niedziela, 8 stycznia 2012

Rozdział XXII.

    Megan właśnie tłumaczyła krok po kroku swoją przemianę. Wiedziała już, czemu była takim... Dziwnym wilkiem. Trochę ciężko było jej w to uwierzyć, ale rzeczywiście, miało to sens. Zoe twierdziła, że nadal nie pogodziła się ze swoją wilczą połową, przyjęła to po prostu zbyt gładko. Nie zaakceptowała do końca samej siebie. Ona po prostu... Przyjęła ten fakt do wiadomości, jednak zrobiła to, bo po prostu nie było innego wyjścia. Traktowała swoją naturę jako dwie odrębne istoty. To trochę tak jak obojętna ci lokatorka na stancji - musisz ją akceptować, jeżeli nie robi nic szczególnie rażącego, jednak jakoś nie napawa cię to wielką radością. Trochę ciężko było jej się z tym faktem oswoić. Zoe od razu to wyczuła, gdyż rzuciła tylko, że dziewczyna potrzebuje czasu i kilku ćwiczeń.
  - A teraz - zaczęła czarnowłosa, opuszczając ręce na blat stolika. - oświeć mnie proszę, dlaczego opuściłaś swoją małą mieścinę, biegnąc przez kraj.
  - Już mówiłam, że... - zaczęła, jednak nie dane było jej dokończyć.
  - Banialuki. - Zoe machnęła lekceważąco ręką. - Musisz być ze mną szczera. Jeżeli nie chcesz, nie musisz mówić nikomu innemu, jednak ja muszę to wiedzieć. Zapewne chodzi o jakąś drobnostkę... Młode wilki, a ty chyba nie jesteś wyjątkiem, zazwyczaj mają dosyć chwiejne nastroje i denerwują się nawet małymi wypadkami. Jeżeli mi o tym opowiesz, będę mogła ci zapewne pomóc. Jeśli nie, pewnie będę musiała cię zdominować... No cóż, lubię wszystko wiedzieć. Także polecam po dobroci. - Czarnowłosa rozparła się wygodnie na krześle, uważnie lustrując wzrokiem nastolatkę. Westchnęła cicho, po czym zaczęła streszczać pokrótce całe wydarzenie.
    Dziewczyna lubiła Zoe, jednak była ona czasami bardzo wnerwiająca. Nie miała pojęcia, jak Aron jeszcze z nią wytrzymuje. Zoe była chyba jednym z najbardziej dominujących wilków świata, jednak nie chciała być Alfą w tutejszej sforze, stąd został na tym stanowisku Aron. Liczył się jednak bardzo ze zdaniem czarnowłosej i był piekielnie opanowany nad każdym wybrykiem jej oraz wszystkich członków watahy. Co nie znaczy, że nie potrafił zaprowadzić porządku czy odpowiednio kogoś ukarać. Przynajmniej takie informacje uzyskała od Jacka i nie śmiała w to wątpić.
  - Feromony? Serio? Ta dzisiejsza młodzież - burknęła Zoe. Była rozbawiona i zdziwiona. W sumie, to Meg jej się wcale nie dziwiła. - Ale nie powinnaś się tym zamartwiać. Nie dziwne, każdy wilkołak, człowiek czy zwierze, byłoby w tej sytuacji pobudzone. A ty naprawdę zachowałaś zimną krew. Większa trzeźwość umysłu niż niektóre stulatki, naprawdę. Powinnaś do nich wrócić. Na pewno się martwią. Ale, najpierw musimy dokończyć szkolenie. To tyle na dzisiaj, lepiej odpocznij i sobie to przemyśl - dodała nadzwyczaj łagodnie Zoe, po czym wyszła z pokoju.
    Megan jeszcze przez chwilę siedziała odrętwiała. Nie miała zamiaru wracać. Tęskniła, ale zdecydowała, że nie wróci. Nie chciała nikogo zranić, nigdy więcej. A już tym bardziej osoby bliskiej swemu sercu. Zacisnęła pięści, gwałtownie wstając i wychodząc z pokoju. Musiała się uspokoić. Zapomnieć. A nie ma nic lepszego, niż jedzenie. No, może poza bieganiem po lesie, jednak nie chciała, by reszta stada znała wszystkie jej myśli. Poza tym nie każdy jeszcze ją zaakceptował. W kuchni zastała zajadającego lody Jacka.
