poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Rozdział XVI.

    Przez cały dzień była zniecierpliwiona. Nie mówiąc już o tym, że nie mogła zasnąć, ciągle rozmyślając o jutrzejszym dniu. Dlaczego czas tak wolno leci?! Westchnęła zniecierpliwiona, chwytając w prawą rękę torbę. Nadal była niezmiernie uradowana, także rodzice, gdy tak na nią parzyli, mieli strasznie głupie miny. Nic jednak nie powiedzieli - aż dziw, prawda? Swoją drogą w jej rodzinie było lepiej niż kiedykolwiek. Rodzice świetnie się dogadywali, sporo gdzieś wychodzili, dawali córce jeszcze więcej swobody, a jej ojciec nawet starał się ograniczyć palenie. Niesamowite, prawda? Był bardzo ciepły i całkiem słoneczny dzień, więc spacerem ruszyła w kierunku szkoły, nucąc coś cicho pod nosem.
    Zachowała trzeźwe myślenie ze względu na, oczywiście, owe zniecierpliwienie. Na lekcjach co chwila zerkała na zegarek, aż w końcu nawet Sara rzuciła jej jakąś uwagę. Zignorowała ją jednak lekkim machnięciem ręki. Czas rzecz jasna jej się dłużył, więc gdy dobiła do lunchu, była niezmiernie szczęśliwa - wiadomo, już półmetek, a do tego za godzinę ma z NIM lekcje. Boże, niczym głupiutka nastolatka... Z tacą zawaloną ohydnym, stołówkowym jedzeniem (które niestety musiała dzielnie konsumować) przysiadła się do stolika sfory, która śmiała się głośno i rozmawiała w większości gestykulując. Sara dreptała koło niej, już po chwili skradając miejsce obok Matta. Taa, bo jej go ukradnę, już lecę. Usiadła obok Doriana i dołączyła do rozmowy, już po chwili doszli również Jeremy i Seth.
    Na lunchu była dosyć niespokojna, co nie uszło uwadze chłopaków. Rzucali jakieś kąśliwe uwagi, ale widząc, że dziewczyna zaczyna być mocno poirytowana dali sobie spokój. Najbardziej bała się jednak lekcji, która miała odbyć się po długiej przerwie. Może nie tyle bała, co niepokoiła. Będzie zapewne dosyć dziwnie... Jednak jak się okazało, gdy już znalazła się w klasie i wygodnie usadowiła na swoim miejscu, Nicholas nie był jak zwykle zbyt rozmowny. Przywitali się, a owszem, jednak więcej nie rozmawiali. Przez całą lekcję panowała przy ich stoliku ta zwyczajna cisza, chociaż Megan chętnie zerkała z ukosa na towarzysza, który przez większość lekcji siedział wyparty na krześle i bawił się długopisem. Dzwonek, ogłaszający koniec zajęć. Jak zwykle w ślimaczym tempie pakowała książki, więc logiczne było, iż jej sąsiad wychodził pierwszy. Jakież było zdziwienie dziewczyny, gdy usłyszała nad swoją ciemną czupryną cichy głos zmiennokształtnego.
  - To do zobaczenia wieczorem. - gdy podniosła głowę łatwo zauważyła figlarny uśmieszek na ustach wychodzącego Nick'a.
    I jak tutaj człowiek ma się skupić na lekcjach? Powrót do domu bardzo ją uradował, bo przybliżał do wyznaczonej godziny. Jeju, ona naprawdę z wiekiem dosłownie idiociała... Zjadła uszykowany przez Jenny obiad, po czym od razu udała się na górę. Tylko w co ja się ubiorę...? Zaśmiała się sama z siebie, kręcąc na boki głową. Zabawne, nigdy się tak nie przejmowała czy to spotkaniem z kimś, czy też randką. A teraz zachowywała się tak... Dziwnie. Typowo. Sama już nie potrafiła tego nazwać, ale można było jej to wybaczyć, miała w końcu mętlik w głowie przez cały, Boży dzień.
    Wzięła szybki prysznic, oglądając się jeszcze dokładnie w lustrze. Jak można się było tego spodziewać - miała problem w co się ubrać. Ostatecznie jednak zdecydowała się na szare rurki, białą tunikę z nadrukiem, która całkiem ładnie opinała jej ciało oraz w sweterek sięgający połowy ud w szare i fioletowe pasy. Hmm, nawet nie było tak źle, chociaż czy to tak pasuje na randkę...? Przebrała się. Tak, no oczywiście. Założyła czarną, jakby warstwową spódniczkę w drobne kwiatki, pod nią rajstopy w granatowo-czarną zebrę i szarą bojówkę w również "zebrowy" wzór, który jednak posiadał znacznie drobniejsze paseczki. Tak, teraz znacznie lepiej. Włosy zostawiła rozpuszczone, zrobiła jedynie lekki makijaż. Oczywiście ponownie miała ochotę się przebrać, ale usłyszała dzwonek do drzwi. Chwyciła czarny sweterek, torebkę w tym samym kolorze i - niespodzianka! - czarne baleriny. Tak, można się było tego domyślić.
