środa, 16 marca 2011

Rozdział XV.

    Otworzyła oczy, przed którymi nadal majaczyły niewyraźne kształty. Wszystko ją bolało, każdy, najmniejszy nawet ruch sprawiał jej ból. Na swoim ciele, jak się okazało nagim, czuła nieprzyjemny chłód. Krzywiąc się niemiłosiernie usiadła pod ścianą i zwinęła w kłębek. Ręce i nogi oprawione były w kajdany z tak grubymi łańcuchami, że oczy niemal wyszły jej z orbit. Praktycznie na całym ciele dziewczyny można było znaleźć ślady zakrzepłej krwi. Gdzie ja do cholery jestem? To jakiś żart, głupi sen? I... Co się wczoraj wydarzyło? Szukała odpowiedzi na zadane pytania w myślach pytania, chociaż oczywistym było, że raczej owych odpowiedzi na nie nie znajdzie. Nie dość, że była naga, siedziała w podmokłej piwnicy z jedynie małym, brudnym okienkiem, przyczepiona do kamiennej ściany niemożliwie mocarnymi łańcuchami, to jeszcze pod kajdanami niemiłosiernie swędziała ją skóra. Tak na marginesie - kto normalny przejmuje się swędzeniem skóry w takiej sytuacji...?
    Nagle obdrapane drzwi po jej lewej stronie otworzyły się. Jeszcze bardziej podciągnęła do siebie nogi, czekając z zapartym tchem na osobę, która miała pojawić się w drzwiach. Jej widok bynajmniej jej nie uradował. Otóż w drzwiach stał uśmiechający się obleśnie morderca, którego sfora ściga już jakiś czas. Wampir wszedł do środka niespiesznie, omijając jedynie delikatny prześwit promieni słonecznych, które wpadały przez sczerniałe, piwniczne okienko. Przyglądała się mu uważnie - nie kryła swego przerażenia. Ciężko stwierdzić, co sadyście może przyjść do głowy... Blady mężczyzna ustał przed nią z rękoma schowanymi w kieszenie czarnych spodni.
  - I jak tam, wilczyco? Widzę, że się obudziłaś. No nareszcie! A myślałem, że zanudzę się na śmierć...
  - To miał być żart, tak? Bo nie wiem czy mam się śmiać czy współczuć - wychrypiała kwaśno. Nie, nie! Zamknij się i nie pogrążaj!
  - Odzyskałaś ducha walki? A to bardzo dobrze, wiesz? Będzie lepsza zabawa. - uśmiechnął się do Megan specjalnie ukazując swe długie kły. Zaraz jednak je schował i podszedł doń bliżej. - Łapka wyzdrowiała? Najprawdopodobniej pęknięta, ale nie wiem jak działa leczenie u wilkołaków w czasie pełni... - rzeczywiście, dopiero teraz poczuła, że z jej lewą ręką coś jest nie tak. Taa, nie ma to jak spostrzegawczość. - To jak? Jaki sposób na zabawę wybierze nasza biała wilczyca? - czuła jego obleśny, śmierdzący krwią oddech na swojej twarzy. Zawarczała, mechanicznie się zmieniając. - To już coś! - wykrzyknął uradowany wampir.
    Straciła na parę sekund kontrolę nad wilkiem, lecz już po chwili odzyskała swój umysł jako Megan-człowiek. Nadal stała jednak na szeroko rozstawionych łapach, warcząc gardłowo i wlepiając w mężczyznę morderczy wzrok. Wampir chwycił stojące w pokoju krzesło i rzucił nim o ścianę, roztrzaskując je przy okazji na mniejsze części. Cały czas śmiał się szaleńczo. Bawiło go to. Te obnażone kły, chęć wykończenia go w sposób długi i bolesny. Nie potrafiła tego zrozumieć, ale ona przecież nie była potworem. A nawet jeśli, nic nie równało się do osobnika, który uwięził ją w kamiennej piwnicy.
    Wampir bawił się z nią bardzo długi czas. A to podkładał pod nos rękę, którą błyskawicznie zabierał, a to podchodził blisko niej, by zaraz umknąć gdzieś w kąt, powodując u wilka ból spętanych kajdanami łap. Łańcuchy były dosyć grube i zdażało im się hałasować. Raz pokazał jej nawet kluczyk od owych kajdan, który jednak zaraz odłożył w najdalszym kącie, na niewielkiej półeczce - w każdym bądź razie to przyszło jej na myśl. Ranił ją płcej lub głębiej co sprawiało jedynie ból. Rany szybko się goiły. Ogarniała ją coraz większa wściekłość, była głodna, nieco obolała, rozdrażniona i spętana niemiłosiernie grubymi (a co za tym idzie i ciężkimi) więzami. Była zaszczuta. Nie mówiąc już o tym, że powoli opadała z sił.
    Nagle stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Małe, ciemne okienko roztrzaskało się w drobny mak. Wampir zasyczał, odskakując bardziej w kierunku drzwi. Do środka, przez niewielki otwór przecisnął się rudy pies dingo. Mężczyzna na ten widok roześmiał się głośno, mówiąc jeszcze coś, czego nie słuchała. Nie mogła w całe to zajście uwierzyć. Przyglądała się zgrabnemu tańcu - unikania ciosów przez dingo, nieudanych prób pochwycenia wampira. Nocna mara przez cały czas śmiała się w ten sposób, że włosy jeżyły się automatycznie na głowie.