  - O, cześć Meg! Co u ciebie? Jak treningi z Zoe? Nie zamęczyły cię jeszcze? - Jack natychmiast zalał ją lawiną pytań. Dziewczyna w tym czasie odgrzewała wczorajszy gulasz, który przyrządziła Edith. Wybrała się jednodniowo do rodziny - stąd jej brak w kuchni.
  - Hej. Nie jest tak źle, nie przesadzaj. Teorię, historię i co tam jeszcze mam wykutą świetnie, więc nawet nie musi mi o tym mówić. A ty nie masz jakichś twórczych zajęć?
  - Jak widać: nie za specjalnie. - Wzruszył ramionami, biorąc do ust kolejną łyżkę lodów.
    Megan dogadywała się z chłopakiem nadzwyczaj dobrze. Był wesoły, żywiołowy. Z zachowania przypominał trochę małego chłopca, chociaż wiedziała, że potrafi być również nader uparty i konsekwentny. O ile oczywiście mu się chciało. Jack był dla niej po prostu świetnym poprawiaczem humoru i zapychaczem czasu. Cieszyła się, że ktoś przyjął ją bez oporów, szczególnie jeśli mowa o rówieśnikach. W grupie młodzieży mało kto ją tolerował. Z jednej strony żałowała, że młode wilki nie dogadują się z nią tak jak chłopaki ze starej sfory, jednak z drugiej, dzięki temu łatwiej było o tym nie myśleć.
  - Idę dzisiaj zapolować, też się wybierasz? - Jej rozmyślania przerwał blondyn, chowając resztkę lodów do lodówki.
  - Hm? Och. Okej. O której?
  - Za godzinę? Znajdziemy się, bo nie wiem, czy się wyrobię. Pasuje?
  - Jasne. - Posłała mu lekki uśmiech, kończąc swoje jedzenie.
    Po wstawieniu naczyń do zmywarki, wybrała się do swojego pokoju. Zoe przytaszczyła jej telewizor, jako kompana do samotnych wieczorów - byle niezbyt głośnego. Meg włączyła jakiś kiczowaty teleturniej, starając się po raz kolejny zapomnieć. Nikt nie chciałby słuchać jej żali, więc chciała pozbyć się tych natrętnych myśli. To nie zawsze było takie proste.
    Przebrała się w dres, wzięła torbę i ruszyła niespiesznie w kierunku lasu. Wiedziała, że Jack łatwo ją znajdzie, mimo ogromnego obszaru, na jakim znajdowały się tereny stada. W końcu ma się ten węch i, chcąc czy nie, zdolności telepatyczne. Ogromna zaleta i wada. Rozebrała się, schowała ubrania, po czym zmieniła w wilka. Nigdzie się jej nie spieszyło. Jeszcze raz rozejrzała się dookoła, by zapamiętać, gdzie ukryła torbę z ubraniami. W sumie możliwe, że i tak jej nie zastanie - takie złośliwości miały ostatnimi czasy miejsce.
    Biała sierść mieniła się ciepło w letnim, późnym słońcu. Pamiętała, ile zajęło jej doczyszczenie ciała po ucieczce z Vallent. Nie była w domu już od prawie dwóch miesięcy... Za niespełna tydzień zacznie się szkoła. Nie chciała jednak do niej uczęszczać, miała zamiar ruszyć dalej. Chociaż coraz częstszą myślą, która tłukła się jej po głowie było: zostań. Szkoda, że nie miała nikogo, kogo mogłaby się w tej sprawie poradzić.
  Rzeczywiście, smutne. - W głowie wilczycy rozbrzmiało ironiczne parsknięcie Cassie.
    Cassie była wprost przepiękną, cycatą blondynką o niebieskich oczach. W wielu kwestiach nie była również zbyt wymagająca. Nie należała do osób, które jakoś szczególnie się szanują. Wprost kochała przygody na jedną noc. Wbrew pozorom, mimo grania seksownej idiotki, nie była głupia. Miała dosyć wredny charakter i wrodzoną chytrość. Była przez to bardzo niebezpieczna. Lubiła jedynie krótkotrwałą konkurencję, więc pojawienie się Megan, która została na dłużej w stadzie i była nową wilkołaczycą wystarczyło, by blondynka zapała do niej nienawiścią.
    Wilcza postać dziewczyny również przyciągała wzrok. Była niezbyt dużą wilczycą o sierści w różnych odcieniach szarości, przeplatanych gdzieniegdzie brązem. Jej szata była niczym misternie ułożone - warto zaznaczyć; przez mistrza -  futro, za które zabija się każda kobieta. Nieważne, czy dziewczyna była w postaci człowieka, czy wilka, zawsze robiła oszałamiające wrażenie przez wygląd, gesty i ruch. Krótko mówiąc: Cassie to dosłownie tykająca seksbomba.