  - Mamo, ja wychodzę!
  - A z kim to?! - no tak, nie mogła się obyć.
  - Ee, a z takim tam kolegą - odpowiedziała, po czym szybko wybiegła z domu. Nie no, nie potrzeba jej większych scen. Ale wracając do rzeczywistości; wpadła na coś, a raczej na kogoś w drzwiach. Była to oczywiście osoba, na którą tak długo czekała. Nick przywitał ją pięknym uśmiechem, stojąc w nonszalanckiej pozie z rękami schowanymi w kieszenie spodni. Dziewczyna zaczerwieniła się lekko i niepewnie odwzajemniła uśmiech. Jakoś nie miała siły, by się odezwać, więc brunet sam przejął pałeczkę.
  - Niestety zazwyczaj nie zostaję zbyt długo w jednym miejscu, a podróżuję z reguły na czterech łapach, więc nie posiadam samochodu czy innego pojazdu. Musimy zadowolić się piechotą, chociaż może to nieco dziwnie wyglądać.
  - Och, nic nie szkodzi. Nawet lepiej, jest dzisiaj dosyć ciepło i w ogóle... - potarła lewy łokieć, spuszczając wzrok.
  - To chodźmy, tak jak było już planowane, do kina. - znowu posłał jej swój zniewalający uśmiech, wyjmując ręce z kieszeni i obejmując Megan w talii, by ta ruszyła się sprzed domu. Szkoda, że tak szybko wziął rękę...
    Nigdzie się nie spieszyli, mieli jeszcze pół godziny do seansu. W sumie Nicholas jeżeli tylko chciał, to potrafił być jako tako rozmowny. Nie przesadnie, ale nie chce od razu cudów, prawda? Zarówno dziewczyna jak i wilk w niej byli bardzo zadowoleni, że nareszcie mogą nieco po przebywać ze swym "partnerem". I to bardziej we dwoje. Doszli pod kino, sprawdzając wywieszone plakaty i ogólny repertuar. Zauważyła grupkę ludzi ze swojej szkoły - dziewczyny rzucały kąśliwe komentarze (kto by się tego spodziewał, prawda?), a chłopcy podśmiewali się, chociaż czuć było również ich niezadowolenie. No tak, niektórzy z nich również zapraszali ją na randkę, oczywiście już po przemianie. Odwróciła się do towarzysza.
  - Wiesz, jakoś nie mam ochoty na film. Może się przejdziemy? - zaproponowała delikatnie, nie chcąc narzucać zbyt mocno swojego zdania.
  - Jasne. - wzruszył lekko ramionami. - Park?
  - Niech będzie - zgodziła się od razu, rzucając jeszcze jedno zmieszane spojrzenie w kierunku znajomych ze szkoły. Brunet na nowo musiał objąć ją lekko ramieniem, by oprzytomniała. Aczkolwiek wcale się nie skarżyła, zdecydowanie.
    Idąc po słabo oświetlonym parku rozmawiali się, śmieli i ogólnie lepiej poznawali. Okazało się, że Nicholas również bardzo lubi literaturę, a czasami nawet czyta coś z poezji, gdy akurat taki nastrój go nawiedzi. Czy tylko jej wydawał się on idealny? Był zarówno delikatny, jak i twardy, jeżeli było trzeba. Nie używał zazwyczaj zbędnych słów, ale zdecydowanie miał poczucie humoru, chyba nawet większe od niej samej. W tej chwili i tak wydawało jej się, że za dużo mówi. Kobiety są strasznie niezdecydowane, no, może tylko w innych sferach... Obecnie miała raczej ochotę zająć jego usta czymś innym. Nick chyba czuł (raczej na pewno) jej przyspieszone bicie serca i koziołki hormonów, gdy tylko przypadkowo musnął ją w dłoń, bo po jakimś czasie złapał dziewczynę za rękę. Czuła to przyjemne ciepło, które od niego buchało. Nie zastanawiała się zbyt wiele i oparła głowę o ramię towarzysza, przymykając lekko powieki.
    Ich spacer nie mógł trwać wiecznie, to po pierwsze. Ważniejsze było jednak to, że zgłodniała. Tak, tak, dokładnie. Jejku, jak to głupio brzmi... Nakarmienie wilkołaka nie było raczej łatwe, jeżeli chodzi oczywiście o to pełne nakarmienie, ale potrzeba jej było przynajmniej zjedzenie czegoś, co nie spowoduje burczenia w brzuchu. Głodny wilkołak, to zły wilkołak, a przy Nick'u czuła się jeszcze bardziej niekontrolowana. Chłopak w porę zaproponował podróż do pobliskiej pizzerii. Tak na marginesie, musiała przyznać, że ma świetne wyczucie czasu. Oczywiście się zgodziła, chociaż czuła się przez to nieco głupio, jednak obdarzona rozbawionym uśmiechem bruneta zapomniała o całym świecie. Weszli do pizzerii, zajmując jeden z odosobnionych stolików przy oknie. Wśród wszelkich zapachów jedzenia i ludzi - był piątek wieczorem, więc trochę ich tu było - poczuła jeszcze jedną, znajomą woń. Cholera...
