzin. Pewnie do wieczora zdążysz wrócić do ludzkiej postaci. - nie przemawiał do niej Seth, lecz Alfa. Tym razem zwrócił się do reszty. - Ja nie mogę dzisiaj z nią zostać... Ktoś chętny? - każdy się wahał. Ha, ha oni boją się wagarów! Jedynie Naomi miała inny cel - nienawidziła jej. Tylko... Czemu?
  - Ja pójdę. - odezwał się Reid. - Została mi dzisiaj godzina, bo Małpia Morda zachorowała. Nic straconego... - stwierdził rzucając wilczycy zawadiackie spojrzenie. Oo nie.
  - Dobrze. Ona i tak nie ma w sobie wiele dominacji... - mruknął Seth, wyraźnie ugryzł się w język. Co on ukrywa? Przymknęła oczy w małe szparki. Po chwili dodał krótko: - Do klas. - przy czym wykonywał zabawne ruchy rękoma.
    Odprowadzili stado wzrokiem, póki wszyscy nie weszli do budynku. Reid poprosił, - a raczej nakazał. - żeby zaczekała, a on weźmie ich ubrania wierzchnie. Obecnie ona jednak była opatulona w białe futro, którego pozazdrościłaby jej nie jedna kobieta. Blondyn wrócił już po chwili, wcześniej wykłócając się trochę z woźną. Cały Reid. Wybuchowy, a tuż po niej najsłabsze ogniwo... Chociaż cholernie dominujące ogniwo. Po przemianie był niewiele większy od niej, nawet Dorian nieco przewyższał go w kłębie, a tym bardziej w klatce piersiowej. Szła obok niego posłusznie, kiedy klepał bez większego sensu. Taa... Może ktoś pomyśli, że jestem mieszańcem wilczarza irlandzkiego z husky'm?
  - Ej, musimy nauczyć się jakoś porozumiewać. Co nie? Trzeba nauczyć cię ogólnie powarkiwań, dziwne, że sama z siebie tego nie potrafisz. - zaszczekała na tak, puszczając ostatnie zdanie niby mimo uszu. Tak naprawdę zastanawiała się nad jego znaczeniem. - Ale tak się nie da! Hej, a może będziesz skakała po literach i tworzyła słowa? - posłała mu wzrok pod tytułem "Are you fucking kidding me?"*. - Oj, nie narzekaj.
    Paplał jeszcze dłuższy czas. Czemu to miało służyć? Chyba się chłopakowi nudziło. Na końcu zdecydował, że on będzie zadawała pytania, a ona kiwała na tak lub nie. Też sobie wymyślił. Jednak dowiedziała się, że jago przemiana w wilka mogłaby źle na nią podziałać. A tego raczej nie miała ochoty sprawdzać. Dlatego też jakoś musieli sobie radzić. Reid zadawała milion pytań mających w zamiarze dowiedzieć się czegoś więcej o niej. Zaczęło się niewinnie, aż przechodził coraz głębiej.
  - Lubisz czytać książki, nie? - kiwnęła na tak. - Ee, nie rozumiem jak można to lubić. Przecież to jest nudne! - zawarczała ostrzegawczo. Mogła się z nim trochę pobawić. - Oj, dobra. Twoi rodzice się rozwiedli? - tak. - Trochę przykre. A bujasz się w kimś? - nie no, padła. Ten to ma wyczucie. Posłała mu lodowate spojrzenie. - No co, ciekaw jestem! To jesteś w kimś zakochana, czy nie? - nie. - A. Wiesz co, gdybyś wyglądała bardziej jak pies albo chociaż bardziej jak wilk, to poszlibyśmy do parku się pobawić. Wiesz, frisbee, sport i tak dalej.
    Nie no, proszę was. Bez takich. Nie mógł z nią iść ktoś inny? Ten człowiek ma naprawdę chore pomysły. Już Jeremy'ego, by chyba wolała ze swoimi co najmniej dziwnymi przemyśleniami. Ale niee. Nikt nie chce z nią iść. Oczywiście tylko Reid szuka jakichś nowych zdarzeń. Popchnęła chłopaka, aż upadł na pożółkłe, stare liście. Podniósł się szybko i otrzepał.
  - E, suczka - przegiął! - uważaj sobie. To nowa kurtka. Trochę za nią zabuliłem, wiesz?