  Cassie, daj jej spokój...
  Hej, Mack. Zamkniesz się w końcu? Nie wtrącaj się w sprawy starszych. I silniejszych
- warknęła dosadnie wilczyca, szybko zamykając chłopaka.
    Mack miał zaledwie piętnaście lat i to od miesiąca. Samą przemianę przeszedł jakieś siedem miesięcy temu. Nie należał również do zbyt dominujących wilków, przez co ciągle nim pomiatano. Był to niewysoki brunet z ujmującymi, ciemnymi oczami. Mimo lekkiego gnębienia ze strony niektórych wilkołaków, chłopak był radosny i bardzo przyjazny. Potrafił się dogadać prawie z każdym. Niestety, po części siłą usuwano go w cień.
    Również jako wilk wyglądał niezwykle pociesznie. Był podszyty białym futrem, na które nakładało się ciemno szara szata z białymi przebiciami. Nos, uszy i kark były ozdobione również brązem. Barwy rozłożyły się równomiernie, dokładnie odcinając od białej sierści, która znajdowała się na od połowy pyska, przez brzuch, aż po łapy. Również spód ogona miał biały, zakończony równie czystą końcówką. Wyglądało to nieco śmiesznie. Jego pysk był okrągły, przez co upodabniał się nieco do słodkiego pluszaka - w czym pomagał również puszysta sierść. Był średniej wielkości i w miarę zachował proporcje, mimo braku większej ilości szlachetnej krwi, na co wskazywał również poziom dominacji. Miał wyjątkowo małe łapki jak na wilkołaka, co było częstym obiektem żartów reszty sfory.
  Hmm... Spike, Cecil. A co powiecie na to, by trochę się zabawić? Może jest więcej chętnych, co, chłopcy? - odezwała się ponownie Cassie, rozglądając po gromadzie wilków.
    Megan usłyszała w głowie szaleńczy śmiech Spike'a. Spike to chory na nowotwór płuc i zapewne również niezbyt zdrowy na umyśle siedemnastolatek. Jest średniego wzrostu, bardzo wychudzony. Miał bardzo jasne włosy, coś jak naturalna platyna. Były nieco przydługie, jednak bardzo przerzedzone. W zielonych oczach jednoznacznie błyszczało szaleństwo. Mimo guza na płucach, palił jak smok. Pomijając inne używki. Gdyby nie fakt, że był wilkołakiem, pewnie już dawno gryzłby piach. Miał również nadszarpnięte ucho - nie miała pojęcia, dlaczego. I chyba nie chciała wiedzieć. Spike to osoba, którą należy omijać szerokim łukiem.
    Cecil zaś to gigant, złoto-czarny basior, który zastąpił jej pierwszego dnia drogę. Meg stwierdziła, że Aron i Zoe ściągają sobie wiele kłopotliwych wilków. Cecil, mimo słodkiego imienia, uwielbiał przemoc. Kochał ranić innych. Przy czym pomagało mu ogromne cielsko, tak z wysokości, jak i szerokości. Krótko mówiąc: dwumetrowy typ z mięśniem na mięśniu. Mimo wszystko, pod włosami w kolorze brudnego blondu nie krył się zbyt duży móżdżek. Jego malutkie, szczurze oczy miały błotnisty kolor. Jak na wilkołacze standardy był naprawdę odrażający, chociaż na ludzkie raczej przeciętny. Znalazłby zapewne swoich zwolenników. Polegał jedynie na sile fizycznej, więc nie mógł zajść za wysoko w hierarchii - do tego potrzebny jest również łeb na karku.
    Niektóre osoby przytaknęły, inne tylko burknęły coś pod nosem. Jakaś połowa wilków ruszyła biegiem wraz z trójką niewyżytych wilkołaków. Przewodniczyła im oczywiście wadera, która była zresztą najbardziej dominująca w obecnej grupie. Nie było przemienionych "zwolenników" Meg ani osób bardziej dominujących od Cassie. Mało pocieszające. Swoją drogą z trójką nie ruszyły za specjalnie tęgie umysły. Ot, znudzona młodzież, która ma ochotę kogoś podręczyć. Jakie to typowe...
