Wypełzła niechętnie z łóżka i zaczęła się szykować, gdy minęło już parę minut od dźwięku budzika. Czekał ją zapewne kolejny, nudny dzień w szkole. Jakie życie potrafi być monotonne... Zazwyczaj lekcje w szkole wystarczały jej za całą naukę w domu. Osobiście uważała, że mogłyby być nieco bardziej rozbudowane. Gdyby człowiek trochę się wysilił to by to zapamiętał, a tak tracili tylko cenny czas w przyszłości. No, ale trudno. Sama tego nie zmieni. Megan zawsze myślała bardziej przyszłościowo, była raczej dojrzała jak na swój wiek. Wszystkich tych idiotów z klasy traktowała jak dzieci, którymi byli. Sama nie wiedziała jak dogadywała się z Sarą, ale ten fakt zdecydowanie ją cieszył.
Przywitała się przelotnie z matką, która jak zwykle zerwała się by zrobić jej śniadanie. Zjadła jednego tosta z masłem i wypiła dwie, duże szklanki soku. Wskoczyła jeszcze na dziesięć minut do łazienki. Znowu. Potem pożegnała się z matką i wsunęła na nogi trampki. Uznała, iż dzisiejszego dnia założy te za kostkę. Ogólnie ubrana była w blado-żółtą koszulkę z jakimś "potworkiem", czarny, rozpinany sweterek, którego rękawy zagięła do łokci i dżinsowe rurki. Czyli nic specjalnego. Do tegoż właśnie ubrania dopasowała czarne trampki za kostke.
Wyskoczyła z torbą na ramieniu na ulicę, rzucając przy okazji pospieszne spojrzenie na zegarek. Jak zwykle późno. Z lekką irytacją ruszyła szybkim krokiem w kierunku szkoły. Nie miała do niej strasznie daleko, ale kawałek zawsze był. Weszła do budynku przy towarzystwie dzwonka ogłaszającego lekcje. Rozejrzała się po korytarzu zdezorientowana, wzrokiem zdecydowanie zaspanym. Uczniowie spieszyli już na lekcję. Zaraz, co było pierwsze...?
- Cześć! Jak zwykle się spóźniłaś. - przywitała ją z szerokim uśmiechem Sara.
- A. No. Co ja miałam...?
- Angielski. Mamy go razem.
- Z rana to ty jesteś moją głową, ale potem te funkcje się zmieniają. - posłały sobie wzajemnie uśmiech po czym ruszyły w kierunku odpowiedniej klasy.
Angielski jak zwykle minął spokojnie. Zdecydowanie lubiła ten przedmiot. Był zazwyczaj raczej prosty, chociaż zdarzały się oczywiście i trudniejsze tematy. Na pierwszej lekcji było budzenie się. Na drugiej - geografii - zaczęła już mozolnie pracować. Tak jak z resztą każdego dnia, a poniedziałku to już szczególnie. Szły właśnie na trzecią lekcję, gdy jakiś siedzący na ławce chłopak postanowił zrobić coś głupiego i zarazem dziecinnego, co było pewne. Wyciągnął rękę, jednak nie miał możliwości doprowadzenia do końca swego działania. Megan złapała jego nadgarstek w żelaznym uścisku.
- Nie radzę. - warknęła, ale po chwili przerodziło się to w ciche powarkiwanie, jak u psa!
Chłopak spojrzał na nią dziwnie, jakby z przerażeniem. Sama też się cholernie zdziwiła, jednak nie wymalowało się to na jej twarzy. Wypuściła rękę idioty siedzącego na ławce. Na nadgarstku został czerwony ślad po jej palcach. Nie był mocny, ale z pewnością zauważalny. Chyba nikt oprócz Sary, chłopaka i jego "kumpli" tego nie widział. Przynajmniej tak jej się zdawało, póki nie rozejrzała się dookoła. Okupująca parapet grupa, którą widziała w parku wpatrywała się w nią dziwnie. Dopiero teraz zauważyła, ze są w szkole. Jedni z nich byli zdziwieni, inni zdenerwowani, kolejni - w tym dziewczyna - niezadowoleni, a jeszcze jeden chłopak widocznie podekscytowany i głupio uradowany. Aha, jeden z nich był poważny, ale miał to już chyba z natury. Odwróciła się szybko i pognała przed siebie, skręcając po chwili w bok
- Hej, czekaj Meg! Co to tak właściwie było? - zapytała Sara, gdy już ja dogoniła. Dziewczyna odwróciła się do niej z dziwną miną.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem Saro. Zapomnijmy o tym. Proszę. Co masz teraz?