    Na pohybel oparła się swoimi wielkimi łapami o jego klatkę piersiową, patrząc przez chwilę niemal uwodzicielsko. Polizała go przeciągle po praktycznie całej połówce twarzy. No cóż, język też miała spory. Zaraz potem opadła zgrabnie na ziemię, zostawiając na kurtce ciemne odciski łap. Nieważne, że kurtka była szaro-granatowa - ubłocone łapy świetnie dały sobie radę z zostawieniem śladów na ciemnym materiale. Reid jęknął.
  - Megan! Wielkie dzięki, wiesz? Nie ma to jak mieć nienaturalnie wielkie ślady łap na kurtce. Ale przynajmniej wiem, ze mnie lubisz.
    Patrzyła przez chwilę w szoku na blondyna. Że...? Parsknęła śmiechem - jako tako - rzucając się przy okazji na ziemię. Tarzała się chwilę nie mogąc powstrzymać. Już ona widzi swoje plecy po tym błocie. Ale jego wyraz twarzy, jak dziecko, które dostało lizaka - bezcenne. W końcu się opanowała. Otrzepawszy się ruszyła dalej przed siebie z głupawym wyrazem "twarzy". No co? Nie mogła się powstrzymać...
  - No wiesz? Ale wredna jesteś! Przecież wiem, że dziewczyny mnie kochają. - rzucił teatralnie poprawiając włosy.
    Zwierzyła go uważnym wzrokiem. Nie mogła powiedzieć, że był brzydki. Blondyn, całkiem ładna twarz i te oczy... Ale to był Reid. W środku wcale nie był taki niepozorny. Zamerdała wesoło ogonem wystawiając na wierzch różowy język. Otarła się o jego nogę niczym kot. Zamrugała filuternie, ale już po chwili zakrztusiła się śmiechem. Nie wytrzymała. Tym razem szczerze, spojrzała na chłopaka przepraszającym wzrokiem.
  - Już dobra, rozumiem. Ale nie znasz moich możliwości. Zobaczysz, prędzej czy później wylądujemy gdzieś na randce. - wyszczerzyła się w głupkowatym uśmiechu. Odpowiedziała pobłażliwym spojrzeniem i wzruszyła barkami. Szli tak dalej, zadając sobie przy tym pytania. A raczej on zadawał, ona odpowiadała. Nagle blondyn zatrzymał się i spojrzał na nią uważnie. Wyjątkowo był poważny.
  - Pokażę ci coś, jeśli obiecasz, że nikomu o tym nie powiesz. Obiecujesz? - przytaknęła w pełni szczera. - Chodź. - rzucił i skręcił gdzieś w las.
    Szli jakiś czas, póki las się nie skończył. Przynajmniej w tym miejscu, bo nadal byli otoczeni lasem w pewnym odstępie. Dokładniej miejsce to było po prostu skarpą otoczoną lasem. Pod nimi znajdowało się dosyć głębokie jezioro. Wiedziała gdzie są, ale nigdy nie była w dokładnie tym miejscu. Często robiono nad tym jeziorem imprezy czy inne tego typu rzeczy. Jezioro nosiło nazwę Jezioro Larsona. Dziwnie, ale nikt się nigdy nie czepiał. Miejsce było naprawdę ładne - porośnięta trawą skarpa, otoczona lasem, ale w taki sposób, że tworzyła półokrąg. Po dokładnych oględzinach spojrzała na towarzysza.
  - Tutaj przychodzę jak chcę w spokoju pomyśleć. No, sama wiesz. Ale chodźmy już Zgłodniałem. Nadal uważasz mnie za pustaka? - spojrzała na Reida i uśmiechnęła się na tyle, na ile pozwalał jej psi, czy raczej wilczy pysk. Wrócili do niedużego domku już w większej ciszy, ale blondyn nadal klepał co jakiś czas swoje.
    Znajdując się już w leśniczówce wytarł jej łapy - tak, jakby dbali o czystość. Pff. - i razem robili kanapki. Znaczy bardziej on robił, ona ewentualnie mu coś podkradała. A z resztą, nieważne. Na tyle ile mogła to pomagała. Blondyn zjadł swoje kanapki nim ona zdążyła dobrze się usadowić. Chyba tej umiejętności szybkiego jedzenia nigdy nie posiądzie. Patrzyła na twarz chłopaka uważnie. Oho, ma jakiś popaprany pomysł.
  - Ej! Zjedz to, żebyś się zbytnio nie wkurzyła. Będę ci rzucać chipsy! - ludzie, proszę was... - O, o! O te! One takie okrągłe są... No wiesz, te orzechowe. Szybko kończ kanapkę.
