Megan siedziała ze skrzyżowanymi nogami na łóżku z laptopem na kolanach. Tuż obok znajdowała się gryząca zaciekle jedną z "nitkowych" zabawek Vitra. Szara sierść wykręcała się w śmieszne loczki, również na niedużym łebku, przez co suczka wyglądała trochę, jakby miała rogi. No cóż, chyba nikt temu nie zaprzeczy, bo mentalnie - zdecydowanie je posiadała. Szatynka siedziała ze skupioną miną, przygryzając jeden z paznokci. Była pochłonięta czytaniem jakiegoś artykułu oraz odświeżaniem wiadomości o wilczarzach irlandzkich. Poczuła jak obok niej zaczyna wibrować telefon.
- Słucham? - rzuciła do słuchawki, nadal wpatrując się w ekran laptopa.
- Witaj, Megan - powitał ją dobrze znany głos.
- Nicholasie, cóż sprowadza cię do rozmowy ze mną? - zapytała figlarnie dziewczyna, kompletnie tracąc zainteresowanie czytanym wcześniej artykułem.
- Nic specjalnego. Masz może ochotę na wyjście wieczorem?
Odkąd w mieście pojawiła się nowa zmiennokształtna, Earl, Nick poświęcał dużo czasu na treningi z nią. W końcu znalazł pobratymcę, nic dziwnego. Mimo wszystko czuła w sercu żal za to, że przez dwa dni spotykali się jedynie w biegu, a wcześniej też nie było żadnych bliższych kontaktów. Na co buntowało się zarówno serce nastolatki, jak i tkwiąca w niej wilczyca. Była akurat sobota i nie miała żadnych specjalnych planów, a nawet gdyby takowe posiadała, zrezygnowałaby z nich. Uśmiechając się jeszcze szerzej, pogładziła sierść leżącego obok szczeniaka, który nawet wciągu tego tygodnia znacząco zmienił swój rozmiar.
- Oczywiście. Co proponujesz?
- Wymyśli się coś. Będę o szóstej.
- Ok, czekam. To do zobaczenia.
- Tak, do zobaczenia.
Odłożyła telefon z lekkim westchnieniem. Nie lubiła spędzać dłuższego czasu bez Nicholasa. Poprawka: ona w ogóle nie lubiła spędzać bez niego czasu. Był jej drugą połówką, czy komuś się to podoba, czy nie, a on spędzał czas z dopiero ostatnio poznaną (nie licząc znajomości "z twarzy") dziewczyną. I to z tego samego gatunku co i on! Wilki były terytorialne, a wilkołaki jeszcze bardziej. Trzymała to w ryzach jej ludzka natura, bardzo łagodna, ale drapieżnik w środku zaczął się z wolna buntować. Tak naprawdę nie była zazdrosna. No, może odrobinę, ale to naturalne. Mimo wszystko ufała Nickowi bezgranicznie. No, bo komu innemu mogłaby tak zaufać, oprócz sfory, która i tak wyciąga informacje z jej głowy?
Powiodła wzrokiem za okno. Jutro wypadała pełnia i mimo tego, że znała już ból jej towarzyszący, czuła również wewnętrzną radość. Również dzisiejszego dnia była bardzo pobudzona. A co dopiero jutro... Dobrze, że pełnia wypadała akurat w sobotę. Nie chciałaby raczej kogoś przez przypadek skrzywdzić, chociaż czasami martwiła się, czy nie uszkodzi w jakiś sposób Vitry. Była jeszcze za młoda na dominację, ale co będzie potem... Nieważne. Podrażniła nieco suczkę, po czym niechętnie zamknęła laptopa i zwlekła się z wygodnego łóżka.
Nie miała ochoty się przebierać, nie wyglądała dzisiaj aż tak tragicznie, chociaż oprócz spaceru z Vitrą nie ruszyła nigdzie dalej tyłka. Zaliczyły dłuższy spacer, na co składał się park i oczywiście leśniczówka. Reid uwielbiał jej małą towarzyszkę, przepadał wprost za drażnieniem szczeniaka. Z resztą inni również bardzo ją polubili. No, może poza Michaelem, który nadal był niesamowicie niedostępny. Szlachetny wciąż ją przerażał i chyba o tym wiedział, bo w końcu nos wilkołaka nie tak łatwo oszukać, mimo, że stado czuło jedynie jej niepokój. Ale Michael był przecież szlachetnej krwi, więc miał większe pole do popisu. Postanowił jednak ignorować jej wszelką ostrożność w stosunku do jego osoby, pozostając nieprzyjemnie chłodny.