- Chemie.
- Ja matematykę. To spotkamy się na następnej przerwie.
- Jasne. Pogadamy sobie. - zapowiadało się dłuższe drążenie tego tematu. Meg jęknęła cicho po czym pognała pod klasę.
Nie lubiła matematyki, była z tego przedmiotu najsłabsza. Ale niestety, musiała przecież na nią chodzić. Pocieszeniem był lunch, który wciśnięty był właśnie między trzecią, a czwartą lekcją. Chwila wytchnienia. Po kartkówce, którą nauczycielka postanowiła zrobić, bo stwierdziła, że nie ma już co sprawdzać, ruszyła w kierunku stołówki. Wzięła jabłko, dwa kawałki pizzy i sok. Usiadła razem z Sarą. Dzięki Bogu, że tym razem nie siedziała z jakimiś osobami, których ona nawet nie kojarzy.
- No dobra, to teraz powiedz. - skąd wiedziała, że to zrobi? - Przecież nie patrzyłaś na tego chłopaka!
- Nie wiem, już mówiłam. Tak jakoś ślamazarnie się ruszał...
- A właśnie, skąd u ciebie taki refleks?
- Zawsze miałam refleks. - burknęła niezadowolona.
- Ale nie, aż taki.
- Saro, proszę. Nie rozmawiajmy o tym. Nie wiem, skąd u mnie coś takiego. Po prostu tak się stało. I tyle. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia.
- Oj, przestań. Wiesz co? - wyszeptała nachylając się ku przyjaciółce. - Ci nowi jakoś dziwnie na nas patrzą. Zauważyłaś?
- Ja się nie oglądam zawsze na boki tak jak ty. - mruknęła zerkając kątem oka po stołówce. Rzeczywiście - zażarcie o czymś dyskutowali, wyraźnie spoglądając na stolik, przy którym siedziały. Spojrzała na zegarek. - Zbieraj się Sherlock'u Holmsie. Czeka na nas biologia. Potem jeszcze francuski i w-f... - powiedziała bardziej do siebie.
Lekcja minęła raczej spokojnie. Może biologia nie zawsze była łatwa do zapamiętania, ale mimo wszystko nie sprawiała jej większych problemów. Pytanie poszło wyjątkowo gładko, a dalsza lekcja to już również spokój. Przesiedziała cierpliwie francuski. W-f. Znowu nic trudnego. Dzisiaj mieli gimnastykę, a ona należała do bardziej rozciągniętych, co chętnie wykorzystywała. W końcu chodziła na dodatkową gimnastykę ponad trzy lata. Ale cheerleaderki w krótkich spódniczkach to jednak nie było to...
Potem kółko chemiczne. Zawsze poprawiało oceny, pomagało w nauce, a poza tym Sara błagała ją na kolanach, żeby też chodziła. Zgodziła się dla niej mimo, że w tym roku nie miała tego przedmiotu. Przez tą ciągnącą się w nieskończoność godzinę czułą się strasznie. Tak okropnego samopoczucia nie miała już od bardzo, bardzo dawna. Pożegnała się szybko z Sarą i zapowiedziała, że dzisiaj nigdzie nie wychodzi. Przyjaciółka nie przyjęła tego zbyt zadowolona, ale się zgodziła.
Gdy wracała do domu znowu ta "Nowa Grupa" jak nazwały ich z Sarą, patrzyła na nią. To zaczynało być cholernie denerwujące. Wyglądali jakby chcieli do niej podejść, ale się wahali. Kiedy doszła do domu była z tego powodu bardzo zadowolona. Wchodząc na bodajże trzy schodki potknęła się oczywiście. Zaklęła cicho pod nosem i weszła do domu. Jenny od razu wyczuła, ze coś jest nie tak.
