poniedziałek, 31 października 2011

Bonus - Halloween.

  - Meegaan! - zawołała z góry Sara. Ał, moje uszy!
  - No co? O co znowu chodzi? - Weszła do pokoju, odstawiając dwie szklanki wypełnione herbatą na biurko.
    Obrazek, który zastała wyglądał następująco: Sara przytulała się do podłogi, dodatkowo przykrywając głowę poduszką. Westchnęła cicho. Jak widać, jej przyjaciółka postanowiła dać upust frustracji zamykając się w sobie. Tylko dlaczego Meg wcale to nie zdziwiło? Podeszła, kucając przy - jak widać - zrozpaczonej dziewczynie. Tykała ją palcem w ramię. Patrzyła na przyjaciółkę dłuższą chwilę, aż w końcu ta się złamała.
  - Nie wiem za co się przebrać na bal! - załkała żałośnie, nie zmieniając pozycji.
    Cóż... Co roku w ich szkole organizuje się bal kostiumowy z okazji wigilii Wszystkich Świętych, szerzej znanej jako Halloween. Bal jak każdy inny, tyle tylko, że dodatkową atrakcją jest przebranie. Jak wszelkich większych imprez nie lubiła, tak akurat ta uroczystość szkolna w miarę przypadła jej do gustu. Wszystko było w miarę klimatyczne, a uczniowie dekorujący salę naprawdę się starali. Ponadto wybierano wtedy - w sumie jak zawsze - Królową i Króla balu. Zazwyczaj zostawała nimi jedna para, Darcia Terron i Brad Mackley, więc nie spodziewała się większych zmian w tym zakresie. Bardziej myślała o spędzeniu wieczoru z Nickiem.
  - I tylko tyle? Żartujesz? Jest milion kostiumów! Łatwo coś znajdziesz, nawet w tak krótkim czasie. Oczywiście obudziłaś się w poniedziałek wieczorem, wiedząc, że bal jest w piątek. Pogratulować Sara.
  - Ale ja chcę coś seksownego i pięknego zarazem! I muszę dopasować do swojego przebrania Matta! - Szatynka parsknęła śmiechem, po czym odpowiedziała wyraźnie rozbawiona:
  - Sara, a czy Matt nie powinien sam zdecydować w co chce się ubrać?
  - Przestań. - Machnęła zirytowana ręką, siadając na podłodze. - Wiesz, że faceci nie przejmują się takimi rzeczami. Matt mówi, że przyjmie wszystko co mu dam do założenia. - Już Megan widziała ten ostrożny, ale kochający wzrok niebieskookiego. Sara momentalnie zbystrzała, uśmiechając się pod nosem. Oj, nie było dobrze. - A może zrobię mu na złość?
  - Wiesz... Tylko nie rób niczego, czego byś później żałowała. Proszę - dodała niemal błagalnie szatynka, opadając na łóżko. Na ekranie jej laptopa wyświetlały się najróżniejsze strony z kostiumami. Megan tylko pokręciła głową.
  - A ty, Meg? Za co się przebierasz? - Sara przysiadła obok przyjaciółki, zaglądając jej bez skrępowania przez ramię.
  - Jeszcze nie wiem. Wiesz, zawsze zostaje mi własne futro - rzuciła z krzywym uśmiechem. Sara zaklaskała w dłonie.
  - Wiesz, mogłabym cię prowadzić na smyczy. A Matt trzymałby Nicholasa. Albo na odwrót! Biały wilk i pies dingo... Super połączenie!
  - Prawda? - Zachichotała cicho. - Ale wiesz, Nick prędzej odgryzłby wam ręce, niż pozwolił przypiąć sobie smycz, ba, założyć obrażę. Ja zresztą pewnie też.
  - Nawet taką obrożę z diamentami? - dopytywała rozbawiona Sara.
  - Zlałaby się z sierścią. No chyba, że załatwisz mi jakieś rubiny... Chociaż szmaragdy czy szafiry też mogą być - stwierdziła bardzo poważnym głosem. Po chwili obydwie wybuchnęły śmiechem.


    Maszerowała właśnie w wilczej skórze w kierunku lasu. Dookoła niej szła sfora w luźnym, jednak wyraźnie zarysowującym hierarchię, szyku. Mieli przejść się na dokładniejsze zwiady, gdyż na ostatnim, nocnym spacerze Charlie wyczuł coś niepokojącego. Cóż, nawet jej to nie zdziwiło. Przeszli więc do wolnego truchtu, uważnie niuchając w powietrzu. W większej odległości od leśniczówki, której żaden prędko zauważony i w miarę sprytny stwór nie chciałby z bliska oglądać, zaczęli analizować również ziemię.
    Żaden z nich nie znalazł jednak niczego zbyt obiecującego. Każdy wiedział, że coś jest nie tak, jednak nikt nie zdawał sobie sprawy, o co dokładnie może chodzić. Im jednak posuwali się bardziej do przodu, tym czuli to przedziwne uczucie bardziej. W końcu stanęli nad brzegiem jeziora. Czarny basior odwrócił się w ich stronę niezbyt zadowolony. Stojąc na wprost całego stada, nakazał wycofanie bardziej w głąb lasu. Cóż, było dosyć zimno, lecz niektórzy bardzo lubią spacery nad jeziorem, a stadko nienaturalnie dużych wilków dosyć przyciągało wzrok.
  Na pewno to jakieś wodne stworzenie. Mało pocieszające... Jakby nie było, jesteśmy lepsi na ziemi, ale zawsze mogło być gorzej, bo już latać na przykład to na pewno nie potrafimy.
  No wiesz Seth, możemy postarać się o to, żebyś polatał
- rzucił niby nieśmiało Reid. Zawtórowały mu parsknięcia śmiechem.
  Wybacz, Reid. To ty najmniej ważysz, jeśli pominąć damę - zripostował gładko Alfa. - Ale wracając do tematu. Mamy... Problem. Niewątpliwie mamy jakiś cholerny problem, co ostatnio zdarza nam się w miarę często. Może to po prostu uroki dłuższego osiadania w jednym miejscu... No, nieważne. Na razie za wiele nie zrobimy, ale miejcie oczy i uszy szeroko łapiące. Nic tu na razie po nas, a za dwa dni bal. Idziemy szykować kostiumy. Tak, ciebie Charlie również tam zaciągniemy. Jeremy też idzie, ale jemu wystarczy podstawić pod nos kawałek ciasta.
  Co?
- rzucił zdezorientowany, szary wilk. Wszyscy się zaśmieli.
  Nic. Chodź, dobierzemy ci jakieś przebranie. - Megan mrugnęła do rozkojarzonego basiora, ruszając z miejsca.
    Ona już wybrała kostium, co skrzętnie ukrywała przed ciekawskimi umysłami chłopaków ze sfory. Nie było to nic wymyślnego, jednak jej wystarczało. Sara nie podzieliła się z nią planami co do dopasowanego stroju własnego i Matta. Zobaczymy, co wymyśliła. Zapewne wzbudzała większą ciekawość, niż to było warte. Zmieniwszy formę w leśniczówce, ulotniła się do domu. Chłopcy zajęli się w tym czasie robieniem swoich stroi. W drodze powrotnej rozmawiała przez telefon z Nicholasem, który wybrał się na samotne zakupy. Marudził jej do słuchawki, że żaden kostium do niego nie pasuje i nie chce bawić się w takie rzeczy. Pocieszywszy nieco chłopaka, już po rozłączeniu się, spojrzała w lekko zasnute chmurami niebo. Akurat w Zaduszki wypadała pełnia. Zaśmiała się do siebie, zauważając, że ich największym zmartwieniem w tej chwili był wybór stroju na szkolny bal. Poczuła się znowu jak normalna nastolatka.