Po uczesaniu się, poprawieniu makijażu i zebraniu najpotrzebniejszych rzeczy, nalała do jednej z miseczek Vitry wodę, zaś do drugiej odrobinę suchej karmy. Zgrabne pazurki zastukały o panele, gdy szczeniak zeskoczył z łóżka. Zeszła na dół oświadczając rodzicom, że wychodzi i by zajęli się Vitrą. Ojciec coś odmruknął, pochłonięty oglądaniem filmu, jednak matka kazała jej się dobrze bawić i obiecała opiekę nad pupilem, chociaż obydwoje wyjeżdżali za dwie godziny na jakieś spotkanie, trwające zapewne do samego rana - czyli jak zwykle. Szatynka zniknęła za drzwiami na dwór, postanawiając właśnie tam poczekać na partnera. Usiadłszy na schodkach przymknęła powieki, wciągając głęboko powietrze i pogrążając się w myślach. Nie miała pojęcia ile tak siedziała, lecz po jakimś czasie poczuła lekki całus w policzek, na co błyskawicznie otworzyła oczy. Kucał przed nią uśmiechający się rozbrajająco Nick.
- Ech, podejść wilkołaka... Kochanie, uważaj na siebie bardziej - powiedział to na poły żartobliwie, a na poły poważnie. Pomógł partnerce wstać.
- Oj, nieważne. To gdzie idziemy?
- Właśnie, że ważne, ale nie zaprzątajmy sobie tym głowy akurat dzisiaj. Co powiesz na pizzerię? Chyba muszę sprawić sobie auto... - ostatnie zdanie już wymruczał pod nosem, najwidoczniej niezadowolony, że ma tak mało pola do popisu.
- Przestań! Dla mnie największą radością jest czas spędzony z tobą - szepnęła, stając na palcach i składając na ustach chłopaka przeciągły pocałunek. Gdy się od siebie odsunęli, oczy Nicholasa błyszczały filuternie.
- Wiesz, chyba powinniśmy się pośpieszyć, nim twoi rodzice się rozmyślą co do twojego wyjścia.
Zmiennokształtny zdążył już poznać rodziców Megan. Jenny go uwielbiała, chociaż czasami mrukliwa natura chłopaka bardzo ją irytowała, tak samo jak niejasna przeszłość. Nich nie był typem, który dużo o sobie mówi. Ojciec Megan natomiast nastawiony był anty do wszystkich chłopaków spotykających się z jego córką, jak to ojciec. W innym przypadku może by go nawet polubił, jednak widząc, że związek jest bardziej poważny, trzymał bruneta na dystans. Często również narzekał na niego pod nosem, co spotykało się piorunującym wzrokiem zarówno matki, jak i córki - szkoda, że on sobie nic z tego nie robił.
Szybko chwyciła rękę chłopaka, uśmiechając się doń głupkowato. No co? Chciała być jak najbliżej Nicka, a że specjalnie na nic więcej nie mogli sobie pozwolić... Lepsze to niż nic. Nagle zapragnęła być w możliwie najbliższy sposób przy partnerze. Obiło jej się o uszy, że w okolicach pełni popęd seksualny zwiększa się u ludzi, a co dopiero u wilkołaków? Przeszedł ją gorący dreszcz, przez co na jasne policzki wystąpił krwisty rumieniec. Chłopak zerknął na nią pytająco, lecz tylko pokręciła na boki głową. Chciała tego i czuła, że jest gotowa, jednak była to rzecz bardzo intymna, przez co nie potrafiłaby jej rozpocząć. I to chyba nawet dobrze.
Doszli do pizzerii, zajęli najdalszy, wolny stolik i cicho rozmawiali. Niedługo potem przed ich nosem pojawiła się sporych rozmiarów pizza. Zack, mimo tego, że był i dzisiaj w pracy, nie uprzykrzał im już życia. Pogodził się chyba z decyzją Meg, co nie zmienia faktu, że parę razy rzucał im kąśliwe uwagi - przede wszystkim Nicholasowi. Brunet odpowiadał jednak niewzruszony, zawsze z ironicznym uśmieszkiem i bardzo często bawiąc się czymś w rękach. Któregoś dnia jednak nie miał aż tak dobrego humoru, więc na bardzo wojownicze zaczepki Zacka wywrócił oczami i zapytał: "Naprawdę chcesz bitki? Skoro tak to proszę bardzo, nie lubię przemocy, ale jeśli cię to uszczęśliwi... Czekam.". Niestety, a raczej stety nikt się nie doczekał. Blondyn zamknął jadaczkę i od tej pory już nigdy ich nie obsługiwał. Dzięki Bogu nigdy nie napluł Nicholasowi do napoju, bo gdyby ten coś wyczuł... Mógłby się naprawdę zdenerwować. Zachował chociaż jakiś poziom.
