sobota, 1 listopada 2014

Epilog.

''Kto przebywa z wilkami, nauczy się wyć.''


    Nazywam się Megan Forest. Byliście świadkami mojego wstępu w dziwny, tajemniczy i często niebezpieczny świat. Ciężko mi powiedzieć, czy to był najciekawszy okres w moim życiu, jednak na pewno go rozpoczynał. To początek zmian, które nawet ciężko mi opisać.
    Zyskałam i odzyskałam rodzinę. Odzyskałam, bo moi rodzice się zeszli i choć wciąż nie jest tak jak dawniej, wszystko idzie ku lepszemu. Przynajmniej w to wierzę. Oczywiście, przez zyskaną rodzinę mam na myśli stado.
    Wataha cały czas się ze sobą zgrywa, a z czasem zyskuje nawet nowych członków. W końcu również znalazła swoje terytorium, niezbyt duże, lecz wystarczające; pośród lasów, które dają poczucie wolności. Sfora stała się więc prawdziwą watahą z własnym miejscem na ziemi. Choć w sercach członków wciąż kwitnie poczucie, że gdzie stado, tam znajduje się ich dom. Z każdym dniem zżywamy się coraz bardziej i choć wciąż nawiedzają nas problemy, wspólnie potrafimy je zażegnać.
    Jeżeli chodzi o Nicka, oczywiście wciąż obdarzam go zaszczytem przebywania w swym towarzystwie. Również wciąż pracujemy nad naszą więzią, która nie jest już tak czysta jak przed moją ucieczką. Jednak, zyskała na prawdziwości. Poznajemy siebie nawzajem, odkrywamy powoli nasze sekrety.
    No bo hej, wiedzieliście na przykład, że przybrani rodzice Nicholasa wiedzą o tym, że jest zmiennokształtny? Nick wybrał się w podróż, bo sam bał się tego, kim jest. Poza tym chciał zanleźć swoich biologicznych rodziców, co do tej pory nie przyniosło efektów.
    Earl, na ten przykład, była wpadką przygodnej nocy, o czym dowiedziała się dopiero niedawno. Początkowo dość mocno się tym przejęła, jednak Jeremy wybił jej te myśli prędko z głowy; tak, wciąż są razem i stają się coraz bardziej nieznośni.
    Nie będę rozwodzić się na temat każdego członka stada z osobna, poza tym, hej, to w końcu moja historia! Powiem tylko, że Sara oczywiście również przeniosła się za Mattem. Choć w głębi serca mam nadzieję, że zrobiła to trochę z mojego powodu. Dodatkowo, Seth zainteresował się pewną sprytną, żywiołową waderą o imieniu Lisa. Jest wspaniała, aż ciężko ją opisać, po prostu - wszyscy uwielbiają Lisę.
    Ale wróćmy do mojej skromnej osoby. Wciąż poszukuję siebie, często trochę po omacku, jednak bezustannie nad tym pracuję i wydaje mi się, że przynosi to jakieś efekty. Cóż, naprawdę mam taką nadzieję.
    Oczywiście, pozostało wiele niewiadomych. Na przykład, Charlie postanowił nie szukać swej przeszłości, choć czasami wygląda, jakby się nad tym zastanawiał. Wciąż nie wiadomo również, czy Nicholas starzeje się jak zwykły człowiek, ma wydłużone życie, czy też jest nieśmiertelny. Ten problem z kolei mi samej spędza sen z powiek. Kiedyś rozmawiałam o tym z Jeremym i okazało się, że również się tym martwi, względem Earl, oczywiście.
    Są rzeczy, które może pokazać tylko czas. Czas ma we władaniu wszystkich, nawet nieśmiertelnych. Nie ogranicza długości ich życia, ale niezaprzeczalnie zmienia, ma na nich wpływ. Jak na każdego z nas. Trzeba się z tym liczyć.
    Och, ale to nie jest takie ważne. Ważniejsze, że wciąż jesteśmy razem i pomimo lepszych i gorszych okresów potrafimy dać sobie radę. Wspólnie. I chociaż jutro potrafi przewrócić życie do góry nogami, wiem, że zawsze wyjdziemy z tego obronną ręką.
    Cieszę się, że byliście przy tym ze mną. I życzę Wam tyle samo szczęścia, ile mam ja.

piątek, 31 października 2014

Rozdział XXVII.