    Piątek. Już dzisiaj wieczorem miał być szkolny bal z okazji Halloween, a tymczasem... Wszystko zaczyna się jakoś nie tak. Aktywność dziwnego stworzenia - a może stworzeń? - jakby wzrosła. W okolicy znaleziono również topielca, wyłowionego z jeziora w lesie. To nie wróżyło za dobrze. Miejscowi mówili również, że słyszeli cichy płacz, zawodzenie przy jednym z wieczornych spacerów, jednak sfora nie mogła za specjalnie zawierzyć tym plotkom. Megan też nie.
    Gdy tylko weszła do szkoły, uderzyło ją wszechobecne podniecenie, ale i nuta strachu. Czy zwykłego niepokoju. W każdym bądź razie, ludzie nieco bali się wychodzić z domów. I w sumie mieli w tym przypadku zapewne rację. Nie warto kusić losu, prawda? Drugą rzeczą, jaką wychwyciła, był Mike (tak, ten bałwan, który chciał kiedyś skrzywdzić Sarę), który opowiadał o widmowej twarzy za oknem, która opłakiwała rzekomo jego los. No cóż... W końcu przy okazji jej pierwszej przemiany też dostała kilka ciekawych mian, prawda? Szkoda było go nawet słuchać.
    Prawdziwie ciekawa rzecz wydarzyła się jednak podczas przerwy na lunch. Dorian streszczał właśnie, że do jego klasy doszła nowa dziewczyna. Nie byłoby w tym za pewne nic szczególnego, nawet, jak na niefortunny okres czasowy - notabene, sfora mniej więcej w tym samym czasie dołączyła do jej szkoły. Minął już rok... Wracając do tematu. Dorian zarzekał się, że nowa dziewczyna nie jest normalna. Nawet nie musieli jej za specjalnie wyglądać, bo całkiem łatwo rzucała się w oczy. Nick trącił ją dyskretnie w ramię, pokazując ową "dziwną" dziewczynę.
    Była to długonoga, młoda... Kobieta. Inaczej nie dało się jej nazwać. Miała ziemistą cerę. Jej długie, czarne włosy sięgały połowy ud. Dosłownie! Rzadko widziało się osoby o tak długich włosach, a tym bardziej nastolatki. Były idealnie proste i rozpuszczone. Była posiadaczką raczej delikatnych rys twarz, z których jednak nie dało się wywnioskować pochodzenia. Jej oczy miały nieco ukośny kształt i wydawały się jakby muliste. Miała figurę, dla której każdy projektant chciałby szyć ubrania. Co ciekawe, końce jej zielonych rękawów sweterka i nogawek spodni, które również miały dziwnie bagienny kolor, były nieco mokre. Ciemne, odrzucające oczy zwróciły się w ich kierunku. Nawet z tej odległości czuła bijącą od dziewczyny magię.
  - To jest to - szepnął Seth. Wszyscy mieli te same słowa na myśli. - Teraz tylko zostaje odkryć, czym jest. Nie mamy zbyt wiele czasu. Skoro się nam ujawniła... Rzuca wyzwanie lub pokazuje, że już niemal wygrała. Mało pocieszające - burknął Alfa, nie odrywając wzorku od stworzenia. Czarnowłosa w końcu ustąpiła, zaczepiona przez jakiegoś chłopaka.
    Jak widać, ludziom nie przeszkadzał dziwny wzrok dziewczyny i pełzająca dookoła niej, zimna magia. Dodatkowo wyglądało na to, że rzucała na nich urok. Robiło się coraz gorzej. Musieli się pospieszyć. Seth nakazał zebranie informacji na temat wszelkich wodnych stworzeń, jednak dzisiaj nakazał im się dobrze bawić i czekać na rozwój spraw. Nie mieli raczej innego wyjścia.