  - Witam w Pizzerii Cantacky, co podać? - wygłosił standardową formułkę Zack. Czuła na sobie jego nieco smutny wzrok i zauważyła lodowate spojrzenie zwrócone w kierunku Nicholasa. Było jej przez to bardzo nieswojo i zauważalnie napięła mięśnie ramion.
  - Emm... Poproszę dużą pizzę hawajską i dwie cole? - wypowiedziała szybko, rzucając pytające spojrzenie towarzyszowi, który tylko kiwnął głową.
  - Już się robi, a... Nie wolisz normalnie sprite'a? - zapytał blondyn, zadowolony, że zna upodobania dziewczyny co do napoi.
  - Nie, dzisiaj nie mam na niego ochoty. Dzięki. - posłała mu lekki uśmiech.
    Chłopak oddalił się niespiesznie w kierunku kuchni, by podać zamówienie. Dopiero po jakichś dwóch minutach rozluźniła mięśnie ramion. Przez ten czas przy stoliku panowała cisza, nie wiedziała zbytnio jak ma się zachować. Czy akurat dzisiaj Zack musiał pracować? Jaki normalny nastolatek pracuje w piątek w pizzerii? Nieśmiało podniosła wzrok na swego towarzysza. Na twarzy Nick'a gościł rozbawiony uśmiech, a w oczach błyskały miliony figlarnych ogników. Ale przepraszam bardzo, jak ja mam to niby interpretować?! Znowu się zdenerwowała, ale on tylko pokręcił głową i zaśmiał się cicho.
  - Nie wiedziałem, że będzie tu aż tak ciekawie - rzucił nadal się uśmiechając.
  - Tak, bardzo - wymamrotała, wpatrując się w blat stołu.
    Sama nie wiedziała, czemu miałaby się tak dziwnie czuć. Po prostu chciała wypaść przed Nicholasem jak najlepiej, a nie czuć się niezręcznie, bo akurat trafili na zakochanego w niej chłopaka. Zack był całkiem fajny, miło się z nim gadało, ale nie był nawet jej przyjacielem. Ba, żaden z niego szczególnie bliski znajomy. Zachowywał się jednak nieco tak, jakby miał pełne prawo odstraszać jej adoratorów i tak dalej. Jeju, to chyba gorzej jak wilki. Nie umówiłaby się z nim chociażby dlatego, by nie robić mu nadziei. Nick był jej życiowym partnerem, była tego pewna. Zaakceptował go jej wilk, który gorliwie domagał się obecności brunet dwadzieścia cztery godziny na dobę i był ideałem Meg, którego gotowa była szukać całe życie. Nie, wilczyca nie odpuszcza łatwo, a kiedy ona się uprze, potrafi być bardzo irytująca. Przed jej nos postawiono pięknie pachnącą pizzę.
  - Smacznego - mruknął niezadowolony kelner. Odpowiedzieli mu uprzejme "dziękuję", po czym zaczęli jeść.
    Jak wyszło? Zjedli po połowie pizzy, bo nie chciała przyjąć ani jednego kawałka przeznaczonego chłopakowi. Jako tako "podjadła", więc nie musiała się zbytnio martwić swym brzuchem. Wiadomo, że chciała zapłacić, ale nim cokolwiek zrobiła Nicholas już włożył pieniądze do rachunku. Obrzuciła bruneta niezadowolonym spojrzeniem, jednak on na nadąsany grymas dziewczyny odpowiedział tak uroczym uśmiechem, jakby robił to sam anioł. No, taki ciemnowłosy o szarych oczach, który zmienia się przy okazji w psa dingo i potrafi dosłownie pozbawić dziewczynę głowy. Poszła do łazienki, a chłopak stwierdził, że poczeka na nią na dworze. Stojąc przed lustrem cicho westchnęła.
    Wyszedłszy z lokalu doznała autentycznego szoku. Bardzo pozytywnego, co po wytknięciu jej braku czasu przez Zack'a i odpowiedzeniu, że nic do niego nie czuje nie było takie łatwe. Przynajmniej nie zajął jej dużo czasu. Otóż przed pizzerią czekał na nią Nicholas, a owszem, który w ręku trzymał mały bukiecik jakby czerwono-różowych różyczek. Nie były to zwykłe róże - miały piękną barwę i raczej nie były kupne, bo wyglądały jak takie malutkie, polne. Czyli te najpiękniejsze oraz najbardziej pachnące. Na miękkich nogach podeszła do lekko uśmiechniętego chłopaka, który właśnie patrzył jak szatynka doń podchodzi.
  - Przejdźmy kawałek, bo pod tą pizzerią musimy wyglądać idiotycznie. Poza tym twój kolega ma na nas niezły widok, a publika nie jest tu raczej potrzebna. - odwróciła się szybko. Faktycznie, Zack stał w oknie, przez co zacisnęła usta w wąską linię.