    Poza niewyraźnym mamrotaniem, połączonym z ohydnymi dźwiękami mlaśnięć rozmiękłych ust, zdołała usłyszeć tupot łap i warczenie. Chwilę przed tym, jak martwa dziewczyna została z niej zrzucona siłą rozpędu pastelowej błyskawicy. Wilkołaki były bardzo silne. Istniały jednak stworzenia zdecydowanie od nich silniejsze. Jednym z nich był właśnie ten stwór.
    Przekazała swoje myśli wilczą mową; była zdecydowanie krótsza od tej ludzkiej. Reid początkowo jej nie posłuchał, jednak na kilka stanowczych warknięć w końcu odskoczył od stwora. Wilkołak często dawał się ponieść i choć długo targały nim emocje, szybko odzyskiwał zdrowy rozsądek. I na szczęście tym razem potrafił go użyć.
    Jasny wilk stał między Megan, a martwą dziewczyną. Był gotowy do kolejnego skoku. Stwór podniósł się niezgrabnie, spoglądając na nich pustym wzrokiem, po czym zaczął krzyczeć. Był to naprawdę okropny dźwięk. We wrzasku przechodzącym w pisk słychać było udrękę, wściekłość i miliony innych uczuć, których dziewczyna nie mogła zidentyfikować przez zbyt głośny dźwięk. Zakryła dłońmi uszy; Reid swoje skulił już dawno.
    Po tym potwór wywrócił się, pełznąc w kierunku brzegu jeziora. Wilk chciał zaatakować, jednak szatynka powstrzymała go stanowczym ruchem. Patrzyli, jak stworzenie wczołguje się w ciemne, wodne odmęty, zostawiając po sobie naruszoną taflę wody i trupi odór.
    Stali tak chwilę, wpatrując się w jezioro, jednak nic się nie wydarzyło. Na tę chwilę, stwór odszedł. Megan przykucnęła, gładząc wilka po sierści na głowie i karku. Wilkołak zerknął na jej uśmiechniętą twarz, parsknął i odszedł. Był zirytowany i naburmuszony. Nie zdziwiło jej to.
  - I tak dziękuję, Reid. Jak zawsze niezawodny.
    Mimo iż poszedł przodem, dziewczyna w drodze do leśniczówki ciągle widziała majaczącego parę metrów od niej wilka. Chłopak miał zadatki na niezłego bohatera, gdy miał taki kaprys. Wyszczerzyła się zadowolona na tę myśl. Przed leśniczówką stało już całe stado.
  - Co to było, do cholery?! Co wyście tam znaleźli? - zapytał wyraźnie zbity z tropu Matt.
  - Już mówiłem. Topielica - burknął pod nosem Charlie.
  - To było przerażające. Ten wrzask, znaczy się - zauważył Dorian. - Aż sierść na karku się jeży.
  - Naprawdę, musicie dyskutować akurat tutaj? Wejdźmy w końcu do środka - rzekł zrezygnowany Seth. Właśnie mogła stracić życie, ale ich widok zawsze strasznie poprawiał jej nastrój. W sumie mimo wszystko była jakaś wesoła. Pewnie dlatego, że przede wszystkim znajdowała się w domu.
    Opowiedziała wydarzenia znad jeziora przy akompaniamencie pomruków Reida. Oczywiście później zrobił awanturę, jednak tego chyba nie musi przytaczać. Każdy mniej więcej wie, jak to wygląda. Co najgorsze to on zawsze wychodzi na swego rodzaju wariata, kiedy po prostu się o wszystkich martwi. Ale mówi to wariatka, która poszła na spotkanie z Martwą Dziewczyną; nazwa się przyjęła, głównie za sprawą Reida.
  - Dobra, spokój. Ważne, że nikomu nic się nie stało - odezwał się Seth, widocznie zmęczony sytuacją.
  - Przynajmniej mamy informacje. To topielica. Topielice to ''słabsze'' wersje utopców, no i to tylko kobiety. Mimo tego, że nie są tak inteligentne jak utopce, są równie silne i strasznie zawzięte. Tylko, że to się do końca nie wpisuje tak, jak powinno w legendy. No i topielice nie występują w wodach zamieszkanych przez wodniki, chociaż ludzie często mylili wszelkie topielce z wodnikami. To demony opiekuńcze, czasami trochę złośliwe, ale jednak. Przynajmniej dalej pozostajemy w kręgu mitologii słowiańskiej... - Charlie zamyślił się. Mimo, że trwało to dość długo, nikt się nie odezwał. Brunet zdjął z szafki jedną ze starych, grubych ksiąg, przyniesioną z piwnicy. - Istnieją, bardziej legendy, niż podania, mówiące o kryształowych domach wodników na dnie jeziora. Właściwie najprawdopodobniej lodowych, ale mniejsza z tym. Wodniki mają tam więzić dusze utopionych ludzi. Legendy nigdy nie zostały potwierdzone, ale jeżeli nasz stary wodnik zwariował i zaczął topić ludzi...
  - Mógł przetrzymywać tam dusze tych dziewczyn - odezwała się Megan. - Ciężko było to zrozumieć, ale ona mówiła chyba ''pomóż mi''. Po prostu... Mam takie wrażenie.
    Tuż przed otworzeniem się drzwi usłyszała cichy szmer. Również zapach nie dał wcześniej znać o przybyciu gościa. Co jak co, ale szlachetne wilki są naprawdę imponujące.