***


    Plan był taki, że Megan idzie pod dom Sary, skąd wychodzą razem z Mattem i już całą trójką kierują się w stronę szkoły, w której czekają chłopacy. Nicholas miał się pokazać na balu z małym opóźnieniem, więc taki układ jak najbardziej jej odpowiadał. Rodzice oczywiście nie odpuściliby sesji zdjęciowej w kostiumie, już czając się w ciemniejszym kącie i wychodząc z niego tylko po to, by dać gromadce dzieci słodycze. Oni również się przebrali - za małżeństwo-zombie. Musiała przyznać, że wyszło im to całkiem dobrze. Dodatkowo mama miała na sobie stare ubranie pielęgniarki, odpowiednio postrzępione, zaś jej ojciec fartuch lekarza. Z tego co wiedziała, później wybierali się do szpitala, gdzie również urządzano małą, straszną akcję - dla większości pacjentów to zwykła atrakcja, a dla tych wytrwalszych przygotowano kilka klasycznych horrorów.
    Ostatni raz przejrzała się w lustrze, poprawiając wielki, czarny kapelusz. Wybrała strój czarownicy, czyli nic szczególnie błyskotliwego. Efekt końcowy przypadł jej jednak do gustu. Na nogach miała czarno-czerwone rajstopy w pajęczynę. Stopy dziewczyny zdobiły zabudowane, matowo czarne buty na obcasie, przyozdobione małymi nietoperzami własnej roboty i czerwoną podeszwą, zapewne by stworzyć marną podróbkę szpilek Chrisa Lomboutin'a. Jej ciało przykrywała sięgająca połowy uda, postrzępiona na końcach sukienka, również w kolorze matowej czerni. Na wierzch zarzuciła długi do połowy łydek a'la sweterek z cienkiego materiału. Całości dopełniał mocny makijaż, sporo odpowiedniej biżuterii i, oczywiście, duży kapelusz.
  - No, zapozuj nam tu ładnie! - pisnęła Jenny, klaszcząc w dłonie jak małe dziecko. Megan mimowolnie się uśmiechnęła.
    Po jakiejś (zdecydowanie zbyt dużej) ilości zdjęć, udało jej się wyjść z domu. Odmówiła propozycji dotyczącej podwiezienia ją przez tatę. Wolała się przejść, wdychając przy tym rześkie powietrze. Po ulicy kręciło się dużo osób, jak to w Halloween. Głównie dzieciaki zbierające słodycze i ich opiekunowie. Uśmiechnęła się pod nosem, na myśl o tym, jak sama niegdyś chodziła po domach ukazując sąsiadom swój szczerbaty uśmiech. Pamiętała również większość stroi. Raz była typowym kowbojem, innym razem Indianką, Smerfem, a w jej pierwsze święta rodzice przebrali ją za... Białego króliczka. To musiało świetnie wyglądać.
    Później myśli przesłoniła jej mniej przyjemna sprawa. I zapewne znacznie bardziej ważna niż jej biały ogonek, gdy miała cztery latka. Pixie, bo tak owe dziwne dziewczę się zwało, ciągle nie dawała jej spokoju. Miało się zdarzyć coś, co mogło mieć fatalne skutki w przyszłości. Dodatkowo nie wiedziała niczego, co mogłoby naprowadzić ją na jakiś trop, dotyczący tożsamości nowej uczennicy. Nawet istniały w mitologii celtyckiej stworzenia o nazwie "Pixie", lecz w żaden sposób nie pasowały do wyglądu dziewczyny. Nie były chyba nawet związane z wodą, a czarnowłosa zdecydowanie lubowała się we wszelkiej wodzie. Zadzwoniła do drzwi, cicho wzdychając. Nie powinna zaprzątać sobie tym głowy.
  - Megan! Dobrze, że już jesteś, Sara i Matt zaraz zejdą. Wejdź! - przywitała ją na progu mama Sary, niemalże siłą wpychając do środka. - Chcesz cukierka?
  - Dziękuję, proszę pani. - Wyłowiła z misy karmelka. Nie mogła go sobie odmówić. Posłała wesołej kobiecie uśmiech, witając się również z panem domu. - Em... Jak dawno Sara mówiła, że zaraz przyjdzie? - zapytała ostrożnie, jednak w tej samej chwili trzasnęły drzwi.
  - Lecę po aparat! - pisnęła mama Sary, biegnąc do salonu. Tak, ona i Jenny dobrze się znały.
    Na schodach pojawiła się wpierw dziewczyna. Miała na sobie długą, czarną suknię z czerwonymi dodatkami, takimi jak dopięte do sukni róże. Włosy spięła tylko do połowy. Jej skóra była zdecydowanie zbyt blada, co dodatkowo podkreślał mocny makijaż. W ustach błyszczały sztuczne kły, które Meg zauważyła, gdy Sara zawzięcie grzebała w małej kopertówce.
    Tuż za nastolatką posuwał się Matt. Nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. Jego również potraktowała pudrem, ale chyba zaoponował przeciwko makijażowi - Megan znała Sarę na tyle dobrze, że wiedziała, iż ta próbowała nałożyć go wilkołakowi. Miał na sobie czarny a'la garnitur i pelerynę, która wewnątrz była krwistoczerwona. Włosy zostały ulizane do tyłu. Miętosił w ręce sztuczne kły, patrząc pod nogi. Wyglądało to tak komicznie, że Megan musiała powstrzymywać się, by nie prychnąć śmiechem.
    Zapozowali do zdjęć wpierw we dwójkę, potem całą trójką. Tak, została do tego zmuszona. Mimo wszystko znacznie poprawił się jej humor, więc na zdjęciach wszyscy wyszli autentycznie szczęśliwi. No, może Matt miał zażenowany uśmiech, ale tutaj, to mu się akurat nie dziwiła. Poprawiła pasek od torebki-woreczka w czasie, gdy wyjście zagrodziły im przebrane za potwory dzieci. Pożegnawszy się, wyszli z domu, dzięki czemu szatynka od razu przystąpiła do ataku.
  - Wampir? Nieźle, Sara. Nie spodziewałam się, muszę przyznać. Chociaż wyglądacie dosyć milusińsko. Szczególnie ty, Matt. Czy możesz zaprezentować mi kły? - Chłopak spojrzał na nią spod byka. - Oj, no nie złość się. Jesteś Vladem? - droczyła się, dając jednak znak przyjaciółce, by przytuliła niepocieszonego wilka. Od razu się rozpromienił.
