sobota, 12 maja 2012

Rozdział XXIII.

    Zoe wyciągnęła ją na zakupy, więc miała co założyć na spotkanie. Czy raczej ''randkę''. Nie chciała tego przyznać, ale sama się na nią zgodziła. Cóż za fatalny refleks... Megan bardzo lubiła Jacka, ceniła sobie jego pomoc w trudnych chwilach, jednak raczej nie czuła się na siłach na jakieś poważniejsze relacje. Gdy myślała ''miłość'' automatycznie myślała również ''Nick''. Wydawało się jej to nierozerwalnym układem. Jednak może się myliła i wszystko zmieni się, gdy zbliży się do kogoś innego? Sama uciekła. Jakby na to nie patrzeć.
  - Halo, Megan, jesteś gotowa? - usłyszała zza drzwi głos Jacka. Nawet nie pukał. Porwała do ręki małą, czarną torebkę i chwyciła za klamkę.
  - Tak, jasne. - Posłała blondynowi lekki uśmiech.
  - Jej, wyglądasz... Super - powiedział z uznaniem.
    Faktycznie, też była zadowolona ze swojego wyglądu. Miała na sobie różową bluzkę na ramiączka, na którą narzuciła czarny sweterek, szarą, materiałową spódniczkę i czarne balerinki. Wyprostowała również włosy. Ostatnio czyniła to coraz częściej. Ogólnie rzecz biorąc prezentowała się całkiem nieźle, przynajmniej nie powinni jej wytykać palcami przy przystojnym Jacku, ubranym w czarne, dżinsowe spodnie, koszulkę i marynarkę. Wyglądał jak przystojny chłopak z miasta - cóż, ona była z miasteczka, a to różnica - oczywiście najpopularniejszy w całej szkole.
    Tylko właściwie co miał na myśli, mówiąc ''super''? Przecież można to było zinterpretować na różne sposoby. Wolałaby jakieś bardziej jednoznaczne określenie. Pewnie narzekała, jednak w pewien sposób poczuła się dotknięta. Nie, to może złe słowo. Po prostu określenie to przynosiło więcej myśli i gdybań, czasami mógłby się bardziej sprecyzować. Poza tym brzmiało jak coś wypowiedziane przez wstydliwego gimnazjalistę na spotkaniu z dobrą koleżanką. Właśnie w ten sposób się poczuła. I chyba właśnie to jej tak nie pasowało.
    Jako pierwszą ''atrakcję'' zdecydowali się na kino. Po cichu liczyła, że zdecydują się na coś lekkiego, może jakąś komedię, ewentualnie horror. Coś, co z chęcią obejrzy. Jack robił jednak maślane oczka do plakatu o jakimś filmie science fiction. Występował tam romans o czym otwarcie pisali, może dlatego. Jeżeli chodzi o filmy o parach, doo wyboru mieli również ''Zmierzch'', a raczej którąś tam część i komedię romantyczną z Cameron Diaz. Pierwszy film zgodnie wyśmiali, na drugim zaś Jack stwierdził, że nie lubi komedii romantycznych, ale ewentualnie może być. Widać było jednak jak na dłoni tę minę cierpiętnika. Megan więc postanowiła sprawić mu przyjemność i wybrać film sf, mimo, że za gatunkiem tym nie przepadała.
    Film w gruncie rzeczy nie był zły. Ale również nie dobry. Tym bardziej, że nie lubiła tego typu historii. Dodatkowo Jack znajdował się niebezpiecznie blisko niej, co nieco płoszyło dziewczynę. Przy co nudniejszych scenach głaskał jej dłoń lub pochylał się spoglądając na usta szatynki. Wtedy Meg robiła zręczny unik, częstując go popcornem lub zagadując na jakiś temat. Coś za bardzo się spieszył, przynajmniej jej zdaniem. Mimo wszystko wyszła z sali kinowej z lekkim uśmiechem, nie chciała w końcu psuć ich spotkania.