    Nie zamierzała uciekać, jak również stać bezczynnie. Ruszyła przed siebie truchtem. Była głodna, a Jack miał się najprawdopodobniej spóźnić. W głębi serca miała nadzieję, że przyjdzie dostatecznie szybko. On miał jakąś tam władzę. Ona nie za specjalnie. Była w watasze na doczepkę, okres krótkotrwały. Nie znajdowała się najniżej w hierarchii, zdążyła coś tam ustalić. Nie walczyła jednak o jakąś szczególną pozycję. Była trochę jak wdrożony do stada szczeniak. Czy raczej świeżo przemieniony wilkołak.
  Hej, Śnieżko, czemu od nas uciekasz? - zachichotał Spike. Wilki były już bardzo blisko.
  Nie macie nic lepszego do roboty? - odezwała się po raz pierwszy, wzdychając cicho.
  Hmm... Właściwie, to nie - stwierdziła wilczyca, lądując tuż przy boku białej wadery. Wygięła się w sposób, który zawsze podnosił ciśnienie płci przeciwnej. - No, chłopcy? Co z nią zrobimy?
  No, a tego. Może pościgamy?
- rzucił głupkowato Cecil. Jak mówiła, nie należał do osób zbyt inteligentnych. Reszta wilkołaków milczała, czekając na polecenia. Można się było tego spodziewać.
  Muszę cię zmartwić, ale nie jestem na tyle przerażona, by przed wami uciekać. - Nie zatrzymała się. Dalej truchtała przed siebie, a dookoła niej reszta wilków.
  Zawsze intrygowało mnie połączenie bieli i czerwieni... - zamruczał Spike, na nowo chichocząc.
  Tylko nie przesadzajcie, bo będą się czepiać. Pierwszy ruch należy do mnie - rzuciła Cassie, obnażając kły.
    Megan odpowiedziała tym samym. I tak nie miała szans. Nie zamierzała jednak stać i patrzeć, jak inni ją atakują. Reszta wilkołaków również ukazała swą broń. Nie ma to w końcu jak pocieszający błysk kłów, które zaraz rozerwą twoje ciało. Cassie ugięła bardziej łapy. Meg napięła mocniej mięśnie. Nagle wszyscy poczuli obecność kolejnej osoby, a przed oczami ukazała się biała, warcząca masa. Jack zmienił się w locie - to dlatego nie zdążyli uciec. Pomijając fakt, że nikt go nie wyczuł. Ona skupiła się jedynie na wrogich wilkach, ale oni... Przesada. Musiała nadal popracować nad swoimi zmysłami.
  Cofnąć się! - warknął rozwścieczony basior, jeżąc sierść.
    Cassie zaskamlała, odskakując do tyłu. Tchórz. I stwierdziła to tak tchórzliwa osoba, jak ona. Poczuła złość szarej wadery, która jednak szybko została zatajona. Cassie przyjęła bardziej rozluźnioną pozę, trzymając jednak łeb niżej od białego basiora - co wcale nie było takie proste. Reszta wilków momentalnie spotulniała, kuląc pod siebie ogony i kładąc uszy. Unikali wzroku przybyłego. Spike zaś położył się na ziemi - jako chory wilk był na łasce stada.
  Jack, nie denerwuj się tak... - zaczęła słodko wadera. Basior przeniósł na nią wściekły wzrok, wciąż warcząc.
  Zamknij się! Nie mam zamiaru cię słuchać! Kiedy powiem "daj głos", masz to zrobić, ale nigdy z własnej woli! Jeżeli jeszcze raz przyłapię was na podobnej scenie, czy samym znęcaniu się nad jakimkolwiek wilkiem, a szczególnie Megan... Nawet nie chcecie wiedzieć. Nie wiem nawet, jak zatajacie instynkt "chroń samice". Jesteście żałośni, skoro zniżacie się do uprzykrzania innym życia. W dodatku pod wodzą kobiety. Jeszcze mogę zrozumieć Cecila - ma idiotyczne imię, musi sobie odbić na innych. Ale wy? No proszę was. Spike, tobie radzę bardziej uważać. Wynocha stąd. Won do domu, nic niewarte stworzenia! - warknął władczo Jack, spoglądając po wszystkich uważnie. Wilki uciekły od razu z podkulonymi ogonami.
    Jej, chyba przejął trochę słownictwa od Zoe. Szybko ukryła tą myśl. Oddychał ciężko, nadal próbując się uspokoić. Wilkołaki przybrały już ludzką postać, pewnie by sobie ponarzekać. W lesie znajdowało się jeszcze kilka "obojętnych" osobników, które jednak podśmiewały się ukradkiem z Jacka. No cóż, zazwyczaj był radosny i pełen życia, a nie dzikiej furii. Trąciła go nosem w łopatkę.