    Sfora czekała już na miejscu. Oni również rzucali Sarze i Mattowi niewybredne komentarze (czego główną przyczyną były zapewne plastikowe kły), jednak docinki wkrótce im się znudziły. Poza tym Sara również rzuciła kilka ciętych ripost. Meg uśmiechnęła się pod nosem, spoglądając w niebo. Było szczelnie zakryte chmurami, jednak ona wiedziała, że tuż nad nimi kryje się prawie pełny księżyc. Na plecach poczuła pierwszy dreszcz podniecenia, a w środku niecierpliwe kręcenie się wilczycy. Poprawiła kapelusz, przyglądając się uważnie każdemu chłopakowi z osobna.
    Seth wyraźnie postawił na klasykę. Przebrał się za Mike'a Myers'a, co zauważyła głównie dzięki trzymanej w ręce masce i sztucznemu nożowi. Seria "Halloween", no cóż, nie należała do strasznych. Ten jednak bohater wzbudzał w niej niemiłe uczucie niepokoju, chociaż zdarzało się to zazwyczaj, gdy oglądała przypadkiem jego zdjęcia. A miało to miejsce kilka dni temu, gdy szukała odpowiedniego kostiumu. Po prostu ten ciemny strój w połączeniu z trupio bladą maską z lekka ją przerażał. Swoją drogą pomysł fajny, a zarazem oryginalny na tle innych uczniów.
    Kolejnym przebierańcem z kultowych horrorów był Charlie, który wcielił się w rolę Freddie'ego Krugera. Paznokcie - które bardziej wyglądały na pazury - łatwo się zdejmowały, gdyż zostały zrobione w formie rękawiczek. Cóż, nie to, że Charlie miał zamiar wiele dzisiaj tańczyć. Blizny co prawda nie były idealne, jednak w środku panował klimatyczny półmrok, który doda całemu strojowi większego efektu. Dodatkowo okrywał twarz typowym dla Eddie'ego kapeluszem.
    Jeremy wybrał postać wręcz stworzoną dla siebie. A mianowicie... Frankensteina. Zamalował skórę na zielono, przywdział podniszczone ubranie, dokleił sobie śruby na szyi. Ach i oczywiście szwy. Coś czuła, że korzystał z czyjejś pomocy, gdyż sam... Cóż... Może i świetnie walczył, ale dbałość o takie bzdety była u niego wprost zerowa.
    Dorian postanowił przebrać się za... Wilkołaka. Powiedział później ze śmiechem, że po co ma wymyślać jakiś strój, skoro sam był wilkołakiem. Do jego policzków i dłoni przyczepione były kępki futra. Na uszach znajdowały się zaś spiczaste nakładki. By wszystko było jeszcze bardziej komiczne, na czubku jego nosa znajdował się czarny punkt. Postawił bardziej na śmieszność stroju, co świetnie mu wyszło.
    Ostatnim z całej grupki był Reid, który przyniósł każdemu po kubku z pączem (który swoją drogą nie pachniał zbyt zachęcająco). Ubrany był w czarne ciuchy, z których najbardziej rzucał się w oczy długi płaszcz i ciężkie buty. Spośród zawadiacko rozczochranych włosów wystawały dwa rogi. Zauważyła również trójkątną bródkę, którą zapuścił widocznie specjalnie na rzecz kostiumu. Oczy miał zarysowane czarną kredką, dookoła której dodatkowo nałożył czarcio-czerwony makijaż. Cóż, wprost idealnie prezentował się jako diabeł.
    Wpierw całą grupą wybrali się na wróżby. Trochę im się przy tym zeszło. Zawsze bawiły ją uczniowskie przepowiednie typu zostaniesz zakonnicą, starą panną albo bogaczką. Żadna z tych opcji raczej nie będzie miała miejsca. Z drugiej strony, wilkołaki są nieśmiertelne... Po tym, jak powróżyli sobie przy każdym stoisku skierowali się na salę gimnastyczną, tudzież balową. Chłopcy od razu dopadli bufetu. Spojrzały na siebie z Sarą porozumiewawczo, po czym wzruszyły ramionami i przyłączyły się do wyszukiwania co lepszych kąsków.
    Zatańczyła kilka tańcy ze szkolnymi znajomymi - sfora postanowiła poszukać sobie partnerek lub dziewczyn, którym obiecali taniec. Cóż, szybko się zebrali, jakby nie było... Ale chyba niewiele interesował ich fakt, że na szkolne bale zazwyczaj przychodzi się z osobą towarzyszącą. W tłumie wypatrzyła Earl, przebraną za Kobietę Kota. Cóż, można się było tego spodziewać. Blondynka pomachała do niej, na co odpowiedziała uśmiechem. Odeszła na bok, by czegoś się napić. Przyglądając się uważnie tańczącym nastolatkom, poczuła przy uchu czyjąś twarz i usłyszała szept:
  - Mogę prosić o taniec? - Znała ten głos bardzo dobrze. Przeszedł ją dreszcz, po chwili zaś odwrócił się ku przybyszowi szczęśliwa i zaciekawiona.
    Nicholas miał na sobie ciemne ubrania, również pelerynę i rozłożysty kapelusz. Nie przejmował się większymi dodatkami. Jego atrybutem był przypasany do pasa, sztuczny miecz. Pod szyją zauważyła zlewającą się z resztą chustkę. Strój był prosty, a zarazem wyróżniał się z tłumu. Chwyciła za odziane w rękawiczki dłonie i mimo szpilek, zadarła głowę nieco do góry. Złączyli swe usta w przyjemnym pocałunku.
  - No wiesz, moja droga? Całować się z Łowcą? Jesteś bardzo nieostrożna - zamruczał, pochylając się nad jej uchem. Zachichotała cicho, niezbyt chętnie odsuwając chłopaka od siebie. Jakby nie było, nauczyciele nadal patrolowali salę.
  - Lubię od czasu do czasu trochę ryzyka. Ale, wielki pogromco, obiecałeś mi taniec. Więc ja się pytam - na co czekasz?
