środa, 13 marca 2013

Rozdział XXV.

  - Witaj ponownie, bracie.

    Megan wykonała ruch, podobny do zmarszczenia brwi. Bracie? Mogłaby uznać to za ot, takie tam określenie. Jednak pewna nuta w głosie Zoe nie dawała jej tak łatwo w to uwierzyć. Ta dwójka musiała bardzo dobrze się znać. Mimo wszystko w tonie głosu obydwojga można było wyczuć pewien dystans. Dziwna para. Brunetka przesunęła wzrokiem po zgromadzonych stworzeniach.
  - Och, nie patrzcie tak. Jest tak, jak słyszycie; Michael to mój brat. Rodzony. Bliźniak.
  - Dawno się nie widzieliśmy. - Mężczyzna całkowicie zignorował wypowiedź Zoe.
  - Tak, trochę. Ile to już, sto lat?
  - Dziewięćdziesiąt pięć. Dokładnie od stycznia.
  - Zawsze miałeś dobrą pamięć. - Uśmiechnęła się w dziwny sposób. - No dobrze, może pozwólmy wilkom obgadać pewne sprawy. Alfo, czy dostaję wstępnie pozwolenie na przebywanie na waszym terytorium? - Zwróciła się do wielkiego, czarnego basiora. Wydał z siebie potwierdzający pomruk. - Dobrze, dziękuję. Chodź, nie przeszkadzajmy w sprawach stada.
  - Też już pójdę. Rozumiem, iż moje pozwolenie nie wygasło? - zapytał dingo serią warknięć. Trochę ciężko mu się w ten sposób rozmawiało.
  - Idź.
  - Idź już
- burknął w tym samym momencie Reid, wywracając oczami. Seth zgromił go wzrokiem. Wilk automatycznie odwrócił wzrok.
  - Długo kazałaś na siebie czekać. Chodź.
    Posłusznie ruszyła z miejsca. Szła nieco za Alfą, lecz przed Drugim, znajdując się w bezpiecznej odległości. Była poza stadem. Co za dziwne uczucie. Przecież czuła się tu jak w domu, jak wśród rodziny. Cóż, ma za swoje. Na pysk wilczycy wpełzło coś w rodzaju bladego uśmiechu. O ile wilk może się uśmiechać.
    Gdy dotarli na miejsce, Jeremy przemienił się w człowieka i wszedł do domku. Wilkołaki nie są wstydliwe. Zdążyła się do tego przyzwyczaić. W końcu sama nie czuła potrzeby zasłaniania swego ciała; człowiek jak człowiek. Jednak chyba nikt nie chce paradować nago przed resztą świata. Czasami Meg zastanawiała się, czy są bardziej wilkami czy ludźmi. Dostawszy swoje ubrania powoli skierowała się w pobliskie zarośla. Zabawne, że wciąż trzymali tu jej ciuchy.
  - Nic się tu nie zmieniło - westchnęła cicho, wchodząc do leśniczówki przez wąskie przejście, które specjalnie dla niej utworzyły ciała wilkołaków. Sprawdzali się jak mur, to trzeba przyznać. Seth czekał już w środku, ubrany w podarte miejscami dżinsy i czarną koszulkę. - Za to ty, trochę.
    To stwierdzenie nie było bezpodstawne. Teraz miał twarz stonowaną, dokładnie obserwującą ''nowego'' wilkołaka. Przedzierała jednak przez nią lekka sympatia. Megan miała dziwne przeczucie, że powitałby tak każdego innego wilkołaka. Jego twarz i ciało również nieco zmężniały, aczkolwiek wciąż miał w sobie te słodkie, chłopięce rysy. Taka była już jego uroda. A kolor skóry ponownie przywiódł jej do głowy myśl o wakacjach.
    Za jej plecami przemknęła reszta wilkołaczego stada.
  - I nawzajem. Siadaj, Meg. Czas na przesłuchanie i kazanie, które będzie trwało przez najbliższych kilka tygodni albo i miesięcy.
  - Nie to, że mnie to dziwi...