    Musiała coś zrobić i to szybko. Rozejrzała się gorączkowo dookoła. Krzesło, drewno, tak! Zmieniła postać, chwytając do ręki dwie części od roztrzaskanego krzesła. Chwiała się na nogach, jednak nie miała zamiaru ustąpić. Musiała wydostać się z tych kajdan. Jedyne co przyszło jej na myśl, to wybicie kciuka. Nie namyślała się nad tym długo i naparła wpierw na jedną, później na drugą dłoń. Podziałało. Wampirowi udało się pochwycić zmiennokształtnego oraz rzucić nim o ścianę. Bardzo mocno, tak swoją drogą. Dingo sapnął cicho i stracił przytomność. Wampir podchodził do niego nadal coś gadając, śmiejąc się i tak na przemian. Nie miała pojęcia jak to jej się udało, ale nie zwrócił na nią uwagi. Podeszła doń od tyłu i szybkim ruchem wbiła kawałek drewna w plecy mężczyzny. Wampir sykną, po czym obrócił się do niej z rozbawioną miną.
  - Naprawdę uważałaś, że trafisz w serce? Strata twojej szansy, koch...
  - Nie mów do mnie "kochana", świrze! - po czym uderzyła mężczyznę centralnie w szczękę z ręki złożonej w pięść. Zaraz potem wsadziła drugą nogę od krzesła między żebra wampira, ledwo przebijając się do serca. Spojrzał na nią z obnarzonymi kłami i szczerym zdziwieniem w oczach.
  - Jak...? - wychrypiał, całe jego ciało jakoby pulsowało.
  - Nigdy nie lekceważ przeciwnika - rzuciła cicho, a już po chwili stała dookoła czegoś, czym był wampir.
    Jeremy miał rację, nazywając to "papką". Wampir musiał być dosyć stary, gdyż zostały po nim również jakby zaschnięte kości. Nie przyglądała się jednak temu odrażającemu widokowi (w normalnych okolicznościach pewnie by wymiotowała bądź zemdlała). Podeszła do leżącemu pod ścianą psa. Dingo miał urywany, rzęrzący oddech. Usiadła, biorąc go delikatnie na kolana. Cicho sapnął, lecz nie zaprotestował. Gładziła palcami delikatnie rude futro na głowie zwierzaka.
  - Tylko mi tu nie padaj, dobra? Dobrze się czujesz? Znaczy, jak na rzut o ścianę? I nawet nie waż się stracić przytomność. Pokaż mi chociaż, że mnie słyszysz.
    Nicholas otworzył jedno szare oko, patrząc nań rozbawiony. Dodatkowo pomachał lekko ogonem, jakby chcąc pokazać, że nie ma nic przeciwko. No tak, który chłopak nie cieszyłby się, gdyby naga dziewczyna przyciskała go do piersi, prawda? Dopiero teraz przypomniała sobie na nowo o swej goliźnie. Nie zwracała na nią jednak uwagi. Teraz liczyło się to, że potwór nareszcie nie żyje. Vallent nic już nie zagrażało, a przynajmniej - do czasu. Jednak na czas obecny ma swoich obrońców. Nie nasiedziała tak zbyt długo, gdyż już za jakiś czas do piwnicy wpadła cała sfora.
  - Dorian, przynieś jej coś do ubrania! Megan, nic ci nie jest? - zapytał Seth, przyglądając się całemu miejscu.
  - Mi nic, ale Nicholasowi przydałby się chyba lekarz - stwierdziła, przenosząc wzrok na dingo, którego nadal trzymała na kolanach.
  - Charlie się nim zajmie, ma... Tak jakby wprawę. O, masz koszulkę. - odebrał męski T-shirt z zębów Doriana, podając go jej od razu.
    Ubrała się szybko, pokazując miejsce gdzie spoczywa kluczyk od kajdan. Odpięła nogi, masując je delikatnie. Zauważyła, że pozostały jej czerwone ślady. Seth powiedział głośno, że pewnie miały w sobie coś ze srebra. Jeremy i Reid postanowili spalić dla pewności to, co zostało z wampira. Poza tym miało dostarczyć im to zabawy, którą odebrała im Meg zabijając wampira. Nadal nie mogła w to uwierzyć. Ona, sama... Cóż, gdyby nie Nick nie udałoby jej się to z pewnością, ale to już zawsze coś. Charlie wpierw zajął się poobijanym i nieco połamanym dingo, a potem obejrzał jej powybijane kciuki i pęknięcie w lewej ręce. Polecił jej jeszcze parę razy zmienić postać, ale kiedy rzuciła tekst "chyba sobie żartujesz?" i lodowate spojrzenie wymruczał, że nastawi je jej tradycyjnie.
    Zwinęli się z tego miejsca jak dało się najszybciej. Charlie jeszcze męczył Nicka przy którym chciała zostać, ale ponury brunet wygnał ją stamtąd natychmiastowo. Także maszerowała przez las z grupką chłopaków, poplamiona krwią, rozczochrana w męskiej koszulce, która sięgała jej do połowy uda. Zabrakło jej zapasowych ubrań, bo te ostatnie przecież podarła. Tak w sumie to same się podarły, przecież to nie jej wina, że była pełnia, a nie mogła być wtedy wilkiem, prawda? Och, mniejsza o to. Niektórzy chłopcy byli zamyśleni, inni rozluźnieni, a jeszcze kolejni wykończeni. W każdym bądź razie wszyscy milczeli, nawet Reid.
    Pożyczyła od chłopaków - po uprzednim wyszorowaniu się pod prysznicem - jakąś bluzę i dresowe spodnie, które i tak z niej spadały. Ach, jeszcze oczywiście buty. Nienawidziła chodzić bez skarpetek... Zjadła tak wielką ilość jedzenia, że nawet oni byli pod wrażeniem. Sami zjedliby pewnie jeszcze więcej po jej przeżyciach, no, ale to jadła Megan co było ogromną różnicą. Po wyczyszczeniu lodówki wilków (nad czym Reid bardzo ubolewał) zebrała się do domu. Na szczęści robiło się już ciemno, więc nikt nie musiał jej oglądać. Myślała o wielu sprawach, brnąc dzielnie przez śnieg. Teraz czuła się całkowicie bezpiecznie. Przynajmniej na jakiś czas.