    Znaleźli dla siebie skrawek wolnego miejsca do tańca. Czuła się cudownie, gdy tak tańczyli przy wolnej piosence, nie zdając sobie nawet sprawy, że całkowicie się odcięli. Nick nie lubił tłoku, ale zdawało się, że reszta nastolatków wcale mu nie przeszkadza. Przyszedł tu tak naprawdę dla niej. Cóż, stwierdziła, że czasami musi ruszyć się z domu. Przetańczyli kilka piosenek, gdy poczuła lekkie pukanie w ramię.
  - Odbijany? - Mrugnął do dziewczyny uśmiechnięty Seth.
    Megan posłała Nicholasowi nieco przepraszający uśmiech, po czym poszła w tan z przyjacielem. Seth tańczył zadziwiająco dobrze. Tak samo jak Dorian i nieco bardziej żywiołowy Reid. Zaliczyła nawet potańcówkę z Mattem, który już bardziej się rozluźnił. Jeremy chwilami był nieco nieobecny podczas licznych pląsów, ale przynajmniej mogła się pośmiać z jego zdezorientowanych min. Ostatecznie, zatańczyła również z... Charlie'm. Co najlepsze, wyszło mu to zadziwiająco dobrze. Przez chwilę miała wrażenie, że tańczy z arystokratą. W sumie, to nawet mogło być możliwe. Niewiele jednak z tego tańca zapamiętała, bo fakt lekkiego uśmiechu na wargach bruneta całkowicie ją zszokował.
    Po obtańczeniu całej watahy wyszukała Nicka, który od razu pociągnął ją za rękę w kierunku wyjścia. Zaproponował spacer, na co z chęcią przystała. Powietrze było chłodne, jednak jej ciepłota ciała świetnie sprawdzała się jako kilka swetrów. Szli odzywając się tylko co jakiś czas, rozkoszując własnym towarzystwem. Zabawa miała trwać jeszcze dosyć długo, więc postanowili wybrać się na spacer. Swoją drogą, przydałby się mały zwiad. Pixie, obecnie zapewne uwodząca w swej zielonej sukni kolejnych chłopców, była zdecydowanie dziwna i zapewne coś knuła. Nie było tego jednak znać po jej beztroskich pląsach na sali gimnastycznej. Poza tym, Megan miała przemożną chęć na spacer nad jeziorem.
    Będąc już niedaleko zbiornika wodnego, sprzeczając się właśnie ze sobą, usłyszeli cichy płacz. Nicholas uciszył ją gestem - jak zwykle usłyszał szloch jako pierwszy. Dziewczyna zdjęła dla wygody buty na obcasie, nie przejmując się leśną ściółką i zimnym powietrzem. Cicho niczym koty (co było w ich przypadku dosyć zabawnym określeniem) przedostali się stosunkowo niedaleko jeziora. Ujrzeli tam opartą o jeden z większych kamieni, młodą dziewczynę w białej koszuli, dookoła której leżały drobne, idealnie okrągłe bursztyny. Miała jasne, bardzo długie włosy, które poza dłońmi, również skrywały jej twarz. Była na bosaka. I zdecydowanie nie była człowiekiem. W jej śpiewie, którym można było nazwać ciche łkanie, było zarówno coś pięknego, jak i dręczącego ludzką duszę. Płacz jasnowłosej wprawiał w ogromny smutek.
    Podeszli do około dwudziestoletniej dziewczyny bezszelestnie. Megan zatrzymała bruneta, pokazując, że to ona podejdzie do nieznajomej. Szare tęczówki chłopaka uważnie przyglądały się całej tej sytuacji z wyraźnym niezadowoleniem. Szatynka jednak nic sobie z tego nie zrobiła. Zdjęła kapelusz czarownicy, odkładając go delikatnie na ziemię i ukucnęła przed dziewczyną. Jej nogi gotowe były w każdej chwili na skok.
  - Hej - przywitała się cicho, wywołując tym strach dziewczyny.
    Zabrała dłonie z zapłakanej twarzy, przyglądając się Megan z przerażeniem. Była piękna. A może bardziej pasowało do tego określenie śliczna? Miała delikatne rysy twarzy, mały, zadarty nosek. Jej tęczówki były w kolorze bladego błękitu. Od postaci bił smutek, a w tej chwili również strach. Dodatkowo w dziewczynie było coś przerażającego, czego nie dało się określić. Z jej dłoni zsunęły się na ziemię kolejne bursztyny. Dziwne, bo wcześniej płakała w te same, delikatne dłonie. Zaczęła powoli... Znikać.
  - Poczekaj, spokojnie! - zawołała wystraszona Megan, powstrzymując się od złapania dziewczyny za rękę. - Nic ci nie zrobię, przysięgam! Jestem Megan, a ten za mną to Nicholas, mój partner. Jak się nazywasz? - Starała się za wszelką cenę powstrzymać jasnowłosą przed zniknięciem. I chyba jej się udało, bo na nowo pozostała zmaterializowana.
  - Alicja - szepnęła dziewczyna, spuszczając wzrok.
  - Alicjo, jak się tu znalazłaś? Czemu płaczesz? - zapytała łagodnie Meg. - Jest ci zimno?
  - Nie wiem. Płaczę, bo moja rodzina dzisiaj zginie. To takie, takie smutne... W dodatku ostatnio się mnie wystraszył. To smutne. Bardzo, bardzo smutne - mówiła cicho, z wyraźnym przejęciem. Po jej policzkach znowu spłynęły łzy, które w locie zamieniły się w bursztyny. - Nie jest mi zimno. Znaczy odczuwam zimno, ale nie przeszkadza mi ono. To dziwne, prawda?
  - Alicjo, tylko się nie wystrasz... Jesteś może... Duchem? - Megan bała się zadać to pytanie, jednak ciekawość zwyciężyła.
  - Nie - wtrącił Nick. - Ona nie jest do końca duchem. To Banshee, zgadza się? - W odpowiedzi pokiwała głową.
  - Szarooki mówi prawdę. Przybyłam tu, bo moja rodzina niedługo umrze. To takie, takie strasznie smutne... - Zaszlochała ponownie, spuszczając wzrok.
  - Nick, czym jest dokładnie Banshee? - zapytała zaciekawiona, a zarazem zmartwiona Meg.
  - To dusza, która zwiastuje śmierć osoby z danej rodziny. Wywodzi się głównie z Irlandii, Szkocji... Ale myślę, że i tu można by znaleźć kilka osób z przypisanymi Banshee. Jej łzy zmieniają się w bursztyny. To tak pokrótce.