  - Właściwie, przetrzymuje. I ciało jednej z nich. Dwa pozostałe właśnie wyławiają z jeziora - oświadczyła Zoe, wchodząc do leśniczówki. - Och, jeszcze jedno. Michael już poszedł. Jak zwykle, nawet się nie pożegnał. Ale lepiej zajmijcie się teraz tymi trupami.
  - Jak zwykle bezpośrednia - rzuciła Megan, uśmiechając się do brunetki, która wzruszyła ramionami.
  - Zoe, wiesz może, czy wodnik może kontrolować topielicę? - zapytał Dorian, wciąż marszcząc brwi. Chyba tak mu już zostanie. Pierwszy raz widzę, by ktoś tyle dni marszczył brwi.
  - Nie mam pewności, ale jeżeli mieszka w jego zbiorniku, a tym bardziej zginęła z jego ręki, myślę, że jest to wielce prawdopodobne.
  - To by naprawdę wiele wyjaśniało. Co prawda wodniki tak nie robią, ale ten jest stary i szalony.
  - I... Zapewne samotny - stwierdziła w zamyśleniu Megan. Jej myśli były dziś strasznie chaotyczne. Jednakże, ponownie czuła jak ważne jest dla niej to stado. - Nikt już nie wierzy w stworzenia z legend. A wydaje mi się, że to naprawdę wiele zmienia.
  - Jestem gotowy zaryzykować z tą teorią, Seth. To najlepsze wytłumaczenie, na jakie trafiliśmy od samego początku tej sprawy - stwierdził Charlie, spoglądając na Alfę. - Wodnik powoli zaczynał szaleć, być może obudził się ze snu i w końcu zaczął mordować ludzi. Postanowił masowo kolekcjonować dusze. A że wodniki same w sobie nie są szczególnie pracowite, znalazł sobie służącą.
  - Dobrze, tylko pozostaje pytanie - co mamy z tym zrobić?
  - Nikt nie poluje na wilczym terytorium - warknął Reid, stojąc z boku ze skrzyżowanymi ramionami.
  - To oczywiste.
  - Nie powinniśmy zostawiać duszy tej dziewczyny pod jego kontrolą. I nie tylko tej, którą zamieniono w topielicę. To... Nie wypada - stwierdził Dorian, wyraźnie zmartwiony całą sytuacją.
  - W takim razie wystarczy jedynie zabić Wodnika, racja? Mogę to zrobić choćby w tej chwili - stwierdził Reid.
  - To nie takie proste. Jeżeli go zabijemy, to albo dziewczyna zostanie uwolniona, albo całkowicie przepadnie. Teraz jest zniewolona, ale prawdopodobnie jeszcze nie do końca zwariowała. Mimo wszystko to jedyny sposób, jaki przychodzi mi do głowy. - Charlie wciąż rozważał możliwe wyjścia, wpatrując się w drewnianą podłogę salonu. - Zakładając, że przyjmiemy ten plan, trzeba jeszcze jakoś go stamtąd wywabić.
  - Po mnie wyszła topielica. Ponadto raczej ciężko byłoby ją zatrzymać, jest naprawdę strasznie silna. I okropnie cuchnie, bądźcie na to przygotowani - powiedziała Megan, krzywiąc się. Zauważyła, że Reid również potarł nos.
  - Masz na to jakiś pomysł, Charlie? - Seth zerknął w stronę krzywiącego się bruneta.
  - Średnio. Mogę jedynie przypuszczać, że działa na nią jakiś rodzaj drewna bądź metalu, prawdopodobnie srebro. Jedyne podania to te z różańcem, niegdyś wszelkie topielce były bardzo popularne, na całym świecie, mimo wszystko jak zawsze jedyną bronią była wiara. Przypuszczam zresztą, że ciężko to ścierwo zabić, stąd tak niewiele podań. Nieważne. W każdym razie, wtedy różańce robiono z drewna, czasami dodawano krzyżyk z jakiegoś rodzaju metalu. Nie bardzo orientuję się w drewnie, natomiast na większość wodnych stworzeń działa srebro, zgadza się, Zoe?
  - Zgadza, z tego co wiem - odparła siedząca z boku wilczyca, przyglądając się uważnie swoim paznokciom.
  - To się robi zbyt skomplikowane - burknął pod nosem Jeremy.
  - W dodatku nic nie jest pewne.
  - To kwestia podejmowania ryzyka. Choć ryzyko trzeba kontrolować - rzekła Zoe, nie przerywając czyszczenia paznokci.
  - Więc je podejmijmy. Mam dość czekania. - Reid przestąpił z nogi na nogę, rozkrzyżowując ręce.
  - Lepsze ryzyko, niż siedzenie i dyskusje.
  - Nie chcę, żeby ktoś jeszcze ucierpiał.
  - Ja też nie.
  - A tym bardziej ja. Naprawdę współczuję tym dziewczynom...
  - Stado postanowiło, jeżeli jesteś w miarę pewny tej teorii, Charlie, to jutro wieczorem się z tym rozprawimy. - Seth zerknął na zebranych, ostatecznie pozostawiając swe spojrzenie na twarzy wysokiego bruneta.
  - Uważam, że srebro powinno zadziałać.
  - Ale dlaczego mamy czekać do jutra? Im szybciej się tym zajmiemy, tym lepiej - stwierdził blondyn, ponownie przestępując z nogi na nogę.
  - Tylko kontrolowane ryzyko jest w porządku. Poza tym wątpię, żeby topielica miała się dzisiaj zjawić. Jest tępa i zniewolona, ale również odczuwa strach, a wilkołakom jednak daleko do słodkich piesków. I my również musimy najpierw opracować jakiś plan.
  - To będzie dłuugi wieczór - westchnął Reid, opadając z sił.