  - Może coś zjemy? - zaproponował blondyn, na co chętnie przystała. - To na co masz ochotę?
  - Hmm... W sumie nie wiem. Nie znam miasta. Gdzie podają dobre jedzenie?
  - Co powiesz na chińszczyznę?
  - Chętnie - odparła z uśmiechem.
    Gdy szli w kierunku restauracji, chłopak splótł jej palce ze swoimi. Drgnęła, mając nadzieję, że niezauważalnie. Ręce Jacka były bardzo ciepłe, nieco szorstkie - zresztą jak jej własne. W końcu jako wilki poruszali się również na nich. Cały czas, mimowolnie, wszystko było porównywane do Nicholasa. Nie powinna tego robić, wiedziała o tym. Lecz jej głowa chyba nie do końca.
    Dłonie Jacka były równie duże, co Nicka, jednak znacznie gorętsze. Uścisk ten nie miał w sobie tej delikatności, z którą dotykał jej zmiennokształtny. To nic, że była od niego silniejsza, co czasami bardzo irytowało bruneta. Uśmiechnęła się pod nosem na tę myśl. Ręce blondyna były również mniej kościste. Jakby... Niespracowane. Po raz kolejny uprzytomniła sobie, jak niewiele wie o osobach, które są w jej otoczeniu. Tak starych znajomych, jak i tych nowych. Gdzieś z tyłu głowy kołatała się jej myśl: Jak wiele bym dała, by znowu móc dotknąć dłoni Nicka... Złajała się tak szybko, jak tylko potrafiła.
    Na miejscu zamówili cały zestaw sushi i ciepłych dań. Cóż, wilkołaki były w stanie dużo pochłonąć. Jack był jednak na tę okazję przygotowany. Sam zresztą znał apetyt wilków. Restauracja miała nie tylko piękny wystrój, ale także pyszne dania. Chyba pierwszy raz w życiu jadła tak dobrą, chińską kuchnię. Musiała przyznać, że chłopak ma gust. Po jakimś czasie wyszli z lokalu, nie bardzo wiedząc, gdzie się dalej wybrać. Meg zaproponowała po prostu spacer. Ręka Jacka ponownie powędrowała do drobnej, jednak nieco szorstkiej dłoni szatynki. Przechodząc przypadkowo przy kościele, zaczepili ich znajomy Jacka, dokładniej ludzie. Cóż, jak widać, nie tylko w Vallent niepełnoletnia młodzież lubiła pić piwo pod kościołem.
  - Hej, Jack! Co tam, stary? Przedstawisz nas swojej koleżance? - zapytał ciemnowłosy chłopak, najwyraźniej już po kilku piwach, na co wskazywały jego rozbiegane oczy, które starał się skupić na szatynce.
  - Siema, Everett. Cześć wam. To Megan, moja znajoma. Meg, to moi koledzy z klasy - Everett, Monica, Sylvia, Robert i Jason - przedstawił ich pokrótce, najwyraźniej nie mając zamiaru zbyt szybko się ruszyć. Megan wyczuła zapach zazdrości.
  - Miło mi was poznać. - Posłała zgromadzonym nieśmiały uśmiech.
  - Nam też, nam też. Przyłączycie się?
  - Masz ochotę? - zwrócił się doń Jack. - Jeśli nie chcesz, nie musimy...
  - Czemu nie. Na chwilę... - Nie chciała tu zostawać. Ale głupio było jej to oznajmić, a i Jack wydawał się mieć ochotę pogadać ze znajomymi.