- Źle się czujesz? - krzyknęła nie dając jej się nawet rozebrać.
- No, trochę...
- A mówiłam, żebyś się lepiej ubierała! To teraz masz, co ci dokładniej jest? Jutro już możesz podarować sobie szkołę.
- Mamo! - jęknęła piskliwym głosem, niczym rozwydrzona trzynastolatka, która uważa się za dorosłą.
- Nie i nie. Trzeba było nie chorować! Wyleżysz się ten jeden dzień i będziesz miała spokój. A tak to będzie tylko gorzej i dwa tygodnie czy tam tydzień siedzenia. Jak tak mówię, to tak ma być. - Jenny klepała jeszcze, ale dziewczyna przestałą jej słuchać. Znaczy przestała już po kilku pierwszych słowach, bo matka i tak mówiła zawsze to samo.
- Dobrze mamo, zostanę. Jest coś do jedzenia? Strasznie głodna jestem. - mruknęła otwierając drzwi od lodówki.
- Miałam zamiar zrobić sałatkę.
- Szczerze mówiąc to mam ochotę na coś bardziej... Konkretnego. Poza tym sałatkę jadłam u taty.
- No to może kurczak?
- Jasne. Pomóc ci? - zapytała, chociaż znała już odpowiedź.
- Nie. Ty się do mojej kuchni nie dobieraj!
- Jak zwykle. - bąknęła pod nosem, ale posłusznie poszła do swojego pokoju.
Przejrzała lekcje, które zostały dzisiaj zadane. Mimo wszystko jednak stwierdziła, że woli zostawić je sobie kiedy już bardzo będzie się nudzić. Sięgnęła po swój zeszyt z rysunkami i dla zabicia czasu zaczęła go przeglądać. Niektóre rysunki były po prostu śmieszne, a inne naprawdę godne uwagi. Parę minut po tym, jak leżała wymęczona na łóżku zawołała ją matka. Zeszła na dół po czym usiadła przy stole, obok kobiety. Jadła wyjątkowo dużo i dosyć szybko.
- Kiedy pracujesz? - zagadała przełykając jeden z ostatnich kawałków kurczaka i frytkę.
- Jutro na noc, ale muszę wyjść jakąś godzinę czy pół wcześniej, bo mam sprawę w mieście. A czemu pytasz?
- A tak jakoś. - wzruszyła ramionami. Nagle poczuła się bardzo senna i zapragnęła leniuchowania. Spojrzała na Jenny zadowolona, bo w końcu napełniła brzuch. Jak mały szczeniak... - Wiesz... Chyba się prześpię. Obudź mnie jak będzie trzeba. - rzuciła i leniwie wczłapała się na schody. Po zdjęciu soczewek kontaktowych ułożyła się na łóżku, zwinęła tak jakby w kłębek i pogrążyła w śnie twardym, jak już dawno nie miała okazji.
Obudziła się pod wieczór. Za oknem było już kompletnie ciemno, co bardzo ją zdziwiło, bo gdy kładła się spać było jeszcze stosunkowo jasno. Ale czułą się za to bardzo wypoczęta. Można to było, a nawet trzeba snem, a nie drzemką. Wyciągnęła się leniwie na łóżku i odszukała ręką okulary. Nie chciało jej się zakładać soczewek. Zaraz potem zeszła niespiesznie na dół. Zastała Jenny, również w okularach, gdy haftowała sów nowy wzór - drużkę w parku z ławkami, drzewami i całą resztą.
- Hej. Dlaczego mnie nie obudziłaś?
- A spałaś do tej pory? Myślałam, że się czymś zajęłaś na górze... Chyba chciałaś ustanowić nowy rekord drzemki, cyz coś.
- Noo... Chyba. Wiesz co? Zamówmy pizze. - rzuciła z radosnym uśmiechem siadając obok kobiety i włączając telewizor. Matka spojrzała na nią dziwnie.
- Naprawdę jesteś chora. Od kiedy ty tyle jesz?
- No... Chyba od niedawna. To co, zamawiamy?
- Ale ja nie dam chyba rady zjeść całej...