***


    Gdy Megan wyszła z leśniczówki, była kompletnie wyczerpana. Szła sama, bo Zoe zwinęła się w trakcie ich planowania, obwieszczając przy okazji, że Micheal prawdopodobnie nie odwiedzi ich stada w najbliższym czasie.
  - Z natury mamy kiepskie maniery, on szczególnie, pewnie nawet przez myśl mu nawet nie przeszło, żeby się pożegnać. Dodatkowo średnio za sobą przepadamy, więc szybko ulatnia się po naszym ewentualnym spotkaniu.
    Zoe i Michael byli dziwnym rodzeństwem. Nie potrafiła zrozumieć ich relacji. Pewnie jednym z powodów było to, że Megan była jedynaczką. Właściwie, nie utrzymywali nawet większego kontaktu z resztą rodziny, więc siłą rzeczy nie za bardzo orientowała się w tego typu więzach.
    Niedługo przed wyjściem z lasu poczuła znajomy zapach i ujrzała równie znajomą sylwetkę, skrytą nieco w cieniu. Uśmiechnęła się lekko, podchodząc do chłopaka i po prostu się przytulając. Nicholas objął talię szatynki, kładąc brodę na jej głowie.
  - Mam pewną sprawę do załatwienia. Chociaż wolałbym teraz nie wyjeżdżać - mruknął, robiąc palcami małe, ale bardzo rozpraszające kółeczka po bokach dziewczyny.
  - Nie martw się, stado sobie poradzi. Już raz mnie uratowałeś, teraz pozwól wykazać się komuś innemu. - Mrugnęła do niego rozbawiona. - Co to za sprawy?
  - Rodzinne. Wolałbym zająć się osobiście ratowaniem. Oczywiście dlatego, że liczę później na wyrazy wdzięczności. - W oczach Nicka pojawił się szelmowski błysk. Cóż, może jednak nie pozwolę mu jechać...
  - Musimy w końcu porozmawiać o takich rzeczach, Nick. Ale to nie jest dobry czas. Obiecuję, że nie będę nikomu przesadnie wdzięczna. Długo cię nie będzie?
  - Kilka dni, jak najkrócej, mam nadzieję. Co to w ogóle jest?
  - Oszalały wodnik zniewalający dusze nastolatek i topielica. Nic niezwykłego.
  - Daj znać od razu, jak się z tym uporacie. Tylko nie zapomnij.
  - Nie zapomnę.
    Żegnali się niezbyt długo, jednak Megan od razu poczuła brak zmiennokształtnego. Odprowadziła Nicholasa tęsknym wzrokiem. Wciąż nie wszystko było między nimi w porządku, starali się ze sobą rozmawiać i nad tym pracować. Nicholasowi bardzo ciężko przychodziło otwieranie się na innych, nie napierała więc przesadnie. Poza tym, mieli czas.