    Zaraz zaproponowali im piwo, którego uprzejmie odmówiła. Blondyn zaś przyjął je z uśmiechem na twarzy. I tak był wilkiem. Nawet kilka piw nie powinno zrobić na nim większego wrażenia. Sprawnie popijał z puszki, rozmawiając i śmiejąc się ze znajomymi. Był bardzo kontaktowy. Megan porozmawiała chwilę z Sylvią, dosyć wesołą i miłą dziewczyną, która po chwili odeszła, by powspominać z kolegami z klasy jakieś stare wydarzenia. Właśnie wtedy obok niej opadła Monica. Była wysoka, piękna, biuściasta o czarnych włosach i brązowych oczach. Miała bardzo długie nogi, wyeksponowane przez szorty - na pewno było jej w nich zimno. Megan od razu pozazdrościła dziewczynie tak zgrabnych i długich nóg. Siedziały niewiele dalej, jednak osoby niezainteresowane ich rozmową raczej jej nie dosłyszą.
  - Hej. Wyszliście z Jackiem na randkę? - Nie bawiła się w podchody, waliła prosto z mostu. W jej głosie brzmiała ledwo dosłyszalna niechęć, którą całkiem zręcznie ukrywała. W Megan od razu obudził się wilk, który nie miał zamiaru dać się zdominować jakiejś ludzkiej dziewoi.
  - Tak, myślę, że tak. Czemu pytasz?
  - Och, tak tylko. Wiesz, on spotyka się bardzo często z różnymi dziewczynami. Większość jest naprawdę piękna i seksowna.
  - Z tobą również się spotykał? - zapytała uprzejmie, kładąc nacisk na czas przeszły i uśmiechając lekko. Proszę was, co za zagrywka.
  - Tak, już na pierwszej randce wylądowaliśmy w hotelu. Też tam zmierzacie?
  - Wybacz, chyba cię zawiodę...
  - Idziemy? - wtrącił się Jack z lekkim napięciem w głowie.
  - Czemu nie. Miło było mi was poznać - rzuciła Meg, posyłając młodzieży uśmiech i odchodząc z Jackiem, któremu musiała dorównać sprężystego kroku.
  - Monica chcę znowu ze mną chodzić, to dlatego cię podpuszczała.
  - Jakoś mnie to specjalnie nie interesuje. Twoja sprawa z kim się zadajesz.
  - Ale nie chcę, żebyś źle o mnie myślała.
  - Jedna rozmowa z jakąś dziewczyną, która woli marznąć, by tylko pokazać światu swoje nogi, nie zmieni tego, że jesteś moim przyjacielem.
    Chłopak w jednej chwili złapał ją za ramiona, całując prosto w usta. Był to mocny, ''konkretny'' pocałunek. Nawet nie wiedziała, jak zareagować. To stało się bardzo szybko. Czuła zapach i smak piwa, które dopiero co wypił chłopak, a także zapach wilkołaka. Nie był zbyt delikatny, chociaż nie można było tego nazwać czymś brutalnym. Gdy tylko zaczęła okazywać oznaki niezadowolenia, oderwał się od niej, spoglądając rozświetlonymi oczami na jej twarz.
  - Dalej jestem przyjacielem? - zapytał stanowczo
  - Tak. Przepraszam, ale na razie nikim więcej - odparła, strącając jego dłonie z ramion i ruszając przed siebie. Nie znała miasta, ale polegała na zapachu i intuicji. Po chwili chłopak był już przy niej. Ciekawe czy wiedział, jak bardzo wilk Meg chciał go ukatrupić.
  - Przepraszam. Kiedyś na pewno cię zdobędę. - To nie były szczere przeprosiny, obietnica jednak była wystarczająco dobitna.
    Bez słowa doszli do posiadłości Hendersonów. Już po chwili zniknęła w pokoju, a później w łazience. Wzięła szybki, gorący prysznic, by po chwili rozmyślać w łóżku. Nie podobało się jej to, co zaszło. Szanowała Jacka. Lubiła go. Ale nie kochała. Przynajmniej nie teraz, może kiedyś się to zmieni. Dodatkowo usta ją paliły, czuła się, jakby zdradziła swoją prawdziwą miłość. Chociażby dlatego, że zgodziła się na tą randkę. Głupie myśli. To było jednak najbardziej paskudne uczucie, jakie kiedykolwiek odczuwała.