    Chłopcy weszli do pokoju, rozlokowując się w wolnych miejscach, nie zapominając przy tym o hierarchii. Dopiero teraz Megan zauważyła, że uległa ona zmianie. Jak zwykle rychło w czas. Alfą nadal był Seth, jednak rolę drugiego objął Charlie. Jeremy niezmiennie trwał na swej trzeciej pozycji, zaś Matt, chyba nie do końca z tego powodu zadowolony, znajdował się na piątym miejscu, jednak bardzo blisko czwartego wilka, Reida. Była prawie pewna, że to wciąż się zmienia. Ostatni, niezmiennie, był Dorian. Jemu nie w głowie była walka o pozycję, chociaż nie był jakimś strasznym słabeuszem. Zadziwiające, jak dużo się tu pozmieniało. Była ciekawa, czy winę za to ponosi tymczasowy pobyt Michaela. A przynajmniej miał być on tymczasowy.
  - Jak mogłaś być taką idiotką, by po prostu od nas uciec? A twoi rodzice? A Sara? Jak myślisz o innych, to aż za dużo, jak nie to wcale. Tak się nie robi, Megan. - Szło to mniej więcej tak. Na początku. Została porządnie złajana i niczym małe dziecko pochylała głowę przed Sethem, słuchając długiego kazania. - Ale w sumie nie wyszło to na złe.
    Jej głowa podskoczyła jak na sprężynie. Brązowowłosy uśmiechał się przyjaźniej, reszta sfory również miała pokrzepiający wyraz twarzy. Właściwie co jej strzeliło do głowy, by stąd odejść? Nawet nie myślała o powrocie. Rany, przecież to jest jej dom. Jej prawdziwy dom.
  - Chodzi o to, że w końcu odnalazłaś siebie. My również nieco lepiej się poukładaliśmy i zgraliśmy. Teraz bardziej przypominamy stado; mieliśmy w pewnym sensie ten problem, co i ty. Czasami ciężko pozwolić poddać się instynktowi. Chociaż jeszcze nie wszystko jest do końca tak, jak powinno. - Seth zerkną wymownie na Charlie'ego, który udawał, że zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy.
    Rozumiała. Charlie był bardziej dominujący od Setha. On w ogóle był inny od reszty. Meg była pewna, że brunet miał w sobie coś ze szlachetnego. Nawet wiele. Mimo, że Seth był stosunkowo mocno dominującym wilkiem, biorąc pod uwagę ogół; Megan podejrzewała, że był przybliżony dominacją do Jacka. Jednak Charlie był jeszcze ponad tym. To tworzyło w stadzie duży bałagan. Mimo wszystko Charlie był jakiś inny od reszty wilków. I w jakiś dziwny sposób to rozumiała.
  - Dobra, nie będziemy cię męczyć. Pewnie jesteś zmęczona, więc później nam wszystko opowiesz i dostaniesz jeszcze większą burę. Masz do nas jakąś sprawę po tak długim czasie?
  - Tak. Mogę znowu dołączyć do stada? - zapytała przez ściśnięte gardło, podnosząc wzrok na Alfę. Posyłał jej w tym czasie wesoły uśmiech, który zdecydowanie nie należał do przywódcy.
  - A jak się czujesz, Meg?
  - Ja... Wciąż w nim jestem.
  - I zawsze będziesz. To twoje miejsce i rodzina. Nieważne co - dodał szatyn.
    Łzy w końcu wypłynęły z oczu dziewczyny. Szybko zakryła je dłonią, spuszczając głowę. W tym czasie wręcz rzuciły się do niej wszystkie wilkołaki, klepiąc po plecach, pocieszając i śmiejąc. Faktycznie, ta reakcja była dość dziwna. Jak zawsze usłużny i pomocny Charlie podał jej chusteczkę higieniczną. Znowu poczuła, że nie jest sama. W tamtym stadzie też to czuła, ale nie było to te ciepłe uczucie, które teraz gościło w jej sercu. To teraz było w całości szczere.
    Chłopcy odprowadzili ją do skraju lasu. Wtedy ich od siebie odgoniła. Szła w dżinsach, pożyczonych, za dużych trampkach i bluzce na krótki rękaw, co musiało wyglądać dość osobliwie w stosunkowo chłodny wieczór. Oczywiście, dostała propozycję użyczenia kurtki, ale wracając z męską kurtką na ramionach do domu, po killkumiesięcznej ucieczce, wyglądałaby chyba jeszcze gorzej.