    Późnym wieczorem, właściwie koło północy, Megan ponownie przechadzała się brzegiem jeziora. Nie byli pewni, czy topielica ponownie da się nabrać, jednak nie chcieli wysyłać do tego zadania Sary czy Earl; z nich wszystkich to Megan była najbardziej wytrzymała.
    Tym właśnie prostym sposobem dziewczyna paradowała - po raz drugi - w pożyczonych od Sary, lecz tym razem również od Earl ubraniach i dodatkowo krótkiej, rudej peruce. Tak, Megan również nie udało się dokładnie ustalić, po co jej przyjaciółce peruka. Grunt, że ostatecznie się przydała. O ile Martwa Dziewczyna znów ruszy na polowanie.
    A na to nie trzeba było zbyt długo czekać. Potwór wyjrzał z wody, chowając się między trzcinami - o czym Megan wiedziała dzięki czułemu słuchowi - po czym naprawdę cicho zaczaił za plecami nastolatki. Co oznaczało, że Martwa Dziewczyna jednak potrafiła się czegoś nauczyć. To sprawiało, że musieli działać bardzo szybko.
    Megan odwróciła się szybko, głośno krzycząc. Topielica zagulgotała, ponownie przygniatając ją do ziemi. Zgodnie z zaleceniami Charlie'ego trzymała się w miarę daleko od zebów stworzenia - wilkołacze palce zwykle nie odrastały.
    Po raz kolejny stworzenie zostało zrzucone z szatynki, lecz tym razem smuga nie miała pastelowej barwy, zaś była bunatna, praktycznie czarna. Zaledwie chwilę potem nad wodę przybyły pozostałe wilkołaki; niektóre w zwierzęcej formie, inne zaś jako ludzie ubrani w grube rękawice.
    Tak naprawdę, nawet przez taką izolację wilkołaki w pewien sposób czuły srebro łańcuchów, którymi próbowały owinąć topielicę. Czuła to w tej chwili na sobie, przez znajdujący się w kieszeni płaszcza, srebrny sztylet. Potwór wył i miotał się. Z czasem ruchy słabły, jednak udręczone dźwięki przybierąły na sile, co było naprawdę rozpraszające. I przede wszystkim niemiłosiernie raniło czułe wilcze uszy; nos już dawno przestał im działać.
    Czekali, nawet przez chwilę nie tracąc czujności. Megan zastanawiała się, czy srebro na pewno zadziała na wodnika. Udało się z topielicą. Nie było jednak gwarancji, że poszczęści im się przy wodniku, który prawdopodobnie był jeszcze silniejszy od topielicy.
    W pewnym momencie, dokładnie na środku jeziora, tafla wody zmarszczyła się. Mięśnie wszystkich wilków spięły się jeszcze bardziej. Powoli, gdzieś z głębin wyłaniało się dziwne stworzenie. Wpierw jedynie wychynęło z wody, zbliżając się ku nim niczym przyczajony krokodyl. Gdy niski potwór znalazł grunt pod nogami, majestatycznie ukazywał im pełnię swego wyglądu.
    Wodnik wyglądał jak połączenie żaby i starca, choć bliżej było mu do żabiej aparycji. Miał rzadką, długą brodę, która kojarzyła się Megan z mistrzami wschodnich sztuk walki. Jego ślizga skóra miała barwę mułu, a przynajmniej na to wyglądało przy wątłym świetle księżyca. Żabie oczy zwróciły się w ich kierunku. Tylko w nich dostrzegalny był obłęd. Szeroki, żaby pysk rozchylił się, ukazując różowy język.
  - Przeszkadzać. Zostawić moje sługi, zły wilk.
  - To nie jest twoja służąca. Jeżeli ją chcesz, sam musisz po nią przyjść - odpowiedział Seth, wciąż stojąc rozluźniony, mimo nieprzyjemnego, skrzekliwego głosu wodnika.
  - Źle. Sqarkkauuqs ma sługę. To ta. - Uniósł swoją chudą rękę; pomiędzy palcami miał błonę. - Wy ją oddać.
  - Przyjdź po nią i sam ją weź.
    Wodnik zauważalnie stał się jeszcze wścieklejszy. Machnął grubym ogonem, rozwinął płetwę na plecach i ruszył w ich kierunku. Gdy znalazł się na brzegu, nagle wykonał dwa wielkie susy na czterech kończynach i złapał Setha za brodę, kalecząc opalone policzki chłopaka. Wilki zaczęły warczeć, lecz na wyraźny sprzeciw Alfy pozostały na swoich miejscach.
  - Bezczelny wilk. Ja wziąć co moje. I ją też. - Spojrzał w kierunku Megan. Spięła się bardziej, zmieniając wyraz twarzy ze złości na strach.
    Zrozumiała coś. Wodnik najwidoczniej dalej nie zdawał sobie sprawy z tego, że Megan również jest wilkołakiem. Pachniała - względnie - jak człowiek, zauważyła również, że wodnik dziwnie mruży oczy, co mogło oznaczać, że nie widzi zbyt dobrze. W dodatku był obłąkany. Charlie także to zobaczył, więc przekazał to reszcie serią cichych warknięć.
  - Cicho być, zły wilk - żachnął się wodnik, słysząc dźwięki wydawame przez brunatnego wilkołaka. - Oddać mi dwie sługi, to przeżyją.
  - Dobrze, weź je - odparł sztywnym głosem Seth.
    Wodnik wyglądał na szczęśliwego. Był bardzo pewny siebie, co nie wróżyło najlepiej. Zostawił wilkołaka w spokoju, podchodząc do sztywno stojącej Megan. Wilgotne dłonie zacisnęły się na szyi dziewczyny. Reid warknął, kucając bliżej ziemi i obnażając kły.
  - Cicho. Puścić sługę, inaczej umrzeć.
  - Wypuście topielice - rozkazał gardłowo Alfa, spoglądając na wodnika prawie w pełni wilczym spojrzeniem.
  - Dobry wilk. Ty musieć iść ze Sqarkkauuqs do Aquutiank. Czyli musieć paść.
    Seth zaatakował wodnika, gdy tylko uścisk na szyi Megan się wzmocnił. Sqarkkauuqs zareagował natychmiastowo, odwracając się w stronę wilkołaka i przecinając mu pierś pazurami. Megan wyszarpnęła sztylet z kieszeni, wbijając jego ostrze w kark wodnika, po samą rękojeść. Rozpruła stworzenie na całej szerokości kręgosłupa.
    Wodnik skrzeczał, zwijając się z bólu. Skóra, której dotknęło srebro poczerniała i wyglądała na przypaloną. Megan puściła sztylet, sama ledwo powstrzymując skowyt - nie chciała rozpraszać sobą reszty. Seth wbił swój nóż prosto w czoło wodnika. Jego ciało drgnęło kilkukrotnie, po czym całkowicie znieruchomiało.
    Również topielica zaczęła się szarpać, jednak szybko znieruchomiała, wydając spomiędzy opuchniętych ust ostatnie, ciche westchnienie. Nie byli pewni, co stało się z duszami dziewczyn, jednak, jak powiedziała dziewczynie Zoe, powinny być wolne. Jeszcze chwilę każdy z wilkołaków wstrzymywał oddech. Megan przerwała ciszę niezbyt głośnym piskiem z głębi klatki piersiowej.
    Musiała mówić, że stado zareagowało tak, jakby była śmiertelnie ranna?