  - Och. Hmm... A czy ta osoba zginie śmiercią naturalną? Jak ona umrze? - drążyła, starając się mówić w miarę delikatnie.
  - Nie. Nie. Ona go zabije. Zaleje płuca wodą. Umrze w tak młodym wieku! - załkała Banshee, ponownie zalewając się łzami.
  - Alicjo, a wiesz może, jak nazywa się osoba, którą czeka śmierć? - Nagle olśniona szatynka spojrzała na zjawę z nadzieją. Powiedziała im tak dużo, więc może wyzna i to?
  - On już zaraz umrze. Przyjdzie tutaj. O, już idzie! Tam! - szepnęła, wskazując w kierunku, z którego dochodziły szmery kroków i rozmowy. Nie zwróciłą na nie jednak większej uwagi, bo mało kto przychodził tu w nocy po ostatnim wypadku.
  - Spokojnie, Alicjo. Nie musisz się bać. Obronimy cię - szpenęła opiekuńczo Megan, odwracając się w kierunku drzew.
    Po kilku minutach spomiędzy drzew wyszła Pixie w towarzystwie... Mike'a. To jakiś żart? Rok temu prawie go zabiła, a teraz ma uratować mu życie... O ironio losu. Pixie syknęła, podchodząc jednak odważnie przed siebie. Zza swoich pleców Meg słyszała łkanie Banshee. Mike za to widocznie ożywił się na widok kolejnej, pięknej dziewczyny. Faceci... Czy raczej Neandertalczyk.
  - Ty! - warknęła, świdrując wzrokiem jasnowłosą. - Nie powinno cię tu być! Banshee znika, gdy ktoś ją nachodzi! Co TY tu robisz?! - wrzasnęła rozjuszona, ukazując zęby, które zmieniły się w kły - jeden przy drugim, bardzo ostre.
  - Nie krzycz na nią, wodna sikso! - fuknęła Megan. Wow, skąd w niej tyle odwagi?
  - Wilkołak. I zmiennokształtny. Przeciwko mnie? - parsknęła wyraźnie rozbawiona.
  - Jak widać - rzucił Nick, wychodząc do przodu.
  - Mike, uciekaj do szkoły - nakazała surowo szatynka.
  - Co? I o czym wy w ogóle gadacie? Nie widzicie, że dziewczynę zabawiałem, czy jak?
  - Won stąd! - Jej głos w tym momencie bardziej przypominał warkot i to chyba dzięki temu Mike tak szybko zwiał do lasu, mamrocząc wiązankę przekleństw.
  - No dobrze. To od czego zaczniemy? Rozumiem, że nie dasz mi dojść do dziewczyny, póki nie pokonam ciebie. Jakie to słodkie! - Klasnęła w dłonie, unosząc oczy ku niebu. Pokazała na nich palcami. - Jesteście parą, prawda? No tak, widziałam te mizianie się, przytulanki... Urocze. Do tego stopnia, że się zniesmaczyłam. Och, nieważne. I tak jesteś smaczniejszym kąskiem. - Zmrużyła oczy, spoglądając na bruneta. Meg zawarczała ostrzegawczo. Słyszała, że ktoś biegnie w ich kierunku. I to nie byli ludzie.
  - Właściwie... Zapomniałaś, że wilki polują w stadach. - Szatynka posłała jej piękny uśmiech. W oczach Pixie błysnęło zdziwienie. Więc naprawdę o tym zapomniała? Ciekawe.
  - A my stoimy przy jeziorze. To mój żywioł, więc... Żegnaj!
    Dziewczyna zaczęła szaleńczy bieg gdzieś w bok. Kierowała się ewidentnie w stronę jeziora, które znajdowało się tuż za stromą skarpą, u podnóża której płakała Banshee. Na jej drodze stanęły dwa wilki, kłapiące ostrzegawczo zębami. Z lasu wybiegły kolejne basiory, otaczając kołem zszokowaną dziewczynę. Nie spodziewała się tego. Wilkołaki czekały tylko na Megan. Nie wiedziała skąd, ale była tego pewna. Zwróciła się do bruneta.
  - Nicholas, zostań z nią.
  - Nie - przerwał Nick, marszcząc brwi.
  - To sprawa wilkołaków. Nasze terytorium. I to my musimy o nie walczyć - odpowiedziała krótko, podchodząc do otaczających czarnowłosą wilków.
  - Wy... - syknęła Pixie. Odpowiedział jej śmiech.
  - Zdziwiona? Niedobrze. Chyba byłaś jednak zbyt pewna swojego zwycięstwa, prawda? - Mrugnęła doń rozbawiona. Cóż, miała ochotę na przemowę, a i tego chyba oczekiwała od niej sfora. - Pixie - chociaż wątpię, byś tak miała na imię - czego ty się spodziewałaś, wkraczając na terytorium wilkołaków? Że pozwolimy ci mordować bezkarnie ludzi? Gdybyś jeszcze pozostała w ukryciu... Straciliśmy jedno życie. Nie potrzeba nam więcej śmierci. Teraz dla równowagi... Zginiesz ty. Wiem, że wypędzanie jest bezcelowe. A przy okazji - potwory, które mordują, nie mają prawa bytu. - Pokręciła głową. Po chwili usłyszała nieco napięty śmiech dziewczyny.
  - Nawet nie wiecie czym jestem. Jak zamierzacie mnie zabić? - parsknęła pogardliwie.
  - Ogień akurat działa na każdego. - Usłyszeli czyjś głos i grzechotanie zapałek. - Nawet na Nixy - dodał spokojnie Nicholas, stając przy przebranej za czarownicę szatynce. Twarz Pixie ściągnęła się. Już nie udawała odwagi.
  - Nie chciałabym tego robić... Ale wiem, co jest dobre, a co złe. I zdaję sobie sprawę, kto ma szansę na zmianę na lepsze, a kto już taki pozostanie - szepnęła Megan, lekko drżącą dłonią biorąc od Nicka zapałki.
    W tej samej chwili wilki rzuciły się na czarnowłosą dziewczynę, rozrywając łapczywie jej ciało. Krzyczała tylko na początku. To było lepsze wyjście, niż spalenie jej żywcem. Zauważyła, że Pixie właśnie zmieniała swój kształt na bardziej przerażający. Nicholas wyjął z kieszeni małą buteleczkę, która po otwarciu pachniała jak benzyna. A może to było coś innego? W każdym bądź razie, na pewno ciecz była substancją łatwopalną. Brunet bez słowa polał zmasakrowane truchło Nixy, zaś Megan rzuciła na nie zapaloną zapałkę. Buchnął jasny ogień, który jakby stopił ciało niegdyś pięknej dziewczyny. Już po chwili została z niej jedynie maziowata substancja.