    Zjadła kanapkę specjalnie wolno, by zdenerwować towarzysza. Ułożyła się potem przed telewizorem, zamykając oczy. Coś trafiło ją w głowę, tuż przy uchu. Otworzywszy z irytacją jedno oko zauważyła rzucającego w nią Reida. Krzyknął, by wstała i pokazała jak szybka jest. Kolejny chrupek, który leciał w jej stronę został skonsumowany. Obnażyła białe, wielkie kły dla upomnienia chłopaka. On naprawdę chce mieć w domu rozwścieczoną wilczycę! Skończyło się jednak na tym, że latała po całym salonie, połączonym praktycznie z kuchnią i łapała lecące w powietrzu chrupki. Nagle drzwi wejściowe się otworzyły.


                                         ______________________________


* - przedawkowałam komixxy w tamtym okresie i nie mogłam się powstrzymać... xD

Tak, tak! Dałam radę! :P Co prawda nie przepisałam ćwiczenia, czy jak to nasza nauczycielka mówi "ćwiczeniówki" z fizyki, ale i tak mi się nie chciało... Nie lubię fizyki. Jakby interesowało mnie z jaką prędkością coś podnoszę, pff... No nic. Niedługo skończą się rozdziały pisane na IPodzie, cieszcie się, gdyż będą - mam nadzieję - nieco bardziej rozbudowane, ogólnie trochę lepsze. Swoją drogą kiedy macie ferie? Ja muszę się męczyć do ostatniego terminu... :{

środa, 12 stycznia 2011

Rozdział VII

    Następne dni nie szły tak gładko. Nauczyciele irytowali, musiała się bardzo pilnować, by nie rozszarpać któremuś gardła. Ludzie patrzyli na nią jakoś tak dziwnie. Mike opowiadał swoim kumplom, jak to rzuciła się na niego puma - ta, jasne. Wilk jest straszny, wilk jest zły... Ale jak widać nie zrobiłby takiego wrażenia jak wielki kot. W ogóle skąd on sobie te pumę wymyślił? Idiota. Do tego rodzice: jej patki praktycznie nie było, a ojciec jak to ojciec - pieprzony pracoholik, który nie przejmuje się zbytnio niczym i nikim, tak naprawdę. Strasznie drażliwa się zrobiła. I jeszcze Sara... Ech, szkoda gadać. Męczyła ją cały czas, gdy tylko się spotkały. Tak jak na przykład teraz.
  - Hej Meg! - nie zwróciła na nią uwagi z zamierzeniem, oczywiście. - Megan! Zatrzymaj się albo zrobię coś wstydliwego i głupiego dla twojej osoby.
  - Tak, Saro? - rzuciła niechętnie z widocznym na twarzy grymasem.
  - Dlaczego mnie unikasz?!
  - Bo mnie męczysz. - wywarczała z irytacją przez zęby. Aż dziw, że nie było to takie prawdziwe, wilcze warczenie.
  - Wielkie dzięki, wiesz? Ale mnie się tak łatwo nie pozbędziesz. - Ta, domyśliłam się.
  - Więc o co chodzi?- spytała, wzdychając zrezygnowana.
  - Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać? Przecież ja już wiem, że zadajesz się z tą nową grupą. Znaczy, może już nie nową, ale wiesz o co mi chodzi. Nawet nas sobie nie przedstawiłaś!
  - Wiesz... Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł, uwierz.
  - Ale dlaczego?
  - Po prostu mi zaufaj, dobrze?
  - Ale...
  - Zaufaj mi. - przerwała jej natychmiast.
  - Nienawidzę cię za tą siłę przekonywania, która na mnie działa, Meg. - westchnęła jakby znacznie osłabiona. - Spotkamy się dzisiaj?
  - Nie mogę...
  - Ostatnio nigdy nie masz czasu! Wiesz kiedy się ostatnio widziałyśmy poza szkołą? Dawno!
  - Saro, naprawdę nie mogę... Chyba, że wpadnę do ciebie wieczorem. Ale nie gwarantuję podobieństwa do żywej istoty.
  - Spoko. To o której?
  - Hmm... Siódma?
  - Aż tak późno...?
  - Niestety. Pasuje ci?
  - Niech będzie. To do zobaczenia! - rzuciła cmokając ją delikatnie w policzek.