Po skonsumowaniu pizzy postanowili przejść się po parku. Miała ochotę wtulić się w ramię chłopaka, jednak się powstrzymała - splecione palce muszą wystarczyć. Obydwoje, a już szczególnie Nick, niezbyt obnosili się ze swoimi uczuciami. Nie kryli się, ale również nie ogłaszali wszem i wobec, iż są parą. Chociaż w takim małym miasteczku jak Vallent i tak każdy już o tym wiedział. W pewnym momencie zatrzymała się, by ustać na palcach (przeklęty wzrost) i musnąć wargi bruneta. Spojrzała mu w oczy, zostawiając rozchylone w lekkim uśmiechu usta w spokoju. Wpatrując się dalej w szare tęczówki, usłyszała ciche słowa.
- Kocham cię - zamrugała dwukrotnie, zdziwiona takim wyznaniem. Zaraz jednak uśmiechnęła się szczęśliwa, wpatrując w poważną minę chłopaka.
- Też cię kocham. Najbardziej na świecie. - jakby na potwierdzenie swych słów przypieczętowała je czułym pocałunkiem, który bardzo chętnie został odwzajemniony. Spojrzawszy w oczy partnera dostrzegła, że obydwoje cieszą się jak małe dzieci z czekolady. Ciasno oplotła pierś bruneta ramionami.
Na nowo przez jej ciało przeszła fala gorąca, gdy Nick przesunął dłonią po jej plecach. Uniosła wygłodniały wzrok ku górze, przez co napotkała spojrzenie partnera. Wyczuł i dostrzegł to, co czaiło się w ciemnych oczach dziewczyny. Jej rysy musiały nieco stężeć, czułą również w sobie zalążek drapieżnika. Chłopak bez słowa musnął czoło szatynki, po czym ruszył przed siebie. Gdzie szli? Nie miała pojęcia. A może jednak podświadomie wiedziała... Doszli nieco za obręb miasta, do niskich, starych bloczków. Teraz zrozumiała. Szli do jego mieszkania. W Megan obudziła się fascynacja, gdyż nigdy wcześniej tutaj nie była, a raczej przy Nicholasie nie miała się czego bać. Zmiennokształtny otworzył drzwi od jednego z mieszkań pod numerem trzynaście, praktycznie na samej górze bloku. Szybkie spojrzenie i już wiedziała, że wynajmowana przez chłopaka kawalerka niczym szczególnym się nie wyróżniała - ot, najzwyklejsze w świecie mieszkanie z ograniczonymi do minimum sprzętami, na niektórych szafkach czy stoliku stała jakaś szklanka.
Odwróciła się do towarzysza z radosnymi ognikami w oczach. Tak się cieszyła, że w końcu ją tu przyprowadził. Niejako obdarzył zaufaniem. Nadal uśmiechnięta ustała na palcach i cmoknęła wargi bruneta. Nie poprzestało jednak na tak krótkim pocałunku, bo muśnięcie przerodziło się w szalony taniec ust - z początku czuły, przechodzący stopniowo w coś bardziej namiętnego. Samoistnie jej dłoń wpełzła pod koszulkę Nicholasa, błądząc po gładkich plecach. Wylądowali na łóżku, po drodze zrzucając z siebie wierzchnie ubrania. Brunet oderwał się na chwilę od dziewczyny, szepcząc do ucha z nieco urywanym oddechem:
- Na pewno?
- Na pewno - odparła, dopadając ust partnera, po czym nie musiała już trzeźwo myśleć.
***
Megan obudził dźwięk opadającej wody w pokoju obok i miękka poduszka spoczywająca pod policzkiem. Otworzyła ostrożnie jedno oko, przeciągając się jak rozleniwiona kotka. Co właściwie wczoraj się wydarzyło? Ach... To. Na jej bladych policzkach wykwitł rumieniec. Przykryła się szczelnie kołdrą na dwuosobowym, mimo wszystko raczej wąskim, łóżku. Szum wody ucichło, po czym dało się słyszeć zamykanie kabiny prysznicowej. Przymknęła oczy, nie bardzo wiedząc, jak mogłaby się teraz zachować. To był jej pierwszy raz... I mimo lekkiego bólu niektórych mięśni czuła się wspaniale, najlepiej na świecie. Lepiej być nie mogło. Ani z nikim lepszym. Wpierw otworzyły się drzwi, a zaraz potem dało się słyszeć ciche kroki bosych stóp. Z nadal zamkniętymi oczami poczuła, jak ktoś składa na jej ustach pocałunek, co chętnie odwzajemniła.
- Fajne powitanie. - odchrząknęła, gdyż jej głos był nieco zachrypnięty. Z jej ust nadal nie schodził uśmiech.
- I nawzajem. Jak się czujesz? - zapytał troskliwie chłopak, gładząc lekko zaróżowiony policzek partnerki.