    Oni ją zabili. Zagryźli i podpalili. Sami zachowali się jak potwory, które chciała za wszelką cenę zwalczać. Wampiry, zombie, Nixy... Wszystkie stworzenia, które tak bezkarnie zabijały ludzi. I robiły to z przyjemnością. No, może zombie miały sieczkę zamiast mózgu, ale to się teraz nie liczyło. Ona... Zabiła po raz kolejny inną, żywą istotę. Nie mrówkę. Nie muchę. Nie komara. Tylko... Prawie człowieka. Wzdrygnęła się, czując na swoim nadgarstku uścisk zimnej dłoni.
  - Dziękuję - szepnęła nieśmiało Banshee. - To dla mnie wiele znaczyło. Wiem, że i tak będę musiała po niego przyjść. Ale już w odpowiednim czasie. Do widzenia. - To powiedziawszy, wycofała się jak rozpływając w powietrzu. Dopiero teraz zobaczyła, że dookoła nich znajdowała się niewielka pokrywa mgły.
  - Nie ma za co, Alicjo. Może jeszcze kiedyś się spotkamy - odparła równie cicho w przestrzeń, uśmiechając się blado do miejsca, gdzie przed chwilą stała jasnowłosa. W jej oczach wezbrały łzy. Ktoś przytulił ją do piersi.
  - Dobrze się spisałaś. Teraz po prostu zapomnij, dobrze? Gdyby nie ty, zabiłaby jeszcze mnóstwo ludzi. Wiesz o tym - pocieszał ją prędko Nicholas, dobrze wiedząc, jak się teraz czuje. Wiedział to z między innymi z doświadczenia. Zawsze przeżywała zabicie kogoś w ten sam sposób.
  - Wiem - szepnęła, ocierając kilka pojedynczych łez. Posłała mu lekki uśmiech. - Dziękuję. - Odgarnął z jej czoła zbłąkane kosmyki. Po chwili z krzaków wybiegli chłopacy. Niektórzy w drodze jeszcze poprawiali swoje kostiumy. Zmyli z rąk i twarzy krew Pixie i dopiero wtedy podeszli do pary.
  - Wszystko dobrze, Meg? Przepraszam, że to znowu musiałaś być ty...
  - Nic nie szkodzi - przerwała, zdobywając się na kolejny, lekki uśmiech. - Co z Mike'em?
  - Nim się nie przejmuj i tak nikt mu nie uwierzy. Po prostu o tym nie myśl, dobra? Zresztą, nie będziesz miała nawet okazji, by się tym zamartwiać, bo do końca wieczoru będziemy męczyć cię na balu. Chodźcie, bo zaraz zjawi się tu i Earl. Jak zwykle spóźniona - stwierdził z uśmiechem Seth, ruszając w kierunku szkoły. Dorian podał jej kapelusz czarownicy.
    Faktycznie, nie pozwolili jej na rozmyślania. Co chwila ktoś chciał z nią tańczyć, oczywiście, Nicholas nie pozwolił, by ktoś zajął u niej kolejkę więcej razy, niż on. Dodatkowo nie chciała, by się nudził - w końcu odmawiał każdej dziewczynie tańca. Głuptas. Nadszedł czas na ogłoszenie wyników co do Króla i Królowej balu, czyli najlepiej przebranych osób. No tak...
  - Królową zostaje... Darcie'a Terron, wielkie brawa! - ogłosił przebrany za pirata dyrektor. Otworzył drugą kopertę. - Królem, a zarazem partnerem naszej Królowej jest... Nicholas Green!
    Wszyscy byli zaskoczeni. Darcie'a wyglądała jednak na dosyć szczęśliwą. Nick powlókł się chmurnie w kierunku podium. Musieli odtańczyć "pierwszy taniec". Brad wyglądał na mocno zdenerwowanego i zdziwionego. Nic jednak nie równało się z przeszywającym wzrokiem Megan, który niemal wypalał dziurę w ciele i zbyt obcisłym kostiumie syreny, który miała na sobie blond włosa cheerleaderka. Była strasznie zazdrosna, chociaż nikomu by się do tego nie przyznała. Czy oni w ogóle znają określenie słowa "partner"?! Darcie'a kleiła się do bruneta, który jednak chciał łapać wzrok tylko jednej dziewczyny.
    Mimo wszystko, musiała przyznać się przed sobą - bo nikogo innego nie zamierzała oświecać - że była piekielnie zazdrosna. Mimo, że nie miała ku temu powodu. Gdy tylko Nicholas mógł odkleić się od blondynki, właśnie to zrobił - mimo jej licznych protestów. Wyglądało to dosyć zabawnie. Resztę wieczoru, którego już wiele nie zostało, głównie przetańczyli. Jako nie-tak-mocno-męczący-się wilkołak nie wyobrażała sobie, jak padnięci muszą być ludzie. Chyba, że - jak większość - zakropili bal alkoholem. A może wtedy tym bardziej powinni opadać z sił?
    W trakcie piosenki zamykającej bal z okazji Halloween ponownie, razem z Nickiem, odcięli się od otaczającego ich świata. W tle leciała jakaś wolna piosenka. Głowa Megan opierała się o ramię zmiennokształtnego. Oczywiście ta błogość nie mogła trwać zbyt długo. Szatynka uniosła głowę, spoglądając na partnera niezdrowo zaciekawiona.
  - Nick, mam do ciebie pytanie. Tylko jedno. Skąd ty, u licha, miałeś w kieszeni buteleczkę z benzyną? I skąd wiedziałaś, że to Nixa?
  - Cóż, przecież jestem nieustraszonym Łowcą Potworów, prawda? Muszę mieć swoje asy w rękawie. Szkoda tylko, że to nie ja byłem dzisiaj pogromcą.
  - Och, no przecież musiałam ci się jakoś przypodobać, prawda? - rzuciła filuternie, przysuwając się jeszcze bliżej chłopaka. Brunet nachylił się nad uchem Meg.
  - Wiesz, że uwielbiam, gdy jesteś zazdrosna?
  - Coo? - burknęła, mimo wszystko lekko się rumieniąc. Usłyszała jego cichy śmiech.
  - Och, przestań. Fajnie dla odmiany zamienić się rolami, nie sądzisz?
  - Mniejsza o to - ucięła, wyciągając szyję po pocałunek.
    Nie dbali o otoczenie. Gdy zmierzali w ich kierunku nauczyciele, Nick zdjął kapelusz, zasłaniając nim ich twarze. Trwali tak. I trwali... I mogliby trwać jeszcze przez długi, dłuugi czas.