    Wcześniej było jej go szkoda, ale teraz autentycznie ją irytował. Mógł sobie już to wszystko wybić z głowy, skoro znał prawdę. Nie chciała mu jej mówić, ale tak będzie lepiej. A tak na marginesie - ciekawe jak zareagowałby na wiadomość o jej drugiej naturze, prawda? Ale nie miała zamiaru tego sprawdzać. Poza tym obecnie głowę zaprzątało jej co innego. Na nowo wrócili do parku, który znajdował się praktycznie tuż obok pizzerii. Obecnie nie było tu nikogo, chociaż czuła nadal świeży zapach alkoholu, więc jednak ktoś przed chwilą tędy przechodził. Cóż, a było to co najmniej sześć osób. Zwrócili się do siebie twarzami, przy czym ta szatynki wyrażała nieśmiałość.
  - Nasze pierwsze, hmm... Zbliżenie nie należało chyba do zbyt romantycznych. A tego raczej bym nie chciał. Może to również dosyć oficjalne, ale zawsze lepsze niż wysłany SMS. - wyczekiwała ciągu dalszego z zapartym tchem i mocno bijącym sercem. Usta chyba również miała uchylone, oczy raczej duże, więc musiała wyglądać niczym jakiś, krótko mówiąc, ułom* - no świetnie. Wtedy jednak nad tym nie panowała i nie było po prostu zdolna do jakiegokolwiek ruchu. - Megan, zostaniesz moją partnerką?
    Było to jakby bardzo uroczyste, chociaż jeszcze nie zobowiązywało do życia u boku tej osoby. Ona i tak miała taki zamiar, ale nie wiadomo jak Nick. Zgrabnie zastąpił banalne "dziewczyną" na słowo "partnerką" co bardziej pasowało zarówno do całokształtu, jak i ich samych. Nastała chwila ciszy, gdyż nie bardzo mogła wydobyć z siebie jakiś dźwięk. Brunet czekał cierpliwie z wyciągniętym w stronę towarzyszki, ślicznym bukietem różyczek. Wpatrywała się w Nicholasa niemalże tempo, dokładnie w te jego szare tęczówki ozdobione przebłyskami błękitu. Powoli wracała do niej świadomość. Wyszeptała krótkie "Tak", jakby chodziło tutaj o co najmniej zaręczyny i wzięła delikatnie bukiecik. Przyciągnęła go do nosa, wciągając głęboko powietrze.
  - Jej... Nie... Spodziewałam się - wykrztusiła w końcu, podnosząc nieśmiały wzrok na stojącego przed nią chłopaka.
  - Dlaczego? - zapytał z uśmiechem, nachylając się niebezpiecznie blisko niej.
  - Po prostu - stwierdziła cicho z lekkim uśmiechem, wpatrując się w oczy zmiennokształtnego.
    Wytrzymała cały wieczór, ale nie miała siły tłumić już emocji. Jak można się było tego spodziewać, zarzuciła ręce na szyję chłopaka i stając na palcach, musnęła jego usta. Było to czułe, jakby wstępnie pytające muśnięcie. Nick objął dziewczynę przysuwając blisko do siebie i składając na ustach Megan równie czuły pocałunek. Zabawne, ile emocji można przekazać osobie poprzez jedno muśnięcie warg. Oczywiście na zwykłych muśnięciach nie poprzestało. Całowali się coraz dłużej i coraz bardziej namiętnie, co nie przeszkadzało żadnej ze stron. Wilk w niej wył uszczęśliwiony i czuła, jakby dingo będący częścią Nicholasa również wydawał zadowolony pomruk. W tej chwili była całkowicie pewna, że są tymi odpowiednimi częściami układanki. Oderwali się od siebie, zziajani jakby właśnie przebiegli maraton, ale w środku niewiarygodnie szczęśliwi. Gdy ich oddechy już się uspokoiły, Nick jako pierwszy zabrał głos.
  - Chyba powinniśmy wracać do domu. Nie zrobiłbym dobrego wrażenia na twoich rodzicach, gdybyś wróciła jeszcze później ze spotkania z "takim tam kolegą". - posłał jej figlarny uśmiech.
  - Słyszałeś?
  - Jestem w połowie psem. Słyszę całkiem sporo rzeczy.
  - No tak... A która godzina? - zapytała instynktownie zerkając na swoją lewa rękę.
  - W pół do jedenastej.
  - Serio?! - wybałuszyła na chłopaka oczy. Nie wiedziała, że już tyle ze sobą przebywają. Jak ten czas szybko leci... Zauważyła rozbawiony uśmiech swego towarzysza.
  - Serio. No chodź już. - ujął jej dłoń w swoje ciepłe palce, przez co przeszedł ją przyjemny dreszcz. Przez drogę powrotną znowu rozmawiali, a ona w żadnym razie nie czuła się spięta ani nie musiała się przed niczym powstrzymywać.
  - Jesteśmy - stwierdził Nick, dziwnie nieemocjonalnym głosem.
  - Spotkamy się jutro? - zapytała z nadzieją w głosie dziewczyna, patrząc towarzyszowi głęboko w oczy. Zaśmiał się cicho.
  - Jeszcze nie masz mnie dość?
  - Wyjątkowo ani trochę! - wyszczerzyła się w głupawym uśmiechu. - To spotkamy, masz czas?