                                                                   ***


    Siedziała na swoim łóżku czytając książkę. Od zabicia naszego cudownego krwiopijcy minęło kilka dni, a co za tym idzie - parę zmian. Pęknięta kość już dawno jej się zrosła, kciuki również były w porządku. Wróciła do swojego naturalnego koloru włosów - dosyć ciemnego brązu. Na razie farba, ale z racji, że włosy szybko jej rosną, nie jest tak źle. Rodzice zabrali ją na zrobienie obiecanego, urodzinowego tatuażu. Teraz nie bała się już niczego, naprawdę, chociaż nie takie stworzenia zapewne jeszcze zobaczy. Jak myślicie, co sobie wytatuowała? Otóż na lewym nadgarstku pojawiły się dwie małe, psie (ona i tak mówiła, że wilcze) łapki. Miały czarne obramówki, zaś w środku były w odcieniu spokojnego fioletu. Kolczyk w brodzie postanowiła sobie odpuścić - jak wyglądałaby jako wilk? Przesada.
    Usłyszała dzwonek do drzwi, jednak nie zwróciła na to większej uwagi. Na nowo zagłębiła się w czytanej powieści. Po niedługim czasie usłyszała jednak pukanie do drzwi. Zdziwiona zaprosiła nieoczekiwanego gościa. Jakież było jej zdziwienie, gdy w drzwiach staną ni mniej, ni więcej, a Nick. Spojrzała nań zdziwiona. Spodziewałaby się tu chyba każdego, ale nie jego. Lewa ręka była zabandażowana i z tego co wiedziała - skręcona w nadgarstku.
  - Można? - zapytał chłopak, gładząc rozczochrane włosy.
  - No... Tak. Siadaj - dodała, odkładając na bok książkę. Gdy jej gość posłusznie usiadł na łóżku, postanowiła na nowo się odezwać. - Wiesz... Jakoś się tu ciebie nie spodziewałam. A właśnie, jak zdrowie? Zrosło ci się wszystko?
  - Taak, też nie sądziłem, że kiedyś złożę ci domową wizytę. Ale jak widać - jestem. Co do leczenia... Cóż, wilkiem nie jestem, więc żebra nadal są połamane, a nadgarstek jakoś się tam goi... W sumie jeszcze trochę sobie poobwiązywany pochodzę - mruknął w odpowiedzi, chociaż przy wspomnieniu o wilkach uśmiechnął się nieco złośliwie.
  - Aha - bąknęła bardzo inteligentnie. Czuła się... Skrępowana?
  - W ogóle ciekawa zmiana. Całkiem ci tak dobrze, do twarzy czy coś - mruknął, mając na myśli kolor włosów dziewczyny.
  - Och. Tak. Postanowiłam wrócić do starego koloru. - posłała mu lekki uśmiech - A tak w ogóle, to... Dziękuję. Wcześniej jakoś nie było okazji... No, sam wiesz...
  - Tak dziękujesz mi za uratowanie życia? - prychnął teatralnie. Nie była pewna, co nią w końcu pokierowało, ale było to dość silne.
  - Nie, bo to dopiero początek. Teraz ci podziękuję.
    Usiadła okrakiem na kolanach chłopaka, założyła mu na szyję ręce, po czym delikatnie musnęła jego usta. Nick odwzajemnił pocałunek i tuż potem zatracili się w chwili. Poczuła, jak jej wilk akceptuje wybór swej drugiej połówki. Wcześniej jakby nie brał pod uwagę takiego rozwiązania, jednak teraz po prostu przytaknął i na nowo się ukrył. Zaraz skupiła się na pocałunkach. Było w nich mnóstwo emocji, niektórych nie potrafiła nawet rozróżnić i oddzielić. Pocałunki przeradzały się w coraz mocniejsze, drapieżniejsze. Powoli zaczęli kłaść sie na łóżku Megan, gdy w pewnym momencie brunet oderwał się od dziewczyny, cicho sycząc przez zęby. Złapał się za żebra po prawej stronie.
  - Gójcie się! - warknęła na bolące miejsce, wyraźnie niezadowolona. Nicholas w odpowiedzi jedynie się zaśmiał. Jak zwykle dała ponieść się emocjom... Ech, co z nią jest?
  - A to ciekawe, rozkazywać kościom, by się zrosły - mrugnął doń z figlarnym uśmiechem malującym się na ustach.
  - Och, nieważne. Boli cię jeszcze? - spytała z troską, schodząc z kolan chłopaka.
  - Już nie. No, praktycznie nie.
  - Przepraszam... - rzuciła cicho, czerwieniąc się na twarzy.
  - Ale ja nie potrzebuję przeprosin. Mi tam się podobało - stwierdził zaczepnie.
  - Chwilami po prostu mnie dobijasz - westchnęła jedynie dziewczyna.
    Rozmawiali całkiem długo, co jest trochę dziwne - w końcu Nick do rozmownych to zbytnio nie należy. Dowiedzieli się trochę o sobie, pośmieli i takie tam. No, zwykła rozmowa znajomych. Dobrych znajomych. Przyjaciół...? Nie no, bez przesady. Gdy Nicholas stwierdził, że przydałoby się już wyjść, Megan grzecznie odprowadziła go do drzwi (nie chciał, żeby go odprowadzała dalej - faceci). Mimo wszystko to zrobiła, lecz niestety tylko wzrokiem. Obserwowała oddalającą się sylwetkę chłopaka, wlepiała wzrok w jego plecy póki nie skręcił w któraś z uliczek. Oznajmiwszy, że idzie się położyć wyłapała wzrok Jenny. O niee, będzie mnie teraz wypytywać! - zajęczała w duchu, jednak nie powiedziała matce niczego.
    Wzięła dla odmiany długą, relaksującą kąpiel. Chciała jeszcze trochę odpocząć, acz czuła się lepiej niż kiedykolwiek. Chodziła jako tako wyspana, bo chłopacy na jakiś czas znieśli nocne obchody. No tak - na jakiś czas. Na samą myśl robiło jej się nieprzyjemnie. Ale teraz miała lepsze rzeczy do przemyślenia. Czuła się głupio z powodu tego pocałunku. Ale nie jej wina, że jest w połowie zwierzęciem, prawda? A to było z tegoż właśnie powodu. Taak. Mimo wszystko nie żałowała. Miała ochotę zawalczyć, tylko jak właściwie z nimi było? No, bo to było dosyć dziwne... Zabawne, że dopiero teraz przyznała się sama przed sobą, że Nick jej się podoba. Jak można być, aż tak zaborczym?