    Nikt chyba nie chce słuchać tych wrzasków i lamentów, gdy rodzice w końcu ją zobaczyli. Całą trójkę zresztą dosięgły skrajne uczucia. Zadawano jej pytania, na które udzielała niejasnych odpowiedzi, przecież nie mogła powiedzieć prawdy. Cały ten rytuał trwał dłużej, niż Meg się tego spodziewała. Gdy tylko została na chwilę sama, zza rogu wychynął szary, zarośnięty pysk. Cień framugi skrywał za sobą spore, choć jeszcze wyraźnie młode ciało psa. Vitra.
    Suka warczała na nią, wychodząc zza framugi i próbując zdominować wzrokiem. Megan wykonała gest urażenia, by po chwili przeszyć psa wzrokiem. Nie chciała tego robić. Wiedziała jednak, że jest to nieuniknione. Suczka zaskomlała i skuliła się, spuszczając wzrok. Meg wykonała względem niej zapraszający gest, na który - zachowując odpowiednią dawkę nieufności - suczka przystała. Nie wyglądała już tak słodko jak wtedy, teraz weszła w ten ''pokraczny'' wiek, gdy ludzie na ulicy pytają się ''a co to za stworzonko?''. Megan dopiero teraz poczuła, jak żałuje, że nie mogła oglądać tego, jak Vitra dorasta. A tak długo na to czekała...
    Nadszedł czas, by zmierzyć się z kolejną osobą. A było to nie mniej przerażające, niż spotkanie z rodzicami. A tego nawet nie można nazwać spotkaniem. I chyba do niego nie dojdzie, bo w końcu jest już druga w nocy; chociaż wieść na pewno już się rozeszła przez pewne kłapiące paszczą wilczki. A przynajmniej jednego. Wygrzebała z dna szuflady swój biedny, zapomniany telefon. W sumie, to za nim, tak samo jak za pokojem i w ogóle wszystkim tutaj, też się stęskniła. Szybko podłączyła do niego ładowarkę, czekając chwilę, aż bateria odpowie na napływ mocy. Gdy tylko było to możliwe, wybrała właściwy numer.
  - Ty głupia idiotko, co do mnie nie dzwonisz?! Dawno jesteś już w mieście?! - Moje biedne uszy... - Dlaczego żeś w ogóle zwiała, ja się pytam?! Egoistko, odpowiadaj mi, jak się ciebie o coś pytam!
  - Też miło mi cię słyszeć, Sara.
    Nie łatwo jest uspokoić Sarę, gdy się na ciebie zdenerwuje. Jeszcze gorzej, gdy dodatkowo wybucha płaczem; jak teraz. Ta rozmowa była długa i żmudna. O ile można nazwać to rozmową. Ale, och ludzie, jak ona za tym tęskniła! Ostatecznie też się popłakała. Jednak, jak widać, nie tylko pożegnania muszą być łzawe, powitania również. Albo to ona jest taką galaretą. A może jedno i drugie.


    Już kilka dni później ponownie chodziła do szkoły. Przez ten czas spotkała się tylko raz z Sarą, resztę czasu zaś zajęło jej doprowadzenie się do ładu. Zoe zagubiła się gdzieś w lesie, ale o ile nie planowała od razu znikać, zapewne niedługo da o sobie znać. Idąc w obstawie jak zwykle wiernych wilków i Sary, Megan czuła na swych plecach nieprzyjemne spojrzenia i parzące plotki. Obecnie śmiała się z jednego z żartów chłopaków, jednak myślami była nieco gdzie indziej.
    Nick się do niej nie odezwał. Od tamtego dnia nie widziała go ani razu. Wiedziała jednak, że musi znaleźć go dziś w szkole, o ile przebije się przez tłum ciekawskich, ''bliskich znajomych'', jak to się tytuowali i przez natarczywe brzemię plotek. Wolałaby to zrobić jeszcze przed angielskim, więc jak najszybciej odbiła od znajomych. Postanowiła jednak wpierw zajść do biblioteki, by wypożyczyć lekturę, którą teraz przerabiali; szkoda, że nawet nie miała kiedy jej przeczytać.