    Westchnęła cicho po czym ruszyła w drogę powrotną do domu. Bardzo źle się czuła z tym, że tak oddala się od swojej najlepszej, a zarazem jedynej przyjaciółki. Co miała jednak zrobić? Powiedzieć jej, że zmienia się w wilka, a tak na marginesie "nowi" są tacy sami? Chciałaby być z nią w stu procentach szczera, ale nie mogła... Cóż zrobić? Chwile jej samotnych rozmyślań nie trwały zbyt długo.
  - Hej, Meg! - nie no, proszę was. Naprawdę muszę? - Nie zaczekasz?
  - Taa... Cześć wam. - bąknęła.
    No tak, jak zwykle musieli do niej dołączyć. Nie mogli raz sobie darować? Nieprawdę nie miała siły po prostu na nic, zły humor i tak dalej. Poczekała, aż znajomi do niej dołączą. Szli w jej kierunku wszyscy chłopcy ze sfory - no oczywiście, bo oczywiście nie przepadały za sobą z Naomi. Ona jej nie lubi - albo gorzej - więc nikt nie będzie za nikim chodził na klęczkach, prawda? Seth najwidoczniej zauważył jej niezadowolenie i zmarnowanie, więc zmarszczył lekko brwi oraz odezwał się jako pierwszy.
  - Chyba potrzebujesz odpoczynku.
  - No wow, co ty nie powiesz. - burknęła gniewnie.
  - W sumie nie jest źle z twoim wilkiem... Zrób sobie dzień czy dwa wolne.
  - Naprawdę? Dzięki... Po prostu już nie nadążam. Ale dzisiaj i tak do was wpadnę - ktoś obiad ugotować i pomóc w lekcjach musi.
  - Ej! Odczep się, na kanapkach też da się przeżyć! - zaoponował Reid.
  - Jaasne. Obiecałam, więc nie ma co gadać. I tak do was przyjdę. Wyjątkowo nawet mam już wypracowanie, więc chętnie wam pomogę. I nawet nie próbujcie, bo przecież i tak ze mną nie wygracie.
  - Fakt, opór jest u ciebie wiecznie obecny. - rzucił zgryźliwie Seth, ale już nikt nie narzekał.
    Jak zwykle została odprowadzona praktycznie pod drzwi. Uwaga, bo zaraz się przewali. W sumie oni i tak mieli po drodze, więc dla jej przyjaciół nie było to właściwie większą różnicą. No właśnie... Pytanie tylko: czy byli to jej prawdziwi przyjaciele? Może zajęli się nią z przymusu - w sumie to, to na pewno - oraz dla nowego jako takiego członka wzmacniającego ich watahę? Nie, raczej nie. Byli szczerzy, poza tym siedziała w ich głowach. Zaraz po umyciu rąk ruszyła do lodówki. Przyzwyczaiła się do tego, że jako wilkołak je tyle ile jadła w przeszłości jako człowiek, przez tydzień. No cóż...
    Zajęła się swoimi sprawami. Jenny nadal była w pracy, więc siedziała w domu sama. Jak z resztą zazwyczaj. Jednak nie czuła się już tak samotna. W końcu kiedy biegała na czterech łapach miała w głowie siedem różnych osób. Codziennie również miała ćwiczenia odnośnie swej wilczej natury. Seth stwierdził, że miała już całkiem nieźle opanowaną samokontrolę, przyłączył się do nich również Dorian. Była wybuchowa, to fakt, ale tylko kiedy ktoś ją bardzo zdenerwował. Nim zdążyła się obejrzeć już musiała wychodzić. Doszła na miejsce stosunkowo szybko.
    Nawet nie pukając weszła do środka. I tak pewnie wiedzieli, że przyszła. Słuch i węch swoje przecież robią. Okna z resztą też. Przywitała się ze wszystkimi wesoło. Humor jej się poprawił, a oni właśnie jedli kanapki. No normalne! Usiadła na kanapie i gawędząc poczekała, aż ktoś powie coś na temat dzisiejszego dnia. W końcu Seth odezwał się z ociąganiem.
  - Wiesz Megan, dzisiaj miałaś mieć lekcję o dominacji z Naomi...
  - Tak? To się nudzić nie będę... A wy przegłodniejecie. - Wraz z humorem, wróciła chęć na treningi.