  - Szkoda, że już odchodzisz - powiedziała Megan, spoglądając na Zoe ze szczerym smutkiem.
  - Już czas. I tak długo tu zabawiłam, uwierz. Rozwiązaliście wczoraj sprawę z wodnikiem, całkiem sprawnie z tego co słyszałam.
  - To było sprawdzenie, prawda? Czy w ogóle jesteśmy stadem?
  - Nie zaprzeczę. Ale jesteście, nie potrzebujecie nadzoru. W dodatkowo bardzo uroczym stadem. Naprawdę, nigdy nie widziałam tak rozkosznych wilczków.
  - To chyba nie brzmi tak dobrze, jeżeli mowa o wilkołakach - stwierdziła rozbawiona Megan.
  - Może i nie. No, idę. Aron zapewne już przebiera nogami. - Teraz to Zoe była rozbawiona.
  - Na pewno tęskni. Zresztą, śmiem twierdzić, że ty również.
  - Dla mnie czas ma inną miarę. Choć nie zaprzeczę, lubię spędzać z nim czas. To jeden z niewielu wilków, którymi muszę zajmować się niczym zbłąkanymi szczeniętami.
  - Czasami jesteś naprawdę niemiła. Ale fakt, to dobry Alfa. - Telefon Megan zadrżał w kieszeni spodni. Zapewne Nick odpisał na SMS-a.
  - Nawet bardzo dobry. Bycie Przywódcą to naprawdę ciężka rola. Och, staję się sentymentalna. Na każdą z nas ktoś czeka. Dbaj o rękę. Blizny zostaną, ale dzięki tej maści nie będą aż tak widoczne.
  - Żegnaj, Zoe. Będę tęsknić.
  - Żegnaj, Megan. Jestem pewna, że jeszcze kiedyś się spotkamy.



     ______________________________




    Właśnie tak, moi drodzy. To ostatni rozdział na tym blogu, pozostał jeszcze Epilog, który mam nadzieję wstawić jutro. Dokładnie cztery lata temu został dodany wstęp, który później zamienił się w Prolog; jej, jak ten czas leci! Naprawdę Wam dziękuję, że ze mną byliście. To kończy pewien malutki etap w moim życiu. Dziękuję za wytrwałość i przede wszystkim przepraszam za wszystko. Za tak długi okres czekania. Za często słabą jakość rozdziałów, by nie rzec całej historii. Uprzedzam - rozdziału powyżej nie czytałam. Przepraszam, po prostu mam za sobą drugi tydzień, gdzie nie mam nawet jednego wolnego dnia w szkole, a czeka mnie jeszcze trzeci pod rząd. Może go poprawię, może nie; naprawdę ciężko mi powiedzieć. W każdym razie, mam nadzieję, że spędziliście tu miły czas. ;P
     Po prostu dziękuję.

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział XXVI.

Oczami Reida.