    Tutaj zawsze było mało osób. Cóż, biblioteka nie jest raczej miejscem zbyt okupowanym przez licealistów. Zniknęła między szafkami, przeglądając grzbiety książek i literowe oznaczenia półek. Nigdy nie wiedziała gdzie są lektury, a już na pewno nie po takiej przerwie. Dodatkowo nie chciała nikogo prosić o pomoc. Jeszcze czego. W skupieniu przeszukiwała grzbiety książek, wyjmując poszukiwane tytuły. Jedna z nich nieomal spadła jej na głowę, właśnie wyciągała rękę, by ją zatrzymać. Jednakże książka nie uderzyła jej ani w głowę, ani w dłoń.
    Teraz poczuła znajomy zapach. Zerknęła przez szpary między półkami z lekko zażenowanym uśmiechem. Po drugiej stronie stał Nick, przytrzymujący naruszoną książkę i dokładnie ją ustawiający. Dopiero po chwili jego szare oczy przeniosły się na twarz Megan.
  - Trochę jak pewna stara sytuacja. Tylko wtedy książka miała specjalnie wylądować na mojej twarzy, a teraz sama się nią zaatakowałam.
  - Tak. Jesteś strasznie niezdarna - przyznał z delikatnym uśmieszkiem.
  - Właściwie, to był pewien punkt przełomowy naszej znajomości. Pozwolimy historii zatoczyć koło?
    Odważne słowa, szczególnie jak na nią. Nicholas miał beznamiętną minę, nie to, żeby była to jakaś nowość. Przeszedł dookoła półek, czochrając ją po włosach. To, co od razu ją zaniepokoiło to ten wyraźnie kumplowski gest. Może nie liczyła od razu na namiętny pocałunek, ale mógł zrobić coś innego. Z drugiej jednak strony, jego dłonie biły taką samą czułością jak zawsze.
  - Musisz się bardziej postarać. Na razie bierz książki.
    Była bardzo szczęśliwa. Był oschły, ale niedługo mu przejdzie. Choć wilczyca czuła się urażona, że traktuje ją z takim dystansem. Jednak to Meg narobiła tyle kłopotów, więc teraz obydwie muszą cierpieć. Należy jej się. Przeszli do stołówki. Spora część osób na nich spojrzała, reszta była zajęta sobą. Nie zdążyła usiąść z tacą, gdy na jej szyi zawisła Earl.
  - Megan, jak mogłaś nas tak zostawić?! Tęskniłam! Nie rób tak więcej.
    To tylko początek jej wypowiedzi, ale właściwie tu zachowano cały jej sens. A wszystko zostało mocno okraszone łzami. Właściwie szatynka nawet nie przypuszczała, że Earl miałaby tak za nią tęsknić. To było... Dziwne. A raczej, wcześniej nie były ze sobą zbyt blisko. Przynajmniej w jej odczuciu.
  - Okej, okej, ale zgniatasz mi krtań. - Zaśmiała się, rozluźniając delikatnie jej uścisk. - Nie planuję dalszych ucieczek. O... Oł.
    Patrzyła zaskoczona na maślane oczy Jeremy'ego. Spoglądał w ich kierunku, lecz widział wyraźnie tylko Earl. Ciekawe, czy inne pary też mają takie miny. Bo to nie ulegało wątpliwości. Właściwie chyba nigdy się nie spotkali, znaczy za czasów, gdy jeszcze tu była. Blondynka domyśliła się co miała na myśli, zaśmiała się i podeszła do chłopaka, czochrając go pieszczotliwie.
  - Taak. Powiedzmy, że w sforze jest kolejna para.
    Jeremy chwycił dłoń dziewczyny, spoglądając na nią pożądliwym wzrokiem. On właściwie nigdy nie przejmował się innymi. Nawet Meg zrobiło się przez to nieco nieswojo, nie mówiąc już o zarumienionej twarzy Earl. Szatynka usiadła między Nickiem, a Sarą, wrzucając do ust frytkę.