    Następnego dnia Jack jej unikał. Rano dowiedziała się, że wyszedł bardzo wcześnie, by wybiegać się w lesie. Megan zdawała sobie sprawę z faktu, że Zoe wie o wszystkim, co wczoraj zaszło, jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. Pogoda była świetna dzisiejszego dnia, więc większość wilkołaków stwierdziła, że wybierze się wieczorem na łowy. Ona sama miała taki zamiar. Na chwilę obecną zadowoliła się jednak pyszną kuchnią Edith, a później dzielnie romansowała ze Stephenem Kingiem pożyczonym od Zoe.
    Gdy tylko się ściemniło, postanowiła przebrać się i udać do lasu. Spędziła cały dzień zamknięta w pokoju; Zoe odwołała dziś wszystkie zajęcia, mówiąc, że ma do załatwienia jakąś sprawę w sąsiednim mieście. Megan wyszła w dresie i z torbą na ramieniu. Po drodze do lasu, znajdującego się daleko na tyłach posiadłości, przyglądała się dwóm, wilczym łapkom wytatuowanym na nadgarstku. Wtedy tak bardzo pragnęła, by mieć ten tatuaż, teraz jednak był jej on z goła obojętny. Co nie znaczy, że żałowała tuszu wciśniętego pod skórę.
    Rozebrała się, chowając swoje ubrania do torby i upychając ją w jakichś krzakach. Wzięła głęboki oddech. Po chwili poczuła dreszcze, przyjemne mrowienie, a po otworzeniu oczu widziała świat w zupełnie innych barwach. W sumie była to głównie szarość. Otrzepała się, ruszając przed siebie. Była głodna i miała ochotę zapolować. Co by tu... Usłyszała kręcącego się niedaleko daniela. Ruszyła w jego kierunku truchtem. Był to dorodny, tłusty samiec. Aż dziwne, że tak długo się uchował. Przyczaiła się, szykując do skoku.
    Zwierze spłoszyło się, co zaowocowało gonitwą. Jednak była to całkiem przyjemna rzecz - pogoń za ofiarą. Mimo, że było to w gruncie rzeczy nie fair, mało które zwierze równało się szybkością z wilkołakiem. Wilczyca zajęła się konsumowaniem schwytanego daniela. Już prawie go skończyła, gdy poczuła i usłyszała poruszenie. Ktoś wdarł się na tereny ich stada. Oczami innych wilków zobaczyła, jak pędzą, by schwytać intruza. Jego obraz wywołał u niej szybsze bicie serca.
    Biała wilczyca z zakrwawionymi łapami i pyskiem, przedzierała się jak najszybciej potrafiła przez las. Słyszała warczenie oraz czuła chęć mordu wilków. Intruz, to intruz. Ich terytorium. Mogli się go pozbyć. Krzyczała, by zaczekali, jednak oni nie zwracali uwagi na jej głos. Megan wydawało się, że jej łapy niemal nie dotykają ziemi. Nic nie wskóram jako wilk, stwierdziła zrozpaczona. Po raz pierwszy w życiu zmieniała się w biegu. Swoją drogą, dosyć ciekawe doświadczenie. Słyszała szczekanie i warczenie wilków, sama zatrzymała się dopiero na drzewie, dysząc ciężko i rozszerzonymi oczami wpatrując w gromadkę wilkołaków.
  - Stój...cie. Czekajcie! - Bardziej niż krzyk, przypominało to skowyt. Wilki zwróciły się do niej głowami. Zresztą nie tylko oczy wilków powędrowały w jej kierunku. - To mój... Przyjaciel. Proszę, zostawcie... W spokoju - sapała, czując, jak jej gardło pali żywym ogniem.
    Jeszcze nigdy nie była tak wyczerpana. Zsunęła się pod pniu drzewa. Ale zdążyła. Przynajmniej na to wyglądało. Z gardeł większości wilków dalej wydobywało się ciche warczenie. Intruza przyciskała do ziemi wielka łapa Alfy, Arona, miażdżąc mu przy tym gardło. Megan miała nadzieję, że to podziała. Przed oczami dziewczyny igrały mroczki zmęczenia, spowodowane biegiem. Jednak mimo lekkiego zamroczenia cały czas dostrzegała ten piękny, rudy kolor.