- Dasz, dasz. Już ja to wiem. Dzwonie! - uśmiechnęła się szeroko i wyjęła z kieszeni małą, szarą komórkę. Już po chwili składała zamówienie. Wiedziała jakie chciała, więc nie trwało to długo. Będzie za jakieś piętnaście minut. - oznajmiła i zaczęła przeglądać programy telewizyjne.
- Jesteś ostatnio jakaś dziwna. Zmęczona, ale zarazem pełna sił. I wiele innych tego typu przeciwieństw.
- Wiem, ale czym to może być spowodowane?
- Dorastaniem? Trochę późno, a ty zazwyczaj byłaś bardziej wyrośnięta...
- Wiesz co? Nie mam pojęcia, ale trudno. I tak raczej się nie dowiemy. - zakończyła i tym razem szukała jakiegoś filmu, a nie bezsensownie przeglądała programy.
Po paru minutach dostarczono pizzę. Obydwie zajadało po swojej, chociaż został jeden kawałek Jenny, więc Meg bez zastanowienia pochłonęła go, przez co sprowadziła na siebie dziwny wzrok matki. Wzruszyła w odpowiedzi niewinnie ramionami. Posprzątawszy pudełka wróciły przed telewizor. Tak leniwie minął Megan wieczór. Gdy wróciła na górę wyjrzała przez okno - jak to zawsze czyniła, chociaż nie sama nie widziała w tym sensu. Na ulicach nie było nikogo, a na nie niebie jedynie parę gwiazd i księżyc dzień przed pełnią...
***
Wstała raczej w normalnej dla siebie godzinie. Ruszyła do łazienki chwytając po drodze jakieś rybaczki i starą, błękitną koszulkę. Potem przyszedł czas na śniadanie - zrobiła sobie jakąś tam jajecznicę, którą zjadła jak zwykle przed telewizorem. Znowu żałowała, że nie ma już Deno. Po to właśnie potrzebny był jej pies - żeby miałą z kimś wyjść i po przebywać w domu. Czuła się samotnie, gdy nikogo tam nie było. A to zdażało się raczej często.
Potem ruszyła na górę, by odrobić lekcje. Razem z nauką zajęło jej to niecałą godzinę. Zaraz potem włączyła komputer, bo wiedziała, że nie ma nic ciekawego w telewizji. Jak zwykle. Zaczęła ściągać niby jakiś horror, ale stwierdziła, że obejrzy jednak Van Helsinga. "Van Helsing" był jednym z jej ulubionych filmów jeśli i nie ulubionym. Występowali świetni aktorzy, krajobrazy były bajeczne, a potwory fajnie przedstawione no i oczywiście takie, które bardzo lubiła. Poza tym historia również jej się podobała.
Przejrzała również jakieś strony plotkarskie i tym podobne. Zostawiła włączony komputer i chwyciła jakaś książkę. Było to "Miasteczko Salem" Stephena Kinga. Czytała ją już kiedyś, ale to już jakiś czas temu. Była świetna - zaskakująca, nieprzewidywalna i wszystko co cechuje dobrą książkę. Z resztą jak inne powieści Kinga, chociaż tutaj nie było jeszcze tak znać ręki Mistrza. Tak mijał jej dzień, aż do wieczora.
Na wieczór zaczęła oglądanie filmu, który już wcześniej zaplanowała. Niestety przerwał jej dzwoniący telefon. Dzwoniła Jenny. Chciała, żeby zaniosła pani Uner jakiś list czy coś takiego. Starsza kobieta musiała go mieć na jutro rano, a jej matka o tym zapomniała. Przebrała się więc w długie spodnie, zarzuciła płaszczyk na żółtą bluzę i wcisnęła stare, czarne trampki za kostkę. Nie mogła znaleźć tych nowych, a te nie były jakoś mocno zniszczone. Po prostu ją denerwowały, gdy guma odklejała się z boku. Nie kłopotała się również zakładaniem soczewek - została w niezbyt lubianych okularach. Wyszła z domu w dobrym nastroju. Srebrna tarcza księżyca była idealnie okrągła, więc świetnie oświetlała jej drogę.