Nick ubrany był w jasne, dżinsowe spodnie, które opadły mu niebezpiecznie na biodra. Zauważyła, że na jej kolanach leży wilgotny ręcznik. Z włosów chłopaka, wyjątkowo ułożonych jak na niego, spadały pojedyncze krople wody. Przyglądała się szczęśliwej twarzy partnera - uśmiechowi na ustach, figlarnym ognikom w źrenicach. Przypomniało jej się, jak chwilę przed... Tym wszystkim błysnęło w oczach chłopaka jakieś napięcie. Niezbyt mocne, ale jednak. Obecnie był kompletnie zrelaksowany. Przesunęła ręką po wciąż wilgotnym torsie i plecach chłopaka, przysuwając go bliżej do siebie.
- Nigdy nie czułam się lepiej, jeśli taka odpowiedź cię zadowoli. - wymienili się uśmiechami.
- Pewnie jesteś głodna.
- Jak wilk! - potwierdziła z rozbrajającą miną.
- Więc... Ja zajmę się śniadaniem, a ty się przez ten czas ubierz. Łazienka do twojej dyspozycji.
- A czy to nie ja powinnam zrobić ci śniadanie za to, że zgodziłeś się mnie przenocować? - spytała, unosząc jedną brew ku górze.
- Nie ma nawet mowy! Jesteś gościem. Uszykowałem ci ręcznik, leży na umywalce. - jeszcze raz pocałował Meg, po czym jego osoba zniknęła w kuchni, po drodze rzucił jej jednak białą, luźną (i zdecydowanie męską) koszulkę z nadrukiem.
Z westchnieniem uniosła się z łóżka. Okryta kołdrą powlokła się do łazienki. Była wilkołakiem i golizna nie powinna jej przeszkadzać, jednak czuła się niezręcznie naga i w nowym miejscu. Na krześle zauważyła uszykowaną resztę swojej garderoby - za wyjątkiem bluzki. Zgarnąwszy wszystko do łazienki, weszła pod prysznic. Dłuższą chwilę stała pod ciemnym strumieniem wody, jednak po chwili zrezygnowała z długiego prysznica, mając przed sobą perspektywę znacznie przyjemniejszego dotyku dłoni Nicholasa. Przeszedł ją lekki dreszcz, a na twarz wpełzł uśmiech. Wytarła się szybko, ubrała i rozplątała potargane włosy palcami oraz znalezionym w łazience grzebieniem. Wychodząc z łazienki poczuła zapach jajecznicy z bekonem i tostów, a także słyszała bulgotanie gotującej się wody.
Weszła do kuchni widząc odwróconego doń tyłem, doprawiającego jedzenie Nicholasa. Miał już na sobie koszulkę w kolorze błękitu i wcześniejsze dżinsy. Włosy nadal pozostały nieco wilgotne i w nieładzie. Megan uśmiechnęła się szeroko. Kochała go dosłownie za wszystko - dystans do świata, uporządkowanie, a zarazem straszne roztrzepanie, jeżeli chodzi o jego osobę. Był uszczypliwy, ale i czuły. Ponury, ale również często roześmiany. Miał w sobie multum sprzeczności. Objęła go i oparła głowę na łopatkach, ale gdy chciała pomóc została odprawiona z kwitkiem. Usiedli do stołu, obydwoje z napełnionymi talerzami. Obruszyła się widząc u siebie znacznie większą porcję.
- Kochanie, robisz mi jakieś aluzje?
- Wiesz, trzymanie w domu głodnego wilkołaka to naprawdę nie jest dobry pomysł. A to i tak za mało. Więc jedz i nie gadaj. - mrugnął doń rozbawiony.
- Pewnie. Świetnie. A w ogóle, to... Która godzina? - zmarszczyła brwi.
- W pół do dwunastej.
- W pół do dwunastej?! Za najwyżej pół godziny moi rodzice będą z powrotem w domu! Muszę lecieć! - krzyknęła spanikowana, zrywając się z krzesła. Cmoknęła bruneta szybko w policzek. - Spotkamy się jakoś później, pa!
Biegła przez miasto jak oszalała. Musiała jeszcze trochę zrobić w domu. Nie zwracała nawet uwagi na oglądających się za nią ludzi, chociaż musiała wyglądać naprawdę ciekawie. Wpadła do mieszkania, wypuściła Vitrę, która oczywiście musiała najpierw obwąchać trawę. Sprzątnęła "niespodzianki" pozostawione przez szczeniaka i zniknęła w pokoju, wyszukując jakieś ubranie do przebrania. Zdążyła w ostatniej chwili. Wszystko, łącznie z morderczym biegiem zajęło jej piętnaście minut. Ukazała się na dole, powstrzymując urywany oddech, gdy szczęknął klucz w frontowych drzwiach.