                                         ______________________________



    Cóż... Jest rozdział. Wczoraj całkiem nieźle mi szedł, napisałam go w jeden wieczór. Jakoś wyszedł, chociaż nie miałam zbytnio ochoty go pisać. Jakoś brak koncepcji na randkę Megan z Jackiem. ;P
Mam jednak nadzieję, że nie wyszedł jakiś straszny. Ten odpoczynek od opowiadania w gruncie rzeczy mi się przydał, chociaż mogłam pisać co innego, bo trochę wyszłam z wprawy...

czwartek, 10 maja 2012

Ogłoszenie.

Jakże mnie tu dawno nie było. Nie odzywam się, ni nic, więc chyba wypadałoby napisać cokolwiek. ;]
Staram się unikać czegoś takiego jak ''ogłoszenia'' na blogu czy tym podobne, by go po prostu nie zaśmiecać, ale należą Wam się jakieś tam wieści.
Otóż zupełny brak czasu, chęci i koncepcji na rozdział. Jeszcze klawisze ''shift'' przestały działać, no cudnie po prostu. Trochę problem ze znakami, bo trzeba je kopiować, ale nie jest źle. Teraz mam zamiar się zebrać, by coś po tych egzaminach wyskrobać, chociaż problemów również trochę mam... Ale bloga nie zamierzam porzucić czy nawet zawiesić. Dzielnie czeka, aż coś na niego wstawię. Sobie poczeka...
Przepraszam. Również nienawidzę być trzymana w takiej niepewności. Mam ochotę się za to zaszlachtować.

Co do krytyki, która ostatnio napłynęła na początkowych rozdziałach - miałam czas, więc je poprzeglądałam. Jestem otwarta na konstruktywną krytykę. Wiem, że w historii jest wiele nie dociągnięć, pierwsze rozdziały nie są na jakimś szczególnie wysokim poziomie, są błędy, o których nie mam pojęcia. Ale jest też coś, na co nie mam wpływu; dajmy na to styl pisarski. Sama nie do końca go lubię. Padły słowa, że opisy dnia są zapychaczami. Być może, trochę, bo na początku nie było za bardzo o czym pisać, nim Meg wstąpiła do sfory. Ale to również ma swój cel, poznajemy bohatera. Jednak opisy uczuć, miejsc, bohaterów są. Nie wiem, kto ich nie widzi, dbam o to, gdyż sama je lubię. Cóż, przynajmniej się staram. Jednak od zawsze opisuję wszystko dokładnie. My też zapychamy sobie w życiu czas różnymi zajęciami. Być może to jest powód, nie wiem. Czasami mnie samą to denerwuje, jednak nie potrafię się z tego ''wyleczyć''. Ja to podciągam pod styl pisarski, bo to tutaj moim zdaniem należy to umieścić.
Bardzo lubię czytać pozytywne wieści na temat swojego opowiadania, bo kto nie lubi komplementów. A krytyka jest jeszcze ważniejsza. Jednak proszę Was, zwracajcie uwagę na to, że nie na wszystko mam wpływ. Jak również nie rozumiem osoby, która jedynie narzekała, wklejała ten sam komentarz pod dwa rozdziały, a staram się, by w każdym rozdziale działo się coś nowego. Co więcej, miałam wrażenie, że nie lubi w ogóle takiej tematyki. Proszę, z boku jest króciutki wstęp do historii, napisany zresztą nie bez parady.
Przepraszam za to przynudzanie, ale tak mnie tknęło.
I mam ogromną prośbę NIE PISZCIE SWOICH WYPOWIEDZI NA POCZĄTKOWYCH ROZDZIAŁACH.
Ja ich tam po prostu nie widzę.
Dodatkowo nazwa bloga nie została od nikogo skopiowana. Chociaż nie, faktycznie - nazwana pierwszą książką cyklu o przygodach Mercedes Thompson autorstwa Patricii Briggs. rzeczywiście podkradłam tytuł. Jakoś nie miałam pomysłu, jakby tutaj nazwać blog, a chciałam go szybko założyć. Dodatkowo książki te odzwierciedlają prawie w stu procentach  moje postrzeganie wilkołaków. ;)
Rozpisałam się, jak zwykle. Może być trochę bez ładu i składu, ale za to prosto z serca.

Z uniżonymi przeprosinami, Nightmare.