Dotarła do pani Uner stosunkowo szybko. Odmówiła gościny i ruszyła w drogę powrotną. Postanowiła się przespacerować trochę bardziej odludnymi ścieżkami. Usłyszała dobrze znany sobie głos. Boże, jak w jakimś głupim filmie. Pobiegła w tamtym kierunku wyjątkowo szybko. Zastała tam wyraźnie przestraszoną Sarę i chłopaka, w którym rozpoznała Mike'a.
- No chodź. - nalegał chłopak.
- Nie chce, Mike. Za wcześnie na coś takiego!
- Saro...
- Nie! Może w przyszłości, a teraz proszę, puść moją rękę. - nie posłuchał.
Megan bez zastanowienia skoczyła na chłopaka i zaczęła okładać jego plecy pięściami. W odpowiedzi dostała z łokcia w twarz tak mocno, że z nosa zaczęła wypływać stróżka krwi, a leżała już w dalszej odległości. Poczuła ogromny gniew. Odczołgała się w pobliski skraj lasu zrywając z siebie czarny płaszczyk. Była wściekła. Chciała dosłownie zabić tego gnojka. Jak ktoś mówi nie, to mówi nie do jasnej cholery!
Poczuła ból na całym ciele. Zarówno w kościach jak i mięśniach. Kości całkowicie zmieniały swój kształt, mięśnie się zwiększyły, a źrenice skurczyły. Czuła, jak całe jej ciało się zmienia. To było strasznie bolesne. Słyszała bardzo wyraźnie jak ubrania pękają na jej ciele, a te, które nie pękły, mimowolnie zrywała wijąc się w agonii. Nie wiedząc nawet kiedy, miała stojące uszy, ogon i porastała białą sierścią. Nie zastanawiała się jednak na niczym. Nie potrafiła.
Śnieżnobiała wilczyca skoczyła na rozbudowane plecy chłopaka. W czystej furii zatopiła zęby w karku chłopaka, rozszarpując mu bez najmniejszego wysiłku szyję. Gdy sportowiec leżał na ziemi ledwo się ruszając, a dziewczyna siedziała patrząc na to wszystko z otwartymi ustami i wielkimi jak spodki oczami, dopiero się ocknęła. Co ja robię! Stała tak chwilę wpatrując się w ciało chłopaka po czym po prostu zniknęła w lesie.
Biegła tak długo, aż znalazła się przy niedużym jeziorze. Krążyła w kółko z zakrwawionymi łapami i pyskiem, a z nosa wciąż leciała, chociaż już wolniej, krew. Co ja zrobiłam?! I w ogóle co to ma być?! Czym ja jestem?! Krążyła tak z tym podobnymi myślami w kółko, póki nie usłyszała jakichś szelestów. Spojrzała w tamtym kierunku nie widząc czego może się spodziewać. Z lasu wyszły wilki. Było ich pięć. Stała w osłupieniu, wpatrując się w nie niczym tego pamiętnego wieczoru, pierwszego listopada...
Nie bój się. - powiedział wilk idący na czele całej grupy.
Miał najbardziej rozbudowaną klatkę piersiową i łagodny głos. Jego sierść była czarna. Ponad to spostrzegła dwa znajome wilki - brunatnego z białym pyskiem i biało-pastelowego z szarymi przebłyskami sierści. Kolejny był po prostu szaro-brązowy, a drugi o różnych odcieniach szarości. Patrzyła na nie jak głupia przez dłuższy czas, po czym potrząsnęła wilczym łbem i zawołała w myślach:
Co wy u diabła robicie w mojej głowie?! To jakaś ukryta kamera czy jak? I w ogóle kim jesteście? Kim ja jestem?!
Zapowiada się ciekawie. - zachichotał jeden z wilków, właśnie ten o dziwacznej barwie. Rzuciła mu groźne spojrzenie.
Zamknij się, Reid. Jestem Seth Carter. - rzekł czarny wilk. - Chętnie odpowiemy na twoje pytania, ale czy nie wolałabyś się najpierw zmienić w... No nie wiem, człowieka?
A będzie bolało?
Pewnie jeszcze tak. Ale spokojnie, późniejsze przemiany już nie będą bolesne.