- Cześć kochanie! - przywitała się od progu Jenny.
- Cześć mamo, cześć tato - oparła wzorowo szatynka. Rodzice wgramolili się do domu i od razu skierowali do sypialni.
- Chyba ciężka noc - mruknęła pod nosem.
Zjadła wielkie śniadanie, nadal idiotycznie radosna i z rumieńcami na twarzy, gdy przypominała sobie o wczorajszej nocy. Wszystko było takie niesamowite! Zapowiedziała rodzicom już kilka dni wcześniej, że dzisiejszego dnia ma nocować u Sary. W praktyce jednak miała biegać po lesie i wyć do okrągłej tarczy księżyca. Na samą myśl o tym przechodził ją przyjemny dreszcz. Mimo bólu towarzyszącemu tej przemianie byłą to jedna z najwspanialszych rzeczy w życiu wilkołaka. Niebezpieczna, bo wtedy to wilk przejmował głównie kontrolę, ale za to pozwalająca się wyhasać dzikiej połowie.
Słońce niebawem miało schować się za horyzontem. Przedzierała się szybko przez dobrze znaną, leśną ścieżkę, która prowadziła do domu chłopaków. Jeszcze przed wejściem frontowymi drzwiami czuła zapach podekscytowania, lekkiej nerwowości i dosłownie szczenięcej radości. Weszła bez pukania, obdarzając każdego uśmiechem na powitanie. Seth zaznaczył, iż Michael już wybył z leśniczówki. Powitała tą informację z ulgą - nadal się go bała.
Niedługo potem wyszli, ubrani tylko w minimalne, luźne stroje. Chłopcy poradzili jej, by wzięła obszerny, długi T-shiert w którym właśnie maszerowała. Szkoda, że bez bielizny... Uważając, by nic z jej wdzięków nie wymknęło się spod materiału, wyszła na dwór. Taak, ona naprawdę była zbyt wstydliwa jak na wilkołaka. Chłopcy mieli na sobie luźne, krótkie spodenki lub bokserki. Reid śmiał się z niej, by nie przestraszyła się ewentualnie hasającego z gołym tyłkiem Michaela (tak na marginesie, nawet on nie potrafił nazwać do "Mike"). Odpowiedziała mu nieodgadnionym spojrzeniem z minął typowego idioty. Ruszyli każdy w swoim kierunku, twierdząc, że przemiana podczas pełni jest lepsza w samotności. Rzucili dodatkowo, że każdy wilkołak na świecei musi przez to przechodzi, właśnie w tej chwili. To zdecydowanie złagodziło jej strach.
Siedziała na trawie i patrzyła się w niebo. Czuła, że z każdą sekundą zbliża się jej przemiana. Co jakiś czas po plecach przebiegał dreszcz. To coś takiego, jak skurcze przedporodowe, pomyślała rozbawiona. Gdy księżyc zawędrował już prawie na swoje miejsce, zgięła się w pół, czując ogromny ból, który towarzyszył przesuwającym się żebrom. Zgodnie z zaleceniami szybko w połowie zdjęła, a w połowie zdarła z siebie koszulkę. Kości zmieniały swój kształt, a mięśnie położenie. Jej skóra porastała mieniącą się srebrem w blasku księżyca sierścią. Z jej gardła wydobywały się stłumione jęki, łkanie i zbolałe piszczenie. Kilka minut potem, gdy okrągła tarcza znalazła się na swym właściwym miejscu, powstała ostrożnie na czterech łapach. Po jej plecach przeszedł przyjemny dreszcz, dzięki czemu szybko zapomniała o bólu. Uniosła mimowolnie pysk ku górze i zawyła przejmująco, ogłaszając koniec swej przemiany i uwielbienie dla księżyca. W tle dało się słyszeć głosy kilku basiorów, co zlało się w piękny, nocny śpiew drapieżników.
Dobrze wiedziała, gdzie powinna szukać reszty stada. Podpowiadał jej to instynkt. Słyszała kilka wyć psów w mieście, które chciały dołączyć swoje głosy do wilków. Nie zwróciła na to jednak uwagi, chociaż w głębi duszy zastanawiała się, czy Vitra również wspomogła ich swoim głosem. Wbiegła na polanę, razem z kilkoma innymi wilkami. Każdy wyglądał jak uradowany, niecierpliwy szczeniak. Nawet Charlie. Nie było wśród nich rudego wilczura, czyli Michaela. Zerknęła na czarnego basiora stojącego przed członkami sfory. To miało być jakieś spotkanie?
Nie - odpowiedział jej łagodnie Dorian. - Wilki są po prostu stworzeniami stadnymi.