  - Bardzo często mam sporo czasu, więc... Czemu nie. - wzruszył lekko ramionami, po chwili odwracając się do dziewczyny z krzywym uśmiechem i figlarnymi - a może nawet filuternymi? - ognikami tańczącymi w szarych oczach. - Uważasz przemianę za coś... Intymnego?
  - Ee... Raczej nie - zawahała się, zerkając z zaintrygowaniem na Nick'a. - A czemu pytasz?
  - Zobaczysz jutro. Tylko ubierz się wygodnie - odparował z tajemniczym uśmiechem.
  - O której?
  - Pasuje ci druga?
  - Jasne. To... Jesteśmy umówieni. - nadal czuła się dziwnie z wiadomością, że są parą. Strasznie szybko to poszło... Chociaż w sumie nie było na co czekać. To w końcu było nieuniknione, jeśli wszystko miało być tak, jak powinno.
  - Tak. Raczej tak.
  - To... To do jutra - pożegnała się cicho i już miała odejść, ale przecież nie mogło się to skończyć tak zwyczajnie. Nim zdążyła do końca puścić rękę Nick'a ten na nowo ją do siebie przyciągnął i bez pytania złożył na malinowych ustach dziewczyny przeciągły pocałunek. Oczywiście go odwzajemniła. Pożegnanie było dosyć długie i raczej przyjemne, jednak musiało kiedyś niestety dobiec końca. Nicholas nachylił się nad uchem szatynki.
  - Wiesz... Chyba powinnaś już iść.
  - Tak, mama może nawet stoi w oknie. - zaśmiała się krótko, jednak nadal obejmowała szyję bruneta. Dopiero po chwili, ociągając się odeszła, machając na pożegnanie bukiecikiem i szeroko się uśmiechając. Nick zaczekał, póki dziewczyna nie wejdzie do domu. Przed zamknięciem usłyszała jeszcze cichutkie "Dobranoc, wilczyco" jednak nie była do końca pewna, czy to nie umysł spłatał jej figla.
    Oznajmiła wszem i wobec swój powrót, chociaż wcale by się nie zdziwiła, gdyby zastała Jenny czytającą książkę do góry nogami i naburmuszonego Marka wpatrzonego w ekran telewizora. Wolała sobie to darować. Wzięła szybki prysznic, zmyła swój lekki, dopracowany makijaż i przebrała się w piżamy. Jutro również czekał ją piękny dzień, już teraz odczuwała zniecierpliwienie. Zapowiadały się chyba najlepsze dni w jej życiu, bo dzień dzisiejszy można było do tego terminu spokojnie zaliczyć. Jeszcze przed snem zeszła by zjeść kolację, jak można się było tego spodziewać. No cóż, była w końcu wilkołakiem i trochę jeść musiała. Miała zamiar zrobić sobie górę tostów i czmychnąć z nimi na górę. Niestety, jej plan nie przebiegł do końca tak, jak chciała.
  - Z kim się dzisiaj spotkałaś? - wzdrygnęła się słysząc głos Jenny, która wparowała właśnie do kuchni pod pretekstem nalania soku.
  - Aa z kolegą.
  - Tyle to ja wiem. A dokładniej? Ktoś kogo znam?
  - Raczej nie. Znaczy, tak w sumie... To tak, znasz go.
  - Więc? - nie ma to jak spowiadanie się z randki przed matką.
  - Nicholas, ten, co nie tak dawno mnie odwiedził.
  - Jak na nazwisko? Ile ma lat? To ten, co sobie coś połamał? - no i się zaczęło...
  - Nicholas Green, przyjechał do Vallent raczej niedawno. Ma osiemnaście lat, chodzimy razem na francuski, a tak w sumie to siedzimy nawet w ławce. Tak, to ten, który miał pęknięcia w żebrach. Już? - wyrzuciła z siebie poirytowana, dając tym matce dobitnie do zrozumienia, że nie ma zamiaru mówić nic więcej.
  - Wiesz... W sumie to muszę przyznać, że jest przystojny. Masz gust! - ucieszyła się klaszcząc dwa razy w ręce i ściskając córkę. Czy tylko jej się wydaje, że żyje w świecie, łagodnie to ujmując, bardzo dziwnym?
  - Taak. Dobranoc - wymamrotała, biorąc talerz z tostami i herbatę, po czym ulotniła się na górę.
    To naprawdę było dziwne, trzeba przyznać. Ale w sumie... To Jenny. Mogła się spodziewać tego typu reakcji. Pochłonęła tosty, wypiła herbatę po czym z zadowoleniem ułożyła się na łóżku. Kto mówił, że przed snem nie powinno się jeść, od razu widać, że nie poznał wilkołaka. Jadła tuż przed snem, a jak budziła się rano była głodna jak... Wilk. A do tego nie tyła ni grama. Fajnie ma, prawda? No, nie licząc tego, że głodna mogła bez większych zahamowań zjeść towarzyszącego jej człowieka. Ale kto by się tym przejmował? Śniły jej się najróżniejsze spotkania z Nicholasem, więc na sny narzekać nie mogła, bo cały czas nieświadomie się uśmiechała. Mogła z nim być. Z jej Nick'iem. Ze swoim rudym dingo.