  - Liczę, że go trochę ucywilizujesz - rzuciła figlarnie. Nie, nie przejął się rozmową na swój temat, jedynie zirytował, gdy blondynka nie pozwoliła na publiczne okazywanie uczuć. W bardzo intymny sposób.
  - Taak, właśnie nad tym pracujemy.
    Podczas jedzenia odzywało się właściwie tylko kilka osób; Reid, Earl i czasem Dorian. Było słychać również śmiech Sary i Meg, bo właściwie gdy stado zaczynało żartować, nie dało się nie śmiać. To bardzo dziwne. I zwróciła na to od razu uwagę. W końcu odezwał się Seth, który miał nad wyraz poważną minę. Szykowały się kłopoty.
  - Musimy o czymś pogadać. I to jak najszybciej. Charlie, mów.
  - Jak w większości wiecie - zaczął brunet jak zwykle burkliwym, lekko zachrypniętym głosem - kilka dni temu zaginęła dziewczyna z naszej szkoły. Tydzień temu również miało miejsce zaginięcie. A zaledwie dwa tygodnie temu jedna z drugoklasistek popełniła samobójstwo, podobno się utopiła, co wynika z listu pożegnalnego, jednak ciało nie zostało odnalezione. Tu zdecydowanie jest coś nie tak, więc należałoby to sprawdzić.
  - Nie mamy za zadanie ochrony ludzi, jednak mamy prawo bronić naszego terytorium. I tym się zajmiemy. Dzisiaj cała sfora - i tylko sfora, to nasza sprawa - spotyka się w leśniczówce o szóstej. Obecność obowiązkowa - dokończył zgrabnie Seth, spoglądając na każdego z osobna.
    Po powrocie do domu i podczas spaceru z Vitrą spotkała ją jeszcze jedna niespodzianka. Jeżeli można to tak nazwać. W końcu, po kilku dniach spotkała Zoe. Spomiędzy krzaków wyłoniła się czarna, zgrabna sylwetka. Wilczyca gładko ustawiła wilczarza jednym spojrzeniem złotych oczu, które później przeniosła na dziewczynę. Z jej krtani dobiegł cichy warkot.
  - Potrzebuję jakichś ubrań. Muszę spotkać się ze stadem.
  - Dobrze, chodź ze mną, zaraz ci coś przyniosę.
    Po szybkim powrocie do domu wzięła komplet ubrań, które dała Zoe ukrytej w rzadkich krzakach. Gdyby sąsiedzi to zobaczyli, to... Nawet nie chciała o tym myśleć. Odwróciła się, by dać jej choć odrobinę prywatności.
  - Chodź. Mam dla was kilka ciekawych informacji.
  - To coś odnośnie tych zaginięć, prawda?
  - Tak myślałam, że już się za to bierzecie. Twój Alfa nie wygląda na ignoranta. - Cóż, Seth mógł to traktować wyraźnie jako komplement.
  - Tak, zdecydowanie nie jest ignorantem - odparła z uśmiechem.
    W leśniczówce znajdowali się wszyscy, mimo że nie było nawet szóstej. Co lepsze, było tam za dużo osób. Michael jak gdyby nigdy nic siedział na fotelu i przyglądał się uważnie wszystkim ze stada. Nie powinien wtrącać się w sprawy watahy. Chociaż, właściwie Zoe podobnie, a sama ją tu przyprowadziła. Zapewne obydwoje szlachetnych coś wiedziało. A i miała przeczucie, że nie wszystko im od razu powiedzą.
  - Jak widać jesteśmy... W nieco większym gronie - zauważył Seth, gdy wszyscy ulokowali się w salonie. - Co cię do nas sprowadza, Zoe?
  - Ciekawe informacje.
  - Mów dalej - zachęcił uprzejmie Seth.
  - Wiedzieliście, że w jeziorze w lesie gnieździ się wodnik? - Było to wyraźnie pytanie retoryczne, nawet Meg słyszała kiedyś napomknięcie o mieszkańcu jeziora. - Ponadto myślę, że to tam utopiła się dziewczyna, mimo że jej ciała nie znaleziono. Jeżeli dobrze się powęszy czuć, że woda śmierdzi trupem.