    Słodkie lenistwo nie trwało zbyt długo. Na lunchu Seth oznajmił jej, że jutro zaczynają patrole, a jeszcze dzisiaj będzie miała lekcję. Matt zbierał się, by oznajmić Sarze z czym się spotyka (szybki swoją drogą jest chłopak, nie? Już nawet prezenty drogie od niego dostaje... Wie jak się jej przypodobać, zdecydowanie), także musi jeszcze podszlifować nieco swą samokontrolę. Super... O niczym innym nie marzy.
    Ostatnimi czasy nie było w szkole Nicholasa, więc nie mogła z nim o niczym pogadać. Nawet myślała kiedyś, żeby wytropić jego mieszkanie, ale stwierdziła, że to byłaby już przesada. Aż tak nachalna to ona nie jest. Żyła w ciągłym poddenerwowaniu, niepewności. Ta sytuacja była głupia, dziwaczna. Już nawet wilk mruczał w niej niezadowolony, że tak długo nie widzi swego niby-partnera. Nareszcie jednak, po tych kilku dniach męki brunet postanowił zawitać do szkoły. Swoją drogą musiała nieźle mu o sobie przypomnieć...
    Wchodziła uśmiechnięta do klasy, bo odprowadzana przez Doriana, który opowiadał dosyć komiczną historię, lecz ostatecznie ustała sparaliżowana w drzwiach sali z uchylonymi ustami. W ławce siedział rozluźniony Nick, który bawił się w tej chwili długopisem. Zaraz jednak spojrzał w jej kierunku, a słysząc narzekania jakiegoś chłopaka za plecami, dziewczyna szybko się otrząsnęła i sztywno weszła do klasy. Jej wilcza połowa zaszczekała radośnie w środku. Rzuciła doń cichutkie "cześć", po czym się rozpakowała. Chwilę zbierała się do rozmowy. Jakoś tak... Dziwnie.
  - Wiesz... Chyba musimy porozmawiać - szepnęła niemal niedosłyszalnie, wlepiając spojrzenie w blat stolika. Poczuła na sobie jego pytający wzrok. - No wiesz. O tym, co zdarzyło się ostatnio...
  - Aa - udał oświeconego, lecz zaraz uśmiechnął się figlarnie. - O to chodzi. Możesz mówić, chętnie o tym porozmawiam.
  - A to nie chłopak powinien o takich rzeczach mówić? - fuknęła lekko poirytowana.
  - Oj, no nie złość się już... Lepiej mów, bo zaraz... O, no i już.
    Do klasy weszła nauczycielka, co równało się końcowi rozmowy. Nie no, proszę was. Przecież nie da tak łatwo za wygraną. Wydarła z zeszytu kawałek kartki, chwilę zastanawiając się co ma napisać. No to jak, powiesz, o co chodzi? - wybazgrała na kartce, jednak po krótkim zastanowieniu skreśliła zdanie. Znowu będzie się wykręcał, a ona chce konkretów. Swoją drogą ładnie dzisiaj wyglądał. Jego włosy jak zwykle były w lekkim nieładzie, spod granatowego, cienkiego swetra wystawał biały kołnierzyk bluzki polo. Do tego nieco wysłużone jeansy... Cholera, o czym ja myślę! Potrząsnęła lekko głową, przez co jej sąsiad uniósł pytająco brew. Zaczerwieniona w końcu napisała pierwszą, lepszą wiadomość. Nawet nie zwracała uwagi na klasę, nauczycielkę - teraz miała misję, no nie?