Aha, właśnie. Mam pytanie. - Megan zwróciła się w kierunku zielonookiego, a potem powiodła wzrokiem po reszcie zgromadzonych. - Jak to się stało, że nadal walczyliście z wampirem w czasie pełni? No, bo podobno ból jest taki sam jak przy wcześniejszej przemianie, która jest niezbyt wskazana. Gryzie mnie to, wybaczcie.
Nic nie szkodzi. Alfa ma w sobie takie coś, że może kumulować moc innych członków stada. Rzecz całkiem przydatna. Reszta więc cierpiała katusze, kiedy ja czułem po prostu nieprzyjemny ból i mrowienie. - przez pysk mówiącego Setha przebiegł grymas.
Och... Aha. A... Tak właściwie co robią wilkołaki w pełni? - spytała głupkowato biała wilczyca, oczywiście nadal w myślach.
Daj się ponieść! Zapoluj, pobiegaj - rzucił entuzjastycznie Reid.
Pozwól wyszaleć się wilkowi - dodał łagodnie Charlie. No, trochę ją to zdziwiło, ale nikt nie skomentował tej myśli. Tak samo jak smutnego faktu, że już nigdy nie spotkają się w czasie pełni z Naomi.
Postanowili wybrać się każdy osobno na polowanie. Nie trudno złapać było jakieś małe stworzonko typu zając, czy nawet niewyrośnięta sarna. Później postanowili wybrać się wspólnie na łosie do pobliskich lasów, kilka kilometrów od Vallent. Biała wilczyca samotnie przeszła przez las, trzymając nos blisko przy ziemi. Wyczuła trop szaraka. Przyśpieszyła do truchtu, otaczając kołem miejsce, gdzie znajdował się zając. W odpowiedniej chwili rozpoczęła pogoń za zaskoczonym szarakiem. Wynik był raczej oczywisty. Zatopiła kły w karku zwierzaka, mrucząc przy tym cicho. Następnie przystąpiła do skrupulatnego oskubywania martwego zająca. Nawet nie panowała nad tym, co robi, chociaż później pewnie będzie czuła do siebie wstręt. Zapolowała jeszcze na kolejnego szaraka i, szczęśliwym trafem, bażanta.
Nadal była głodna. Razem z całą watahą wyruszyła w celu zaatakowania stadka łosi. Po dwa, trzy, chociaż czasami i zaledwie jeden wilk, atakowali biednych roślinożerców. Jak to basiory, wadera zawsze dostawała od nich co lepsze kąski. Chwilę leżeli z wypchanymi brzuchami, oblizując zakrwawione łapy. Sierść na nich i tak pozostała w kolorze stęchłego różu. Następnie oglądała wyścig brunatnego wilka, Charlie'ego i mniejszego, Reida. Podobno ścigali się w każdą pełnię. Obecnie w większości byłą wilkiem, lecz gdzieś pod tym siedział rozumny człowiek. Tak samo miała reszta sfory, chociaż oni jakby bardziej bezwiednie oddawali się rozkoszom kontroli drapieżnika. Potem wszyscy dołączyli się do biegów przez las.
Podczas kończenia wylizywania krwi z resztek ciała przepiórki nie była człowiekiem. Słysząc szmer łamanych gałęzi miała czerwono przed oczami, a z wilczego pyska wyrwał się cichy warkot. Ruszyła w tamtym kierunku truchtem. Brzuch wilkołaka był bezdenny, a znajomy zapach jakoś dziwnie do siebie kusił. Dodatkowo czuła... Feromony. Skradając się między drzewami dostrzegła sylwetkę jakiejś dziewczyny, która dziarsko wkraczała między leśną roślinność, mimo towarzyszących temu narzekań. Wilczyca napięła mięśnie. Chciała zapolować na coś większego, a feromony, którymi otuliła się dziewczyna działały na nią niczym czerwona płachta na byka. Tylko ona mogła wpaść na taki pomysł. Rzuciła się na postać, rozpościerając szeroko łapy i prezentując ostre kły. Z gardła wilka dobywał się głuchy warkot.
Coś uderzyło ja w bok. Upadła na ziemię, zaraz szybko się podnosząc i otrzepując. Przed nią stał szary wilk. Matt. Całą czerwień sprzed oczu znikła, skuliła się i odsłoniła gardło uznając dominację Drugiego w stadzie. Doszło do niej, co tak właściwie zrobiła. Spojrzała z przerażeniem w kierunku swej niedoszłej ofiary. Sara nie doznała wyraźnego uszczerbku na zdrowiu, została zaledwie draśnięta, co poskutkowało podarciem jej ulubionej bluzki. Megan czuła, ze później koleżanka będzie się na nią wydzierać. Również nastolatka patrzyła na nią zdziwiona, pobladła ze strachu. Wilczyca szybko uciekła między drzewa. Resztę pełni spędziła biegnąc przez las i nie pozwalając nikomu do siebie podejść. Mogłam ją zabić. Prawie zabiłam. To nie jest dobre. To cholernie złe.