    Oczywiście obudziła się wcześnie. Zawsze tak jest jak człowiek na coś czeka. To głupie, bo przecież wtedy czeka się jeszcze dłużej... No cóż, chyba nikt nigdy nie zbada do końca ludzkiej psychiki. Mając nadmiar czasu postanowiła się porządnie najeść, odrobić lekcje (oczywiście nie mogła się skupić, ale coś tam nabazgrała) i posprzątać w pokoju. Jenny jechała o pierwszej do pracy, więc nie musiała się martwić o jej spotkanie z Nicholasem. Już się tego bała...
    Dzisiaj się nie przestrajała, a ubrała jak na zwykłą lekcję. Pewnie będzie jej trochę dziwnie, ale wypadłaby na głupią, wystrojona w obcisły top, korale i całą resztę. Znowu  przygotowała sobie jedzenie, by nie powtarzać wczorajszych niezręczności. Ostatnie poprawki i... Usłyszała dzwonek do drzwi. Prawie zleciała ze schodów, gdy z nich zbiegała. Chwyciwszy za klamkę zobaczyła stojącego na werandzie Nick'a. Opierał się o framugę nonszalancko (zawsze tak ma?) i jak zwykle pięknie uśmiechał. Odwzajemniła uśmiech, złapała torbę i zamknęła za sobą drzwi. Mark miał dzisiaj wizytę u dentysty - cóż za zbieg okoliczności, prawda?
  - I jak mija dzień? - zapytała tym razem jak pierwsza, chociaż dalej czuła się niby swobodnie, a niby skrępowanie.
  - A dobrze, rzekłbym nawet, że bardzo. A Tobie? - przeniósł te zazwyczaj zimne, stalowe oczy na towarzyszkę. Tym razem jednak ich spojrzenie nie przyprawiało o gęsią skórkę, raczej przyjemnie grzało skórę, zaś lekki uśmiech dopełniał całego obrazu.
  - Nie jest źle - wzruszyła lekko ramionami.
  - A jak wczorajszy wieczór? - przeniosła na niego uważne spojrzenie.
  - Jak dla mnie był cudowny i to do końca - odparła szczerze, przenosząc wzrok przed siebie.
  - Miło wiedzieć. - naprawdę, wysilił się z odpowiedzią. A już spodziewała się jakichś wyznań... Również wbił wzrok w jakiś punkt przed sobą i przez większość czasu szli już w milczeniu.
    Mogła przebywać z Nicholasem cały czas. Bez przerwy. I właśnie tego pragnęła - zostać z nim... Na zawsze. Nieco straszna jest wizja bycia komuś przeznaczonym, to trzeba przyznać. Jednak była zadowolona, że to właśnie niego dał jej los. Jej ideał, może z kilkoma wadami, ale jednak prawie ideał. Uśmiechnęła się lekko sama do siebie, spoglądając na leśną ściółkę, którą właśnie spacerowali. Doszli nad brzeg jeziora, które znał chyba każdy. Jej kojarzyło się to jednak z pierwszą przemianą, miejscem Reida na jednej ze skarp i ewentualnymi imprezami młodzieży w ciepłe dni. Zerknęła na Nick'a, który również się jej przyglądał.
  - Pobiegamy? - zapytał z figlarnym uśmieszkiem, który błądził po jego twarzy.
  - Chętnie. Już dawno się nie zmieniałam, hmm... Pozwól. - rzuciła znaczące spojrzenie w kierunku pobliskich krzaków.
  - Oczywiście.
    Rozeszli się w swoje krzaki, bo mimo, że była wilczycą i podobno nie powinno jej to przeszkadzać (ale przeszkadzało) i Nick widział ją już nago, to wolała nie paradować przed nim bez ubrania. Niespiesznie zdjęła z siebie ubrania, schowała je do torby, którą od razu schowała pod jednym z korzeni pobliskiego drzewa i przemieniła się. Jak miło znaleźć się czasem w ciele swej dzikiej części... Rozciągnęła się zadowolona, czemu towarzyszył dobrze słyszalny trzask kilku kości. Wyszła spomiędzy najróżniejszych krzewów i od razu wychwyciła rudego psa siedzącego spokojnie na ziemi. Uniosła do góry fafle, co miało być uśmiechem. Dingo wstał i podszedł bliżej białej wilczycy.
  - Wiesz, chyba powinniśmy się stąd zbierać. Ludzie zazwyczaj lubią spacery w ciepłe dni - wymruczał używając tej wilczej, a może wilczo-psiej mowy, którą znała nieco słabo. Ale biegając raczej nie będą zbyt wiele rozmawiać. Prawda...?
    Kiwnęła jedynie głową, ruszając wolnym truchtem przed siebie. Była od niego znacznie większa (w tym wcieleniu, oczywiście) przez co i krok miała trochę większy. Dingo jednak dzielnie dotrzymywał jej tempa, jakby nie zwracał na to uwagi. Po jakimś czasie, już w głębi lasu spojrzał na towarzyszkę jakby pytając "Biegniemy?" na co odpowiedziała wystartowaniem z miejsca. Rudy pokręcił jedynie głową i zaraz przegonił wilka, który to widocznie się zdziwił. Ale, no przecież - zmiennokształtni byli podobno szybsi od wilkołaków. Nie poddawała się jednak, czerpiąc ogromną radość z biegu i rywalizacji, nie mówiąc już, że także z towarzystwa. Nagle poczuła, że ktoś się przemienia. A tak chciała tego uniknąć...
  Cześć Megan! - zawołał w jej myślach uradowany Reid. - Co tam tak sama biegasz? - chyba nie myśleliście, że przyzna się kto jej towarzyszy, prawda? Już umie nieco w swojej głowie ukryć.
  Miałam na to akurat ochotę.
  Kłamczucha!
- wypomniał urażony wilk. - Zaraz cię znajdę, to pogadamy.
  Nie! Nie mam dziś ochoty na towarzystwo
- rzuciła, krzywiąc się niezadowolona. Tylko jego tu jeszcze brakowało.
  Ej, słyszałem! No dobra, nie to nie. Łaski bez. Nara.
- i znikł z jej głowy. Przynajmniej...
    Okazało się, że pochłonięta rozmową zwolniła, co uczynił również Nick. Najwidoczniej domyślił się, jakie spotkało ją dodatkowe towarzystwo. Posłała mu uśmiech, wywalając przy tym na bok różowy język, po czym kontynuowali bieg. Po jakimś już czasie postanowili... Bawić się w berka. No, może nie dokładnie. Raczej ścigać siebie nawzajem. Była to swoją drogą całkiem niezła zabawa, trzeba było przyznać. Szkoda tylko, że to zawsze ona, nawet ścigana, czuła się jak łowca...
    Przynajmniej dzięki temu dostała kilka buziaków w nos i vice versa. Zmienni męczyli się szybciej i nieco wolniej odzyskiwali ponownie siły, jednak byli równie długodystansowi jak wilkołaki. Wracali więc lekko zziajani po może nieco dziecinnych harcach do miejsca, gdzie zostawili swoje rzeczy. Pech chciał, że znalazła się tam para przytulonych do siebie spacerowiczów, więc musieli przemycić swoje rzeczy gdzieś dalej i dopiero tam zmienić swoją postać, by móc na spokojnie się ubrać. Nawet, jeśli dojrzeli ich przebiegających drogę, to raczej nie rozpoznali w tych zwierzętach zmutowanego wilka i sporych rozmiarów dingo - w końcu nie biegli normalnie, a nienormalnie, czyli w tempie łaka i zmiennego.
    Wracali do domu bardzo zadowoleni, przytuleni przy okazji do siebie. A dokładniej to Meg opierała się o swego partnera. Nadal nieco brudni, bo nie wszystko dało wyczyścić się do czysta - taki bieg robi jednak swoje. Nie odzywali się do siebie zbyt wiele, ale nie musieli nawet tego robić. Napawali się swoją obecnością. Nie chciała go opuszczać, gdy doszli już pod jej dom, jednak było to oczywiście konieczne. Na pożegnanie pocałowali się przeciągle, a zarazem czule. No, bo innego pożegnania sobie nawet nie wyobrażała. Nieco zasmucona wróciła do domu, machając jeszcze do bruneta, gdy stała w drzwiach. Przydałoby się wziąć prysznic.