  Jak teraz będzie? No wiesz, tak... Z nami? - Nick nie miał takich problemów z pisaniem, acz każdą odpowiedź poprzedzało krótkie rozmyślanie.
  To znaczy, jak to z nami? - spojrzała na niego morderczo, na co on tylko pięknie się uśmiechnął. Jeju, on ma taki boski uśmiech! Nagryzmoliła nową odpowiedź.
  Nie baw się ze mną, Nick. Przecież wiesz doskonale o co mi chodzi. - chłopak wywrócił oczami.
  Aleś Ty ostatnio nerwowa. I znowu się spoufalasz. A może tak Nikuś, albo Nicky?
  Lepiej odpowiedz na moje pytanie, bo inaczej pokażę Ci nerwową!
  A co, chciałabyś, by było z tego coś więcej?
- zapytał chytrze, a ona stała się całkowicie nerwowa. Swoją drogą to cud, że nauczycielka jeszcze nie zwróciła im uwagi. I dziękowała Bogu, że Nick pisze jak człowiek, bo nie miała ochoty na szyfry.
  Może... Czyżby zainteresowany?
  W tej chwili zaintrygowany.
  Och, jakże mi miło, że wzbudziłam twe zainteresowanie, niech tam. A jakaś jaśniejsza odpowiedź?
  Kino jutro o 19?
- no teraz, to ją zatkało. Udawała, że chwilę się namyśla, chowając zaróżowione policzki za ciemnymi włosami. Nick zaproponował jej spotkanie!
  To ma być randka?
  Hmm... Chyba tak. Więc?
  Ok, niech będzie.

    Była zszokowana. On umówił się z nią na randkę. Boże, no bez takich! A jeszcze niedawno nawet go nie lubiła! Niestety nie rozmawiali już do końca lekcji, acz ona co jakiś czas (krótszy, czas) spoglądała na sąsiada z ławki kątem oka. Wyszedł dosyć szybko, ale na pożegnanie obdarował ją nieco rozbawionym, lekko krzywym uśmiechem i słowami "to do jutra". Ten wyraz twarzy wpił się w jej umysł naprawdę bardzo mocno, było z nim mu tak jakby "do twarzy". Ależ to dziwnie brzmi... Cała w skowronkach wróciła do domu, a na lekcji bezpiecznie trzymała swe myśli w najdalszych zakamarkach umysłu. Ale nawet ta mała lekcyjka, której wcześniej tak nie chciała, teraz nadal pozwoliła trzymać na jej ustach radosny uśmiech. Widzieli to i inni ludzie, ale tylko machali ręką.



                                         ______________________________



    Opowiadanie jest w mojej głowie tak jakby podzielone na dwie części, a właśnie jedna z nich dobiegła końca. :) Teraz będzie kilka rozdziałów, które je jakby "łączą". Ale najpierw muszą zostać napisane... No tak, może uda mi się w przyszły piątek/sobotę coś wstawić, aczkolwiek nic nie obiecuję. Jak nie za tydzień, to mam nadzieję, że za dwa. Ostatnio mam strasznie dużo zajęć w szkole - Wy też? Dobrze, że chociaż te "problemy rodzinne" mi się jako tako skończyły... No, ale nie nudzę. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do komentowania, wypisujcie mi błędy. ;)

piątek, 4 marca 2011

Rozdział XIV.