                                         ______________________________




    Ta-dam! Wiem, że mogłoby być lepiej, ale musiałam w bonusie zmieścić trochę akcji. Zwykły rozdział w ogóle mi nie idzie, więc... Chociaż strasznego Halloween Wam życzę. ;)
Wiecie, że ten blog ma już pełny rok? Tak, tak. I nadal żyje - chociaż swojego rodzaju zawieszką. Może w koońcu coś tam dodam. Mam nadzieję, że prezent jako tako się podoba. Wiem, że mógłby być lepszy, no ale... Już mówiłam. Bez większej weny i wymyślony w pięć minut.
Jakieś szczególne plany na dzisiaj? W moim przypadku wcześniej konie, korepetycje z matematyki (w ogóle WTF?!) i "Kruk". <3  Kocham ten film! I naprawdę polecam. Będzie klimaciik. ;>
Pozdrawiam serdecznie.

18 komentarzy:

  1. Pierwsza !
    Fajna akcja, cieszę się, że wreszcie coś nowego. Już mi brakowało Megan ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. cieszę się że coś napisałaś tylko nie rozumiem dlaczego o jej dawnej sforze nota październikowa nijak się ma go noty z września przecież ona opuściła swoje stado. więc proszę jeżeli zgubiłaś rozdział to go dodaj albo napisz krótkie sprostowanie dzięki z góry

    OdpowiedzUsuń
  3. To, jak widać, nie jest typowy rozdział, a jedynie bonus z okazji Halloween i, jakby nie było, również na urodziny bloga. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Dużo akcji :) Ten bonus nie był jakoś mocno powiązany z rozdziałami, prawda? Bo ostatnio Megan przyłączyła się do innego stada, a tu nagle idą razem na Halloween. Mniejsza z tym. Mi się podobało, nawet jeżeli pisane z brakiem weny. Pozdrawiam, Anne

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, to coś takiego... Nic nie wprowadzającego do opowiadania. Ot, taki wyrwany z kontekstu, krótki okres czasu. ;)
    Skoro się podobało, to bardzo się cieszę. Wiem, że mogłoby być znacznie lepiej, no ale... Plus nie chciałam za bardzo przedłużać bonusu opisami.
    Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, jak widzę lubisz pisać opowiadania Fantasy. Zapraszam więc na Forum, fo Gildii Pisarzy fantasy! i koniecznie przeczytaj FAQ

    Oto adres: www.gnpibf.dbv.pl


    ~ Sapphira ~


    A tak w ogóle KOCHAM TWOJĄ OPOWIĘŚĆ!!! Mam nadzieję że będą następne rozdziały... czekam od kilku miesięcy. Wcześniej chyba pisałam już komentarz jako Caisa.. no w każdym razie SUPERR!

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie, fajnie :). Długa i wyczerpująca notka, ładny styl pisania :) Zapraszam do mnie na www.historia-pewnej-driady.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  8. Super , że w końcu nowa notka, mam nadzieje że kolejna pojawi sie szybko ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba powinno być więcej takich świąt, skoro dodajesz wtedy jakieś bonusy ;D I powiem, że bardzo mi się podoba ten bonus. Oby tak dalej ;)
    Wiem, wiem... Miałam skomentować na drugi dzień, ale... Skleroza nie boli! >.<
    I niestety nie stać mnie dziś na więcej, jestem padnięta ;p
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. genialne ^^ fajny bonusik ;] zapraszam do mnie http://mylady.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  11. heh, ładnie tu i nie mówię tylko o opowiadaniu;) Ale rozdział na serio git! Jestem na tym blogu pierwszy raz i nawet nie skończyłam tego rozdziału, ale postaram się wszystko nadrobić jak najszybciej;) Na razie to wszystko ode mnie bo jeszcze nie do końca się połapałam... I aha! Zapraszam na mojego bloga, który raczej nie należy do najlepszych ani dobrych, ale zdobył już swych wiernych czytelników ;) Nie jest fantazy tylko kontynuacją słynnej kreskówki Galactik Football. Polecam obejrzeć;) Oto link bloga: http://5sezongalactifootball.blogspot.com/ - z góry miłego czytania xD NARKA! POZDRO!

    OdpowiedzUsuń
  12. Eeeee... pogubiłam się ;) Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ho, ho, ho, święta so!
    Kochani, życzę Wam wszystkiego, co najlepsze.
    Ogólnie Wesołych Świąt, zdrowia, szczęścia i radości.
    No wiecie, tego co zawsze.
    Ach i spełnienia marzeń!
    Nie jestem dobra w składaniu życzeń, mam lenia i brak weny. Może w wolne dni coś zrobię... Kocham Was tym bardziej, że czekacie mimo tak upierdliwej i leniwej "autorki"! ;D
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzięki za życzenia :D
    Może i nie masz weny do składania życzeń, jednak twoje opowiadanie to cudeńko :P czekam na ciąg dalszy ;D

    OdpowiedzUsuń
  15. Bosko piszesz :)czekam na więcej
    Przy okazji looknijcie na mojego bloga : http://przygodymlodegopisarza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Hejka :) Bardzo, ale to bardzo jestem pod wrażeniem rozdziału . Jest boski :) Kiedy następny rozdział ? Nie mogę się doczekac :)

    Karolina J

    OdpowiedzUsuń
  17. 31 year-old Environmental Tech Ernesto Marlor, hailing from Listuguj Mi'gmaq First Nation enjoys watching movies like "Outlaw Josey Wales, The" and Kabaddi. Took a trip to The Sundarbans and drives a McLaren F1 GTR Longtail. sposob na tych gosci

    OdpowiedzUsuń