                                         ______________________________




* - przepraszam, ale nic innego mi tutaj nie pasowało. Taki jakiś humorek... Ogólnie nie mam z pewnością nic do ludzi chorych, tacy są nawet często bardziej warci sympatii niż... Oj, można by wymieniać. Nie wiem, czy ktoś zwróciłby tak normalnie na to uwagę, ale wolę zastrzec już na początku wszelkie nieporozumienia. ;)


    Jeszcze raz bardzo przepraszam, że rozdział dodałam tak późno, ale niestety w od czwartku zbrakło mi nieco internetu. Następny rozdział dodam pewnie w sobotę, aczkolwiek nic nie mogę obiecać. Ale co do powyższego rozdziału: cóż, romantykiem to ja zbytnim nie jestem... Ale może coś z tego wyszło. Rozdział taki raczej spokojny, ogólnie jeszcze ze dwie czy trzy notki będą takim jakby pomostem do drugiej części (mówiłam wcześniej, że tak to podzieliłam w swej dziwacznej łepetynie, prawda?), ale postaram się również, by i w nich coś się działo. W sumie nie będę się rozpisywać, bo nie mam już na jaki temat. Dobrze, że ten marzec minął, bo szkoła jest po prostu zabójcą... Wszystkiego! D:  No już dobrze, uspokajam się. Także pozdrawiam i jeszcze raz serdecznie przepraszam.