    Stali na cmentarzu, wpatrując się uparcie w nagrobek. Msza już się odbyła, a oni nie chcieli nikogo poza swoją sforą. Nikt nie mógł ich zrozumieć. Oficjalna wersja brzmiała, że Naomi wpadła pod koła pijanego bądź naćpanego kierowcy, który zwiał z miejsca wypadku. Ludzie to łyknęli i to nadzwyczaj szybko. No tak, przecież jej nawet nie znali... Każdy złożył na grobie dziewczyny kwiaty: chryzantemy, jakieś białe, bliżej nieokreślone dlań kwiaty, a nawet róże i słoneczniki. Wszystkie, z którymi kojarzyła się im władcza wadera.
    Reid czuł się już znacznie lepiej, chociaż trawiła go ogromna nienawiść do ich obecnego wroga oraz tęsknota za siostrą. Wszyscy mieli żałobę - przynajmniej, póki nie skończą się im czarne ubrania, będą wyglądali... No cóż, jak prawdziwi żałobnicy. Jednak ową żałobę nosi się w sercu, a śmierć Naomi na zawsze wypaliła na nich to drobne piętno. Członek stada, praktycznie rodzina. Najbliższa, tuż po partnerze z wilczej miłości, osoba. Chyba nawet bliższa od normalnej rodziny, gdyż to po swym wilczym towarzyszu, na samo wspomnienie, stają w oczach łzy. Na zawsze czuje się w sercu tę przejmującą pustkę...
    Spędzili wspólnie cały dzień, opowiadając kilka historyjek z Naomi w roli głównej. Każdy za nią szczerze tęsknił, a takie wspominanie nie zawsze przynosiło ze sobą więcej bólu niż radości. Wystarczyło ciepło myśleć o osobie, która odeszła i żegnać ją z uśmiechniętym portretem w myślach. Potem jak zwykle ruszyli tropić. Zażądała wręcz od rodziców, by zostali u rodziny, a wataha miała jak na razie nie chodzić do szkoły. W sumie był piątek, więc zbyt wiele lekcji to oni nie stracili, ale człowiek mógł spokojnie pomyśleć. Znajdowanie nowych tropów strasznie się ślimaczyło, co nie podobało się zdecydowanie nikomu. Mimo wszystko na parę wskazówek wpadli, a to już dobry znak. Poszła tradycyjnie do łazienki zmienić się w wilka.
    Dzisiejszej nocy miała być pełnia. Wiedziała to od chłopaków, a także czuła całym ciałem. Na samą myśl o okrągłej kuli przechodził ją przyjemny dreszcz. Podobno to wspaniałe przeżycie, a biorąc pod uwagę również to, iż miała to być jej pierwsza pełnia - również ogromnie emocjonujące. Wyszła z łazienki, porzucając swoje rozmyślania. Nim dobrze znaleźli się w lesie, cała sfora zaczęła bezszelestnie truchtać. Aha, tak na marginesie - ona była najgłośniejsza, no ale... W końcu to Megan, prawda? Zaczęli przeszukiwać teren. Słońce chyliło się już ku zachodowi, więc wzrok wilkołaków był chwilowo przytępiony. Dobrze, że jedynie chwilowo.