  - Mógłbyś nam pomóc. Pozwalamy ci przebywać na naszym terytorium, co więcej mieszkasz w naszym domu i ogólnie się u nas żywisz. Giną ludzie, do cholery! Okaż trochę empatii.
  - Reid, spokój - mruknął Seth.
  - Jak mam być spokojny w takiej sytuacji. Może i jesteście szlachetnymi, ale nie upoważnia was to do skazywania zbłąkanych nastolatków na śmierć!
    Reid czuł niepohamowaną wściekłość. Jak ci cholerni arystokraci w ogóle mogli robić coś takiego. To jakaś głupia próba, czy jak? Czemu miała dowieść? Przecież wiadomo, że nie byli idealnym stadem. Ale sobie radzili. Fakt, po uporządkowaniu hierarchii czuł się w sforze lepiej, większość wskoczyła na właściwe sobie miejsce, to był plus przybycia Michaela. Co nie znaczyło, że nie mógłby się choć trochę im odwdzięczyć. Zresztą podobnie jak tamta wilczyca. Z drugiej strony, to chyba ona opiekowała się Meg...
  - To nie jest moja sprawa, tylko stada. Ja do niego nie należę. A jeżeli chodzi o ludzi, cóż... Nieszczególnie interesuje mnie ich życie. I tak umrą. - Wilk wypowiedział te słowa tak wypranym z emocji głosem, że sami historyczni tyrani mogliby się zawstydzić.
  - W takim razie sami do tego dojdziemy!
    Blondyn wypadł z leśniczówki, niemal zdzierając z siebie ubrania i przemieniając się w wilka. Może wiatr nie zwieje mu ciuchów. Zresztą, akurat teraz nie bardzo go to obchodziło. Musiał się wyładować, pobiegać, może zagryźć jakiegoś szaraka. Biało-pastelowa smuga przecinała las z niesamowitą prędkością, ciągle zmieniając kierunek; cóż, las nie był największy. Po drodze upolował samiczkę bażanta. Szybko się z nią rozprawił, dodatkowo była całkiem smaczna. Skończył szaleńczy bieg dopiero, gdy poczuł ból w łapach, a jego skóra stała się wilgotna od potu - czy czymkolwiek to było. Właściwie nie był pewien na jakiej zasadzie poci się pod postacią wilka.
    Szare przebłyski na sierści połyskiwały w szczątkowym świetle sierpu, gdy truchtał w kierunku jeziora. Musieli załatwić to coś. Nim zginie więcej ludzi, a Meg wpadnie na coś głupiego, a na pewno na coś głupiego wpadnie, czasami wydawała mu się mało inteligentna. A przynajmniej zbyt emocjonalna. Co znaczyło, że ON musiał zrobić coś z tą całą sytuacją. Problem w tym, że jeszcze nie do końca wykombinował co.
    Przytknął nos do ziemi i zaczął węszyć. Czuł zapach śmierci, ale i czegoś martwego. Ciała, ale z nutą magii. Och, tak ciężko opisać zapachy w słowach. Choć dla niego były one tak wyraziste, że miały swojego kolory. Ten był siny. Wyczuł również woń ludzi i, jak przypuszczał, martwych dziewczyn. Porówna je później z zapachem rzeczy, które pójdą wykraść; zapewne będzie w tym uczestniczył, jest dobry we włamach.
    Nie odważył się nawet zamoczyć łapy. Był sam i mimo, że był również wilkołakiem, to wolał nie ryzykować. Węszył jeszcze dłuższy czas, ale nie znalazł nic, co przyciągnęłoby jakoś szczególnie jego uwagę. Zrezygnowany wrócił do leśniczówki. Zastanawiał się nad całą tą sytuacją, ale powiedzmy sobie, nie był zbyt dobry w myśleniu. Przynajmniej nie o takich rzeczach. Od tego był u nich Charlie. Reid był od działania, impulsywnego warto dodać.
    Seth oznajmił zwięźle, że idą do domów zaginionych dziewczyn. W sumie nie musiał mówić nic więcej. Reid ubrał się jak typowy, młodociany czasem-przestępca; w czarną bluzkę, której rękawy, jak zresztą każdej innej, podciągnął do łokci, skórzaną kurtkę, ciemne spodnie, rękawiczki bez palców i czarną czapkę. Trochę jednolity ten strój. Zadowolony blondyn szedł z szerokim uśmiechem, by dokonać drobnego przestępstwa. Czuł się jak kiedyś, chociaż te czasy nie należały do najlepszych.
    Wślizgnął się do pokoju każdej z dziewczyn przez okno i wziął po jednej rzeczy. Zwinął koszulkę, czapkę z daszkiem, w której jedna z ofiar zapewne biegała i skarpetki. Wolałby wziąć coś innego, ale trochę spanikował słysząc kroki na schodach. W każdym bądź razie, on swoje zrobił. I mimo powodów, przez które musieli włamywać się do domów nieznajomych ludzi - było całkiem zabawnie. Właściwie było zabawnie od dnia, gdy dołączył do stada.
    Zawsze dziękował za to losowi. Gdyby wtedy nie został znaleziony, raczej nie oglądałby już świata. Nie śmiałby się ze stadem, nie biegał jako wilk w blasku księżyca po lesie, nie denerwował błahostkami. Nie włamałby się do domu porwanych dziewczyn, by zapobiec kolejnym zaginięciom. Tak naprawdę, Reid był osobą bardzo wrażliwą moralnie i społecznie. Można rzec, że ''cierpiał za miliony''. Zawsze zastanawiał się nad głodującymi, gdy wyrzucał jedzenie, choćby stare. Zawsze bardzo mocno przeżywał krzywdy wyrządzone ludziom, którzy nie potrafili sobie z tym poradzić. Tak naprawdę chciałby, by każdy znalazł takie swoje stado, które go pocieszy i podniesie na duchu, gdy będzie miał wszystkiego dość. Choć nie chciałby, żeby wszyscy byli wilkołakami. To byłby koszmar.
    Reid w głębi duszy zawsze cieszył się, kiedy ktoś nowy dołączał do stada. Wtedy zawsze było jakoś tak zabawniej. I nie wymieniłby swoich znajomych na nikogo innego, nawet biorąc pod uwagę to, jak często miał ich dość. Na sforę zauważalnie wpłynęło również dołączenie Megan. Wszyscy mieli się tym bardziej o kogo troszczyć, a co by nie mówić, to dość kłopotliwa kobieta. Ale za to jaka urocza. Była jak mały szczeniaczek.
    Tak naprawdę, blondyn dalej przeżywał śmierć Naomi. Właściwie, jak wszyscy, choć nikt o tym głośno nie mówił. Na zawsze zostanie w nich pewien rodzaj pustki, którego nie da się zapełnić. Byli rodziną. I to prawdziwą, nie taką od uśmiechniętych zdjęć. A w przypadku Reida - liczyły się tu również więzy krwi, a nikogo z osób żyjących z tą samą krwią nie uważał za rodzinę. Po prostu nie zasługiwali na to miano, każdy, kogo poznał. Ale teraz to nie było właściwie ważne.
    Na drugi dzień pozwolili sobie na wagary, zresztą nie bardzo się tym przejmując, choć Megan musiała nieźle wykręcać się przed rodzicami. Całe stado wraz z bliźniakami spotkało się ponownie w leśniczówce. Reid przyznał, że zapachy znad jeziora pokrywają się z ubraniami; potwierdził to również Charlie, który rano udał się na małe rozeznanie. Zarządzili burzę mózgów, której przyglądały się w milczeniu dwa szlachetne wilki.
    Reid czuł, że musi coś zrobić. Jak czegoś nie zrobi, zaraz ktoś wyskoczy z jakimś głupim pomysłem. I właściwie chyba wiedział kto. Dlatego musiał wyskoczyć jako pierwszy z innym głupim pomysłem. Nie mógł pozwolić, by komuś coś się stało. Po prostu nie mógł. Problemem był ten głupi pomysł, jakikolwiek. No, dalej, myśl, chłopie...
  - To coś porywa tylko nastolatki, prawda? - zapytała Megan, która do tej pory nie odzywała się za wiele.
  - Tylko kobiety. Myślę, że nastolatki to jednak zbieg okoliczności, po prostu są idiotkami, które kręcą się przy jeziorze w nocy. Madison kąpała się z jeszcze trzema osobami, ale to właśnie ona zginęła. Podobno w pewnym momencie po prostu zniknęła. Reszta, tak mi się wydaje, nie wchodziła do wody. Jedna z nich poszła pobiegać, druga pospacerować. Tak przynajmniej twierdzą raporty policyjne - odpowiedział Charlie. To zadziwiające, jak wiele mówił gdy byli w trakcie rozwiązywania jakiejś sprawy. Bo, co by nie mówić, zwykle nie należał do osób gadatliwych.
  - Raporty policyjne? - zapytała Meg, unosząc brew. - Ale jak?
  - Powiedzmy, że mamy tu małego pseudo-hakera. - Charlie i Seth zerknęli na Doriana. Chłopak zrobił niewinną minę, trąc kark.
  - Tylko trochę się tym interesuję...
  - Cóż, chyba nie chcę wiedzieć. W każdym bądź razie giną kobiety. Mogę...
  - Nie. Nawet nie ma mowy! - Warknął Reid, rzucając jej groźne spojrzenie.
  - Nawet nie skończyłam.
  - Ty zawsze masz głupie pomysły!
  - Hej, nie mów tak! Poza tym, to jak na razie jedyny sensowny pomysł, więc siedź cicho, blondas.
  - Do diabła, nie! Nie mam zamiaru siedzieć cicho! - Blondyn zerwał się z miejsca. Z jego krtani dobywało się ledwo słyszalne warczenie.
  - Siadaj, Reid. - Seth westchnął, spoglądając na chłopaka i zirytowaną szatynkę. - Daj jej przynajmniej dokończyć.
  - Ani mi się śni!
  - Reid, siadaj. - Cholerny głos Alfy.
  - No, więc...