13 komentarzy:

  1. _Flor_Azucena_4 kwietnia 2011 13:48

    Miło jest poczytać sobie coś przed snem - zwłaszcza, że czyta się to z lekkością.

    Podoba mi się ten Nick ;D
    Wiesz.. Chyba Ci go ukradnę, mam nadzieję, że się nie pogniewasz.
    Ale tak poważnie. Jeśli uważasz, że rozdział jest mało romantyczny, to chyba nie czytałaś jeszcze moich wypocin.
    Wyszło Ci niemal idealnie, (bo jak wiemy, ideałów nie ma) bez przesadnej słodkości, z nutą finezji. Tak jak być powinno.
    Bynajmniej mnie się bardzo podoba :)

    A oto to, o co prosiłaś - 9515620
    Odzywaj się, kiedy będziesz chciała :]

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. No coż... domyślałam się, że będzie coś w tym stylu... To dobrze.. Zgadzam się z _Flor_Azucena_ nie było przesadnie słodko.. tylko w sam raz.... Nie wiem dlaczego ale zauważyłam, że kilka opowiadań w tym miesiącu wiąże się z miłością.. może to przypadek.. ? W każdym razie opowiadanie mi się podobało.. :D:D:D
    P.S. Czekam z NIECIERPLIWOŚCIĄ na kolejny rozdził..!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle świetny i Nick zresztą też. Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział. ; )

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej, doczekałam się! ;D
    Rozbroiło mnie zdanie: 'Rozeszli się w swoje krzaki" - boskie :D:D:D
    Czekam na kolejne rozdziały! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny rozdział! Czekam na nn.
    Ps. Mój blog: niezwyklosc-dnia-codziennego.blog.pl
    Annie

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietna notka, taka jaka powinna byc chociaz troche akcji by nie przeszkodzilo.
    Na wszystko przyjdzie czas..
    Zycze weny.
    Figa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurcze szkoda ze komentarza nie moge edytowac ;p
    Tam powinno byc "zaszkodzilo", glupi blad.
    Figa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Figa, wiadomo o co chodzi, chociaż edytowanie by się przydało. ;P Akcja będzie, ale tak jak napisałam pod notką, to taki pomost i chwila spokoju. Zobaczymy, jak się to wszystko rozwinie.
    Flor_Azucena, właśnie zawsze boję się, by nie przesadzić. Nie może być za słodkie, zbyt mdłe, ale też suche. W sumie to nawet mi wyszło, sama jestem z tej notki jako tako zadowolona. Ale ogólnie nawet, jeżeli marzą mi się jakieś romantyczne przygody, to nie mam do nich głowy... ;P I również kocham Nicholasa, ma kilka wad jakby się mu lepiej przyjrzeć, ale ideały nie istnieją i takiego "bliższego znajomego" można mieć, naprawdę. ;D
    Pozdrawiam, a rozdział postaram się dodać w piątek lub sobotę, chociaż nic nie obiecuję. Znowu szkoła...

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na nowy rozdział mojego opowiadania - zachodzaca-nadzieja.blog.onet.pl :)
    Twój rozdział nadrobię w ciągu kilku następnych godzin.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurczę, nie żeby coś, ale taką przyspieszoną akcją rozwinięcia związku widziałam tak choćby siebie i mojego lubego, dlatego z góry dziękuję Ci, że całkowicie nieświadomie przypomniałaś mi tak wiele pięknych wspomnień. :-) Oczywiście życzę im jak najdłuższego trwania w miłości i dogadywania się. Mam nadzieję, że Ty im w tym pomożesz!
    Tak przy okazji - bardzo podobało mi się ukazywanie uczuć bohaterów, naprawdę. I Jenny też jest ciekawą osóbką, totalnie w moim typie.
    Pozdrawiam Cię gorąco!
    zachodzaca-nadzieja.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. Heh, no to bardzo się cieszę, że w jakiś tam sposób mam nadzieję poprawiłam Ci humor. ;) Ogólnie nigdy nie potrafiłam pisać żadnych romansów, więc zawsze staram się tego nie ciągnąć, a wręcz szybko zamknąć. A Jenny jest taką matką-przyjaciółką, chociaż rzadko raczej się tutaj ukazuje.
    Nowy rozdział ukarze się dzisiaj, ewentualnie jutro, bo muszę jeszcze trochę go dopisać. No, mam nadzieję, że uda mi się go dodać.
    Pozdrawiam serdecznie. (;

    OdpowiedzUsuń
  12. Super!

    zapraszam do siebie:

    w-milczeniu-prawdy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej!
    Przepraszam, że tak długo nie komentowałam ale nie miałam dostępu do internetu. Rozdział - jak wszystkie inne - cudowny. Jak to czytałam to miałam przez większość czasu głupi wyszczerz na twarzy.

    Pozdrawiam
    Meg

    OdpowiedzUsuń