                                                                   ***


    Wszyscy szli w równych rzędach z nosem przy ziemi, aż w pewnym momencie Jeremy w postaci wielkiego, szarego basiora gwałtownie poderwał głowę do góry. Wszyscy patrzyli na niego uważnie, wiedząc z głowy wilka, że szepnął mu coś instynkt. Jeremy rozglądał się na boki, co chwila wciągając powietrze. Od razu było widać, że czegoś szuka. Chyba nawet najbardziej niedomyślna osoba by to zauważyła. Każdy po kolei zaczął robić to samo, a mianowicie: tropić.
  Czujecie? - zapytał w myślach Dorian
  Tak, on tu gdzieś jest - zgodził się cicho Seth.
  Trzeba dorwać drania! Rozszarpię go na strzępy i dla pewności wbiję kołek w serce, jeśli będzie trzeba! - warknął w myślach Reid, typowo na niego nabuzowany. Zmroził Meg wzrokiem za tę myśl, a ona posłusznie spuściła głowę. Dominacja to jednak silna rzecz...
    Seth ustalił, że muszą trzymać się razem i w tym dniu nie dać ponieść się pełni. Nie wiedział zbytnio co zrobić z Megan, ale ostatecznie została, a przy ewentualnej bitwie ma się trzymać z daleka - oczywiście. Gdyby nie niefortunny czas pewnie nie byłoby aż takiego (bo znając życie i tak by takowy był) problemu, bo coś tam umiała, ale w zestawieniu z pełnią nie wróżyło to niczego dobrego. Ustalili, że atakować mają głównie Seth, który jako Alfa winien wszystkich poprowadzić, Jeremy i Charlie. Reid w odpowiedniej chwili może zaatakować szyję wampira, a Dorian robić to, czego w danej chwili potrzeba - przeszkadzać, podgryzać, trzymać w żelaznym uścisku szczęk. A Megan, tak jak wszyscy się jednogłośnie zgodzili, ma stać z boku i się temu wszystkiemu przyglądać, ewentualnie, jeśli jej przemiana na to pozwoli, strzelać z kuszy, którą miała łaskawie otrzymać.
    Ubrała się dosyć zwiewnie i luźno, by po przemianie móc łatwo z siebie zedrzeć strzępy ciuchów, które krępują znacznie ruchy. Do leśniczówki poszedł z nią Charlie, a reszta uważała na jakikolwiek szczegół. Megan czuła, że to dzisiaj dojdzie do starcia, chociaż nie mogła być tego w stu procentach pewna. Brunatny basior przyniósł jej w zębach załadowaną kuszę i zwięźle wytłumaczył o co w tym chodzi - oczywiście, używając wilczej mowy. Sama nie potrafiłaby niczego w niej powiedzieć, a rozumiała ją również tak tyle o ile, jednak cieszyła się, że tym razem jej to nie zawiodło. Tylko... Czy nie powinna znać tego wilczego języka tak po prostu? Jak... Wilk? Gdy wracała z wielkim basiorem u boku ten w pewnym momencie nadstawił uszu i znacznie przyspieszył.
  - Zaczęło się - warknął krótko, po czym jeszcze bardziej przyspieszył. Zaraz potem biegli w odpowiednim kierunku.
    Gdy wpadli na polanę brunatny basior od razu dołączył do zgranego szyku. Była to ta sama polana, na której znaleźli Naomi... Uderzyło ją, że Charlie jest nieco mniejszy, bardziej "wilczy" od reszty członków watahy. Szybko nasunęło jej się, że musi mieć coś więcej ze szlachetnego. Tylko dlaczego wcześniej tego nie zauważyła? Przecież poruszał się z większą gracją niż inni, był naprawdę szybki i silny. Och, no o czym ja myślę! Pokręciła na boki głową, przyglądając się walce.
    Wampir został otoczony i schwycony za ręce i nogi, chociaż bardzo dzielnie się bronił. Kiedy uwolnił pogryzione ręce, od razu ściągnął z karku Reida, który zaledwie drasnął jego szyje. Wszystko wyglądało nie do końca jak walka; było płynne, szybkie i... Dziwne. Wilkołaki działały w ściśle określonym szyku. Była pewna, że Seth wydaje wszystkim polecenia - swoją drogą całkiem trafne. Uniosła kuszę na wysokość ramion, przybrała odpowiednią postawę i wystrzeliła. Udało jej się trafić ponad łopatkę bladego mężczyzny. Wampir wydał z siebie zdziwiony syk, po czym błyskawicznie odwrócił w jej stronę. Nie napatrzył się nań jednak zbyt długo, bo zaraz zaatakowały go rozwścieczone wilki.
    Celowała właśnie w głowę potwora, czekała by się odwrócił i by móc strzelić mu prosto między oczy. Nagle to poczuła. Upuszczając kuszę wystrzeliła niechcący jedną ze strzał, która wbiła się tuż przy łapie któregoś ze zdziwionych wilków. Nie patrzyła już jednak na potyczki basiorów i nocnej zmory. Teraz łapała się za głowę, a jej ubranie rozrywało na ciele. Zmieniała się. Księżyc miał już na nią swój wpływ, było koło północy czyli w gruncie rzeczy - już czas. Na nowo przeżywała tą agonię jak przy pierwszej przemianie. Okropny ból, chrupanie kości i rozrywające się na ciele ubrania. Uszy wędrowały na czubek głowy, wyrastał ogon, a ręce zmieniały się w łapy. Zrywała z siebie niepotrzebne ubranie, używając do tego zębów i pazurów. Zarówno ciałem jak i umysłem była już wilkiem.