Późniejsze?! - wywrzeszczała załamana.
Spokojnie. Przyjdź do starej leśniczówki - zakładam, że wiesz gdzie to jest - jeżeli chcesz się czegoś dowiedzieć. Aha i ee... Widzisz, po przemianie będzie raczej... Naga. Tak dla samej świadomości. - powiedział Seth starając się utrzymać poważny ton, co średnio mu wyszło. Wszystkie wilki odwróciły się, by zniknąć w lesie.
Zaraz, zaraz. A co z Sarą? - spytała przypomniawszy sobie o dziewczynie.
Twoją przyjaciółką? Matt odprowadza ją właśnie do domu. Spokojnie, zajmiemy się również tym chłopakiem. Jak on? Ee... Mike?
Ta. Chyba czasami myślenie sprawia ci trudności. - mruknęła złośliwie.
Stary, ale cię przejrzała.
Tak, zgadza się. - odpowiedział figlarnie. - Reid, idioto ruszaj się. Przydałoby się tam coś sprzątnąć, bo to mógłby być za duży szok dla tej dziewczyny. - to powiedziawszy zniknął w lesie.
Stała tak patrząc się jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie zniknęły wilki czy cokolwiek to jest. Potem pobiegła tak szybko do miejsca, gdzie zauważyła Sarę i chłopaka, że wszystko po jej bokach się rozmazało. To było świetne! Ale i przerażające. Sama nie wiedziała jak ma się zmienić w człowieka. Kombinowała, kombinowała, aż usłyszała w głowie rozbawiony głos Seth'a.
Po prostu musisz chcieć.
Ta, tylko to jakoś tak nie pomaga.
To uwierz.
I rzeczywiście - gdy bardzo chciała i w to szczerze uwierzyła, zaczęła zmieniać się w dawną Megan. To również było bolesne acz nie w takim stopniu jak wcześniej. Zarzuciła szybko na swe nagie ciało płaszczyk. Chciała wcisnąć na nos pogięte oklary, jednak oczy za bardzo ją bolały, by mogła je chować za grubymi szkłami. Widziała normalnie... Naprawdę! Na ziemi leżały jedynie strzępy ubrań. Podniosła podeszwę trampka.
- Dobrze, że to te stare. - mruknęła do siebie i podniosła z ziemi leżącą komórkę. Była na szczęście cała. Zaraz wykręciła numer do Sary. - Sara? Hej emm... Co u ciebie?
- Wiesz co? Miałaś rację z tym dupkiem! Muszę ci wszystko opowiedzieć! Ale spotkałam nowego chłopaka...
- Matta. Jasne, jasne. Przepraszam, ale muszę kończyć. Do jutra. - po prostu się rozłączyła.
Biegła szybko do domu, dziękując Bogu, że kupiła płaszczyk do połowy ud, a na ulicach nikogo nie było. Nie ma to jak latanie z gołym tyłkiem po niedużym miasteczku. Gdy weszła do domu, pierwsze co robiła to zmycie z siebie krwi. Potem szybko się ubrała, wyczesała z włosów liście i wyszła prędkim krokiem na ulicę. Teraz stałam się potworem...