  - Nie musisz mieć z nią tej lekcji, jeśli nie chcesz. Nikt nie będzie was kontrolować. Widzisz, to dosyć niebezpieczne zważywszy na to, że Naomi była do tej pory jedyną wilczycą w stadzie. Mógłbym to zrobić niby ja, ale zostałem wybrany Alfą. - podrapał się zastanawiając po głowie. - No i... To by nie było zbyt dobre. Reid może i zgrywa ważniaka, ale nie jest dość dominujący by przejąć tą pozycję. Tak samo z jego siłą. - blondyn rzucił mu groźne spojrzenie. - A z racji, że wilczycom ciężko zdobyć jakąś pozycję w hierarchii, nie należą zazwyczaj do zbyt przyjemnych, gdy się już wdrożą we wszystko związane ze stadem. Naomi ma w watasze swoją reputację, a druga samica jest jej potencjalnym przeciwnikiem. I... No, przyjemnie nie będzie. A jest to potrzebne, jeżeli spotkasz innego wilkołaka.
  - Spokojnie. Jakoś przeżyję tą lekcję. - chłopak spojrzał na nią wdzięcznie, ale również ostrzegawczo. - Gdzie znajduje się Naomi?
  - Pewnie wkurza się na jakiegoś chwasta. - mruknął od niechcenia Reid. - Zaprowadzę cię. Jak chcesz to możesz się już zmienić.
    Machnął w powietrzu leniwie ręką. W odpowiedzi kiwnęła głową i ruszyła do łazienki. Postanowiła tam się przemienić. Zdjęła ubranie, schowała je do plecaka i przybrała postać wilka. Cieszyła się, że nastąpiło to dosyć szybko. Już wyobrażała sobie przemianę pod wpływem pełni. Brr. Przeszedł ją zimny dreszcz. Oparła się wielkimi łapami o klamkę i chwyciwszy w zęby plecak wyszła z łazienki. Spojrzała po zebranych niezbyt wiedząc co ze zrobić ze swoim dobytkiem.
  - Daj to. - mrugnął do niej Matt z lekkim uśmiechem. Podała plecak bez większej zabawy - no, tylko jeden zwód. Wydała z siebie dźwięk, który miał być złośliwym chichotem.
  - Poradzi sobie. - stwierdził Matt, a Seth skinął z uśmiechem głową.
  - Już się tak nie zachwycajcie, chodź Megan. Czeka cię starcie z Naomi.
    Reid wstał, otworzył drzwi i poprowadził wilczycę w odpowiednim kierunku. Szła posłusznie przy nodze chłopaka, wsłuchując się w dźwięki nocy. Dzięki swej wilczej naturze, która złączyła się z nią zaledwie kilka dni temu jeszcze bardziej pokochała tę porę doby. Noc może była po części straszna, bo ciemna, niezbadana... Ale przynajmniej cicha. Poczuła zapach piżma, leśnych owoców, lawendy, no, ogólnie lasu i... Jak sądziła magii. Czyli w skrócie zwęszyła zapach wilkołaka, a dokładniej Naomi. Po chwili wyszli na kolejną polankę. Ta była natarczywie zamykana przez rosnące dookoła drzewa i krzewy. Po środku stał wyraźnie niezadowolony wilk.
    Naomi pod wilczą postacią była szara, ale bardzo ciemna na grzbiecie i pysku. Była od niej zdecydowanie większa. Z jej ciemnych oczu wyzierała wrogość. Zawarczała ostrzegawczo, gdy usłyszała myśli dziewczyny - jak sądziła. No tak, nie była w końcu sama w swojej głowie, na czas obecny. Reid również odpowiedział gardłowym warkotem, przez który przeszedł ją lekki dreszcz. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do tych wszystkich wilczych cech, chociaż podeszła do tego bardzo lekko.
  - Nie daj się zagiąć. - mruknął jej do ucha chłopak i poklepał krzepiąco po barku, nim odszedł.
    Ustała naprzeciwko Naomi i przyglądała jej się chwilę. Po pytaniu co będą robić, na które nie dostała odpowiedzi wpatrywały się w siebie długo i intensywnie. Nie lubiła, gdy ktoś się jej przyglądał. Spuściła niechętnie wzrok. Usłyszała w głowie tryumfalny śmiech, a zaraz potem wilczyca zaczęła z niej szydzić.
  Jesteś delikatna jak dziecko z tego co widzę. A do tego strasznie ludzka. Nie potrafisz powalczyć o dominację nawet na głupie spojrzenia!