    Czuła tę moc, która płynęła w jej żyłach. Przez całe ciało przechodziły lekkie, przyjemne dreszcze. Nie zwracała uwagi na drobny ból w kościach i mięśniach, który zawsze odczuwało się po przemianie. Podświadomie była pewna tego, że wilk jest nocnym stworzeniem, co się równa temu, że ona również. A jeszcze zwracając uwagę na zależność wilkołaków na fazy księżyca, szczególnie na pełnię, łatwo dojść do takich wniosków. Wyciągnęła się. Słychać było kilka strzyknięć w jej ciele. Potrząsnęła głową. Chwilę napawała się tym wszystkim, by zaraz lepiej użyć swych wyostrzonych zmysłów. Usłyszała odgłosy walki, więc odwróciła w tamtą stronę biały łeb. Ciemne ślepia obserwowały kilka sekund śmiertelny taniec. Wciągnęła głęboko powietrze, a jej oczy zajaśniały nowym, drapieżnym blaskiem.
    Słodka radość przemiany zmieniła się w dziką rządzę. A raczej nie tyle zmieniła, co radość zeszła na drugi plan. Warczała i podchodziła na ugiętych łapach ku walczącym. Teraz była wilkiem. Nocnym łowcą. Księżyc dawał jej siłę, a rześkie, nocne powietrze pobudzało. Fafle wygięły się w drapieżny uśmiech, odsłaniając białe, zabójcze zęby. Wołali coś do niej. Seth rozkazywał, by się odsunęła i by wróciła Megan. Człowiek, a nie zwierze. Ale ona nie słuchała, odcięła się od nich. Wilk wziął w niej górę i wiedział kogo ma atakować. Wiedziała lepiej, niż kiedykolwiek. Do tego odczuwała w związku z tym szaloną radość. Skoczyła do góry, otwierając silne szczęki.
    Zaraz jednak spadła na dół nie dosięgając niczego, czego mogłaby się chwycić. Zaskamlała w locie, czując w pysku smak własnej krwi. To jeszcze bardziej ją pobudziło. Poderwała się z ziemi, otrzepała i ponownie rzuciła na wroga. Tym razem skutecznie. Zatopiła kły w karku mężczyzny, rozrywając mu przy tym szyję. Poczuła na języku zimną ciecz, która pachniała dosłownie jak martwa. Cuchnęła, co nie pomagało, gdyż posoka wampira zalała jej nozdrza. Na białe futro arktycznego wilka tryskała wręcz bordowa krew. Kły coraz mocniej rozszarpywały ciało wroga, który będzie potrzebował pewnie dłuższej chwili na regeneracje.
    Mężczyzna brutalnie ściągnął ją ze swych pleców, przesuwając przed swoją twarz. Ta, nadal warcząc i szczerząc kły, przejechała mu długimi pazurami po twarzy, na której zostały krwawe bruzdy. Uszkodziła mu również prawe oko. Wampir przyparł ją do ziemi, uderzając z całej siły w brzuch. Gdyby była świadoma, pewnie żywiłaby teraz ogromną nadzieję, że żaden z organów wewnętrznych nie został naruszony. Piszcząc odczołgała się pod drzewa. Gdyby była sama, nie przeżyłaby tej walki. Teraz był świetny moment, by ją wykończyć. Kątem oka zauważyła, że wilkołaki nadal atakują zaciekle wroga. Nie zapowiadało się, by wilkołaczyca szybko miała odzyskać jaźń człowieka.
    Po kilku minutach, może pięciu, może piętnastu podniosła się ociężale na cztery łapy. Nie zachwiała się jednak, wbijając pazury w pokrytą niezbyt grubym śniegiem ziemię. Na nowo rzuciła się do ataku. Wielkie, potężne łapy uderzały o skrzypiący śnieg, zostawiając w nim pokaźne ślady. Zauważyła, że po pazurach na twarzy mężczyzny zostały jedynie delikatne, czerwone linie, po których za kolejnych kilka minut - a może nawet sekund - zapewne nie zostanie ani śladu. Poczułaby znacznie większą satysfakcję, gdyby został chociaż jakiś trwały ślad, ale kto przejmuje się na dłuższą metę taki rzeczami w czasie walki?
    Tym razem zębami chwyciła za wewnętrzną stronę uda wampira, odrywając całą jej część. Blady mężczyzna wrzasnął okrutnie, budząc zapewne połowę Vallent. Przy najbliższej okazji zdzielił białą wilczycę pięścią w sam środek głowy. Przed oczami wadery zamajaczyły mroczki, które zlewały się w coraz ciemniejszy, czy raczej czarny, obraz, który całkowicie zasłaniał jej widok na świat. Po chwili poczuła, że znajduje się w górze, a także silny nacisk powietrza na jej długim futrze. Potem była już tylko niczym niezmącona ciemność.



                                         ______________________________




    Wiem, że rozdział jest króciutki, ale chyba dosyć obrazowy. No i w reszcie coś więcej się dzieję. Nie mogłam się powstrzymać, by nie napisać "potem była już tylko ciemność" - to taka jakby niepisana zasada w opowiadaniach i książkach. ;D Ogólnie to następna norka będzie zapewne w piątek i już jej długość na pewno zwiększę - to jest taki jednorazowy wyskok. Próbowałam coś jeszcze dopisać, ale po co plątać nadmiar niepotrzebnych informacji, jeżeli obejdzie się i bez nich? Także jestem ciekawa Waszych wypowiedzi. Czasami miałam problem z dobraniem zdań do tutejszych opisów, lecz mam nadzieję, że jakoś z tego wybrnęłam. Pozdrawiam serdecznie. ;)

PS. Przepraszam, że nie powiadamiam niektórych, ale czasami całkowicie wylatuje mi to z głowy.  Posty pojawiają się średnio co tydzień, a myślę, że jeżeli kogoś to interesuje, to tu zajrzy.