Następny dzień spędziła głównie skulona w łóżku. Czuła się strasznie, przez wydarzenia wczorajszego dnia. Jak mogła zaatakować Sarę? Gdyby nie Matt, jej przyjaciółka już by nie żyła. Z resztą, ona sama pewnie też... Chociaż może to byłoby i dobre. Dziewczyna nie miała jej tego za złe, a chłopcy ze sfory cały czas pocieszali ją i mówili, że mogłoby to przytrafić się każdemu, nawet Mattowi, gdyby nie fakt, iż Sara to jego partnerka. Przynajmniej miała pozbyć się szybko feromonów - tak, tylko ona mogła wpaść na pomysł, by używać feromonów, w celu jeszcze większej atrakcyjności dla swojego chłopaka, wilkołaka. Mimo wszystko szatynka czuła się strasznie. To ona ją zaatakowała. Nie Seth, nie Dorian, nie Reid. Megan. Jej najlepsza przyjaciółka.
Miała wrażenie, że jest jakimś niezrównoważonym psychicznie wilkołakiem. I tak właśnie chyba było. Pewnie to właśnie to ukrywali przed nią chłopcy i o to nawrzeszczała na nich Naomi. Po raz kolejny czarnowłosa dziewczyna chciała dobrze, ale nikt jej nie słuchał... W każdym bądź razie Megan czuła i wiedziała, że nie ma prawa bytu. Nie mogła istnieć. Powinna zostać zniszczona, dla dobra ogółu, otoczenia. Już podjęła decyzję. Znalazła w pokoju rzemyk, zawinęła w rulon jakąś koszulkę i spodenki. Napisała dla rodziców list pożegnalny. Po czym długo opuszczała wyraźnie zaniepokojoną stanem właścicielki Vitrę. Ze łzami w oczach wybiegła z domu.
Podczas przemiany nadal czuła lekkie pobudzenie spowodowane wczorajszą pełnią i polowaniem. Było późne popołudnie, więc jeszcze trochę zostało jej do wieczoru. W lesie szybko zrzuciła z siebie ubranie, ciasno przywiązała do nogi, tuż nad kostką rzemyk z rulonem ubrań i zaczęła wolno biec. Pożegnanie z tym wszystkim było cięższe, niż początkowo zakładała. Na obrzeżach vallentowskich lasów uniosła łeb i głośno zawyła. Był to dźwięk pełen bólu, wyraźnie pożegnalny. Poczuła jeszcze kilku członków stada i ich głosy, by została tam, gdzie jest. Rozpoczęła morderczy bieg. Nie wiedziała dokąd zmierza. Po prostu biegła przed siebie. To był jedyny pomysł, na jaki wpadła.
Wybaczcie kochani. Odchodzę.
Po wyszeptaniu tych słów do goniących ją basiorów, w umyśle wadery nastała przejmująca cisza.
______________________________
Wreszcie zebrałam się na nowy rozdział. Ogromnie długo to trwało, wybaczcie mi proszę... Jestem leniem. Miałam jeszcze wplątać w to opowiadanie zazdrość Meg o Earl, ale jakoś tak nie wyszło. Bez rozpisywania się - pozdrawiam i przepraszam.
Zakończenie poprawiłam, bo było tak okropne, że nie wiem.
Nareszcie nowa notka!
OdpowiedzUsuńCiekawy zwrot akcji , tylko jak sama powiedziałaś ta końcówka trochę dupna .
Z niecierpliwością czekam na nn ;)
Hej kochani, ja tylko na słówko. Zmieniłam końcówkę, bo tamta po prostu mnie przerażała. Teraz jest znacznie lepiej, chociaż wena mogłaby bardziej dopisać, no ale już na nią nie narzekam. ;) A tak na marginesie - jakieś plany na wakacje?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco.
Jak dla mnie rozdział jest ok. :)
OdpowiedzUsuńDostrzegłam jednak jeden błąd. Na początku napisałaś, że jest sobota, a zaraz potem, że jest piątek więc spokojnie będzie mogła się wyszaleć jako wilkołak.
Niby nic, ale coś ;p
Trochę głupio wyszło z tą Sarą, jednakże ucieczka była chyba jedynym wyjściem z tej sytuacji..
Cóż..
Mam nadzieję, że wszystko ułoży się jak najlepiej..
Pozdrawiam!
P.S. Nie pogniewałabym się, kiedy dostałabym Twój prywatny numer :D
Żart XD
Jeśli nie chcesz, to nie dawaj ;)
no teraz przyznam ze końcówka mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńWitaj
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy zwrot akcji :) W koncu nowa notka czesto tu zagladam :) I mam nadzieje ze nastepna bedzie szybciej. :) Milych wakacji:)
Pozdrawiam
Klocu
Wreszcie ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy, podoba mi się.Niecierpliwie czekam co dalej.