  Cóż, wystawiłaś do walki osobę, która nic o tym nie wiedziała. Gratulacje. Widzę, że miałabym z tobą większych problemów. - w sumie nie była tego pewna, ale aż tak łatwo się nie podda. Naomi nastroszyła się i zawarczała przeszywająco. Wilczyca przyjęła to ze stoickim spokojem. - Więc teraz lepiej powiedz, co mam stąd wynieść. - jej "nauczycielka" prychnęła z pogardą.
  Na razie wystarczy, że zajmiemy się walką na spojrzenia - którą i tak przegrasz. Czyli, że nie musimy przechodzić dalej. Dla ciebie to raczej dobrze. Nie zmuszaj się do walki, bo wtedy jedynie prowokujesz przeciwnika.
  Naomi, odrzuć swoje złośliwości. Ja naprawdę chcę coś z tego wynieść. A więc powiedz mi o co w tym wszystkim chodzi.
  Taa... Chodzi o walkę dotyczącą miejsca w hierarchii. Walka na spojrzenia nie jest trudna i powiedzmy... Że jest najbezpieczniejsza. Tak walczysz nawet z ludźmi, chociaż o tym nie wiesz. Instynktownie wzrok opuści ten, kto czuje, że nie wygra. Potem to już tylko ewentualne walki typu "rękoczyny". Ale to się dzieje raczej tylko kiedy znajdą się dwa bardzo dominujące wilki, które ową dominacją są na podobnym poziomie. Ogólnie u nas przedstawia się to tak: Seth jest Alfą, Matt to jego Drugi, Jeremy Trzeci - jest bardzo dominujący, ale powiedzmy, że również... rozkojarzony. To on powinien być Drugi, albo i Alfą, gdyby posiadał jakieś logiczne myślenie nie od wielkiego dzwonu, a tak trzecia pozycja zaspokaja jego dominującego wilka - Reid chociaż przez swoją fizyczną powłokę dużo nie naskacze, ma bardzo silną dominację, której nie można lekceważyć. Na piątym miejscu znajduje się Charlie, któremu zbytnio na tym nie zależy. Inaczej mógłby dojść nieco dalej. Potem jestem niby ja, ale z Charlie'em jesteśmy praktycznie na tym samym poziomie, jeżeli piąty ma coś do roboty zazwyczaj ja się tym zajmuję. Dorian jest najmłodszy wiekowo, niedawno dobił szesnastu lat, a jego wilk jest raczej... Milusi.
- skrzywiła się w niesmaku. - Tak już po prostu ma, no chyba, że wraz z jego wiekiem coś się zmieni. Także oczywiste jest, że ty znajdujesz się na ostatnim miejscu. I z tego co widzę już tak pozostanie.
    To musiała koniecznie zapamiętać - ogólnie działało to również na inne drapieżniki. A przez "TO" rozumie, że chodzi o dominację, walkę na spojrznia. Nie wiedziała w sumie jakie "inne" drapieżniki mogłyby na nią czyhać jeżeli o zmiennokształtnych chodzi, ale znając jej szczęście, niedługo się tego dowie. Pogadały jeszcze trochę, aż w końcu stoczyły kolejną walkę na spojrzenia. Żadna się nie ugięła - chociaż to Naomi prawdziwie walczyła, a Meg nie chciała dać sobą pomiatać, więc również trzymała wzrok. Obydwie właśnie szykowały się do skoku, kiedy przeszkodziła im przemiana niedaleko nich. Nadal jednak zaciekle warczały i kłapały na siebie szczękami. Na nowo miały rzucić się sobie do gardeł, gdy między nimi wpadł Seth i Jeremy w stosunkowo groźnych pozach.
  Nie. - rzucił dobitnie Seth.
    Nie spodziewała się tego. Odwróciła wzrok czując się winna. Spojrzała na Jeremy'ego, któremu przypadła akurat Naomi. Może nie przyjęła tak uległej pozy jak ona, ale zdecydowanie uniżyła się przed silniejszym i bardziej dominującym samcem. Mimo niedużej ilości członków w ich stadzie każdy znał dobrze swoje miejsce. Zerknęła na świdrującego ją natarczywie wilka. Zaskomlała zarówno smutno, jak i z irytacją.
  Już wiem, nie patrz tak na mnie. - żachnęła się nieco buńczucznie.
    Umilkła z narzekaniami natychmiast, gdy zrozumiała jak głupio postąpiła.Przecie nie rzuca się przywódcy w tak beznadziejnej sytuacji. Na nowo przeniosła wzrok na Jeremy'ego i Naomi. On stał już rozluźniony i spoglądający w górę. Jego myśli nie dało się po prostu rozpracować, były zbyt... Dziwne. Naomi stała prawie zgrzytając zębami ze złości. W końcu rysy Setha złagodniały, a mięśnie przestały być aż tak napięte.