  - Wodnik nie zostawia ciał na dnie - zauważył Charlie. - Już o tym myślałem. Nic nie przyszło mi na myśl, nic, co by się nie kłóciło z mieszkającym w jeziorze wodnikiem.
  - Zgadza się. Tylko co, jeżeli coś się z tutejszym wodnikiem stało?
    Wszyscy wyglądali na zaintrygowanych. No, prawie - Charlie najwidoczniej też o tym myślał, choć nie doszedł do jakichś mocno uargumentowanych wniosków, ponieważ nie podzielił się tą myślą ze stadem. Sama raczej nie interesowała się tak bardzo mitologią, więc niewiele na te tematy wiedziała.
  - Rozumiem, że podejrzewasz to z własnego doświadczenia.
  - Były w historii takie przypadki... Michael też mógłby coś powiedzieć, ale zwykle to ja zajmowałam się brudną robotą. W każdym bądź razie, część z was nie rozumie nic z tego o czym mówimy... - Skrzywiła się, wodząc wzrokiem po twarzach wilków. Czuła, że wstrzymują warknięcie - zresztą tak jak ona. Wilki nie lubią być tak traktowane.
  - Wodniki wywodzą się z mitologii słowiańskiej. Są demonami opiekuńczymi jezior, stawów, rzek, a czasami nawet rowów czy studni. W każdym bądź razie dany zbiornik to ich królestwo, więc nie spodziewaj się tam innych stworzeń wodnych. Wodniki topią głównie zwierzęta i czasami ludzi, jeżeli szkodzą jego terytorium lub wykazują się ogromną nierozwagą, między innymi gdy pływają w nocy. Czasami jedynie podtapiają ludzi, to zależy chyba głównie od ich humoru. Łatwo się denerwują i lubią psikusy, lecz jeżeli ich nie niepokoisz nic ci nie grozi. Czasami wychodzą z wody, zwykle gdy w okolicy jest jakiś festiwal, bo bardzo lubią śpiew i taniec. Ogólnie przyjmują postać starców o rybich, zielonych oczach, długich włosach i z błoną między palcami. Są niskie, bo zwykle mają coś ponad pół metra wzrostu. Ubierają się na czerwono i tak dyskretnie, żeby wydawały się po prostu niskimi ludźmi. Tam, gdzie staje wodnik zostaje kałuża. Czasami zmienia się też w zwierzęta wodne. Kiedy siedzi w swoim lodowym, kryształowym czy szklanym pałacyku na dnie jeziora, gdzie trzyma dusze utopionych ludzi, zwykle jest czymś pomiędzy człowiekiem, a zwierzęciem. Dawniej ludzie składali im ofiary, by nie były tak agresywne. Ogólnie wodniki nie są jakoś szczególnie towarzyskie. Hm... To chyba tyle. - Charlie zdecydowanie mógł być profesorem, mówił zwięźle, zrozumiale i zawierał w tym to, co było najważniejsze. A nawet powinien się czymś takim zajmować.
  - Wodnik z tego jeziora jest bardzo stary, zaszył się na dnie i raczej nie wychyla się na powierzchnię. Wiem ze swoich źródeł, że nie pokazuje się od kilku ładnych lat, my też go nie widzieliśmy. Ostatnia ingerencja miała miejsce jakoś w latach '90 dwudziestego wieku, gdy uratował małego chłopca przed utonięciem, zaś ostatnią duszę, młodej dziewczyny, zabrał w latach '80. Dla starych stworzeń czas płynie inaczej. Zresztą przez tak długie życie często dziwaczeją - dodał od siebie Seth, specjalnie nie patrząc w kierunku dwóch szlachetnych.
  - Rzecz w tym, że dziwactwo nie oznacza seryjnych morderstw... Raczej - mruknęła Meg, marszcząc brwi.