:D
Witajcie kochani, mam dla Was dwie wiadomości. No, może zacznijmy od tej, powiedzmy, "dobrej".
OdpowiedzUsuńOtóż razem z Flor Azuceną piszemy nowego, wspólnego, jak można to wywnioskować, bloga. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. A oto i link: dwa-swiaty-jedna-dusza.blog.onet.pl
Piszę tam z perspektywy Chantelle i mam nadzieję, że cała opowieść się Wam spodoba, no - a także będzie nam towarzyszyć w jej tworzeniu. :)
Tą "złą" będzie, jak zwykle - brak weny. Ostatnio wcale nie mam ochoty na pisanie dalszych losów Megan. Muszę się do tego przybrać, ale strasznie opornie mi to idzie. Mam wszystko w głowie, wystarczy przelać na papier. Ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Uprzedzam, że 08.07.-21.07. to wyjazd na kolonie, a 28.07.-08.08. to obóz konny. Zobaczymy, jak przeżyję ten drugi - może Neversowa i Nekoś mnie nie zjedzą, co? ;P
Pozdrawiam gorąco i życzę wspaniałych wakacji!
Czekam na więcej. Kiedy trafiłam na Twój blog, nie mogłam sie oderwac od czytania. ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://nocnalowczyni.blog.onet.pl
przyznam szczerze, że spodobało mi się, jak na mój gust za często opisywałaś ubiór Megan i to ze szczegółami, ale każdy ma inny styl:) czekam na ciąg dalszy:)
OdpowiedzUsuńAkurat jestem typem osób, które lubią od czasu do czasu opisy, stąd opisywanie ubioru, jeżeli akurat coś mi wpadnie do głowy. ;) Chociaż zazwyczaj są to moje własne "stylizacje", mimo faktu, że wolę raczej koszulkę i bluzę.
OdpowiedzUsuńWczoraj starałam się coś ruszyć, jak znajdę czas to może w końcu uda mi się napisać kolejny rozdział. Przepraszam, że tak przedłużam, ale albo brak ochoty, albo czasu, albo - o zgrozo - weny. Niestety, tak jak mówiłam, już w czwartek wyjeżdżam na obóz, więc raczej zbyt wiele to nie napiszę. Mimo wszystko trzeba ruszyć swoje leniwe dupsko.
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę fajnych wakacji. ;)
Ponieważ opowiadania o wilkołakach, ponieważ wole je od wampirów i szczerze mówiąc mam dość tych arystokratycznych dupków ^^ Postanowiłem zabrać się za to opo bo bardzo mnie zachęca tematyka i jestem po pierwszym rozdziale ^^ super bardzo ^^. Dlatego lecę dalej poszerzać moja ciekawość. Jakbyś chciała, to możesz zajrzeć do mnie http://half-of-the-moon.blogspot.com/ ja zaś pisze opowiadania o duchach i trochę o ich walkach między sobą ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam cie, pozdrawiam, i dodaje do moich linków ^^
dodaj cos nowego ! :P
OdpowiedzUsuńczekam niecierpliwie na nowy rozdział, ale rozumiem Twój brak chęci/weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Przepraszam, że przetrzymuję wszystkich w takiej niepewności, ale coś tam już wyskrobałam. Teraz tylko zebrać się, żeby rozdział dokończyć. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco wszystkich Czytelników, którzy nadal wierzą w leniwą Nightmare.
Kurcze... Pochłaniam twój blog w całości :P Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńJak zaczęłam czytać Twój blog, polubiłam wilkołaki :)
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńZostałaś przeze mnie nominowana do One Lovely Blog Award. Więcej informacji na moim blogu. Zapraszam do zabawy!
Pozdrawiam
Meg
Cudowne! Takie wzruszające, szczególnie pod koniec... :) Czekam na nowy rozdział i życzę weny. Pozdrawiam, Anne
OdpowiedzUsuńSuper jest :D Zapraszam do mnie ringse.bloog.pl :)
OdpowiedzUsuńŚledzę bloga od początku.
OdpowiedzUsuńCzekam, czekam i czekam...
Gdzie nowe notki? Napisz coś, bo umrę! :)
Tak, ja wiem, że jestem straszna. ;P
OdpowiedzUsuńMam już jakieś... Pół rozdziału, może więcej, ale drobny problem z ruszeniem. Może dzisiaj się trochę za to wezmę.
Pozdrawiam. ;)
Ciekawie, megaciekawie, lecę dalej bo nie wytrzymam. Megan odchodzi od stada?!
OdpowiedzUsuń