  Rozumiem, ze walczycie o dominację, ale bądźcie bardziej ostrożne. To nie należy do przyjemnych dla nikogo. Nie lubię pokazywać się Alfą, jasne? A teraz już lepiej chodźcie do leśniczówki.
  Ja zostaję.
- zaoponowała Naomi. - Chcę pobiegać.
  Ta, jasne. Niech ci będzie. Chodźcie.
- mruknął i ruszył w odpowiednim kierunku.
  Przepraszam. - bąknęła cicho Megan. Seth odwrócił do niej błyskawicznie, jednak teraz wyglądał łagodnie.
  Meg, ale to jest normalne. Skoro żadna z was nie spuściła wzroku to taka kolej rzeczy.
  Ale Seth, ja specjalnie nie spuściłam wzroku.-
przyznała z grymasem. Wiedziała, że Naomi ją słyszy, ale jakoś niezbyt ją to interesowało.
  Przynajmniej wiemy, że masz sporo samozaparcia. A teraz koniec tematu, ok? Miałaś nam pomóc napisać wypracowanie z angielskiego. - rzucił figlarnie. W jego myślach wyczuła jednak coś nieco niepokojącego.
  Obiecałam i obietnicy dotrzymam! - odparła hardo. Wiedziała, że nikt od niej tego nie wymagał, ale obietnic zawsze dotrzymywała. Poza tym chciała im pomóc.
    Gdy weszła do domku po prostu chwyciła w zęby plecak z miejsca wskazanego przez Matta. Przemieniła się w łazience i wślizgnęła pod prysznic polecany jej przez Setha. Naciągnęła na siebie ubrania i rozczesała dosyć skołtunione włosy. Gdy wyszła z łazienki każdy siedział już na swoim miejscu - nie wiedziała czemu siedzieli zawsze na tych samych miejscach, jeżeli o odrabianie lekcji chodzi. Pomogła im jak mogła, ale musiała spieszyć się do Sary. Jej też coś dzisiaj obiecała. Pożegnała się ze znajomymi i pośpiesznie wyszła z leśniczówki. Ktoś chciał ją odprowadzić, ale odmówiła i kazała siedzieć przy wypracowaniu. Po drodze związała włosy w kucyk uznawszy, że muszą być mimo wszystko w nie najlepszym stanie.
    Idąc napawała się nocą. Czy już wspominała, że ją kochała? Zastanawiała się nad wszystkimi wydarzeniami z tych zaledwie niespełna dwóch tygodni. Jak mogło się przez ten czas tyle wydarzyć? No jak? A zawsze prowadziła takie spokojne życie... Kilka imprez, nawet nie mniej niż przeciętny nastolatek, książki i parę przykrości na przełomie niewielkiej ilości lat. Odegnała od siebie błyskawicznie te myśli. Nim zdążyła się obejrzeć już stała pod domem Sary. Zadzwoniła do drzwi zabawnym - jej zdaniem - dzwonkiem. Natychmiast ktoś jej otworzył. Ktoś, czyli Sara.
  - Meg! Nareszcie jesteś. Spóźniałaś się. - powiedziała z wyrzutem.
  - Naprawdę? - spytała głupio, zerkając na zegarek. - Fakt. Dwadzieścia minut. Nie lubię się spóźniać. - wymamrotała niezadowolona. Sara zachichotała.
  - Oto i moja Megan w całej okazałości!
  - Jaka "twoja Megan"? Przecież jestem taka jak zawsze.
  - Nie powiedziałabym... Ale chodź na górę. - pociągnęła przyjaciółkę w kierunku schodów. Nie opierała się jej, jak można się tego domyślić.
    Sara pokój miała ładnie urządzony, ale wszechobecny chaos psuł efekt ładnych mebli i całej reszty. Ściany pokoju pomalowane były na lekki fiolet, a meble były w tymże samym kolorze tylko o wiele ciemniejszym odcieniu z drewnianymi dodatkami. W pokoju znajdowało się wielkie, narożne łóżko, jeszcze większa szafa, biurko z komputerem, szafka na szpargały i druga szafeczka ze sporym telewizorem. Tak z grubsza to wyglądało z tym, że wszędzie wisiały jakieś ciuchy, a po puszystym dywanie walały się książki i zeszyty.