  - Trafna uwaga. Jak na razie wiemy jedynie, że ofiary zginęły podczas wieczornego spaceru. Dzisiaj chcemy zrobić włam do ich domów po jakąś rzecz z ich zapachem i sprawdzić czy kręciły się w pobliżu jeziora. Ogólnie musimy się im bliżej przyjrzeć. Może ktoś je zna? Madison Starch, Samantha Wilson, Tina Forbs. Niestety mam zdjęcia tylko Tiny i Sam, Madison może będzie na nagrobku, więc... - Seth wzruszył ramionami, czekając na reakcję. Żadnej szczególnej jednak nie było. Każdy pokręcił głową, najwidoczniej nikt nie znał zaginionych dziewczyn. Cóż, wilkołaki raczej nie lubią mieć w głowie wielu ludzi.
    Chwilę jeszcze dyskutowali, lecz nie przyniosło to żadnych efektów. Ostatecznie stado - i dwóch nieproszonych gości - rozeszło się. Na odchodnym Zoe odwróciła się, mierząc Charliego uważnym wzrokiem.
  - Cieszę się, że jeszcze żyjesz, Charles. Czy raczej Charlie. Nowe życie ci służy.
  - Znasz... Znałaś mnie kiedyś? - zapytał brunet, marszcząc brwi. Dało się jednak wyczuć, że wilk jest minimalnie zdenerwowany, co naprawdę, było u niego rzadkością.
  - Tak. Ale lepiej nie wspominać tych czasów. Powiedzmy, że... Nie chcesz tego wiedzieć. Ciesz się z nowego życia i z tego, że nikt, być może również ja, nie musiał cię zabijać. Charlie. - Na ostatnie słowo położyła znaczny nacisk, po czym wyszła, zostawiając wszystkich w osłupieniu. Również Megan, choć ta wiedziała, że nawet nie warto pytać brunetki, co miała na myśli.
    Zoe poszła przenocować u Meg, która właśnie zastanawiała się, jak ma przedstawić wilkołaczycę rodzicom. Chłopcy ustalili bardzo szybko kto ma się włamać. Zrobi to Seth, Charlie i Reid. Byli ostrożni, przynajmniej dwóch pierwszych, a blondyn miał dodatkowo doświadczenie we włamaniach. Przeszłość zawsze się za nami ciągnie, Bez względu na to, ile czasu minie i jak bardzo się zmienimy.
    Megan powiedziała rodzicom, że poznała Zoe podczas swej... Wyprawy, co zresztą nie było kłamstwem. Bardzo jej wtedy pomogła, a że była akurat w okolicy postanowiła zaprosić ją na noc. Przecież nie może jej pozwolić spać w jakimś tanim motelu, sami rozumiecie te wytłumaczenia. Początkowo rodzice byli jej niechętni, ale Zoe należała do osób bardzo charyzmatycznych i gdy chciała, potrafiła błyskawicznie zjednać sobie ludzi.
  - Zoe... Wiesz co się tutaj dzieje, prawda? - zapytała Meg, wchodząc po kąpieli do pokoju.
  - Domyślam się, ale nie wiem jeszcze na pewno. To takie... Dziewięćdziesiąt osiem, może siedem procent. Ale warto zobaczyć pracę stada, nie uważasz?
  - Tak. Chyba tak. Lubisz sprawdzać ludzi, prawda?
  - Wręcz kocham.


                                         ______________________________



    Rozdział jest chyba dość krótki, przepraszam. Dokończyłam go przed chwilą. ;P  I chyba zmienię w następnym rozdziale narrację, co Wy na to? Przynajmniej w połowie. Bo w sumie później Megan mi się ''przyda''. Ale to się jeszcze zobaczy. Swoją drogą to już ostatnia akcja w tym opowiadaniu, więc lepiej się nią nacieszcie. ;P  Nie jest zbyt długa, pewnie rozwiąże się to w następnym rozdziale, ewentualnie jeszcze kolejnym. Nie ma sensu przeciągać czegoś na siłę. Jak zwykle przepraszam, że kazałam Wam aż tyle czekać. Pozdrawiam i życzę jeszcze troszkę cierpliwości. ;P

UWAGA. Dopisałam jeszcze jedną scenę, o której zapomniałam. Myślę, że jest ona dość ciekawa, więc polecam doczytać, jeżeli ktoś czytał już wcześniej rozdział. Znajduje się ona przy wychodzeniu z leśniczówki, pod koniec rozdziału.