______________________________
Ostatnio miałam drobny problem z czasem, ale patrzcie na tą długość rozdziału! I wreszcie coś się dzieje^^
No dobra, nie nudzę. NN postaram się dodać nieco szybciej. Swoją drogą "wilcze sprawy" traktuję tu dosyć luźno, więc będzie to tak, jak mi w tym opowiadaniu odpowiada ;P
No nareszcie się coś dzieje. Super, Megan jest białym wilkiem {miałam takie przeczucie, że tak się stanie}. Podoba mi się i ciekawi co będzie dalej. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWspaniałe, genialne, cudowne! Aż się wierzyć nie chce. :D
OdpowiedzUsuńDziewczyno, czemu ty mi to robisz? Dwa pierwsze rozdziały były słabe, po prostu słabe. Potrafiłem to zrozumieć, w końcu każdy na początku jest słaby. W dwóch pierwszych akapitach III rozdziału zauważyłem poprawę, nieznaczną ale zawsze jakąś. Przyznaję, że nie spodziewałem się, że Megan będzie wilkołakiem pomimo braku znanego "zarażenia poprzez ugryzienie", ale akapit 3, ten po gwiazdkach jest po prostu dnem, dnem totalnym. Jestem skory zrozumieć, że Megan zadziałała impulsywnie skacząc na Mike`a z pięściami, ale czemu do cholery Mike się tym w ogóle nie przejął? Walnął z łokcia w twarz jakąś nieznajomą idiotkę która rzuciła się na niego od tyłu i dalej próbował zgwałcić Sarę. Później prawie w ogóle nie opisałaś przeżyć Megan, po tym jak zamieniła się w wilka i prawie rozszarpała człowiekowi gardło. W rozmowie wilków ciężko się było połapać kto co mówił. Sara również jakoś tak niezbyt przejęła się tym, że jej najlepsza przyjaciółka oberwała z łokcia w nos, a jej były chłopak został zaatakowany przez wilka, kiedy próbował ją zgwałcić. Niemalże zero opisów wewnętrznych, a nawet brak normalnych reakcji u bohaterów. Całkowita beznadzieja. P.S. Jest to tylko i wyłącznie moja opinia, może się ona różnić od innych i ma na celu wskazanie autorce jej błędów, a nie obrażanie jej.
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać o tym rozdziale. Mam mieszane uczucia. Niby fajnie, że już sie zmienila w wilka, ale jak juz ktos napisal, za malo opisow uczuc. Z reszta nawet nie przeczytalam polowy rozdzialu, serio nie bylo sensu. Co mnie obchodzą opisy jej wszystkich lekcji? Chyba bym usnela, jakbym to czytala, ale odkrylam, ze w ogole nie przeszkodzilo mi to w zrozumieniu akcji, bo oczywiscie bylo to tylko zapelnienie rozdzialu, by byl dluzszy. Ehh... No trudno. Weny zycze i nie pisania tylu informacji o rzeczach drugoplanowych, nie majacych ZADNEGO wplywu na dalsza fabule. Koniec. Pozdrawiam i nie chcialam cie urazic (bo daleko mi do czegos takiego). Wyrazilam tylko swoja opinie, wlasna. Mam nadzieje, ze wezmiesz sobie do serca to co pisze. Prosze! Bo naprawde moze byc fajnie. Jak tylko sie postarasz.~ Anonimka.
OdpowiedzUsuńMoi poprzednicy zdecydowanie mają rację. Styl pisania na poziomie podstawówki (przynajmniej ja tak pisałam swoje historie w tym wieku). Zdecydowanie za dużo opisów rzeczy nic nie znaczących np: ubrań - a to podstawowy błąd. Za dużo błędów gramatycznych, gdzieniedzie literówki i (co mnie najbardziej zdenerwowało) - nadużywasz słowa "jakiś". Co nasuwa wniosek, iż powinnaś załatwić sobie betę. I tak jak powyżej napisano, niemal zerowy opis uczuć po przemianie i zabiciu/zranieniu chłopaka.
OdpowiedzUsuńMożesz się na mnie obrazić, że wytykam ci błędy, lecz może ci to pomóc w dalszym pisaniu.
I o ile przebrnęłam przez cztery rozdziały, to niestety zrezygnuję z dalszego czytania twojego tekstu.
Btw. nie wiadomo gdzie rozgrywa się akcja. Vallent - mieścina. Ok, ale gdzie? W Anglii? Ameryce? Jakim Stanie? W każdym razie o ile piszesz o zagranicznym państwie, to poznaj, jako tako jego historię, bo nie jest mi wiadome, że w USA czy UK obchodzone jest święto Zmarłych. Raczej Halloween ;]
Życzę powodzenia w pisaniu i mam szczerą nadzieję, że dalej jest jednak lepiej :)
Szczerze mówiąc myślę, że będzie coś się działo między czarnym a białym wilkiem ;D Po prostu wszystkie wilki mają trochę koloru szarego, a tylko oni się wyróżniają. Poza tym jakoś tak kontrastowo pasują.
OdpowiedzUsuń