Oczami Megan.


  - ..mogłabym po prostu pospacerować trochę nad brzegiem jeziora, około dziesiątej, jak tamte dziewczyny. Nie jestem pewna, czy zwabię to coś, ale zawsze można spróbować. Jestem wilkołakiem, powinnam sobie poradzić w razie czego.
  - Zakładając, że nie rozpozna w tobie wilkołaka, co bardzo wątpliwe, musiałabyś iść tam sama; sfora wzbudza zbyt wiele podejrzeń. A nawet wilkołak może mieć wątpliwości z tym czymś, co zabiło te dziewczyny - mruknął Charlie. Słyszała w jego głosie dezaprobatę i te trybiki, które przekręcają się pod jego czaszką.
  - Nie wspominając o tym, że to niebezpieczne. Wykluczone - dodał Seth, przyglądając się reakcji dziewczyny.
    Szatynka poczerwieniała z irytacji, mrużąc oczy. Reszta stada również nie wyrażała chęci co do jej planu, Reid za to wyglądał na niemożebnie usatysfakcjonowanego. Starsze wilki miał nieodgadnione, stateczne miny.
  - W takim razie, jak zamierzacie pozbyć się tego czegoś? Chcecie, żeby ktoś jeszcze zginął? - warknęła rozwścieczona.
  - Wątpię, żeby ktoś teraz zapuszczał się nad jezioro - odpowiedział rzeczowo Charlie.
    Toczyła z nimi długie rozmowy, argumentując swoją myśl. Wypłynęło jeszcze kilka pomysłów, ale tylko ten jej choć w niewielkim stopniu miał w ogóle rację bytu. Więc po długich godzinach negocjacji udało jej się przekonać chłopaków. Co było bardzo dziwne. Możliwe, że to przez jej zniknięcie, ale czy wtedy nie powinni bardziej się opierać? Och, nieważne. Najważniejsze, że dopięła swego. I była bardzo zadowolona.
    Reid za to wyszedł z domku, trzaskając drzwiami. Jak małe dziecko. Jego problem polegał na tym, że zawsze chciał nieść wszystkich na barkach, choć nigdy by się do tego nie przyznał. Przypuszczała jednak, że nie tylko ona w stadzie zdaje sobie z tego sprawę. Kolejnym problemem w ich watasze było to, że każdy z nich zasłanił by drugą osobę swoim ciałem. Ale ostatecznie na niebezpieczeństwo wystawiali się ci najbardziej kłótliwi.
    Wróciła na parę godzin do domu, jeszcze przed wyjściem biorąc prysznic i pożyczając ubrania matki. Miała nadzieję, że w ten sposób choć trochę pozbędzie się wilczego zapachu. Mimo wszystko jeżeli to stworzenie ma dość dobry węch, to nic jej nie pomoże. Po dziewiątej wyszła z domu, kierując się w kierunku jeziora.
    Okolica nad wodą była zdecydowanie zbyt cicha, nienaturalna. Nie była pewna jak to działa, ale przypuszczała, że w przypadku Wodnika nie działa to w ten sposób. Miał on być bowiem demonem opiekuńczym zamieszkiwanych wód. Spacerowała dość długo nad jeziorem, starając się nie wyglądać na zbyt zainteresowana niewzruszoną taflą wody. Była pewna, że to coś siedzi właśnie w wodzie. Przysiadała na pobliskim kamieniu, błądziła przy brzegu. W pewnym momencie chciała nawet wejść do wody lub przynajmniej zamoczyć w nim nogi, stado jednak bezwzględnie jej tego zabroniło, poza tym sama rozumiała, że nie dałaby rady temu stworzeniu w wodzie.
    Miała zamiar już odejść, zgadując, że stworzenie rozpoznało w niej coś nadnaturalnego. Robiąc jedną z ostatnich rund na brzegu usłyszała z głębi jeziora dziwny dźwięk, opór wody, coś, co dość ciężko było jej zidentyfikować. Po chwili, nagle nawet jak dla wilkołaka, na jej kostce zacisnęły się trupio-białe palce. Powstrzymała się przed agresywna reakcją, jaką chciał odpowiedzieć wilk, przyglądając wynurzającej się z wody głowie, pełnej rozczochranych włosów.
    Wystraszyła się. Widziała już w swoim życiu wampira, jednak ten potwór również był z zakresu nieumarłych, a jego powłoka to paskudne ciało utopionej dziewczyny. Poczuła silne szarpnięcie, które dość mocno nią zachwiało. Złapała dłoń nieumarłej, próbując wyciągnąć ją na brzeg. Udało jej się to w niewielkim stopniu; to coś było naprawdę silne. Stwór jednak wciąż trzymał ją za kostkę, po chwili przewracając i wczołgując na wilczycę. Powstrzymała warknięcie.
  - M...ż... ii...
    Napuchnięte, sine usta utrudniały potworowi mówienie. Megan nie była pewna, czy dobrze usłyszała. Dalej szamotała się pod ciałem stworzenia. Oczy tego czegoś, o rany, jej oczy były naprawdę przerażające, pełne udręki, bólu i wściekłości. Widziała w nich również swego rodzaju tępotę, której nie znajdzie się nawet wśród najmniej rozumnych ludzi. Kolejną przerażającą rzeczą było to, że nie mogła wydostać się spod uścisku utopionej dziewczyny.



     ______________________________




     No dobra, jest i rozdział. W KOŃCU. Przepraszam, że jest taki krótki - wydawał się dłuższy - i raczej nudny. Nie chciałam też zanudzać długimi opisami, ogólnie jakoś go nie czułam, choć możliwe, że ulegnie jeszcze zmianie. Proszę o korygowanie wszelkich błędów. Można też snuć plany spiskowe na temat dalszych wydarzeń. ;P  Kolejny rozdział będzie ciekawszy, bo znajdzie się w nim jakaś akcja, a zarazem będzie ostatnim. Przepraszam, że po tak długim czekaniu dostajecie coś tak słabego. Naprawdę nie mam ostatnio czasu, a i wena nie za bardzo dopisuję. Właściwie tak nie mam czasu, że nawet nie wiem kiedy tę wenę mam.
     Mam nadzieję, że narracja oczami Reida się Wam podobała. Miałam pokazać bardziej życie od strony mieszkającego ze wszystkimi członka sfory, przybliżyć Wam bardziej postacie, ale na Blondasku się zakończyło i to też mizernie... Cóż, może jeszcze to nadrobię. W ogóle jakoś mało postaci w tym rozdziale. I jest całkiem słaby. Serio, wybaczcie. I mam propozycję; na koniec, już po epilogu, mogę zrobić krótki spis postaci, ich jakiś skrócony, dokładniejszy opis. Wytłumaczyć m.in. kwestię z Charlie'em z poprzedniego rozdziału, powiedzieć kim był, zanim stracił pamięć itd. To w sumie też pewnie nie będzie mega dokładne, no ale. Zawsze coś, jakieś uzupełnienie i kto chce, może to przeczytać, kto nie chce - hej, to nie jest obowiązkowe. Piszcie więc swoje zdanie w komentarzach. Swoją drogą, nawet nie wiedzie jak bardzo kochani i motywujący jesteście, dziękuję Wam ogromnie. ;P
      I naprawdę chciałabym poprawić ten rozdział, ale w razie czego napiszę o tym w komentarzach i w tej notce, na końcu, jak rozdział niżej.