  Hej, wszystko w porządku?
  Zaczynają mnie naprawdę wkurzać. Trzymaj się przy mnie, Zoe lub jakimś normalnym wilku, najlepiej wyższym od Cassie. Idiotka.
  Byliście parą, prawda?
- Nie wiedziała, skąd jej się to wzięło. Ot, zaświtała pewna myśl, którą wypowiedziała. Jach spojrzał nań zdziwiony, po chwili odwracając wzrok. Przez głowę wilczycy zdążyło przelecieć kilka wspólnych chwil nastolatków, niektórych... Bardzo bliskich. - Przepraszam. Tak mi się wyrwało, nie musisz odpowiadać.
  Kiedyś. Ale ona zawsze była taka sama, więc cieszę się, że to już przeszłość.
  Hm. Tak... To na co polujemy?
  Może dzik? Łoś?
  Z reguły wolę sarny.
  Może być. Ostatnio kręciło się tu całkiem ładne stadko. W sumie dobrze, że las jest ogrodzony, inaczej pewnie już dawno zniknęłaby stąd cała zwierzyna.



    Po udanym polowaniu, postanowiła wejść pod prysznic. Kiedyś podchodziła do polowań bardziej niechętnie, ale odkąd lepiej jej z własnym wilkiem, sprawiało to Meg znacznie większą przyjemność. W końcu, od czasu do czasu, nawet pomiędzy kolejnymi pełniami, warto dać ponieść się instynktom. Wyszła z łazienki, robiąc na głowie "turban" z ręcznika. Usłyszała ciche pukanie do drzwi.
  - Proszę. - Do pokoju wszedł - dziwnie niepewnie - Jack.
  - Cześć. Nie przeszkadzam?
  - Nie, jasne, że nie. Wchodź.
  - Ja w sumie tylko na chwilę. Megan, mam pytanie... Wyjdziemy gdzieś jutro razem? Do kina albo coś?
  - Co tak niepewnie? Jasne, chętnie gdzieś wyjdę.
  - Super! - ucieszył się blondyn, uśmiechając szeroko. - Jeszcze się zgadamy, co do godziny.
  - Taa... W końcu mieszkamy w tym samym domu.
  - Właśnie. To nie przeszkadzam, cześć!
  - Pa.
    Wycierała w spokoju włosy, gdy w końcu ją olśniło. O nie. Nie, nie. Jaka ja głupia... Miała nadzieję - zapewne złudną, ale zawsze - że chłopak nie uznał tego wyjścia jako randki. Nie chciała się z nikim spotykać. Kochała Nicholasa, mimo wszystko. Robienie nadziei innym nie było najlepsze. No nic. Jutro to jakoś wyprostuje.



                                         ______________________________




    Huh, jestem z siebie dumna. Wreszcie udało mi się coś napisać. Za wszelkie błędy - przepraszam. Jestem ostatnio jakaś taka nieprzytomna. Będę wdzięczna, jeżeli ewentualne mi wytkniecie. ;)
W ferie, czyli następny wolny termin, pewnie za specjalnie też nic nie napiszę, gdyż, iż, ponieważ będę poza domem. Ale akurat z tego się cieszę niezmiernie. Tak... Pewnie ponownie trzeba będzie poczekać na rozdział od wyrodnej autorki. O ile ktoś to jeszcze czyta. Mam nadzieję, że nieco rozjaśniłam problemy Megan z porywczym wilkiem, który w niej tkwi oraz jako tako przedstawiłam kilka osób z nowego stada. Ach, właśnie pod spodem znajdziecie zdjęcia wilczych form Macka i Cassie. A raczej zdjęcia, na których się wzorowałam. Dorzucam do tego również Jacka. Napisy mogą szpecić, ale to swojego rodzaju zabezpieczenie... Nienawidzę kopiowania. Zdjęcia nie są oczywiście moje, ale nie znam ich autorów - zaginęli gdzieś w odmętach czasu. Zapisuję co ciekawsze i ładniejsze zdjęcia, by móc użyć ich do opisu w swoich historiach. To wszystko. Po prostu zwróćcie uwagę na maści, bo opisy... Cóż, niezbyt mi się udały.
Miał być nawet specjal świąteczny, ale za późno się obudziłam, poza tym bonus pod bonusem...? No i nie można przesadzać. Tak... Miłego czytania.
Mack: http://i41.tinypic.com/2a857ya.jpg
Cassie: http://i41.tinypic.com/178y1e.jpg
Jack: http://i43.tinypic.com/k4xgrk.jpg