  - Nie umiesz utrzymać porządku, prawda? - zagadnęła złośliwie Megan.
  - Nie, to zbyt męczące. - wyszczerzyła się w głupim uśmiechu przyjaciółka. Zwaliła na ziemię ubrania ze skrawka łóżka i poklepała pofałdowany materiał. - Siadaj, nie krępuj się. Musisz mi koniecznie opowiedzieć o tej "grupie". Chce już zacząć akcję Matt. - Meg jęknęła.
  - Wiesz, nie wydaje mi się to odpowiednie. Matt to miły chłopak, ale... Lepiej trzymaj się od niego z daleka. Od niego i całej reszty. Zaufaj mi. Wiem po sobie... - westchnęła cicho, gdy już wypowiedziała szeptem ostatnie zdanie.
  - Co? Biorą coś? Meg, narkotyzujesz się?!
  - Nie, nie! Nie oto chodzi. Ale... Po prostu mi zaufaj. Wiesz, że ja mam zawsze rację.
  - Ale o co chodzi, że wiesz po sobie? Chodziłaś z nim? - biedna, prosta Sara.
  - Nie, nie chodziłam z żadnym z nich. Chodzi o to, że... Nie potrafię tego wytłumaczyć. Przepraszam. - westchnęła zrezygnowana. - Nie mogę. Nie miej mi tego za złe, dobrze?
  - Megan...
  - Proszę. - przerwała jęk przyjaciółki.
  - Niech ci będzie. Zawsze stawiasz na swoim, wiesz?
  - Wiem. - posłała jej blady uśmiech.
    Gawędziły długi czas, aż odezwała się jej komórka. Dzwoniła Jenny przypominając o godzinie, która nastała. Było w pół do dwunastej. Jenny zawsze zbyt bardzo się o nią martwiła, chociaż również dawała "luzy". Dokończyły jeszcze zaczęty temat, a potem, chociaż niechętnie, zwlekły się łóżka na dół. Sara stwierdziła, że ją odprowadzi. Zgodziła się acz miała inne plany - no cóż.
    Przez całą drogę kiedy była odprowadzana, Sara klepała jej swoje dyrdymały. Ona patrzyła przez cały czas (no zgadnijcie, no zgadnijcie na co. Oczywiście) na księżyc. Tylko co któreś słowo potakiwała i tak dalej. Rozstały się tam gdzie zawsze, czyli przy blokach. Były w tym niedużym mieście tylko jedne, więc każdy wiedział gdzie się znajdują. Wracała do domu w ciszy. Nie uszła jednak siedmiu kroków, a usłyszała wrzask, ciche prośby i obrzydliwy śmiech. Kto prosił? Ano oczywiście, że Sara!
    Jedyna myśl jaka przyszła jej wtedy do głowy: cholera.


                                         ______________________________


Taak, wiem. Ostatnio całkiem nie miałam czasu, po świętach zabrakło mi nieco internetu, sylwester był nawet udany, więc... Przepraszam, ale obiecuję się poprawić. Kombinowałam i może uda mi się przesłać na swojego maila wszystkie rozdziały, wtedy je poprawię i będę wstawiać bardziej systematycznie, a także pisać resztę na komputerze - co mam nadzieję uda się poprawić opowiadanie. Ostatnio stwierdziłam, że jest strasznie takie... Na odwal się jakby, chociaż tak nie jest, ale tak to wygląda. A Megan to taka ciota niemota... Niemal jak ja. A, właśnie - można dodawać spokojnie komentarze jako Anonim (dzięki wielkie JULY, czekam gorąco na rozdział! [dead-affection.blogspot.com  <-- zdecydowanie polecam]). No to tak jak mówiłam, postaram się poprawiać bardziej rozdziały niż tylko tak w ciągu pisania i przede wszystkim dodawać szybciej coś nowego.
Rozdział dedykuję JULY, której jeszcze raz dziękuję, bo kocham Jej opowiadanie - Lee, Willa, Luisa i całą resztę! Ona chyba niestety tego nie czyta, ale co mi tam? Poza tym również chcę zadedykować tenże rozdział (niestety musisz się podzielić ;P) xoxoxoxo <33, którą jeszcze raz przepraszam. Pozdrawiam obydwie świetne blogerki gorąco. ;)


PS. Link do blogu xo(...) w Jej nazwie, pod którą pisze na blogu. Nie lubię zmierzchu, ale to jedno z lepszych opowiadań o tej tematyce, zdecydowanie.